( 02.06.2021 r. - środa ) - kilka godzin później.
Słyszę... Głośne pukanie do mojego pokoju.
Wręcz walenie.
Otworzyłem powoli oczy, spoglądając na drzwi, po czym na godzinę na zegarku.
Jest 16 czyli spałem jakieś 4 godziny...
Ojciec wrócił do domu.
Boję się, o co może chodzić.
Wstałem i powoli otworzyłem drzwi.
— Dlaczego do cholery się zamykasz? Ile razy mamy ci powtarzać, byś tego nie robił? Masz coś do ukrycia przed nami?! — krzyknął zdenerwowany ojciec, spoglądając na mnie ze złością w oczach.
No to teraz powinienem zacząć się martwić...
I co ja mam powiedzieć?
— Nie, nie mam niczego do ukrycia. Zapomniałem się, przepraszam.
— Przepraszam?! Ile jeszcze razy się zapomnisz? Sądzisz, że ta tandetna wymówka podziała kolejny raz?! — krzyknął kolejny raz, unosząc rękę.
Boję się.
— Ale naprawdę to było niech- — nie dane mi było dokończyć, gdyż uderzył mnie z całej siły w policzek, przez co moja twarz poszła w bok.
Boli jak cholera i piecze.
— Jak śmiesz w ogóle jeszcze się odzywać i podważać moje zdanie?! Ty cholerny gówniarzu! — krzyknął po raz kolejny, chcąc znów mnie spoliczkować, jednak przyszła matka.
Naszły mi łzy z powodu bólu, które szybko wypuściłem.
— Pf, znowu ryczysz? To nawet nie bolało, nie dramatyzuj. Chodź na obiad, nie przejmuj się tym dzieciakiem. Przejdzie mu. — powiedziała matka, odciągając go od drzwi.
— Mazgaj, a nie facet. Kto to widział, by popłakać się z powodu małego uderzenia. — powiedział, krzyżując ręce na piersiach, odchodząc.
Zamknąłem drzwi do pokoju, osuwając się o nie, wypuszczając z oczu falę łez.
Tak boli...
Jestem pewien, że zostanie mi ślad.
I choć bardzo dobrze znam to uczucie, to nadal jest tak samo bolesne.
Siedzę tak od kilku minut, łkając najciszej jak się da, gdyż nie mogę sobie pozwolić na usłyszenie mnie.
Miałbym znowu przejebane.
Chciałbym mieć osobę, której mógłbym się zwierzyć z absolutnie wszystkiego.
Pani Aoi nie wchodzi w grę.
Czuję, że przez natłok emocji wybuchnę.
( Uwaga! Wątek przedstawia scenę ataku paniki i samookaleczenia, więc jeśli nie lubisz takich scen, lub źle na ciebie wpływają, pomiń do następnego pogrubionego tekstu! )
Otworzyłem buzię, gdyż mając ją zamkniętą płacząc, pogarszam swój stan.
Staram się unormować oddech, jednak na marne.
Jest szybki i płytki, przez co się duszę.
Mam zupełny mętlik w głowie i milion myśli na sekundę.
Okno.
Muszę otworzyć okno.
Zamiast się uspokoić, to myślę o ostatniej rzeczy, jakiej powinienem.
Muszę oddychać.
Wdech.
Wydech.
Wdech.
Wydech.
Wdech.
Wydech.
No kurwa szybciej!
Jestem taki zmęczony.
Niech to się wreszcie skończy...
Nienawidzę ich.
Nienawidzę tych cholernych ludzi.
To nie są moi rodzice.
To niszczyciele mojego życia.
Największa zmora.
Dlaczego oni muszą tacy być?!
Co ja im do cholery zrobiłem?!
Kurwa!
Nie wytrzymam!
Nadal ciężko oddycham, gdyż kipię z nadmiaru złości, paniki i płaczu.
Rozpierdala mnie od środka i muszę jakoś wyżyć swoją złość.
Nie mogę niczego popsuć.
Zabawne.
Czyli żyletka to jedyne rozwiązanie.
Przywykłem.
To które miejsce dziś sobie wybrać?
Obojczyki, a może nogi?
Ramię.
Kreska.
Kreska.
...
Kreska.
Jeszcze jedna.
To takie żałosne.
Moja skóra pokrywa blizny i coraz to nowsze rany.
Stróżka krwi leci mi po ręce.
Narazie mało mnie to obchodzi.
( Tutaj! )
Jestem wycieńczony.
Wyżywając się na sobie, trochę ochłonąłem, ale i tak łzy mi lecą.
Tak bardzo chcę spać.
~~~
Otworzyłem z niechęcią oczy, widząc za oknem totalną ciemność.
Musi być mu naprawdę późno.
— Kurwa. — mruknąłem do siebie, spoglądając na ranę.
Nie spodziewałem się, że aż tak poleci.
Wziąłem niezbędne rzeczy do opatrzenia ran, które trzymam w pudełku pod łóżkiem.
Polałem wodą utlenioną, przymykając oczy z powodu uczucia szczypania.
Opatrzyłem je bandażem, przeglądając się w lustrze, chowając znów wszystko pod łóżko.
— Założę koszulkę z dłuższym rękawem i nikt nie zauważy. — powiedziałem sam do siebie, ściągając rękaw w dół, który po chwili i tak wyłonił kawałek bandażu.
Jestem...taki obrzydliwy.
Moje ciało jest całe posiniaczone, zabliźnione i trochę wychudzone.
Właściwie kiedy ostatnio jadłem?
Mam opuchnięte oczy od płaczu i niezłe wory pod oczami.
Nienawidzę siebie.
— Nienawidzę cię, Kim Sunoo. — powiedziałem, patrząc na swoje odbicie w lustrze, wypuszczając pojedyncze łzy.
Usiadłem na łóżku, opierając się o ścianę, podsuwając kolana pod klatkę piersiową, spoglądając na okno.
Słabo mi.
Adrenalina opuściła moje ciało i czuję się taki zmęczony.
Sam się nakręcam, a później robię krzywdę.
Jestem głodny, spragniony i obolały.
Zszedł bym na dół, ale to bardzo duże ryzyko.
Drażni ich mój widok.
Jestem ciężarem, a mimo wszystko nadal z jakiegoś powodu trzymają mnie w tym domu.
Mogliby mnie wyjebać i mieć święty spokój.
Więc dlaczego nadal tego nie zrobili?
Ah...
No tak.
Odpowiedź jest banalnie prosta.
Nie mieliby kim pomiatać.
Jestem ich zabawką do wyżycia się.
No i oczywiście baliby się konsekwencji, za oczywiste niektóre rany na ciele.
Na szczęście to się niedługo skończy.
Za około 3 tygodnie mam 18-ste urodziny i w końcu ucieknę z tego cholernego piekła.
Inaczej mojego życia nie mogę nazwać.
Jestem bity, głodzony i wyniszczany psychicznie przez poniżanie mnie.
Przez nich mam problem z jedzeniem i samookaleczeniem.
Ci ludzie zrobili z mojego życia istne piekło.
Czy kiedykolwiek doznam szczęścia?
A może przed moimi urodzinami po prostu jakimś przypadkiem umrę?
Nie.
Nie mogę tak myśleć.
Muszę im udowodnić, że potrafię żyć w inny sposób, niż do tej pory.
Oni czekają na to.
Tylko czekają na moją śmierć i na poddanie się.
Ucieknę stąd i nareszcie będę szczęśliwy.
Przede wszystkim...będę wolny.
Nareszcie nie będę bity za każdy najdrobniejszy błąd z mojej strony.
Ale to później.
Teraz muszę się zastanowić, jaką wymówkę mógłbym dać, bym mógł wyjść jutro z domu do biblioteki.
Chcę dowiedzieć się o co może chodzić babci.
Cóż, liczę, że matka jutro z rana będzie miała dobry humor albo chociaż wyjebane w to, że wychodzę.
Hm...
Jest tak fajnie na dworze.
Mimo, że jestem zmęczony, to mam straszną ochotę się przejść.
Jednak narazie to niemożliwe.
Rodzice nadal nie śpią, a nie mogę ryzykować po raz kolejny.
Nie chcę dziś znów czuć bólu.
Jedyna pora jaką mogę spacerować, to późna noc, co w sumie mi nie przeszkadza, gdyż spacerki nocą też są super.
Całe życie muszę analizować każdy swój ruch, żeby nie dostać po mordzie.
Już dawno zdałem sobie sprawę, że to nie jest normalne zachowanie.
Jako dziecko byłem dosyć nieświadomy swoich wszystkich czynów, ale uświadomiłem sobie, że wszystko co robię, to zwyczajna samoobrona i chęć uniknięcia konsekwencji.
Tak wiele można się dowiedzieć, zwyczajnie czytając książki.
To im zawdzięczam tak wiele.
Pojmowanie świata dzięki nim jest jakoś prostsze.
W każdym razie posiedzę sobie i poczekam na nadejście nocy.
Muszę podładować telefon.
Staram się być pozytywnej myśli.
Jutro mnie czeka fajny dzień.
Na pewno.