boyshit {muke} ✓

By YourLittleBoo

45.6K 4.7K 4.3K

"Założyłem tego bloga, aby się dla was poświęcić, jakbym był bohaterem romantycznych uniesień, cesarzem rozmó... More

Prolog
Post 1: ser na cmentarzu, chińszczyzna i siniaki
Post 2: seksowne dziwadło
post 3: śniadanie u Tiffany'ego
post 4: pieśni maryjne i różowy brokat
post 5: różowe róże
post 6: heterosi
post 7: festiwal parówek i chichot na pogrzebie
post 8: bob budowniczy
post 9: taki sobie seks
post 10: intymność
post 11: wujek Luke, Massimo i cnoty niewieście
post 13: kolczyk w wardze
post 14: seks i frezje
post 15: paco rabanne i hugo boss
post 16: tania komedia romantyczna
post 17: cukier tata
post 18: po prostu Luke
post 19: "skarbie"
post 20: herbata malinowa
post 21: Marceline i Bubblegum
post 22: owinięty wokół palca
post 23: Empire State Building
post 24: zdradzona kobieta
post 25: Michel księgowy i ślub w Vegas
post 26: starcze słowotoki
post 27: bardzo dobrzy przyjaciele
post 28: matka na pełen etat
post 29: tanie słodycze, sól lawendowa i chaos
post 30: vansy i conversy
post 31: kiedy lustrujesz rzeczy, od których się odwróciłeś
post 32: ciężarna żona i zakochana nastolatka
post 33: kolejny mężczyzna
post 34: idea ciebie
post 35: żona trofeum
post 36: zabawni, bogaci, bezdzietni wujkowie
post 37: gang Hemmingsów i cancelowanie
post 38: nie ma to jak szczęśliwe zakończenia
Epilog

post 12: obsesyjne randkowanie

1K 118 71
By YourLittleBoo

    p o s t 1 2 
    s o n g: n e w y o r k - p a l o m a f a i t h

            @Cliffo.Official: rada na dziś, nie umawiajcie się z terapeutami!

Dźwięki restauracji ledwie dochodziły do moich uszu, ponieważ całą uwagę poświęciłem sylwetce wysokiego, szczupłego mężczyzny, którego piwne oczy prawdopodobnie od razu wpijały się w dusze, przez co nie musiałem powiedzieć ani słowa, aby czuć się przez niego zrozumianym. Nie byłem fanem randek w restauracji, ale nadchodziły takie momenty, gdy musiałem znaleźć pretekst założenia jednej z ulubionych koszul. Wtedy moje ramiona i talię okalała dość delikatna i leista, podzielona na połowę, gdzie z jednej strony była cienka, ale szeroka, czarna krata na białym tle, natomiast druga część ubrania cała została zabarwiona na czarno. Lubiłem ciemne kolory, tak samo jak przebijanie względnej elegancji bojówkami, czy łańcuchem w połączeniu ciężkich butów. To zabawne, ponieważ nie zawsze dbałem o swoją prezencję, ja miałem zwyczajnie zdolność wyciągania z szafy tego, co do siebie pasowało, gdyż już bardzo dawno temu przeszedłem etap wyrzucenia wszystkich, żenujących outfitów, wbrew protestom Karen, że coś z tego może się jeszcze przydać. Dopiero od tego tygodnia maniakalnie wręcz kompletowałem stroje, chcąc wydobyć ich cały potencjał i musiałem oddać to sobie, albo raczej Luke'owi Hemmingsowi, który wyznał miłość mojemu stylowi, że dzięki tym wariacjom, nagle polubienia na moim Instagramie podskoczyły.

Jak cię widzą, tak cię piszą, schludność to wizytówka człowieka – jasne, tyle że miałem dwadzieścia dwa lata, a aparycją bardziej pasowałem do wysypu nastolatek na tik-toku, niż do osób mojego rocznika jeszcze tkwiących w przeświadczeniu, że tatuaż, albo kolor na głowie obniży ich wartość. Doskonale pamiętałem, jak mama powiedziała mi, gdy chodziłem do podstawówki, że nie ma nic przeciwko, abym testował, ponieważ nadejdzie taki czas, kiedy prawdopodobnie, tak jak wszyscy, moja kreatywność zostanie zamordowana przez office dress-code, ale proszę, siedziałem tam nieustannie buntowniczo, choć w tym samym momencie bardzo elegancko, jedynie uozdabiając wnętrze drogiej restauracji, nie je szpecąc.

- Raczej wolę aktywne randki, albo chociaż takie, które mniej wyglądają, jak rozmowa o pracę – mruknąłem pół żartem, pół serio do Petera, siedzącego naprzeciw, a on pokiwał głową, niczym terapeuta z krwi i kości, na kogo zresztą się uczył, jak powiedział mi wcześniej przez telefon.

Nie pamiętałem nawet, czy poznaliśmy się na Tinderze, czy to on na mnie wpadł gdzieś przypadkiem, albo ja na niego. W jakiś magiczny sposób miałem jego kontakt w komórce, kilka wysłanych wcześniej SMS-ów, dlatego odświeżyłem tę konwersację, bo czułem potrzebę odetchnąć od akademickiego życia i przez chwilę chociaż poczuć się jak Simon Cowell za stołem w x-factorze.

To zabrzmi podle, ale uwielbiałem oceniać mężczyzn swoimi kategoriami. Czasem randkując wybierałem sobie jakim typem osoby będę, bo i tak żyłem w przeświadczeniu, że to nie ma najmniejszego znaczenia, bo mogę przespać się z delikwentem, a później zablokować go na każdym portalu i ruszyć dalej. Nie szukałem prawdziwej miłości, wiecie o tym, aczkolwiek gdybym chciał, prawdopodobnie znalazłbym ją w okamgnieniu, napisał nam historię, a potem przeżył resztę życia w towarzystwie człowieka, który nawet nie wiedziałby, że został przeze mnie uwiedziony oraz wpasowany w mój obraz funkcjonowania wszechświata.

- Ja raczej preferuję spotkania twarzą w twarz – powiedział krojąc swojego wegańskiego kotleta na absurdalnie wielkim do rozmiaru posiłku talerzu. Luke pewnie wybuchnąłby śmiechem widząc te porcje, a potem wyszedł i zaciągnął mnie na kebab, opowiadając o czymś, co niekoniecznie by mnie może nawet interesowało, ale słuchałbym jego głosu, bo jego tembr mnie uspokajał. Właściwie zjadłbym kebab. – Jak inaczej poznać człowieka, jeśli nie w rozmowie, hm?

- Niby coś w tym jest, chociaż z drugiej strony jest też mowa ciała, są reakcje niekontrolowane, nie chcę być czepliwy, panie studencie psychologii, jednak słowa łatwo przeciągnąć na swoją korzyść.

- Co masz na myśli?

- Ludzie kłamią, Pete. – Wzruszyłem lekko ramionami, a potem upiłem łyk wytrawnego wina, choć zdecydowanie wolałem to słodkie.

Nic nie odparł wpatrując się w moją buzię swoim głębokim, piwnym spojrzeniem, podczas gdy wszystko we mnie sugerowało, bym jego nie okłamał. Niektórzy rzeczywiście rozsiewają wokół siebie aurę komfortu, chyba liczył, że ja również dam się na to złapać, ale sztuczki spaceru po lince w głąb cudzej duszy miałem opanowane.

- Czym się interesujesz? Co robisz w wolnym czasie, pomijając obsesyjne randkowanie? – To chyba miał być żart, jednakże zmarszczyłem czoło. Tego wieczoru wybrałem osobowość nieufnego dupka, choć zrobiłem to bardzo podświadomie.

Właściwie przyszedłem na tę randkę, bo nie mogłem notorycznie pieprzyć tylko Caluma, podczas gdy doskonale wiedziałem, że on na boku robi jakąś Natalie z pierwszego roku lingwistyki. To byłoby dziwne, a zatem wyciągnąłem Petera z lodówki i liczyłem, że zapłaci za moją kolację oraz da mi materiał na post. Ale nie. Jego obchodziły moje pasje i widocznie moje poprzednie spotkania.

- To nie jest obsesja, raczej forma rozrywki. – Nabiłem na widelec jednego, pieczonego ziemniaka i sugestywnie wsadziłem go sobie do ust. To znaczy zrobiłem to zupełnie normalnie, ale ten ziemniak miał wielkość... Mniejsza, wszyscy wiemy o co mi chodzi. – Niektórzy lubią kajakarstwo, inni wspinaczkę, ktoś piłkę, a ja lubię randki.

- Więc to dla ciebie sport?

Westchnąłem ciężko. Nie zapisałem się na psychoanalizę. Gdybym miał to zrobić, poszedłbym do kobiety, chcąc uniknąć przejaskrawień w mojej głowie, bo znałem się na tyle dobrze, iż wiedziałem, że gdybym porządnie odleciał, mógłbym zabrać się nawet za dziadka przypominającego wyglądem Freuda. Kiedy to do mnie dotarło, prawie zachłysnąłem się swoim ziemniakiem. Może potrzebuję terapii? – pomyślałem.

- Czego oczekujesz, hm? – zapytałem. – Nie jestem twoim pacjentem, przyszedłem tutaj, jak na każdą poprzednią randkę w imię dobrej zabawy, poznania nowego człowieka, to nie jest tak, że każde moje działanie ma bezsprzeczny sens i ogromny cel. Nie próbuję znaleźć męża, ani miłości swojego życia. Możemy dalej w ten tajemniczy sposób, zaniżonym głosem mówić do siebie frazesami, ale możemy też śmiać się z tego, że dania są małe, a talerze ogromne, możemy posłuchać wspólnie muzyki na jednych słuchawkach i przejść dyskusję o treści „Czy Ross i Rachel byli na przerwie".

Peter uśmiechnął się pod nosem, złożył ręce w kostkę polityka, a potem założył nogę na nodze. Widziałem w tych piwnych oczach przeświadczenie o jego wyższości, a mojej niższości, dlatego zrobiłem się defensywny. Albo zwyczajnie patrzył na mnie, jakby miał wnioski, to po prostu ja czułem się niestabilnie, gdy ktoś mnie rozgryzał.

- Czy gadanie o niczym nie jest bezsensowne? Nie wolisz głębokich konwersacji do piątej nad ranem?

Jasne, że kochałem takie rozmowy! Inna sprawa, że ostatnią przeszedłem z Lukiem, co dalej odchorowywałem bezsennymi nocami, gdyż moja moc empatii dawała mi zarówno wielką siłę, ale też troskę o innych ludzi. Nie chciałem, aby zależało mi na kimkolwiek, nie czułem się gotowy brać odpowiedzialności za cudzy bagaż, bo ja miałem własny, a nikt nigdy nie pomagał mi go dźwigać. Karen miała też rację w tym, że z wiekiem randkowanie stanie się jeszcze trudniejsze. Być może doświadczenie i pewność własnych potrzeb wzrasta, ale za tym doświadczeniem idą też przeżycia, które należy przekalkulować wspólnie. Było w tym zbyt wiele dramatu.

- Wiesz... - Rozsiadłem się mniej kusząco, bardziej wygodnie, bo rzeczywiście się zamyśliłem. – Nie wierzę w całą tę farsę o wielkiej miłości, romansach jak z książek i przywiązaniu. Ludzie przychodzą i odchodzą, to bez znaczenia, ponieważ w pewnym momencie wszyscy i tak się gdzieś tam skończymy. Ciężko mówić o głębokich dyskusjach na pierwszych spotkaniach, bo takie rozmowy ma się z przyjaciółmi, a jeśli zdarzą się przypadkiem, niewymuszone, to znak, by się zaprzyjaźniać, nie jebać, wulgarnie rzecz biorąc.

Peter dalej wpatrywał się we mnie milcząco, podczas gdy w mojej głowie zebrała się cała seria myśli do wyplucia. Mimo wszystko miałem w sobie blokadę, by powiedzieć to na głos, zwłaszcza, że byłem pewny, iż między naszą dwójką nie zaiskrzyło. Nie chciałem dłużej jeść swoich ziemniaków, ani pić tego wina, ponieważ wszelkie zmysły przesłały informację do mózgu, że jeszcze moment i zacznę śpiewać o wszystkim, co gdzieś tam we mnie głęboko siedzi. Ale tylko chrząknąłem i siliłem się na lekki uśmiech.

- Więc jesteś zdania, że lepiej do końca życia krążyć i korzystać z tego, co oferują ci takie spotkania, jak to dzisiaj?

- Tak – zgodziłem się od razu, dolewając sobie lampkę z butelki. – A nawet jeżeli kiedyś zostanę w jednym miejscu, przy jednej osobie, to na podstawie umowy we właśnie przyjaźni. Musisz mi wybaczyć, ale jeśli liczyłeś na to, że uda ci się mnie poskładać, albo że usłyszysz coś wielkiego, albo głębokiego z mojej strony, to się przeliczyłeś. Nie jestem zepsuty, zaburzony, nie mam problemów z samym sobą, myślę, że raczej oszukałem system, w którym cały świat mówi mi, że powinienem kochać kogoś, kto odbiera mi poczucie kontroli.

Mężczyzna powstrzymał parsknięcie, dlatego zacisnąłem szczękę, a przewracając oczami, dopiłem swoją porcję alkoholu. Kiedy odstawiłem szkło, położyłem stopy stabilniej na podłodze, natomiast obie ręce skrzyżowałem.

- Michael, byłeś kiedyś zakochany?

Zmarszczyłem czoło, gdy to padło, na co tym razem ja się zaśmiałem i wzruszyłem lekko ramionami.

- To nie jest moja rzecz.

- Jasne.

Zmierzyłem go, a potem nasz posiłek. Poczułem, że ze wszystkich absurdalnych randek, na jakich byłem, ta przerosła mnie najbardziej, nie dlatego, że Peter mnie onieśmielał, albo sprawiał, iż moje policzki zachodziły się rumieńcem. Między słowami wyznałem mu, że się boję, a najgorsze w tym wszystkim było to, że wiedziałem kogo i czego oraz przede wszystkim, że nawet jeśli stanąłbym na głowie, to że mianowicie tego dopełniacza się bałem, wymagałoby ode mnie zbyt wiele pracy.

Prędko skasowałem wręcz ten pomysł z głowy, bo zrobiło mi się niedobrze. Chciałem wyjść i wrócić do akademika, by się przespać, jednakże z drugiej strony naprawdę miałem ochotę na seks, poza tym liczyłem, że on zapłaci za tę kolację i może to był mój błąd, że zbyt poważnie potraktowałem jego przyszłą profesję. Czy ja zatracałem swoje umiejętności panowania nad sytuacją zawsze i wszędzie?

- Opowiedz mi więcej o sobie – zarządziłem w końcu. – O, wiem, to są zawsze dobre historie, jak wyglądało twoje wyjście z szafy?

- Hm... Właściwie to mój były chłopak bardzo mi wtedy pomógł, ale chyba przerosła go cała ta konspiracja w jakiej żyliśmy przed moimi rodzicami. Przez trzy lata wierzyli, że mam współlokatora, a kiedy wszystko wyszło na jaw, nie dał rady z ich presją.

- Och, więc masz za sobą długi związek. Opowiedz mi więcej, prawie panie doktorze. – Poruszyłem brwiami.

Peter rzeczywiście zaczął mówić, ale jednym uchem wpuszczałem jego słowa, drugim je wypuszczając. Moim problemem był ostatnio Luke i wszyscy jesteśmy tego świadomi, jego problemem natomiast, był on sam i tożsamość, z którą musiał się zmierzyć. Siedząc wówczas w tej restauracji, kiedy piwne oczy wiodły po mojej delikatnie rozpiętej koszuli, zacząłem zastanawiać się nad tym, jakby to było, gdybyśmy po prostu pozwolili temu napięciu między nami wybuchnąć. Obiecałem sobie nie pełnić tej roli, którą przyjął ex Pete'a, ani nie bawić się z nikim w takie gierki, ale byłbym bardzo głupi, albo bardzo ślepy, gdybym nie wiedział, że to właśnie między mną, a Hemmingsem się dzieje. Musiałem mieć minę, jakby muzyka z windy grała w mojej głowie. Zwłaszcza, że w pewnym momencie historii Petera, praktycznie cały się spiąłem, gdy dotarło do mnie, że ta relacja jaką miałem z Lukiem, zaczęła niebezpiecznie wpływać na moje randki. Ponownie zrobiłem się defensywny, przełykając ślinę. Z drugiej strony chętnie zjadłbym z Lukiem kebab i pogadał o pierdołach.

- Wiesz, trochę mu się nie dziwię – skończył wreszcie, przechodząc do przykrej konkluzji. – To duże wyzwanie, kiedy masz wrażenie, że osoba, którą kochasz, trochę nienawidzi się przez miłość do ciebie. Wtedy zaczynasz myśleć, że bez ciebie byłoby mu łatwiej.

- Nikt nie jest odpowiedzialny za cudze uczucia, co? – mruknąłem. – Mam zasadę, by nie spotykać się z ludźmi w szafie, bo kiedyś babcia kolegi wyrzuciła mnie półnagiego z jego domu. Ale z drugiej strony nie widzę przeciwskazań, by ktoś przetestował na mnie samego siebie, bez angażowania się w więcej, niż jedną randkę. To nie ma najmniejszego znaczenia dla mnie, dla innych być może jestem game-changerem.

- Michael... To nie wyjdzie, w sensie to dziś.

- O nie, zdecydowanie nie. – Zaśmiałem się lekko. – Jestem trochę podpity tym winem, poza tym nie lubię płakać podczas seksu, a dajesz mi smutną energię tego złego analizowania.

Oboje zaśmialiśmy się cicho.

- Nigdy nie uprawiałeś smutnego seksu? – Uniósł jedną brew.

- Nie, raczej mi się nie zdarzyło. – Tak samo jak nie uprawiałem seksu z miłości, ani nigdy nie byłem na dole, co mogło wiązać się przede wszystkim z moją potrzebą panowania nad sytuacją. – Chociaż swój pierwszy raz chyba każdy może nazwać przykrym, niemalże smutnym – zażartowałem.

Byłem bardzo emocjonalny, bardzo głośny, bardzo pewny siebie i szedłem jak ogień, ale wielki ogień potrafi być potwornie groźny, zwłaszcza jego siła spalania, bo gdy przeżywałem smutek, albo złość, one szargały mną doszczętnie, tak że przez metaforyczny dym, nie widziałem żadnych ścieżek wyjścia.

- Skoro wiemy, że to nie wyjdzie, w takim razie... – przeciągnął Peter. – Dam ci radę, przestań traktować się jak rzecz, bo jesteś interesującym człowiekiem. Przede wszystkim dla terapeuty.

Zmarszczyłem brwi. Ja wcale nie traktowałem się jak rzecz, ja tylko... Okej, może jednak trochę. Zrobiło mi się wstyd, choć z drugiej strony poczułem, że skoro tak już jestem postrzegany, albo zwyczajnie w ten sposób mnie podsumowano, może powinienem pójść za ciosem? Czy miałem jakieś korzyści z bycia emocjonalnie dostępnym? No właśnie...

- Wezmę to pod uwagę. – Dopiłem wino już z butelki, a potem, aby nie robić niepotrzebnego problemu, zostawiłem na stole sto dolarów i porzuciłem Petera, gdy poszedł do łazienki.

*

Wychodząc przed restaurację z lekką złością, która zebrała się we mnie, zacząłem się zastanawiać co powinienem zrobić dalej. Naprawdę liczyłem, że ta noc skończy się inaczej, a zatem miałem jeszcze mnóstwo czasu do wschodu słońca, by jakkolwiek odbić negatywne uczucia ze swojego żołądka, bo tam z reguły się one zbierały.

Nie traktuj się jak rzecz. Też mi coś, przecież wcale tego nie robię! Korzystałem ze swojego życia, z młodości, piękna, momentu popularności. Oczywiście, każda randka kosztowała mnie parę łyków jakiegoś trunku, a seks z nieznajomymi nie należał do najbardziej przyjaznych, promowanych przez instytut zdrowia matki i dziecka, zajęć, ale co z tego?! Kiedy miałem to robić, jeśli nie wówczas póki byłem jeszcze w pełni sił. Spacerując przez zaludniony chodnik w centrum, wsunąłem dłonie do kieszeni, przewracając w nich swoją komórkę. Z jakiegoś powodu pomyślałem o tym, że gdyby ten załamany samym sobą Luke z ostatniej imprezy mnie teraz, zobaczył, to nawet on uznałby mnie za obraz nędzy i rozpaczy, a wcale nie byłem zrozpaczony, tylko trochę poirytowany.

Naprawdę rzygać mi się chciało, gdy ktoś kreował się na takiego, co pozjadał wszystkie rozumy. Peter-Burak, tak powinienem nazwać post o nim. Och, zdecydowanie zasłużył na post!

Gdybym był rzeczą, to bardzo drogą. Taką, na którą tylko najbogatsi mogliby sobie pozwolić, albo ci, co dobrze kombinują. Koniec końców to i tak ja decydowałem w czyje ramiona trafiam, tym samym nikt nie mógł mi zarzucić, że robię coś złego.

Przypomniałem sobie to uczucie, które szargało mną, gdy Colin zapłacił mi za seks. Byłem zażenowany, a jednocześnie bardzo zadowolony, bo nie dość, że popiłem za darmo, zaliczyłem noc w czterogwiazdkowym hotelu, to jeszcze wyszedłem z pełnym portfelem.

Dobrze, skoro jestem rzeczą, to ekskluzywną rzeczą.

Rozpinając kolejny guziczek koszuli, wyciągnąłem telefon i zatrzymałem się pod sklepem monopolowym, przy okazji odpalając papierosa. Dawno nie dzwoniłem w to miejsce, a jednak złość wzięła nade mną władzę i wcale nie byłem zestresowany słysząc pierwsze dwa sygnały. Dochodziła dziesiąta, nic wielkiego, ja odebrałbym o dziesiątej.

- Tak słucham? – odezwał się znajomy głos po drugiej stronie, dlatego uśmiechnąłem się zwycięsko.

- Hej, Chad, tęskniłeś? – zapytałem złośliwie, a kiedy on zaczął się śmiać, automatycznie to odwzajemniłem. – Nie wierzę, że nie zmieniłeś numeru od liceum.

- Nie wierzę, że znasz go na pamięć.

- Przyjaciół trzymaj blisko, wrogów jeszcze bliżej...

Zapadła między nami dłuższa chwila ciszy. Łapiąc duże hausty powietrza uświadomiłem sobie, co właśnie zrobiłem i dopiero wtedy kolor wrócił na moją twarz. Naprawdę osiągnąłem poziom, na którym bezwstydnie dzwoniłem do swojego byłego kochanka, który regularnie dawał mi w łeb, aby odzyskać numer telefonu faceta, który zapłacił mi za seks, bo inny gość na randce powiedział pośrednio, że sugeruje mi terapię? Może byłem zaburzony? Może tak, bo to wszystko poszło jak kostki domino, przez jeszcze kolejnego mężczyznę, który dawał mi przeświadczenie, że nawet jeśli jest mniej stateczny, niż ja, to nie mogę kontrolować wszystkiego, co przy nim czuję.

Jestem żałosny. Jestem wszystkim z czego się nabijam. To ci futboliści, to ich cholerna wina!

- Czemu zawdzięczam ten telefon? Jesteś teraz sławny, musisz mieć do mnie interes. – Mój rozmówca przypomniał o swojej obecności, dlatego znów zaśmiałem się cicho, by rozładować napięcie.

- Nie jestem aż taki sławny. – Przewróciłem oczami, choć wiedziałem, że Chad tego nie zobaczy. – Mniejsza, co u ciebie? – Chciałem zacząć dość delikatnie, odpalając sobie drugą fajkę.

- W porządku... Michael, czy ty się naćpałeś?

- Nie, rzeczywiście mam do ciebie durną sprawę, ale to nie zmienia faktu, że chcę wiedzieć co u ciebie. – Ukucnąłem przy ścianie. – A teraz musisz odpowiedzieć na moje pytanie, bo w innym wypadku nie powiem ci co to za sprawa, więc nie będziesz mógł zasnąć i ponownie zacznę zakłócać twój spokojny sen nagminnie. Będziesz sobie o mnie i o mojej sprawie przypominał za każdym razem, gdy spojrzysz na to, na co teraz patrzysz, Chad.

- Woah, stary, dobry Cliffo. – Westchnął ciężko.

- To... Co tam u ciebie? – Co jakiś czas obserwowałem kolana ludzi, którzy mnie mijali.

- Cóż, dobrze. Właściwie to lepiej, niż dobrze, wziąłem ślub z Christie w zeszłym roku, teraz jesteśmy w ciąży.

- Moment, czekaj... - Aż rozchyliłem wargi, bo to naprawdę była nowina miesiąca, jeśli nie półrocza, czy tam dziesięciolecia. – Wziąłeś ślub z laską, którą zdradzałeś ze mną?

- Tak – odparł zupełnie poważnie.

- Czy ona... Wie?

- Tak.

- O kurwa. – To było przekleństwo pełne szacunku, bo nie spodziewałem się, że kiedykolwiek jej o tym powie. Jasne, czasem się rozstawali i schodzili. Byli typową, popularną parką mojego liceum. Coś jak Luke i Lisa na studiach, a ja... Widocznie mam typ. O kurwa, gdzie to o kurwa nie ma już w sobie za grosz szacunku. – To gratuluję w takim razie.

- Ta, jest czego. Widocznie oboje wyszliśmy na ludzi, dobrze, że dzwonisz, nie miałem twojego kontaktu, a czasem mam myśl, żeby cię przeprosić, jakby... Nie chciałem doprowadzić cię do jakiegoś stanu samobójczego, po prostu byłem młody, głupi i myślałem, że jak będę się nad tobą znęcał, to podskoczą mi morale.

Zamrugałem wolniej. Naprawdę zapamiętałem zupełnie innego Chada, a ta informacja, że się zmienił, bo o ile mu wierzyłem, to już inna para kaloszy, oraz jego małżeństwo z Christie, nagle sprawiło, iż zrobiło mi się strasznie dziwnie, bo widocznie ludzie przechodzą transformacje i to nie tak, że na zawsze miał pozostać tym samym, głupim jak but, tyranem-futbolistą.

- Nie ma sprawy, jakby... Nie byłem w stanie samobójczym, raczej zrobiłem karierkę w necie, czy coś, zresztą sam wiesz. Nieważne, ostatnio chciałem cię zbaitować i kazałem znajomemu zadzwonić do ciebie, jako do prostytutki...

- Ach, tak. Już myślałem, że naprawdę zacząłeś się kurwić!

- Coś ty! – Zaśmiałem się trochę nerwowo, bo to wcale nie było tak. Zresztą... Kto powiedział, że opłata za dobrze wykonaną pracę jest czymś złym?! Kapitalizm i tak rucha nas wszystkich. – Wyślesz mi jego numer SMS-em? Bo sam zmieniałem telefon i nie zapisałem, a muszę się z nim zgadać.

- Umn... Okej, ale jesteś pewny, że to był tylko żart?

- Jezus, Chad!

- No co? Gdybyś nagle skończył w burdelu też pewnie czułbym się trochę winny. Christie mówi, że wiszę ci kosz podarunkowy za topienie głowy w kiblu.

- Dbałeś o kondycję moich włosów, podaj mi ten numer, to serio mój kolega i pozdrów Christie.

- Mike...

- Mam chłopaka, nic mi nie jest, możesz spać spokojnie – skłamałem, bo jak wiecie wcale go nie miałem, ale nie miałem spotkać się z Chadem w najbliższym czasie. Ja i tak rzadko wracałem do domu.

- Jak się nazywa?

- Luke. – To wzięło się znikąd. – Też gra w piłkę, mam typ, możesz wysłać mi ten kontakt, bo dosłownie stoję w środku miasta i marznie mi dupa, a on ma po mnie przyjechać!

- Jest ciepło.

- Sam jesteś ciepły!

- Przecież sobie z ciebie żartuję, Cliffo, nie masz poczucia humoru.

Przewróciłem oczami. Zdecydowanie nienawidziłem Chada i byłem pewny, że tak samo bardzo będę nienawidził kiedyś jego dzieci, dzieci jego dzieci i wszystkich, którzy kiedykolwiek mieli czelność nazywać się jego przyjaciółmi. Ale prócz irytacji, poczułem też ogromny wstyd, ponieważ mogłem wybrać kogokolwiek na świecie, chociażby Caluma, jednak nie, padło na Luke'a i po co? I czemu?

Na szczęście odebrałem wiadomość z ciągiem cyfr, który nieumyślnie zignorowałem, jakbym miał jeszcze jakieś poczucie wartości własnej dupy wtedy w hotelu, ale w tamtym momencie, serio potrzebowałem odskoczni. Przełknąłem ślinę, wstałem z chodnika i zacząłem iść przed siebie wraz z innymi ludźmi, o których tożsamość, czy w ogóle obecność nie dbałem.

Wybrałem kontakt do Colina, chrząknąwszy wcześniej. Nie musiałem długo czekać, ponieważ odebrał niemal od razu.

- Colin Moore, słucham?

- Hej, Colin, nie wiem czy mnie pamiętasz, ale spotkaliśmy się w Nowym Jorku parę tygodni temu i zastanawiam się czy jesteś w mieście i masz ochotę postawić mi drinka.

Usłyszałem łoskot w tle, skądś wyszedł, dlatego chciał dalej ze mną rozmawiać. Uśmiechnąłem się pod nosem, bo ta konspiracja pozwoliła mojemu mózgowi wykreować kolejny charakter, jaki mogłem mieć tej nocy. Jakbym grał w nowoczesnej, gejowskiej wersji Pretty Woman.

- Chłopak z kolorowymi włosami – powiedział na wydechu. – Dałeś mi zły numer...

- Tak, dałem ci numer znajomego, bo mieliśmy ze sobą taki układ, ale widocznie on z tym skończył. – Nie musiałem mocno się wysilić, by dobrze kłamać. Wymyślanie wymówek szło mi bezbłędnie. – Jednak dzwonię do ciebie teraz, widocznie coś mnie w tobie urzekło...

Portfel, nic innego...

- Nie ma mnie teraz w mieście, wybacz.

- Rozumiem. – Przygryzłem wargę w uśmiechu irytacji, bo to nie tak miało dziś wyglądać.

Gdy się rozłączyłem, uderzyłem parę razy telefonem w otwartą dłoń. Zmieniłem kierunek na chodniku idąc tam skąd przyszedłem, by koniec końców opaść na ławkę przy zagajniku. Z ciężkim westchnieniem zacząłem przeglądać Instagram, a potem twittera, aż w końcu zrezygnowany wybrałem kolejny numer, tym razem ten należący do Caluma Hooda.

- No co jest? – zapytał znudzony, choć odebrał po pierwszym sygnale.

Calum nie bawił się w żadne intrygi, bardzo go przez to lubiłem ponieważ prędzej zadbałby o to, abyśmy oboje byli usatysfakcjonowani ze wspólnej nocy, niż o przestrzeganie zasad niedostępności, albo roznamiętniającego flirtowania.

- Chcesz po mnie przyjechać? Najlepiej gratis, bo potrzebuję dobrej historii, żeby podbić sobie statystyki.

- Boże, Michael, nie możesz wrócić autobusem? W sensie... Nie chce mi się, jeśli mam być szczery.

- Wiem, że ci się nie chce, mi też by się nie chciało, ale mam dziś słaby humor, potrzebuję kumpla.

- Kolejny – mruknął, a gdy usłyszałem, że się zbiera, odetchnąłem z ulgą. – Luke też łazi i smęci.

Na tę informację odrobinę się wyczuliłem.

- Coś się stało, wszystko u niego okej? – zapytałem niepewnie.

- Ta, ogarnie się, to Luke, on tak ma.

- Hm. Pewnie. – Rozsiadłem się wygodniej na ławce. – Gdzie mam czekać?

- A zgodziłem się? – mruknął Calum złośliwie.

- Nie, ale słyszę, że wyszedłeś z pokoju.

- Może idę srać? – zasugerował.

- Chryste, stary. – Pokręciłem głową.

- Żartuję, przygotowałem się na ciebie dzisiaj, planowałem zajść cię, jak wrócisz. - Chodziło mu oczywiście o lewatywę. 

- Och, więc spekulowałeś, że moja randka będzie chujowa? – Dalej się z nim droczyłem.

- Oczywiście! A tak serio zamówiłem wibrator, nie śmiej się ze mnie... - Musiałem się powstrzymać, by tego nie zrobić, choć to była totalnie normalna sprawa. – Najlepiej będzie, jak go Hemmings odbierze, przecież on się złoży z zażenowania.

- Przychodzą tak zaklejone, że się nie zorientuje, słowo.

- Skąd wiesz, masz? – Calum wyszedł już z budynku.

- Nie, odbierałem te matki i raz otworzyłem pudełko, bo myślałem, że to moje komiksy, nieważne, miałem śmieszne dzieciństwo. Włączę lokalizację, znajdziesz mnie?

- No, czekaj na mnie.

- Jasne, hej.

Rozłączyłem się wracając do przeglądania social mediów. Mój entuzjazm trochę opadł, bo zacząłem w głowie podsumowywać miniony dzień, albo raczej wieczór. Czy ja naprawdę próbowałem przespać się z kimś za pieniądze zupełnie intencyjnie? Nie żebym miał coś przeciwko, każdy dba o własny tyłek, ale... Nie brakowało mi kasy, nie byłem pod kreską, jasne, potrzebowałem już kolejnego posta, najlepiej jakiegoś dobrego, ale blog i tak na tym etapie zarabiał mniej, niż instagram, czy nawet youtube, gdzie pojawiałem się raz na parę tygodni z krótkimi sotrytime.

Przełknąłem ślinę, wziąłem głęboki oddech, a potem włączyłem muzykę w słuchawkach.

Jestem bardzo drogą rzeczą, czy nie jestem rzeczą? Ale skoro nie jestem rzeczą, to dlaczego nikt nigdy nie zapytał mnie tak zupełnie szczerze, jak się czuję ze swoim życiem erotycznym, czy uczuciowym, jak postrzegam swoje ja i przede wszystkim, czy bezpiecznie wróciłem do domu.

l.penguin: Calum po ciebie jedzie? :)

michaelclifford: tak??

Zmarszczyłem brwi, gdy dostałem tę wiadomość na dm na Instagramie. Przy okazji zorientowałem się, że Luke już bardzo dawno temu, bo przed rozpoczęciem semestru, chciał wysłać mi głosówkę, którą usunął, zanim do nie dotarła.

l.penguin: to oki, wychodziłem właśnie jak gadaliście i słyszałem, że mu się nie chce

michaelclifford: haha ok

l.penguin: powiedziałem, żeby to zrobił, bo jak coś to nie piłem jeszcze piwa i mogę wziąć jego auto, albo zamówić ci taksówkę

michaelclifford: nie trzeba, radzę sobie, dzięki :)

Podciągnąłem nogi pod brodę, czując że moje policzki robią się ciepłe, niby pisanie z Lukiem wydało mi się bardziej ekscytujące, niż moja dzisiejsza randka.

l.penguin: spoczko, będę dziś późno, bo idę się uczyć ze znajomymi, także macie ode mnie gratisa w postaci wolnego pokoju, nie spieprz tego, clifford!

michaelclifford: jakżebym mógł zmarnować dobroć twojego serca, hemmings!

michaelclifford: co to za głosówka btw? Nie widziałem wcześniej, a jest usunięta, chciałeś mnie opieprzyć o to taranowanie ciebie??

Luke zaczął odpisywać, a potem nie wysłał. Znów pojawiło się przy nim parę kropek, jednak ponownie one zniknęły. Zacząłem się niecierpliwić, a w momencie gdy wyszedłem z rozmów prywatnych, westchnąłem, bo wtedy dostałem powiadomienie.

l.penguin: Lisa chyba coś od ciebie chciała, a potem usunęła, nie wiem, ale po dacie widzę, że byliśmy wtedy w innym świecie, bo to moja i mojej starej ekipy data świętowania

michaelclifford: haha luźno byłem ciekawy

Nie chciało mi się w to wierzyć, jednak nie miałem podstaw, by podważyć jego historię, dlatego musiałem przyjąć wersję zdarzeń Luke'a.

michaelclifford: co wtedy świętujecie?

l.penguin: koniec wakacji

michaelclifford: nie lepiej świętować ich początek?

l.penguin: każdy powód do świętowania jest dobry!

l.penguin: wtedy po prostu każdy ma czas

l.penguin: tamta noc była szalona, jeden koleś mnie tak zirytował ugh!

michaelclifford: co ci zrobił, skarbie?

l.penguin: opowiem ci przy okazji, bo właśnie wszedłem do kumpla

michaelclifford: jasne i ej nie pij dzisiaj alkoholu

l.penguin: a to niby czemu??

michaelclifford: z troski?

l.penguin: ?

michaelclifford: o kwiatki ;)

Spłonąłem już pełnoprawnym, soczystym rumieńcem, gdy dotarło do mnie, że zasugerowałem Luke'owi, aby nie pił, by nie czuł się źle, tak po prostu. I tak sporo emocjonalnie ostatnio przeszedł, ale hej, nie byłem uprawniony do tego, by go pouczać, prawda?

Mimo wszystko uśmiechnąłem się pod nosem widząc zdjęcie piwa bezalkoholowego. Odesłałem mu swoje zdjęcie, jak podnoszę kciuk w górę, ale zanim przeczytałem odpowiedź, usłyszałem klakson z auta Caluma, który mnie w ten sposób wołał.

Może i byłem bałaganem, czy tam rzeczą, ale jednak komuś zależało na tym, abym bezpiecznie dojechał do domu.

Przywitałem się z Hoodem krótkim buziakiem, jednakże nie przeszliśmy do rozmowy, ponieważ prowadził konwersację ze swoją siostrą na uchwycie dla kierowców, gdzie odwiesił komórkę. Ich tematem była jej praca, dlatego toteż się zaangażowałem, wciąż z nosem w telefonie. Przeszedłem na twittera, a tam w powiadomieniach zobaczyłem znajomą nazwę.

Luke... To był Luke, tak samo nazywał się na Instagramie, a jak się okazuje, mieliśmy parę interakcji. Wstrzymałem oddech, gdy dostrzegłem o czym pisaliśmy. Ale zamiast się zmieszać, czy zirytować, tylko się lekko zaśmiałem. Ten koleś miał jeszcze większy burdel w głowie, niż ja... A co najgorsze, jarało mnie to w nim, choć bardzo chciałbym powiedzieć, że tak nie jest.

Blokując wyświetlacz, oparłem skroń o szybę. Poczułem potrzebę, by Luke'a zobaczyć. Najlepiej teraz, albo chociaż dziś w nocy.

Cóż... Uważajcie czego sobie życzycie, bo to może się czasem spełnić...

_______________________

dobrze mi idzie ostatnio ten maraton, ale mam nadzieję, że cieszycie się z niego tak samo jak ja!

Niedługo zacznie się moja ulubiona akcja w tej książce i to jest takie super, chciałabym żebyście już mogli przeczytać cały mój pomysł, bylibyście w nim zakochani! Mam nadzieję, że będziecie tho

Także tak, dajcie znać co sądzicie, pijcie wodę i streamujcie motion 

all the love xx

Continue Reading

You'll Also Like

337K 5.2K 14
Wspaniałą okładkę wykonała @spadanie Beani McLevis kocha taniec i zamierza zrobić wszystko by w przyszłości zatańczyć na większej scenie. Niestety dr...
6.3K 784 45
Zapraszamy do gry z Asami Wywiadu! Odkrywamy tu karty kariery tych mniej, jak i bardziej znanych twórców. Kariera pisarza jest jak gra w pokera, raz...
50.6K 2.7K 70
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...
18.6K 1.7K 23
Harry chce umrzeć, a Louis nie chce mówić. Albo: Harry chce żyć, gdy Louis zaczyna mówić. ___ Ilość stron (bez dodatków): 59 - format a4 Okładka: J...