Usiadłam na trybunach, niestety jedyne wolne miejsce było koło Sawyer i Maxince.
- Od kiedy ty chodzisz na mecze? - odezwała się Max.
- Chłopaki chcieli bym przyszła im po kibicować więc przyszłam - wzruszyłam obojętnie ramionami.
- Pogodziliście się? - zapytała Sawyer.
- Tak - oznajmiłam. Na hale weszli chłopacy z przeciwnej drużyny, jeden na mnie spojrzał i puścił w moją stronę oko, uniosłam zdziwiona brew do góry.
- Chyba ten gość na ciebie leci - zaśmiała się dziewczyna, która siedziała obok mnie.
- Jego niedoczekanie, może jest trochę przystojny, ale nie kręcą mnie chłopcy z innych szkół - oznajmiłam.
- Jestem Sadie Ray - wystawiła w moją stronę dłoń, uśmiechnęłam się lekko.
- Riley Pirce, dlaczego nigdy cię nie widziałam? - zapytałam.
- Jestem typem osoby, która woli siedzieć w bibliotece i sama w pokoju niż chodzić na imprezy i mieć w ogóle jakiekolwiek towarzystwo - powiedziała.
- Rozumiem, od dwóch miesięcy też nie chce mi się chodzić na jakiekolwiek imprezy i wole siedzieć sama w pokoju - oznajmiłam, rozmawiając z Sadie nie zauważyłam, że chłopcy zaczęli już grać.
- Rodzice wysłali mnie do akademika bym znalazła sobie przyjaciół, coś im nie wyszło - zaśmiała się.
- Wiesz co Sadie? Dogadamy się - oznajmiłam, uśmiechnęła się do mnie. W tym momencie zadzwonił mi telefon.
- Muszę wyjść, zaraz przyjdę - oznajmiłam, przepchałam się między ludźmi, wyszłam z hali i odebrałam telefon.
- Halo? - zapytałam.
- Pszczółko dasz radę przyjechać do nas jutro? - zapytał tata, zdziwiłam się.
- Coś się stało? - zapytałam.
- Matteo złamał rękę kiedy bawił się na placu zabaw, on tylko płacze, że chcę iść do ciebie i nie wiemy co mamy już z mamą robić - powiedział.
- Będę jeszcze dzisiaj, jesteście w szpitalu? - zapytałam zmartwiona.
- Jesteśmy już w domu, byliśmy w szpitalu, założyli mu gips, ale z oporem bo ciągle płakał - wyjaśnił.
- Przyjadę do was dzisiaj, wezmę tylko parę rzeczy - oznajmiłam.
- Jak chcesz dzisiaj przyjechać? Nie masz samochodu - powiedział.
- Poproszę Cartera lub Carsona, będę za godzinę - oznajmiłam i się rozłączyłam. Kiedy miałam wrócić na halę nasza drużyna wyszła z niej cholernie zadowolona, serio mecz się już skończył? Straciłam poczucie czasu.
- Aż tak ci się nie podobało, że musiałaś wyjść? Wygraliśmy - powiedział z uśmiechem Charlie.
- Gratuluje, widziałeś może Carsona czy Cartera? - zapytałam.
- Są jeszcze na hali - powiedział.
- Dzięki - oznajmiłam i weszłam na hale, podeszłam do chłopaków.
- Potrzebuje samochodu - powiedziałam szybko.
- Nie ma mowy, ostatnio kiedy wzięłaś mój samochód miał cały obity bok - powiedział Carson, przewróciłam oczami.
- Tata do mnie dzwonił, Matteo złamał rękę i nie przestanie płakać jeśli mnie nie zobaczy, muszę pojechać do domu - oznajmiłam, spoważnieli.
- Zawieziemy cię, ogarniemy się szybko, a ty powiedz Charliemu by powiedział Victorowi, że musieliśmy pojechać pilnie do domu - powiedział Carter, skinęłam głową, a oni weszli do szatni, a ja poszłam do Charliego.
- Powiesz Victorowi, że musiałam z chłopakami pojechać do domu? - zapytałam.
- Coś się stało? - zapytał.
- Matteo złamał rękę i mnie potrzebuje, chłopaki mnie zawożą, bo nie chcą dać mi samochodu - oznajmiłam.
- Rozumiem, powiem mu, zadzwoń do mnie później - pocałował mnie w policzek i odszedł.
- Możemy jechać - powiedział Carson, wyszliśmy z akademika i weszliśmy do samochodu.
***
Weszłam do domu i od razu poszłam na górę do pokoju Matteo, mama siedziała na łóżku z płaczącym Matteo na kolanach, podeszłam do nich.
- Hej maluchu - odezwałam się, ten na mnie spojrzał.
- Riley - powiedział, wzięłam go na ręce, a on się we mnie wtulił.
- Bardzo cię boli kochanie? - zapytałam całując go w czoło i wytarłam dłonią jego mokre policzki od łez.
- Nie, tęskniłem za tobą - powiedział.
- Ja za tobą też - oznajmiłam.
- Jak przyjechałaś? - zapytała mama.
- Carson i Carter mnie przywieźli, są na dole - oznajmiłam.
- Pogodziliście się? - zapytała z uśmiechem.
- Tak, jest późno więc zostanę na noc - oznajmiłam.
- Niech chłopaki też zostaną, nie pozwolę im jechać tak po ciemku - powiedziała.
- Pójdę spać na kanapę u siebie i udostępnię im moje łóżko - oznajmiłam.
- Niech tak będzie, pora pójść spać Matteo - powiedziała mama.
- Zostajesz? - zapytał mnie.
- Tak, jutro się pobawimy maluchu - powiedziałam.
- Dobrze, dobranoc - pocałował mnie w policzek, uśmiechnęłam się.
- Dobranoc - powiedziałam, położyłam go na łóżku, przykryłam kołdrą, pocałowałam go w czoło i wyszłam z pokoju schodząc na dół.
- Jak Matteo? - zapytał Carson.
- Uspokoił się, mama powiedziała, że nie pozwoli wam jechać tak późno więc macie zostać, chodźcie do mojego pokoju - oznajmiłam i nie czekając na ich odpowiedź poszłam na górę, a oni za mną, weszliśmy do mojego pokoju, a ja zamknęłam drzwi.
- Ja prześpię się na kanapie, a wy śpijcie na moim łóżku - powiedziałam.
- Nie będziesz spała na kanapie - powiedział Carson.
- Nie zmieścicie się we dwójkę na kanapie - oznajmiłam.
- Śpimy na łóżku? - zapytał Carson, nie miałam siły by się kłócić, byłam zmęczona i chciałam się tylko położyć.
- Niech będzie, śpijmy wszyscy w łóżku - podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej rzeczy do spania.
- Mówisz serio? - zapytał zdziwiony Carter.
- Tak, jestem zmęczona, a wy jesteście uparci jak osły więc nie chce się kłócić bo nie mam na to siły, idę się przebrać - powiedziałam i poszłam do łazienki. Kiedy się przebrałam to wyszłam z łazienki, Carter i Carson byli już rozłożeni na moim łóżku, zmarszczyłam czoło.
- Jesteście w samych bokserkach? - zapytałam.
- Nie wygodnie spać w jeansach - oznajmił i wzruszył ramionami Carson, przewróciłam oczami i położyłam się między nimi.
- Ręce przy sobie - ostrzegłam ich, przykrywając się kołdrą.
- Jasne księżniczko - Carter szeroko się uśmiechnął, westchnęłam ciężko.
- Dobranoc - zamknęłam oczy i po chwili zasnęłam.