zaufaj mi

By 4Lilitra4

8.5K 221 59

Luna Black to osiemnastoletnia dziewczyna z dosyć ciężka przeszłością. Lecz pomimo tego co spotkało ją w prze... More

opis postać
Prolog
Rozdział 1 ''Czy ty chociaż raz możesz udawać że nie istnieje''
Rozdział 2 ''Musimy porozmawiać''
Rozdział 3 ''Każdy ma coś za uszami, Black''
Rozdział 4 ''Hej jestem Lucas''
Rozdział 5 ''Kocham spać''
Rozdział 6 ''Przepraszam''
Rozdział 7 ''Uważasz że jestem królewną?''
Rozdział 8 ''Spokojnie, diabełku''
Rozdział 9 ''Obiecujesz?''
Rozdział 10 ''Kocham cię''
Rozdział 11 ''Znowu go zobaczyłam''
Rozdział 12 ''Suka nie matka''
Rozdział 14 ''Masz go w oczach''
Rozdział 15 ''Nikt nigdy nie przyprawiał mnie o takie przerażenie jak on''
Rozdział 16 ''Czemu Gerald Angel musiał być moim ojcem?''
Rozdział 17 " Chodziby nie wiem co"
Rozdział 18 ''Wiadomość''
Rozdział 19 ''Wszyscy na niego zasługujemy''
Rozdział 20 ''Środa dzień loda''
Rozdział 21 ''Specyficzna''
Rozdział 22 ''Przyjaciele''
Rozdział 23 ''Natan''

Rozdział 13 ''Imię Luna bardziej pasuje do Aresa''

339 10 0
By 4Lilitra4

Oczywiście, że musiał przypałętać się tu Ares. Czemu moje życie musi być dla mnie takie okrutne?

Szybko wycofałam się zanim mnie zauważyli, i wiem że to nie jest zbyt mądre lecz serio nie mam ochoty z nim gadać.

Weszłam do kuchni, bo otusz było tam tylnie wejście, jak ja się cieszę że wzięłam telefon.

Kiedy wyszłam z posesji napisałam do Aarona szybka wiadomość, że musiałam wyjść, nie tłumacząc czemu.

Była godzina 21 więc na dworze było już całkiem ciemno oraz zimno, a ja nie miałam przy sobie bluzy. Nie przejęłam się tym jakoś specjalnie bardzo, po prostu szłam.

Postanowiłam wejść do pobliskiego parku. Przechadzałam się kamienną ścieżką w ręku trzymając jednorazówkę.

Wsłuchiwałam się w błogą cisze która zostawała przerwana co jakiś czas przez świerszcze. Muszę przyznać że park o tej porze wyglądał pięknie, zawsze uwielbiałam nocne spacery, miały coś w sobie.

Usiadłam na ławce, po czym odchyliłam głowę lekko do tyłu oraz przymknęłam powieki. Zaciągnęłam się papierosem a po chwili z moich ust ulotnił się dym.

Nagle przed moimi przymkniętymi oczami pojawił się obraz twarzy Rosie, co poskutkowało tym że poczułam lekki pieczenie pod powiekami.

Otworzyłam oczy, obraz był nieco rozmazany przez łzy które już po chwili zaczęły spływać po moich policzkach. Mój oddech był nierówny moja klatka piersiowa podnosiła się i gwałtownie opadała.

Czemu to musiało zawsze tak wyglądać?

5 lat wcześniej

Szłam powoli chodnikiem, nie chcąc wracać do domu. Dostałam jedynkę a minęły dopiero dwa tygodnie od rozpoczęcia roku szkolnego. Niestety nikt nie potrafił mi pomóc bo aktualnie była najstarsza z rodzeństwa, a rodziców? Nawet by mi do głowy nie wpadł ten pomysł bo po prostu jest głupi.

Byłam już przy drzwiach, moje serce zaczęło bić szybciej a oddech stał się strasznie nie równy, dodatkowo czułam jak pocą mi się ręce. Chwyciłam za klamkę i nią szarpnęłam otwierając drzwi.

Weszłam po cichu do środka ściągając buty. Już chciałam wchodzić po schodach kiedy usłyszałam lodowaty przyprawiający o dreszcze głos.

-Luno, pozwól na chwile do mojego gabinetu.-powiedział ojciec.

Westchnęłam i po chwili ruszyłam za nim. Weszliśmy do środka ja jak zwykle zajęłam miejsce na fotelu przed biurkiem, za to on za nim.

-Chyba domyślasz się czemu tu jesteś.-rzucił chłodno.

-Jestem tu praktycznie co drugi dzień więc nie.-przewróciłam oczami.

-Dostałaś jedynkę, a z tego co mi wiadomo minęły dwa tygodnie szkoły czy się mylę?

-Nie.-spuściłam głowę w dół wiedząc co to oznacza.

-Twoja siostra nigdy by do czegoś takiego nie dopuściła.

-Nie jestem Rosie.

-Niestety nie, gdybyś była nie byłoby cię tutaj, czasami nawet myślę że lepiej by było jakbyś to ty umarła.

Uniosłam gwałtownie głowę patrząc na niego, oczy zaszły mi łzami. Ale co jeśli ma racje? Co jeśli faktycznie było by lepiej?

-Twoja siostra o wiele bardziej zasługiwała na bycie w tej rodzinie.-wstał i zaczął się do mnie zbliżać.

Nachylił się po czym wyszeptał mi do ucha:

-Nie zasługujesz aby nazywać się Ángel. A teraz wstań.

Już po mnie.

Teraźniejszość

Moje płakanie nad tym jakie mam marne życie przerwał cichy szloch dziecka. Zmarszczyłam brwi i zaczęłam się rozglądać.

Kto normalny zabiera dziecko o tej porze do parku?

Mój wzrok napotkał drobną sylwetkę dziecka, lecz co dziwne nie zauważyłam nigdzie rodzica. Postanowiłam podejść do niego i spytać czemu jest tu sam.

Podeszłam powoli do chłopca który po chwili mnie zauważył i zaczął się wycofywać.

-Spokojnie nie chce ci zrobić krzywdy.-powiedziałam spokojnie, na co chłopiec zatrzymał się i spojrzał na mnie nie ufnie.- Jak masz na imię?

-Damon.

-Śliczne imię, ja nazywam się Luna.

-Tak jak w mitologii rzymskiej?

Gdybyś nie był dzieckiem wyszłabym za ciebie.

-Dokładnie, też lubisz mitologie rzymską?-łagodnie się uśmiechnęłam.

Chłopiec był brunetem o brązowych oczach, miał na twarzy mnóstwo piegów co wyglądało naprawdę uroczo.

-Tak, uwielbiam postać Luny lecz bardziej wole jej odpowiednik z mitologii greckiej czyli Selene. Chociaż imię Luna bardziej pasuje do Aresa.

Gdybym miała wodę w tej chwili bym ją wypluła.

-Czemu niby miało by do niego pasować?

-Nie wiesz? Istniała legenda że Ares i Luna byli kochankami. Muszę przyznać że jestem jej fanem.

Czy jego imię musi mnie nawet w mitologii rzymskiej nawiedzać?

-Nigdy o tym nie słyszałam.

-Podobno spotykali się nocami kiedy Luna była na niebie, bo wiesz była boginią księżyca, były to dwa przeciwieństwa, Ares był silny, odważny, zdeterminowany oraz nieustraszony, bo w końcu był bogiem wojny, nie? A za to Luna piękna, delikatna i tajemnicza tak samo jak księżyc, to jest takie ekscytujące!

-A tak zmieniając temat, co robisz tu zupełnie sam?

-Przecież ty tu jesteś.

-Nie licząc mnie.

-Ale wtedy nie mogę być zupełnie sam bo przecież ty tu jesteś tak więc twoje pytanie nie ma sensu.

Jak ja nienawidzę dzieci.

-Czemu przyszedłeś tu sam?-chłopak widocznie zmarkotniał, spuścił lekko głowę po czym mruknął:

-Nie chciałem słyszeć kłótni rodziców.

Spojrzałam współczująco na Damona. Kucnęłam koło niego i chwyciłam jego ramie.

-Powinieneś wrócić, o tej porze nie jest zbyt bezpiecznie.

-Mogę się jeszcze przytulić?-zapytał nagle.

Pokiwałam potakująco a chłopak od razu się we mnie wtulił. Objęłam jego plecy, i dopiero teraz zdałam sobie sprawę że cały się trząsł.

-Zimno ci?

-Mhm.

-Chodź zaprowadzę cię do twojego domu, znasz drogę?

Chłopiec pokiwał głową po czym odsunął się ode mnie i złapał za rękę, i skierowaliśmy się w stronę wyjścia z parku. Do jego domu dotarliśmy po jakiś pięciu minutach.

Stanęliśmy przed wejściem na podwórko. Przytuliłam Damona na pożegnanie.

-Zobaczymy się jeszcze?-zapytał, na co podałam mu kartkę z moim numerem telefonu mówiąc że jakby jego rodzice znowu by się pokłócili ma do mnie zadzwonić, a ja po niego przyjdę.

Postanowiłam jeszcze chwile posiedzieć w parku, było już serio zimno, na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka.

Usiadłam na ławce i usiadłam w takiej samej pozycji jak wcześniej tylko że z otwartymi oczami. Zaczęłam wpatrywać się w gwiazdy.

-Są bardzo ładne, co nie?

-Kurwa!-podskoczyłam w miejscu.

-Możesz mnie nie straszyć?-zapytałam siedzącego na ławce Aresa.

-A ty możesz mnie nie unikać?

-Nie wiem o czym mówisz.-założyłam ręce na piersi mrużąc oczy.

-W takim razie udam że wcale nie widziałem jak uciekasz do tylnego wyjścia jak mnie zobaczyłaś.

-No i spoko.

Siedzieliśmy przez chwile w ciszy patrząc w niebo, znowu dopadło mnie ostre zmęczenie więc przymknęła powieki.

-Przepraszam.

-Co?-mruknełam ledwo przytomna.

-Przepraszam.

-Już to mówiłeś.

-Wiem, ale wole się powtórzyć.

-Zasłużyłam.

-O czym ty mówisz?

-Nie powinnam mówić takich rzeczy.

-Czyli jesteśmy kwita?-przechylił głowę w bok.

-Tak.-poczochrałam mu włosy na co on odwdzięczył mi się tym samym.

-Ile ci powiedział Chris?

-Tajemnica.

-No nie bądź taka.

-Zaczynasz się bawić w mojego przyjaciela?-uniosłam jedną brew w górę.

Brunet odchylił głowę do tyłu i ciężko westchną.

-Zapytam wprost,-spojrzał mi głęboko w oczy.- jakbyś chciała abym cię traktował?

Do moich uszu dobiegła rozmowa z Damonem o legendzie gdzie Ares i Luna byli razem, ale wypędziłam ją tak szybko jak się pojawiła. To jest przecież nie możliwe. Boże co mi w ogóle przyszło do głowy.

-Ja...-zaczęłam zmieszana.-Nie mam bladego pojęcia, o co ty mnie w ogóle pytasz?-jęknęłam sfrustrowana.

-Cóż wcześniej się wkurzałaś że mam rozdwojenie jaźni...

-Bo je masz.

-Dasz mi skończyć?-nie odpowiedziałam.- Dziękuje. Tak więc chce mieć jasno postawione granice.

-Jakby ich wcześniej nie było.-prychnęłam pod nosem.

-Nie odpowiesz mi, nie?

-Typie, jak mi z takim pytaniem z dupy wyskakujesz to się nie dziw.-wzruszyłam ramionami.

W pewnym momencie moja dolna szczęka zadrżała z zimna, co nie uszło uwadze Aresa. Chłopak zdjął swoją bluzę po czym rzucił mi nią w twarz.

-Po cholerę mi to.

-Zakładaj to.

-Weź, jeszcze się czymś zarażę.

-Albo założysz to sama albo ci pomogę.

-Miejmy nadzieje że nie zarażę się debilizmem.

-Nie da się zarazić kogoś kto jest zarażony od urodzenia, wkładaj to.

-Spierdalaj.-skrzyżowałam ręce na piersi i obróciłam głowę w bok w geście obrażenia.

-Nie wkurwiaj mnie.

-Tylko spróbuj mnie choćby dotknąć a stracisz szanse na dzieci.

-Czy ty chociaż raz możesz przestać zachowywać się jak piepszona księżniczka.

-Ej, nie wiesz czy piepszona, no chyba że...

-Co... Ja... Jesteś kurwa nie możliwa.-warknął z niedowierzaniem, a ja się głośno zaśmiałam.-Wkładaj to gówno.

-Jak to założę to się wreszcie zamkniesz?-pokiwał potakująco głową, a ja przełożyłam ciemno niebieską bluzę z kapturem przez głowę. Muszę przyznać że całkiem ciepłą miał tą bluzę.

-Idziemy? Mam samochód zaparkowany przed wejściem.-wskazał palcem za siebie.

-Miałeś się zamknąć.

-Zmuś mnie.

-To zabrzmiało jakbym miała ci wsadzić kutasa do mordy, oczywiście jakbym go miała.

-Luna, japierdole.-warknął zażenowany moją osobą.-Lepiej by było jakbyś to ty się zamknęła.

Złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą.

-Możesz łaskawie zwolnić bo się wypierdole.

Chłopak przystanął po czym wziął mnie na ręce.

-No chyba cię coś boli.

-Zamknij się.

-Ale po co od razu się wściekać, złość piękności szkodzi.-Ares zacisnął szczęki oraz zacisnął jedną rękę na nodze a drugą na moich plech.- Chociaż piękny ty już...

-Nawet tego nie kończ.- warknął wściekły, albo lepsze określenie że jest wręcz wkurwiony.

Już się nie odezwałam tylko czekałam aż dojdziemy do samochodu. Postawił mnie przed samymi drzwiami swojego mustanga.

Kiedy ruszyliśmy minęło może jakieś pięć minut a ja już spałam.

~*~

Poczułam jak ktoś zaczął szturchać moje ramie, na co zmarszczyłam brwi.

-Spierdalaj psychopato.-wymruczałam z zamkniętym oczami.

-Wstawaj jesteśmy na miejscu.-powiedział Ares.

-Mhm.-mruknęłam nawet nie drgając.

Westchnął głośno, a potem mnie podniósł. Ręce owinęłam mu wokół szyi a głowę położyłam mu na ramieniu. Chłopak zaniósł mnie do mojego pokoju i położył na łóżku.Wtuliłam się w swoją kołdrę i zaczęłam już odpływać kiedy usłyszałam:

-Dobranoc, diabełku.

-Dobranoc, Ares.

I zasnęłam.

Ogólnie pisałam ten rozdział do 5 rano dlatego tak szybko się on pojawił, i z góry przepraszam jeżeli coś dzieje się za szybko lub są zbędne opisy.

Continue Reading

You'll Also Like

773K 34.8K 54
Zachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i reprezentacja łyżwiarzy figurowych. Nie...
159K 4.7K 45
DRUGA CZĘŚĆ "LOST" Jenny powoli stara się poukładać swoje życie. Studiuje, mieszka w innym mieście. Na wakacje wraca jednak do Naples. Nie zdaje sobi...
4.5K 122 6
Jej dzieciństwo było prawie idealne. Prawie, ponieważ zakłócał je pewien brązowooki chłopiec, który kochał jej dokuczać. Konkurowali ze sobą, kiedy t...
216K 5.9K 23
Pozwoliłeś mi oddychać i już na zawsze będę za to wdzięczna. Mimo tego, że oddech, który zaczerpnęłam przy tobie był najbardziej raniącym przeżyciem...