Zamknęła drzwi tarasowe i od razu pozasłaniała okna. Co prawda domyślała się, że John kazał obserwować agentom dom od frontu, ale wolała nie kusić losu. Podeszła do jednej z szafek kuchennych i otworzyła ją.
-Napijesz się herbaty?-Zapytała, siegając po pudełeczko swoimi skostniałymi palcami.
Zimne, jesienne wieczory zdecydowanie jej nie służyły. Obniżona odporność i ciągłe uczucie chłodu sprawiły, że ogrzewanie się za pomocą gorącego trunku stało się w pewnym sensie jej rytuałem.
-Poproszę.-Zdjął plecak i położył go na jednym z krzeseł, a sam zajął miejsce przy wyspie kuchennej, wlepiając wzrok w plecy brunetki.
-Mam jeszcze to.-Wyjęła z lodówki kawałek ciasta truskawkowego, zapakowanego w plastikowe pudełko i przyczepioną doń karteczką.-Skusisz się?
-Eric je upiekł?-Skrzywił się, gdy tylko przeczytał treść liściku.
-Na to wygląda.-Otworzyła wieczko i przekroiła kawałek na pół.-To jak będzie?
-Podziękuję-nie mogła się spodziewać innej odpowiedzi.
-Twoja strata.-Oblizała opuszek palca umorusany w kremie.
-Często coś gotuje?-Zapytał niby mimochodem.
-Codziennie. Zresztą sam zobacz.-Rozchyliła drzwi lodówki na całą szerokość.
Jego oczom ukazały się posegregowane i opisane pudełka. Zupełnie tak jakby Eric po godzinach bawił się w domowy catering.
-Ubiera ten fartuszek, kiedy stoi przy garach?-Złośliwość nie była jedną z jego cech, ale nie mógł się powstrzymać od kąśliwej uwagi w odniesieniu do Erica.
-Nie. Zazwyczaj ma na sobie mundur.-Odparła, zalewając herbatę wrzątkiem.
-Mundur?-Aż się cały wyprostował.
-Żartowałam.-Postawiła na blacie dwa kubki.-To chyba jakaś jego pasja albo coś w tym stylu.-Usiadła naprzeciwko niego i zatopiła widelczyk w cieście.
-Na to wygląda.-Zamieszał kilkukrotnie łyżeczką w kubku.
-Przemyślałam jeszcze raz twoją propozycję i uważam, że powinniśmy wprowadzić pewne korekty.-Powiedziała to wszystko tak oficjalnym tonem, że brunetowi aż przeszło przez myśl, że chce się wycofać.
-A konkretniej?-Spojrzał na nią pytającym wzrokiem.
-Chodzi o Erica-westchnęła.-Chciałabym, żeby jak najmniej odczuł skutki tego co zamierzamy zrobić.
-Chcesz go chronić?-Nie podobało mu się to w jakim kierunku zmierza ta rozmowa.-Uważasz, że powinien uniknąć kary za to co zrobił?
-Nie, ale Eric naprawdę mi pomógł. Chciałabym się odwdzięczyć-tłumaczyła.-Poza tym mam pewne przeczucie.-Przygryzła paznokieć.
-Jakie?-Zmarszczył brwi w obawie, że doskonale wie do czego dąży.
-Myślę, że on nie do końca robił to z własnej woli. Jak na moje to został zmanipulowany.-Przedstawiła mu swoje stanowisko.
-No błagam. Nie chcesz chyba powiedzieć, że nie był tego świadomy?-Jak dla niego to Eric mógł już nigdy nie ujrzeć światła dziennego.
-Pewnie był.-Wypuściła powietrze przez nos.-Wstrzymajmy się chociaż do momentu aż wróci. Chcę, żeby usłyszał o tym co zamierzamy zrobić ode mnie. Tyle jestem mu winna.-Judy co prawda zdawała sobie sprawę z tego, że Eric jest w pewnym stopniu winien całej tej sytuacji, ale nie mogła nie dostrzec jego starań. Wstawił się za nią i była przekonana, że gdyby nie to, federalni już dawno wyciągnęliby konsekwencje w stosunku do niej i całej ekipy z Duskwood.
-Jakoś mnie nie byłaś skłonna poinformować-wypomniał jej.
-Wiesz, że od tego zależało bezpieczeństwo nas wszystkich.-Pomasowała się po skroni.-Ja wiem, że wy się nie lubicie, ale bądź rozsądny, Jake. Naprawdę zamierzasz zniszczyć mu życie tylko dlatego, że nie pałasz do niego sympatią?
-Nieszczególnie interesuje mnie fakt, że mojej siostrze grozi więzienie, więc myślisz, że będę przejmował się jakimś agentem?-Spojrzał na nią tym samym beznamiętnym wzrokiem.
-Czyżby?-Judy słyszała od Phila o tym co grozi Hannah, więc nie było to dla niej żadnym zaskoczeniem.-Czy możesz powiedzieć z czystym sumieniem, że nie interesuje cię los Hannah? Bo ja słyszałam, że wysłałeś Lilly namiary na jakiegoś prawnika.
-Prawniczkę-poprawił ją.
-Czy płeć ma tutaj jakiekolwiek znaczenie?-Zapytała, odkładając talerzyk do zlewu.
-Masz rację. To nieistotne.-Nie zamierzał mówić jej, że to Sophie jest tą, z którą spędził upojną noc.-Gdzie jest pies?-Postanowił szybko zmienić temat, gdy tylko zauważył dwie puste miski.
-Jest u Mary.-Odwróciła się w jego stronę.-To moja terapeutka.-Podkreśliła, domyślając się, że brunet może nie mieć o tym pojęcia.
-Jak ona, no wiesz, radzi sobie na tych trzech łapach?-Przesunął dłonią po swoim czole.
-Całkiem nieźle. Przyzwyczaja się.-Odparła spokojnie.
-Nie miałem jeszcze okazji, żeby przeprosić cię za to co się stało.-Wlepił wzrok w pusty kubek, nie mając odwagi spojrzeć jej w oczy.
-To nie mnie powinieneś przepraszać.-Zabrała naczynie sprzed jego nosa.
-Eric jest temu winien tak samo jak i ja.-Kajanie się przed ciemnookim było ostatnią rzeczą jaką chciał zrobić.
-Nie chodziło mi o niego. Przeproś Renee.-Oparła się o jedną z szafek i skrzyżowała ręce.
-Mam przeprosić psa? Niby jak?-Uniósł do góry jedną brew.
-Kup jej jakąś piłkę albo coś. Będzie się cieszyć-wzruszyła ramionami.-Psy są lepsze od ludzi pod każdym względem. Nie chowają urazy.
Wydał z siebie cichy pomruk, nie bardzo wiedząc co w tej sytuacji powinien odpowiedzieć. Żałował tego, że dał się ponieść emocjom i ucierpiał na tym niewinny pies. Nie należał co prawda do tak zagorzałych obrońców praw zwierząt jak Judy, ale spędził trochę czasu w otoczeniu Renee i był skłonny przyznać przed samym sobą, że naprawdę polubił tę małą, puchatą kulkę.
-Nie masz chyba zbyt dużego wyboru i będziesz musiał zostać tu na noc.-Jej głos wyrwał go nagle z zamyślenia.-Rano upewnię się, czy federalni nadal obserwują dom. W razie gdybyś chciał wziąć prysznic, to w szafce w łazience leżą czyste ręczniki.
-Dziękuję.-Odparł, skupiając wzrok na jej zaczerwienionym policzku.
-Pościelę ci w pokoju Erica. O ile go nie zamknął.-Zauważyła, że się na nią gapi i poczuła się nieco zakłopotana.
-Nie-od razu oponował.-Prześpię się na kanapie.
-Jak chcesz.-Nie zamierzała się z nim wykłócać.
Poszła do swojego pokoju w poszukiwaniu jakiejś czystej pościeli. Haker postanowił wykorzystać chwilę jej nieobecności i wziąć prysznic. Mógłby spożytkować ten czas na pomyszkowanie w pokoju Erica, ale wolał nie ryzykować, że brunetka przyłapie go na gorącym uczynku. Już i tak sporo ryzykowała pozwalając mu tutaj zostać.
Wyjął jeden z ręczników i przerzucił go przez szklane drzwiczki, po czym wgramolił się do kabiny. Zanim odkręcił wodę, jego wzrok przykuła jedna niewielka buteleczka. Chwycił za nią, otworzył i przysunął do swoich nozdrzy. Jego zmysły wyostrzyły się po raz kolejny, gdy poczuł zapach szamponu, który Judy zwykła używać.
Zastygł bez ruchu i przez dłuższą chwilę kontemplował nad tym, co powinien zrobić. Czy nie wyjdzie wtedy na słabego? Czy nie okaże się zbyt obsesyjny? To było silniejsze od niego. Wylał niewielką ilość gęstej cieczy na swoją dłoń i wmasował ją w skórę głowy. To dziwne uczucie. Ta nieprzemożna chęć ociekania jej zapachem. Nie potrafił tego pohamować.
Gdy tylko skończył się myć i osuszył swoje ciało i włosy, natychmiast zorientował się, że ten szampon pachnie na nim jakoś inaczej. W kontakcie z naturalnym zapachem skóry brunetki, tworzył jedyną i niepowtarzalną mieszankę.
Spojrzał na swojej odbicie w lustrze i po raz pierwszy poczuł jak jego policzki płoną z zażenowania. Zachował się jak głupi nastolatek, który nie potrafi poradzić sobie z hormonami. Przemył twarz zimną wodą, upewnił się, że rumieńce zniknęły, przebrał się, odetchnął głęboko i w pośpiechu opuścił łazienkę.
Gdy tylko znalazł się w salonie, od razu dostrzegł dziewczynę, zajmującą miejsce na jednym z krzeseł. Wyglądało na to, że na niego czeka.
-Jake-zaczęła-chciałabym mieć jasność. Ustąpisz i pozwolisz mi najpierw porozmawiać z Ericiem, czy jak zwykle zrobisz wszystko po swojemu?-Zapytała, ani przez chwilę nie odrywając od niego wzroku.
-Aż tak bardzo ci na tym zależy?-Stanął w miejscu i bacznie się jej przyglądał. W odpowiedzi skinęła jedynie głową.-Dobrze-westchnął ciężko-niech tak będzie.-Dał za wygraną, dostrzegając jakiś dziwny objaw nieustępliwości w jej oczach.
-Świetnie.-Podniosła się i ruszyła w kierunku swojego pokoju.-Jeszcze jedno-nagle się zatrzymała-dlaczego kazałeś mi powiedzieć federalnym, że to ty mnie uderzyłeś?
-Nie domyślasz się?-Po tych słowach po jej ciele przeszły niekontrolowane dreszcze.-Chciałem, żebyś miała wybór i podjęła świadomą decyzję, Judy.
-Co przez to rozumiesz?-Gwałtownie odwróciła się w jego stronę.
-Gdybyś zdecydowała się zostać przy tym, że cię do czegoś przymusiłem, przyznałbym się. To miała być pewna forma zabezpieczenia, w razie gdybyś postanowiła nie wracać do starego życia i nadal funkcjonować jako Emily-tłumaczył.
-Więc po co mnie śledziłeś? Gdybyś tego nie zrobił, nie musielibyśmy teraz kombinować jak z tego wybrnąć.-Jej uwaga była trafiona w punkt.
-Wybacz-westchnął.-Ja po prostu-uciekł od niej wzrokiem-nieważne.
-Chętnie się dowiem.-Skrzyżowała ręce, skanując jego sylwetkę.
-Ciągle odnoszę wrażenie, że próbujesz mi się wymknąć.-Powiedział, spoglądając na nią.
-Nie jestem twoim więźniem, Jake-pokręciła głową.
-Judy-w momencie znalazł się tuż obok niej.-Ja-pochylił się, zbliżając usta do jej włosów-nie potrafię trzymać się z daleka od ciebie.
-Obawiam się, że-uniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy-cholera, Jake.-Cofnęła się o krok, nie mogąc znieść tego przeszywającego wzroku.-To, że oddalę się od Erica, nie znaczy, że z automatu zbliżę się do ciebie. To tak nie działa.
-Wiem-chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie.-Po prostu pozwól mi-chciał dokończyć, ale przyłożyła palec do jego ust.
-Porozmawiamy o tym, gdy wszystko się ustabilizuje. Teraz mamy inne sprawy na głowie.-Pogładziła wierzchem dłoni jego policzek.-Dobranoc, Jake.-Uśmiechnęła się lekko.
-Dobranoc, Judy.-Westchnął głęboko, przyglądając się jak znika w swoim pokoju.
Była kompletnie zmęczona i przytłoczona wydarzeniami ostatnich dni. Kiedy już myślała, że wszystko idzie w dobrym kierunku, musiała mierzyć się z kolejnymi przeciwnościami losu. Przed nią następne trudne decyzje, które tylko czekają, żeby je podjąć. Z całego serca pragnęła, aby nikt na tym nie ucierpiał. Jednak czy da się zjeść ciastko i mieć ciastko?
Zakopała się pod pierzyną i powoli odpłynęła w krainę sennych marzeń. Tylko tam była bezpieczna. Tylko tam mogła w pełni rozwinąć skrzydła i czerpać z życia pełnymi garściami. Zasnęła jak małe dziecko, nie spodziewając się tego, że rano będzie czekała na nią kolejna niespodzianka.