8

20 6 2
By zwetowana

- Chętnie. Dzisiaj już po prostu nie mam głowy do tego wszystkiego. - Westchnęła, przecierając twarz. Już nawet nie dopytywała o szczegóły, każdy prawnik w końcu miał jakieś swoje dojścia i choć z tyłu głowy wciąż miała świadomość, że Teo ukrywa przed nią wiele rzeczy, postanowiła choć na jakiś czas schować wątpliwości i po prostu spróbować płynąć z nurtem. - Gdzie jedziemy? - Zapytała, podnosząc się z krzesła.

- To zależy czy wolisz wino francuskie czy włoskie. - Zatrzymał się na pustym skrzyżowaniu. - Prawo lub lewo. Dama wybiera. - Dał jej zadecydować. Restauracje były w przeciwnych kierunkach, więc czekał cierpliwie na odpowiedź.

- Żebym ja chociaż wiedziała, jaka jest różnica. - Zaśmiała się Ivy. Dla niej w końcu wino było winem, ważne, żeby jej smakowało i było w stanie przyjemnie ją ukołysać. Nie miała wysokich wymagań w tym temacie. - Ale skoro już mam wybierać, niechaj będzie w lewo. - Zdecydowała.

- Czyli włoskie. Bardzo dobrze, moje rodzime strony. - Uśmiechnął się zadowolony, biorąc zakręt.

Jechali niecałe 10 minut, słuchając spokojnej playlisty i mijając puste, ciemne ulice, oświetlane punktowo lampami i pojedynczymi neonami ze sklepów. Podjechali pod ładnie ustrojony budynek we włoskim stylu, a na przywitanie wyszedł im nikt inny jak sam szef. Teo rozłożył ręce do uścisku, idąc w jego stronę.

- Giorgio! Ciao, come stai. 

Uściskali się w oczekiwaniu na kobietę, która obserwowała wymianę uścisków z boku, nim skinęła głową, witając się z mężczyzną, który wyszedł im na spotkanie. Choć nie pytała o to wcześniej Theodora, to nieco zaskoczyło ją jego włoskie pochodzenie. Z drugiej strony, dużo to też tłumaczyło w jego zachowaniu, jeśli bazować na stereotypach o mieszkańcach tego słonecznego kraju.

- Ivy, to mój przyszywany kuzyn, przyjaciel i jeden z najlepszych włoskich kucharzy. - Przedstawił ich w końcu sobie, po czym Giorgio skierował ich do stolika.

Typowo włoski, elegancki styl na antresoli przypominał restaurację jak na prawdziwym półwyspie, chociaż dokoła był beton, a nie malownicze uliczki Florencji. Przyjaciel prawnika zostawił ich samych, by zaraz przynieść wino, nalewając je na sam dół, by mogli zatwierdzić, że to właśnie to. Teo czekał co powie współtowarzyszka, sam znając już swoją odpowiedź.

Kobieta upiła trunku, zaraz kiwając głową z aprobatą. Nie była wybredna w stosunku do wina, a to podpasowało jej swoim smakiem. Uśmiechnęła się lekko, odstawiając kieliszek na stół.

- Jak się czujesz? - Zagaił chwilę po odejściu właściciela, dobrze znając odpowiedź.

- Bezsilnie. - Westchnęła, przyznając prawdę. - Czy naprawdę ta okolica jest warta robienia czegoś takiego niewinnym mieszkańcom? - Zapytała, nie będąc dłużej w stanie dusić w sobie tego pytania. Szczególnie, mając w głowie życie, które tego dnia zostało odebrane.

On wiedział ile warta jest ta okolica, jednak nie zamierzał się tym podzielić. Chciał ją mieć, a jak chce, to i będzie ją miał.

- Najwyraźniej dla nich tak. - Spojrzał na nią troskliwie. - Ivy, damy im radę. Mamy już co musimy, teraz tylko zostało nam przygotować się do procesu.

- No nie wiem. Mam wrażenie, że to wszystko idzie jakoś za łatwo, ale może masz rację. - Westchnęła znów, przecierając twarz, gdy poczuła, że napięcie z całego dnia powoli zaczyna ją opuszczać.

- Mam dobre odczucia co do tej rozprawy. Wiem, że to tylko początek, ale od czegoś trzeba zacząć, prawda? - Mimowolnie ułożył ciepłą i miękką dłoń na tej jej, by dodać kobiecie otuchy. Ta uniosła swoje orzechowe oczy, zerkając w jego ciemniejsze, nim uśmiechnęła się lekko na ten drobny, choć tak wiele znaczący teraz gest.

- Racja. - Odparła, kiwając głową. - Od czegoś zawsze trzeba zacząć.

- Nie ufałaś mi na początku, nie dziwię ci się. - Również się uśmiechnął. - Ale dla mnie życie i zdrowie mieszkańców jest tak samo ważne jak dla ciebie. Chcę, abyś to wiedziała.

- Zdążyłam to zauważyć. - Tak, jak przez ostatnie dni, postanowiła zepchnąć wątpliwości na dalszy plan. Zdawała sobie sprawę, że za tym miłym uśmiechem kryje się ktoś więcej, ale nie miała siły, póki co, tego kwestionować. - Już zapomniałam, jaki przyjemny może być taki spokojny wieczór. - Zmieniła temat, rozglądając się po restauracji, czego nie zrobiła wcześniej.

Przez kolejne 40 minut starali się nie rozmawiać o pracy, a o pierdołach przy winie. Nie zdradzali też dużo o sobie, bo i po co? Na to może jeszcze przyjdzie odpowiednia pora.

Theodore zostawił kilka banknotów na stole i narzucił na kobietę swój płaszcz, gdyż zrobiło się już chłodno, a ona miała tylko marynarkę. Przeprosił ją na sekundę i zwrócił się do przyjaciela, rozmawiając płynnie po włosku. Na koniec przytulili się na nowo do siebie i już mogli udać się w stronę samochodu.

- Dziękuję za dzisiaj. - Odezwała się Ivy, gdy zbliżyli się już do pojazdu. - Naprawdę tego potrzebowałam. - Uśmiechnęła się znów do Teo, zdając tez sobie sprawę, że naprawdę dawno nie uśmiechała się tak szczerze i zrelaksowanie. To wyjście na odrobinę wina naprawdę jej się przysłużyło.

- Każdy czasami potrzebuje chwili dla siebie, pamiętaj o tym. - Pamiętając adres, odwiózł ją pod same drzwi kamienicy.

Pożegnali się już w aucie i każdy ruszył w swoim kierunku. Teo wiedział, że musi wypocząć. Od jutra zaczynają walkę, pierwszą walkę wojny, którą wypowiedział ten ktoś. No właśnie kto? Tyle pytań pozostało, a mają tak mało odpowiedzi.


Stał nad kartonową makietą, dokładając ostrożnie kolejne elementy. Wszystko było bardzo delikatne i jeden zły ruch mógł zmieść to jak domek z kart. Uśmiechał się szeroko, kiedy na samej górze prowizorycznie szklanego budynku umieścił logo firmy. Odsunął się trzy kroki w tył i podziwiał z dumą swoją pracę.

Odwrócił się na moment, nalewając sobie szkocką whisky do szklanki z lodem i usiadł na satynowym fotelu, zakładając nogę na nogę. Była to dla niego sztuka, arcydzieło, piękniejsze i zasługujące na więcej uwagi niż Dama z gronostajem Leonarda da Vinci. Powinno być tak znane jak znany jest nieprawidłowy tytuł Damy z łasiczką. To była jego łasiczka, a on był damą, trzymającą to wszystko i zbierającą po cichu wszystkie owacje.

Myślał, że to pewniak, że nikt mu nie przeszkodzi, że to on zbuduje potęgę i nikt nawet nie śmie się temu przeciwstawić. O tym, że się mylił powiadomił go po chwili jeden z pracowników. Nie był już sam. Miał konkurencję, której dobrze wiedział, że nie łatwo się pozbyć.

Jego asystent skulił się przerażony, gdy szklanka trzymana przez pracodawcę mignęła zaraz obok jego głowy, nim spotkała się ze ścianą, rozpryskując się na milion drobnych kawałeczków, mieszając się z resztką alkoholu, który znajdował się na dnie, zostawiając wgłębienie w ścianie, która zabarwiona została ciemnym płynem.

Mężczyzna wstał, podchodząc niebezpiecznie blisko biednego pracownika, nim wydał z siebie niemal dziki krzyk, domagając się informacji na temat zagrażających jego przedsięwzięciu ludzi. Musiał się z nimi rozprawić, to było teraz jego priorytetem. Asystent niemal wybiegł z pomieszczenia, wiedząc, że im szybciej wykona rozkaz, tym mniejsze spotkają go później konsekwencje.

Zostając sam, podszedł znów do swojego arcydzieła, przyglądając mu się z niezdrową dumą w oczach, gładząc każdy jeden drobny szczegół z czułością. Nikomu nie pozwoli pokrzyżować mu planów. Choćby to miała być ostatnia rzecz, jaką w życiu zrobi, dokona swojego dzieła. On będzie tryumfował, tańcząc na grobach swoich wrogów, lub każąc im oglądać jego zwycięstwo, nie mógł jeszcze zdecydować, wiedząc, że choć przynajmniej jedna z opcji zapewni mu większy spokój, to jednak uczucie satysfakcji, jakie mógł odczuć, widząc wrogów w rozpaczy po przegranej, było równie kuszące. Kto wie, może z czasem w głowie zrodzi mu się kolejna opcja.

Na ten moment jednak czekał, choć jego cierpliwość topniała z każdą sekundą, na jakiekolwiek informacje co do tych pcheł, które śmiały się rzucić mu wyzwanie.

- Prze... Przepraszam szefie... - Zaczął nieśmiało pracownik, wychylając tylko głowę zza futryny. - Bo oni... Emmmm... Oni wiedzą kto podłożył ogień.

Usłyszał tylko głośne przekleństwa i niemiły nakaz opuszczenia pokoju zanim stanie mu się coś złego. Potem można było słyszeć tylko głosy wręcz zwierzęcej furii, zakończonej niepasującym do sytuacji, głośnym śmiechem.

-----------------

Wybaczcie za brak rozdziału przez prawie dwa tygodnie.

Musiałam jechać do Niemczech, pomóc chłopakowi, który właśnie się tam przeprowadził.

Od teraz będą tak jak były, dwa razy w tygodniu ^^

Continue Reading

You'll Also Like

188K 5K 35
Nicholas Miller i Hope Weston mocno się od siebie różnią. On, prowadzi swoją własną firmę i zarabia kwoty, o których ona może pomarzyć. Zapewne dlate...
99.6K 2.5K 45
chłopak który zdradził swoją dziewczynę przed całą szkołą mówiąc jej że była tylko zakładem,lecz ona nie wiedziała że pomaga wkurwiającemy bratu któr...
126K 4.1K 28
Nessa, młoda dziewczyna zafascynowana życiem poza murami szkoły, niespodziewanie zostaje zmuszona do podjęcia nauki w tajemniczej i staroświeckiej in...
1.5M 87.1K 142
W trakcie poprawy treści. Mogą wystąpić drobne luki lub różnice w fabule za które przepraszam. Życie nastoletniej Camilli było normalne. Ot zwyczajn...