Ścieżka miłości

By Heydrichs_Frau

4.4K 273 388

Druga część "Człowiek o żelaznym sercu" Życie w czasie wojny nie jest proste, a już tym bardziej, gdy miłość... More

1. Muszę Jechać Do Warszawy
2. Godzina "W"
3. Dzielnica Policyjna
4. Walki Ciąg Dalszy
5. Chwilowa Radość
6. Gdzie Jesteś?
7. Nie Pozwolę Jej Umrzeć
8. Spatzi
9. Wybacz mi
10. Zostanę Z Tobą
11. Zmartwienie Heydricha
12. Trudna Decyzja
13. Pożegnanie
14. Wspomnienie Reinharda
15. Nie Tylko Przyjaźń
16. Rozmowa U Reichsführera
17. Przykra Wiadomość I Spotkanie
18. Dzieci Szybko Rosną
19. Święta i Rocznica
20. Witamy 1945
21. Witaj Bruno
22. Jak Pozbyć Się Himmlera?
23. Lucie I Sicherheitsdienst
24. Spotkanie Z Hrabią
25. Nowy Reichsführer
26. Zemsta Himmlera
27. Nowe Plany
28. Nie Zadzieraj Z Polakiem
29. Na Wojnie Traci Się Najbliższych
31. Heydrich Triumfuje
32. Rozkaz Wodza
33. Pożegnanie Z Himmlerem
34. Bezpieczeństwo Ponad Wszystko
35. Żegnaj Adolfie Hitlerze
36. Czas Na Rozłąkę
37. Wyrok
38. To Nie Koniec
39. Powrót
40. Happy? Happy End
Słowo Na Koniec

30. Na Fehmarn

76 5 0
By Heydrichs_Frau

Minął tydzień od momentu, w którym straciłam rodziców. I muszę przyznać, że już dawno nie czułam się tak okropnie. Miałam wrażenie, że spędziłam z nimi za mało czasu, a zdecydowanie za mało czasu spędzili z nimi Susanne i Bruno. A teraz czasu już nie cofnę, nie nadrobię już tego straconego czasu i czułam się z tym źle. Czułam się źle, bo straciłam rodziców, którzy zawsze robili wszystko bym była szczęśliwa, a bynajmniej ojciec robił wszystko. Oprócz tego, że przez tydzień czułam się, jak wrak to nic ciekawego się nie stało. Nie licząc tego, że w końcu zdjęli mi gips i miałam sprawną dłoń, nareszcie.

- Lucie, znowu pijesz? - oderwałam wzrok od podłogi i przeniosłam wzrok na blondyna, który stanął przede mną z aktówką w ręku.

- Jak było w pracy? - dopiłam whisky i odstawiłam kieliszek na stolik.

- Mam już Hitlera w garści. Ale nie zbywaj moich słów. Wczoraj mówiłaś, że przestaniesz pić - zdjął czapkę i westchnął ciężko, zabrał kieliszek oraz butelkę z alkoholem.

- Nie piję dużo, zresztą dzieciakami zajmuję się normalnie - wzruszyłam ramionami i opuściłam głowę.

- Rozumiem, że jesteś w żałobie. Ale nie możesz przez to popadać w nałóg - usiadł obok mnie i chwycił moją, w końcu sprawną dłoń.

- Nie popadam w nałóg, przecież mówię ci, że to tylko jeden kieliszek - spojrzałam na swoją dłoń i pozwoliłam, aby mężczyzna splótł nasze palce.

- Nawet jeśli jeden, to o jeden za dużo. Posłuchaj, wszystko jest dopięte na ostatni guzik, jutro pochowamy ciała twoich rodziców. A ty spróbujesz wrócić do normalności, dobrze? - patrzył na mnie z troską i smutkiem w oczach. Musiałam przyznać, że był dla mnie ogromnym wsparciem w tym trudnym dla mnie okresie.

- Jasne - mruknęłam i odwróciłam wzrok.

- Musisz być silna dla naszych dzieci, dla mnie też. Serce mi się kraje, jak widzę twój opłakany stan - objął mnie czule ramieniem i pogłaskał mnie po głowie.

- Bez przesady, nie jest opłakany - wtuliłam się w niego i pokręciłam głową.

- Jest i to widać. Ale wiesz, co? Mam pomysł - uśmiechnął się do mnie. - Na Wielkanoc pojedziemy na Fehmarn wraz z dziećmi, odpoczniemy tam od tego wszystkiego. Walter i moi ludzie zastąpią mnie na te kilka dni.

- Susanne na pewno się tam spodoba - mruknęłam po chwili namysłu.

- Oczywiście, że jej się spodoba. Nasz synek zażyje morskiego powietrza, a my we dwoje oderwiemy się na trochę od tego wszystkiego i odpoczniemy - uśmiechał się patrząc na mnie z troską, gdy głaskał mnie czule po głowie.

- Możemy tam pojechać, nie mam nic przeciwko - pokiwałam głową i uśmiechnęłam się lekko, zdecydowanie wiedział, jak odciągnąć moje myśli od rodziców.

- No to pięknie, będziemy mieli spokój, a teraz idź się wyśpij, ja najwyżej się zajmę dziećmi - objął mnie ramieniem i przytulił do swojego boku. - Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.

- To chodź spać ze mną, Bruno śpi, a Hans już pognał do Suzie - położyłam głowę na jego ramieniu.

- Nie chcesz spać sama? - spytał cicho i delikatnie pogłaskał mnie po głowie.

Pokręciłam przecząco głową i wtuliłam się w niego. Blondyn objął mnie czule i przyłożył usta do mojej skroni.

- No dobrze, to idziemy - wziął mnie na ręce i wstał z kanapy, aby skierować swoje kroki do naszej sypialni.

- Szkoda, że Rosamund i Heinz już wyjeżdżają - mruknęłam i objęłam go rękoma wokół szyi.

- Jutro przyjdą na pogrzeb i wtedy wyjeżdżają. I niech jadą, bynajmniej będą bezpieczni - blondyn łokciem nacisnął klamkę i nogą otworzył sobie drzwi.

- To prawda - przeciągnęłam się, gdy położył mnie na łóżku. - Wzięłabym dzieci i pojechała z nimi, ale nie chcę cię tu zostawiać.

- A ja mimo wszystko uważam, że powinniście jechać, nawet beze mnie. Jednak nie będę cię namawiał, bo wiem, że się mnie nie posłuchasz - pokręcił głową i położył się obok mnie, zdejmując przed tym mundur.

- Oczywiście, że cię nie posłucham, zostanę tu z tobą do końca, jestem twoją żoną - wtuliłam się w niego, gdy nakrył nas kołdrą.

Blondyn westchnął tylko ciężko i zamknął mnie w swoich objęciach. A ja zasnęłam z myślą, że jutro przyjdzie dzień pochówku moich rodziców.

Następnego dnia wszystko wydawało mi się przygnębiające i najchętniej nie poszłabym na ten cholerny pogrzeb, na którym wylałam morze łez. To był naprawdę okropny dzień.

Stałam patrząc, jak trumny mojej matki i ojca są opuszczane do dołu, nie dochodził do mnie nawet głos księdza, który odprawiał ceremonię pogrzebową. W oczach stały mi łzy, które powstrzymywałam z trudem, żeby tylko się nie rozpłakać. Reinhard stał obok mnie, trzymał Bruna na rękach i, co jakiś czas zerkał na mnie. Natomiast ja trzymałam za rączkę Susanne, która wlepiała wzrok w swoje buciki. Natomiast trochę za nami stali Heinz i Rosamund ze swoimi dziećmi, Hans i Walter. Wszyscy słuchali księdza i patrzyli na znikające w ziemi trumny. Jednak, gdy je zasypywano, coś we mnie pękło i już nie mogłam powstrzymać łez. Świadomość, że więcej nie zobaczę rodziców była okropna i bardzo bolesna. Po moich policzkach toczyły się łzy, a Reinhard widząc to, złapał mocniej Bruna jedną ręką, a drugą uścisnął moją dłoń, jakby chciał okazać mi wsparcie.

Po wszystkim wróciliśmy do domu, a Walter i Irene złożyli mi kondolencje i pojechali do domu siebie. Usiadłam na kanapie i spojrzałam na Reinhard, który próbował nakarmić Bruna mlekiem z butelki. Doceniałam to, że mój mąż starał się robić wszystko, żeby było mi łatwiej. Był dla mnie nieopisanym wsparciem w mojej żałobie.

- No, to my już jedziemy. Trzymajcie się i uważajcie na siebie - Heinz podszedł do mnie i uścisnął mnie mocno.

- Wy też na siebie uważajcie - poklepałam go po plecach, a następnie przytuliłam się z Rosamund.

- Jak będzie po wszystkim to przyjedźcie do nas, to nasz adres - dała mi karteczkę z adresem, a ja schowałam ją z lekkim uśmiechem.

- Możesz być pewna, że przyjedziemy, jak już wszystko się mniej więcej uspokoi - pokiwałam głową i spojrzałam na Clarę i Rainera, którzy podeszli do mnie ze smutnymi uśmiechami.

- Do zobaczenia ciociu - chłopiec uśmiechnął się lekko i wyciągnął do mnie rączkę.

- Do zobaczenia Rainer - zaśmiałam się cicho i uścisnęłam delikatnie jego małą dłoń.

Clara spojrzała na mnie smutno, a ja pogłaskałam ją po główce.

- Nie smuć się, jeszcze się zobaczymy.

- To do zobaczenia, aby, jak najszybciej - Heinz uśmiechnął się do mnie i mojego męża ostatni raz, a następnie wraz z Rosamund i dziećmi opuścił nasz dom.

- Niech Bóg ma ich w opiece - Reinhard patrzył za nimi jeszcze chwilę.

- Dziwny z ciebie nazista. Wierzysz w Boga, a ładną nagonkę na kościół robiłeś wraz z innymi, tobie podobnymi - spojrzałam na niego.

- Nie uznaję instytucji, którą jest kościół. Ale w Boga nigdy nie przestałem wierzyć. Nie jestem psycholem Himmlerem, który wierzy w magię i jakieś chore obrzędy - wzruszył ramionami. - Chyba wezmę dzieci na spacer. Idziesz z nami?

- Chyba podziękuję - westchnęłam cicho. - Wolę zostać sama.

- No dobrze, tylko nie zrób niczego głupiego - objął mnie ramieniem i przytulił delikatnie.

- Nie martw się - uśmiechnęłam się słabo i pocałowałam go w policzek.

- To ja ubiorę dzieci - pocałował mnie w czoło, wziął Bruna na ręce i poszedł na górę, natomiast Susanne pobiegła za nim.

Byłoby mi jeszcze ciężej bez wsparcia Reiniego. Starał się mnie odciążyć i robił wszystko, żebym nie myślała o stracie rodziców. Ale to nie było łatwe, ani trochę.

Pov. Reinhard


Po kolacji ogarnąłem robotę, którą zabrałem ze sobą do domu i zszedłem do salonu, gdzie siedziała Lucie, która ku mojemu przerażeniu znowu piła.

- Miałaś nie pić - westchnąłem i stanąłem przed nią.

- Daj mi spokój - spojrzała na mnie chłodno i pociągnęła łyk z kieliszka.

- Martwię się o ciebie, czy ty tego nie rozumiesz? Boję się, że popadniesz w nałóg, bo o to nie jest ciężko. Kocham cię i nie mogę patrzeć, jak powoli zaczynasz się staczać - rozłożyłem bezradnie ręce.

- Jesteś socjopatą, szkoda, że dotarło to do mnie tak późno - dopiła zawartość kieliszka i pokręciła głową. - Tacy ludzie nie potrafią szczerze kochać. Więc ty też nie kochasz mnie szczerze. Udajesz, żeby mieć mnie w garści, żeby mnie wykorzystywać - zaśmiała się gorzko.

Ściągnąłem brwi, gdy jej słowa mnie zabolały. Zacisnąłem pięści i wbiłem w nią spojrzenie. Co ją nagle naszło?

- Myślisz, że dlaczego ciągle dla ciebie ryzykuję? Dlaczego nie chcę trafić na szubienicę? Dlaczego robię wszystko, żeby zająć miejsce Hitlera? Dlaczego pozbyłem się Himmlera? Wszystko to robiłem i robię, żebyśmy mogli po wojnie żyć razem! A w nagrodę, co słyszę?! Że skoro jestem socjopatą to nie mogę cię kochać! - zacisnąłem szczękę. - Zaraz mi powiesz może, że wmawiam sobie, że cię kocham?! Myślisz, że nie da się mnie zranić? Bo nie mam uczuć?

Moja żona patrzyła na mnie z obojętnością, jakby moje słowa nic dla niej nie znaczyły. Poczułem, jak coś ściska mnie za serce i powstrzymałem łzy. Jak ona mogła tak w ogóle mówić?

- Bardzo możliwe, że tak jest. Po prostu robisz to wszystko, żebym widziała w tobie tą przemianę. Ale rzeczywistość jest całkiem inna - wzruszyła ramionami. - Może sam sobie wmawiasz, że mnie kochasz?

- Wmawiam sobie tak?! Jeśli coś sobie wmawiałem to chyba tylko miłość do Liny, ale nie do ciebie. Chyba lepiej wiem, co czuję - złapałem ją za podbródek i spojrzałem jej prosto w oczy. - Kocham cię szczerze i całym sercem, co ja mam do cholery zrobić jeszcze, żebyś mi uwierzyła? Mam się dla ciebie zabić? Proszę bardzo - wyciągnąłem pistolet z kabury i odbezpieczyłem go, a następnie przyłożyłem sobie do skroni. - Tego chcesz?

- Uspokój się - poderwała się i złapała mnie za rękę.

Zacisnąłem mocniej dłoń na broni i docisnąłem go sobie do głowy.

- Po co mam żyć dalej, skoro osoba, którą kocham i dla, której ciągle wszystko ryzykuję, mówi mi, że wcale jej nie kocham. Może jeszcze mi powiesz, że naszych dzieci też nie kocham?

- Ale przecież socjopaci nie mogą kochać - odezwała się cicho patrząc na mnie uważnie.

- Nie mogą? Dobrze wiedzieć - warknąłem i chowając broń ruszyłem do drzwi.

- Gdzie ty idziesz? - ruszyła szybko za mną.

- Nie twój interes - nie spojrzałem na nią, nawet gdy wychodząc z domu trzasnąłem drzwiami.

Byłem jednocześnie wściekły i rozżalony, wsiadłem do samochodu i opuściłem głowę oddychając ciężko. Co ją opętało? Żyjemy już razem tyle czasu. Przez ten cały czas już nie raz dawałem jej dowód swojej miłości. Do mojej byłej żony prawie tylko silny pociąg seksualny. Natomiast do Lucie czułem silny popęd, ale naprawdę ją pokochałem. Robiłem wszystko, aby była szczęśliwa, starałem się ją nie zaniedbywać przez pracę. Oddałem jej swoje serce w zamian za to, że obdarzyła mnie sama prawdziwą miłością. Miłością, którą nigdy naprawdę nie zostałem obdarzony. Nie zaznałem nawet matczynej miłości, kobieta nazywana moją matką potrafiła mnie tylko bić. Ojciec nie reagował ponieważ wolał zajmować się pracą, siostra była dla mnie suką, więc ja teraz jestem dla niej chujem, niech wiąże ledwo koniec z końcem. A mój brat? Akurat między nami w młodości była braterska miłość. To dzięki Heinzowi zacząłem lubić szermierkę, często się z nim pojedynkowałem. Do tego nikt inny, tylko właśnie mój młodszy braciszek zagroził nożem moim oprawcom w szkole. Potem nasze ścieżki się rozdzieliły, ale teraz znów się połączyły. A Lina? Czy ona mnie kochała? Może tak, ale nie dawała mi tego odczuć. Natomiast Lucie na każdym kroku pokazywała mi, jak mnie kocha. Aż do dzisiaj, gdy wbiła mi kołek w serce.

- Co ty gadasz, Lucie powiedziała ci coś takiego? - Walter otworzył szerzej oczy, gdy godzinę później siedziałem z nim w jednym z berlińskich barów, których właściciele nie bali się nalotów.

- Tak, nie wiem, co w nią wstąpiło. Ale znowu piła - westchnąłem ciężko i kazałem podać kelnerowi kolejną kolejkę. Ile już wypiłem? Nawet nie liczyłem.

- A może to przez to, że dalej jest w żałobie? Każdy przechodzi żałobę na swój sposób. Ale upijanie się to raczej jej nie pomoże - Schellenberg podrapał się po karku.

- Jej picie jedynie szkodzi, jak widzisz - wbiłem wzrok w kieliszek podsunięty mi pod nosem i od razu go opróżniłem.

- A mocno była pijana?

- No trochę tak, prawie całą butelkę wódki opróżniła - podparłem głowę ręką.

- No to wszystko wyjaśnia, jutro, jak się obudzi to nawet nie będzie pamiętać tej kłótni - Walter uśmiechnął się lekko i machnął dłonią.

- Ale ja będę pamiętał - mruknąłem podciągając rękawy koszuli.

- Oj tam, w końcu też o tym zapomnisz - mój przyjaciel poklepał mnie po ramieniu. - Ale wygnieciony masz ten garnitur.

- No trochę mi się pogniótł - machnąłem dłonią i poprosiłem o kolejną kolejkę.

- Wiesz, zaproponowałbym ci wycieczkę na panienki, ale te czasy minęły. Mamy już swoje wybranki - Walter zaśmiał się cicho.

- Ja nawet bym z tobą nie poszedł na te panienki. Te moje wybryki już nie wrócą. Odkąd poznałem Lucie to przestałem odwiedzać burdele - burknąłem.

- Ja wiem, wzorowy partner się z ciebie zrobił - mój przyjaciel z szerokim uśmiechem szturchnął mnie w ramię. - Dobra, chlup w ten dziób i wracamy do łóżek. Za twój sukces, za pozbycie się Hitlera - szepnął i wzniósł toast.

- Za pozbycie się wodza - mruknąłem i stuknąłem się z nim kieliszkami, a następnie wychyliłem wszystko do dna.

Okazało się, że Walter miał rację, bo następnego dnia Lucie zachowywała się, jakby nic się nie stało. Przytulała się do mnie, całowała mnie i śmiała się. Jedynie, gdy oznajmiłem jej, że musi przestać pić to oznajmiła mi, że wczoraj piła ostatni raz i że postara się już nie myśleć o tym, że jej rodzice już nie żyją, że postara się wyjść z żałoby. Ucieszyło mnie to i obiecałem jej swoje wsparcie, przecież po to byłem, aby ją wspierać. Byłem jej mężem, który ją kochał. I rzeczywiście, Lucie przestała pić i wróciła nawet do pracy. A ja znów byłem szczęśliwy, że moja żona znów jest pełna życia. I byłem podekscytowany, gdy w końcu przyszedł czas świąt i wyjazdu na Fehmarn. Oprócz dzieci zabraliśmy jeszcze Hansa, który bardzo chciał spędzić święta z nami.

- Tego było mi trzeba - Lucie z uśmiechem oparła się o parapet, patrzyła przez okno na plażę i spokojny Bałtyk.

- Właśnie dlatego tu jesteśmy - objąłem ją od tyłu i pocałowałem ją w policzek.

- Mogę cię o coś spytać? - mruknęła cicho i oparła głowę o moją klatkę piersiową.

- Oczywiście.

- Dlaczego rozwiodłeś się z Liną? - położyła dłonie na moich dłoniach, które trzymałem na jej brzuchu.

- Dużo rzeczy na to wpłynęło, nie pasowaliśmy do siebie - mruknąłem wbijając wzrok w widok za oknem.

- A ja do ciebie pasuję? - zaśmiała się cichutko.

- Oczywiście, że pasujesz. Ty nie urządzasz nudnych wieczorków towarzyskich, za to z chęcią się ze mną napijesz - położyłem podbródek na jej głowie.

- Takie wieczorki są okropne, gdy mieszkałam jeszcze w Gdańsku to moja mama ciągle organizowała takie wieczorki i ciągle kazała mi sobie towarzyszyć. I zawsze czułam się niekomfortowo wśród tych wszystkich osób, które na siłę próbowały ze mną rozmawiać. Nie lubię, jak otacza mnie za duża liczba ludzi. Można powiedzieć, że bardziej jestem typem samotnika, tym bardziej, jako młoda dziewczyna akceptowałam tylko towarzystwo mojej paczki - obróciła się przodem do mnie. - A ty czemu nie lubiłeś takich zebrań? - zaśmiała się.

- Z tego samego powodu, co ty. I też wolę wyjść gdzieś z ludźmi, których lubię tak naprawdę. Dlatego idealnie się dobraliśmy - spojrzałem jej w oczy i pogłaskałem ją po głowie.

- W sporej ilości kwestii się ze sobą zgadzamy - objęła mnie delikatnie wokół szyi.

- Do tego obydwoje lubimy muzykę, dzięki mnie polubiłaś szermierkę - zaśmiałem się cicho i objąłem ją w talii.

- No, akurat trener z ciebie dobry. Jazdy konnej też mnie nauczyłeś - z uśmiechem zaczęła się kiwać na boki.

- To jest szalone - również zacząłem się kiwać na boki, uśmiechałem się szeroko patrząc na nią.

- Co takiego? - uniosła z uśmiechem brew, gdy okręciłem ją wokół siebie.

- Nasza miłość, nie ma prawa bytu w czasie tej wojny. Nie jestem pierwszym lepszym SS-manem. Nie powinienem był żenić się z kobietą, która ma polskich przodków i matkę, słowiańską krew. A mimo to wziąłem cię za żonę - przyciągnąłem ją do siebie i objąłem ją mocno.

- To prawda - schowała twarz w zagłębieniu mojej szyi, gdy pochyliłem się nieco. - Przy tobie jestem naprawdę szczęśliwa. Zawsze mówiłam, że nie chcę i nie będę mieć dzieci. A ty przyprawiłeś mi dwójkę kochanych urwisów.

- No widzisz, tak się dobraliśmy, że nawet dzieci wyszły nam piękne. Już się nie mogę doczekać, aż Bruno trochę podrośnie, będę uczył go i Suzie tylu rzeczy - z uśmiechem spojrzałem na Hansa, który bawił się z naszą córką i Brunem, który leżał na brzuszku i uśmiechał się zaczepiany przez Hansa i Susanne.

- To prawda - Lucie również przeniosła wzrok na nasze dzieci.

- Może idźcie na spacer? - Hans spojrzał na nas z uśmiechem. - Ja poradzę sobie z dziećmi.

- Ja mam lepszy pomysł - uśmiechnąłem się pod nosem pociągnąłem Lucie do drzwi wyjściowych. - Ubieraj buty.

- Co ty kombinujesz? - zaśmiała się cicho, gdy bez sprzeciwu zaczęła ubierać buty.

- Przejedziemy się konno, teraz masz w końcu sprawną dłoń, więc możemy się nawet pościgać - uśmiechnąłem się szeroko i założyłem buty, aby następnie wyjść z domu.

- Twój pomysł bardzo mi się podoba - ze śmiechem wybiegła za mną na zewnątrz.

Na dworze było przyjemnie ciepło i wiał chłodny wiaterek, słońce grzało nie za mocno, a w sam raz.

- To tu jest stadnina? - Lucie rozejrzała się dookoła.

- Oczywiście, że jest. Mała, ale jest, chodź - z uśmiechem złapałem ją za dłoń i zaciągnąłem ją za sobą.

Gdy dotarliśmy po chwili spaceru po stadniny to dogadałem się ze znajomym właścicielem i dał nam dwa najlepsze swoje konie. Wraz z Lucie osiodłaliśmy je i po chwili znaleźliśmy się w siodłach.

- Przejażdżka po plaży? Nie ma wielu ludzi nad wodą, raczej nikogo nie potrącimy - zaśmiałem się przenosząc wzrok na uśmiechającą się szeroko Lucie.

- Mi pasuje - z uśmiechem zatarła ręce i złapała za cugle i nie czekając na mnie zaczęła kłusować.

- Wio! - z uśmiechem ściągnąłem cugle i ruszyłem za Lucie na swoim wierzchowcu.

Obydwoje po chwili jechaliśmy cwałem przez plażę tak, że raz Lucie wyprzedzała mnie, a raz ja ją. Momentami też cwałowaliśmy obok siebie. Cieszyłem się widząc, jak Lucie się śmieje. Moje serce biło szybciej, gdy ją taką widziałem, bo wiedziałem, że udało mi się wywołać u niej radość.

- Godny z ciebie przeciwnik - Lucie śmiała się cwałując obok mnie.

- Z ciebie również - zaśmiałem się patrząc na nią i pochyliłem się do przodu, aby po chwili ją wyprzedzić.

Uwielbiałem jazdę konną i ten wiatr we włosach, który targał nimi na wszystkie strony. Lubiłem czuć tą wolność. A w szczególności lubiłem, gdy Lucie towarzyszyła mi w przejażdżkach.

W końcu zwolniliśmy, aby konie mogły trochę odpocząć, sami zresztą musieliśmy odpocząć, bo Lucie widocznie się zmęczyła. A nie chciałem, żeby mi padła, czy Bóg wie co.

- Napiłabym się - poprawiła rozwiane włosy i okulary, które nieco jej się zsunęły.

- To podjedziemy sklepu, jest blisko. W sumie to na tej wyspie wszystko jest blisko - uśmiechnąłem się do niej.

- No to jedziemy, bo zaraz umrę z pragnienia - zaśmiała się i ruszyła konia.

- Nawet tak nie mów, jedziemy już - z uśmiechem pokręciłem głową i ruszyłem galopem przed siebie.

Gdy moja żona zaspokoiła już pragnienie to odstawiliśmy konie do stadniny i na piechotę, trzymając się za ręce wróciliśmy do domu.

- Dłużej wam zejść nie mogło? - Hans z tymi słowami przywitał nas, gdy weszliśmy na podwórko, Precel od razu do nas podbiegł i obskoczył nas z radością.

- Za dobrze się bawiliśmy i straciliśmy rachubę czasu - wzruszyłem ramionami i objąłem Lucie w talii.

- Właśnie widzę, promieniejesz, jak jakiś młody chłopak, który wcale nie jest Reichsführerem - Hans przyglądał mi się z uśmiechem. - Nie wyglądasz, jakbyś miał każdego pozabijać.

- Przestań marudzić i baw się dalej z Preclem - machnąłem na niego ręką i podszedłem do drzwi.

- Walter dzwonił - młody założył ręce z uśmiechem.

- Coś ważnego chciał? - uniosłem brew.

- Tylko tyle, że coraz głośniej w kręgach Hitlera mówi się o tym, że Führer myśli nad swoim następcą. Bormann wyczuwa twoje zagrożenie i chodzi zdenerwowany. Uważaj na siebie, bo wiesz, że akurat z nim nie ma żartów. Tyle chciał przekazać Schellenberg - Hans usiadł na leżaku.

- Dzięki, że mi to przekazałeś - uśmiechnąłem się lekko i wraz z Lucie wszedłem do domu.

- Czyli, że jest szansa, że Hitler mianuje cię wodzem? - Lucie rozsiadła się na sofie i przeciągnęła się.

- Jest, jak widzisz - z uśmiechem zatarłem ręce i usiadłem obok niej. - Zmęczyłem się.

- Ja też - przyznała i położyła głowę na moim ramieniu.

- Cieszę się, że przyjechaliśmy tu na święta. Nikt nie będzie zabierał nam czasu - z uśmiechem położyłem głowę na jej udach, układając się na sofie.

- Mamy czas tylko dla siebie - z uśmiechem pogłaskała mnie po policzku.

- Zero pracy, całe cztery dni spędzone razem. Od rana do wieczora - chwyciłem jej dłoń i czule ją ucałowałem.

- Chyba od rana do nocy - z uśmieszkiem wsadziła dłoń pod moją koszulkę i przejechała nią po moim brzuchu.

- To brzmi jeszcze lepiej - zaśmiałem się cicho, gdy przeszedł mnie przyjemny dreszcz.

- Cały czas trzymasz formę - z uśmiechem poklepała mnie po brzuchu i zabrała dłoń.

- Staram się - z uśmieszkiem puściłem jej oczko.

- To widać - mruknęła i pocałowała mnie w czoło.

Odetchnąłem głęboko i chwyciłem delikatnie jej dłonie. Dzięki niej byłem szczęśliwy, pasowaliśmy do siebie, jak dwie połówki jabłka. Czasami dochodziło między nami do zgrzytów, ale takie coś zdarzało się w każdym małżeństwie. A Lucie i byliśmy dla siebie po prostu stworzeni. Ona była po prostu kobietą mojego życia, jedyną, która potrafiła mnie zmienić.

Continue Reading

You'll Also Like

37.4K 1.5K 60
Część druga talksów z fandomu Harry Potter.
10.3K 590 13
Zastanawialiście się kiedyś co by było gdyby cała historia Harry'ego Pottera potoczyła się inaczej? Gdyby Harry nie wychowywał się u Dursley'ów? Gdy...
4.5K 539 11
Od czasu rewolucji po Sankt Petersburgu krąży plotka, że syn straconego cara Mikołaja przeżył noc zagłady rodziny Romanowów, a jego babka, Maria Roma...
1.6K 97 3
Krotkie przebłyski Irondad / spideyson I. What If...wycieczka? (1/2) II. What If...wycieczka? (2/2) III. What If...urodziny?