- Nie boisz się, że któregoś dnia Simon zostanie wezwany do wykonania inicjacji?
W małym pomieszczeniu od ścian odbił się dźwięk głosu mojego rozmówcy. Matt złączył dłonie i oparł przedramienia o kant biurka. Podniosłam wzrok na bruneta i przekrzywiłam delikatnie głowę. Jego mocno zarysowana szczęka widocznie się napięła. Wydął swoje pełne i różowe usta. Ciemne oczy wchłonęły mnie w głąb i otoczyły ze wszystkich stron.
- Carlos zajmuje się inicjacjami. - Uśmiechnęłam się, robiąc jednocześnie minę głupszej.
- No... niby tak, ale może je przeprowadzać w rzeczywistości każdy. Dodatkowo, to szefowie frakcji najczęściej się tym zajmują. Więc twoją drogą rozumowania, Carlos przeprowadza inicjacje w Meksyku, a Simon w Las Vegas. - Również obdarował mnie chytrym uśmiechem.
- Inicjacje odbywają się praktycznie co miesiąc. I Simon jeszcze nie był werbowany, więc nie rozumiem, czemu miałabym się bać. - Odpierałam atak, mimo że wiedziałam, iż pali mi się grunt pod stopami.
Mężczyzna westchnął i wpisał coś szybko w laptopa. Nacisnął "Enter" i wrócił wzrokiem na moją twarz. Nie odpuści, choćby nie wiem co. To był jego cel. Aby uprzykrzyć mi dzisiejszy dzień.
- Co z twoim ojcem? - zadał kolejne pytanie, które uderzyło we mnie z ogromną siłą.
Zupełnie nie rozumiałam zaistniałej sytuacji. Zostałam zaproszona do Las Vegas zaraz po akcji związanej z ludźmi Connora. Zasłaniali się chęcią wsparcia mnie w trudniejszym okresie i skontrolowania mojej kondycji fizycznej. I w ramach tej troski wypytywali mnie o najbardziej newralgiczne sprawy, jednocześnie zapewne przepytując Simona w innym pomieszczeniu, z konsekwencji działań, jakich się podjął w stosunku do Jacoba, Paula i Connora. A była to tylko wyższa rada oddziału Las Vegas. Nawet Wielka Piątka nie potrzebowała tak dokładnej kontroli. Z resztą, mieli ważniejsze sprawy na głowie.
- Żyje - odezwałam się, na co Matt niekontrolowanie parsknął śmiechem.
- Czekasz na kolejny jego krok? - dopytał, kiwając głową z pobłażliwością.
- Możliwe...
- Dajesz mu kolejną szansę...
- Ostatnią. - Skróciłam jego dywagacje.
Zastępca Simona zmrużył oczy i znowu zaczął wypełniać puste strony programu "Word". W głowie powtarzałam słowo "dzieci". Tylko tego pytania brakowało, niczym wisienki na torcie.
- Rodzina Williams. Kojarzysz? - Podniósł jedną brew.
- Nie - odparłam z lekkim wahaniem. Zaskoczył mnie. Punkt dla Matta.
- Isabella Williams to ta słynna kobieca reprezentantka w Radzie Mafijnej, w skład której wchodzi też Wielka Piątka. - Otworzyłam szerzej oczy i bardziej skupiłam się na tym, co mówił do mnie mój rozmówca. - Cała rodzina Williams to bardzo ważna szycha. Radziłbym ci się z nimi zaprzyjaźnić, gdy w przyszłości będziemy tworzyć aranżowane małżeństwo. - Tym razem moje oczy zrobiły się wielkie, jak spodki.
- Słucham? Między kim?
- Wasze dzieci. Aby zachować ciągłość mafijnej rodziny, muszą wyjść za osoby, które są wysoko postawione w mafii. - Tłumaczył.
- Nie ma takiego prawa w kodeksie.
- To moja dobra rada. Radzę ci zakładać, że tylko ty jesteś za tym, aby wprowadzać do mafii nowe rozwiązania. - Patrzył na mnie z taką intensywnością, że gdyby posiadał jakieś moce, już dawno zamieniłabym się w popiół.
- Nie jesteś żadnym doradcą. Moja dobra rada dla ciebie, to nie wpierdalanie się z butami na wyższe szczeble, jeśli nie chcesz w najbliższej przyszłości opuścić naszych szeregów. - Oparłam się o oparcie krzesła i założyłam dłonie na piersi.
- Grozisz mi? - Podniósł jedną brew.
- Dobra, już jestem. - Przerwał nam Simon, wchodząc do gabinetu.
Poprawił marynarkę i spojrzał na nas z lekkim niepokojem. My jednak ani na moment nie odwróciliśmy od siebie wzroku.
- Ostrzegam. Nie wyrzucisz mnie z mafii. Podpisałam już prośbę o dołączenie mnie do Rady. Kiedy tylko ogarnę się we wszystkim, zacznę składać wnioski o zmiany na poszczególnych stanowiskach. I nie zatrzymasz tego, bo przypomnę, że nie siedzisz w Radzie. - Zrobiłam smutną minkę.
- Nie powiedziałem, że chciałbym cię zlikwidować. - Wzruszył ramionami.
- To po co wyskakujesz mi z aranżowaniem małżeństw nienarodzonych dzieci?
- Co? - warknął Simon, podchodząc do mnie bliżej i odwracając się w stronę Matta. - Jakie kurwa małżeństwa?
Nasz rozmówca zamknął na chwilę oczy i westchnął. Przetarł skroń dwoma palcami.
- Poszła po prostu taka sugestia. Żeby wrócić do czystości krwi...
- Od kogo? - Simon nie odpuszczał.
- Niby od reprezentantów gangów, ale z tego co się zorientowałem, Wielka Piątka dołożyła swoje pięć groszy. - Po jego słowach spojrzałam na Simona z niepokojem.
- Chcesz mi powiedzieć, że mają problem o to, że Nina jest z zewnętrznego środowiska? I nikt nie zwraca uwagi na to, że Zefira żony w ogóle nie są wtajemniczone w działalność mafijną, Carlos na każde przyjęcie przyprowadza inną prostytutkę, a dzieci Edoarda pracują w korporacjach dla państwa Włoskiego, a nie dla nas? O co tu kurwa chodzi?!
Wsłuchiwałam się w słowa Simona z dokładnością. Niektóre informacje były dla mnie całkowitą nowością, ale dzięki świeżemu i obiektywnemu spojrzeniu mogłam lepiej zrozumieć ich mechanizmy.
- Ja tylko przekazuję informacje. Tak jak Nina powiedziała, mam gówno do powiedzenia. - Matt stracił odwagę, co było widoczne już po jego zamykającej się coraz bardziej postawie.
- Może w tym problem. Że te kobiety i dzieci nie angażują się w mafię. A ja, jako kobieta już tak. - Wyjaśniłam.
- Dlatego mówiłem o Isabelli. - Brunet od razu chwycił się mojej sugestii.
Simon chwilę milczał. W końcu potarł tył szyi wierzchem dłoni i westchnął.
- Chodźmy już - mruknął w moją stronę, wskazując na drzwi.
Odsunęłam krzesło i kiwnęłam w stronę naszego pracownika. On również wstał i schylił się znacząco. Wyciągnęłam do niego dłoń, którą delikatnie ujął, nie patrząc mi w oczy.
- Informuj nas na bieżąco. - Poprosiłam i wyszłam z pomieszczenia.
Ruszyłam ramię w ramię obok Simon przez długi korytarz, prowadzący do windy.
- O co ciebie pytali? - Przerwałam ciszę, gdy odeszliśmy kawałek od drzwi gabinetu Matta.
- Pytali, czy potrzebuję jakiejś szczególnej ochrony przed ludźmi Connora i Jacoba. Zainteresował ich też stan sprawy związanej z twoim ojcem...
- I co, dalej uważasz, że Wielka Piątka jest w porządku? - Szybko przerwałam mężczyźnie, gdyż nie mogłam przeboleć faktu, że i oni byli przeciwko mnie.
W tej chwili to właśnie ta sprawa najbardziej na mnie wpłynęła. Najpierw Simon zapewniał mnie, że biorąc z nim ślub, będę bezpieczna. Okej, nikt nie mówił, że mafia przyjmie mnie ciepło, ale wyszłam z założenia, że skoro zostałam miło powitana przez Carlosa, nikt szczególnie nie będzie przejawiał do mnie awersji. Mocno się myliłam i łudziłam jednocześnie, że bez zbędnych kombinacji, przyjmą mnie najpierw do Wielkiej Piątki, jako prawa ręka Simona, a następnie do Rady Mafijnej.
- Myślę, że głosy niepokoju wychodzą raczej ze strony doradców Eduardo, Zefira, Carlosa i Wilkenla. - Oznajmił ze spokojem.
- Carlos im nagadał po tym, jak opowiedziałam mu o planach związanych ze zmianą kodeksu mafijnego - oburzyłam się.
- Chyba nie dziwi cię fakt ich obaw? - Spojrzał na mnie z ukosa.
Weszliśmy do windy i wybraliśmy parter. Drzwi zamknęły się, a my oparliśmy się o ściany.
- Nie pozwolę na aranżowanie małżeństw moich dzieci - wysyczałam.
- Ja też nie. To totalna bzdura. I jestem przekonany, że nie było w ogóle o tym rozmów, więc skoro Matt wyszedł z taką inicjatywą, wiemy kto też wyrażał swoje oburzenie na temat kobiet w mafii. Tacy jak on. Niżsi rangą, ale nie na samym dnie. Oni jeszcze wierzą, że mogą być wyżej, a już są na takim poziomie, że mają więcej przywilejów, niż wszelkiego rodzaju poniżeń.
- I co? Ja teraz mam mieć w piździe moje prośby o zostanie członkinią Rady Mafijnej, bo i tak mnie nie przyjmą ze strachu o swoje ciepłe posadki? - warknęłam.
- W Radzie jest też Isabella. Ona jest środkiem do sukcesu. - Zamyślił się.
Po wyjściu z windy, Simon poprosił mnie, abym poczekała przy wyjściu, gdyż poszedł po jakieś ważne dokumenty. Cieszyłam się na powrót do domu. Miałam serdecznie dosyć wszystkich zawirowań. Liczyłam na spokojny wyjazd do Las Vegas, ale tu również doznałam rozczarowania. Nikogo nie obchodził mój stan zdrowa. Byłam żałosna w ogóle myśląc, że może tak być.
W ostatnim czasie wszystko kręciło się tylko wokół mafii, co doprowadzało mnie do szaleństwa. Ale na horyzoncie pojawiała się opoka w postaci Świąt Bożego Narodzenia. Mieliśmy w planach jechać do Malibu i spędzić je w towarzystwie mamy i przyjaciół. Judy nie mogła się doczekać powrotu w tamte strony, pomijając fakt, że bardzo zaprzyjaźniła się z Rachel. Był to miód na moje serce. Z lekkim uśmiechem ruszyłam więc w stronę drzwi, ale zatrzymałam się na chwilę przy sali inicjacyjnej. Moja mina w moment zrzedła. W pomieszczeniu znajdowało się kilku mężczyzn, brutalnie gwałcących jedną kobietę. Już w tym momencie miała na sobie mnóstwo siniaków i krwawiących ran, a jej wyraz twarzy błagał o pomoc. Nie płakała.
Podążyłam wzrokiem w miejsce, gdzie ofiara ciągle patrzyła. Na przeciwko tej sceny, za lustrem weneckim siedział ubrany w garnitur mężczyzna i w bezruchu patrzył na gwałt. Za nim stało dwóch mężczyzn, jeden coś krzyczał do jego ucha, a drugi śmiał się, trzymając mu nóż na gardle. Podeszłam bliżej, stając obok jednego z ochroniarzy, który przyglądał się temu, co działo się w zamkniętym pomieszczeniu, w którym siedział torturowany mężczyzna w garniturze.
- O co tu chodzi? - zapytałam spokojnym głosem.
Zastanawiałam się, czy może w tej chwili cała mafia była wyszkolona w taki sposób, aby pozbawiać mnie wszelakich wiadomości. Ale skoro ja tu rządziłam, to chyba mogli spodziewać się nieprzyjemności z odmawiania wykonania mojego rozkazu?
- Zwykła procedura tortur. - Wzruszył ramionami.
Spojrzałam na jego profil. Był ubrany w typowy strój żołnierza. Jego twarz była starannie wygolona, a ciemna karnacja dodawała mu blasku, ale i powagi.
- Koleś jest szefem jakiejś korporacji, która zajmuje się kasynami. Nie wypłacał składek, w zamian kombinując na lewo i prawo z Rosjanami. To ma go przekonać do oddania zaległości, a raczej zbankrutowania, bo to, jakie długi namnożył, to głowa mała. Jego żona... - Za moimi plecami pojawił się Simon. Kiwnął w stronę sali inicjacji, skupiając wzrok na poniżanej kobiecie.
Zaskoczył mnie tym, że nie rozpoczął rozmowy od pretensji, że znowu się gdzieś szwendam. Chyba dzisiejsza sytuacja przekonała go do większej solidarności ze mną. Lepiej późno, niż wcale, prawda kochanie?
Kiwnęłam głową i podeszłam do drzwi celi. Popchnęłam je, żegnając jednocześnie za plecami szeroko otwarte oczy ochroniarza. Ale nie zatrzymał mnie. Pewnie ze względu na to, że Simon stał obok.
- Dzień dobry - odparłam, podchodząc do porwanego. Ten odwrócił w moją stronę swoją twarz, po której spływały kolejne krople łez. - Okej, może nie taki dobry. - Poprawiłam się od razu.
- Pani... - Zaczął mężczyzna po lewej, trzymający w dłoni nóż.
- Proszę panów o opuszczenie tego pokoju. - Rozkazałam.
W trakcie gdy mężczyźni wahali się, czy wykonać polecenie, spojrzałam przez lustro do sali inicjacji. Oprawcy nie przerwali tortur, ale zwolnili i nie przejawiali już takiej brutalności, jak to miało miejsce chwilę temu. W zamian za to, co chwilę zerkali, a to na mnie, a to na Simona, który stał za oknem po mojej prawej i po prostu przyglądał się całej sytuacji w milczeniu.
Zawstydzili się? Zaśmiałam się w duchu.
Oprawcy biznesmana w końcu zrezygnowali i wyszli w ciszy z celi, zostawiając mnie na osobności z dłużnikiem.
- Czemu nie zgodził się pan na oddanie kasy, gdy tylko zobaczył pan, co robią z tą kobietą? - zapytałam, kiwając głową w stronę lustra.
Żona tego mężczyzny wpatrywała się w nas cały czas. Było to dziwne, gdyż po jej stronie znajdowało się lustro, więc chcąc nie chcąc, patrzyła w swoje odbicie. Chyba, że doskonale wiedziała, że to lustro weneckie.
- Mam umowy z Rosjanami - warknął, zaciskając leżące na jego udach dłonie.
- Umowy są ważniejsze od pana żony? W takim razie niech się pan tak nie maże, bo to żenujące. - Podniosłam jedną brew.
- Nie wypuścicie jej? - Spojrzał na mnie.
Dokładnie oglądał moją twarz. Następnie jego wzrok skupił się na zwisającym z mojej szyi złotym łańcuszku. Dostałam go w prezencie ślubnym od Zefira. Podobno, prawdziwe, arabskie złoto. Godne kobiety z mafii na wysokim stanowisku.
- Jeśli pan odda pieniądze, pana żona jest od razu wolna. Nie zależy nam na jeńcach, a kobiet mamy w bród do handlu. - Wyjaśniłam zgodnie z prawdą.
- Jeśli wszystko wam oddam, zbankrutuję...
- Ale odzyska pan żonę. - Kiwnęłam głową, przekonująco.
- Jeśli wam oddam, zginę z rąk Rosjan, za zerwanie umów! - wrzasnął.
- Czyli podpisał pan umowy z Rosjanami?
- A jak sobie pani to wyobraża? Taki rynek na zmarnowanie?! Nie będę frajerem! Tylko głupiec ogranicza się do jednej inwestycji, gdy można mieć monopol w innych krajach! - Był coraz bardziej rozsierdzony.
Gdyby nie to, że był przywiązany do krzesła, zapewne już zaciskałby na mojej szyi swoje dłonie. Zapewne jeszcze bardziej denerwował go fakt, że nie byłam skłonna do negocjacji. Może liczył, że ulituję się nad losem drugiej kobiety?
- A podpisał pan umowę z Ameryką? - Znowu jego wzrok powędrował na moją twarz.
Zmrużył oczy i zaczął kiwać głową z politowaniem.
- Jeszcze większe idiotki zatrudniajcie w tym burdelu!!! - Wrzasnął w stronę okna, za którym stał Simon.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Nacisnęłam jeden z guzików, który udostępniał dźwięk z celi, do sali inicjacji, dzięki czemu, naszą rozmowę słyszała żona tego pajaca.
- Pamięta pan, do czego się pan zobowiązał w tej umowie? - Nie zmieniałam tonu głosu.
Po co, skoro pan podawał mi się, jak na tacy. W umowach związanych z kasynami i zgodą na monopol w danym kraju, zabronione było podejmowanie inwestycji w innych krajach. O ile oczywiście strona umożliwiająca, nie dała zgody. Mafia amerykańska nie podpisywała takich zgód, a tym bardziej, jeśli chodziło o mafię rosyjską. Nie była ona mile widziana na tle politycznym, nawet nie posiadali przedstawiciela w Wielkiej Piątce. Ten mężczyzna mógł podjąć się współpracy z rosyjską mafią, gdyby wcześniej nie podpisał umowy z nami na monopol. Ale on uczynił odwrotnie. Ten fakt, oraz to, że miał w stosunku do nas długi sprawiał, że nawet gdyby zgodził się na oddanie pieniędzy, jego życie się kończyło. I nie potrzebna tu była jakakolwiek interwencja ze strony Rosji.
- Jakie to ma znaczenie, w obliczu tego, co mi grozi?! Pierdolę to! Zabijcie tą dziwkę! - Rozkazał, jednocześnie spluwając w stronę lustra.
Puściłam guzik i obserwowałam, jak twarz kobiety zrobiła się bladsza, a jej ciało zwiotczałe. Oprawcy zostawili ją, przez co upadła bezwładnie na podłogę, nie okazując przy tym żadnych emocji.
Odsunęłam się od biznesmana i stanęłam za nim.
- To my decydujemy o tym, kto będzie żył, a kto zamilknie na wieki. - Wyszeptałam do jego ucha, po czym wyprostowałam się i uśmiechnęłam. - Złamał pan umowę z naszym oddziałem. Nie wydaliśmy zgody na podejmowanie biznesów z rosyjską mafią.
- Nic takiego nie było w umowie! - warknął i zaczął szamotać się, próbując uwolnić się z kajdan.
- Istnieje tylko jeden format tej umowy. Trudno o pomyłki. Ale widzę, że moi pracownicy sami do tego doszli. - Położyłam dłoń na kartce, która leżała trochę dalej od mężczyzny.
Była schowana pod inną teczką. Umowa stanowiła oryginał sprzed dwóch lat. Wyraźnie podkreślony na niej został podpis mężczyzny oraz fragment mówiący o karze, za to, czego się dopuścił. Przesunęłam dokument w stronę naszego klienta. Przeleciał wzrokiem po zaznaczonych fragmentach, w tym samym momencie przestając stawiać opór.
- Nie było wtedy tego, gdy podpisywałem umowę! Chcą mnie wrobić... - Zerknął w stronę okna.
- A jaką mam na to pewność?
- Niech się pani zapyta swojego szefa! - I te słowa były jego największym błędem.
- Ja jestem szefem. I oficjalnie mogę pana poinformować, że rosyjska interwencja nie będzie tutaj potrzebna, ponieważ pan nie opuści już tego budynku żywy. Za to ta pani ułoży sobie szczęśliwe życie, zapewne bogacąc się na pana inwestycjach. - Puściłam do niego oczko i wyszłam z celi.
- Nie możemy jej wypuścić. Nie wiadomo, czy sama nie robiła jakiś przekrętów. - Od razu zaatakował mnie jeden z szantażujących wcześniej mężczyzn.
- Więc to sprawdzicie. Jeśli wszystko będzie w porządku, ona wychodzi na wolność z czystą kartą. A on ma nie żyć w przeciągu pięciu najbliższych minut. - Rozkazałam.
- A Rosja? - zapytał drugi.
- Załatwcie to ugodowo. Liczę na waszą kreatywność, bo jak mnie to znudzi, to skończycie jak on. - Wskazałam na biznesmana, któremu w tym samym momencie, jeden z ochroniarzy, poderżnął gardło.