Ten rodział zawiera sceny +18
--------------------------------------------------
Kiedy byłam dzieckiem, myślałam, że marzenia wystarczą aby osiągnąć cel. Wystarczy przecież wiedzieć, czego się chce, a potem jest już z górki, nieprawdaż?
Jeśli chcesz zostać lekarzem, musisz dobrze się uczyć, aby dostać się do dobrego liceum. Gdy dostaniesz się do dobrego liceum, musisz ciężko pracować i dostać się na studiach. Gdy skończysz studia, dostajesz pracę jako lekarz. Jakie to proste.
Nikt nie wspominał mi, że ten lekarz cierpi na zaburzenia snu i migreny. Nikt nie mówił mi, że licealista staje się narkomanem lub alkoholikiem, że dziecko z podstawówki traci swoją niewinność, że student nie chce żyć.
To samo czułam, kiedy zorientowałam się, że to wcale nie jest moja wina, że nie mam kontroli.
Od lat jestem za gruba, doskonale o tym wiem. Zawsze jako dziecko myślałam, że z własnego lenistwa i wygody nie chudnę. Że skoro nic nie zmieniam, to musi mi być tak dobrze. Że wymyślam sobie problem.
Teraz do mnie dociera, że niczego nie kontroluję. Jestem tylko zwierzęciem, któremu bóg wie co postanowiło dać świadomość. Zazdroszczę tym wszystkim ptakom, psom, kotom, jeleniom i chomikom, że ich jedynym problemem jest to, czy przeżyją dzień. Nie obchodzi ich nic więcej. Kierują się instynktami. Nie wiedzą, że są. Nie wiedzą że ktoś ich może potrzebować.
Byłabym w raju, gdybym nie myślała, że ktoś może się mną przejmować.
Wpadam w swój paradoks. Smutno mi, bo nikogo nie obchodzę, ale smutno mi też że niektórzy się mną przejmują. Czuję się obserwowana, ale jednocześnie taka przezroczysta i pusta, zlewająca się z otoczeniem. Gdy się ubieram, myślę, że wyróżniam się za mało, z kolei gdy dopada mnie panika nad drobną niedoskonałością, to sądzę, że patrzą wszyscy.
Uważam, że jestem okropna, ale jednocześnie czuję, jakbym była za dobra. Ludzie do mnie przychodzą, ale czuję się samotna, niedoceniana, niekochana. Czuję, jakby oni wszyscy byli nieszczerzy. Czuję się niewarta ani grama uwagi, jednocześnie bojąc się, że przychodzą do mnie tylko po to, aby mi się podlizać i coś zyskać. Czuję się na tyle nisko, aby czuć się upodlona, ale na tyle wysoko, by sądzić, że ktoś mógłby chcieć mi się przypodobać.
Dzisiejszego dnia nie robiłam nic. Nie miałam siły. Co jakiś czas zerkałam w lustro, tylko po to, aby odwrócić wzrok. W moich uszach brzmiała głucha cisza. Nie było nikogo, kto mógłby mi pomóc, nikogo komu mogłabym zaufać, nikogo kto mógłby mnie objąć czy wysłuchać. Tylko ja, sam na sam, znosiłam własny umysł, czując ten dziwny ucisk w okolicy serca i żołądka oraz doświadczając tej bolesnej blokady, kiedy czujesz potrzebę krzyczeć, ale głos zamiera jeszcze w samych płucach, nim struny głosowe i język w ogóle pomyślą o tym, aby ułożyć się do wydania głośnego dźwięku.
Każdy dzień jest monotonny. Mój anchedoniczny nastrój trwa od dłuższego czasu. Boli mnie tak bardzo, że zapomniałam co to ból. Agonia stała się stanem domyślnym. To tak, jakby nagle przestały nastawać dni. Po jakimś czasie ludzkość zapomniałaby, czym było światło, słońce stałoby się jedynie mitem opowiadanym dzieciom, bo przecież to takie niedorzeczne, że na niebie mogłaby istnieć ogromna kula, roztaczająca światłość na cały świat. Z biegiem pokoleń słońce byłoby znane niczym bożek, którego wyznawali głupi, dzicy ludzie. Nie tęskniliby za nim. Nie można przecież tęsknić za tym, czego nigdy się nie znało. A nie zna się już tego, o czym się zapomniało.
Chciałabym wyjść z mojego pokoju. Ale jest mi tutaj dobrze. Nikt ode mnie niczego nie chce. Nikt mnie tutaj nie ocenia. Tylko ja. Jestem tutaj sama ze sobą. Moja krytyka boli najbardziej, ale przecież to i tak lepsze od grona krytyki. To i tak lepsze od tego, że ludzie mogliby dostrzec, jak niedoskonała, jak brzydka, próżna i żałosna jestem. Nie umiem stworzyć sobie pięknego człowieka, którym mogłabym być i cieszyć się życiem. Marzę o tym, że któregoś dnia moja głowa stanie się uporządkowana, ja stanę się stała. To będzie moment, w którym będę piękna, czyli szczęśliwa. Znajdę równowagę, zacznę kontrolować swoje czyny, instynkty i życie. Nie będę od nieczego zależna.
Ale na razie nie jestem w stanie zrobić nic z tych rzeczy.
Obudziłam się w miejscu innym niż ostatnio. Nie na łóżku, a na krześle, gdzie siedziałam z podkurczonymi nogami i spuszczoną głową. Gdy po chwili wyprostowałam kończyny, poczułam jak strzelają niezadowolone. Musiałam długo siedzieć w tej pozycji.
Wyprostowałam szyję. Poczułam ból w zgarbionych plecach. Przeklnęłam pod nosem.
Kolejny nudny dzień którego nie będę pamiętać.
Obudziłam się na podłodze. Znowu w ciszy. Wokół mnie panował porządek, taki piękny i idealny. Powietrze pachniało wiosną. Okno było otwarte.
Podniosłam się do siadu. Nie czułam bólu. Mimo że leżałam na twardej podłodze, moje ciało odczuwało to tak, jakbym wyspała się w najwygodniejszej pierzynie na świecie. To było niesamowite. Wszystko dookoła było takie przyjemne, lekkie i rześkie.
Gdy usiadłam, poczułam coś w tylnej kieszeni moich spodni. Sięgnęłam do niej. Przedmiotem okazała się być paczka starych papierosów. Uśmiechnęłam się do siebie. Było aż nazbyt delikatnie.
Wstałam, po czym podeszłam do drzwi balkonowych i otworzyłam je. Do wnętrza pokoju wtoczyła się fala chłodnego wiatru, który równoważył ciepłą, wiosenną pogodę. Wyciągnęłam ukrytą za doniczką zapalniczkę, po czym zaciągnęłam się. Od razu poczułam rozluźnienie, wewnętrzny spokój i równowagę. Oparłam się o barierkę. Wiedziałam, że palenie na balkonie jest ryzykowne ze względu na sąsiadów, jednak w tamtym momencie nie martwiło mnie nic. Wiedziałam że jestem w jakiś sposób bezpieczna, nienaruszalna.
Gdy kończyłam papierosa, poczułam oplatające się wokół mojej talii ciepłe ramiona. Oparłam się o plecami sylwetkę i westchnęłam cicho.
- Dlaczego dopiero teraz mnie tutaj zaprosiłeś? - zapytałam cicho, z nutą rozczarowania w głosie. Od naszego ostatniego spotkania minęło niemal pół miesiąca. - Nie odzywałeś się do mnie. Było mi ciężko - burknęłam.
Myślałem, że mnie nie chcesz. Tak dałaś mi do zrozumienia ostatnio
- Nie to miałam na myśli - wyszeptałam. - Nie wiedziałam, że tak to odbierzesz. Przepraszam - powiedziałam, odwracając się do Adama przodem i patrząc mu w oczy.
Mężczyzna objął mnie ramieniem, po czym wprowadził z powrotem do środka. Zamknął drzwi.
- Proszę, nie rób tak więcej - szeptałam, gdy ten ujął delikatnie moje biodro, sadzając mnie na łóżku. Potem położył moje ciało, zawisając nade mną i patrząc prosto w moje oczy.
Nie mam robić "jak" więcej?
Mówiąc to uśmiechnął się lekko pod nosem.
- Nie zostawiaj mnie. Choćby nie wiem co - jęknęłam cicho, kiedy odgarnął włosy z mojej szyi i zaczął ją obcałowywać.
- Dlaczego nie mogę tutaj zostać? Czemu muszę tam wracać? - spytałam szeptem.
Na to pytanie nie oczekiwałam odpowiedzi, jej też więc nie otrzymałam.
Zarumieniłam się lekko, gdy poczułam dłonie błądzące pod moją koszulką, dotykające delikatnie moich żeber, talii, brzucha.
Czy to miłe?
Wyszeptał te słowa do mojego ucha, wtulając twarz w moją szyję.
- Tak. To bardzo miłe - westchnęłam, wplatając palce w jego włosy. Poczułam po chwili jak jego dłonie dotykają moich pleców, a następnie rozpinają biustonosz. Następnym celem pocałunków zaś stał się mój obojczyk.
- Jesteś taki piękny - wyszeptałam, spoglądając na niego. - Nie zasługuję na nic z tego wszystkiego - Ujęłam jego twarz delikatnie w swoje dłonie, przerywając mu pieszczenie okolic mojej szyi. Kciukiem musnęłam jego wargi. Palcem wskazującym drugiej ręki lekko dotykałam nosa, palec środkowy spoczywał w okolicy czoła. Choć nadal nie potrafiłam dokładnie określić, jakie posiada rysy twarzy, wiedziałam jedno - był idealny.
- Taki piękny. Jesteś uosobieniem perfekcji - szeptałam. - Nie potrafię ciebie dokładnie opisać, ale zapewne nic co jest prawdziwie piękne nie jest możliwe do opisania - delikatnie oparłam swoje czoło o to należące do Adama. Przymknęłam oczy. Poczułam na swojej twarzy jego ciepły oddech.
Czego ode mnie oczekujesz? Co mam zrobić?
Zadał to pytanie cicho, po chwili. Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc że wybiłam go z rytmu.
Delikatnie objęłam go swoimi ramionami, po czym nakierowałam go tak, aby to on teraz leżał na łóżku na wznak. Wdrapałam się na jego biodra. Wyglądał na zaskoczonego.
Lekko musnęłam jego wargi swoimi, ujmując jego włosy w palce i pociągając lekko do tyłu, pogłębiając jednocześnie pocałunek. W momencie kiedy Adam otrząsnął się z szoku i zaczął odwzajemniać, ja już zaczęłam przechodzić na jego szyję, którą zaczęłam pokrywać malinkami i ugryzieniami, podniecając się smakiem jego ciała w swoich ustach. Gdy zerknęłam na mężczyznę, z zadowoleniem dojrzałam, że lekko się rumieni i zagryza wargę.
Ułożył swoje dłonie na moich biodrach. Docisnął mnie lekko do swojego twardego krocza. Jęknęłam cicho. Rozpięłam jego koszulę. Im więcej jego ciała było na widoku, tym więcej pokrywałam swoimi oznaczeniami. Obudziło się we mnie wszystko co zwierzęce, wszystko co chciało zaznaczyć "Jest mój. Ten kawałek nieba, syn ideału jest mój". Nie potrafiłam się powstrzymać. Robiłabym to pewnie dalej, gdyby nie to, że po pewnym czasie znów znalazłam się na dole i straciłam inicjatywę.
Był o wiele bardziej pobudzony niż wcześniej. W jego oczach widziałam, że traci fason i kontrolę nad sobą. Szybko zdjął ze mnie koszulkę. Przez moment przyglądał się moim piersiom, gdy bawił się nimi i masował w swoich dłoniach. Zagryzałam delikatnie wargę, przymykając oczy. Wyginałam lekko kręgosłup w łuk.
Potem zaczął je całować i ssać, jednocześnie rozpinając pasek swoich spodni. Ja zrobiłam to samo, wiedząc dokładnie w którą stronę to zmierza. Podniecała mnie jednak ta perspektywa. Czułam się bezpiecznie, czułam się kochana i pożądana. Potrzebowałam tego.
Gdy oboje byliśmy już całkowicie nadzy, Adam zaczął stopniowo się zniżać, aż w końcu jego twarz znalazła się tuż przy moich miejscach intymnych. Zarumieniłam się obficie, przez co moja twarz była teraz podobnego odcienia co sutki i inne wrażliwe punkty, które nabrzmiały i zaczerwieniły się pod wpływem porządania.
Palcami delikatnie rozdzielił wargi sromowe, następnie zaczął językiem zataczać kółeczka dookoła mojej łechtaczki.
- Co robisz..? - wydukałam cicho. Do tej pory nikt mi niczego takiego nie robił.
Czy to nie jest miłe?
Zadał to pytanie, po czym uśmiechnął się zadziornie i przystawił usta do mojej łechtaczki, ssąc leciutko. Jęknęłam niekontrolowanie. Moje nogi lekko zadrżały. Gdy ssał mój czuły punkt, czułam jakby moje ciało miało się rozpuścić pod wpływem wszechogarniającego gorąca.
Czy to nie miłe?
Powtórzył, wiedząc dokładnie, że nie jestem w stanie odpowiedzieć. Moją odpowiedzią był wzrok w moich oczach, nieobecny i odzwierciedlający błogość, która mnie ogarniała.
Moje ciało czuło się takie lekkie. Niemal jakbym była nieobecna, zapomniałam na moment kim jestem, co robię i do czego dążę. Ważne było tu i teraz, to jak niesamowicie dobrze się czuję.
Następne, co poczułam, to członek napierający lekko na moje wejście. Wyciągnęłam dłonie, po czym chwyciłam nadgarstki mężczyzny i przyciągnęłam go do siebie. Wdychałam jego zapach.
Gdy wszedł, usłyszałam z jego ust ciche westchnięcie.
- Czy to jest miłe? - spytałam zadziornie. Nie otrzymałam odpowiedzi.
Zamiast tego wtulił on twarz w zagłębienie mojej szyi i zaczął się poruszać. Objęłam jego głowę dłońmi, wplatając palce w długie włosy Adama. Pojękiwałam cicho z przyjemności. Nie czułam bólu.
Stopniowo mężczyzna zaczął przyspieszać. Wchodził we mnie głęboko i ostro, obijając się o moją szyjkę macicy tak intensywnie, że miałam wrażenie że przebije się dalej, w głąb mojego ciała. Gorąc ogarnął całe moje wnętrze. To było tak niesamowite, czuć w sobie ciało drugiego człowieka, tak gorące i namiętne.
Po pewnym czasie oboje pojękiwaliśmy sobie nawzajem do uszu. Odczuwałam to jako tak intymne, zatwierdzało to mnie jedynie w poczuciu bezpieczeństwa, zaufania i rozkoszy.
Skończyliśmy w podobnym czasie. Ja byłam pierwsza, z kolei moje kurczące i zaciskające się wnętrze było tym, co ostatecznie doprowadziło chłopaka do spełenienia.
Leżeliśmy razem, słuchając swoich przyspieszonych jeszcze oddechów, czując ciepło swoich ciał.
Obudziłam się już sama, w zimnym pokoju, w przepoconej pościeli.