Therese obudziła się w tym samym momencie, w którym poczuła jak Carol zjeżdża dłonią na jej pośladki i przybliża ją do siebie jeszcze bardziej. Pocałowała jej obojczyk i słysząc ciche mruknięcie, zaśmiała się.
– Budź mnie już zawsze w taki sposób - powiedziała blondynka nie otwierając oczu, jednak jej usta ułożyły się w szczery uśmiech.
– Postaram się - odparła sennie. Która była godzina? Rozejrzała po pomieszczeniu i na szafce nocnej od strony Carol spojrzała na zegar. Była dopiero szósta, ale wiedziała że musi wstać, wrócić do domu i jakoś wyjaśnić Connorowi dlaczego wraca dopiero teraz.
Przewróciła się delikatnie na plecy i w głowie zaczęła odtwarzać obrazy z poprzedniego dnia.
– Carol - zaczęła niepewnie i tym samym oderwała od swojego brzucha ukochaną - Co stanie się jeśli wróci Richard?
Kobieta spojrzała na nią lekko zmartwiona i oparła się o swoje ramię, opuszkami palców, gładząc nagą skórę dziewczyny.
– Nie wiem, kochanie - odparła szczerze - Ale jak na razie nic nie wskazuje na to, że wróci.
– A jeśli? Znowu mnie zostawisz? - wbiła wzrok w kwiecistą poszewkę na kołdrę i zaczęła bawić się materiałem.
– Nie. Obiecuję, że już cię nie zostawię - odpowiedziała po krótkiej chwili milczenia - Wtedy...po prostu się wystraszyłam.
– Czego? - odważyła się na nią spojrzeć - Naprawdę myślisz, że on byłby zdolny coś mi zrobić? Analizowałam ten napad - wyznała - Nie jestem pewna, czy to stało się przez Richarda, czy ktoś po prostu nas widział albo słyszał.
– Pewnie się tego nie dowiemy. Chciałabym wierzyć, że to nie moje dziecko posunęło się do czegoś takiego, ale kiedy z nim rozmawiałam... Wydawało mi się, że to zaplanował. Jak jakiś...psychopata.
Therese kiwnęła lekko głową. Wciąż jednak z tyłu głowy miała myśl, że związanie się z Carol i nawet próba wychowania z nią dziecka będzie ponad jej siły. Bała się tego, że kiedy urodzi się dziecko, kobieta straci nią zainteresowanie, jeśli jeszcze do tego wróci Richard to...
– Hej - głos kobiety wyrwał ją z zamyślenia - Nie zadręczaj się tym, dobrze?
– Przepraszam. Sama nie wiem co mam zrobić.
– To znaczy?
– Chcę z tobą być - przyznała - Ale... Boję się, że nie wytrzymasz ze mną i z ciągle płaczącym dzieckiem.
Carol zaśmiała się i położyła głowę na poduszce, patrząc z tej perspektywy na dziewczynę.
– A co jeśli to ty nie wytrzymasz ze mną? - prychnęła i położyła dłoń na brzuchu dziewczyny - Albo ten mały szkrab z nami dwiema? - zamilkła na moment - Mamo - odezwała się znowu cienkim głosem, imitującym głos dziecka - Jak będziesz tyle myśleć to obiecuję, że będę cały czas płakał jak już się urodzę - zakończyła, a Therese zaśmiała się głośno - Widzisz? Nawet on mówi, że masz wyluzować.
– Kocham cię Carol - powiedziała w końcu brunetka i pocałowała kobietę delikatnie w usta.
Powróciła z powrotem myślami do teraźniejszości i znów spojrzała na Carol, która chyba ponownie zasnęła bo jej oddech stał się równomierny i spokojny. Nie chciała jej budzić, więc po cichu wyszła z łóżka i skierowała się do łazienki. Spojrzała na siebie w lustrze i zobaczyła na ciele kilka malinek. No tak, Carol nie byłaby sobą gdyby tego nie zrobiła. Przemyła także twarz wodą i skorzystała z toalety. Później wzięła szybki prysznic i gdy wychodziła z łazienki zobaczyła jak blondynka ledwo przytomna wchodzi do kuchni. Therese poszła zaraz za nią i gdy ta stała przy kuchence, gotując wodę na kawę, objęła ją od tyłu.
– Idź do łóżka, a ja zrobię śniadanie - powiedziała sennie.
– Mogę zjeść tutaj - odparła szybko.
Carol obróciła się w jej stronę i pogładziła czule po policzku.
– Dzisiaj robimy sobie wolne - zaczęła - Przyniosę ci śniadanie do łóżka, bo nie chcę żebyś niepotrzebnie się przemęczała - ukąsiła lekko jej dolną wargę i odsunęła się.
– Zjedzenie przy stole nie jest specjalnie męczące - zauważyła, a Carol przekrzywiła głowę w bok i złapała się pod boki.
– Naprawdę musisz mi psuć tę frajdę? - zapytała z udawaną irytacją.
Therese przewróciła oczami i udała się z powrotem do łóżka. Wiedziała, że nie było sensu kłócić się z kobietą. Czekając na ukochaną zaczęła znów zastanawiać się jak ma powiedzieć Connorowi, że jest w ciąży i że muszą się rozstać? Jak na to zareaguje? Zapewne będzie wściekły. Miała tylko nadzieję, że nie będzie robił jej żadnych problemów. Zresztą nie chciała mu ograniczać kontaktu z dzieckiem. Jeśli będzie chciał go utrzymywać sam z siebie to w porządku, jeśli nie - trudno. Postanowiła do niego zadzwonić i go uspokoić, bo podejrzewała, że martwi się o nią. Telefon leżał po jej stronie łóżka to też sięgnęła do urządzenia i wybrała numer.
– Cześć - powiedziała do słuchawki, uśmiechając się lekko.
– Therese? Gdzie ty jesteś?
– Zatrzymałam się na noc u przyjaciółki. Przepraszam, że nie powiedziałam ci wczoraj, ale skończyłyśmy późno i...
– U jakiej przyjaciółki?
– U Carol. Poznałeś ją.
– Och...
– Posłuchaj...Kiedy wrócę wieczorem chciałabym z tobą porozmawiać. Będziesz w domu?
– Tak, do dwudziestej. Potem idę do pracy. Therese, wszystko dobrze?
– Tak. Będę przed dwudziestą. Do zobaczenia - usłyszała jak Carol wchodzi do sypialni i odłożyła szybko słuchawkę telefonu.
Uśmiechnęła się z czułością, gdy kobieta postawiła na jej kolanach tacę z jedzeniem.
– Ten sok wypij cały, bo jest to bomba witaminowa - wskazała na szklankę z dziwnie zielonkawym płynem.
– Dobrze, mamo - zacisnęła usta w cienką linię, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Spojrzała na talerz, gdzie naleśniki układały się w kształt serca. Było to trochę kiczowate, ale nikt wcześniej nie zrobił dla niej czegoś takiego, co uważała za naprawdę kochane i urocze.
Kobieta wyszła po chwili z sypialni i wróciła z powrotem, gdy Therese kończyła już jeść. Miała mokre włosy i pachniała balsamem do ciała, co świadczyło o tym, że właśnie się kąpała. Dziewczyna odłożyła tacę na ziemię i rozłożyła ramiona, aby Carol mogła się do niej przytulić, co też kobieta chętnie uczyniła.
– Rozmawiałaś z nim? - zapytała i odgarnęła kosmyk włosów dziewczyny z jej twarzy.
– Tak - odpowiedziała - To znaczy tylko mu powiedziałam gdzie jestem.
– Mówiłaś mu o nas?
– Co? Nie, oczywiście, że nie.
Carol kiwnęła głową i znów wtuliła się w dziewczynę.
– Kiedy już... - zaczęła i poszukała w głowie odpowiednich słów - Kiedy już się rozstaniecie, wprowadzisz się do mnie?
Therese odsunęła się gwałtownie i spojrzała zdziwiona na kobietę.
– To nie za wcześnie? - zapytała i podrapała się w tył głowy - Znaczy... chcę tego i to bardzo, ale...Może poczekajmy jeszcze chwilę?
– Dlaczego? Chcesz mieszkać sama? A jak coś ci się stanie, albo...
– Carol - przerwała jej, kładąc palec na usta - Nie jestem chora, tylko jestem w ciąży. Nie wiem co będzie po dzisiejszej rozmowie z Connorem. Muszę... Chyba muszę mieć pewność, że obie jesteśmy gotowe na taki krok.
– Uważasz, że ja nie jestem gotowa na zamieszkanie z tobą? - parsknęła - Rozmawiałyśmy o tym wczoraj i wydawało mi się, że ufasz mi w tej kwestii.
– Ufam. Kochanie - przytrzymała ją za rękę, gdy Carol chciała wstać z łóżka - Tylko będę potrzebowała trochę czasu na ułożenie sobie tego wszystkiego. Przeprowadzka to nie takie hop siup.
Blondynka wypuściła głośno powietrze z płuc i z powrotem wróciła do łóżka.
– Spakowanie swoich rzeczy i przeniesienie ich tutaj to prosta rzecz - zauważyła i Therese wyczuła jej zdenerwowanie.
– Wiem. Boże! - przetarła dłonią czoło - Do wczoraj nawet nie wiedziałam czy chcę tego dziecka. Potrzebuję chwili, żeby to przemyśleć.
– Przepraszam - przyznała - Masz rację. Dam ci chwilę czasu - pocałowała jej ramię - Nie chcę cię stracić... was stracić - położyła po raz kolejny dłoń na jej brzuchu. Therese przykryła rękę Carol swoją i uśmiechnęła się z miłością do kobiety.
– Dziękuję - odpowiedziała i pocałowała Carol w usta - Tylko proszę. Kiedy już razem zamieszkamy nie rób mi tych ohydnych soków - zaśmiała się w jej usta a Carol popchnęła ją delikatnie na plecy i usadowiła się między jej nogami.
– Nie smakują ci moje soki? - udała oburzoną i przytrzymała mocno ręce dziewczyny nad jej głową - Może zapytamy samego zainteresowanego? - zwróciła się do jej brzucha.
– To właśnie on powiedział, że więcej nie da rady w siebie wchłonąć.
Carol zaczęła łaskotać dziewczynę, niemal doprowadzając ją do płaczu ze śmiechu.
– P-proszę...Już nie - znów się zaśmiała i próbowała odepchnąć dłonie ukochanej ze swojego ciała.
– Przestanę jak powiesz, że smakują ci moje soki!
– T-tak...Smakują i chcę... żebyś mi je robiła cały czas!
Carol przestała znęcać się nad dziewczyną i tym razem zaatakowała jej usta, całując je leniwie. Therese oplotła biodra kobiety swoimi nogami i oddawała pocałunki. Uświadomiła sobie jak bardzo chce, aby takie poranki zdarzały się już do końca ich dni.
Poczuła jak usta Carol schodzą w dół jej ciała i rozszerzyła bardziej nogi, wiedząc do czego to zmierza. Ta chwila trwałaby zapewne w nieskończoność, gdyby nie głośne dobijanie się do drzwi. Blondynka pocałowała szybko Therese i jęknęła w jej usta, gdy dźwięki nie ustawały.
– Cholera - warknęła i podniosła się, nakładając na siebie szlafrok - Nigdzie się nie ruszaj - powiedziała i pobiegła do drzwi.