4 dni później...
Pov: Will
Jechałem razem z Hopperem i El do szpitala. Odwiedzałem Mike'a codziennie i codziennie mogłem widzieć jego piękny uśmiech. Brunet małymi krokami wracał do zdrowia. Dowiedziałem się, że rany na jego klatce pomyślnie się zagoiły. Niepokoiła mnie jednak rana na jego nodze, która goiła się bardzo wolno, a Mike narzekał na ostry ból. Leki przeciwbólowe mu nie pomagały.
Vecna narazie się uspokoił, a nasz plan dotyczący zabicia go nadal trwa. - Będę po was o trzynastej. Muszę załatwić jedną sprawę na komisariacie - mężczyzna zatrzymał pojazd, a ja razem z szatynką udaliśmy się do szpitala.
Razem z dziewczyną swobodnie mogliśmy wchodzić do sali Mike'a i to dzięki Hopperowi, który zrobił niezłą awanturę pielęgniarką i kazał zmienić regulamin dotyczący odwiedzin.
- O hej - Mike odłożył gazetę na stolik, a szeroki uśmiech zawitał na jego twarzy. - Jak się czujesz? - El usiadła na krześle, a ja wpatrywałem się w bruneta, który rozmawiał o czymś z El. Nawet nie mam pojęcia o czym rozmawiali, bo skupiałem się na jego pięknych rysach twarzy i ustach które chciałem wreszcie poczuć na swoich.
- Ja was zostawiam samych i zerknę do Max - szatynka przesunęła mnie tak, żeby mogła przejść do drzwi, a my wreszcie zostaliśmy sami. To nie tak, że nie lubię jej towarzystwa, ale wolę spędzać czas z Mike'iem sam na sam.
- Jak się czujesz? - usiadłem na brzegu łóżka i złożyłem krótki pocałunek na jego ustach. - Naprawdę dobrze tylko ta noga... Dali mi mocniejsze leki przeciwbólowe, ale one też nic nie dają - spojrzałem na jego nogę, która była usztywniona i perfekcyjnie zabandażowana. - Współczuję ci - posłałem mu smutne spojrzenie. Bardzo mi go szkoda, cierpi a niczym sobie nie zasłużył na taki los.
- Wiesz może kiedy wyjdziesz z szpitala? - poprawiłem się i przysunąłem bliżej bruneta. Mike złączył nasze dłonie. Uśmiechnąłem się, kiedy poczułem jak opuszkami palców przejeżdża po mojej dłoni. - Nie mam pojęcia - głośno westchnął.
Wiedziałem, że ciągłe siedzenie w szpitalu go przytłacza. Zdaje sobie sprawę jak bardzo się tutaj nudzi dlatego odwiedzam go tak często jak mogę. Najchętniej spędzałbym tu dnie i noce, ale mama mi zabrania. Czasem mam wrażenie, że za bardzo się o mnie martwi.
- Usiądziesz obok mnie? - zapytał błagalnie, a ja przez jego propozycję zrobiłem się cały czerwony. - Jasne - chłopak zrobił mi trochę miejsca, a ja posłusznie usiadłem obok niego. Pielęgniarka mnie chyba zabije, gdy zobaczy, że siedzę na szpitalnym łóżku tym bardziej, że i tak mnie nie lubi.
Nasze uda się ze sobą stykały, a my pozostaliśmy w milczeniu. Nie czułem się niekomfortowo, wręcz przeciwnie w towarzystwie Mike'a czuje się najbardziej komfortowo na świecie. Niespodziewanie ręka bruneta powędrowała na moje udo. Mike obserwował moją reakcję chcąc wywnioskować czy taki gest nie był przesadą.
Nic nie powiedziałem tylko patrzyłem jak jego długie i smukłe palce kreślą kółka na moim udzie. Było to bardzo przyjemne i mogłem powiedzieć, że jestem w niebie. Mam u boku takiego wspaniałego chłopaka...
Oparłem się o jego ramię i delikatnie uśmiechnąłem, a chłopak nie przestawał kreślić wzorków na moim udzie. Dotyk Mike'a tak bardzo różni się od dotyku Aiden'a. Brunet nie robi mi nic na siłę i nie dotyka mnie w miejscach w których nie chcę być dotykany. Jest delikatny, czuły i pełen miłości. Teraz wiem, że blondwłosy chłopak chciał mnie tylko zaliczyć... Mike nie jest taki jak on... Nigdy by mnie nie skrzywdził.
Nagle zadrżała ziemia, a pobliskie leki spadły na ziemię z hukiem. Ścisnąłem bardziej dłoń bruneta, a ten na dodatek mocno mnie objął. Trzęsienie ziemi to żadna nowość tutaj. Pewnie za kilka minut minie i znowu będzie tak jak przedtem. Niestety się myliłem...
Po kilku sekundach trzęsienie ustało i zrobiło się tak dziwnie cicho. Jak to mówią cisza przed burzą. Posłałem sobie z Mike'iem spojrzenia i chyba oboje myśleliśmy o tym samym. Usłyszałem krzyki ludzi z zewnątrz, a następnie dobrze znany dźwięk. Demopsy dotarły do miasta.
Podniosłem się i szybko podbiegłem do okna. To co tam zobaczyłem sprawiło, że zamarłem. Przejścia otworzyły się w centrum i było ich znacznie więcej niż obok chaty Hoppera. Z przejść zaczęły wychodzić wściekłe demopsy, które rzucały się na niewinnych cywilów.
Coraz więcej ludzi padało martwych i coraz więcej było krwi. Słyszałem, że Mike coś do mnie mówi, ale nie mogłem usłyszeć co. Znowu poczułem się jak zamrożony. Jakby ktoś siłą zmuszał mnie do oglądania tego widoku. Jakby ktoś miał władzę nad moim ciałem i mógł sterować mną jak robotem.
W karku poczułem charakterystyczne uczucie zapadania, ale to było silniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Poczułem cholerny ból. Spuściłem głowę głośno oddychając, a kiedy podniosłem wzrok zauważyłem potwora z cieni, który powoli wydostawał się z przejść. Krzyknąłem widząc jak wydostaje się z przejścia i unosi w powietrzu wplątując swoje macki w ludzi. Wiedziałem co to oznacza... Trzy lata temu zrobił dokładne to samo ze mną.
Vecna chce zdobyć więcej sojuszników, którzy będą go bronić za wszelką cenę. - Will! - krzyknął Mike, a ja wróciłem świadomością do normalnego życia. - Zbieramy się - odłączyłem kroplówkę od jego ręki i pomogłem mu wstać. - Will co się dzieje? - nie odpowiedziałem mu, bo chłopak zdążył spojrzeć przez okno. Czułem jak jego serce mocno bije.
Mocno objąłem chłopaka w talii, a ten założył rękę na moją szyje. - Dasz radę iść? - wydyszałem przerażony. - Chyba tak - wzmocnił ucisk na mojej szyi, a ja otworzyłem drzwi od sali. Na korytarzu panował totalny chaos, a alarm grał jak opętany. - Gdzie idziemy? - zaczął za mną kuśtykać na jednej nodze, ponieważ druga była totalnie niesprawna. Gdyby nie to, że go mocno obejmuję, pewnie nie dałby rady sam iść. Dobrze, że przyjechałem o tej porze inaczej nie wiem czy Mike by przeżył.
- Musimy wyjść z szpitala - zatrzymałem się gwałtownie gdy usłyszałam huk wyważonych drzwi. - Dostały się do środka - wyszeptał Mike. - Musimy uciekać - zacząłem biec, ale Mike strasznie mnie spowalniał. No nic na to nie poradzę. Muszę uratować siebie i jego. On jest najważniejszy. - A co z El?! - brunet zaczął nerwowo rozglądać się wokół.
- Poradzę sobie! Biegnijcie do samochodu Hopper napewno po nas przyjedzie! - krzyknęła El z drugiego końca korytarza. Zauważyłem, że Lucas niesie Max na rękach i podąża za El.
- Obyśmy mieli szczęście - powiedziałem do Mike'a i zacząłem kierować się w stronę schodów. Byłem niemal pewny, że winda nie działa. Zawsze nie działa w takiej sytuacji tym bardziej, że elektryczność wariuje. Nie wspomnę o światłach, które mrugają jak opętane. Takich błysków na imprezie nawet nie ma.
Biegłem tak szybko jak się da. Na korytarzu panował totalny chaos. Krzyki, porozrzucane leki, zbite szkło i pacjenci, którzy próbowali uratować się przed zagrożeniem. Starałem się ich omijać co nie było wcale takie łatwe, ponieważ każdy wpadał na siebie nawzajem.
- Słyszałeś? - usłyszałem drżący głos bruneta. - Co? - zatrzymałem się rozglądając wokół. - Ta dziwna cisza mnie przeraża... - rzeczywiście nagle każdy się zatrzymał i zrobiło się przerażająco cicho.
Tak jak myślałem na nasze piętro wbiegło kilka demopsów, które zaczęły rozszarpywać ciała pacjentów. W moich oczach pojawiły się łzy. Zacząłem biec do schodów, ale ilekroć się zbliżałem miałem wrażenie, że się jeszcze bardziej oddalają. - Mike krwawisz - zwolniłem patrząc na jego nogę z której zaczęła sączyć się krew.
Brunet głośno łapał powietrze starając się nie krzyczeć z bólu. W moich oczach pojawiło się więcej łez. Widziałem jak Mike cierpi jak bardzo go to boli... - Uważaj! - krzyknął Mike, ale nie zdążyłem się odwrócić, ponieważ upadłem na ziemię. Nad mną zauważyłem potwora z otwartą paszczą.
Już miał mnie rozszarpywać, ale odleciał na drugi koniec. To Mike mnie uratował. W ręce trzymał metalową tyczkę, którą chwilę później odrzucił w bok wyciągając do mnie rękę. Szybko ją chwyciłem i objąłem w talii wracając do naszej poprzedniej pozycji.
Biegliśmy ile sił w nogach, ale przez krwotok Mike'a nie mogłem przyśpieszyć. Chłopak cierpiał mocno zaciskając zęby. Niespodziewanie upadł na podłogę, a ja przerażony od razu przy nim kucnąłem. - Mike co ci?! - brunet leżał na podłodze cały mokry od łez. Z jego rany na nodze sączyło się coraz więcej krwi.
- Uciekaj... Ja nie dam rady - wysapał chwytając się za nogę. - Nie! Nie zostawię cię tutaj! Musimy uciec razem! Mike proszę! Nie rób mi tego, wstań! - próbowałem go podnieść, ale chłopak cały czas opadał na podłogę. - Mike! - byłem cały zapłakany.
- Mike proszę wstań! - chciałem podnieść go i utrzymać na rękach, jednak brunet był za ciężki. Demopsy zabijały kolejne osoby i zaraz dotrą do nas. - Mike! - nie mogłem dłużej czekać. Chłopak był ledwo przytomny. Nie jestem w stanie go unieść, ani nie zdążę go przeczołgać do schodów.
Chwyciłem po nóż, który znajdował się pod ręką i namierzyłem cel. Jeden z demopsów biegł prosto w naszą stronę z szeroko otwartą paszczą. Zmarszczyłem brwi skupiając się na celu, a kiedy potwór był wystarczająco blisko wycelowałem ostrym nożem prosto w jego paszczę.
Odsunął się i bezskutecznie próbował wyciągnąć nóż z paszczy. Krew sączyła się z niego wszędzie, a ja uśmiechnąłem się zadowolony. Jednak to nie koniec problemów, ponieważ kolejny demopies na mnie polował. To chyba nie był demopies, a demogorgon... Pierwszy raz od czterech lat zobaczyłem demogorgona...
Nie miałem nic pod ręką czym mógłbym się obronić. Przełknąłem ślinę, a moje oczy całkowicie wypełniły się łzami. Odsunąłem się pod ścianę i czekałem na śmierć.
Potwór podchodził do mnie powoli, a ja przymknąłem oczy z przerażenia. Usłyszałem głośny krzyk, a potem zobaczyłem Mike'a, który osłabił demogorgona uderzeniem za pomocą lampy. Jednak to nie uchroniło nas przed kolejnym atakiem, dlatego zablokowaliśmy mu wejście ciężkim stolikiem na kółkach.
- Wszystko okej? - Mike mocno chwycił moją twarz w dłonie, a ja szybko pokiwałem głową. Nawet nie mam pojęcia, kiedy wstał na nogi. Kolejny raz mnie uratował.
- Chwyć się mnie - powiedziałem i przełożyłem rękę wokół jego talii, a on mocno podpierał się o moją szyje. W końcu udało nam się dotrzeć do schodów przez, które szybko zbiegliśmy. Na dole nie było ani śladu potworów jedynie wszędzie były martwe ciała, krew i jeden wielki bałagan.
- Will, Mike tutaj! - krzyknęła El z drugiej strony korytarza machając do nas ręką. Za nią szedł Lucas z Max na rękach, ale wyszedł tylnymi drzwiami wsiadając do samochodu komendanta.
Zaczęliśmy biec do dziewczyny już totalnie wymęczeni. Szatynka miała sporo krwi pod nosem, czyli obstawiam, że musiała zabić dużo potworów. Hopper głośno zatrąbił i wszyscy weszliśmy do samochodu, a ja głośno oddychając odchyliłem głowę na siedzenie. Nareszcie jesteśmy bezpieczni...
__________________
wy serio myśleliście, że tak łatwo pozbyliście się Aiden'a? CHCIELIBYŚCIE
mały spojler, bo lubię: nie liczcie na happy end, ale pod koniec książki będzie nowa postać, ale przysięgam na matkę dustina, że będzie dobra 💗