Powoli otworzyłam oczy, ale zaraz je zamknęłam, porażona światłem.
– Charlotte, słyszysz mnie?
Zaraz, ja znałam ten głos. Gdzie ja jestem? Co się dzieje, myślałam. Ktoś delikatnie klepnął mnie w policzek i zmusiłam się do otwarcia oczu. Zamrugałam kilka razy, bo przez moment widziałam nad sobą same, ruszające się plamy. Dopiero po chwili zaczęły one przybierać kształty ludzi, a w zasadzie trójki osób – dwóch kobiet i chłopaka.
– Lotte, jak się czujesz? – zapytał Bartek.
Ku mojemu zdziwieniu byłam przed marketem, leżałam na ławce, a chłopak delikatnie gładził mnie po głowie.
– Co się stało? – wyjąkałam, zupełnie nic nie rozumiejąc. Dlaczego stała nade mną Kinga? I kim była ta blondynka z plakietką na piersi?
– Zemdlałaś – rzekł rudzielec i powoli pomógł mi usiąść. – Złapałem cię zanim upadłaś.
Zemdlałam? Ale dlaczego? Zaczęłam przeczesywać swoją pamięć i wszystko do mnie wróciło. Kinga, rozmowa, Robert... Znów zakręciło mi się w głowie, jednak siedemnastolatek mnie przytrzymał.
– Może zadzwonić po pogotowie? – zapytała blondynka. Teraz zaczęłam ją kojarzyć. Pracowała w markecie, chyba była kierowniczką.
– Nie, nie trzeba – zaprotestowałam szybko i spróbowałam wstać, oczywiście przy pomocy Bartka. – To tylko osłabienie. Nic dzisiaj nie jadłam.
– Jesteś sama? – zapytał chłopak. – Nie powinnaś w takim stanie samotnie chodzić po mieście.
– Mieszkam niedaleko. – Wskazałam głową domy w pobliżu.
– Okej, odprowadzę cię – zadecydował i wziął moje siatki z zakupami, które jakimś cudem znalazły się pod ławką.
Próbowałam zaprotestować, ale licealista był uparty i stwierdził, że nie pozwoli mi samej dać nawet kroku, więc chcąc czy nie, musiałam chwycić go pod ramię i pozwolić odprowadzić się do domu.
– Lotte, co się dzieje? – zapytał, kiedy oddaliliśmy się od marketu.
Co się dzieje? Zostałam oszukana, ale co cię to może interesować?
– Nic, Bartek – odpowiedziałam. – To chwilowe osłabienie.
– Hej. – Niespodziewanie zatrzymał się, odstawił siatki na ziemię i chwycił mnie za ramiona. – Nie jestem ślepy, Lotte. Ta kobieta coś ci powiedziała, a ty zemdlałaś. Podszedłem tylko dlatego, bo widziałem jak bledniesz.
Och, Bartek... Czułam jak oczy zaczynają mnie piec, więc odwróciłam głowę w bok. Znalazłam się w beznadziejnym położeniu. Związałam się z mężczyzną, który był nie tylko moim nauczycielem, ale także mężem innej kobiety, przez niego straciłam najlepszą przyjaciółkę, a przed dwoma dniami pochowałam ojca. Czy moje życie musiało być takie gówniane?
– Możesz... – Przełknęłam ślinę, czując jak narasta mi gula w gardle. – Możesz do mnie wpaść? Chociaż na godzinkę?
Bartek patrzył na mnie przez chwilę, a potem sięgnął do kieszeni po telefon i zerknął na godzinę.
– Mogę, Lotte – odpowiedział i ponownie chwycił moje siatki. – Zostanę tak długo jak będziesz chciała.
Kiwnęłam z wdzięcznością głową i ruszyliśmy w stronę mojego domu. Było mi strasznie zimno, ale to nie było ważne. Zrozumiałam, że mój własny facet mnie oszukał. Naopowiadał mi jakichś bzdur, a rzeczywistość była zupełnie inna. Zrobił to z jednego prostego powodu – ja byłam młoda, głupia i naiwna, a on? Jego małżeństwo przechodziło kryzys, więc po prostu mnie wykorzystał. Od samego początku chodziło mu tylko o jedno, o odskocznię od problemów. Ja byłam jego ucieczką od kłopotów w domu, byłam czymś nowym, świeżym. Tylko Robert zapomniał o jednym – ja też miałam uczucia. Nie byłam jakimś bezuczuciowym zwierzęciem. Też czułam, myślałam i kochałam całym sercem. Chociaż w tamtym momencie ono krwawiło i to tak mocno, że dziwiłam się, iż jeszcze było w stanie bić.
Oczy mamy rozbłysły kiedy tylko weszłam do domu w towarzystwie Bartosza, jednak kiedy spojrzała na mnie, ten błysk natychmiast zniknął, a na jej twarzy zagościł niepokój.
– Dzień dobry – rzekł Bartek i przywitał się z Teresą uściskiem dłoni. – Przyprowadziłem Charlotte, źle się poczuła.
– Co się stało? – zapytała i natychmiast zaczęła dotykać mojej twarzy. – Słonko, co się dzieje?
– Nic, mamo. Zasłabłam tylko.
Zmarszczyła brwi, patrząc na mnie badawczo.
– Zasłabłaś? Bez powodu?
Nie, błagam. Nie chcę teraz badań, podejrzliwych pytań i tego wszystkiego, pomyślałam. Chciałam porozmawiać z kimś, komu mogę się wyżalić.
– To przemęczenie, mamo – powiedziałam, wyswobodziłam się z jej uścisku i zaczęłam zdejmować kurtkę, a potem buty. – Ostatnio miałyśmy ciężkie dni, to dlatego.
– Oh... – Tylko tyle z siebie wydusiła. Zupełnie ze zrozumieniem.
– Pójdziemy z Bartkiem do mnie, okej? – Spojrzałam na chłopaka a ten zaczął zdejmować swoją kurtkę i buty.
– Oczywiście – odpowiedziała szybko mama. – Może przynieść wam coś do picia? Albo jedzenia?
– Nie – zaprzeczyłam szybko. – Po prostu zajmij się sobą. – Chwyciłam chłopaka za rękę i zaprowadziłam do mojego pokoju, który wyglądał jak..... jak po wojnie. Ale cóż, nie miałam czasu się tym zajmować.
– Fajny masz pokój – skwitował rudzielec, gdy tylko zamknęłam za nami drzwi.
Posłałam mu litościwe spojrzenie. Wiem, chciał być miły, ale mógłby sobie darować. Chociaż dzisiaj. Podeszłam do wieży i uruchomiłam ją, pozwalając by z głośników potoczyła się jakże wzruszająca piosenka Katy Perry - „The one that got away". Potem usiadłam na łóżku, i pociągnęłam mojego kolegę za rękę, bo on nieśmiały bidulek nadal stał przy drzwiach, zupełnie nie wiedząc jak się zachować. Wzięłam głębszy oddech i przymknęłam na chwilę oczy w nadziei, że to wszystko okaże się jednym, koszmarnym snem. Ale niestety. To nie był sen, a rzeczywistość trwała dalej.
– Nie smutaj – rzekł Bartek i trącił mnie łokciem.
Zapewne chciał mnie rozbawić, ale marnie mu to wyszło. Oczy ponownie zaczęły mnie piec i tym razem łez nie powstrzymywałam. Pozwoliłam, by powoli wypłynęły z kanalików i spłynęły w dół, po moich policzkach.
Chłopak niepewnie dotknął mojego ramienia.
– Ej, ej. Tylko mi nie płacz. Kurde no weź nie płacz, ja nie wiem co robić, kiedy kobieta płacze.
Spojrzałam na jego spanikowaną twarz
– Robert... – zaczęłam, ale nie mogłam dokończyć. Ból w klatce piersiowej był zbyt silny i nie mam tutaj na myśli bólu fizycznego.
– Kulczycki? – zapytał i przysiadł się nieco bliżej. – Zrobił ci coś?
– Oszukał mnie – wyłkałam. – Zrobił ze mnie idiotkę.
I opowiedziałam mu dosłownie wszystko. Opowiedziałam o tym jak się zaczął mój związek z Robertem, o naszym pierwszym pocałunku, rozmowach w samochodzie, moich odwiedzinach w jego mieszkaniu. Opowiedziałam jak się kochaliśmy, o czym rozmawialiśmy i jak ukrywaliśmy naszą bliższą relację przed całym światem. Wyznałam wszystko, nawet fakt, iż Robert miał synka, żonę, która zginęła w wypadku i skrywał jeszcze więcej tajemnic, których za żadne skarby świata nie chciał mi wyjawić. Mówiłam wszystko to, co skrywałam przez ostatnie tygodnie nawet przed Sarą, zrzucałam cały ciężar tajemnicy z mojej osoby, a Bartek słuchał mnie w milczeniu, ewentualnie co jakiś czas, kiwając głową ze zrozumieniem lub z niedowierzaniem. Kiedy zakończyłam moje wyznania, chłopak spojrzał przed siebie, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał, a kiedy znów na mnie spojrzał jego spojrzenie było mroczne, niemal czarne niczym noc.
– Charlotte, on próbuje mieć cię na wyłączność – rzekł. – Traktuje cię jak swoją własność i tak naprawdę ma szeroko w dupie twoje uczucia. Gdyby mu na tobie zależało, to od razu powiedziałby ci że ma żonę. Nie ukrywałby nic przed tobą.
– Nie wiem, Bartek – wyjąkałam. – Ja mu wyznałam miłość, a on... – Ponownie się rozpłakałam, jednak tym razem nastolatek mnie przytulił.
– No już – rzekł i pogładził mnie po włosach. – Nie warto, Lotte. Wiem, że boli, ale nie warto byś wylewała łzy przez takiego gnojka. Są święta, dzisiaj wigilia. Nie powinnaś płakać w taki dzień.
– Jebany 24 grudnia – warknęłam, a licealista parsknął śmiechem.
Wypuścił mnie z objęć, wstał, podszedł do mojej wieży i zaczął przełączać kolejne piosenki, szukając sama nie wiem czego. W końcu znalazł utwór, który zawsze skrzętnie omijałam i to głównie dlatego, że na mojego pendrive'a nagrała go Sara, a ona potrafiła słuchać bardzo dziwnej muzyki. Ale Bartkowi (zupełnie nie wiedzieć czemu) się spodobała i pozwolił aby głos rapera pochłonął wszystkie moje myśli. I chociaż tekst niewiele miał wspólnego z sytuacją w której ja się aktualnie znajdowałam, to jeden fragment bardzo mnie poruszył:
Marzenia mamy po to, by spełniać je
By spełniać każdy swój sen, ten dobry sen
I nie bać się, to jedno życie więcej nie mamy szans
Wiesz, że nie cofnie się czas, stracony czas
– Co to? – zapytałam Bartka, widząc, że chłopak po cichu nuci tekst.
– Kaen – odrzekł. – Ma całkiem niezłe kawałki.
– Nie wiedziałam, że słuchasz takiej muzyki – wyznałam.
Wzruszył lekko ramionami.
– Słucham wszystkiego. – Spojrzał na mnie i podrapał się po głowie. – Charlotte, powinnaś zerwać Kulczyckim.
To oczywiste, że nie mogliśmy być dalej razem. Oszukał mnie, był żonaty.
– Wiem – odpowiedziałam i wstałam. Powoli podeszłam rudzielca, biorąc głębszy oddech. – Dzięki, Bartek – mruknęłam. – Za wszystko.
– Nie ma problemu. – Otoczył mnie ramieniem i przytulił do siebie. – Możesz na mnie liczyć.
Bartek wypił u mnie szybką herbatę i wyszedł tłumacząc, że jeszcze biegnie do warsztatu dziadka. Krótko po nim wyszła również mama, która wigilijną noc musiała spędzić w szpitalu na dyżurze i chociaż bardzo się starała załatwić wolne – to niestety nie było nikogo na zastępstwo. Zostałam więc całkowicie sama w pustym domu i zupełnie nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Chciało mi się wyć, miałam ochotę zniknąć z tego świata, po prostu obrócić się w nicość i nigdy więcej nie wracać.
Około godziny dziewiętnastej dostałam wiadomość od Roberta z prośbą, abym przyszła, gdyż mężczyzna miał dla mnie jakąś świąteczną niespodziankę. Nie odpisałam mu. Po prostu wyłączyłam telefon i padłam na łóżko, zanosząc się żałosnym płaczem. Mój mózg usiadł w starym, skrzypiącym fotelu i patrzył na mnie w milczeniu, jednocześnie poklepując zranione serce i podstawiając mu chusteczki pod nos.
Tego było dla mnie za wiele. Straciłam przyjaciółkę, ojca, a potem okazało się, że przez tygodnie byłam oszukiwana przez człowieka, którego pokochałam do granic możliwości. Wiedziałam, że Robert mnie nie kochał, ale łudziłam się, iż żywił do mnie chociaż małe, niewielkie uczucia. Chciałam być dla niego chociaż w minimalnym stopniu ważna, nie najważniejsza, ale na tyle ważna, aby zechciał być ze mną szczery. We wszystkich dziedzinach swojego życia.
Nie wiem ile płakałam. Dziesięć minut, godzinę, a może pół nocy. Wiem tylko, że w pewnym momencie moje łzy wyschły, a ja odnalazłam w sobie siłę, aby zwlec się z łóżka i pójść do łazienki wziąć ciepły, odprężający prysznic. Wodą chciałam zmyć cały mój ból, jednak wszystkie starania poszły na marne. Czułam się beznadziejnie nawet po wyjściu z kabiny, więc owinęłam się ręcznikiem, rozczesałam mokre włosy i opuściłam łazienkę, chcąc zejść do kuchni, zjeść coś kalorycznego.
Ale ku mojemu przerażeniu, po wyjściu z pomieszczenia, koło drzwi, wpadłam wprost w ramiona Roberta Kulczyckiego.
– Co ty tu robisz?! – krzyknęłam odskakując od niego jak najdalej. Jakim cudem wlazł do mojego domu?!
– Nie przyszłaś do mnie, więc ja przyszedłem do ciebie – odpowiedział i uśmiechnął się jak gdyby nigdy nic.
– Jak tu wszedłeś?! Moja mama jest w domu! – Postanowiłam kłamać. Nie chciałam z nim być sama.
– Nie ma – rzekł bardzo pewny siebie. – Dzwoniłem do Akademii. Ma dyżur.
Kurwa mać.
– Natychmiast stąd wyjdź! – zażądałam. – Wynoś się z mojego domu!
Mężczyzna zmarszczył brwi. Miał na sobie jasnoniebieską koszulę i czarne spodnie od garnituru. Zapewne miał też marynarkę, ale mogłam dać sobie ręce uciąć, że zostawił ją w salonie, albo na wieszaku w przedpokoju.
– Co się dzieje, Lotte? – zapytał zdziwiony i wyciągnął do mnie dłoń.
Cofnęłam się o krok. Nie mogłam pozwolić, aby mnie dotknął, nie teraz.
– Robert, ja już wiem – warknęłam przez zęby. – Wiem, że mnie oszukałeś.
– Oszukałem?
Albo naprawdę nie wiedział co miałam na myśli, albo tak świetnie udawał.
– Ty i Kinga – rzuciłam ze złością. – Nie macie rozwodu. Jesteś żonaty do kurwy nędzy!
Robert zrobił duże oczy, a następnie wypuścił z płuc powietrze, tak jakbym trafiła w jakiś jego czuły punkt. Przejechał dłonią po swojej twarzy od czoła aż do ust, po czym obie dłonie ukrył w kieszeni spodni.
– Skąd wiesz? – zapytał.
No do diabła! Mógłby chociaż zaprzeczać! Udawać, że to nieprawda, bronić się jakoś, ale on nie! On wolał się zapytać, skąd, ja kurwa, wiedziałam. Z kątowni!
– Mógłbyś chociaż stwarzać pozory – powiedziałam z wyrzutem.
– Po co? – wzruszył ramionami. – Jestem żonaty. Okłamałem cię.
Rozbolała mnie mnie głowa. Nie, to niemożliwe żeby on w ogóle nie chciał się bronić, tylko od tak się do wszystkiego przyznawał. To po prostu NIENORMALNE!
– Wyjdź – powtórzyłam. – I nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj.
Zaśmiał się cicho i zanim zdążyłam coś powiedzieć lub zrobić, był już przy mnie i dociskał swoim ciałem do ściany.
– Charlotte, przecież gdybym ci przyznał, że jestem żonaty, nigdy w życiu byś się ze mną nie związała – wyszeptał wprost w moje usta, przyprawiając mnie tym samym o zawrót głowy. – Ja i Kinga to przeszłość, słońce. Ty jesteś moją przyszłością.
Nie! Nie daj się omamić głupia idiotko! Odepchnij go, no już. Zbierz siły i odepchnij tego boskiego Adonisa jak najdalej od siebie. Mój mózg zerwał się z fotela i zaczął walić długą, metalową chochlą w garnek, chcąc przywołać mnie i moje ciało do porządku, ale dosyć marnie mu szło.
– Jesteś żonaty – powtórzyłam, patrząc wprost na usta nauczyciela. – Oszukałeś mnie, zakpiłeś.
– Nie zakpiłem – zaprzeczył i przejechał palcem po moim nagim ramieniu. – Chciałem ci powiedzieć, ale nie wiedziałem jak. Jesteśmy w separacji, nic nas nie łączy. Jesteś tylko ty, Lotte. Przysięgam.
Tylko ja... Ale do cholery mnie oszukał!
– Nie wierzę ci – powiedziałam i spróbowałam odepchnąć mężczyznę, ale był znacznie silniejszy.
– Charlotte, do cholery – warknął, chwycił mnie za ramiona i przycisnął mocniej do ściany. – Nie odtrącaj mnie – syknął. – Nie oszukałem cię, zrozum to, głupia dziewczyno.
Moje serce zaczęło szybciej bić. I to nie ze względu na słowa Roberta, a pod wpływem jego dotyku. Ciepłych dłoni, które stykały się z moją skórą. Jego wzrok przeszywał mnie na wylot i chociaż mózg krzyczał, że mam walczyć, krzyczeć i drapać, to ciało nie potrafiło tego zrobić. Całą sobą pragnęłam bliskości tego człowieka, jego dotyku i miłości.
– Spierdalaj – jakimś cudem wydusiłam z siebie to jedno słowo.
Kulczycki patrzył się w moje oczy, a w stalowych tęczówkach dostrzegłam błysk wściekłości. Chwycił mnie za gardło i unieruchomił moją głowę, odcinając jednocześnie dopływ tlenu.
– Nie zostawię cię tak łatwo – rzekł groźnie. – Jesteś moja, rozumiesz?
Próbowałam złapać oddech, ale nie mogłam. Uderzyłam go w ramię, lecz nie zareagował. Otworzyłam usta, chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza – niestety bez skutku.
A potem... potem Robert zaczął mnie zachłannie całować.
Zabrał dłoń z mojego gardła i sprawnym ruchem pozbył się ręcznika, którym byłam owinięta. Powinnam krzyczeć, uciekać, szarpać się lub cokolwiek innego, ale ja poddałam się całej sile mojego nauczyciela. Błądził rękoma po moim ciele, przemieniając złość i rozpacz w ogromne pragnienie i podniecenie. Zaciskał palce na moich piersiach, następnie zjeżdżał nimi w dół pieszcząc mój brzuch, łono i pośladki. Ledwo nadążałam go całować, oddechu chyba wcale nie łapałam, nie wiem, bo akurat tym najmniej się przejmowałam. Słyszałam jak odpina swój pasek i rozporek od spodni. Słyszałam, bo patrzeć nie mogłam, jego usta nadal całowały moje, zmuszając nasze języki do zwariowanego tańca.
Burza z piorunami szalała w moim podbrzuszu, coś ciepłego trąciło moje udo, kiedy blondyn chwycił mnie za pośladki i z łatwością podniósł. Objęłam go nogami w pasie, a potem poczułam jak z impetem we mnie wchodzi. Jęknęłam głośno, a Robert oderwał swoje usta, tylko po to, by ukryć je w mojej szyi. Poruszał się szybko, jęczał i dyszał, tak samo jak ja. Tak, jakby to był nasz ostatni raz.
– Jesteś moja – wyjąkał i przygryzł skórę na moim ramieniu. – Rozumiesz?
–Tak – wyszeptałam, chociaż sama nie wiedziałam co wydobyło się z moich warg. Nie myślałam, nie analizowałam i nie zastanawiałam się. Po prostu dążyłam do spełnienia.
– Powiedz to – zażądał. – Chcę to usłyszeć. – Przyspieszył jeszcze mnie bardziej, przyprawiając mnie o zawroty głowy.
– Jestem twoja – wydyszałam.
Jęknął w zadowoleniu, a burza w moim brzuchu przerodziła się w istny wybuch bomby atomowej. Krzyknęłam poddając się orgazmowi, wbiłam paznokcie w umięśnione ramiona Kulczyckiego i odleciałam gdzieś w przestworza, przeżywając kolejne spełnienie. Robert również jęknął i doszedł we mnie.
– Robert – wyszeptałam, a mężczyzna podniósł głowę i spojrzał na mnie zamglonym wzrokiem.
– Teraz już na pewno będziesz moja – odpowiedział równie cicho i musnął moje wargi.
Chyba nie zrozumiałam. Wysunął się ze mnie, dał krok do tyłu i zapiął spodnie oraz pasek. Ja schyliłam się, podniosłam ręcznik i owinęłam go wokół mojej talii.
– Czy tak będzie już zawsze? – zapytałam. – Będziesz mnie dusił, a potem pieprzył byle jak, i byle gdzie?
– Jeżeli będziesz grzeczna, to nie – odpowiedział, chwycił moją brodę w dwa palce i złożył na moim czole delikatny pocałunek. – Wolałbym się z tobą kochać, ale masz to na co zasłużyłaś.
Miałam to, na co zasłużyłam? Ale ja nic nie zrobiłam! To on mnie oszukiwał!
– Jesteś gnojkiem, Kulczycki – wycedziłam przez zęby, czując jak narasta we mnie wściekłość.
– Sądziłem, że już to ustaliliśmy – skwitował i tym razem pocałował moje usta. – Za kilka tygodni radzę zrobić test ciążowy.
Odsunął się ode mnie, odwrócił i ruszył schodami w dół pozostawiając mnie samą w zupełnym osłupieniu.
Ogłupiałą z przerażenia, sparaliżowaną ze strachu i ślepą z miłości.
________________
Kto nie lubi Roberta, ręka do góry :D
Im dalej brnę w rozdziały, tym coraz bardziej nienawidzę tego bohatera - mimo tego, że sama go stworzyłam.
Nie lubię też Lotte, ale jest dokładnie taka, jaka chciałam, aby była :P
I tak wiem, obiecałam rozdział wczoraj, potem obiecałam rozdział dopiero jutro, ale jednak dodam coś dzisiaj. Jeżeli mi się uda, wstawię jeszcze jeden :)
Jak mija końcówka świąt, Kochani?