Zasada numer dwadzieścia dziewięć
Nawet najmniejszy krok, to sukces.
To było dość surrealistyczne - otwarcie oczu z rana, nadal czując smak snu na końcu języka. Tym bardziej, kiedy młodszy odwrócił głowę na bok, czując jak jego miękkie fale spadają na jego czoło. Nie próbował ich odgarnąć, nawet jeśli blokowały jego widok. Nie chciał po sobie dawać znać, że mógłby już wstać.
Zamrugał swoimi powiekami powoli, obserwując Kima, który stał przy jego łóżku tyłem. Na jego oczy wpłynęły delikatne wypieki, dostrzegając to, że w rzeczywistości mężczyzna był bez koszulki. Przez chwilę Guk zastanawiał się dlaczego starszy miałby się przebierać, ale jego myśli były wszędzie, tylko nie w jego głowie. Obserwował każdy ruch mięśni pleców starszego, kiedy sięgał po dobrze znajomą Jeonowi koszulę. Guk nie posiadał ich za dużo, ale najwidoczniej w Kim znalazł coś dla siebie w szafie. Dopiero kiedy starszy zarzucił materiał na swoje ramiona, zapinając ubranie, Jeon dostrzegł również to, że mafioza musiał wziąć prysznic. Jego włosy były zaczesane gładko do tyłu.
Guk zaczął wędrować oczyma po pokoju, dostrzegając w kącie pokoju koszulkę, w której Kim spał. Mimo, że po wczorajszej opiece lekarz upewnił się, aby dać mu coś świeżego, najwidoczniej krew pobrudziła i ją. Młodszy miał tylko nadzieję, że starszemu nie popękały szwy, ale poruszał się w miarę swobodnie.
Czarnowłosy oblizał swoje suche usta, zanim uniósł swój wzrok ponownie na sylwetkę Kima. W jednej chwili jego serce stanęło w jego gardle, bo mimo, że szef mafii stał nadal tyłem do niego, to jego głowa była skierowana lekko w bok, a oczy były skierowane centralnie na niego. Nie powiedział jednak nic, jakby napawał się widokiem młodszego w łóżku. W rzeczywistości może tak było. Nie pamiętał, kiedy ostatnio widział kogoś tak urzekającego jak Jeongguk. Wyglądał jak marzenie.
- Pożyczyłem ją - mruknął w końcu Kim, mając na myśli koszulę.- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.
Jeongguk odetchnął, podnosząc się do siadu. W tej samej chwili Taehyung odwrócił się do niego całym ciałem, pokazując się mu w jego ubraniach. Na ustach młodszego pojawił się delikatny uśmiech, bo mimo, że byli podobnej sylwetki, Kim był nieco szersze, choć młodszemu mogło się wydawać.
- Nie - szepnął, poruszając swoją szyją parę razy.- Jak się czujesz?
Taehyung skinął głową, dając mu znać, że wszystko jest z nim w porządku. Wyglądał na znacznie bardziej wypoczętego, to na pewno. Na jego twarzy malowała się jednak powaga, która stresowała młodszego. V zazwyczaj był poważny, nie pokazywał zbyt wielu emocji, ale dziś był wyjątkowo tajemniczy.
- Jesteś w stanie być gotowy za dziesięć minut?
Guk uniósł brew, czując lekki niepokój.
- Dziesięć minut? Dlaczego?- spytał.
- Jedziemy gdzieś - powiedział cicho.
. . .
Jeongguk nie potrafił się skupić na wielu rzeczach na raz. Dlatego jego głowa kręciła się raz w prawo, raz w lewo, obserwując widoki. Nie był pewien gdzie dokładnie byli, ale znajdowali się w górach. Pokonywali ostre zakręty, przejeżdżali przez liczne mosty, które chroniły naturalny stan wielu potoków. Czasami podskakiwał zaskoczony, kiedy w podwozie jaguara uderzały średniej wielkości kamienie.
Taehyung przez całą drogę nie pisnął ani jednego słowa. Młodszy nie miał nic temu przeciwko, bo sądził, że ten musi się skupić na drodze. W głębi jednak przepuszczał, że gdziekolwiek jadą, to miejsce ma jakieś duże znaczenie dla Kima.
Zaskoczył się jednak, kiedy V nagle zwolnił, zjeżdżając na pobocze. Mniejszy spojrzał na niego zaskoczony, nie rozumiejąc czemu zatrzymali się akurat tutaj. Wokół nich były drzewa, więc nie było to nic zbyt interesującego.
- Spójrz tam - powiedział Kim, wskazując ruchem głowy na małą szparę, dosłownie niewidoczną przez korony drzew.
- Czy to?
- Wioska klanu? Tak, to ona.
Guk skinął głową i zanim mógł coś jeszcze powiedzieć, ponownie ruszyli. Nie wiedział co to miało znaczyć, dopóki nie zaczął słyszeć skrawków rozmów w swojej głowie. Nie pamiętał konkretnego wspomnienia...czy to był Jimin? A może Hoseok? Ktoś mu coś mówił o mieszkaniu Taehyunga. Tak, wiedział, że ten mieszka w wiosce, ale był pewien, że słyszał też o jakimś domu.
Jeongguk zacisnął szczękę z frustracji, nie mogąc przypomnieć sobie tej rozmowy, ale nie musiał się dłużej dręczyć, bo zaledwie pięć minut później podjechali do dużej, czarnej bramy. Guk myślał, że może przez nią wjadą, gdziekolwiek mają dotrzeć, ale ku jego zaskoczeniu, V po prostu wyłączył silnik, zatrzymując się parę metrów przed nią.
- To tu? - zapytał słabo młodszy, patrząc jak V bez słowa siedzi w aucie, ze swoimi czarnymi okularami na nosie. Dzisiaj było wyjątkowo słonecznie, ale to nie było wielkie zaskoczenie. W końcu była końcówka sierpnia. W sumie dopiero teraz do mniejszego dotarło, że zna Taehyunga prawie od pół roku.
Młody lekarz został wyrwany ze swoich myśli przez Kima, który wysiadł z auta. Nie chciał być jedynym, więc i on wyskoczył z czarnego jaguara, dochodząc do V, który stał przy czarnej bramie.
Uwagę młodszego przykuła czarna kłódka, której Tae się pozbył za pomocą klucza, który wyglądał na stosunkowo nowy, w porównaniu do kłódki. Guk zastanawiał się, czy starszy wyrobił nowy klucz czy może leżał on tak długo w szufladzie, że nie zdążył się zepsuć.
Jeon stał przez chwilę, słysząc jak zabezpieczenia wreszcie puszczają. W tej samej chwili V zamarł, stojąc przed wysoką, czarną bramą, jakby ten dźwięk kompletnie go zablokował. Mniejszy nie wiedział jak na to zareagować. Czy powinien coś powiedzieć? Może. Ale nie wiedział co. Nadal nie był pewien gdzie byli i dlaczego starszy się tak dziwnie zachowuje.
Jego wszystkie pytania na chwilkę rozpłynęły się w powietrzu, gdy Kim stanowczo naparł swoimi dłońmi na ciężki metal, uchylając wrota zaledwie o metr. Tyle jednak wystarczyło, aby przez szparę można było dostrzec duży ogród, basen i...dom.
Jeongguk sapnął z zachwytu, próbując dojrzeć coś więcej zza barków starszego, zanim dostrzegł zaniepokojony wzrok V. Guk zacisnął swoje wargi, nie skupiając się już więcej na tym, co jest za bramą, bardziej zmartwiony tym, jak Kim reaguje na widok domu. Mimo że był zadbany, V patrzył na niego, jakby widział się ze starym przyjacielem, który zaginął parę lat temu.
Chłopak nie zastanawiał się długo, patrząc jak prawa ręka V drży delikatnie. Chciał odebrać mu strach. Chciał dać mu odwagę i wsparcie, którego potrzebował, nieważne o co chodziło - co oznaczało to miejsce, dlaczego Kim był nim tam zestresowany. Dlatego złapał jego dłoń. Cóż...nie trafił za bardzo, łapiąc jedynie dwa pace starszego, ale to wystarczyło, aby oczy Kima wystrzeliły w jego kierunku, patrząc na niego z zaskoczeniem.
O to chodziło Gukowi. Wywołać jakieś inne uczucie u V. Byle nie strach.
- Rysuj kształty na mojej skórze - szepnął Jeongguk.- Nie pamiętam kto, ale ktoś kazał mi tak robić - powiedział, unosząc ich ręce razem. Taehyung spojrzał na nie, to na palec wskazujący drugiej ręki młodszego, którą podniósł. Zaczął kreślić nią zawiłe linie na skórze starszego, demonstrując o co mu chodzi.- Pomagało mi to się skupić na czymś innym.
Taehyung spojrzał na jego twarz, przełykając ślinę, zanim ruszył do przodu.
Guk wziął głęboki wdech, przechodząc przez dużą, żelazną bramę na duże podwórze. Była tu idealna ilość cienia i słońca, dzięki wysokim drzewom, które chroniły ich przed gorącymi promieniami.
Młodszy podążał białym chodnikiem w kierunku drewniano-szklanego budynku, stojącego tuż przy małym oczku wodnym, który był otoczony przez niższe krzewy, głównie róż. Z tyłu budynku było widać część basenu, którą wcześniej młodszy już spostrzegł. Trawa była ścięta, ale nie tak dawno temu. W większości było tu bardzo minimalistycznie.
Guk spojrzał na rękę Taehyunga, która z każdym krokiem bliżej drzwi coraz mocniej napierała na tą jego, dopóki nie stanęli przed drobnymi schodkami do drzwi. Ku zaskoczeniu młodszego, drzwi były otwarte. Kim nawet się nie ruszył, pozwalając, aby ciemne drzwi otworzyły się na odśwież, omal nie uderzając o ścianę budynku. To Jeon był tym, który pociągnął go do środka, dostrzegając schody po lewej stronie, szafę i półkę na buty. W powietrzu nadal unosił się zapach środków do czyszczenia, a każde okno było lekko uchylone, zupełnie, jakby ktoś próbował się tego zapachu pozbyć.
Młodszy uważnie obserwował Kima, który miał na sobie swoje czarne okulary. Nie musiał ich nosić, bo byli w pomieszczeniu, ale wyglądało na to, że dzięki temu czuł się bezpieczniej, więc mniejszy nic nie powiedział.
Pierwsze piętro było bardzo ładne, młodszy musiał to przyznać. Od razu mógł domyśleć się, że V maczał palce w architekturze wnętrza. Wszędzie było pełno drewna, artystycznych rzeźb i detali, które Jeon widział już w mieszkaniu starszego.
Z wyjątkiem tego, że było tu bardzo pusto. Zupełnie, jakby dom dopiero dostał się w ręce Taehyunga. Ale jeśli to był faktycznie domek wakacyjny Tae, to powinien być bardziej ciepły. Nie pasowała tu również narracja, aby ten nie był tu od dłuższego czasu. Trawnik był ścięty, woda w basenie, którą młodszy obserwował przez szybę tarasu w salonie przez krótki czas, była krystalicznie czysta. Do tego otwarte drzwi...
- Dawno tu nie byłem - powiedział wreszcie V, puszczając dłoń Jeona.
Guk poczuł jak oddech ucieka z jego płuc, jak tylko Kim to zrobił. Starał się jednak o tym nie myśleć, skupiając się na sylwetce starszego, który wszedł na środek dużego pokoju, rozglądając się. Wolną ręką zdjął swoje okulary, trzymając je w lewej ręce. Drugą przeczesał swoje włosy, które mimo że nie były wystylizowane jak zawsze, opadały miękko wokół jego głowy jak aureola. Jeongguk miał wrażenie, że patrzył na anioła.
- Ile? - spytał cicho młodszy, patrząc jak Kim obchodzi duży, dębowy stół na środku pokoju, by stanąć naprzeciwko szklanych drzwi, prowadzących do ogrodu. Tu dobrze było widać drewniane ścieżki, prowadzące do basenu, wybudowanego niedaleko grilla z pawilonem, gdzie znajdowały się meble. Ścieżka nie kończyła się, choć zniknęła za pagórkiem w lesie, który najprawdopodobniej prowadził do jakiegoś punktu widokowego.
- Pięć lat.
Jeongguk zmarszczył brwi. Dopiero po chwili poczuł jak jego serce zatrzymuje się. W tej samej chwili V spojrzał na niego i w tamtym momencie wydawało mu się, że widział Taehyunga po raz pierwszy.
Starszy nie był uśmiechnięty, jego oczy były dziwnie dzikie, jakby był na polu bitwy. Na jego twarzy nadal było widać ślady po wczorajszym odbiciu Jimina, ale miał w sobie też coś spokojnego. Młodszy nie wiedział czy to przez jego pulchne i pełne policzki, przez dobrze przespaną noc, może brak makijażu, który sprawiał wrażenie, jakby V był bardziej autentyczny. Kiedy podszedł do niego bliżej, mógł dostrzec lekki zarost i drobne blizny na twarzy i pozostałe niedoskonałości.
- Ostatni raz byłem tu, kiedy skończyłem dwadzieścia pięć lat - mówił dalej, obserwując otoczenie.- Budowa tego domu zajęła trzy lata. Nigdy tu nie zamieszkałem.
Guk zacisnął swoje wargi, czując pieczenie w oczach, bo chyba zaczynał rozumieć, gdzie byli. Jednego był pewien - pięć lat temu zginął Kim Taehyung, a narodził się V. Wiedział też, że był ktoś w przeszłości V, kto go zranił i to też miało miejsce pięć lat temu.
- To miał być mój dom - mruknął, patrząc w kierunku kuchni, gdzie znajdowały się puste słoiki i bukiet wyschniętych róż.- Mój, mojej przyszłej żony i dzieci.
Jeongguk oparł się o stół, czując jak wali mu serce. Nie miał o tym pojęcia. Był święcie przekonany, że to tylko domek wakacyjny.
- Miał być, ale miesiąc przed przekazaniem mi kluczy, osoba, z którą chciałem uczynić z tego pustego budynku dom, mnie zdradziła.
Taehyung odwrócił się, patrząc jak Jeongguk opiera się o stół. Zmarszczył szybko brwi, jakby zastanawiał się, czy z młodszym jest okej, ale Guk jedynie skinął głową chcąc, aby kontynuował.
- Od małego byłem zaznajomiony z mafią. Podobnie jak Namjoon, choć mnie ojciec traktował...inaczej. Wydaje mi się, że to przez to, że byłem przypadkiem. Skokiem w bok mojego ojca, choć obiecywał mojej mamie, że za nią wyjdzie. Niestety zmarła przy porodzie. Od tamtego czasu nie traktował mnie jak syna. Traktował mnie jakby moja matka urodziła mu kolejnego żołnierza - wziął głęboki wdech.- W wieku szesnastu lat zabiłem kogoś po raz pierwszy. Nie będę się z tego tłumaczył, bo to nie ma usprawiedliwienia. Wiem, że wykonywałem rozkazy, ale to niczego nie zmienia. Dokładnie rok później poznałem Jennie.
Jeongguk zamarł.
- Matka sprzedała ją jakiemuś gnojowi - mruknął.- Ojciec kazał mi ją zabić, ale to był pierwszy raz, kiedy odmówiłem. Od tamtej pory byliśmy przyjaciółmi. Kolejne trzy lata później, jak tylko mój ojciec zginął z rąk innego mafiozy, zdecydowałem się, aby wyznać jej moje uczucia. Odwzajemniła je. Miałem wtedy dwadzieścia jeden lat. Przejąłem władzę po moim ojcu, choć nie została mi ona dopuszczona od razu. Prawa ręka mojego ojca nadal żyła. Doradzał mi do czasu, aż nie zmarł dwa lata później. Wtedy byłem już prawomocnym szefem mafii w wieku dwudziestu trzech lat. I nie miałem pojęcia...co do chuja robię.
Taehyung oblizał swoje usta, przymykając swoje oczy. Słowa ciężko przechodziły mu przez gardło.
- Nie chciałem prowadzić takiego życia - wyszeptał.- Od razu powiedziałem to Jen. Mówiłem jej, że chcę spokojne życie takie, gdzie nikt nie będzie groził ani mi, ani nikomu z mojej rodziny - Namowi, Jiminowi i pozostałym.
- Co zrobiłeś?- spytał młodszy, patrząc jak Kim podchodzi do niego. W pewnym momencie czubki jego butów zetknęły się z mokasynami starszego.
- W pewnym momencie...nasz klan był wszędzie i nigdzie - powiedział.- Nie odnajdywałem się w praniu brudnych pieniędzy, sprzedawaniu nieletnich dzieci za granicę, a tym bardziej nie prowadziłem domów publicznych. Nie mieliśmy za bardzo przychodów, bo zakazałem mordować bez znacznej przyczyny. Możesz się szybko domyśleć, że mój autorytet spadł.
- Ktoś chciał cię obalić?
- Jennie chciała.
Usta młodszego otworzyły się samoistnie, czując nieprzyjemny skurcz w żołądku. Wydawało mu się, jakby ktoś uderzył go pięścią w brzuch. Nie spodziewał się tego. Wiedział, że ktoś kiedyś zdradził V, Jimin mu o tym wspominał...ale jego była dziewczyna? Cóż, może nawet narzeczona, skoro planował z nią przyszłość.
- Nie chciała takiego życia jak ja, więc znalazła sobie kogoś innego, kto spełniałby jej oczekiwania.
- Kogo?
- Mitsuhiko Nishiki. Thanatos - mruknął, a młodszy od razu spiął się na dźwięk tego imienia. To był ten sam człowiek, który porwał Jimina.- Wtedy działał jeszcze ze swoją siostrą bliźniaczką - odetchnął drżąco.- Pięć lat temu...nie wiem dokładnie co się stało. Obudziłem się w magazynie przypięty łańcuchami do krzesła. Naprzeciwko mnie była Jen...a za nią Thanatos z pistoletem przy jej skroni.
Głos Tae drżał delikatnie, dlatego Jeongguk złapał jego rękę w swoje obie ręce, jakby chciał ją ogrzać. Jak tylko to zrobił, V przemówił ponownie, troszkę pewniej.
- Chciał wiedzieć ile jestem w stanie dla niej poświęcić - szepnął.- Jen...pytała o to, jak bardzo ją kocham. Czy jest warta innego życia za swoje. Nawet nie zauważyłem, kiedy podsunęli mi dwadzieścia osób przed nos, rozwiązali i dali do ręki broń. Chciałem zabić tego skurczybyka, ale po kątach chowali się jego ludzie, gotowi oddać strzał do Jen. Zrobiłem to...co zrobiłem. Zastrzeliłem wszystkich dwudziestu. Nawet ich nie znałem. Mieli na głowach worki i płakali. A ja ich kurwa zastrzeliłem.
Młodszy nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że zaciska zęby. Był wściekły, smutny i przerażony. Nie wyobrażał sobie, żeby kiedykolwiek miał zrobić coś takiego, komuś, kogo kochał. Wykorzystał więź i zaufanie V, jego strach o miłość jego życia...żeby pograć na nim.
- Kiedy...nacisnąłem za spust po raz ostatni usłyszałem śmiech. Damski śmiech.
Guk zamknął swoje oczy, odwracając głowę w bok, jakby te słowa były uderzeniem w policzek.
- Thanatos rozwiązał Jennie, która...
- Hej, spokojnie - pospieszył Guk, jak tylko usłyszał łamiący się głos Kima.
Z zaskoczeniem zauważył, że ten płacze. Cały czas skupiał się na jego rękach albo odwracał wzrok. Puścił jego dłonie i objął jego twarz, przez co starszy zamknął swoje oczy. Wziął parę głębokich wdechów, zanim zaczął mówić dalej.
- Cieszyła się tym - warknął, na co młodszy gniewnie zmarszczył czoło.- Nienawidzę siebie za to, że zabiłem niewinnych ludzi, by udowodnić ją, że ją kocham, a ona... mnie zdradziła. Wyśmiała mnie, oddała w ręce Thanatosa, który później utopił swoje ostrze w moim ciele dziesiątki razy. Wykrwawiałem się na posadzce, nie rozumiejąc co poszło nie tak. Chciałem dołączyć do tych, których zabiłem. Zrozumiałem jak żałosny byłem. Pamiętam, że byłem na krawędzi śmierci i życia, kiedy mnie znaleźli.
Oczy młodszego zaszły łzami. Z trudem hamował płacz, choć Kim tego nie widział. Miał zamknięte oczy i ronił łzy przez przymknięte powieki, to zawsze mógł je otworzyć i spojrzeć w oczy młodszego, widząc w nich smutek i współczucie, które jego zdaniem mu się nie należały.
- Byłem kurwa słaby - wymamrotał cicho. Guk ledwo go słyszał.- Żałosny. Bo dałem się umotać komuś wokół palca. gdybym nie był taki głupi, dwadzieścia osób by żyło. Ludzie z klanu mojego ojca nie przeszliby do konkurencji. Nie straciłbym reputacji i nie splamił honoru rodziny. Dlatego wtedy przysiągłem sobie, że nie będzie żadnej litości. Dla nikogo, kto kiedykolwiek skrzywdził drugą osobę. W tym i dla mnie.
Taehyung otworzył swoje oczy, czując jak Jeongguk zebrał się na odwagę, aby zetrzeć spływające po policzkach łzy V. Ich oczy na chwilę zablokowały się ze sobą. Było w nich tak wiele niewypowiedzianych emocji, że z jednej strony było to przytłaczające, ale z drugiej...żaden z nich w tamtej chwili nie czuł się lepiej. Taehyung otwierał się, wyjawił swój sekret, co było dla młodszego dużym kredytem zaufania. W dodatku pozwalał mu być tak blisko siebie. Lekarz myślał, że serce wyskoczy z jego piersi, bo marzył o tym. Nie tylko, by być z Tae tak blisko, ale po prostu chciał, by ten wyrzucił z siebie ból.
- Wczoraj...kiedy odbiliśmy Jimina...ja znowu słyszałem ten śmiech - wydusił z siebie.- Nie wiedziałem już czy jestem popierdolony i mi się wydawało, czy to działo się naprawdę, ale...kurwa mać, zamarłem. Stałem tam jak debil, nie mogąc zrobić kolejnego kroku, mimo że wiedziałem, że za drzwiami czeka na mnie Jimin i potrzebuje pomocy. Mój przyjaciel mógł umrzeć, a ja byłem tchórzem i nic nie zrobiłem, bo byłem sparaliżowany przez własny strach.
Taehyung złapał za nadgarstki Jeongguka, ale nie odsunął ich od swojej twarzy. Po prostu napawał się ciepłem, które generował młodszy ze swojego serca. Taki dotyk był dla V przyjemny. Tęsknił za nim.
- Nie chcę tak dłużej żyć, Guk. Dlatego wczoraj przyjechałem prosto do ciebie. Moja dusza nigdy nie zazna spokoju, ale przy tobie boli to trochę mniej. Może to samolubne, że chciałem sobie pomóc, ale ja tak po prostu już nie chcę.
- V...
- Nie, nie mów tak do mnie - przerwał mu.
- Mam mówić ci po imieniu?- spytał.
- Nie - pokręcił głową.- Nie nazywaj mnie po imieniu. Nie chcę być żadnym z nich.
Guk pokiwał głową, opuszczając swoje ręce. Taehyung wziął głęboki wdech, patrząc na każdy jego ruch.
- Krzywdzę cię, bo się boję, że historia się znowu powtórzy. Po prostu uciekam. Pierwszy raz, kiedy uciekłem...to było dlatego, że udało mi się zasnąć. Po latach koszmarów, dźwięków odliczania i padania martwych ciał i tego cholernego śmiechu. Zaznałem wreszcie ciszy. Nie wiem jak, ale od tamtego momentu jakaś część mnie, może Taehyung, który potrzebował bliskości lgnął do ciebie, a V ciebie odpychał, bo się bał - sięgnął swoją dłonią do kieszeni spodni, wyciągając z nich mały, dobrze znany przedmiot dla młodszego.- Wczoraj, kiedy poczułem ten strach chciałem sięgnąć po broń. Ale jej nie dotknąłem. Przez przypadek wyciągnąłem to.
Jeon uśmiechnął się lekko na widok zielonego kamienia w dłoniach V. Pierścionek zaręczynowy jego matki.
- Pierścionek - szepnął.
- Zostawiłeś go u mnie na siedzeniu. Bo myślałeś, że ci nie ufam.
Taehyung przetarł swoje policzki drugą ręką, po czym przeczesał swoje włosy, próbując odgarnąć je ze swojej twarzy. Na jego wargach pojawił się delikatny łuk, kiedy ponownie spojrzał w oczy młodego lekarza.
- Przez cały czas bałem się odrzucenia i sądziłem, że już do nikogo się nie zbliżę w jakikolwiek sposób, bo bałem cię komukolwiek zaufać. Bałem się zdrady, bólu i zawodu w oczach innych. Ale kiedy go dotknąłem, uświadomiłem sobie, że już to zrobiłem. Mówiłem sobie, że nikomu nie zaufam, a to zrobiłem. Zaufałem tobie. I...uświadomiłem sobie, że nie ja jestem skrzywdzonym tym razem. To byłeś ty. Mimo, że to była część planu, musiałem wrócić do ciebie i ci go oddać. Bo ci ufam, Jeongguk. Uciekając i karząc siebie, ranię też ciebie, a nie chcę tego.
Taehyung opuścił swoją głowę w dół, czując lekkie zapeszenie. Nie otwierał się przed nikim od wielu, wielu lat. Czul się całkowicie bezbronny, ale...chciał zaufać Jeonggukowi. udowodnił mu wiele razy, że się nie podda, jeśli chodzi o niego. Będzie cały czas drążył, nie zostawi go w spokoju, póki nie pozwoli mu odkryć Taehyunga w całości. Prawie oddał za niego życie. Był mu wierny i zaprzeczyłby, gdyby powiedział, że nie czuje powiewu świeżego powietrza, jak tylko go widzi. Wydawało mu się, jakby uśmiech mniejszego uwolnił go z zardzewiałej kratki. Nawet tak małe rzeczy jak widok mniejszego koło niego, jego śmiech, wieczory spędzone na gotowaniu - to wszystko tworzyło jakąś spójność, której V rozpaczliwie się trzymał, bo tego chciał. Tęsknił za tym. I bardziej niż zdrady bał się, że to Jeongguk nie będzie w stanie zaufać mu po raz drugi.
- Ten dom przypomina mi o życiu, jakie mogłem mieć - powiedział.- O tym, jakim człowiekiem kiedyś byłem i co straciłem. Przypomina mi o traumie i o moich marzeniach. Chciałem ci pokazać choć część tego, czym jestem. Kim jestem. Chcę, żebyś mi pomógł. Jesteś jedyną osobą, która potrafi się mi postawić i nie ucieka. Potrzebuję cię, ale nie chcę ryzykować twojego życia. Thanatos nie zagroził mi tylko w powodu rozejmu z Trelosem. Wiem, że ten pierścionek ma znaczenie i wie, że go nosiłeś. Chce pokazać mi, że znowu może mi wszystko zabrać. Jeśli będziesz go nosił...on będzie wiedział, że jesteś mi najbliższy, Jeongguk. Że ci najbardziej ufam i on będzie chciał to wykorzystać. Jeśli powiesz nie, zrozumiem. Jeśli się zgodzisz...wpakować się w to wszystko ze mną, przysięgam ci, będę cię bronił do swojej śmierci.
Tymi słowami zakończył swój monolog, czekając na odzew ze strony mniejszego. Nie usłyszał nic. Za przed swoimi oczyma, z nadal opuszczoną głową zobaczył dłoń mniejszego. Była bardzo delikatna, ciepła w dotyku. Starszy sądził, że Jeon może chce potrzymać go za dłoń, więc ją chwycił, ale Guk trzymał ją stabilnie - zewnętrzom stroną do góry, przez co Tae zmarszczył brwi, patrząc na niego wreszcie.
- Założysz go mi, czy ja mam to zrobić sam? - spytał.
Teraz Taehyung zrozumiał. Guk ustawił dłoń tak, by mógł mu wsunąć pierścionek na palec.
Co zresztą uczynił, czując ogromną ulgę. Wiedział, że spoczywa na nim wielka odpowiedzialność, ale nie bał się jej.
Tak długo jak Guk z nim był.