OUT OF CONTROL, shang-chi

By elliaze

3.1K 379 9

June Miller wiodła tajemnicze życie. Czasami miała wrażenie, że istniały trzy wersje jej osoby - tą którą zn... More

― 𝐜𝐚𝐬𝐭
― 𝐩𝐥𝐚𝐲𝐥𝐢𝐬𝐭
00. PROLOGUE
01. NIGHT LIFE OF MACAU
02. THE GOLDEN DAGGERS CLUB
03. SOME TRUTH AND SIBLINGS FIGHT
04. WE DO THIS TOGHETER
05. WE ARE STILL FRIENDS
06. FAMILY REUNION
07. ESCAPING
08. TA LO
09. I CAN WAIT ONE MORE DAY
11. THE FINALE MOMENT
12. I LOVE YOU
13. DAUGHTER AND FATHER
EPILOGUE

10. WE LIVE AND WE DIE

123 19 0
By elliaze

Poranek nadszedł szybciej, niż ktokolwiek się spodziewał.

Wszyscy mieszkańcy szykowali się do walki. Dzięki uprzejmości Nan, June przywdziała charakterystyczną czerwoną szatę i założyła zbroję ze smoczych łusek, które miały ją chronić w trakcie walki. Katy wyglądała podobnie i przez krótką chwilę obie spoglądały na siebie niemal w szoku.

— Staraaaa — zawołała Chen, przedłużając ostatnią literę. — Daaaaym, wyglądamy zajebiście.

— Kto by się spodziewał, że będziemy walczyć u boku magicznych wojowników, co?

— Nie wmówisz mi, że ty już nie masz czegoś podobnego na koncie.

— Znaczy, trenowałam kilka razy z Wongiem w Kamar-Taj — przyznała szczerze Miller. Uśmiechnęła się na wspomnienie słów maga, bo według niego potrafiła opanować niektóre techniki o wiele szybciej, niż jej ojciec. Jednak nigdy nie przeszła całkowitego szkolenia ani nie dostała pierścienia. — Nie chcieli mnie zgarnąć do walki z Thanosem. Ojczulek mi zniknął na pięć lat, ale z tymi jego magicznymi zdolnościami, wiedział, że im się przydam. To jeden z powodów, przez które do tej pory z nim nie rozmawiałam.

— Czekaj, bo chyba czegoś nie rozumiem — Katy pokręciła głową i wskazała na nią palcem. — Wściekasz się na ojca, bo zabronił ci walczyć z fioletową kluską?

June parsknęła na takie porównanie.

— Nie użyłabym tego rodzaju sformułowania, ale właściwie dobre, jak każde inne. Zresztą — machnęła lekceważąco ręką — to jest bardziej skomplikowane, niż się wydaje. Strange jest moim ojcem w dużej mierze tylko na papierze. To Frank był zawsze, gdy go potrzebowałam.

Katy skinęła i złapała June za rękę, delikatnie ją ściskając.

— A tak w ogóle to, co wy tak długo wczoraj robiliście przy tym jeziorze, co? — Zapytała Katy i spojrzała na nią z zainteresowaniem. — Byliście w niezłych humorach, jak wróciliście. Więc, jakie masz dla mnie ploteczki?

— Shang chciał mnie pocałować — wyznała szybko, a Katy wydała z siebie okrzyk, który jednocześnie wyrażał całkowite szczęście i zaskoczenie. — Powiedziałam mu, że ma to zrobić dopiero dzisiaj po walce.

— Żartujesz, prawda? — June pokręciła głową. — Boże, dziewczyno! Jesteście ślepo w sobie zakochani od lat, a jak przychodzi co do czego, to mówisz mu, że ma czekać?! Obydwoje jesteście siebie warci, wiesz o tym?

— Kilka godzin nie zrobi żadnej różnicy, Katy.

Wywróciła oczami, ale zamilkła, gdy do środka wszedł Shang. Chłopak najpierw spojrzał na June i uśmiechnął się do niej uroczo. Ciche uwielbienie było wręcz wyczuwalne i sama Miller nie mogła oderwać od niego swojego wzroku. W czarnych spodniach i zbroi wyglądał jeszcze lepiej niż na co dzień. June poczuła, jak robi jej się gorąco i dochodziła do wniosku, że może Katy miała rację i powinna zgodzić się na ten pocałunek wczorajszego wieczora.

Shang spoważniał i odwrócił od niej swój wzrok, tak że mógł patrzeć również na Katy.

— Mój ojciec już tu jest — oznajmił. Katy sięgnęła po łuk i strzały, które wcześniej dostała, a June zacisnęła mocniej palce na kiju, aż w końcu opuścili pomieszczenie.

Na zewnątrz wszyscy ustawiali się w gotowości w podobnym układzie, co dzień wcześniej, gdy to ich witali. June stanęła obok rodzeństwa, ale kilka kroków za nimi, tuż przy pierwszej linii obrony. Dziękowała za to tylko i wyłącznie Nan i Lijean, bo obie doskonale zdawały sobie sprawę, że potrafiła walczyć. Katy, która nie miała takiego doświadczenia, została wysłana na tyły z rozkazem, że ma się nie wtrącać, dopóki nikt nie powie jej, że ma to zrobić. Była oburzona, ale przede wszystkim rozczarowana, chociaż sama June uważała, że tak było lepiej. Nie chciała, by coś się stało jej przyjaciółce, ale z drugiej strony podejrzewała, że to samo myślała Katy.

Na główny plac wjechały czarne auta, a zaraz wysiedli z nich wojownicy w czarnych przebraniach oraz sam Wenwu. June w przypływie emocji położyła swoją dłoń na ramieniu Shanga, by dać mu znak, że jest obok niego w każdej chwili. Prawda była jednak taka, że jak wierna potrafiła być, tak w tym momencie była po prostu przerażona. Nie wiedziała, co miały przynieść kolejne godziny, a sam fakt, że to mogło skończyć się o wiele gorzej, niż zwykłą bijatyką, zagnieździł się w jej głowie wyjątkowo mocno.

Wenwu podszedł bliżej mieszkańców wioski, a później zwrócił się bezpośrednio do Shanga.

— Pomożesz ludziom, którzy uwięzili twoją matkę?

— Jej tam nie ma — odpowiedziała za niego Nan. June spojrzała na kobietę i nie mogła nadziwić się tym, z jaką pewnością i siłą się do niego zwracała. Trzeba było mieć wyjątkowo dużo odwagi, by postawić się Wenwu. — Dałeś się oszukać istocie, która chce nas wykończyć.

— To ci powiedzieli? — Zakpił Wenwu. — Dobrze znam głos żony.

— Mnie też brakuje mojej siostry, ale tak nie okażesz jej szacunku.

— Wy go okazaliście, mówiąc, że jej tu nie chcecie?

Wódz Ta Lo stuknął swoim kijem o podłoże, a później wyznał zdenerwowany do Wenwu, że to on nie był mile widziany w wiosce. June nie mogła się temu dziwić, bo z tego, co udało jej się dowiedzieć, tak wcześniej, przed poznaniem matki Shanga i Xialing, jedyne, na czym mu zależało to na sile i potędze.

Wenwu widocznie się wkurzył usłyszanymi słowami i wskazał na wodza palcem.

— Dajcie mi przejść! — Zażądał, niemal z nienawiścią słyszalną w głosie.

— Nie możemy — odpowiedziała mu Nan.

W tym samym czasie jeden z wojowników Wenwu uniósł rękę do góry, dając znak do gotowości całej reszcie. June doskonale pamiętała, że to on zgarnął ją i dziewczyny z klubu, a później przyszedł do pokoju Shanga, kiedy rozmawiali. Wojownicy od razu wykonali rozkaz, bo wysunęli się do przodu z załadowaną bronią w górze. Mieszkańcy wioski zrobili to samo. Miller aktywowała smocze łuski na swoim kiju i chociaż widziała to już kilka razy w trakcie treningu z Lijean, tak ciągle była tym tak samo zachwycona. Podejrzewała, że nigdy nie przestanie ją to zadziwiać.

Wenwu odwrócił się, a później wydał rozkaz spalenia wioski. To był moment, w którym rozpoczęła się walka. Dziesięć Pierścieni zaatakowało niebieskimi, energetycznymi linkami, ale większość z nich szybko została odrzucona. Sama June w ostatniej chwili zablokowała atak, jednak jeden z mieszkańców nie miał tyle szczęścia. Linka oplotła się ściśle wokół jego ciała, kompletnie go paraliżując i rażąc prądem.

To był przełomowy moment. Mieszkańcy wioski, którzy do tej pory tylko się bronili, ruszyli do ataku. Dziewczyna walczyła, tak jak jeszcze nigdy wcześniej. Wiedziała, że tym razem chodziło o coś ważniejszego, niż pieniądze, czy zemsta. Zdawała sobie również sprawę z tego, że walka, w której brała udział, toczyła się na śmierć i życie. Wybór był tylko jeden – zabić lub zostać zabitym. Chociaż June nie chciała mieć na sumieniu żadnego ludzkiego życia, tak było to nieuchronne.

Walka była wyjątkowo wyrównana. Żadna z sił nie ponosiła większych strat niż ta druga. Na placu leżały już martwe i nieprzytomne ciała, ale ona skupiła się na tym, by przetrwać. Wysunęła kijek do góry, by zablokować kolejny atak, a później kopnęła zamaskowanego mężczyznę prosto w kolano. Ten upadł na ziemię i zamachnęła się z całej siły. Kij uderzył go prosto w głowę i mężczyzna stracił przytomność.

Zaraz po nim pojawiła się dwójka kolejnych, których szybko udało jej się pokonać. Zaatakowała najpierw jednego, ale zaraz odepchnęła go od siebie, tak że wpadł na drugiego wojownika. Dobiła ich kijkiem i kiedy miała pewność, że się już nie podniosą, prawie się do siebie uśmiechnęła. Jednak zaraz zobaczyła, jak Wenwu spokojnie ruszył w głąb wioski w stronę jeziora.

— Shang! — Zawołała za chłopakiem, a gdy na nią spojrzał, wskazała ręką na oddalającego się mężczyznę. Shang skinął głową i ruszył za swoim ojcem.

Walka trwała w najlepsze. Powoli traciła coraz bardziej siły, bo taki atak zawsze był męczący. Jednak była pewna, że wolała walczyć z ludźmi, których dało się pokonać, niż z nieśmiertelnymi istotami.

Kiedy Wenwu naruszył wrota, znajdywała się przy Nan i Xialing. Facet z maczetą, zamiast ręki próbował zachować pozory, jacy to oni nie byli potężni, ale szybko zmienił zdanie, gdy magiczny wojownik, tak po prostu został zgarnięty przez latające stworzenie, które przypominało nietoperza z odnogami ośmiornicy. Potwór uniósł go do góry i w zaledwie kilka sekund wyssał jego duszę. Broń Dziesięciu Pierścieni na niego nie działała i za każdym razem, gdy obrywał, tak rozdzielał swoje ciało na dwie części, tylko po to, by zaraz przybrać swoją normalną formę. Trzymał odebraną duszę w swoich mackach, a później poleciał z powrotem w stronę wrót.

Człowiek z maczetą sam prawie zostałby ich ofiarą, gdyby nie Nan, która zaatakowała potwora kijem z łuskami. Stworzenie po zetknięciu z magicznym materiałem zaczęło płonąć, a później całkowicie zostało zniszczone. Wtedy też facet zrozumiał, że jeśli ktokolwiek miał przetrwać, tak jedynym rozwiązaniem była współpraca.

— Co one robią? — Zapytała June, gdy razem z całą resztą kierowała się w stronę jeziora. Nan kroczyła obok niej, a Xialing po drugiej stronie. Wszystkie trzy były wystarczająco przejęte tym, co doświadczyły.

— Wykradają dusze, żeby nakarmić bestię — wyjaśniła starsza kobieta. — Gdy ta nabierze sił, bez trudu sforsuje wrota. I wtedy dopiero się zacznie.

June nie była pocieszona takim wyjaśnieniem.

— Nie możemy do tego dopuścić.

Nan skinęła głową i zaraz szybko przyśpieszyła, krzycząc coś do reszty mieszkańców. Dziewczyna wymieniła szybkie spojrzenie z Xialing i kiedy same były tuż przy jeziorze z domku obok wyskoczyła Katy, gotowa do obrony, co reszta.

— Hej, gdzie Shang? — Zapytała i obie zatrzymały się z boku ścieżki.

— Ostatni raz widziałam go, jak szedł walczyć z waszym ojcem — wyznała June. Poczuła niepokój na samą myśl, że chłopaka nigdzie nie było. Zwłaszcza że to ona praktycznie wysłała go za Wenwu. — Chyba nic mu się nie stało, prawda?

Jeśli wcześniej była przestraszona, tak teraz po prostu przerażona, że Shang mógł oberwać. Starała się pocieszać myślą, że przecież walczył z własnym ojcem i jak bardzo, by się nie znosili, tak na pewno nie mogło dojść do niczego gorszego, jak kilka uderzeń i siniaków. Przynajmniej, starała się w to wierzyć. Nie chciała myśleć o tym, że na koniec dnia wyrzuty sumienia ją dopadną, a przede wszystkim będzie opłakiwać wyjątkowo bliską jej osobę.

— Jestem pewna, że nic mu nie jest — powiedziała z pewnością Xialing. — Musimy iść, bo zaraz zaatakują wioskę.

June skinęła głową i we trzy udały się tuż na brzeg, gdzie byli już niemal wszyscy. Wojownicy Wenwu w dłoniach dzierżyli broń od mieszkańców wioski, a ona ustawiła się z przodu obok Xialing i Nan. Spojrzała na Katy i szturchnęła ją delikatnie ramieniem, gdy zauważyła, że dziewczyna jest wyjątkowo zestresowana.

— Weź głęboki oddech — poradziła jej i posłała niepewny uśmiech. Katy skinęła głową. — I nie daj się zabić.

— Tak, ty też — odpowiedziała Chen, a później ich wzrok skierował się do przodu.

Po drugiej stronie z wrót wylatywało coraz więcej morderczych stworzeń. Leciały powoli ich w kierunku, a ona zacisnęła mocniej palce na swojej broni. Wtedy też poczuła, jak ktoś stanął tuż obok niej i kiedy się odwróciła, zobaczyła Lijean.

— Jakby to miał być nasz ostatni dzień życia — zaczęła niespokojnie dziewczyna. — To wiedz, że dobrze było cię poznać.

— Uważam, tak samo, ale jednak staram się myśleć pozytywnie i wierzę, że żadnej z nas się nic nie stanie.

Lijean poklepała ją po plecach, ale zaraz przed grupą uklęknął cały zastęp łuczników. Trudno było zliczyć stworzenia, jednak nawet z takiej odległości można było stwierdzić, że to miała być trudna i wymagająca walka. June uderzyła jednym końcem kija o podłoże, a znajdujące się na nim smocze łuski od razu zalśniły na pomarańczowo. Przybrała pozycję gotową do ataku i kiedy stworzenia były już na tyle blisko, że dało się o wiele lepiej ich dostrzec, stało się coś niespodziewanego. Tafla wody się wzburzyła, a z głębin wyskoczył smok. Stworzenie zaczęło pożerać latające potwory, ale to, co najbardziej zwróciło uwagę, to Shang, który znajdywał się na jego grzbiecie.

— Shang-Chi — szepnęła do siebie z uśmiechem. Była pod wrażeniem tego, że chłopak znalazł się na tym magicznym stworzeniu, ale jeszcze bardziej szczęśliwa, że żył.

— Co? — Xialing spojrzała na nią ze zmrużonymi oczami.

— To Shang — wyjaśniła i wskazała palcem na smoka. — Twój brat jest na smoku.

Ich rozmowa nie była w stanie dłużej potrwać, ponieważ potwory, których nie pożarł smok, zaczęły zbliżać się do wioski. Najpierw strzały wyrzucili łucznicy i chociaż udało im się zabić sporą część bestii, tak reszta z nich przetrwała. June od razu ruszyła do ataku i tylko przez krótką chwilę żałowała, że kiedykolwiek myślała o tym, by brać udział w walce z Thanosem. Teraz gdy sama próbowała zapanować nad klęską ludzkości, tak rozumiała, że nie było w tym żadnej przyjemności. Zwłaszcza gdy walczyło się na śmierć i życie. I śmierć w tym przypadku wcale nie była, aż tak przyjemna.

Zamachnęła się szybko i uderzyła kijem w potwora. Ten od razu zaczął płonąć, aż całkowicie zniknął. June starała się pozbyć ich, jak najwięcej, jednak mimo sprawnej broni oraz zbroi, tak nie było to takie proste. W grę wchodziło również zmęczenie, a ona musiała, co chwilę przypominać sobie, że mogła znać różne sztuczki i umiała walczyć, tak była tylko człowiekiem. Nie miała żadnych magicznych mocy, czy zdolności.

— June uważaj! — Usłyszała czyiś przerażony krzyk.

Zanim zdążyła się odwrócić, czy chociaż rozpoznać kto do niej wołał, tak poczuła, jak macki jednego ze stworzeń, mocno oplatają się wokół jej ciała i unoszą do góry. Kij, którym walczyła, wypadł jej z dłoni, a ona patrzyła wprost w paszczę potwora. Widziała jego zębiska i szybko zamknęła oczy, nie chcąc, by to był ostatni widok, jaki zobaczy przed śmiercią. Poczuła dziwny ból w klatce piersiowej, nie mogła oddychać i wiedziała, że umiera.

Jednak zanim stwór całkowicie wyssał z niej duszę, coś go zaatakowało. June z głośnym jękiem upadła na trawę, a później wzięła kilka głębokich oddechów, ciągle nie wierząc w to, że jakimś sposobem udało jej się przeżyć. Wiedziała, że ktoś musiał jej pomóc, ale była zbyt rozproszona, by w tej chwili to dostrzec. Podparła się rękami o zieloną trawę i rozglądnęła wokół siebie, starając się znaleźć osobę, która ją uratowała. Nie potrzebowała na to długo czasu, bo zaraz zobaczyła, jak Lijean ruszyła biegiem w jej stronę. Na jej twarzy widniał delikatny uśmiech, ale to, co stało się później, potrwało dosłownie kilka sekund. June była zbyt zszokowana i nie zareagowała na czas, gdy jeden z potworów porwał Lijean, a następnie wyssał z niej duszę. Martwe ciało dziewczyny upadło na podłoże, a Mille natychmiast się do niego doczołgała.

Miała łzy w oczach i chociaż próbowała ją w jakiś sposób obudzić, tak wiedziała, że to było na nic. Wyrzuty sumienia i świadomość, że to stało się z jej powodu, natychmiast ją dopadły. Wiedziała, że Lijean została ofiarą tylko dlatego, że chwilę wcześniej sama postanowiła ją uratować. Pociągnęła nosem, a później pocałowała dziewczynę w czoło.

— Nigdy nie chciałam, by to cię spotkało — wyszeptała przez łzy, niemal wyśmiewając swoje wcześniejsze słowa. — Obiecuję, że twoja śmierć nie pójdzie na marne.

Chwyciła za broń Lijean, która leżała obok, a później wstała i chociaż nie czuła się w pełni sił, tak jak wcześniej, wróciła do walki. Uskoczyła w ostatnim momencie, gdy smok Shanga wrócił i przejechał swoim cielskiem po placu, by znów unieść się w powietrze i walczyć ze stworzeniami. Xialing pomogła jej się podnieść, ale zaraz rzuciła swoim ostrzem w stronę smoka, którego oczy zostały zaatakowane przez bestie. Te nie przetrwały spotkania z bronią, a zaraz przy brzegu ponownie wylądowała Wielka Obrończyni i spojrzała na Xialing, a później na June.

Poczuła dziwne ciepło i spokój, co było zaskakujące, jak na miejsce, w którym się znalazła. Było tak, jakby sama obecność smoka sprawiała, że wszyscy byli bezpieczni. Co lepsze miała wrażenie, że to majestatyczne stworzenie w jakiś sposób jej zaufało.

— Znam to spojrzenie — mruknęła, gdy spojrzała na Xialing. Brunetka oderwała swój wzrok od smoka, a później chwyciła Miller za rękę i pociągnęła ją do przodu. — Co ty...?

Jednak nie zdążyła dokończyć, gdy Xialing zaczęła wchodzić na smoka. June spodziewała się, że ten odleci, gdy tylko dziewczyna na nim usiądzie, ale zamiast tego, stworzenie spojrzało na nią ponownie. Głowa smoka znajdywała się tuż niemal przed nią i chwila, w której ich spojrzenia się spotkały, była wyjątkowa. Cały świat przestał istnieć, a ona miała wrażenie, jakby jakiś cichy głos podpowiadał jej, że nie była złym człowiekiem, że miała dobre serce i jedyną rzeczą, którą powinna teraz zrobić, to wsiąść na grzbiet stworzenia.

Mimo niepewności tak też zrobiła. W głowie miała obietnicę, którą złożyła martwej Lijean. Chciała pomóc i zrobić wszystko, co tylko mogła, by uratować mieszkańców i całą ludzkość przed potworem, który skrywał się za wrotami. 

Continue Reading

You'll Also Like

2.8K 904 28
Aron przez całe życie mieszkał o Malfoyów, chodził do Hogwartu nikt prócz Malfoyów nie znał jego sekretu, gdy pewnego dnia jego siostra ucieka z Azka...
903 81 14
Opowieść o Ninjago. Jest to moja historia. Opowiada o nowej przygodzie ninja ale też o dawnej przyjaźni Kaia i Karoliny (moja postać). Czy dawni przy...
88.6K 4.9K 43
Martha- 22-letnia streamerka. Mieszka w Anglii w niewielkim mieszkaniu. Dorabia w kawiarni. Pewnego dnia jej klient aka przyjaciel przyprowadza do je...
62.5K 3K 20
Page od urodzenia mieszkała ze swoją mamą. Nie wiedziała kim był jej ojciec . Była przekonana, że zginął w wypadku zanim się urodziła. Jednak jej ma...