(nie)winny | Morwin

By Aeusoa

65.6K 5.5K 2.3K

Zwykła impreza w Sylwestra. Dużo alkoholu, głośna muzyka i kilku ludzi. Tak spędził ten wieczór Gregory Monta... More

𝗣𝗿𝗼𝗹𝗼𝗴
𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗜
𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗜𝗜
𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗜𝗜𝗜
𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗜𝗩
𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗩
𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗩𝗜
𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗩𝗜𝗜
𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗩𝗜𝗜𝗜
𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗜𝗫
𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗫
𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗫𝗜
𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗫𝗜𝗜
𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗫𝗜𝗜𝗜
𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗫𝗜𝗩
𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗫𝗩
𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗫𝗩𝗜
𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗫𝗩𝗜𝗜
𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗫𝗩𝗜𝗜𝗜
𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗫𝗜𝗫
𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗫𝗫
𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗫𝗫𝗜
𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗫𝗫𝗜𝗜
𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗫𝗫𝗜𝗜𝗜
𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗫𝗫𝗜𝗩
𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗫𝗫𝗩𝗜
𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗫𝗫𝗩𝗜𝗜
𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗫𝗫𝗩𝗜𝗜𝗜
𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗫𝗫𝗜𝗫
𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗫𝗫𝗫
𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗫𝗫𝗫𝗜
𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗫𝗫𝗫𝗜𝗜
𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗫𝗫𝗫𝗜𝗜𝗜
𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗫𝗫𝗫𝗜𝗩
𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗫𝗫𝗫𝗩
𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗫𝗫𝗫𝗩𝗜

𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗫𝗫𝗩

1.8K 168 50
By Aeusoa

- Gdzie on jest? - spytał Erwin, wchodząc do korytarza, gdzie siedział Carbonara na małej ławce przy ścianie, a obok stał Kui. Oboje spojrzeli od razu na Erwina, który wyglądał jak siedem nieszczęść.

Od razu, gdy zgubił policję - a na złość akurat pojechało za nim jedno SEU po ich zamieszaniu pod kasynem - i zmienił samochód, przyjechał do domu, który znajdował się w centrum miasta. Chociaż lepszym określeniem byłaby willa, bo budynek posiadał z jakieś siedem sypialni, pięć łazienek, wielki garaż i jeszcze większe podwórko.

Został zakupiony przez Kuia, który chciał w tak niewinnym miejscu otworzyć "fabrykę" narkotyków. Bo kto by pomyślał, że w domu, wyglądającym na posiadłość jakiegoś milionera znajduje się na przykład hodowla marihuany?

Erwin wcześniej o tym nie wiedział, dopiero, teraz gdy potrzebowali szybko znaleźć jakieś miejsca do ukrycia Montanhy, Kui zaproponował tę miejscówkę. Ciekawe o ilu rzeczach jeszcze nie wiedział...

- Wezwałem zaufanego lekarza, który się nim teraz zajmuje. Musimy poczekać, aż skończy - poinformował Kui, opierając się o ścianę ze skrzyżowanymi rękoma na klatce piersiowej i patrzył uważnie na Erwina - Wszyscy uciekli?

- Tak i zaraz powinni tu być - odpowiedział Siwy i zaczął niecierpliwe chodzić po korytarzu. Był tak bardzo przerażony, gdy zobaczył jak źle wyglądał Montanha, a zarazem w szoku, że w takim stanie dał radę kierować przez ten cały czas. Tak bardzo chciał wtedy jebać ten cały plan i wyjść z tego samochodu do niego i się zająć Gregorym. Gdyby nie to, że Carbo szybko odjechał to zrobiłby to w ciągu kilku sekund.

Złapał się za czoło i zgarnął swoje poplątane jak zawsze włosy, do tytułu, przymykając zmęczone oczy. Cholernie się przejął tą całą sprawą. Jak policja się dowiedziała o miejscu pobytu Montanhy? Wiedział, że od kilku dni go śledzili, nawet przed tym jak powiedział mu o tym Capela, ale od tego czasu nie pojawiał się nawet u niego, a nawet jak tak to gubił tę głupią policję w mniej niż minutę. Tacy byli beznadziejni.

No właśnie Capela. Czy on o tym wszystkim wiedział? Na pewno musiał, przecież takie akcje planuje się jakiś czas przed, a on o niczym im nie powiedział. Musiał z nim porozmawiać i to koniecznie, ciekawe co mu na to odpowie.

- Muszę do kogoś zadzwonić, zawołajcie mnie, jak będzie można go zobaczyć - odezwał się w końcu Erwin i bez wahania wyciągnął swój telefon, idąc już w stronę wyjścia, gdy zatrzymał go głos Kuia:

- Jak coś to rozmawiałem już z Capelą. Akcja bardzo dziwna, bo pomimo że jest commander'em SWATU to dowiedział się o tym na ostatnią chwilę i zadzwonił chwilę przed ostrzegając Montanhę. Nie odbierze teraz od ciebie, bo ma pewnie niezły zapieprz, ledwo co powymieniał ze mną tylko kilka słów - odrzekł chińczyk, jakby czytając w jego myślach - Przez tą Corvettę policyjną, którą uciekał Grzechu wezwą cię na przesłuchanie, a Die przez budynek, który się spalił, ten, w którym mieszkał Montanha. Nie wiadomo jak, ale rozpoczął się pożar chwilę po tym, jak rozpoczął się za nim pościg i wszystko tam spłonęło, co jest na naszą korzyść. Za dużo już razy byłeś przesłuchiwany w sprawie Montanhy, później musimy o tym porozmawiać, bo policja zaczyna coraz bardziej cię podejrzewać.

Erwin miał to teraz w dupie. Miał dosyć tych coraz częstszych przesłuchiwań, które były dla niego męczące. Ogółem nie przepadał za nimi, oprócz tych z Montanhą, podczas których bawił się wybornie. Zacisnął usta w wąską kreskę i nic nie odpowiedział Kuiowi, tylko usiadł obok Carbo, który milczał, przeglądając coś na telefonie.

Siedział niespokojnie tupając nogą, co irytowało Nicollo, który kilka razy zwrócił mu już uwagę i spodziewał się tylko typowego telefonu Pisicieli na przesłuchanie. Nie musiał czekać długo, bo już po dziesięciu minut odezwał się dzwonek w jego telefonie. Dwoje mężczyzn spojrzało na niego pytająco, a on tylko przytaknął im widząc kto do niego dzwoni.

Tak bardzo nie miał ochoty teraz na przekomarzanie się z policjantami i udawanie, że wszystko jest okej, podczas gdy stan Montanhy stał pod znakiem zapytania. Wiedział, że nic poważnego mu nie będzie. Gregory przechodził o wiele trudniejsze rzeczy, co potwierdzały jego blizny na całym ciele, ale dalej Erwin się niepokoił.

- Witam panie Pisicielo. O co tym razem chodzi? - powiedział Siwy, odbierając w końcu ten telefon. Próbował brzmieć jak najbardziej w jego stylu, choć szło mu to opornie. Wziął głęboki wdech, próbując zresetować swoje myśli i skupić się na rozmowie.

- Chyba pastor wie o co może nam chodzić - odezwał się Juan, tym swoim irytującym dla Erwina głosem. Ledwo co powstrzymał się przed kilkoma wyzwiskami - Chciałem poinformować pastora, że jest poszukiwany.

- A za co tym razem? Znowu znaleziona krew w jakimś dziwnym miejscu podczas jakiegoś napadu? - spytał z pretensjami, dobrze odgrywając swoją rolę.

- Nie mogę udzielić więcej informacji. Proszę się wstawić na komendę, by to wyjaśnić i ostrzegam, to poszukiwanie nigdy nie zejdzie, więc prędzej czy później porozmawiamy - poinformował dumnym głosem Pisiciela, że udało mu się załatwić coś takiego.

- Czyli będzie kolejne przesłuchanie do kolekcji... - wyszeptał niby do siebie, ale chciał, żeby usłyszał to jego rozmówca - Kiedy mogę się stawić na rozmowę?

- Eee... yyy - zawiesił się policjant, nie spodziewając się, że tak łatwo Erwin Knuckles wpadnie w jego szpony i sam zgłosi się na komendę - Może być za dwadzieścia minut, będę czekał... ale jeżeli odwalisz jakiś głupi numer i to jest jakiś podstęp to...

- Tak, tak zgłoszę - przerwał mu chamsko Erwin - do widzenia - odparł jeszcze i rozłączył się nie dając nawet szansy na to, by Pisiciela coś jeszcze powiedział. Według niego już za dużo od niego usłyszał.

Już miał opowiedzieć o całej rozmowie Kuiowi i Carbo, gdy niespodziewanie drzwi się otworzyły do pokoju, w którym był Gregory i wyszedł do nich młody mężczyzna w lekarskim kitlu. Erwin myślał, że zejdzie na zawał, kiedy czekał na to co powie.

- Od razu mówię, że jego stan jest stabilny, ale potrzebuje czasu, by się zregenerować - spadł mu w tym momencie kamień z serca - Dostał w lewe ramię, ale na szczęście była to tylko kula wylotowa, zatamowałem też krwawienie nosa, na szczęście to nic poważniejszego, no i jest nieco poturbowany. Obudzi się pewnie za jakąś godzinę lub dwie i najlepiej, żeby był pod kroplówką. Mogę przyjść jutro sprawdzić jego stan... Lepiej nie będę pytał co się stało - wytłumaczył lekarz i zażartował pod koniec. Widać było, że pewnie niedawno dopiero co skończył studia i stwierdził, że dorobi się na "domowych wizytach".

- Dziękujemy, ale nie będzie takiej potrzeby. Zajmiemy się już nim - odrzekł Kui i zrobił krok bliżej w stronę mężczyzny i wyciągnął z kieszeni kopertę z pieniędzmi, którą mu przekazał - Wiesz, gdzie jest wyjście? - zapytał chińczyk, na co lekarz przytaknął i pospiesznym krokiem zostawił ich samych.

Erwin nie czekał na kogokolwiek pozwolenie i wyrwał się, uchylając drzwi, widząc Montanhę, który leżał nieprzytomny na łóżku. Westchnął z ulgą i wszedł do pokoju, podchodząc jak najbliżej i lustrując wygląd mężczyzny. Wyglądał o wiele lepiej niż wtedy pod kasynem, pomimo że miał kilka bandaży.

Usiadł na krześle obok niego, nie spuszczając z niego wzroku, jakby Gregory miał zaraz zniknąć. Złapał niepewnie jego rękę i zaczął ją gładzić, ciesząc się na jego widok. Zapomniał totalnie o towarzystwie jego przyjaciół, skupiając się tylko na Montanhie i robieniu kółeczek na jego skórze. Zdecydowanie uspokoił się, widząc, że jest cały, choć może nie do końca zdrowy.

I siedział tak, nie zwracając na coraz głośniejsze głosy, w pomieszczeniu obok, które były pewnie spowodowane tym, że coraz więcej osób zbierało się po udanej ucieczce, no i musieli też porozmawiać o tej akcji.

Dopiero opanował się jakieś piętnaście minut później, przypominając sobie, że musi jechać na te debilne przesłuchanie. Spojrzał ostatni raz na Montanhę i wyszedł z pomieszczenia, zauważając, że na korytarzu samotnie siedzi Heidi, jakby czekając na jego wyjście. Podniosła się gwałtownie z ławki i spojrzała na Erwina, otwierając buzię, by coś powiedzieć, jednak z jej ust nie wydostało się żadne słowo.

- Coś chcesz powiedzieć? - pomógł jej Siwy, patrząc na nią ze zniewagą i skrzyżował ręce na klatce piersiowej - Albo odpowiedz mi, dlaczego się kurwa nie odzywałaś przez ten cały czas? - spytał jeszcze z pretensjami, na co kobieta spuściła wzrok.

- Dużo się u mnie zmieniło. Przepraszam, ale nie miałam czasu i... - tłumaczyła się beznadziejnie Heidi, tak że Erwin się wkurzył i przerwał jej bezsensowne bełkotanie.

- Czy napisanie, że żyjesz tak dużo zajmuje czasu? - Kobieta zamilkła na te słowa i zagryzła nieporadnie dolną wargę. - A dzisiaj co to była za scena? Albo w moje urodziny, które musiałaś mi zniszczyć? Przychodzisz sobie jak jakaś księżniczka i całujesz mnie przy wszystkich życząc wszystkiego dobrego, gdy my już dawno temu zerwaliśmy tę relację. Zdecyduj się! - poniosły go emocje i wykrzyczał jej te słowa prosto w twarz, nie przejmował się tym, że ktoś ich usłyszy. 

"Erwin siedział przy barze i ze znudzeniem obserwował pełną salę dobrze bawiących się ludzi, już którąś godzinę. Popijał jakiegoś drinka, który podał mu uśmiechnięty barman, którego niby kojarzył, ale nie pamiętał imienia. Tego wieczoru jego znajomi wielokrotnie zapraszali go do tańca, jednak po setnym razie wszyscy odpuścili, co było dla niego zbawieniem. Mógł w końcu w spokoju się napić, ale robił to z umiarem, bo nie miał ochoty jutro skończyć z kacem.

Jego mina zbledła, gdy zauważył, że do pomieszczenia weszła Heidi w czarnej, obcisłej sukience mini, która sięgała jej przed kolana, a na nogach miała w tym samym kolorze wysokie obcasy i wyglądała na pewną siebie.

Skrzywił się, gdy kobieta spojrzała na niego i mrugnęła okiem. "Co ona do cholery odpierdala?!" pomyślał Erwin, dziwiąc się jej towarzystwem. Nie widział jej od... już sam nawet pamiętał, na dodatek w ogóle nie odbierała od niego telefonów. Wiedział, że jej pojawienie się nic dobrego nie zwiastowało, kiedy Heidi zbliżała się do niego powolnymi krokami, lecz gdy była już blisko zatrzymał ją wesoły głos Dii:

- O jednak przyszłaś! Już myślałem, że się nie zjawisz, bo nic mi nie odpisałaś - mężczyzna podszedł do niej i przytulił ją na przywitanie. Chyba nie wiedział o tym, że Erwin ich obserwował i słyszał całą rozmowę.

- Jestem ostatnio... dosyć niedostępna, - odpowiedziała dziewczyna żartem i zaśmiała się, irytując tym Erwina, który wywrócił oczami - ale nie miałabym przyjść na urodziny mojego chłopaka?

Siwy wstał od razu i w kilku krokach był już obok nich. "Co ona za głupoty gada? Przecież nie jesteśmy razem, a nawet jak pseudo byliśmy to nigdy tak mnie nie nazywała..." gubił się w myślach Siwy, gdy Heidi spojrzała na niego z uśmiechem.

- Słyszałem swoje imię - odrzekł na przywitanie i uśmiechnął się sztucznie, patrząc pytająco na Heidi, która tylko zbliżyła się do niego i położyła swoją rękę na jego plecach. Erwin spiął się na całym ciele pod wpływem jej dotyku, ale nic na to nie zdążył powiedzieć, bo Dia odezwał się pierwszy.

- Ooo jak słodko razem wyglądacie - skomentował ich pozę, która była zdecydowanie niekomfortowa dla Erwina - No i widzisz Siwy, od razu pojawił się uśmiech na twojej twarzy. I teraz ważne pytanie: jesteście w końcu oficjalnie parą? Bo dawno nie widziałem was razem.

- Przecież zawsze byliśmy, prawda Erwin? - wtrąciła się pierwsza Heidi i spojrzała zadziornie na niego. Czy to wszystko mu się śniło? Nie miał tego pojęcia, ale jak najszybciej chciał stąd uciec, gdy dziewczyna niespodziewanie położyła ręce na jego policzkach i pocałowała namiętnie.

Usłyszał tylko jak ludzie wokół krzyknęli tak samo zaskoczeni jak on na ten czyn. Odepchnął szybko Heidi i spojrzał wkurzony prosto w jej oczy. Według niego zrobiła z niego klauna, przy tych wszystkich ludziach. Potwierdzała to reakcja jego braci, którzy zaczęli im krzyczeć gratulacje, nie wiadomo dlaczego.

- Co ty odpierdalasz? - spytał ją szeptem, kiedy ich twarze dzieliło tylko kilka centymetrów i każdy myślał, że spoglądają na siebie w romantyczny sposób po widowiskowym pocałunku. A on był tylko obrzydzony tym co zrobiła Heidi.

- No wiesz... przecież jesteśmy razem, jakby... ja cię przepraszam, ale ja potrzebowałam chwilę przerwy, ale teraz odetchnęłam i mogę ci szczerze powiedzieć, że ciebie kocham - oznajmiła kobieta, zarzucając mu ręce na szyję i jak na zawołanie zaczęła lecieć powolna muzyka. "Czy ona to wszystko ukartowała z Dią? Co ona gada za głupoty?".

- Czy ty jesteś jakaś pijana? Rzucasz mnie, znikasz na jebane dwa tygodnie i odwalasz coś takiego? - niedowierzał w to wszystko. "Czy to był jakiś sen? Czy oni z niego robili teraz żarty?". Nie miał już na to siły...

Wyrwał się z objęć kobiety i zaczął przedzierać się przez tłum ludzi, kierując się do łazienki. Słyszał jeszcze tylko, jak Heidi go woła, ale on tego nie słuchał i udało mu się jej uciec. Otworzył drzwi do pomieszczenia i wkroczył ciężko do środka, zatrzaskując za sobą je z hukiem. Był wkurzony, a zarazem skołowany

Podszedł do lustra i oparł się o umywalkę, patrząc zmęczony na swoje odbicie w lustrze. Wyglądał źle, bardzo źle. Nie wahał się, żeby wyciągnąć narkotyki z kieszeni, które chciał już odstawić..."

- Przepraszam myślałam, że tego chcesz tak jak ja... Ten czas rozłąki tylko mnie utwierdził, że cię kocham - powiedziała Heidi i zrobiła pewny krok w jego stronę, jednak on nie dał się oszukać tak jak ostatnio.

- Teraz wszyscy myślą, że jesteśmy parą - stwierdził Erwin i się skrzywił. Kiedyś może by tego chciał, ale teraz... - Muszę już iść - mruknął pod nosem i odszedł; kobieta nawet go nie zatrzymała.

Może chciała dać mu czas na namysł lub - jak miał nadzieję Erwin - odpuściła odwalanie takiego cyrku. Wiedział, że będzie musiał jeszcze wrócić do tej rozmowy tak jak do tej z zakszotem, którą przerwał im niespodziewany pościg za Montanhą. Wszystko robiło się coraz trudniejsze z dnia na dzień, a coraz więcej spraw było nierozwiązanych. Czekał tylko na wielką konfrontację, która miała pewnie nastąpić w ciągu kilku, następnych dni.

====================

- Czy to jest koniecznie? - spytał marudnie Erwin, gdy Juan Pisiciela zakuł kajdankami jego lewą rękę ze stołem w sali przesłuchań - Przecież ja nie mam zamiaru uciekać. Sam się tu zgłosiłem! - dodał podając argumenty, po czym syknął, gdy policjant specjalnie zacisnął mocniej kajdanki na jego nadgarstku.

- Tak, nigdy nie wiadomo co może się stać - odpowiedział Pisiciela, po czym usiadł na swoje miejsce. Na przesłuchaniu był taki sam skład jak podczas jego pierwszej rozmowy na temat morderstwa Mii. Jak dawno to było...

Alex Andrews tak jak zawsze otworzył swoją coraz to grubszą teczkę, a Dante Capela stał ze spuszczonym wzrokiem, oparty o ścianę. Pomimo że Erwin próbował wielokrotnie nawiązać z nim kontakt wzrokowy to ten usilnie go unikał. Nie wiedział o co mogło mu chodzić.

- Czy poznam w końcu powód poszukiwania, bo trochę mi się śpieszy - odparł Erwin, chcąc wrócić jak najszybciej do Montanhy. Być przy nim, gdy się obudzi i porozmawiać z nim. Już nawet nie o tej sprawie, po prostu porozmawiać.

- Po wygranym zakładzie przejął pastor Corvette policyjną należącą do Gregoryego Montanhy, więc można powiedzieć, że jest pan właścicielem, prawda? - spytał okrężnie Alex. Widać, że po ostatnim poduczył się trochę, bo nie powiedział mu prosto w twarz informację, które wiedział, tylko najpierw drążył ten temat. Siwy uśmiechnął się zadowolony na myśl, że lepiej szkoli policję niż robi to Pisiciela lub ktoś inny z wysokim stopniem.

- Tak, zgadza się. Chociaż wydaję mi się, że spłonęła... czy jeżeli to było auto policyjne to muszę wam oddać za nie pieniądze? - zauważył Erwin, obierając już w głowie plan rozmowy.

- A czemu uważasz, że spłonął? - dopytał Andrews ze zmarszczonymi brwiami.

- Głupio wyszło... - mruknął Siwy i rozłożył się na krześle, na tyle na ile pozwoliły mu na to kajdanki - Ostatnio zaczęło mi się kończyć miejsce na samochody, a Dia zakupił taki stary budynek, gdzie obok stał garaż i zaproponował mi przechowanie tam jakiegoś auta, bo wiedział o moim problemie. Zdecydowałem, że będzie to Corvetta, bo wiecie, że każdy wie kto miał na dachu numer 105. Robił mi po prostu złą renomę. No a zanim tu przyjechałem, dowiedziałem się, że wybuchł nie wiadomo czemu pożar. Wielka szkoda...

- Tak się składa, że samochód jest cały. Chociaż nie do końca, bo został trochę zniszczony podczas ucieczki Gregoryego Montanhy przed policją, wiesz coś o tym? - wtrącił się gniewnym głosem Pisiciela, na co Erwin udał zdziwioną minę.

- Niemożliwe! Złapaliście go? Auto jest całe? - wypalił Siwy, wymachując teatralnie tylko jedną ręką, gdyż druga nadal był skuta.

- Niestety uciekł nam przez przesiadkę do Kriegera i zamieszanie kilku sportowych samochodów, niestety nie mieli tabliczek rejestracyjnych i nie wiemy kto to był - odpowiedział z ironią Juan i wyszczerzył w sztucznym uśmiechu zęby - Ale spokojnie znajdziemy go jeszcze.

- A wiadomo co on tam robił i jak się tam znalazł? - zadał kolejne pytanie Erwin, jakby to on ich przesłuchiwał, a nie policjanci jego.

- Tu właśnie mamy też sprawę do pana Dii - odpowiedział mu pierwszy Alex - Dostaliśmy cynk od informatora, że Montanha znajduję się w starym, opuszczonym budynku na Paleto. Jak się okazuję należy on do Dii, więc możemy mu zarzucić ukrywanie groźnego przestępcy.

- Po pierwsze, groźnego przestępcy? Naprawdę? - zaśmiał się krótko, nie będąc w ogóle w nastroju do żartów - Jeżeli Gregoryego uważacie za groźnego przestępcę to boję się jakie macie o mnie zdanie... A po drugie, Dia nic o tym nie wiedział. Niedawno co kupił ten budynek i prace remontowe miały zacząć się dopiero za jakiś tydzień, gdy jego interesy na Paleto bardziej się rozwiną. Tak naprawdę odkąd go kupił był tam tylko raz i to ze mną, by podpisać papiery do przejęcia tego budynku. Na dodatek, czy macie pewność, że to Montanha? Czy bazujecie tylko na tym co powiedział "wasz informator"?

- I tak będziemy musieli wezwać Dię na przesłuchanie, ale dziękujemy za pastora opinię na ten temat - stwierdził Pisiciela, mówiąc to z pełnym sarkazmem w głosie - Musiał to być Montanha, bo został przez nas zraniony i znaleźliśmy jego krew w samochodzie. Więc zabezpieczyliśmy wszystkie szpitale w Los Santos, więc radzę ci znaleźć dla niego jakiegoś prywatnego - Pisiciela wycedził za dużo, na co Alex szturchnął go w ramię łokciem i szepnął coś do niego.

- Jak dobrze, że ja nie współpracuje z "groźnymi przestępcami" - odpowiedział na to w ten sposób, specjalnie robiąc w powietrzu znaki cudzysłowu. Prowokował policjanta jeszcze bardziej, przez co Andrews musiał go uspokajać i Capela miał szansę wtrącić się do rozmowy.

- Czyli nie wiesz gdzie znajduje się teraz Montanha i nie masz z nim żadnego kontaktu? Tak pytam dla formalności, bo widzę, że powinniśmy już zakończyć to spotkanie. - Dante spojrzał na niego pytająco, na dodatek jakby na coś oczekiwał i Erwin tylko delikatnie przytaknął wiedząc o co mu chodzi. Od razu widać było, że policjant się rozluźnił i wypuścił głęboko powietrze.

- Nie, nie mam pojęcia co się z nim dzieje i gdzie aktualnie przebywa. Odkąd jest poszukiwany nie mam z nim kontaktu i o niczym nie wiem - wymamrotał niby to znudzonym głosem, ale w środku odpalało się już jego ADHD, gdy wiedział, że za chwilę będzie mógł stąd wyjść i wrócić do Gregoryego.

- No dobrze, więc odprowadzę cię do wyjścia - zaproponował Capela, który odbił się od ściany i podszedł do niego, by go rozkuć. Spojrzał na niego jeszcze, gdy skończył i odwrócił się, wychodząc z sali, wierząc, że Erwin podąży za nim

Siwy uśmiechnął się jeszcze złośliwie do Pisicieli, który siedział obrażony i ruszył za policjantem, by go dogonić. Szli korytarzem do lobby i Erwin odezwał się szeptem chcąc dowiedzieć się kilku rzeczy.

- Nie wiedziałeś wcześniej o tym? Czy... - Dante spiorunował go wzrokiem i złapał za rękę, wpychając niespodziewanie do jakiegoś pomieszczenia, które mijali, przez co Erwin nie dokończył mówić.

- Głupi jesteś?! Ktoś mógł usłyszeć - warknął policjant i zamknął cicho za sobą drzwi. Okazało się, że trafili akurat na mały składzik, w którym ledwo co oboje się mieścili.

- Czemu nie powiadomiłeś nas szybciej, on kurwa ledwo co przetrwał - odparł wkurzony Erwin, ignorując jego reprymendę i spiorunował go wzrokiem.

- Też jestem w szoku, ale o niczym wcześniej nie wiedziałem! Boję się, że czegoś się domyślają... - wymamrotał zmartwiony Capela i spuścił zamyślony wzrok. Praca była dla niego wszystkim i wiedział, że załamie się przeraźliwie jak go zwolnią.

- Wiadomo kim jest ten informator? Bo bardzo chętnie spuszczę mu wpierdol - stwierdził z wielką nienawiścią.

- Nie wiem totalnie o niczym. Podobno to Pisiciela dostał informację dopiero dzisiaj i w godzinę zorganizował całą akcję, by przeprowadzić to jak najszybciej. Zawsze nawet jak mamy jakiegoś informatora to znamy jego tożsamość, bo tak to każdy mógłby sobie wysłać do nas fake'owe wiadomości. A tutaj proces był przyspieszony i nikt mnie nie poinformował. Ostatnimi czasy Pisiciela za mną nie przepada, bo jeden z niewielu w High Commandzie jestem neutralny, choć według niego trzymam stronę Montanhy - westchnął ciężko i wywrócił oczami.

- Okej... - skwitował Erwin. Znowu byli w kropce i znowu pojawiła się kolejna podejrzana sytuacja. Cieszył się, że nie było to przynajmniej kolejne morderstwo...

- A co z nim? Jest cały, prawda? - spytał się Dante celowo omijając wypowiedzenie imienia Gregoryego. Robienie za skorumpowanego funkcjonariusza nie było definitywnie dla niego.

- Tak. Jak wychodziłem był nieprzytomny, został postrzelony w ramię i trochę poobijany. Dobrze sobie poradził w pościgu i nie spanikował. Znaleźliśmy mu teraz nową miejscówkę - rzekł Siwy i uśmiechnął się delikatnie. Dzięki Bogu był cały...

- A gdzie teraz jest? - spytał Capela, na co Erwin zmrużył podejrzanie oczy, a do jego głowy wpadły nietypowe oskarżenia. "Czy to nie był przypadkiem Dante? Nie powiedział im o niczym i był dość podejrzliwy, na dodatek teraz pytał o jego nowe miejsce zamieszkania. Czy mógł się domyślić, gdzie poprzednio mieszkał i zdradzić to policji tak jak zrobił to Hank?".

- Nie mogę powiedzieć i muszę już wracać. Mam parę rzeczy do zrobienia - oznajmił tylko i Capela przytaknął, rozumiejąc to. Stali tak przez kilka sekund, bo Erwin czekał, aż Dante posunie się, by mógł wyjść drzwiami, które zasłaniał - Możemy już wyjść? - dodał po chwili, a Capela obudził się z zamyśleń i tylko wymamrotał coś pod nosem, otwierając drzwi i wychodząc z powrotem na korytarz, oczywiście upewniając się przed, że nikogo nie ma. Odprowadził go w ciszy do wyjścia i szybko rzucił pożegnalną formułkę, znikając z powrotem w głąb komendy.

Erwinowi coś tu nie pasowało. Wiedział, że Capela czasami dziwnie się zachowywał, ale dzisiaj... Musiał sobie zadać pytanie: Czy byłby w stanie ich zdradzić? Zdecydowanie tak, jeżeli chodziło o jego pracę. Co, jeżeli przyłapali go na współpracy z nimi i żeby się uratować, zdradził ich?

Nie miał ochoty teraz o tym myśleć. Postanowił, że później się tym zajmie, bo teraz ważniejsze było dla niego wrócenie i sprawdzenie jak się czuję Montanha.

Continue Reading

You'll Also Like

17.2K 761 67
Wiadomości Stray kids czasem też opisówki w celach humorystycznych : 3 Shipy: Hyunlix Minsung Jeongchan Może Changmin
5.1K 253 25
Świat piętnastoletniej Santii wywraca się do góry nogami. Zostaje zmuszona do przeprowadzki z Los Angeles do Warszawy. Ma zamieszkać z nowym mężem ma...
39.7K 2K 61
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...
22.8K 933 24
„ink brought us together"