Tokyo Revengers x male oc

By Hiya_xoxo

8.8K 728 285

W tej opowieści 17-latek o imieniu Shion Haimare, który urodził się w bardzo znanej rodzinie mafii pod tytułe... More

Informacje o postaci
CHAPTER 1
CHAPTER 2
CHAPTER 3
CHAPTER 4
CHAPTER 5
CHAPTER 6
CHAPTER 7
CHAPTER 8
CHAPTER 9
Wygląd rodziny Shion'a
CHAPTER 10
CHAPTER 11
CHAPTER 12
CHAPTER 13
CHAPTER 14
CHAPTER 15
CHAPTER 16
CHAPTER 17
CHAPTER 18
CHAPTER 19
CHAPTER 20
CHAPTER 21
CHAPTER 22
CHAPTER 23
Opowieść w skrócie👀✨️
SPECIAL CHAPTER
CHAPTER 25
CHAPTER 26
CHAPTER 27
CHAPTER 28
CHAPTER 29
CHAPTER 30
CHAPTER 31
CHAPTER 32
CHAPTER 33
CHAPTER 34
CHAPTER 35
CHAPTER 36
CHAPTER 37
CHAPTER 38
CHAPTER 39
CHAPTER 40
CHAPTER 41
CHAPTER 42
CHAPTER 43
CHAPTER 44
CHAPTER 45
CHAPTER 46
ChAPTER 47
CHAPTER 48 - Przed ostatni
CHAPTER 49 - Zakończenie

CHAPTER 24

152 14 9
By Hiya_xoxo

Takemitchy i Chifuyu wracając mieli ze sobą brachową rozmowę, a ja skupiałem się na tym, żeby śnieg nie wpadał mi do oczu. To była zacięta walka i bardzo wymagająca. Wtedy usłyszałem, że jeden z blondynów wymówił moje imię. Spojrzałem w ich stronę pytająco.
- Shion-kun. Jeśli mogę się zapytać, skąd masz te blizny na rękach?- pytanie zadał niebieskooki chłopak, którego wcześniej opatrzyłem z ran. Nie odrywałem na kilka sekund od niego wzroku, potem popatrzyłem na swoje ręce przypominając sobie wszystko. Wziąłem głęboki wdech.
- Życie w mafii od zawsze było trudne. Dzieciństwa tak właściwie nie miałem, bo w wieku pięciu lat już musiałem uczyć się "samoobrony".- przestałem na chwilę mówić aby pomyśleć nad tym, jak dalej mam to wszystko kontynuować. Czułem jakbym dramatyzował i użalał się nad sobą. Ale chcieli znać prawdę, więc proszę bardzo.
- Oczywiście, na początku traktowałem to jako zabawę bo byłem młodszy. Ale, im starszy się stawałem, tym bardziej treningi były wymagające i bolesne.- zaznaczyłem ostatnie słowo, ponieważ wydawało mi się ono ważne. Nie patrzyłem w ogóle na dwie osoby za mną. Pierwszy raz spowiadam się komuś innemu. Cholera, trudne to jest.

Przygryzłem lekko wargę zamykając oczy, otworzyłem je ponownie nie zwracając już od jakiegoś czasu uwagi na padający śnieg w moją twarz.
- Wracając do twojego pytania, Takemitchy. Moje blizny wzięły się od treningów. Chociaż w wieku siedmiu lat i wiecej, były to dla mnie tortury. Nie czułem w tym radości, zabawy, pasji, hobby. Tylko ciężki obowiązek i przymus. Miałem różnych trenerów, każdy gorszy od następnego, musiałem na początku uderzać w łatwe rzeczy do rozwalenia, ale...- zatrzymałem się w miejscu. Młodsi za mną zrobili to samo.
- Ale, styropian zamienił się w drewno, a drewno w mocniejsze rzeczy. Za dużo ich wymieniać. Wiem, że na samym końcu był metal. Bolał jak jasna cholera za każdym uderzeniem. To nie jest tak, że tylko JA przez to przechodziłem bo każdy z mojej rodziny to, przechodził. Ale oni chcieli być częścią mafii, być silni i nie do zdarcia. Dlatego każdy ich upadek, motywował ich do dalszego działania. Każdy traktował to jako drogę do celu i biznesu. Ale nie ja.- wtedy odwróciłem głowę w ich kierunku, ignorując nieznajome mi spojrzenia w moją stronę.
- Nie chciałem nikogo bić, nastraszać... zabijać.- na wypowiedzenie ostatniego słowa, musiałem przełknąć ślinę. Ponieważ poczułem uścisk w gardle, zupełnie jakby moje ciało odradzało mi powiedzenia tego.
- Chciałem być normalnym dzieckiem, które zamiast uderzania w metal. Biłoby piasek, gdyby coś mu nie wychodziło w budowaniu zamku. Szkoda, że stałem się "Tym" bez mojej zgody tylko z ciężkiego obowiązku, oraz strachu przed odmówieniem posłuszeństwa. Najwidoczniej to nie było mi pisane.- powiedziałem najszczerzej jak potrafię, nie wiedząc gdzie mam patrzeć aby uniknąć kontaktu wzrokowego z tymi dwoma. Dziwnie się czułem, może to dlatego, że w końcu z siebie to wyrzuciłem? Albo, że ktoś może to wykorzystać przeciwko mnie? Chociaż, co za różnica. Jestem spalony tak czy siak, to tylko kwestia czasu kiedy ktoś/coś dobije mnie do końca. Wydaje mi się, że mogę im zaufać w końcu, oni próbują uratować wszystkich.....
heh, to samo powiedział mój ojciec do osoby, której potem musiał dać kulkę w łeb za zdradę.
- Każdy nastolatek z tego co słyszałem. Uważał, że ty od samego początku chciałeś zostać potężny...- powiedział cicho i zaskoczony/smutny Chifuyu z faktu, że było i jest inaczej.
- Każdy wierzy w to, co chce wierzyć. A jaka jest faktycznie prawda, to niestety każdy pomija, bo trzyma się swojej albo innej wersji zdarzeń. Dopiero potem okazuje się, że złoczyńca to tak naprawdę stłumiony bohater.- odpowiedziałem jak myślę uzyskując lekkie przytaknięcie od chłopaka. Wtedy niebieskooki zapytał o coś ponownie.
- Czy to przez to, nie czujesz żadnego bólu?- spojrzałem w jego oczy, a następnie odpowiedziałem.
- Jakby nie patrzeć, codziennie moja skóra od dłoni miała kontakt z twardym materiałem. Pamiętam, że z każdym mijającym dniem czułem mniej bólu w rękach. Ale myślałem, że to przez to, że poprostu mój organizm się do tego przyzwyczaił. Trener jednego dnia powiedział coś na temat... Poprostu powiedział coś, co mnie bardzo wkurzyło.- przerwałem nerwowo ostatnie zdanie, bo wiedziałem, że nie będą wiedzieć, o co chodzi.
- Zacząłem uderzać pięścią na tyle mocno w metal, że pozostawiała krwawe ślady z resztą jak zawsze. Tylko tym razem było inaczej, bo przestałem odczuwać ból. Następnego dnia dowiedziałem się po powrocie z lekarza od trenera, że uszkodziłem pojedyncze nerwy przez wskutek urazu. Po kilku miesiącach, reszta ciała także poszła się jebać. No i teraz tutaj jestem, stoje przed wami nieodczuwając bólu na skórze.- powiedziałem końcówkę z fałszywą radością. Oboje blondynów byli zaskoczeni tym, co wyznałem. Na ich miejscu też bym był.
- Ale emocje czujesz, prawda?-
- Nie wiem.-
- Nie wiesz, co czujesz?-
- ....Tak jakoś wyszło.-
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Wybił 25 grudnia, rok jeszcze 2005. Wszędzie były korki, ponieważ rodziny zjeżdżały się do swoich domów aby wspólnie spędzić święta. Wziąłem z domu najbardziej przydatne rzeczy i wyszedłem z mieszkania. Rodzice mają swoje sprawy, a ja mam własne. Oby dali radę opanować tą sytuację z innymi mafiami, ale z drugiej strony nie chce tam wracać. Po tym jak dowiedziałem się prawdy, mam ochotę tutaj zostać. Na dodatek nie chce wracać do codzienności.

Po drodze spotkałem Takemitchi'ego, nie widzę nigdzie Chifuyu. Spojrzałem na niego.
- Wiesz, Takemitchy. Wcześniej jak rozmawialiśmy zapytałeś mnie o coś, a ja odpowiedziałem ci szczerze. Więc może chciałbyś odpowiedzieć na jedno z moich?- nie jestem dobry w zadawaniu pytań, ponieważ moje pytania brzmią bardziej jak podstępny rozkaz. Chłopak na początku się wystraszył ale potem przytaknął.
- Kto ci skopał dupe, jak byliśmy w restauracji.-
- .....wiesz, która to Hina?- Na ten komentarz spojrzałem powoli w jego stronę z szeroko otwartymi oczami.
- Tylko mi nie pierdol, że ona cię skopała.- poczułem jakbym miał zaraz zacząć śmiać się. Więc przygryzłem lekko język.
- ....To prawda. Wkurzyła się, ponieważ z nią zerwałem ale to jest dla jej dobra. Muszę ocalić ją w przyszłości.- odpowiedział a moja potrzeba do śmiania się znikła. Położyłem rękę na jego ramieniu.
- Wiesz... to, że krytykuje każdą twoją decyzje. Nie oznacza, że uważam dosłownie każdą za porażkę.- przyznałem zabierając rękę z jego ramienia. Chłopak uśmiechnął się lekko. Wtedy usłyszałem Chifuyu, który miał w ręce szarfę Bajiego, a za nim stał czarnowłosy. Co mnie zdziwiło.
Długowłosy uśmiechnął się szeroko w moją stronę.
Vice kapitan pierwszej dywizji zaczął swoją piękną przemowę. Kiedy ją skończył uderzyłem żartobliwie Takemitchi'ego w ramie. Muszę przyznać. Ten dzieciak sprawia, że jestem z niego w jakiś sposób dumny.
- A więc, panie tarzanie. Co Pan tutaj robi?- zapytałem żartobliwie patrząc na niego z rękoma przy klatce piersiowej.
- Chyba nie myślałeś, że odpuszczę Kisakiemu? Gdybyś mnie pamiętał, to wiedziałbyś o tym odrazu.- odpowiedział, uśmiech nie znikał z jego twarzy. Wtedy przypomniałem sobie wspomnienie o moim uśmiechu.
- Pamiętam, Baji. Jak zaciekle walczyliście, abym się uśmiechnął. Pah was w tym pokonał.- zaśmiałem się lekko na to wspomnienie. Chłopak podbiegł do mnie łapiąc mnie za bluzę, patrzył na mnie zaskoczony i szczęśliwy.
- TY, PAMIĘTASZ!?-
- Cicho, ty głąbie! Pamiętam tylko urywki wydarzeń z przeszłości.-
- MÓW!-
- Mam powiedzieć jak zaciekle biegałeś z Mikeyem za mną, jak Kazutora mnie porwał?-
- NA PRZYKŁAD! Już myślałem, że nigdy sobie nie przypomnisz.- powiedział wymachując rękoma w te i z powrotem.
Chifuyu i Takemitchy patrzyli na nas na zasadzie "Już skończyliście?", więc odsuneliśmy się od siebie zmieszani.
- Skoro przestaliście, to możemy zacząć nasz potajemny plan. Baji przez to, że dołączył wcześniej do Valhalli był uważany za zdrajcę Toman. Dlatego nie jest już kapitanem pierwszej dywizji, ponieważ najkrócej ujmując ludzie z Toman mu już nie ufają, jak wcześniej przez to co zrobił. To jest pierwsza sprawa.- wyjaśnił Chifuyu, zanim przeszedł do naszego planu. Słyszałem jak chłopak obok mnie wyzywał pod nosem. Jak spojrzę na to inaczej, to ja się nie dziwię, że dogadywałem się lepiej z Kazutorą i Bajim. Oboje byli podobni do mnie. A Mikey.......nie pamiętam, dlaczego zostaliśmy przyjaciółmi.
- Kisaki i Hanma nie wiedzą, że Baji tutaj jest. Dlatego musimy być dyskretni o tym. Baji będzie nas obserwował na wypadek, gdyby nasze przypuszczenia o zdradzie Kisakiego się spełniły. Jeśli to prawda.- przestał na chwilę mówić aby ukryć gniew.
- To wtedy naszego fisztaszka zabijemy. Kisakiego zostawcie mnie, oraz Bajiemu.- powiedziałem odwracając głowę w stronę czarnowłosego, dając mu chytry uśmiech bo tylko taki potrafię mu dać. Chłopak zrobił taką samą minę uderzając swoją pięścią o rękę.
- Zniszczymy ich wszystkich, co nie? Shion.- założył swoją rękę wokół moich ramion, przytaknąłem odwzajemniając ten gest.
- Wcześniej poszłem w kimę, bo twój kumpel od siedmiu boleści pogłaskał mnie metalowym kijem w nerw.- skomentowałem sarkastycznie wkurzony z tego powodu, że w Tokyo wydaje się być słabszy. Jakoś w moich okolicach domu rodzinnego, nigdy nie obchodziło mnie to ile razy ktoś uderzył mnie czymś metalowym w łeb. Może to dlatego, że Tokyo mnie wychowało i kryje wiele wspomnień, więc jestem bardziej wrażliwy z pamięcią? Też tak może być.

Dotarliśmy na miejsce spotkania z Kisakim i Hanmą. Baji krył się gdzieś, gdzie go nie widać na wypadek jakiegoś problemu w potajemnej akcji. Tak jak wcześniej ustaliliśmy a ja jako, iż nie chciałem być posłusznym pieskiem fisztaszko-głowego dupka, udałem się do kościoła razem z Takemitchim. Chowałem się za rogiem, ponieważ nie chciałem aby ktoś inny oprócz blondyna wiedział, że tutaj jestem. Wtedy będę miał lepszy wpływ na jego obronę.

Takemitchy zaczął swoją rozmowę z Hakkaiem, czekałem i patrzyłem na widok nie daleko mnie. Sytuacja była w miarę pod kontrolą, ale wtedy usłyszałem jak ktoś się modli.
- Ojcze nasz, któryś jest w niebie. Modlę się w święte imię. Amen.- wtedy Taiju podniósł wzrok z podłogi aby spojrzeć na ołtarz przed, którym stali młodsi.
- Co do cholery... WY TU ROBICIE!?- po chwili ciszy wykrzyczał agresywnie swoje słowa. Dosłownie Amen.
- Dobra, pora na mnie.- powiedziałem pod nosem cicho do siebie, następnie wybiegłem z kryjówki jaką był słup położony w ciemnym rogu. Z moimi ubraniami byłem prawie niewidoczny.

Kiedy byłem blisko ich, wystawiłem rękę przed biegnącym w stronę Taiju ciałem niebieskowłosego. Moja ręka była na tyle sztywna i równocześnie napięta, że uderzenie o nią mogło nieźle zaboleć. Cała akcja działa się szybko, więc młodszy nie miał czasu zareagować, ani też się zatrzymać. Pod siłą uderzenia wypuścił nóż z ręki w powietrze, złapałem nóż jedną ręką i trzymałem go tak przez chwilę. Chłopak upadł na ziemię trzymając się za brzuch. Patrzyłem w stronę większego ode mnie nastolatka a on na mnie, moje plecy tuż przed twarzą Hakkaiego.
- Przeżyjesz, prawda Hakkai?- zapytałem nawet, jeśli nie chciałem usłyszeć odpowiedzi. Czułem na sobie wzrok młodszego. Musiałem go jakoś powstrzymać, gdyby nie dostałby w taki sposób ciosu. To inne byłyby jeszcze gorsze, ponieważ nie znam lepszych sposobów.
- A TY, ZNOWU TAK SAMO JAK TEN DZIECIAK, WTRĄCASZ SIĘ W SPRAWY RODZINNE SHIBA!!- jego krzyki są tak nieznośne, że aż masz ochotę sobie samemu patelnią walnąć. Patrzyłem na niego obojętnie, bez żadnego strachu. Bo czego się tutaj bać? Młodszego ode mnie typa, który krzyczy bo myśli, że w ten sposób kogoś przestraszy i zmusi do posłuszeństwa? Mój trener jest od niego, kurwa, straszniejszy.
- A ty, znowu pierdolisz o "Rodzinnej sytuacji Shiba". Czy, co to tam było bo już zapomniałem?-
Taiju uderzył mnie w twarz, cios był mocny muszę przyznać. Ale nie na tyle, aby mnie w jakiś sposób przesunąć. Moja twarz spojrzała w stronę, w którą chłopak się zamachnął.
- Shion-Kun! Wszystko, dobrze!?- krzyknął zmartwiony blondyn, nie ruszałem się z miejsca.
- Jest dobrze. Ale.- mój głos brzmiał straszniej przez to, jak mocno powstrzymywałem się od rzucenia faceta przede mną o ścianę.
- Ale chyba, zajebie zaraz kurwę przede sobą.- dokończyłem moją wypowiedź nadal powstrzymując się od zrobienia tego, co tak bardzo chciałem.
- Niech zgadnę. Wspomnienia z treningów?- Na to zdanie spojrzałem powoli w stronę Taiju, zacisnąłem mocno pięści. Nie mogę pozwolić, aby ta jego prowokacja się powiodła. Połknąłem ślinę w ustach a następnie odpowiedziałem.
- Żartujesz? Bijesz jak jakaś ciota. Jeśli chce sobie "przypomnieć" doznania z treningów. Wystarczy, abym spojrzał na swoje blizny. Przez takiego słabego typa jak ty, jedyne co mogę sobie przypomnieć to opieprz od matki, kiedy uciekłem jej na festiwalu.- powiedziałem sarkastycznie powodując, że wyższy mocno zacisnął zęby.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
NARRATOR POV:

Baji czekał z niecierpliwością na moment, w którym będzie mógł kogoś pobić. Kiedy zauważył, że jego przyjaciel o blond włosach, dostaje mocno w kość od Hanmy. Zareagował od razu.

Czarnowłosy chłopak swoim wtargnięciem na scenę walki, zszokował dwóch nastolatków którzy w jego oczach i nie tylko jego. Byli zwykłymi fałszywymi zdrajcami, którzy zasługują na pożądny wycisk.

Skończyło się na tym, że chłopak o imieniu Hanma pokonał oby dwóch przeciwników. Z ledwością. Ale pokonał. Chifuyu i Baji skończyli przywiązani do słupa. Kiedy ci którzy wygrali udawali się do wyjścia, usłyszeli znajomy dla nich głos.

SHION'S POV:

- Kurwa... wiedziałem, że jesteście nic nie warci. Kisaki, Hanma.- powiedziałem z trudem przez to jak bardzo byłem zmęczony. Kilka minut temu zacząłem się tłuc z Taiju. Przywalił mi szklanym czymś w rękę, ponieważ zdążyłem osłonić nią głowę. Postanowiłem do teraz zignorować wystające szkło z ręki, bo usłyszałem hałasy walki nie daleko. Odrazu po tym, jak Taiju stracił przytomność od mojego niekontrolowanego uderzenia. Pobiegłem sprawdzić, co się tutaj dzieje.
- Chyba nie myślicie, że wam odpuszczę. Chcieliście nas ojebać, a teraz dostaniecie za to wpierdol.- pobiegłem w stronę Hanmy, zablokowałem jego pięść i zadałem mu mocny cios nogą w jego ciało. Nie obchodziło mnie jak mocno to robie. Wtedy chwyciłem Kisakiego za kurtkę i rzuciłem nim o ścianę. Jeden znokautowany.
- A więc, Hanma.- podniosłem go za głowę, trzymając go za włosy przy mojej twarzy, tak aby patrzył prosto w moje oczy.
- Jak się czujesz z faktem, że jestem w stanie bez wyrzutów potem sumienia, ciebie zabić?- zapytałem patrząc na niego obojętnym i zimnym wzrokiem, chłopak patrzył na mnie dziwnie.
Podszedłem do ściany za nim i odwróciłem go tak, aby był z nią twarzą w twarz. Zamachnąłem się, nadal trzymając go za głowę i uderzyłem nią o ścianę. Powtórzyłem moje ruchy trzy razy aby nie przesadzić, chciałem go zabić. Ale wiem, że to by w jakiś sposób zmieniło tą całą, śmieszną przyszłość. Chłopak po dwóch uderzeniach głową o ścianę już poszedł w kimę. Trzeci raz był dla mojej satysfakcji...

Puściłem mój nacisk ma jego głowie i odszedłem od niego, aby uwolnić przywiązanych do słupa nastolatków. Oboje podziwiali mnie za moją siłę i za to, że rzuciłem Kisakim o ścianę. Nie powiem, poczułem ekscytacje jak to zrobiłem. Piękne uczucie.
- TO.BYŁO.WYKURWISTE.- Powiedział Baji patrząc na mnie z "gwiazdami" w oczach. Pokiwałem negatywnie głową a następnie pogłaskałem go po głowie, tak samo zrobiłem Chifuyu.
- NAUCZYSZ NAS TEGO!?- teraz zadał pytanie blondyn, który patrzył na mnie z wielkim uśmiechem.
- Nie ma takiej opcji. A teraz spierdalamy, bo Taiju chyba się obudził.-
- TAIJU!? TO ON TAM JEST JAK TAKEMITCHY I HAKKAI!!- oboje wykrzyczeli.
- Niestety tak. Zapewne stał się tam armagedon jak mnie nie było.... wurza mnie to szkło w ręce.-
- DAJ WYJME!-
- SZORUJ DO TAKEMITCHIEGO ZANIM CIĘ TAM KOPNĘ, BAJI!!-
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Kiedy wróciłem razem z Bajim i Chifuyu do miejsca, w jakim byłem przedtem. Zobaczyłem Hakkaiego na kolanach, Takemitchy był cały poobijany i duszony przez Taiju, który został dźgnięty przez Yuzuhe.
- ....i wy się, kurwa, dziwicie, że ja co chwilę wkurwiony chodzę.- powiedziałem zażenowany, próbując zrozumieć co tu robi Yuzuha.

__________________________
Chapter 24 skończony!
Mam nadzieję, że nie dużo błędów!

Miłego dnia/nocy życzę!

Continue Reading

You'll Also Like

13.3K 609 30
-Wiesz Hailie, trzeba żyć bez względu na to, ile razy runęło nam niebo. Lex Monet to ta gorsza bliźniaczka. Ona i Hailie są jak ogień i woda. Dziewcz...
18.2K 1.2K 10
Scaramouche zaczynając drugi rok studiów nie spodziewał się, że jego dawna miłość wróci tylko po to by z powrotem wywrócić jego świat do góry nogami.
60.8K 3K 103
PART I |Lina, córka Tony'ego Starka, wprowadza się do Avengers Tower, gdzie jej sąsiadem staje się Bucky Barnes. Ich relacja szybko staje się skompli...
50.5K 4.3K 53
"Do cholery jasnej miałeś nigdzie nie wychodzić!", krzyknął przez co młodszy wzdrygnął się spuszczając wzrok. "J-ja tylko-", starszy mu przerwał, "co...