Gdy usłyszałam podjeżdżający samochód, szybko wstałam i wybiegłam z domu. Nie chciałam dać mamie możliwości rozmowy z Aaronem i wypytywania go o to kim dla siebie byliśmy. Umówiłam się z chłopakiem, że dzisiaj pojedziemy razem do szkoły i zrobimy ostatnie poprawki przed nadchodzącym balem. Trochę panikowałam i podziwiałam Aarona za jego cierpliwość do mnie.
-Cześć. – Przywitał mnie uśmiechem, kanapką i kawą ze Starbucksa. – Pomyślałem, że będziesz miała ochotę.
-Dziękuję, to takie kochane. – Zrobiło mi się tak bardzo miło. Pomyślał o mnie i kupił mi kawę, i to nie byle jaką. Pociągnęłam nosem i poczułam... karmel. Moje uzależnienie. – Nie musiałeś. – Zrobiło mi się nagle głupio, bo nigdzie w okolicy Aarona nie było Starbucksa i specjalnie dla mnie musiał pokonać spory kawałek drogi, aby kupić kawę.
-Chciałem. – Odpowiedział uśmiechając się szeroko, pokazując śnieżnobiałe zęby. W jego oczach dostrzegłam błysk, którego nie mogłam rozszyfrować.
Nic na to nie odpowiedziałam, bo co miałam mu powiedzieć? Za to z burzą emocji wewnątrz siebie, zaczęłam mu się przyglądać, sącząc przy tym kawę. Jego blond włosy były delikatnie poczochrane, a niebieskie oczy wpatrzone w drogę. Mój wzrok przeniósł się z policzka, na usta... które były idealnie wykrojone. Boże, idealne do całowania. – Pomyślałam. Na brodzie odnalazłam małą białą bliznę, ciekawe co sobie zrobił? I dlaczego dopiero teraz ją zauważyłam.
-Jeśli chcesz na mnie dłużej popatrzeć, to możesz zrobić sobie zdjęcie. Zostanę z tobą na dłużej. – Mruknął, po czym sięgnął do mojej dłoni i wyjął z niej telefon, odpalając aparat. Patrzyłam jak urzeczona, nie protestując, gdy chłopak robił sobie selfie. Udajmy, że ta sytuacja nie miała miejsca.
-Mam do ciebie pytanie. – Zaczął nieoczekiwanie, cały czas obserwując drogę. – Jakie masz marzenie? Takie, które mogłabyś spełnić nawet teraz?
-Hmm jest to chyba spędzenie wspólnie ostatniego roku i zapamiętanie go. Chciałabym móc opowiadać wnukom o szalonych rzeczach, które robiłam z przyjaciółmi. Śmiać się do utraty tchu... - Powiedziałam tak cicho, że zastanawiałam się przez moment czy Aaron mnie usłyszał. Nie wiedziałam wtedy, że moje marzenie się spełni. A chłopak siedzący obok mnie, sprawi, że będę się uśmiechać do ostatniego tchu.
Podjechaliśmy pod szkołę, nie kontynuując rozmowy. Wzięliśmy swoje rzeczy i udaliśmy się do Sali gimnastycznej, to tam właśnie miał odbywać się bal. Wchodząc do pomieszczenia, nie dało się nie poczuć klimatu jesieni i Halloween. Pomarańczowy i czarny, to były przewodnie kolory imprezy. Wszędzie wisiały serpentyny i balony, dodatkowo Aaronowi udało się przekonać mamę, aby zostawiła nam fotobudkę i akcesoria do zdjęć. Nie wiem, jak to zrobił, ale nie musieliśmy za nią płacić. Gdy go o to zapytałam, machnął ręką i mruknął coś niewyraźnie. Dając tym samym znak, że temat uważa za zakończony.
-Wydaje mi się, że nie potrzeba tutaj więcej poprawek.... – Odparł zadowolony z siebie Aaron. – Odwaliliśmy kawał dobrej roboty.
To była akurat prawda.
-Przyjechaliśmy więc na próżno, przepraszam. – Wymamrotałam, nie patrząc w jego stronę.
-Rozumiem cię, chciałaś spędzić ze mną więcej czasu a nie wiedziałaś jakiego pretekstu użyć, aby wyciągnąć mnie z domu. Podziwiam cię za pomysłowość. – Zażartował Aaron, a przynajmniej miałam taką nadzieję. Ten chłopak wpędzi mnie kiedyś do grobu.
-Dobrze, że nikt nas nie słyszy. – Zaśmiałam się i odwróciłam w jego stronę. – To co robimy? Do lekcji... - zerknęłam na zegarek. -... mamy jeszcze trochę czasu.
-Prowadź. – Aaron posłał w moją stronę jeden ze swoich uroczych uśmiechów. Gdybym go nie znała to mogłabym pomyśleć, że może faktycznie coś kiedyś do mnie czuł. Ale jak szybko o tym pomyślałam, tak szybko odepchnęłam tę myśl od siebie. Złapałam go za rękę i pociągnęłam w stronę schodów, przyciskając palec do warg, nakazując mu tym, aby zachowywał się cicho. Minęliśmy sale lekcyjne i wyjście ewakuacyjne, po dłuższej chwili znalazłam się w miejscu, które dawno nie było przeze mnie odwiedzane.
-Czy my jesteśmy na dachu? – Zapytał podekscytowany blondyn. Pokiwałam głową potwierdzając.
-Przychodziłam tutaj, gdy chciałam pobyć sama lub pomyśleć. To moje schronienie. – Odpowiedziałam patrząc na dziedziniec. – Teraz to także twoje miejsce. – Zwróciłam wzrok na twarz mojego towarzysza. - Możesz tu przychodzić, gdy tylko będziesz czuł taką potrzebę. – Nasze twarze oddzielały centymetry. Jego wzrok spoczął na moich ustach. – Gapisz się. – Zwróciłam mu grzecznie uwagę.
Odchrząknął i odsunął się ode mnie z ociąganiem. Czyżbym się myliła? A Rebeka miała racje? Czy to możliwe, żeby Aaron darzył mnie innym uczuciem niż nienawiść czy przyjaźń? Jeśli tak, to jak długo? Czy to sięga gimnazjum? A może to świeższa sprawa?
-Teraz Ty się gapisz. – Powiedział miękko odgarniając zaplątane włosy z mojej twarzy.
Miałam wrażenie, że moje tętno zmieniło obieg z kilka razy w tym czasie.
-Kiedy byłaś tutaj ostatnio? – To pytanie wybiło mnie z rytmu i musiałam chwilę pomyśleć, zanim na nie odpowiedziałam.
-Bardzo dawno. – Odparłam wymijająco.
-Czy... yhym... uff... przyprowadziłaś kiedyś tutaj Chrisa? – Wyjąkał zawstydzony Aaron.
-Nie. Jesteś pierwszy.
-Heh. – Zaśmiał się krótko mój towarzysz. – Mamy swój pierwszy raz dzwoneczku.
Sięgnął do kieszeni i wyciągnął telefon, wyłączył aparat i skierował ekran w naszą stronę. Zobaczyłam w nim dwójkę nastolatków, którzy nie wiedzieli jeszcze jak tragicznie skończy się ich los. Bo jeśli myślcie, że jest to słodka historia o dwójce ludzi, którzy się w sobie zakochują to gorzko się mylicie. I jeśli nie jesteście gotowi to przerwijcie czytanie już teraz.
-Uśmiechnij się najpiękniej jak potrafisz. – Zawołał Aaron. I pstryknął zdjęcie. – Uśmiechnij się dla mnie. – Poprosił, po czym skierował na mnie spojrzenie i zrobił kolejne zdjęcie.
To na tej drugiej fotografii dopatrzyłam się tego co umykało mi przezwiększość czasu. . Zobaczyłam bezgraniczne zaufanie i troskę, nie taką na pokaz. Szczerą i oddaną.
-Chyba musimy się zbierać. – Niechętnie wstałam i przeciągnęłam się. – No chodź. - Ponagliłam go, ciągnąc za kaptur od bluzy. Odwracając się, nie zauważyłam spojrzenia jakie mi rzucił - pełnego niepewności.