▂ ▃ ▄ ▅ ▆ ▇ „Kinda Old" ▇ ▆ ▅ ▄ ▃ ▂
☆☆☆
Trzynaście kroków. Czternaście.
Nie, nie. To już dwadzieścia.
Znowu się zgubił.
- Muszę coś zjeść.
Zaraz potem dźwięk stukających patelni wychodzący przez okno obok którego przechodził.
Spojrzał w niebo i już wiedział.
Wiedział, że zjebał bo już dawno zaszło słońce, a on liczy kroki jak małe dziecko, gubiąc się w znajomej alejce.
Zaburczało mu w brzuchu gdy zobaczył knajpkę sprzedającą ramen.
- Nie, nie mogę tu wejść bo sprzedawca dobrze zna moją matkę. Powie jej, że się szlajam po nocach.
Zapach wieprzowiny i jajka zachęcał przez otwarte drzwi. Dobry chwyt na klientów.
Pokręcił tylko głową i ruszył dalej. Zajrzał po drodze tylko dyskretnie by sprawdzić, która godzina.
Trzecia w nocy.
No teraz to na pewno już nie może wrócić do domu.
Powie mamie, że pobił go jakiś pijak po drodze i stracił przytomność do rana.
- Zaraz będzie jasno.
Majaczy z niewyspania.
- Półtorej godziny.
Wtedy może wróci. Ma dokładnie dziewięćdziesiąt minut na przygotowanie się na opierdol.
Czterdzieści sześć. Czterdzieści siedem.
- Mam już tego dosyć, odczep się ode mnie!
Obrócił się za siebie, lecz tam nikogo nie zastał. Tylko jego własny, dwa razy większy od niego cień z nienaturalnie długimi rękoma.
- Do ciebie mówię pedale!
Wskazał na nie palcem. Widmo zrobiło to samo.
Chłopak pokręcił głową roztrzepując już i tak potargane włosy.
- To przez ciebie wyglądam tak!
Wskazał na siebie. Widmo zrobiło to samo.
Rozwścieczony wytarł rękawem cieknącą mu z nosa ciecz.
Przeziębienie? Nie, to tylko szloch.
Po tym jak chwilę przyglądał się smarkom, warknął zły na siebie. Bluza była specjalnie na niego szyta, właśnie przez to, że miał dłuższe ręce niż normalny człowiek. Palce sięgały mu niemal do kolan gdy był wyprostowany.
A on ubrudził ją gilami.
- Jak tylko znajdę sposób, to się ciebie pozbędę!
I wtedy z lokalu wyłonił się kucharz. W ręce trzymał przygotowaną porcje ramenu. Patrzył na niego z niezrozumiałym wyrazem twarzy.
- Panie Sakamoto!
Chłopak krzyknął w jego stronę, korzystając z okazji. Mężczyzna i tak by go rozpoznał po posturze. I tych cholernych długich łapach.
Podszedł kilka kroków i podniósł wysoko rękę, wyciągając palec wskazujący.
- O tam! Ktoś cały czas za mną idzie!
Gdy siwowłosy obrócił głowę, młody wykorzystał okazję i - choć musiał jeszcze kilka kroków podejść - zabrał mu ruchem ręki świeży ramen.
A potem uciekł.
Zwiał gdzie pieprz rośnie, w pretekście ucieczki przed nieznajomym, którego nie było.
- Zostaw go ty pierdolony pijaku!
Czarnowłosy spojrzał za siebie ze zdziwieniem.
Pan Sakamoto, teraz trzymając chochle w ręce - być może nie zorientował się, że zniknął ramen - groził nią zgarbionemu mężczyźnie, który pojawił się w świetle lampy.
- Co do cholery?
Zmarszczył tylko brwi i skręcił w pierwszy możliwy zakręt w lewo.
Nie spodziewał się, że ktoś NAPRAWDĘ za nim szedł.
Ale to stworzyło wymówkę bardziej wiarygodną. Może jednak krzyki matki nie będą takie surowe.
Zatrzymał się i usiadł na chodniku, opierając się o zimny murowany dom. Rozkoszował się zapachem jeszcze ciepłej zupy.
Cóż za szczęście go dzisiaj spotkało! Nic nie mogło zepsuć tych dobrych chwil.
Nie miał pałeczek, więc musiał wypić ramen, zwyczajnie przechylając tekturową miskę.
Dopiero kiedy większość składników zniknęła i została tylko zupa z makaronem, zorientował się, że to przecież nie jest normalne.
Pan Sakamoto nie podaje w tekturowych miseczkach.
Więc albo szykował komuś danie na wynos, albo...
Dobrze wiedział, że czarnowłosy tam przechodzi.
Bardziej spięty, dokończył swój posiłek. Wstał i wyrzucił michę do śmietnika po drugiej stronie ulicy.
Dziewięć. Dziesięć. Jedenaście.
I był już z powrotem. Zadowolony i rozgrzany od ciepłego posiłku, wrócił w to samo miejsce.
Przymknął tylko oczy, a twarda ściana nie pomagała zasnąć.
Mógł zdjąć bluzę, żeby zrobić sobie z niej poduszkę, ale to byłoby za duże poświęcenie. Byłoby mu zimno. Coś za coś.
★☆☆
- Jest czwarta nad ranem, a ty mi wracasz do domu po pijaku?!
Usłyszał krzyk nad swoją głową i szybko zerwał się na nogi.
Czwarta? Czyli jednak zasnął.
Zapalone światło i odgłos zbitych butelek odstraszyły go i ruszył dalej. W innej kamienicy po drodze usłyszał płacz niemowlęcia. Szedł dalej, uciekając od natarczywych dźwięków.
Gdy skręcił w prawo, pierwsze co usłyszał to jęki rozkoszy jakiejś kobiety. Przez chwilę stanął jak wryty, zaraz potem wykonując odruch wymiotny i zawrócił, wchodząc w alejkę dalej.
Jeszcze kilka takich zakrętów i się zgubił. Nie miał pojęcia gdzie jest, ale to nie miało znaczenia. Byleby tylko uciec od hałasu.
Jeden. Dwa. Trzy.
Próbował odciąć się od rzeczywistości po raz kolejny licząc kroki.
- Paranoja!
Wrzasnął, a głośny dźwięk odkurzacza gwałtownie zamilkł. Zacisnął tylko usta i ruszył biegiem przed siebie.
Jeszcze tylko kilka skrętów. Nikt nie może go zobaczyć.
Sapał zmęczony, przechylając się i opierając ręce na kolanach.
Choć w jego przypadku, nie było to takie wygodne.
Przetarł pot ściekający po żuchwie i podskoczył zaskoczony, gdy lampa nad nim gwałtownie zgasła.
Niebo było już nieco jaśniejsze, ale nadal nie było słońca na horyzoncie. Zgasła więc przypadkiem.
Zadowolony spojrzał pod siebie. Nic. Cisza. Żadnych nieproszonych kolegów cieni.
Uśmiechnięty podszedł do lampy, łapiąc ją w uścisku. A ona na to zaskrzeczała i ponownie się zapaliła.
- No żarty jakieś?
Kopnął ją wściekły, w nadziei, że ta znowu zgaśnie, ale tak się nie stało.
Warknął i zarzucił kaptur na głowę ruszając przed siebie. Lubił jak pada, bo wtedy jest ciemno. Nie ma cieni.
Ale nie padało i nic nie wskazywało na to, że będzie. Zapowiadał się piękny, słoneczny dzień.
- Młodzieńcze, a ty co tu robisz o tej porze?
Jakaś starsza pani wychylała się zza okna i głaskała kota leżącego na parapecie.
Co to za pato osiedle? - Pomyślał tylko i podrapał się po policzku.
- Sprzedaje szlugi nieletnim.
Odburknął na co kobieta głęboko westchnęła zszokowana.
W onomatopeji byłoby to dosłownie „OCH!".
Zaśmiał się tylko, z początku złowieszczo by zarysować jakiś klimat, ale zaraz pęknął ze śmiechu, nie mogąc wytrzymać.
Przecierając łzę rozbawienia, ruszył dalej. Skręcił ostatni raz, a za jego plecami zaczęło wychodzić słońce.
Zobaczył też człowieka. Szedł tak samo jak on, w bluzie i z rękami w kieszeniach. Na oko miał nieco mniej niż metr osiemdziesiąt, więc był niewiele wyższy od czarnowłosego.
Pięć. Sześć.
Mieli dokładnie takie samo tempo chodu. Zaciekawiony chłopak przyspieszył troszkę, chcąc poznać tę osobę. Być może była w jego wieku, a może był to jakiś nieogolony gość po czterdziestce. Się zobaczy.
Pierwszy raz od dawna ucieszył się, że przed nim pojawił się jego cień. Lampy już zgasły a za nim rósł ogromny promień słońca.
Jeszcze kilka kroków i cień będzie mógł go dosięgnąć. Wyciągnął rękę do góry, przez co wyglądał jakby do kogoś machał. Wyprostował palce i wykonał nimi pociągnięcie niewidzialnego przedmiotu.
A nawet nie, bo pociągnął za sznurówki, choć przecież wyglądało to jakby próbował coś przekazać po migowemu.
W każdym razie nieznajony szybko zauważył, że jego buty nie trzymają się kupy i kucnął by zawiązać sznurowadło.
Ale kiedy czarnowłosy podszedł, słyszał tylko jak mężczyzna mamrocze niezrozumiałe, ale zdecydowanie agresywne słowa pod nosem.
Cofnął się o krok, nie będą już pewny swojej decyzji. A potem przychodzień gwałtownie obrócił kark. Cyjanowe oczy wpatrywały się w chłopaka natarczywie.
Czarnowłosy zacisnął wargi i próbował grać na zwłokę.
- M-hm... Eee, tak, wszystko w porządku? Haha, pomóc ci czy coś?
Wyszczerzył zęby w sztucznym uśmiechu drapiąc się zdenerwowany po nosie.
- Proszę pana?
Dodał nie będąc jednak pewien różnicy wieku między nimi.
Nieznajomy wstał. Zrobił jeden krok do przodu i wtedy czarnowłosy bliżej przyjrzał się stojącej obok lampie. Niby uciekł by nie utrzymywać kontaktu wzrokowego, ale zobaczywszy ogłoszenie zmarszczył brwi. „Poszukiwany" - tak brzmiał nagłówek.
Chłopak ze zdenerwowania ugryzł swój policzek od środka. Ta sama czarna czupryna, turkusowe nienawistne oczy i jeszcze nieco fioletowe blizny. I... Zszywki na twarzy? Nie do końca wiedział co to jest, ale nie chciał się dowiedzieć.
Widział jednak, że na rzeczywistej postaci mężczyzny widnieje zaniedbany, krótki zarost. Jedyna rzecz którą różnił się od zdjęcia.
Upewniło go to w przekonaniu, że nieznajomy jest trochę stary, a nie jak miał nadzieję, w jego wieku.
Niestety czarnowłosy zwrócił uwagę, że młodszy chłopak zobaczył plakat. I teraz już wiedział, że się go boi.
- To twój dar? Siłą umysłu poruszasz przedmioty? Czy może wydłużyłeś te ogromne łapska?
Cyjanooki złapał go za łokcie, unosząc jego ręce do góry. Zaraz potem pociągnął za jeden z nadgarstków.
- Nie! Nie! Stop! Nie umiem ich rozciągnąć!
Chłopak wyrwał się z uścisku.
- Pogięło cię? To bolało!
Mruknął jakby nie tego spodziewał się po złoczyńcy i przemasował kość.
- Miało boleć.
Znów zbliżył się do chłopaka łapiąc go za ramiona.
- Czemu to zrobiłeś?
Potrząsnął nim. W zamiarze lekko, choć brązowooki odczuł to całkiem inaczej.
- Chciałem cię tylko poznać! Nie każdy chodzi o czwartej nad ranem po mieście! Możemy się zakumplować!
- Mogliśmy. W czasie przeszłym.
Cyjanooki złapał go za szyję.
I co? To już koniec?
Wtedy poczuł uderzenie z tyłu głowy. Do nozdrzy doszedł nieprzyjemny zapach przypominający o żulach śpiących na parkowych ławkach, a obok posypało się zielone szkło.
Potem po jego policzku polał się czerwony płyn.
- Krew?
Zapytał, podczas gdy w jego oczach zbierały się łzy.
- Wino.
Czarnowłosy nieznajomy uśmiechnął się, choć oczywiście kłamał. Pochylił nad nim zlizując spływającą mu po żuchwie krew, która, jak się domyślił brązowooki, leciała spomiędzy jego włosów.
Przeszły go dreszcze, czując ciepły język obcej osoby na swoim ciele.
A potem padł nieprzytomny w ramiona Dabiego.
- Twice, co to miało być. Mogłem go zabić. Po co mi przerywasz.
- Rozwiązał ci sznurówki. Może się przydać! Jest beznadziejny!
Touya pokręcił głową i dogodnie złapał czarnowłosego. Jakby nie patrzeć, Twice miał rację. W obu kwestiach.
☆☆☆
- Kurogiri! Jesteś tu?
Obaj rozejrzeli się dookoła. Z bocznej alejki ze śmieciami wyszedł znajomy im mężczyzna.
- Oczywiście. W końcu Twice sam by się tu nie pojawił.
- Zabierz nas z powrotem do siedziby.
- A ten młody mężczyzna w twoich ramionach?
- Nowy nabytek.
Dabi poprawił uchwyt pod kolanami chłopaka. Musiał zawinąć jego długie ręce, które przeszkadzały przy transporcie.
- Kozacko! Ma tragiczną moc!
Twice zaklaskał i zrobił kilka kroków w stronę zastępcy Shigarakiego.
- Tak bezceremonialnie? Bierzesz losowego człowieka z ulicy? Tomura nie będzie zadowolony.
- Pieprzyć go.
Mruknął cyjanooki i razem z pozostałymi mężczyznami wrócił do budynku, który był własnością Bractwa Złoczyńców.
▂ ▃ ▄ ▅ ▆ „from the author" ▆ ▅ ▄ ▃ ▂
Cześć! Chciałam tylko przeprosić za niezgodność obrazka z opisem postaci!
Zdjęcie było generowane w AI - płatnej wersji, więc nie bierzcie go sobie proszę ;) - a ja jeszcze nie znam się na tym na tyle wyśmienicie by wyglądało to jak należy. Zresztą wtedy jeszcze nie wymyśliłam, że będzie miał długie łapy.
Niestety wattpad się nie słucha i nie chcę dodać i zdjęcia i muzyczki w mediach więc... Nie ma muzyki. No co poradzić.
Oczywiście czekam na uwagi! Chciałabym wiedzieć co można poprawić by lepiej się czytało. Zwłaszcza, że ten styl pisowni przybrałam po raz pierwszy.
Może jakieś niezgodności z fabułą oryginalną, to też wypomnijcie.
Największy problem mam jednak z przecinkami, mam nadzieję, że nie rzuca się to za mocno w oczy.
Liczę, że uda mi się napisać całą tę opowieść w miesiąc, zanim skończą się wakacje. Inaczej pewnie historia umrze na dobre parę(naście) miesięcy!
A tego nie chcemy! (A zawsze się tak dzieje...)
Problem w tym, że w połowie sierpnia wyjeżdżam więc w sumie to mam tylko dwa tygodnie.
ಠ_ʖಠ Weno nadejdź! ಠ_ʖಠ
Postaram się zmieścić w nie więcej niż 10 częściach, więc możliwe, że pozostałe będą dłuższe.
Ta część, bez „from the author" ma 1629 słów! (Chociaż pewnie te znaczki też się policzyły). Dzięki wielkie i mam nadzieję, że będziecie czekać na dalsze przygody!
I tak, sorry za to half English - half Polish, wiecie, no, weszło mi przez rozszerzenie w szkole XD.
Do zobaczenia!
Publikacja 31 lipca 2023 r.