ZOEY
W noc po kolacji z Ryanem ledwo spałam. To jak Frost się na niego rzucił było... gorące. Nie wahał się ani chwili, tylko od razu przystąpił do czynów. Tylko dlatego, że zobaczył jak płaczę.
A później powiedział, że chce spróbować! Chce zaryzykować i otworzyć serce na kogoś nowego! Czyż to nie cudowne?
Wiem, że to ja sama zaproponowałam spotkanie, ale to, w jaki sposób Frost mi odpowiedział... I jeszcze ten pocałunek na masce jego samochodu. Ja się wręcz rozpłynęłam.
Randka na lodowisku minęła mi jak marzenie. Później Frost zabrał mnie także na frytki, na które miałam ogromną ochotę. Widziałam jak bardzo kręcił na to nosem, w końcu on jako jedyny z drużyny trzyma się narzuconej przez klub diety, ale dla mnie się przemógł i skusił się na jedną porcję smażonych ziemniaków.
Frost jest po prostu boski.
— Chyba obie mamy szczęście, co? — zagaja mama, gdy równo o ósmej dwadzieścia zbieramy się do wyjścia. — Jak było?
Dziś rozpoczynam praktyki w studiu rodziny Isey, więc nie musimy się aż tak spieszyć. Lokal jest rzut beretem, więc spacerkiem będę tam za kilka minut. A Charlie zaczyna lekcje za ponad pół godziny.
— Wspaniale — wzdycham rozmarzona. — On jest dla mnie idealny.
Kiedy opowiedziałam mama o sytuacji sprzed naszego bloku, chciała zadzwonić do Ryana i go zawrócić. Jednak uspokoiłam ją, że nic mu się nie stało. Jednak kobieta była uparta, a jej rozmowa z parterem trwała chyba ponad godzinę. Na szczęście nie chowa on urazy do Frosta. Twierdzi, że zareagował prawidłowo, widząc zrozpaczoną kobietę.
Serce trzepocze w piersi, gdy myślę sobie, że tak mężnie mnie bronił.
A gdy opowiadam tą historię Isey, to dziewczyna płacze ze śmiechu. Jej mama kręci tylko głową, jednak po jej twarzy również błąka się uśmiech.
— No i wyobraź sobie, że on tak nagle wyskoczył z tego samochodu i przyparł Ryana do karoserii — relacjonuję przyjaciółce. — Bałam się, że Frost go zmiażdży. Jest trzy razy większy od Ryana!
— Ale nic mu się nie stało, prawda? — pyta szatynka, upijając łyk kawy.
— A gdzie tam. — Macham ręką. — A wspominałam już, że Ryan to przyszyły sponsor chłopaków?
Isey krztusi się gorącym napojem. Delikatnie klepię ją po plecach, śmiejąc się głośno.
Gdy udaje jej się uspokoić, zabieramy się do pracy. Ciocia dziewczyny, Tinna, dała nam za zadanie zaprojektowanie małego domku letniskowego z widokiem na jezioro.
— Och, tak bardzo chciałabym pojechać do takiego miejsca — stękam, podbierając podbródek na dłoni. — Tylko cisza i spokój.
— I Frost — dopowiada Isey. Posyłam jej szeroki uśmiech ukazujący wszystkie moje zęby.
Następne trzy godziny spędzamy nad projektem. Później wybieramy się na lunch do bistro na dole, a gdy wracamy najedzone na górę, na kanapie pod oknem spotykamy drzemiącego Frosta.
— Poczekaj — szepcze Isey, zatrzymując mnie w półkroku. — Jestem jego siostrą. Mam pewne obowiązki.
Na paluszkach biegnie na zaplecze, aby po chwili wrócić z bitą śmietaną. Marszczę brwi, zastanawiając się skąd, u licha, ją wstrząsnęła.
— Ciocia uwielbia dodawać ją do kawy — tłumaczy, podchodząc do Frosta.
Na początku naszej znajomości nie była tak radosna. Chodziła smutna, mało się odzywała, a jeżeli już, to odpowiadała półsłówkami. Najwidoczniej towarzystwo Nicka, jak i moje, tak na nią działa. Wyciąga na wierzch jej najlepsze cechy.
Przygryzam mocno wargę, aby nie śmiać się w niebogłosy, gdy dziewczyna nakłada bitą śmietanę na dłoń brata. Później odnosi ją do lodówki i wraca z miotełką do kurzu. Staje w niewielkiej odległości od kanapy i przeciąga nią po nosie Frosta.
Chłopak kicha i automatycznie unosi dłoń do nosa. Jednak zatrzymuje się milimetr od ust i zrywa się z kanapy. Isey piszczy i zaczyna uciekać, ale brunet raz dwa ją dopada i wciska śmietanę w twarz.
— A ty co się tak śmiejesz? — pyta chłopak, podnosząc do mnie bliżej.
Nie mam nawet sekundy, aby zareagować, gdy słodkość ląduje także na mojej buzi. Śmiejemy się na cały głos, a Isey wykorzystuje moment jego nieuwagi i kończy swoje dzieło, rozsmarowując resztki śmietany na jego policzku.
Chwytam się za brzuch, który boli z ciągłego śmiechu. Patrzę na Frosta zapłakanymi oczami, zauważając, że jego wzrok co chwila zjeżdża na moje usta. Isey poszła do łazienki, aby się umyć, więc teraz zostaliśmy tutaj sami.
— Chyba powinieneś pomóc mi się umyć — szepczę, przełykając ślinę. Ani śmiem zerwać nasz kontakt wzrokowy.
Frost zbliża się, górując nade mną wzrostem. Zniża się i ściera kciukiem śmietanę z moich ust, które bezwiednie rozchylam. Oblizuje swój palec, a ja wydaję z siebie ciche jęknięcie.
To chyba ten dźwięk daje mu impuls do działania. Dopada do mnie jakby był złakniony moich ust. Pocałunek smakuje wszystkim. Czuć w nim trochę mojego jagodowego błyszczyka, śmietanę, kawę a nawet gumę, którą musiał żuć chłopak. Zarzucam mu ramiona na szyję i przyciskam swoje ciało do jego. Brunet wyplątuje palce w moje włosy, lekko za nie pociągając.
O mój Boże. Zaraz tu wybuchnę.
Frost jednak się ode mnie odrywa, składając jeszcze kilka pocałunków, zlizując resztki śmietany. Przymykam oczy, dysząc jak lokomotywa.
Co to był za pocałunek!
— Skończyliście? — pyta cicho Isey zza drzwi. — Chciałabym już wyjść.
Brunet odsuwa się, poprawiając bluzę. Zerka na mnie rozpalonym wzrokiem.
— Już idę — mówi zachrypniętym głosem. — Na biurku są papiery dla mamy.
I wychodzi, oglądając się za siebie, dodatkowo puszczając mi oczko.
— Przerwałam coś ważnego, prawda? — Isey podchodzi do mnie niepewnie. — Przepraszam...
— To nic — chichoczę, przyciskając dłonie do gorących policzków. — I tak zaraz byśmy to przerwali.
— To jak to między wami jest? — pyta, zajmując miejsce przy biurku.
Biegnę szybko obmyć twarz i wracam do przyjaciółki.
— Cóż... — wzdycham. — Powiedział, że chce spróbować. Nie będę na niego naciskać, ani nic z tych rzeczy. Będziemy robić to w jego tempie, znaczy się, nie będziemy się spieszyć.
Szatynka uśmiecha się pod nosem.
— Mogę poczekać tyle ile będę musiała — dodaję. — Najważniejsze, że w ogóle chce zaryzykować. A reszta przyjdzie z czasem.
— A co jeżeli nie?
— Co masz na myśli? — Chwytam za myszkę i wracam do porzuconego projektu.
— Znam Frosta lepiej od ciebie — zaczyna cicho. — Mieszkam z nim od zerwania i widzę jak bardzo to na niego wpłynęło. Nie chcę cię zniechęcać, ani nic zapeszać, ale... to może nie być takie łatwe jak sądzisz.
— Przecież nie mówię, że już jutro ma mi się oświadczyć. — Przewracam oczami. — Pożyjemy, zobaczymy. Możesz tam mu co chwilę szepnąć o mnie dobre słówko.
— Postaram się — chichocze.
To urocze. Pomimo tego, że Frost jest jej bratem, to nie mówi o nim w samych superlatywach. Nie próbuje nas na siłę zeswatać. A zamiast tego mnie ostrzega, abym to ja nie ucierpiała w tej relacji.
Przesłodkie, ale nie ma się czym martwić. Frost nie zrobiłby czegoś takiego.
***
Wieczorem wpadam do domu Isey. I to wcale nie dlatego, że pomieszkuje tutaj Frost. Moja mama poszła na randkę, a Charlie nocuje u kolegi. Byłabym sama w mieszkaniu, a tak spędzę miło wieczór w towarzystwie przyjaciółki.
Stoję pod jej domem, czekając aż ktoś otworzy mi drzwi. Gdy słyszę dudniące kroki, moje serce zaczyna szybciej bić. Wszędzie poznam ten specyficzny chód.
— Co tu robisz? — pyta Frost, trzymając dłoń na krawędzi drzwi.
— Przyszłam do Isey — odpowiadam. — Byłam sama w domu i strasznie mi się nudziło, więc postanowiłam wpaść.
— Isey wyszła gdzieś z Nickiem — oznajmia, pochylając głowę na bok.
— Och... — Opuszczam ramiona. — No cóż, skoro jej nie ma, to nic tu po mnie.
Zaproś mnie. Zaproś mnie do środka.
— Zaraz będzie śnieżyca — mówi, wpatrując się w ciemne chmury nad nami. — Wchodź do środka, nie będziesz wracać w taką pogodę.
Zaprosił mnie! Równie dobrze mógł powiedzieć, że może mnie odwieźć do domu i mieć problem z głowy.
Wchodzę do środka ciepłego domu, ściągam buty i kurtkę, a chłopak przejmuje ode mnie ubranie i wiesza je na haczyku przy drzwiach. Przechodzę głębiej, wciągając do płuc przyjemny zapach, dreptam za chłopakiem do kuchni. Proponuje mi herbatę, a ja przyjmuję ją z wdzięcznością.
— Trochę zmarzłam — mamroczę z ustami przyklejonymi do kubka.
— Przyszłaś pieszo? — pyta, na co kiwam głową. — A samochód?
Przełykam ciężko ślinę i wgapiam się w kolorowe kropki na kubku.
— Jest u mechanika — odpowiadam cicho. — Słyszałeś wtedy Charliego, to gruchot.
— A autobus?
— Było szybciej pieszo — mówię dobitnie.
Frost wzdycha i kiwa głową w stronę salonu. Układam się wygodniej na miękkiej sofie, gdy nagle na moje kolana opada gruby koc. Przykładam przed twarz kubek, aby brunet nie widział mojego szaleńczego uśmiechu.
— Wpadniesz jutro z młodym na mecz? — zagaja, zakładając ramię pod głowę. — Gramy z Chicago. Będzie ciekawie.
— Postaramy się — mówię, śledząc wzrokiem jego wypukłe żyły na przedramionach. — Charlie będzie przeszczęśliwy.
Posyła mi lekki uśmiech. Przymyka powieki i poprawia swoje ułożenie.
Nawet w tak domowym wydaniu, w wymiętej bluzie z drobną plamą na środku i roztrzepanymi włosami wydaje się piekielnie przystojny.
— Więc? Jak to z tobą było? — wypala po chwili.
— Hm?
— Co cię sprowadza do Toronto? — Isey nie opowiadała mu o mnie? Nagle czuję dziwną ciężkość na brzuchu. Naprawdę nie pisnęła o mnie słówka? — Siostra mówiła coś o pracy twojej mamy.
Jejku, czyli jednak coś mu o mnie powiedziała.
— Tak, to prawda — odpowiadam. — Mama od lat pracuje w marketingu. Jest w tym świetna. Poprzednia praca zaniżała jej kompetencje, a płaca była śmiesznym żartem. Ale lepiej było mieć te parę gorszy niż nic.
O cholera. Powiedziałam za dużo.
Spoglądam na chłopaka z szeroko otwartymi oczami, niepewna jego reakcji. Jednak on nadal leży rozluźniony, z ręką pod głową. Nie patrzy na mnie, co daje mi nadzieję, że nie usłyszał ostatniego zdania.
Nie muszę nikomu mówić o mojej przeszłości. I problemami z pieniędzmi.
— I Ryan ją przejął, tak? — zgaduje. — Sprawdziliśmy tą firmę od góry do dołu. Nie możemy pozwolić, aby nas w coś wrobili. Wydali się nam najlepszą opcją. Twoja mama ma kupę szczęścia, że się tam dostała.
— Na początku obawiała się, że inni pracownicy będą do niej niemili, z powodu tego, że dostała tą pracę ot tak. W końcu romansowała z Ryanem już wcześniej. Ale raz dwa okazało się, że ma ogromną wiedzę na temat marketingu.
— Mama w marketingu, a ty poszłaś na architekturę wnętrz — zauważa. — Po kim masz ten dryg?
— W dzieciństwie kochałam Simsy — wyjawiam. — I nadal kocham.
Frost wybucha zaraźliwym śmiechem. Dołączam do niego, kładąc się płasko na kanapie.
— To wiele wyjaśnia...
Śmiejemy się długie minuty, nie potrafiąc się opanować. Kilka razy muszę otrzeć łzy wypływające z moich oczu.
— A co z tobą? — rzucam. — Miałeś rok i tata włożył ci w rączki kij do hokeja?
— Nie rok, a dwa.
Ponownie wybuchamy śmiechem. Całe nasze ciała trzęsą się jak szalone.
W pewnym momencie przysuwam się do chłopaka, a on automatycznie otacza mnie ramieniem. Kładę dłoń na jego brzuchu, układając się wygodniej. Opieram głowę o jego bark, wtulając się w jego bok.
— W sumie dobrze, że jednak nie zastałam Isey — mruczę w ciepły materiał na jego piersi. — Każda z nas spędza czas o wiele ciekawiej.
— Powiedz mi, że się mylę, ale... — zaczyna, odsuwając moje włosy w tył. — Od początku wiedziałaś, że jej nie będzie.
— Nieprawda! — Podrywam się do góry, jednak chwilę później znowu ląduje w jego ramionach.
— Skoro tak twierdzisz...
Następne minuty spędzamy przytuleni do siebie nawzajem. Twarde mięśnie i jego oszałamiający zapach, sprawia, że moje powieki same się zamykają. Usilnie staram się trzymać je otwarte, jednak senność jest coraz mocniejsza, a ja zaczynam szeroko ziewać.
Unoszę wzrok i widzę, że Frost odchylił głowę i sam cicho pochrapuje.
Mam ochotę parsknąć śmiechem. Czy naprawdę tak wygląda chłopak, który uparcie twierdzi, że nie szuka związku i nie chce się z nic angażować? Czy taki chłopak zasypia z inną dziewczyną w ramionach?
Z uśmiechem poprawiam swoją pozycję, pozwalając sobie na krótką drzemkę.
Budzą mnie szepty nad głową. Nie otwieram jednak oczu i z całych sił próbuję nie dać po sobie znać, że się już obudziłam. Frost powoli gładzi moje ramię, ciasno mnie obejmując.
— Co to za przytulanki? — pyta kobiety głos. To pewnie mama Frosta.
— Przyszła do Isey, ale jej nie zastała. Nie mogłem jej przecież wyrzucić — odpowiada cicho brunet.
— Ale wiesz, że Isey nie wraca na noc, prawda? — chichocze jego matka.
Kręcę się lekko, chcąc zasygnalizować swoją pobudkę. Przeciągam się, dodatkowo ziewając. Szeroko się uśmiecham na widok pani Ward i trenera.
— Dobry wieczór, państwu — mówię, poprawiając się w miejscu.
— Cześć, Zoey — odpowiada kobieta. — Wzięliśmy chińszczyznę na wynos, a że Isey dosłownie chwilę temu napisała, że nie wraca do domu, to mamy dodatkową porcję. Skusisz się?
Puszcza synowi oczko i spogląda na mnie z zaciekawieniem. Jej mąż śmieje się pod nosem i opuszcza salon.
— Z wielką chęcią, pani Ward.
Kolacja mija nam w świetnej atmosferze. Jeszcze nigdy nie rozmawiałam tyle z trenerem chłopaków. Na urodzinach Isey wymieniłam z nim tylko jedno zdanie.
Ich rodzice są wspaniali. Życzliwi i pełni miłości. Gdy widzę jak bardzo kochają siebie i dzieci, czuję mocne ukłucie w sercu. Dlaczego ja również nie mogłam mieć takich obojgu rodziców?
Moje dzieciństwo nie było złe. Ojciec zaczął się zmieniać po objęciu nowego stanowiska w pracy. Później dość szybko nasze życie zmieniło się w koszmar.
— Zoey, jak ci się tutaj podoba? — zagaja mama Frosta. — Tinna bardzo chwali twoje prace. Ja jeszcze nie miałam okazji się im przyjrzeć.
Spuszczam głowę, czując lekki rumieniec na policzkach.
— O wiele lepiej niż w Ottawie — odpowiadam. Kątem oka widzę, jak Frost spogląda na mnie spod zmarszczonych brwi. — Dziękuję za tę szansę. W innym wypadku musiałabym prosić uczelnię o znalezienie praktyk. A tak jestem w miejscu, o którym nawet nie śniłam.
Kobieta posyła mi szeroki uśmiech.
Jednak Frost nadal dziwnie się na mnie patrzy. Jakby... Jakby coś przeczuwał. Wykrzywiam usta w jego stronę, jednak on odwraca wzrok i wbija go w talerz.
Nie podoba mi się to. Coraz bardziej nie kontroluję tego, co mówię. Boję się, że za niedługo wypalę z jakąś głupotą i wszystko, co tak usilnie próbuję ukrywać w środku wyjdzie na wierzch. Boję się, że za niedługo porzucę swoją maskę.
A później już nic nie będzie takie samo.