Otwierając oczy ujrzałam kobietę o rudych bardzo gęstych włosach. Nie wiedziałam co mam zrobić. Od środka coś wołało o potężną dawkę. Tydzień temu skończyły mi się tabsy. Byłam zdenerwowana z tego powodu, chciałam tylko odlecieć w lepsze miejsce. Spojrzałam na ufne oczy kobiety i uśmiechnęłam się.
-Elizabeth? - zapytałam cicho.
-Tak, ty to pewnie Diana.
-Nie mogę uwierzyć że cię widzę, jesteś taka ładna.
-Dziękuję, miło usłyszeć przyjemne słowo po tylu latach śmierci. Jakoś Liam nie chce zrozumieć że jest mi ciężko. - powiedziała pomagając mi wstać.
-Spokojnie, pójdę do wujka i z nim porozmawiam. Uwierz że to równy facet. Jak się czujesz?
-Trudno jest stwierdzić. Mam masę wspomnień z tamtych lat. Nie mam o kim z tym porozmawiać, nikt już nie żyje.
-Ja żyje.
-To nie to samo. Idę robić kolację. Tata wyszedł z domu i jesteśmy same.
-Mam pomysł! Połóż się spać bo jesteś zmęczona, a ja zajmę się domem. - powiedziałam patrząc an nią maślanymi oczami.
-Dobrze, dobranoc. - zgodziła się i zasnęła w moim łóżku.
Wujek powtarzał że Elizabeth będzie długo spać a jej posłuszeństwo jest wręcz złotem. Nawet nie zamieniłam z nią kilku zdań, a już ją okłamałam. Ubrałam się w czarną obcisłą sukienkę, buty na obcasie i rozpuściłam włosy. Szybkim ruchem zamknęłam drzwi i stanęłam przy lesie. Czekałam na samochody, nie mogłam przecież wziąć kampera. Gdy zobaczyłam światła wbiegłam na jezdnię i podniosłam dłonie w górę. Czerwone auto zatrzymało się, prowadził je młody chłopak wraz z paczką podpitych znajomych.
-Co mała? - został.
-Do "Lord Club"? - zapytałam poprawiając włosy.
-Oczywiście, ale najpierw się napij! Zigi dawaj flaszkę! - krzyknął pokazując miejsce obok siebie.
Usiadłam nie mając nic do stracenia. Wypiłam pół butelki czystej wódki zapijając ją jakimś niebieskim sokiem. W radiu leciała głośna klubowa muzyka. Nie słyszałam nic prócz niej, skutecznie alkohol tłumił myśli mieszające się z wyrzutami sumienia. Gdy dotarłam do klubu uspokoiłam się. Mężczyzna który mnie podwiózł klepnął mnie w tyłek na pożegnanie i odjechał. Gdy znalazłam się na parkiecie jakiś typ wcisnął mi butelkę wódki. Szybko wypiłam ją i zawlokłam się do baru. Przy barze siedział jakiś chłopak popijając brunatną ciecz. Siedziałam obok niego zerujac kolejne butelki. Nie czułam już smutku, szczęście było wręcz niewyobrażalne. Poczułam tą adrenalinę i alkohol buzujący w moim ciele. Stanęłam na środku, wokół mnie stado ludzi. Skakałam najwyżej nie patrząc na to że ktoś położył mi na chwilę dłoń na ramieniu czy wpatrywał się w moje nogi. To było coś niesamowitego. Znalazłam się w tłumie gdzie każdy był na tyle pijany i naćpany że łatwiej było mi przyjmować całe zło tego świata. Jakbym mogła to zapewne bym zaczęła krzyczeć. Gdy mrugałam to pomiędzy mrokiem widziałam kolorowe światła. Przypominały mi one strzały. Poszłam do toalety i spojrzałam w brudne od szminki i dymu tytoniowego lustro. Wróciły wspomnienia, widziałam znów swoje kłamstwa. Przypomniał mi się jego dotyk, twarz i ten papieros dzielony na pół. Krew w żyłach popłynęła mocniej z alkoholem identycznie jak wtedy. Burzliwy umysł zatrzymał się wtedy gdy jego serce zajrzało w moje zbyt głęboko. Mogłabym teraz stawać się lepsza. Nie chciałam tego tak samo jak powrotu do domu. Upijanie się do nieprzytomności jest prostsze od udawania że jest dobrze w normalnym świecie. Mogłabym rozwalić ten klub, ale świątyń mojej słabości nie mam nawet chęci tknąć. Na lusterku leżącym na pożółkłej umywalce leżały trzy kreski. Wyciągnęłam słomkę z sukienki, prędzej piłam z niej drinka. Kłem odgryzłam odpowiednią ilość. Zaciągnęłam się jeden raz i odchyliłam głowę do tyłu jakbym chciała pochłonąć wszystko. Nigdy nie mogłam liczyć na nic bardziej niż na kreski. Wciągnęłam wszystkie aż do ostatniej drobinki. Uśmiechnęłam się i oparłam o brudną ścianę. Czułam jak nogi uginają mi się lekko w prawą stronę. Z toalety wyszedł jakiś luźno ubrany chłopak z czapką z daszkiem. Podszedł do lusterka na którym jeszcze chwilę były białe zachęcające kreski. Przeklął i uderzył lusterkiem wprost przy moim uchu. Nie drgnęłam spoglądając na twarz spoconego ćpuna.
-Kurwa! Za wszystko się należy kara skarbie. - wyszeptał podchodząc na tyle blisko aby nasze klatki piersiowe się stykały.
Gdy chciał mnie dotknąć szybkim ruchem pchnęłam go na koniec łazienki. Widziałam jak uderza o ledwo trzymające się kafelki i stacza się z plamą krwi. Skuliłam się podciągając nogi pod brodę. Bolało mnie to zbyt mocno. Chciałabym umieć wytrzymać. Coś jakby uderzało mnie nożem od środka tworząc krwiste rany jakby dłutem złotym charatał. Czułam każdy ruch, świat dziwnie wirował. Chyba proszek zaczął działać. Zamiast być w tym cudownym beztroskim świecie to zwijałam się z bólu w brudnym, oszczanym przez narkomanów kiblu. Cicho mówiłam coś do sobie błagając o pomoc. Jedyne co czułam to moment w którym zjeżdżałam po płytkach będących na podłodze. Nie wiedziałam co się dzieje, odlatywałam pomimo że nie chciałam tego. Głowa robiła fikołki a brzuch przechodził bitwę stulecia. Oddechu były na tyle płytkie i brane z trudem że mogłam sobie jedynie pomarzyć o przytomności. Czułam tą pustkę i czyjś dotyk w międzyczasie. Nie jestem zdania stwierdzić kto przytrzymuje mnie swoim ciałem do podłogi. W mojej głowie dudni głucho muzyka. Chciałabym być w lepszym czasie. Jakbym mogła to wykopała bym sobie głęboki na sto dwadzieścia stup grób i ułożyła się w nim trzymając bukiet białych róż. Uciekłam z domu aby się napić i naćpać jak zwykła zdzira. Brakuje abym poszła i zaczęła tańczyć na metalowej rurce. Usłyszałam tylko głośny maszynowy krzyk. Zabolało to mnie dostatecznie mocno aby skupić się niczym jeż. Z płaczu otworzyłam usta i krzyczałam niemo. Podniósł mnie ktoś i gdzieś prowadził. Światła uderzały o moje gałki oczne konfrontując się z muzyką. Gdy dźwięki stanęły powietrze zmieniło swoją konsystencje. Ciepło przybrało formę mrozu przez którego drżałam. Ciało odcięło się od mózgu, prędzej powstrzymałabym płacz, ból i moją słabość. Czułam się jak w pułapce. Leżę na tylnim siedzeniu samochodu. Uśmiechnęłam się robiąc z siebie idiotkę. Film odciął się się w momencie braku rozpoznania zapachu.
Obudziłam się na kanapie w salonie, mięśnie wydawały się drżeć. Tata siedział naprzeciwko mnie z dwoma kubkami kawy. Kac męczył mnie nieubłaganie, chciałam znów napić się tak jak wczoraj. Jedyne co pamiętam to fakt że piłam, ćpałam i ktoś targał mną po płytkach. Wzięłam ciepły napój i okryta kocem usiadłam.
-Kac morderca nie ma serca. - powiedział tata.
-Nie rób sobie ze mnie jaj. Jestem jednak przekonana że sam piłeś więcej.
-Może i piłem, ale nie ćpałem. Wczoraj nad ranem przywiózł cię jakiś chłopak, mówił że ćpałaś z przerwą na alkohol.
-Znajdę go i osobiście udusze. - warknęłam.
-Nie. Nie możesz ćpać, dobrze wiesz że na zawodach używki są zakazne. To cię córa z planszy zmiecie.
-To odejmij mi problemów, proszę wybieraj tato!
-Krzyk nigdy nie był rozwiązaniem. Powinnaś spokojnie przyjmować informacje. Narkotyki zniszczą ciebie i mnie również. - powiedział spokojnie.
-Chcę być szczęśliwa, chcę wrócić do świata w którym jest mi dobrze. Może nie rozumiesz, ale boli mnie wszystko i nie wytrzymuję. Piję bo jest mi z tym lepiej, ćpam aby nie czuć. Coś jeszcze?!
-Starałem się ciebie chronić, opiekuję się tobą ryzykując życie. Jestem po twojej stronie i wiedz że odwyk jest konieczny. - powiedział poważnym głosem.
-Boję się, nie chcę stracić wszystkich. - wyszperałam owijając się kocem.
-Strach jest normalny, ty odczuwasz go bardziej niż inni. Jedyne co stracisz to pieniądze jak będziesz dalej ćpać. Elizabeth będzie z tobą spędzać dużo czasu, poznajcie się bardziej. Jednak no tydzień to mało ale dasz radę.
Podszedł do mnie i przytulił. Na pożegnanie złożył na moich włosach pocałunek. Astra przyglądała się mojej minie. Ptak szybko poleciał do herbaty którą odłożyłam i szybkim ruchem dzioba zabrał z niej cytrynę. Nic bardziej zadowolonego z siebie niż kruk z plastrem cytryny nie można było zobaczyć. Czeka mnie walka, trudna, zawzięta i niebezpieczna. Elizabeth przyszła do mnie i usiadła obok. Jej mina przypominała kochającą matkę.
-Wiem co czujesz. - powiedziała.
-Każdy głupi tak mówi. Jakbyście znali to dalibyśmy mi umrzeć w lesie.
-Sądzisz że ja nie próbowałam się zabić? Próbowałam trzy razy, raz chciałam podciąć sobie żyły, drugi raz szłam już z sznurem pod drzewo gdzie zawsze chciałam to zrobić, ale córka przyszła i mnie przytuliła, nie miałam serca zabrać jej matki. Za trzecim razem skoczyłam do jeziora, wyłowił mnie rybak. Gdy zabierano nas to nie chciałam już umierać, wręcz przeciwnie. Nie warto brać nóż skoro życie ma na nas inny plan.
-Do mnie nikt nie przybiegnie, nikt nie wyłowi. Ty miałaś chociaż dla kogo, tutaj każdy trzyma mnie jak roślinę.
-Jeśli tak myślisz to cię szanuje, ale wiedz że jak tak to wygląda to ja będę tą jedyną osobą trzymającą cię przy życiu.
-Nie rób nic na siłę. - warknęłam.
-Jakbym miała się męczyć to bym nie siedziała obok ciebie. Mamy tą samą krew w żyłach. Nikt inny nie ma tyle wspólnego co my obie.
-Obiecujesz? - zapytałam.
-Tak, pójdę za tobą w ogień i zaryzykuję to życie. Podobno gadałaś z śmiercią?
-Chyba.
-Każdy ma swojego opiekuna, rozmawiałam z nim i wiem jak zginiesz. Również wiem co cię czeka, dasz radę. Zdradzę ci że uniknęłaś śmierci już sto osiemdziesiąt trzy razy.
-Śmierć jest taka spokojna. Chciałabym przytulić się do niej i wypłakać. - wyszeptałam.
-Kiedyś do tego dojdzie. Zostawię cię samą, tutaj masz list który zostawił ci ten mężczyzna który cię przywiózł.
Gdy Elizabeth odeszła szybko wzięłam w dłonie kartkę.
Witaj!
Nie znamy się, najprawdopodobniej nigdy się nie spotkamy. Przywiozłem cię najpierw do swojego mieszkania, pobrałem krew i namierzyłem na podstawie DNA gdzie mieszkasz. Znalazłem cię na podłodze, jakiś ćpun zdążył cię zgwałcić. Czuj się bezpieczna, nigdy cię już nie skrzywdzi. Chciałbym cię jeszcze kiedyś zobaczyć. Wiem na co chorujesz i rozumiem. Nie pij więcej w tym klubie.
Dbaj o siebie
T.
Ps. Zostawiłem po sobie prezent {Prawy palec wskazujący}
Spojrzałam nerwowo na dłoń. Na palcu wskazującym widniał wąż, wytatuowany i przypominał już stary czarny tatuaż. Krew się we mnie zagotowała, przeczytałam ten list jeszcze raz. Dopiero po tym zrozumiałam że zostałam wykorzystana bez mojej zgody. Poczułam to obrzydzenie i upiłam łyk herbaty. Nie chciałam czuć tego uczucia, drżałam chcąc w myślach uciec. Powoli wstałam chcąc iść do Elizabeth. Usiadłam na dworze obok niej. Siedziała ubrana bardzo lekko na mokrym krześle.
-Elizabeth, zostałam zgwałcona.
-Kochanie, jestem przy tobie. - podeszła do mnie i przytuliła gładząc mnie po włosach.
Poczułam to ciepło matczyne. Jednak bliskość krwi daje poczucie bezpieczeństwa. Wtuliłam się w nią jak dziecko w matkę. Kobieta złapała mnie za dłoń i spojrzała na tatuaż. Przyglądała się bacznie jakby był to pierścionek z diamentem.
-To dopiero początek twojej drogi. Uwierz mi że dasz radę.
-Nie rozumiem. - wyszeptałam.
-To dobrze.
-Nie wiem czy aż tak dobrze. Niedługo wracam na zawody i tak bardzo nie chcę tam być.
-Kiedyś brałam udział w zawodach ubrana za mężczyznę. Wiadomo że na zawodach męskich nie mogłam wyglądać jak kobieta. Ubrana niczym panicz z najlepszego pałacu pobiegłam w finale najlepiej i wygrałam. Uwierz że sztuczne wąsy prawie mi odpady. Zrobiłam je z dosłownie paska końskiego ogona. Jedną z peruk męża założyłam na głowę chowając każdy włos. - powiedziała nastawiają wodę an herbatę.
-Zawsze myślałam że ty bardziej trzymałaś się na uboczu.
-Nie, kluczem do dochowania tajemnicy jest bycie w tłumie, warto poznawać ludzi, chodzić na bale i pokazywać że jest się również człowiekiem. Pamiętaj że ty też nim jesteś i nikt nie może ci zakazać tego.
-Tylko, że ja sama nie wiem czy czuję się człowiekiem. Zabiłam tyle osób, nawet dziecko i chyba nikt tego nie robi.
-Może i nie robi, ale ten kto wszczął tą wojnę ma więcej na sumieniu niż ty. Nie jesteś winna temu co zrobiłaś nieświadomie. Nie wiem jak obudzić mam w tobie tą człowieczą myśl. Kochałaś kiedyś?
-Kocham i to aż za dużo. - powiedziałam pod nosem.
-Wiem o czym mówisz. Gdy masz do wyboru dwóch ideałów to nie wszystko jest łatwe. W moim życiu było trzech ubiegających się o moje serce, najlepsze w tej historii jest to że wygrał czwarty. Mój mąż przyszedł kiedyś na jedną z biesiad jako członek ludowej orkiestry i tak zakochałam się w nim gdy tylko spojrzałam mu w oczy. Wyszłam za mąż po dwóch tygodniach od naszego spotkania. Może i jestem szalona, ale kocham go and życie. Miłość jest dla każdego i nie zawsze jest to ten którego uważamy za najukochańszego.
-Ja już nie wiem co czuję. Nie mów nikomu, ale zakochałam się w dwóch na raz. Jednego kocham za opiekuńczość, a drugiego za troskę i bliskość. - powróciłam
-Kocha się za obecność i czasem starczy milczenie. Ważne aby to płynęło serca, jeśli kogoś nie kochasz to wytłumacz mu to w spokojny sposób. Postaw wszystko na jedną kartkę w odpowiedniej chwili. - powiedziała podając mi kubek.
-Ja nie wiem już czy kocham. Jednak no, muszę to przemyśleć. - wyszeptałam.
-Wiem że postąpisz odpowiednio.
-Idę na górę posiedzieć trochę w samotności.
Usiadłam w pokoju spoglądając na okno. Krople deszczu spływały, przypominały układy rzeczne. Chciałbym być w lepszym czasie. Róże za oknem rozkwitały unosząc białe pąki. Tak strasznie się czułam, chciałam tylko zapomnieć. Nie wiem czy jestem w stanie ciągnąć tyle. Czuję się jak kulturysta któremu zabroniono ćwiczyć. Astra usiadła na ramię łóżka naprzeciw mnie. Wpatrywałam się w nią jakby miała coś na błyszczącym dziobie. Chociaż na nią mogę liczyć. Stuliłam nogi pod brodę. Tak strasznie chciałam zapomnieć i znów upić się do nieprzytomności. Głód jest zbyt wielki. Nie umiem nad tym wszystkim zapanować. Może nie warto powstrzymywać natury potwora.
.
.
.
.
.
.
Ten rozdział jest dość krótki! W następnym będzie się działo!