๐ƒ๐ข๐Ÿ๐Ÿ๐ž๐ซ๐ž๐ง๐ญ ๐–๐จ๐ซ๐ฅ๐...

By asiulette

3.2K 247 533

๐ƒ๐ข๐Ÿ๐Ÿ๐ž๐ซ๐ž๐ง๐ญ ๐–๐จ๐ซ๐ฅ๐ ~ to zbiรณr dwunastu niewiฤ…ลผฤ…cych siฤ™ ze sobฤ…, oneshotรณw, publikowanych dziesiฤ…t... More

๐ˆ๐ง๐ญ๐ซ๐จ
๐‹๐จ๐ฌ๐ญ ๐‚๐จ๐ง๐ญ๐ซ๐จ๐ฅ [Ladyblanc]
๐‹๐ข๐ฅ๐ฒ [Lila Rossi]
๐‘จ๐’“๐’† ๐’š๐’๐’– ๐‹๐จ๐ง๐ž๐ฅ๐ฒ?
๐ƒ๐จ ๐ข๐ญ ๐š๐ฅ๐ฅ ๐Ÿ๐จ๐ซ ๐˜๐จ๐ฎ [Ladynoir]
๐ƒ๐ข๐Ÿ๐Ÿ๐ž๐ซ๐ž๐ง๐ญ ๐–๐จ๐ซ๐ฅ๐
๐€๐ฅ๐ฅ ๐…๐š๐ฅ๐ฅ๐ฌ ๐ƒ๐จ๐ฐ๐ง [Ladynoir]
๐ƒ๐š๐ซ๐ค๐ฌ๐ข๐๐ž
๐€๐ฅ๐จ๐ง๐ž [Lukanette]
๐…๐š๐๐ž๐
๐ˆ๐ง๐ญ๐ž๐ซ๐ฅ๐ฎ๐๐ž

๐ˆ ๐ƒ๐จ๐ง'๐ญ ๐–๐š๐ง๐ง๐š ๐†๐จ [Marichat]

403 23 88
By asiulette

- Myślę, że powinnaś się zastanowić nad tym co powiedział ci Czarny Kot. - Tikki podleciała do mojej twarzy.

- Ale tutaj nie ma się nad czym zastanawiać, bajeruje mnie jak pewnie każdą. Nie wierzę w to, że ten dachowiec może się w kimś na poważnie zakochać.
- odpowiedziałam jej wkładając czerwoną różę do wazonu.

- A ja myślę, że on jest pewny swoich uczuć do ciebie i, że są one jak najbardziej szczere. - Kwami nie dawało za wygraną.

- A od kiedy ty tak go bronisz, co? Czy to przypadkiem nie ty mówiłaś, że uczucia między bohaterami są zgubne i prędzej czy później prowadzą do katastrofy? - uniosłam do góry jedną brew i spojrzałam na nią podejrzliwie. Zawsze tak robię gdy chcę wzbudzić w kimś poczucie winy lub pokazać swoją wyższość.

- Owszem, mówiłam. Ale Marinette! Spójrz prawdzie w oczy. Ile razy zmuszona byłaś ratować Paryż przed złoczyńcami ze złamanym sercem, po odrzuceniu? - teraz to Kwami popatrzyło na mnie z podobną miną, a mnie zrobiło się nieco głupio, więc stworzonko kontynuowało. - Przypomnij sobie Białego Kota, chcesz może powtórkę z rozrywki?

- Czekaj, czekaj... Czyli sugerujesz mi teraz abym umówiła się z Czarnym Kotem, tylko dlatego, że nie chcesz aby opętała go akuma? - wolałam się upewnić czy na pewno dobrze zrozumiałam.

- Nie tyle co umówić, co po prostu dać mu szansę i zbliżyć się trochę do niego. - sprostowała.

- Czyli mam mu dawać złudną nadzieję na coś więcej? Opcji nie ma! Kocham cię Tikki i naprawdę szanuję twoje zdanie i pomysły, lecz to jest po prostu absurdalne i chyba wolę to załatwić po swojemu. - odstawiłam trzymany w ręku wazon na biurko.

- W porządku. Ufam ci Marinette i wiem, że i tak w końcu zrobisz to co uważasz za słuszne. - Kwami westchnęła cicho.

- Dzięki Tikki. - pocałowałam ją w główkę.
- A teraz dobranoc, ten nocny atak Akumy sprawił, że jestem zmęczona trzy razy bardziej niż zwykle.

- Miłej nocy...

Po zignorowaniu donośnego dźwięku budzika po raz ósmy, usłyszałam czyjeś kroki na schodach. Tyle wystarczyło, bym wiedziała, że jest bardzo źle skoro moi rodzice zdecydowali się przyjść obudzić mnie osobiście, mimo iż piekarnia jest już czynna od rana.

- Marinette! Czy ty sobie dziecko drogie, zdajesz sprawę z tego która jest już godzina? - do moich uszu dobiegł nieco głośniejszy niż zwykle ton głosu mojej mamy, który został chwilowo przerwany przez huk otwierającej się do mojego pokoju klapy.

- No już wstaję. - jęknęłam przeciągle.

- Teraz?! - Teraz to ty możesz co najwyżej przyjść pomóc ojcu w piekarni, bo twoje zajęcia skończyły się dwadzieścia minut temu.

- To już piętnasta?! - momentalnie podniosłam się z łóżka, jednak tak gwałtowny ruch spowodował lekkie zawroty głowy oraz mroczki przed oczami.

Sięgnęłam po telefon, aby mieć pewność co do wiarygodności słów mojej mamy. Gdy wspominałam o ośmiu zignorowanych budzikach, miałam ich na myśli osiemdziesiąt.

- Za piętnaście minut, widzę cię na dole, jasne? - moja mama spojrzała na mnie podejrzliwie, po czym wyszła z pokoju, a ja jęknęłam z poirytowaniem w głosie. Jak można aż tak bardzo zaspać?! Nawet ta nocna walka nie jest solidnym usprawiedliwieniem, bo mogę sobie rękę uciąć, że Czarny Kot mimo to pojawił się dzisiaj w swojej szkole.

Wygramoliłam się z łóżka, aby móc się jako tako wyszykować na obsługiwanie klientów, po czym ruszyłam na dół.

Gdy wróciłam do pokoju, było już ciemno. W pomieszczeniu panował pół mrok, a ja byłam na tyle zmęczona, czy raczej leniwa, że wchodząc nie zapaliłam nawet najmniejszego światła. Usiadłam przy swoim biurku, a w oczy od razu rzuciła mi się róża od mojego partnera, którą podarował Biedronce minionej nocy. Ostrożnie ją wzięłam i zaczęłam obracać palcami, obserwując jak jej płatki podnoszą się i opadają pod wpływem ruchu powietrza.

Po jakimś czasie odstawiłam ją na miejsce i zdecydowałam, że wyjdę na taras, by chociaż przez chwilę poddychać świeżym powietrzem. Siedzenie cały dzień w domu, ewidentnie mi nie służy.

Na kalendarzu już od paru dni gości marzec, jednak w powietrzu nadal wyczuwalny jest chłód tegorocznej zimy. Wchodząc po drabince, zgarnęłam po drodze, z łóżka mój różowy kocyk i wraz z nim udałam się na górę.

Stanęłam przy barierce, opierając na niej swoje łokcie. Przed tym, okryłam się szczelnie kocem, z każdej strony, tak by nawet silne podmuchy wiatru nie zdołały przebić mojej bariery ciepła.

Mój wzrok wpatrzony był gdzieś w otchłań nocnej panoramy Paryża. Zaczęłam się na poważnie zastanawiać nad tym wszystkim co powiedziała mi wczoraj Tikki. Z jednej strony miała ona rację, już od jakiegoś czasu pragnę czyjejś bliskości i myślę, że blondyn mógłby mi ją zapewnić, jednak moim zadaniem jako bohaterki, jest chronić Paryż i jego mieszkańców, miłość z Czarnym Kotem tylko by nas niepotrzebnie rozpraszała. Musi być jakiś sposób by się do niego zbliżyć, bez narażania nikogo na niebezpieczeństwo ze strony Mrocznego Władcy.

- Hej Marinette! - na dźwięk znajomego mi głosu, pisnęłam i odskoczyłam dwa metry w tył.

- Przepraszam, nie miałem zamiaru cię przestraszyć. - powiedział i zeskoczył z barierki na podłoże balkonu.

- Czy mógłbym tu z tobą chwilę posiedzieć? - spojrzał na mnie błagalnym spojrzeniem, a na moje nieme kiwnięcie głową, kontynuował. - Czuję się dosyć samotnie i chyba potrzebuję rozmowy z kimś innym niż moje wiecznie niedożywione Kwami. - zachichotał cicho, jednak niemal w tej samej chwili spuścił wzrok na swoje stopy.

- Szczerze mówiąc liczyłem, że spotkam Biedronkę na jednym z dachów, ale odwiedziłem już wszystkie nasze ulubione miejsca i nigdzie jej nie dostrzegłem. - przyznał po dłuższej chwili.

- Czy wszystko w porządku? - zapytał troskliwie kiedy podeszłam spowrotem do barierki. Prawdę mówiąc to ja powinnam była zapytać o to pierwsza. - Wydajesz się być czymś przygnębiona. - dodał, a ja spojrzałam się na niego z dezorientacją.

- T-tak. - wydusiłam szybko. - I to raczej ja powinnam się o to spytać ciebie. - przyznałam. - W końcu niecodziennie mam okazję gościć u siebie superbohaterów. - zakręciłam sobie jeden niesforny kosmyk włosów na palec, po czym rozplątałam go stopniowo. Powtórzyłam tą czynność parę razy, czekając na odpowiedź, aż w końcu włożyłam go za ucho.

- Sam już nie wiem. - westchnął ciężko.
- Prawda jest taka, że jestem szaleńczo zakochany w Biedronce i mimo wszystkich moich starań, nie mogę o tym zapomnieć, czy się tego wyprzeć. - zwierzył się.
- Doskolane wiem, że w jej oczach zawsze byłem tylko przyjacielem i nic we wszechświecie nie zapowiada, aby miało to ulec zmianie. - kontynuował, a ja odwróciłam głowę w przeciwną stronę, pozwalając tym samym by włosy ponownie opadły mi na twarz. Nie ukrywam, że słowa wypowiedziane przez Czarnego Kota, nieco mnie poruszyły, przyśpieszając bicie mojego serca. Wszystko co mówił wydawało się być szczerze i prawdziwe, a jednocześnie smutne i przykre, że ja jako Biedronka, nie potrafiłam tego do tej pory dostrzec.

- Wiesz... - zaczęłam. - Nawet nie wiem jak ci doradzić. - westchnęłam. - Sama jestem w podobnej sytuacji. Dla chłopaka, którego kocham już od dawna jestem dobrą kumpelą. - ułożyłam palce na znak cudzysłowiu. - Jednak jest też ktoś inny, ktoś kto już od dłuższego czasu jest w moim życiu i daje mi jasno do zrozumienia, że chciałby czegoś więcej. A ja w takich chwilach przestaję być pewna jakich kolwiek swoich uczuć i... I sama już nie wiem co mam myśleć.

- Wygląda na to, że oboje jesteśmy dosyć samotni tego wieczoru. - jego uśmiech pogłębił się, a ja poczułam dziwne ciepło rozlewające się po moim ciele.

- W takim razie bądźmy samotni razem. - przybliżyłam się do niego, a on wykonał ponowny ruch w moją stronę, po czym mocno przytulił.

- Dziękuję Marinette. Dziękuję za wszystko co dla mnie robisz, że zawsze mogę na ciebie liczyć i, że pozwalasz mi tu czasem przychodzić, by się wyżalić. - spojrzał mi głęboko w oczy. - Oraz, że twoi rodzice są tak wspaniałymi piekarzami i możesz mnie dokarmiać ich wyrobami. - zachichotał.

Obserwowałam jego twarz z bliska. Jego kąciki ust, które podnosiły się i opadały z każdym słowem. Ruch jego warg podczas uśmiechu, oraz styl mowy. To wszystko zaczęło uderzać we mnie z nieznajomą wcześniej siłą. Jedyne co w tamtym momencie czułam to podekscytowanie, a zarazem strach i obawę przed tym co się za chwilę wydarzy. Serce biło mi jak szalone, podczas gdy umysł całkowicie wyłączył jakikolwiek proces myślenia, zdając się na czyste impulsy.

W tamtym momencie nie potrafiłam myśleć o konsekwencjach. Czułam w głębi siebie wcześniej nieznaną pustkę, a w głowie miałam dziwne przekonanie, że Czarny Kot mógłby pomóc mi ją wypełnić.

Stanęłam na palcach, po czym obejmując dłońmi twarz chłopaka, złączyłam nasze usta. Ku mojemu zdziwieniu, nie spotkałam się z odrzuceniem, lecz wręcz przeciwnie, poczułam się jakby on tylko na to czekał. Ruchy jego warg były coraz bardziej zachłanne, a swoje ręce z mojej talii, spuścił nieco niżej, podnosząc mnie delikatnie w górę. Zrozumiałam zaczepkę, więc pośpiesznie oplotłam nogi w okół jego pasa.

Koc, którym do tej pory byłam okryta, spadł z moich ramion, ukazując ramiączka mojego podkoszulka. Przytuliłam się do swojego partnera jeszcze bardziej, by zobaczył jak najmniej tego, na co z pewnością niepowinien patrzeć. Pogłębiłam tym samym nasz pocałunek. To było jak pożywienie dla duszy, z którego oboje zachłannie korzystaliśmy, bojąc się niczym małe kocięta, u boku swojej mamusi, że w krótce ktoś może je nam odebrać.

Nagle poczułam, jak moje nogi samowolnie dotykają ziemi, a usta których tak bardzo pragnęłam bezpowrotnie odsuwają się od moich, zostawiając po sobie kawałek tej dziwnej pustki. Poczułam nieprzyjemny chłód, który ogarnął moje ciało, w tamtym też momencie, uświadomiłam sobie, że mam na sobie dosyć kusą piżamę, więc szybkim ruchem sięgnęłam po mój koc, zwinięty gdzieś na podłodze. Mój pośpiech był niepotrzebny, gdyż Czarny Kot już dawno odsunął się z powrotem do barierki balkonu i bezpamiętnie wpatrywał się w przestrzeń naprzeciwko.

Niepewnie dołączyłam do niego, zachowując przy tym pewien dystans. Miałam mętlik w głowie. Nie miałam pojęcia jak do tego wszystkiego doszło, jednak zaczęły nachodzić mnie swego rodzaju wyrzuty sumienia.

- A więc jesteśmy. Tak my i tylko my.
Żyjemy osobno, w dwóch różnych światach, a jednak coś nas ze sobą połączyło. - powiedział dosyć niezrozumiale, gdyż palcami dotykał swoich warg.

- J-ja... - chciałam móc się wytłumaczyć, chociaż tak właściwie brakowało mi słów, przez co nie wydusiłam z siebie nic więcej.

- Myślę, że nie powinienem był tu zostawać... ale wciąż nie chcę jeszcze iść... - znacznie się oddalił i zamilkł na chwilę. Zacisnął mocno powieki, a rękami złapał się za głowę. Jego również kłuło sumienie, a fakt że w pewnym sensie zdradził swoją Panią, nie dawał mu spokoju.

Ja również pogrążona byłam w swoich myślach. Co ja najlepszego wyprawiam do cholery?!

- Przypominasz... - zaczął niepewnie, nie będąc do końca przekonanym czy słusznie zrobi mówiąc to. - Przypominasz mi ją... A moje serce nie czuje się z tym dobrze. Nie powinienem był do tego dopuścić, przepraszam Marinette, jednak tak jak już mówiłem, to Biedronka jest tą, którą kocham całym sobą i to jej powinnienem być oddany. - powiedział stanowczo. - Nawet jeśli mnie odtrąca. - dodał.

- J-ja... - zaczęłam po raz kolejny, chcąc się jakoś wytłumaczyć, jednak i tym razem nie wyszło to tak jak planowałam, a Czarny Kot wszedł mi w słowo.

- Przykro mi, że tak wyszło, jednak to nigdy nie powinno mieć miejsca. - jego oschły ton głosu, przyprawił mnie o dreszcze.
- Żegnam. - odparł krótko, po czym skoczył w czarną noc, a ja westchnęłam ciężko i wróciłam do środka, od razu rzucając się na łóżko.

Nie pamiętam momentu, w którym moje oczy zamknęły się na tak długo, że otworzyłam je dopiero na poranny sygnał budzika. Tym razem moja mama miała dopilnować czy aby na pewno wstanę i dotrę do szkoły, dlatego mimo iż z wielką niechęcią, to wstałam od razu.

Do szkoły dotarłam po raz pierwszy od bardzo dawna, niespóźniona. Tuż przed wejściem do budynku czekała na mnie Alya, więc spokojnym krokiem weszłyśmy do wnętrza budynku. Oczywiście nie obeszło się bez pytań odnośnie mojej wczorajszej nieobecności, a ja bez owijania w bawełnę opowiedziałam po krótce, że zwyczajnie zaspałam. Sugestie oraz komentarze mojej przyjaciółki, odnośnie tego co rzekomo miałam robić tamtej nocy, że zaspałam, pozostawię dla siebie. Naprawdę ja się czasem zastanawiam, czemu to akurat z nią się przyjaźnię.

Weszłyśmy po schodach na górę, kierując się do sali lekcyjnej. Cudem uniknęłam bliskiego spotkania z podłogą kiedy wchodząc do sali zagapiłam się na Adriena, jednak Alya zdołała w porę mnie złapać, zanim byłoby za późno. Zajęłyśmy swoje miejsca, a do mojej głowy ponownie naleciały myśli odnośnie wczorajszego pocałunku z Czarnym Kotem. Nadal nie potrafię wytłumaczyć się sama przed sobą czemu to zrobiłam, jednak co gorsza... Nie potrafię tego żałować. Podobało mi się to i mimo wszystko jemu najwyraźniej też.

Codziennie wmawiałam sobie, że to Adrien jest tym, którego kocham, a Czarny Kot to tylko partner z którym wspólnie walczę z podwładnymi Władcy Mroku. Tyle, że Adrien widzi we mnie tylko przyjaciółkę, a Czarny Kot podobno darzy mnie dużym uczuciem, a właściwie to nie mnie tylko Biedronkę. A ja? Ja już sama nie wiem co i do kogo czuję, jednak boję się, że jeśli odwzajemniłabym miłość Kota, to on uzna mnie za kolejny zaliczony cel i będzie latał za inną...

- Marinette! - ktoś uderzył pięścią w stół, na co podskoczyłam.

- Nie uważasz na moich lekcjach, znowu. Marsz do gabinetu dyrektora! - usłyszałam nad sobą surowy głos nauczycielki chemii. Spojrzałam się na nią z lekkim wyrzutem, po czym posłusznie opuściłam klasę.

Do gabinetu dyrektora, wybrałam okrężną drogę. I wcale nie dlatego, że chciałam jak najbardziej wydłużyć czas pobytu poza salą lekcyjną, marnując tym czasem jak najwięcej czasu lekcji, tylko dlatego że po prostu potrzebowałam się przejść by móc przeczyścić umysł z tych wszystkich myśli. To dosyć przytłaczające.

Minęłam się z uczniem z sąsiedniej klasy, który najwidoczniej postanowił udać się do toalety. Posłałam mu delikatny uśmiech, a on odpowiedział spojrzeniem "też nie chcę tu być, wolę do domu" i poszedł dalej. Niespełna kilka sekund później usłyszałam jego krzyk, na co gwałtownie się obróciłam.

Chłopak został unieruchomiony, a następnie zobaczyłam jak schodzą z niego wszystkie kolory, po czym upadł na ziemię. Dostrzegłam nad nim lewitującą w powietrzu postać dziewczyny z długimi włosami, które biły całą paletą barw. Jej strój również nie należał do jakoś bardzo stonowanych. W lewej ręce trzymała paletkę, która nabierała nowy kolor z każdym strzałem pędzla, który dziewczyna trzymała w drugiej dłoni. To nim wymierzała w swoje nowe ofiary, wymazując im kolor z życia.

Chciałam jak najszybciej uciec, by móc dokonać spokojnej przemiany, ale antagonistka zaczęła kierować się w moją stronę. Zaczęłam się niepewnie cofać, nie wiedząc czy lepiej próbować zwyczajnie uciekać czy szybko wymyślić jakąś inną, sprytną taktykę.

Jendak czasu nie było ani na to, ani na tamto, gdyż dziewczyna skierowała we mnie swój pędzel, przez co instyntkownie zamknęłam oczy i osłoniłam twarz rękoma. W mgnieniu oka, poczułam podmuch powietrza, oraz czyjeś ramiona obejmujące mnie. Ostrożnie otworzyłam oczy, nie mając pojęcia czego się spodziewać i wtedy wszystko stało się jasne.

- Czarny Kot? - zapytałam głupio.

- Też nie do końca podoba mi się ratowanie ciebie, po tym co wydarzyło się wczoraj, ale to moja praca i nie mam wyboru. - odpowiedział szybko, a ja przekręciłam oczami. Ohh wielki mi bohater się znalazł.

- D-dzięki? - odparłam, jednak on nie miał najmniejszej ochoty wchodzić w dalszą dyskusję.

- Tutaj będziesz bezpieczna. - powiedział, stawiając mnie na tarasie hotelu Grand Paris.

- Poważnie? W domu Chloé? - wymsknęło mi się.

- Jak masz lepszy pomysł to proszę bardzo, idź. Przecież nikt cię tu na siłę nie trzyma. - podniósł głos i szybko wrócił na pole walki. Ja natomiast oddaliłam się znacznie od wejścia do czyjegoś apartamentu i po upewnieniu się, że w pobliżu nie ma kamer, dokonałam przemiany.

Już jako Biedronka, przeskakiwałam z dachu na dach, starając się dogonić Czarnego Kota. Dostrzegłam go na jednej z węższych uliczek, gdzie nasz nowy przeciwnik najprawdopodobniej zapędził go w tak zwany kozi róg.

Postanowiłam zaatakować niespodziewanie, naskakując na złoczyńcę od tyłu, odwróciłam tym samym jego uwagę od mojego partnera.

- Mrauu Kropeczko, jak zwykle masz najefektywniejsze wejście. - posłał mi swój zadziorny uśmiech, na co ja klasycznie przekręciłam oczami.

- Nie traćmy na nią zbyt wiele czasu, mam co robić. - ponagliłam go.

- Jak sobie życzysz Moja Pani. - ukłonił się i od razu ruszył do ataku.

- Ahh, gdyby on tak raz dla odmiany ruszył głową. - powiedziałam sama do siebie. - Przecież nie od dziś wiadomo, że czego byśmy nie zrobili, bez Szczęśliwego Trafu się nie obejdzie. - cały czas wszystkie te słowa, wypowiedziane zostały na głos, dlatego też na sekwencję "Szczęśliwy Traf" jojo bohaterki, zaświeciło różowym światłem, a z nieba spadł ogromny wąż strażacki.

- Wąż strażacki? Do czego mam go niby użyć? - zdziwiłam się. Czarny Kot dołączył do mnie i spojrzał się na trzymany przeze mnie przedmiot z dziwnym wyrazem twarzy.

- O co chodzi? - spytałam w końcu gdy zaczął chichotać.

- Bo wiesz Kropeczko... Ja też mam węża i mam dosyć ciekawy pomysł co mogłabyś z nim zrobić. - spojrzał się na mnie z dwuznaczną miną, a ja stałam i patrzyłam się na niego wzrokiem świadczącym, że nie ma już życia.

- Następnym razem zachowaj swoje fantazje dla siebie, wolałabym w nie głębiej nie wnikać. - oznajmiłam, a on zaczął się głośno śmiać.

- Ciszej idioto, bo zwróci na nas niepotrzebnie uwagę. - uderzyłam go w ramię.

- Spójrz, za każdym razem gdy kogoś atakuje, paleta nabiera nowe kolory, a jej moc wzrasta. - wskazałam dłonią w jej stronę. - Wiesz co to oznacza? - spytałam.

- Że jesteś niezwykle spostrzegawcza i śliczna zarazem? - odparł bez namysłu.

- Ughh, nie. - złapałam się za głowę. - Że musimy zmazać z niej te kolory. Potrzebujemy wody. - stwierdziłam i pociągnęłam Kota do skoku z dachu. Podbiegliśmy do najbliższego hydrantu, do którego udało mi się podłączyć wąż.

- Odwróć jej uwagę, a ja zaatakuję moim jojem z góry, unieruchamiając ją. Na mój sygnał odkręcisz kurek, a ja zabiorę jej pędzel, w którym znajduje się Akuma. Wszystko jasne? - powiedziałam mu pokrótce nasz plan.

- Skąd wiesz, że Akuma jest w pędzlu?

- Zawsze jest w najbardziej oczywistych miejscach, najczęściej w tym, czym złoczyńca atakuje. - wzruszyłam ramionami. Czarny Kot pokiwał głową i pobiegł w stronę zaakumowanej.

Czekałam na odpowiedni moment, po czym jednym szybkim ruchem unieruchomiłam antagonistę swoją bronią.

- Kocie, teraz! - blondyn posłusznie wykonał moje polecienie i skierował wąż prosto na twarz dziewczyny. Z jej stroju jak i włosów zaczęły spływać wszystkie kolory, tak samo jak stawało się z jej ofiarami. Starała się jak najbardziej zakrywać swoją twarz przed strumieniem zimnej cieczy, dlatego upuściła swój pędzel, który szybko udało mi się przechwycić.
Złamałam go w pół jednak Akuma nie wyleciała.

- Jak to możliwe? - spanikowałam.

- Biedronko! Paletka! - krzyknął i upuszczając wąż podbiegł do mnie.

- Kotaklizm! - wykonał szybki skok po czym dotknął przedmiotu dłonią, w skutek czego zamienił się on na czarny pył. Dopiero wtedy uwolniony został motyl.

- Koniec twoich rządów mała Akumo, pora wypędzić złe moce! - krzyknęłam i rzuciłam jojem w kierunku odlatującego owada. Czarny Kot stał niemal na baczność, przyglądają się temu wszystkiemu. Znał tą śpiewkę na pamięć.

- Mam cię! Pa pa miły motylku! Niezwykła Biedronka! - podrzuciłam wąż strażacki do góry, a świat ponownie nabrał kolorów.

- Zaliczone! - przybiłam symbolicznego żółwika z moim partnerem.

Dziewczyna sama wstała i mówiąc nam szybkie "dziękuję" ruszyła w swoją stronę, wyraźnie zawstydzona całą tą sytuacją.

- Ja też już będę lecieć. - powiedziałam, odwracając się do niego plecami.

- Kropeczko zaczekaj! - blondyn podbiegł do mnie i chwycił mnie za nadgarstek.
- Możemy porozmawiać? - powiedział błagalnym tonem, obdarzając mnie przy tym swoim urokliwym spojrzeniem.

- Mamy pięć minut Kocie. - ostrzegłam go, jednocześnie kiwając głową na znak zgody.
- Więc o co chodzi?

- Jesteś dla mnie najważniejsza i mam nadzieję, że doskonale o tym wiesz, staram się ci to udowadniać na każdym kroku, bo jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. Może to wszystko brzmi głupio i może być dla ciebie oklepane, z pewnością tak wspaniała dziewczyna jak ty, słyszy to codziennie, ale nie wyobrażam sobie życia bez ciebie Biedronko i proszę, daj mi szansę. - mówiąc to wszystko, ani przez chwilę się nie zawahał, patrzył mi przy tym bez przerwy w oczy, jednak ja opuściłam wzrok.

- Kocie... Prawda jest taka, że nawet gdybym chciała nie mogę i ty doskonale o tym wiesz. Póki nie pokonamy Władcy Mroku, musimy się trzymać na dystans, a ty także jesteś cudownym chłopakiem, ale na ten moment nie dla mnie i mówię ci to ponieważ wiele dla mnie znaczysz i nie chcę byś miał jakąś nadzieję. - zaczęłam, wiedząc, że te słowa mijają się z moimi obecnymi uczuciami.

- Poza tym... - spojrzałam jeszcze raz na niego. Przypomniałam sobie ten wieczór, kiedy przyszedł na mój balkon po niewinną rozmowę, a skończyło się na nie będę ukrywać, dosyć namiętnym pocałunku. Ciekawe gdzie wtedy była jego miłość do Biedronki. - Poza tym, "kocham cię" z twoich ust, było by kłamstwem, którego życzę, żebyś nigdy nie powiedział. - mój oschły ton głosu sprawił, że do moich własnych oczu, zaczęły napływać łzy.

Pomachałam mu jeszcze ma pożegnanie, po czym skoczyłam w dal, kierując się do mojego własnego, małego świata, tylko po to by po raz kolejny spędzić noc samotnie i zasnąć bez myśli, że mam kogoś u swego boku kogoś, kogo z wzajemnością kocham, bo nawet jeśli tak jest, nie mogę. Bohaterowie nie mogą, nie mogą pokazać swoich uczuć, swoich słabości. Nie gdy wróg jest w pobliżu. I dopóki zło nie zostanie raz na zawsze pożegnane, my nie możemy zaznać pełni szczęścia...

Continue Reading

You'll Also Like

147K 5K 26
A co jeล›li Draco i Hermiona odnajdฤ… wspรณlny jฤ™zyk? Czy mogฤ… pokochaฤ‡ siฤ™ bezwarunkowo? Historia pisana z perspektywy uczennicy mฤ…drzejszej niลผ sama R...
9.1K 308 12
"Przypadkiem ciฤ™ poznaล‚am, bล‚ฤ™dem byล‚o to ลผe ciฤ™ pokochaล‚am" 7 lat po spaleniu posiadล‚oล›ci herondale Lilia powraca jak zawsze z przytupem lecz nie sa...
9.5K 960 25
"Do cholery jasnej miaล‚eล› nigdzie nie wychodziฤ‡!", krzyknฤ…ล‚ przez co mล‚odszy wzdrygnฤ…ล‚ siฤ™ spuszczajฤ…c wzrok. "J-ja tylko-", starszy mu przerwaล‚, "co...
10.2K 430 38
- Ja teลผ mam uczucia wiesz?? - powiedziaล‚am wkurzona i smutna jednoczeล›nie. Chล‚opak nic nie odpowiedziaล‚ tylko patrzyล‚ na mnie jak wryty. postanowiล‚...