Miłość. Główny czynnik doprowadzający do tragedii jakim jest moje życie, to właśnie przez miłość popełniłam wiele błędów. Te błędy nazywały się Vincent Keller. Moja wielka miłość. Ludzie mówią, z z miłości robi się głupie rzeczy i jestem tego żywym dowodem. Zrobiłam wiele głupich rzeczy które wtedy były dla mnie niczym, były niczym bo miałam przy sobie osobę którą kochałam i która kochała mnie. Tak mi się wtedy wydawało, ale to była złudna otoczka którą wykreował w moich oczach, on mnie nie kochał, miał jebaną obsesje na punkcie mojej dupy. To co zdawało się mu się miłością, było tylko jebaną obsesją, a nie wiem co jest gorsze, zakochany typ z obsesją czy po prostu z obsesją. Zdecydowanie druga opcja dlatego dziękowałam w głowię, że się we mnie nie zakochał.
Znałam taki typ, aż za dobrze. Vincent nie znosił sprzeciwu i jeśli coś nie idzie po jego myśli. Nie wykorzystał mnie dla pieniędzy moich rodziców, czy sławy on chciał być kochany, i ja mu tą miłość skutecznie zapewniałam. W połączeniu z zakurwiście dobrym seksem nie miał po co odchodzić, jednakże myśl o wzbogaceniu się o kilkanaście tysięcy była lepsza niż potrzeba miłości. Mógł znaleźć sobie inną, lepszą która obdarzyła go miłością odwzajemnioną. A taka jest najlepsza.
- Ty za to wydajesz się jeszcze większym skurwysynem, mylę się? - Jad z jakim wypowiedziałam te słowa zdziwił mnie samą, jednak nie ukrywajmy, nienawidziłam go i nie miałam zamiaru się z tym kryć. Prychnął pogardliwie łapiąc mnie stanowczo za ramię, jego dotyk mnie palił. Czułam jak płonę i niestety nie w przyjemnym tego słowa znaczeniu.
- Ani trochę, Eli - Zacisnęłam mocno szczękę słysząc zdrobnienie jakiego użył, dlatego tak bardzo się spięłam, gdy Marcus użył tego przezwiska podczas kłótni. Vincent zawsze go używał i tylko on.
- Co tu robicie? - Wycedziłam, patrząc stanowczym wzrokiem w ciemne tęczówki chłopaka dla którego kiedyś straciłam głowę, straciłam siebie. Chłopak westchnął przybierając uśmiech który był kiedyś warty wszystkiego, warty samej mnie.
- Mała słodka Eli. Dla ciebie kochanie, a dla kogo innego? - Prychnęłam, toczyliśmy walkę na wzrok którą może i bym wygrała, ale przeszkadzał mi w tym skutecznie dzwoniący telefon w mojej torebce. Zacisnęłam jeszcze mocniej szczękę, wyciągając agresywnymi ruchami telefon, nie patrząc kto dzwoni odebrałam.
- Halo? - Warknęłam, patrząc w tęczówki które były kiedyś moją definicją wszystkiego, ale czy to wszystko było warte mnie samej? Zdecydowanie nie.
- Też jesteś dla mnie najważniejsza -Zamarłam - Nie pozwoliłaś mi tego wczoraj powiedzieć, ale byłaś jesteś i zawsze będziesz najważniejsza. Może nie okazywałem tego zawsze, ale byłaś moim wszystkim i nadal jesteś. Kocham patrzeć jak się uśmiechasz, kocham twoje oczy, kocham na ciebie patrzeć. Jesteś moją definicją wszystkiego, nie ma piękniejszej i lepszej osoby od ciebie. Od zawsze byłaś tylko. I tylko ty się liczyłaś, może i zawsze powtarzałem, że ojciec jest najważniejszy, ale w końcu zrozumiałem, że to nie prawda. To ty zawsze przy mnie byłaś i kurewsko cię przepraszam, że, gdy... - Przerwał przełykając głośno ślinę, moje oczy zaszły łzami, a oczy Vincenta lekko złagodniały - ...gdy oni wrócili nie ma mnie przy tobię. Przepraszam. Wiem, że niczego ci tym nie wynagrodzę, ale, gdy wrócę wyjedziemy z tego pojebanego miasta, od tych pojebanych ludzi i będę tylko ja i ty - Zaczęłam kręcić głową, nie mogłam. Po prostu nie mogłam, musiałam odnaleźć siebie by poradzić sobie z nim i nimi.
- Nie będzie nas, gdy wrócisz. Będę ja i będziesz ty. Już nigdy nie będziemy jednością, bo tak naprawdę nigdy nią nie byliśmy. Rafe nie okłamujmy się nie wiemy czy wrócisz, a
ja... - Przerwałam, starłam szybko pojedynczą łzę i głośno westchnęłam - ...a ja, ja muszę sobie wszystko poukładać, dużo się ostatnio wydarzyło i zdecydowanie mnie to przerosło. Także daj znać jak wrócisz - Rozłączyłam się, przymykając powieki. Usłyszałam pełne kpiny prychnięcie przez co otworzyłam powieki.
- Nowa miłość? - Jego szczęka się zacisnęła, a oczy pociemniały, był zazdrosny. Zazwyczaj jego szczęka była lekko zaciśnięta, ale nigdy, aż tak mocno. Chyba, że był wkurwiony albo właśnie zazdrosny.
- A nawet jeśli to co? Zazdrosny? - Prychnęłam wychodząc z pomieszczenia niestety usłyszałam szmery, więc jestem pewna, że ta trójka za mną poszła. A szkoda. Przynajmniej zapomniałam na chwile, iż w tej kuchni również znajdywało się moje zdradzieckie kuzynostwo.
- Dobrze wiesz, że tak - Musiałam, aż przystanąć. Jego słowa uderzyły we mnie z podwójną mocą, nie oczekiwałam od niego takiej szczerości. Nie oczekiwałam niczego. Nie po tym wszystkim. Nie po tym, gdy mnie zostawił. I może ubolewałam najbardziej nad jego odejściem, to równie mocną tęskniłam za tą wkurwiającą brunetką i zdystansowanym do ludzi Ethanem. Ale nie, oni też postanowili odejść. Bo pieniędzy mieli mało, akurat. Majątek ich rodziców był zaledwie odrobinę mniejszy od moich... w sumie już od mojego. Ale tylko o trochę.
- Pierdolcie się wszyscy! - Krzyknęłam, biegnąc do swojego pokoju. Zatrzasnęłam drzwi, podchodząc do ściany osunęłam się po niej podkurczając nogi do brody. Owinęłam wokół nich ręce i starałam się z całych sił nie wybuchnąć płaczem. Słysząc otwieranie drzwi i jakieś szmery zacisnęłam szczękę tak mocno, iż przysięgam, że zaraz połamię sobie zęby.
- Po chuj wróciliście? I tak życie mi się jebie, nie potrzebuje was w moim życiu. Jesteście nikim dla mnie, zniszczyliśmy mnie i teraz macie czelność wracać i zachowywać się jakby te lata waszej nieobecności wcale nie miały miejsca - Prychnęłam, zaciskając mocno powieki czując czyjąś dłoń na ręce - Nie. Dotykaj. Mnie. Kurwa - Wręcz wyplułam te słowa, a ten obrzydliwy dotyk zniknął.
- El - Przełknęłam głośno ślinę na ten delikatny i aksamitny ton głosu - Nam jest na prawdę przykro i chcemy to naprawić wiem, że niczym nie zrekompensujemy ci tych lat, ale może zaczęlibyśmy wszystko od nowa? - Prychnęłam śmiejąc się gorzko, podniosłam wzrok, by spojrzeć w jej piękne zakłamane oczy. Kiedyś te oczy były oazą mojego spokoju, uwielbiałam patrzeć w nie, gdy ta dziewczyna się śmieje. Zawsze tańczyły tam promyki radości, oraz coś niebezpiecznego, coś przez co straciłam siebie.
- Pierdolenie, wypierdalajcie z mojego pokoju. Muszę gdzieś zadzwonić - Dziewczyna przewróciła oczami, siadając na moje łóżko z wielkim uśmiechem, uśmiechem o dziwo szczerym. Przewróciłam oczami na ich wychodzenie z moje pokoju i już nieco uspokojona wyjęłam telefon. Zmarszczyłam delikatnie brwi, dzwoniąc pod odpowiedni numer.
- Hej... - Zaczęłam słabo nie wiedząc jak mam zacząć rozmowę.
- Cześć - Jego twardy ton głosu był przerażający, nie nawidziłam go u niego. Przypominał mi on moją kłótnie o Vincenta, oraz rodzeństwo.
- Słuchaj... Rafe wyjechał - Słysząc prychnięcie z drugiej strony, wzięłam większy wdech wypuszczając głośno powietrze - Nie mówię ci tego, bo masz przyjechać czy mnie pocieszać. Obecnie mam inne problemy o nazwie Vincent, Ethan i Victoria. Chciałam cię tylko o tym poinformować, oraz przeprosić. Zachowałam się kurewsko podle wypominając ci śmierć brata, ale ty nie byłeś lepszy. Wyrzuciliśmy wszytko co w nas siedzi i wiesz co? Kurewsko ciebie kocham Marcus, jesteś najlepszym przyjacielem jakiego mogłam mieć, jestem pewna, że znalazłbyś kogoś lepszego na moje miejsce i nie zdziwię się, gdy to zrobisz nie mam zamiaru cię prosić byś został, chociaż kurewsko chciałabym cie mieć przy sobie. To twoja decyzja i zrozumiem jeśli będzie to nasza ostatnia rozmowa - Otworzyłam oczy, by sprawdzić czy chłopak się nie rozłączył, nie rozłączył. Słyszałam jego nierównomierny oddech
- To było głębokie i głuptasie nie mógłbym cię zostawić, też cię kurewsko kocham i przepraszam. Masz racje oboje powiedzieliśmy za dużo, ale nie mógłbym żyć bez ciebie - Uśmiechnęłam się lekko, ale był to mój jeden z najszczerszych uśmiechów. Słysząc dźwięk zakończenia rozmowy podniosłam natychmiastowo wzrok na trójkę osób przyglądających mi się z zaciekawieniem. Nie obchodziło mnie, że byli przy kilku najszczerszych rozmowach w moim życiu.
Bo liczył się w tam tym momencie tylko on. Mój zwariowany czarnowłosy gej, osoba za którą mogłabym umrzeć
******
Witam, witam w dwunastym rozdziale! Jest to dla mnie najlepszy jak do tej pory i jestem z niego kurewsko dumna, pisałam go tak na prawdę cały czas poza domem więc, wybaczcie błędy. Jest on strasznie dla mnie ważny, ponieważ Elise się powoli otwiera i poznajecie jej przeszłość.
Nie wiem czy pisałam w tam tym rozdziale, ale jeśli tak to jeszcze raz przypomnę, że ten jak i kilka następnych rozdziałów będą dość smutne.
A tak btw to chciałam pozdrowić Pana który skradł moje serce i poprawił mi wieczór. Siedziałam se spokojnie w MC i jadłam pisząc rozdział i nagle podchodzi do mnie jakiś Pan proszący o pieniądze, dałam mu 5 zł i colę a on powiedział, że jestem aniołem i mam znaleźć se porządnego faceta bo inni są skurwesynami i na mnie nie zasługują.
Boże No wzruszyłam się wiem, że nie jest to na temat książki No, ale trudno.
Także życzę miłego dnia, wieczoru czy nocy i widzimy się w czwartek lub wcześniej!
Tik tok: Devvilltown