Stałem pod drzwiami czekając aż mój brat otworzy, co się stało po kilku minutach. Jednakże otworzył mi mój najstarszy bratanek.
-Wujek Jungkook!- Ucieszył się przytulając mnie.
-Cześć mały. Jest tata?
-Jest. Zaprowadzę cię.- Powiedział łapiąc moją dłoń i prowadząc do salonu.- Tato, wujek przyszedł.
-Nie wiedziałem, że nas odwiedzicie.
-Wybacz. Mogłem zadzwonić.
-Nic nie szkodzi. Siadajcie.- Poprosił co zrobiliśmy od razu.- Chcecie coś do picia?
-Nie, hyung. Siadaj. Chciałabym z tobą porozmawiać.- Spojrzałem na męża, który złapał moją dłoń dla otuchy.
-O czym?
-Spotkałem się z Panem Kang.- Zacząłem.- Powiedziałem mu wszystko co zrobił mi ojciec.
-Naprawdę? Brawo, Kookie.- Uśmiechnął się szeroko.
-Ale nie daje mi spokoju to, że.... Ty nie chcesz odnowić z nim relecji. Czemu?
-A dlaczego mam?
-Nie zrobił nic złego.
-Owszem nie. Ale nie chce mieć z nim nic wspólnego. Nie znam go, więc po co? Ja tobie Guk nie zabraniam spędzać z nim czasu, ale nie zmuszaj mnie do tego.
-Po prostu tego nie rozumiem. On chce dobrze.
-Jungkook. Zrozum, że nie mam ochoty go poznawać.
-Ale jest naszym ojcem. Powinniśmy dać mu szansę.- Oburzyłem się mocniej ściskając dłoń starszego.
-Ty nie ja.- Fuknął.- Chang idź na górę.- Powiedział do syna, który wystraszony zrobił to co kazał jego tata.
-Ty także jesteś jego synem.
-A szkoda. Nie potrzebuje go, nie potrzebuje ojca. Tyle lat żyłem bez niego, więc po co mi teraz?
-Hyung...
-Nie. Kook nie zmuszaj bym go zaakceptował. Jest obcy dla mnie.
-Dlatego trzeba go poznać.- Powiedziałem cicho.
-Nie mam ochoty. Idźcie już stąd.- Podniósł się z miejsca.
-A może coś ukrywasz?
-Co niby?- Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Wiesz coś więcej o Panu Kang. Powiedz mi.
-Guk. To, że nie chce go znać nie oznacza, że coś ukrywam na jego temat.- Westchnął.
-I tak nie rozumiem.- Również się podniosłem.- Każdy chciałby mieć w życiu ojca. Miłość ojcowską. Nigdy ci tego nie brakowało? Mnie owszem. Od dziecka mnie poniżał, bił, ale pragnąłem by choć raz mnie przytulił, powiedział, że mnie kocha.- Mówiłem, a z każdym słowem mój głos się łamał.- Pragnąłem by był ze mnie dumny, by mnie pochwalił za dobrą ocenę. Ale wszystko miał w dupie.- Spuściłem głowę pociągając nosem.- Zawsze miał mnie gdzieś.
-Jungkook...- Przybliżył się kładąc dłoń na mym barku.
-Ja chciałem tylko miłości.- Rozpłakałem się przytulając brata.
-Wiem, Kookie. Spokojnie. Nie płacz.- Poprosił.
-Może już pójdziemy.- Odezwał się pierwszy raz Jimin odciągając mnie do brata.- Gukie?
-W porządku.- Powiedziałem cicho wycierając policzki.- Hyung? Proszę przemyśl to co Ci powiedziałem.- Dodałem i razem z mężem opuściliśmy dom starszego.
-Dobrze się czujesz?- Spytał, gdy wsiedliśmy do samochodu.
-Tak. Przepraszam.- Spojrzałem w bok.
-Za co?
-Nieważne. Jedź już, proszę.- Rzekłem bardziej odwracając się do niego plecami. Po kilku chwilach starszy ruszył, a po kilkudziesięciu minutach dotarliśmy do domu.
Bez słowa wyszedłem z auta wchodząc do środka za pomocą kluczy od razu szukając Mochi, która tym się nie pojawiała. Jak na złość. Teraz, kiedy jej potrzebowałem.
-Mochi? Kici kici...- Wołałem kotkę wychodząc na ogród. Ani śladu.
-Przyjdzie.- Usłyszałem za sobą. Spojrzałem na starszego, który opierał się o futrynę okna.- Koty tak mają. Niedługo powinna wrócić. Chodź do mnie.- Rozłożył ramiona. Podszedłem i wtuliłem się w niego.- Nie martw się.
-Musisz lecieć do Ameryki? Dlaczego? Nie chce byś leciał.
-Kochanie dasz radę. Będzie z tobą Tae. To tylko kilka dni.
-Tylko kilka dni. Może się przedłużyć...- Odparłem patrząc mu w oczy. Ten się uśmiechnął kładąc dłoń na mym policzku.
-Jesteś dzielny Kookie. Pamiętaj o tym.- Oznajmił głaszcząc kciukiem moją skórę.
-Ale...
-Jesteś silny. Nie jest inaczej. Po prostu nim się obejrzysz wrócę.
-Oby tak było.- Spuściłem głowę.
-Hej... Będzie tak.- Powiedział unosząc mój podbródek.- Wszystko powiedziałem Tae. Wie co będzie robił. Plus powiedziałem mu by pilnował twojej terapii.- Zaśmiał się.- Wejdźmy do środka.
-Pomóc Ci się spakować?- Zapytałem.
-Możesz.- Uśmiechnął się.
***
-Będę tęsknić. Załatw to szybko i wróć.- Mówiłem przytulając starszego nie chcąc go puścić.
-Ja też będę Kookie. I wrócę. Nie bój się. Muszę już iść. Pamiętaj, że rano przyjedzie Tae.- Powiedział całując mnie w czoło, a potem w oba policzki, a na koniec w usta, przy których zatrzymał się dłużej.
-Wiem.- Westchnąłem.
-Hej. Żadnych smutnych oczu. Uśmiechnij się skarbie. Mam wylecieć widząc twoją smutną twarz? No dalej. Gdzie są te ząbki?- Spytał udając głos jakby mówił do małego dziecka, ale i tak zaśmiałem się ponownie go przytulając.- Od razu lepiej.
-Kocham cię Jimin.
-Kocham cię Jungkook. Trzymaj się i bądź silny. Do zobaczenia.- Rzekł i poszedł w stronę bramki. Machałem mu cały czas dopóki nie zniknął za drzwiami samolotu. Gdy maszyna latająca odleciała opuściłem lotnisko. Zacząłem się stresować i bać, że gdzieś spotkam swojego nieprawdziwego ojca. Mimo że policja mnie pilnuje i tak miałem stracha.
Wróciłem do domu taksówką. Tam znowu próbowałem znaleźć Mochi, której nadal nie było. Nie było jej cały dzień. Zacząłem się martwić, że coś jej się stało.
Zmęczony padłem na kanapę, lecz po chwili usłyszałem na górze skowyt kota. Wstałem wystraszony, że coś się dzieje z kotką. Pobiegłem na piętro do pokoju rodzicielki. Stanąłem w progu widząc na środku pokoju tego potwora, który miał w rękach moją kotkę i robił jej krzywdę.
-Jak tu wszedłeś? Skąd...
-Ah czekałem na ten moment aż twój kochaś wyjedzie.
-Jak tu wszedłeś?!
-Nie interesuj się.- Fuknął rzucając brutalnie kotkę na ziemię.
-Mochi.. - Powiedziałem przejęty jej stanem. Ledwo się ruszała.
-Przejmujesz się tym sierściuchem? Jest dla ciebie ważny?- Zakpił z uśmiechem.
-Proszę daj mi ją.- Rzekłem chcąc podejść, lecz nie podwolił mi na to z powrotem biorąc Mochi na ręce.- Oddaj ją.
-To tylko kot.- Zaśmiał się.- Jest bezużyteczny. Tylko leży, żre i nic nie robi. Więc... Po co ci ona? Zresztą widzisz? I tak zdycha.- Mruknął.
-Zostaw ją!- Krzyknąłem zaczynając płakać, a gdy ją po prostu zabił łamiąc jej kark moje serce rozpadło się na tysiąc kawałków.- Nie.. - Szepnąłem upadając na kolana.- Nie.. Dlaczego?- Wybuchłem płaczem.- Ty łajdaku!- Krzyknąłem za co dostałem w policzek, a następnie złapał mocno moją żuchwę.
-Ty także jesteś nikim Jungkook. Myślisz, że Kang ci pomoże? W dupie.
Mówił, a w głowie przypomniałem sobie, że policja dała mi pewny czujnik w razie potrzeby. Tylko nie mogłem sobie przypomnieć, gdzie go dałem.
-No. Już nie płacz.- Starł moje łzy, lecz to nic nie pomogło.- Wstań ładnie.- Poprosił co zrobiłem. Nasza sypialnia. Tam był ten czujnik. Gdy byłem na równych nogach z całej siły popchnąłem go, a następnie uciekłem do pokoju obok, w którym się zamknąłem na klucz. Otworzyłem szufladę wyjmując drżącymi dłońmi urządzenie i wciskając przycisk. Usiadłem na łóżku płacząc i nasłuchując się czy pomoc nadchodzi.
-Jungkookie...- Usłyszałem jego głos.- Bądź grzeczny, a będę dla ciebie łagodny. Otwieraj ty dziwko!- Krzyknął uderzając w drzwi i szarpiąc za klamkę. Po kilku chwilach usłyszałem głos policjantów przez co wybuchnąłem płaczem ciesząc się, że koszmar się zakończył. Wstałem otwierając drzwi zauważając, że zakuli go w kajdanki i wyprowadzili.
-Jest Pan bezpieczny. Pójdziemy już. Miłej nocy.- Odeszli, a gdy usłyszałem trzask drzwi natychmiast pobiegłem do pokoju obok chowając w swoich ramionach Mochi. Rozpłakałem się głaszcząc ją po grzbiecie.
-Przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam Mochi.- Powtarzałem płacząc.
********************
15.09.21
Hejka
Jak wam się podoba?
Miłego dnia