TW: samookaleczanie, wzmianki o przemocy
Nadszedł czerwiec i chociaż kalendarzowo było już lato, to jednak w Londynie wszystko dochodziło z pewnym opóźnieniem i miałem wrażenie, jakby dopiero teraz doszła do nas wiosna. Drzewa przestały być takie gołe i smutne, a pojawiły się na nich jasno zielone listki, gęsto i bujnie rosnące obok siebie. Trawa w ogrodzie bardziej odżyła i chociaż Sam dbał o nią przez cały rok, to jednak słońce potrafiło jak nic zdziałać cuda. Nic tak bardzo nie pomagało narodzić się na nowo roślinom, jak natura sama w sobie i cykliczność pór roku. Na niej porozsiewane były jak jakiś magiczny pył, stokrotki, które swoją delikatnością i kruchością zawsze sprawiały, że od samego patrzenia na nie, czułem się lekko. Gdzieniegdzie, w bardziej dzikich miejscach ogrodu, można było zobaczyć również czerwone maki i małe fioletowe kwiatki, które często można było znaleźć też na cmentarzu.
Deszcz oczywiście padał często, jednak miałem wrażenie, że słoneczne dni również się pojawiały, co wprawiało mnie w lekkie zaskoczenie, bo nigdy chyba w Londynie nie było aż tak przyjemnie. Wychodziłem wtedy, siadając na ławeczce z tyłu ogrodu i czytałem książki, ciesząc się, że promienie słoneczne chociaż trochę mogą ogrzać moje chłodne oblicze. Kiedy nie czytałem, po prostu rozglądałem się wokół, a nad moją głową przelatywały najróżniejsze gatunki motyli, wywołując u mnie mały uśmiech. Uwielbiałem je obserwować, a kiedy jeden usiadł w miejscu, zawsze go uważnie oglądałem, chcąc odkryć jak najwięcej detali, na jego wyjątkowych i barwnych skrzydłach. Kiedyś moja mama powiedziała, że motyle to dusze zmarłych dzieci, które nie mogąc zaznać szczęścia za życia, chociaż po śmierci zostały obdarowane tak wielkim pięknem. Była to niezwykle piękna metafora i została ze mną aż do teraz.
Często wychodziłem za dnia, w wolne weekendy, lub na przerwach pomiędzy pracą, żeby trochę odpocząć i uspokoić swoje emocje, po ciągłym przebywaniu z Nicholasem, który raz zachowywał się całkiem normalnie, ale w ułamku sekundy mógł momentalnie się zmienić. Coraz bardziej było to dla mnie męczące, bo nie wiedziałem czego miałem się spodziewać, więc każdego dnia szedłem do jego gabinetu z nastawieniem jak na jakąś nieustanną bitwę, która nigdy się nie kończyła. Chociaż podświadomie wiedziałem jak wyglądała sytuacja pomiędzy nami i z samym mężczyzną, to i tak głupio myślałem, że ten w końcu się zmieni i zacznie być na powrót sobą, a nie mroczną istotą, rodem z biblijnych opowieści sióstr.
Kiedy nie mogłem spać w nocy, a zdarzało się to coraz częściej, ponownie wracałem do ogrodu, wymykając się cicho jak myszka, żeby nikt mnie przypadkiem nie usłyszał i nie spotkał po drodze. Ubierałem jedynie jakąś ciepłą bluzę, lub sweter, bo nie było aż tak zimno i siadałem na trawie, patrząc jak urzeczony na gwiazdy. O dziwo było ich naprawdę sporo, jako iż brunet mieszkał na obrzeżach, a z dala od tych wszystkich neonów i wielkich oświetlonych wieżowców, można było ujrzeć ich całkiem sporo. Siedziałem tak długo, patrząc na migoczące elementy na niebie, aż nie drżałem z zimna. Często odpływałem tak bardzo, odłączając się fizycznie od tego co działo się wokół mnie, prawie jakbym i ja należał do galaktyki, a nie do tej strasznej i brzydkiej planety. Myślałem wtedy o rzeczach, które za dnia nigdy by mi nie przyszły nawet do głowy i czasami byłem naprawdę przerażony, w jakim kierunku szły. Miałem wrażenie, jakby nie należały w ogóle do mnie, a do kogoś innego, kto również żył w moim ciele, ale był jakby intruzem.
Nicholas wciąż urządzał sobie niezwykle hałaśliwe i doprowadzające mnie do szału zgromadzenia ze swoimi kolegami, którzy ze spotkania na spotkanie, robili się coraz bardziej wulgarni i nachalni. Nie raz byłem świadkiem tego, jak zaczepiali Mie i chociaż dziewczyna doskonale wiedziała jak poradzić sobie z takimi natrętami, to i tak patrzyłem na to z narastającą wściekłością. Nienawidziłem ich za to, ponieważ nikt nie miał prawa zachowywać się tak wobec kobiet i ogólnie, wobec innych ludzi.
Nicholas nic sobie z tego nie robił, obserwował tylko to wszystko, nigdy nie reagując i jedynie przyzwalając na coś, lub nie. Miałem wtedy wrażenie, że brunet czuł się wtedy, jakby był królem. Uwielbiał mieć kontrolę, czuć, że ludzie się go słuchają, mają wobec niego respekt. Że są zależni od jego łaski. Patrzyłem wtedy na niego, a on na mnie, jakby doskonale wiedział o czym myślałem w takich chwilach. Uśmiechał się jedynie złośliwie i unosił brwi, jakby czekał tylko na to, aż zwrócę mu uwagę. Nie chciałem mu tego jednak dać. Wiedziałem, że karmił się strachem i uwagą, jaką inni mu dawali, prawie jak jakiś złośliwy byt, albo demon. Czasami naprawdę się zastanawiałem, czy nim nie był i tylko udawał człowieka.
Nie robili jednak aż tak dużego bałaganu, jak na początku. Zostawiali za sobą jedynie puste szklanki z resztkami whiskey, czy wódki, a nocą wychodzili na miasto. Śmiałem się wtedy z Samem, że byli jak wampiry. Nie przesiadywali też już w gabinecie u Nicholasa, tylko w salonie w jego części domu. Zastanawiałem się, czy to interwencja Rose aż tak zadziałała, bo wątpiłem, aby Nicholas sam z siebie postanowił to zmienić.
Dostawałem też o wiele częściej wolnego w ciągu tygodnia. Denerwowało mnie to, nie z tego względu, że chciałem oglądać diabelską twarz Nicholasa i jego posłusznych poddanych, ale dlatego, iż czułem, że moja obecność w tym domu była bezsensowna. Byłem w końcu tutaj, żeby pracować dla Nicholasa - być jego asystentem i pomagać w rozwoju kariery, a jak na razie tylko chodziłem i sprzątałem jego bałagan. W ogóle nie czułem się jak pracownik, tylko jak jego rodzic.
Siedziałem właśnie w kuchni u Ethana, bo była sobota i zarówno on, jak i ja mieliśmy wolne, więc chciałem z nim spędzić trochę czasu. Miałem nadzieję, że towarzystwo najlepszego przyjaciela poprawi mi trochę humor i zdołam zapomnieć o tym wszystkim, czym nieustannie się zamartwiałem. Jednak nawet pozytywne nastawienie blondyna nie poprawiło mi samopoczucia. Stukałem ciągle nerwowo palcami o blat i patrzyłem się lekko posępnie w okno, słuchając co przyjaciel mi opowiadał, jednak byłem trochę nieobecny. Już od rana przyszli znajomi Nicholasa, a ja od razu uciekłem z domu, jak tylko ich zobaczyłem, bo sam ten widok sprawiał, że byłem niespokojny. Nawet przebywając w innym miejscu, wciąż martwiłem się tym, co mogłem zastać, jak tylko wrócę.
- I już prawie bym dostał awans, gdyby ta wredna jędza Amanda, nie dostała zlecenia – obudził mnie nagle głos Ethana, a ja w końcu na niego spojrzałem – pewnie przespała się z szefem, dlatego zlecił jej ten projekt, a nie mi – prychnął rozżalony i wepchnął sobie resztkę batonika do ust.
- Może po prostu jej prace są tak samo dobre jak twoje – odpowiedziałem, wzruszając ramionami, a przyjaciel zwęził na mnie oczy – wiem jak dobrym jesteś grafikiem i zawsze wywiązujesz się ze swoich obowiązków jak najlepiej, ale nie znaczy to, że inni też nie mogą być dobrzy – dodałem delikatniej, żeby jakoś uspokoić blondyna, ale ten zaśmiał się jedynie ironicznie.
- Już ja dobrze znam jej sztuczki – Ethan zmrużył nienawistnie oczy – sama dobrze wie, co robi, nieraz robiła mi na złość, ale teraz to już przesadziła – podparł się na ręce i zapatrzył w przestrzeń, prawdopodobnie opracowując jakiś plan zemsty.
- Może sam prześpij się z szefem w takim razie – zaproponowałem niewinnie, a ten rzucił mi wyzywające spojrzenie.
- A żebyś wiedział, że jestem w stanie to zrobić! – zawołał do mnie z uśmiechem i oboje się roześmialiśmy.
- Po prostu sądzę, że musisz trochę poczekać, a w końcu zostaniesz doceniony – powiedziałem tym razem poważnie, jednak wciąż lekko się uśmiechając – z resztą i tak dostajesz same najważniejsze projekty, a to chyba świadczy jedynie o tym, że jesteś jednym z najlepszych pracowników – dodałem ciepło, jednak po chwili myśląc sobie posępnie, ile ja bym dał, aby to mnie Nicholas docenił w czymkolwiek.
- Masz rację, tego chyba właśnie mi było trzeba – blondyn na powrót przybrał pewną siebie pozę, a ja pokiwałem lekko głową z rozbawieniem – czyli ciebie – mrugnął do mnie, a ja wywróciłem lekko oczami – może batonika proteinowego? – zapytał ze złośliwym uśmiechem, a ja rzuciłem mu protekcjonalne spojrzenie.
- Podziękuję, zostaw dla siebie i chłopaków, na pewno bardziej tego potrzebujecie – odpowiedziałem ze słodkim uśmiechem.
- Ale zobacz jakie mam w końcu mięśnie! – zawołał podekscytowany i przybliżył się do mnie – no dotknij! – podsunął mi swoje ramię prawie pod sam nos, a ja starałem się go odepchnąć ze śmiechem, ale w końcu dotknąłem, żeby dał mi spokój – no teraz chyba nie powiesz, że ci to nie imponuje – dodał przemądrzałym tonem, a ja uniosłem wysoko brwi.
- No dobra, trochę tak – odpowiedziałem, żeby nie zrobić mu przykrości, jednak musiałem przyznać, że trochę się zmienił, a przede wszystkim przestał być szczupły i faktycznie nabrał mięśni i wyglądał teraz prawie jak ci wszyscy modele, których to widziałem teraz na co dzień – ale w raz z tym, widzę, że masz jeszcze większe ego niż dotychczas – dodałem z przekąsem, ale ten uśmiechnął się do mnie jeszcze szerzej.
- Zawsze takie miałem, ale przecież to we mnie uwielbiasz – zaśmiałem się jedynie na jego słowa – a właśnie! Muszę ci podziękować, że wysłałeś do mnie Rose, byliśmy już na dwóch spotkaniach i sądzę, że niedługo wyniknie z tego owocna współpraca – powiedział niezwykle ucieszony, a ja spojrzałem na niego z rozbawieniem.
- Od kiedy to jesteście na ty? – zapytałem, kręcąc głową – wciąż nie wierzę, że spotkałeś się z siostrą mojego szefa beze mnie, to w końcu ja jej ciebie poleciłem – dodałem z przekąsem, ale w głębi się cieszyłem, że Rose postanowiła odezwać się do Ethana.
- A ty do czego miałeś być nam potrzebny? – zapytał złośliwie.
- Pamiętaj ty niewdzięczniku, że to dzięki mnie – odpowiedziałem takim samym tonem.
- Wiesz przecież, że cię uwielbiam – blondyn się zaśmiał i poczochrał mi włosy – myślę, że niedługo podpiszemy oficjalną umowę i jak bardzo kocham pieniądze, to muszę przyznać, że niezła z niej laska i dzięki temu jeszcze lepiej mi się z nią pracuje – dodał z szerokim uśmiechem.
- Uważaj sobie, to siostra mojego szefa, a z resztą, bardzo ją lubię i nie chcę żebyś zrobił coś głupiego przy niej – powiedziałem poważnym tonem, bo wiedziałem, że mój przyjaciel miał niezwykle czarującą aurę i flirtował praktycznie z każdą kobietą.
- Przecież nie jestem jakimś jaskiniowcem, wiem jak się zachować, a zwłaszcza przy takich dostojnych damach – mrugnął do mnie złośliwie – ale muszę przyznać, że bardzo lubi się rządzić, praktycznie sama wszystko ustala i nie daje mi dojść do słowa – zaśmiał się, a ja uśmiechnąłem się na to, bo taka właśnie była brunetka.
- To chyba mają rodzinne, Nicholas jest taki sam – mruknąłem już bardziej gorzkim tonem, bo sama myśl o brunecie sprawiała, że cały się napinałem.
- Wciąż jest tak samo źle, jak ostatnio mówiłeś? – zapytał mnie Ethan, a ja lekko westchnąłem.
- Bez zmian – odpowiedziałem z kwaśnym uśmiechem.
- Ale przecież nie może cię tak traktować, masz prawo mu się postawić, jeśli przekracza twoje pracownicze prawa – blondyn w końcu spoważniał, a ja spojrzałem mu w oczy, myśląc sobie, że jakby to wszystko było takie łatwe, to już dawno bym coś z tym zrobił – a jeśli po tak długim czasie wciąż nic się nie zmieniło, to powinieneś po prostu odejść.
- Ethan, obowiązuje mnie trochę inna umowa, niż normalnie – odpowiedziałem – mogę złożyć wypowiedzenie dopiero po pół roku pracy, a minęła dopiero połowa tego czasu, a jeśli zrobię inaczej, czekają mnie spore represje finansowe, a dobrze wiemy obaj, że nie stać mnie na to – mruknąłem posępnie.
- Ale to nie jest w porządku! – zawołał blondyn, trochę się unosząc – na pewno jakbyś wynajął jakiegoś prawnika i postawił sprawę jasno, że chodzi tutaj o naruszenie twoich praw, to na pewno byś to wygrał i obyłoby by się bez tego wszystkiego.
- Prawdopodobnie tak, ale nie mam siły na chodzenie po sądach, a zwłaszcza z Nicholasem, który prawdopodobnie ma takich adwokatów, z którymi nigdy bym nie wygrał – odpowiedziałem gorzkim tonem.
- Louis, przecież widzę jak bardzo jesteś tym wszystkim wykończony, chociaż tak bardzo starasz się to ukryć – przyjaciel spojrzał na mnie niemal smutno, a ja spuściłem wzrok, bo ten jako jedyny, zawsze widział mnie takim, jakim byłem naprawdę – proszę cię, nie rób sobie tego, twoje zdrowie nie jest tego warte – dodał już ściszonym tonem, a ja przyznałem mu w myślach rację, jednak za bardzo byłem uparty.
- Nie jestem słaby – odpowiedziałem twardo – możesz sobie myśleć co chcesz, ale nie chcę odchodzić i tak łatwo się poddawać, niech sobie nie myśli, że może mnie tak łatwo złamać – dodałem niemal lodowatym tonem.
- Jesteś naprawdę... - Ethan zaczął, niemal gniewnym tonem, ale w końcu nie skończył – ja po prostu nie chcę, żebyś się wykończył i coś sobie zrobił – dodał już delikatniejszym tonem.
- To był tylko jeden, jedyny raz i przestań mi to wypominać! – niemal krzyknąłem, ale szybko wziąłem uspokajający oddech – nie zrobię tego już nigdy, obiecywałem ci to nie raz i proszę, zaufaj mi – dodałem już spokojniejszym tonem – nie jestem taki jak kiedyś.
- Ufam ci – odpowiedziałem blondyn, ale spojrzał na mnie jakbym był jakimś niebezpiecznym dzikim zwierzęciem – po prostu dbaj o siebie, dobrze? – zapytał i spojrzał na mnie błagalnie, a ja wymusiłem na sobie uśmiech.
- Nie martw się o to – zapewniłem go – i przepraszam, że krzyczałem, po prostu się zdenerwowałem, ale to nie na ciebie, dziękuję, że jesteś przy mnie – dodałem, a ten uśmiechnął się do mnie lekko i biorąc za ramię, poprowadził do przedpokoju, gdzie mieliśmy zagrać w Dungeons&Dragons.
Następne kilka godzin minęło bardzo przyjemnie, gdzie najpierw zacięcie ze sobą graliśmy, ciągle się przy tym wyzywając, ale była to nasza standardowa gra, więc na końcu się tylko śmialiśmy, ciągle przedrzeźniając. W końcu przyszli współlokatorzy Ethana, więc musieliśmy skończyć, ale byli na tyle mili, tym razem rozmawiając ze mną na zwykłe tematy, na szczęście nie wypytując aż tak bardzo o Nicholasa, chociaż widziałem, że ich korciło. W końcu nadszedł wieczór i musiałem wrócić, chociaż tak bardzo nie chciałem. Ten dzień przypomniał mi o tym, jak bardzo tęskniłem za swoim przyjacielem i za wspólnym mieszkaniem. Odkąd opuściliśmy sierociniec, zawsze byliśmy nierozłączni i chociaż w miarę przyzwyczaiłem się do tego, iż od kilku miesięcy nie było jak dawniej, to wciąż za tym tęskniłem.
Opuściłem więc jego mieszkanie trochę opornie, a ten widząc moje wahanie, przytulił mnie mocno, bo nie miał żadnych oporów z okazywaniem uczuć, tak jak ja. I chociaż wywracałem na to oczami, to byłem wdzięczny, że mogłem poczuć chociaż odrobinę jakiejkolwiek bliskości, chociaż sam nigdy bym się do tego nie przyznał przed blondynem, a tym bardziej przed samym sobą. Wróciłem więc do rezydencji Nicholasa, a jak tylko przekroczyłem próg tego domu, od razu poczułem się źle. Jakby sama aura tego budynku sprawiała, że momentalnie opuszczały mnie siły. Wiedziałem jednak, że nie była to wina samego domu, a raczej tego, kto w nim przebywał.
Samego pana domu akurat w nim nie było, bo wiedziałem, iż wychodził dzisiaj do jakiegoś ekskluzywnego baru, w samym centrum Londynu, więc chociaż to przyjąłem z ulgą. Sam oraz Mia również byli nieobecni, ponieważ wyjechali odwiedzić swoje rodziny na weekend. Byłem więc kompletnie sam, czując się w tym ogromnym domu, prawie jakbym był w jakimś pałacu, jednak nie takim uroczym jak w Pięknej i Bestii, ale raczej w opuszczonym zamczysku Drakuli. Było tak przeraźliwie cicho, jakby żadna żyjąca dusza tutaj nie przebywała, a meble wyglądały tak, jakby nigdy nie były używane, co wprawiało mnie w jeszcze większy stan opuszczenia. Wiedziałem, że moje zachowanie było irracjonalne. Przecież cieszyłem się, że nie musiałem widzieć Nicholasa i jego upiornych znajomych, którzy byli bardziej przerażający niż jakieś zjawy z horrorów, jednak przebywanie w tym pustym i pozbawionym duszy domu całkowicie sam, było chyba jeszcze bardziej przykre.
Skierowałem się więc do gabinetu bruneta, do którego miałem zapasowe klucze i postanowiłem, że zrobię porządek w dokumentach, póki były ku temu odpowiednie warunki. Nie wiedziałem też, czy do reszty straciłem już rozum, pracując w wolny dzień, ale musiałem coś ze sobą zrobić. W końcu odpoczywałem ostatnimi czasy bardzo dużo, aż za dużo w moim mniemaniu, a nie lubiłem nic nie robić, bo czułem się wtedy jakbym był jeszcze bardziej bezużyteczny dla całego świata i marnował jedynie tlen swoim istnieniem. Gabinet bruneta był również jedynym pomieszczeniem w domu, w którym nie czułem się aż tak źle, co było najbardziej dla mnie niezrozumiałe, bo w tym pomieszczeniu przebywałem ciągle z moim szefem i tutaj nieustannie trwał mój koszmar. Jednak było w ścianach tego pokoju coś, co pozwalało mi przetrwać to wszystko, chociaż nie potrafiłem nawet określić tego jednoznacznie. W ogóle się nie rozumiałem i wątpiłem, aby kiedykolwiek było to możliwe. Za dużo było we mnie sprzeczności, których nienawidziłem, abym w pełni mógł je zidentyfikować, nazwać, a co dopiero zrozumieć.
Wziąłem się więc do pracy, pogrążony w całej stercie papierów, których z minuty na minutę przybywało, ale mi ten widok się podobał, bo wiedziałem, że będzie starczyło mi pracy aż do późnej nocy, a z racji, że nie mogłem spać, to i tak nie miałem lepszych zajęć. Wszystko wydawało się lepszą perspektywą, niż ogłuszające i wręcz obezwładniające mnie myśli i wspomnienia. Byłem chyba tak tym wszystkim zaabsorbowany, że kiedy ktoś otworzył drzwi, lekko mnie to wystraszyło i z niepokojem spojrzałem w tamtym miejscu, sądząc, że będzie to Nicholasa, ale zamiast niego, w przejściu stał obcy mężczyzna, co jeszcze bardziej mnie zdziwiło.
- Jest może Nick? – zapytał mnie nieznajomy, który wyglądał na tak samo zaskoczonego, jak ja.
- Nie ma go tutaj – odpowiedziałem powoli, ledwo co rejestrując to wszystko.
- Jak to go nie ma? – zapytał niemal opryskliwie, a ja z ulgą w końcu rozpoznałem w nim stałego bywalca tych wszystkich spotkań, organizowanych przez bruneta – przecież byliśmy umówieni razem z chłopakami – prychnął i spojrzał na mnie tak, jakbym był winny mu wyjaśnienia.
- Wyszedł do Roof Gardens jakiś czas temu – odpowiedziałem spokojnie, wzruszając ramionami.
- A więc ten sukinsyn nawet mnie nie zaprosił – mężczyzna zaśmiał się głośno, a moja ulga, że był to ktoś znajomy, zamieniła się szybko w zimną panikę – nie robiłem przez ten czas nic, tylko ciągle mu we wszystkim przytakiwałem i usługiwałem, a on tak się odwdzięcza? – przeklął cicho, a ja zacząłem się zastanawiać, jak najdelikatniej go wyprosić.
- Słuchaj, może po prostu zapomniał – zacząłem delikatnie, w końcu wstając – może zadzwonisz do niego i zaraz wszystko się wyjaśni – jego ciemne oczy w końcu na mnie spojrzały.
- Nie będę do niego dzwonił i robił z siebie jeszcze większego idioty – zaśmiał się chłodno w odpowiedzi – może ty do niego zadzwonisz, jak jesteś taki chętny co? – zapytał ironicznie i podszedł bliżej, a ja przełknąłem głośno ślinę, myśląc sobie, dlaczego ochrona w ogóle go tutaj wpuściła.
- Niestety nie mogę, Nicholas nie życzy sobie, aby przerywać jego czas prywatny czymkolwiek – odpowiedziałem cicho, jednak stanowczo, aby nie sprawiać wrażenia, jakbym był kompletnie przerażony tą sytuacją.
- Co to w ogóle znaczy, jesteś jakimś służącym? – zaśmiał się głośno, a ja zacisnąłem lekko pięści.
- Jestem jego asystentem – odpowiedziałem twardo.
- Asystentem? Błagam, nie rozśmieszaj mnie – mężczyzna chamsko się roześmiał – chyba jesteś sprzątaczką, bo za każdym razem jak cię widziałem, to jedyne co robisz, to ciągle sprzątasz jego bałagan.
- Nie będę tego dalej słuchał, wzywam ochronę – odpowiedziałem chłodno, jednak ten rzucił mi pobłażliwy uśmiech.
- Wzywaj jak chcesz, to w końcu oni mnie tu wpuścili – wzruszył lekko ramionami i spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem – a może po prostu dotrzymam ci towarzystwa, póki Nick nie wróci? Z resztą, skoro zostawił cię tutaj kompletnie samego, to chyba nie jesteś dla niego aż taki ważny, prawda? – oblizał lekko wagi i ponownie się przybliżył, a ja spojrzałem na niego z obrzydzeniem i cofnąłem się pod samą ścianę, co prawdopodobnie było błędem, bo tylko pokazałem tym swój strach.
- Ostrzegam, że... - ponownie się odezwałem, starając zapanować nad drżeniem głosu, ale zanim zdołałem chociaż ubrać cos sensownego w słowa, drzwi od gabinetu ponownie się otwarły i oboje odwróciliśmy wzrok w tamtym kierunku, gdzie stanął mężczyzna w średnim wieku, z niezwykle poważnym wyrazem twarzy.
- Bill, jakże miło mi cię widzieć – powiedział nieznajomy i uśmiechnął się szeroko – jak widać nic się nie zmieniło, wciąż biegasz za moim synem z nadzieją, że cokolwiek osiągniesz – pokręcił lekko głową z niedowierzaniem – znowu niepokoisz pracowników?
- Panie Drake, to nie tak! – kolega Nicholasa zaczął się tłumaczyć, ale tamten rzucił mu tylko jedno spojrzenie, które szybko zamknęło mu usta.
- Nienawidzę przemocy, ale jak widzę takie szczury jak ty, to bardzo ciężko jest mi się kontrolować – powiedział chłodno mężczyzna, na co nawet ja lekko się skuliłem – zejdź mi z oczu i jak jeszcze raz zobaczę cię w tym domu, to nie ręczę za siebie – dodał niezwykle chłodnym i opanowanym tonem, ale był w tym na tyle groźny, że Bill od razu uciekł, lekko się kłaniając.
Zostaliśmy więc sami w gabinecie, razem z nieznajomym i dopiero po chwili odważyłem się przyjrzeć mu bliżej. Wyglądał jakby był w średnim wieku, ale nie dałbym mu więcej niż pięćdziesiąt lat. Miał na sobie niezwykle unikatowy garnitur w kolorze granatowym, na ręku złotego Rolexa, a na palcach u dłoni dwa sygnety. Spojrzałem uważnie na jego twarz, która przed chwilą była niezwykle groźna, ale kiedy na mnie spojrzał, na jego usta wstąpił niezwykle oślepiający uśmiech. Chociaż miał już sporo zmarszczek, to wciąż był niezwykle przystojny i niebywale podobny do Nicholasa. Czułem się tak, jakbym patrzył na mojego szefa, tylko dwadzieścia lat starszego.
- Mój drogi, nigdy nie widziałem cię tu wcześniej – mężczyzna powiedział miło, ale wciąż stał w miejscu, co pozwoliło mi się trochę rozluźnić, po poprzedniej nieciekawej sytuacji, która i tak wystarczająco mnie wytrąciła z równowagi.
- Jestem Louis i pracuję dla Nicholasa – odpowiedziałem cicho, wciąż lekko speszony – a pan to... - zacząłem niepewnie, ale w głowie już zacząłem łączyć wszystkie kropki.
- Gdzie moje maniery, nawet się nie przedstawiłem, nic dziwnego, że jesteś taki przerażony – mężczyzna cicho się zaśmiał – Christopher Drake, ojciec Nicholasa – podszedł w końcu bliżej i niezwykle ostrożnie wyciągnął do mnie swoją dłoń, a ja z uśmiechem w końcu ją uścisnąłem.
Pomimo tego, że był to niezwykle postawny mężczyzna i widziałem jego mięśnie przez materiał garnituru, to jego uścisk wcale nie był taki silny, a wręcz ciepły i delikatny, co sprawiło jedynie, że jeszcze bardziej się rozluźniłem, a wręcz poczułem bezpiecznie.
- Panie Drake, niezwykle miło mi, że pana poznałem, szkoda tylko, że w takich okolicznościach – powiedziałem z uśmiechem, a ten pokiwał jedynie głową – dziękuję, że tak jakby mnie pan uratował – dodałem zakłopotany – dałbym sobie spokojnie radę, ale... - zacząłem się tłumaczyć, sam nie widząc dlaczego, ale ojciec Nicholasa machnął na mnie jedynie ręką.
- Nie ma o czym mówić, doskonale znam tych wszystkich znajomych Nicholasa, którzy bardziej nadawaliby się na pobyt w więzieniu, niż w świecie mody – prychnął zdegustowany, a ja w myślach musiałem mu przyznać rację – a więc mojego syna nie ma?
- Niestety, wyszedł do klubu z kolegami i nie mam pojęcia o której wróci – odpowiedziałem spokojnie, a mężczyzna wyglądał na tak zawiedzionego, że aż zrobiło mi się go szkoda – ale mogę mu przekazać jutro, że pan był i na pewno się odezwie – uśmiechnąłem się pokrzepiająco, ale ten pokręcił jedynie głową.
- Nie ma sensu, nie jesteśmy ze sobą blisko, przyszedłem jedynie z nadzieją, że go zastanę i uda nam się porozmawiać, ale jak widzę Nicholas nie chce zrezygnować ze swojego trybu życia – odpowiedział mi smutnym tonem i zapatrzył się w okno – no nic, nie będę ci przeszkadzał, widzę, że coś robisz, także po prostu pójdę – rzucił mi życzliwy uśmiech i już się odwracał, ale zagryzłem lekko wargę i szybko się odezwałem, zanim ten zdążył wyjść.
- To może napije się pan herbaty? – zapytałem z nadzieją, a ten spojrzał na mnie niezrozumiałym spojrzeniem, jakby nie był przyzwyczajony do tego, że ktoś go chciał w pobliżu – pewnie przejechał pan spory kawałek, a ja nie wybaczyłbym sobie, gdyby wrócił pan do domu z takim złym nastawieniem – uśmiechnąłem się lekko i zaprosiłem go gestem na kanapę – proszę to dla mnie zrobić, w ramach podziękowania za pomoc – zaśmiałem się lekko, a ten westchnął cicho, ale w końcu usiadł.
- Daj spokój, zawsze pomógłbym każdemu, kto tej pomocy potrzebuje – uśmiechnął się do mnie czarująco, a ja zapatrzyłem się na jego oczy, które były takiej samej barwy jak Nicholasa – z resztą, znam doskonale tych wszystkich gnojów, zawsze szukają zaczepki, a ty akurat wyglądasz na takiego, kto nie lubi awantur – pan Drake trochę wygodniej rozsiadł się na kanapie, a ja cicho westchnąłem.
- Czy aż tak bardzo to widać? – zapytałem z gorzkim uśmiechem, jednak szybko przywracając się do porządku.
- Nie mówiłem tego w złym sensie – od razu zapewnił mnie mężczyzna – rzadko kiedy można poznać teraz kogoś tak spokojnego, pośród całego tego zła i agresji – zerknąłem na niego kątem oka i poczułem od razu dziwną więź, jakbym mógł mu zaufać.
- Zgadzam się z panem – odpowiedziałem po chwili, serwując mu herbatę, a ten z uśmiechem ją odebrał, muskając lekko moje dłonie.
- Nie zapytałem w końcu, mam już chyba sklerozę, ale na jakim stanowisku pracujesz u mojego syna? – zapytał i gestem dłoni poklepał miejsce obok siebie, abym usiadł obok niego, co zrobiłem.
- Jestem jego asystentem – odpowiedziałem, niemal gorzkim tonem, bo za każdym razem kiedy to robiłem, coś przewracało mi się w żołądku, prawie jakbym przyznawał się do jakiegoś grzechu.
- Dzięki ci Boże – mężczyzna westchnął z ulgą, a ja spojrzałem na niego niezrozumiale – zawsze zatrudniał same kobiety na to stanowisko, a to nigdy nie kończyło się dobrze, więc jak będzie miał teraz ciebie, mam nadzieję, że w końcu weźmie się w garść – wytłumaczył, a ja pokiwałem powoli głową.
- Mam nadzieję, że spełnię te oczekiwania i robię wszystko, żeby temu sprostać, jednak czasami jest naprawdę ciężko – westchnąłem cicho, sam nie wiedząc dlaczego tak bardzo ten mężczyzna sprawiał, że chciałem mu wszystko opowiedzieć.
- Nie musisz nic więcej mówić, za dobrze znam własnego syna – pan Drake zaśmiał, ale brzmiał on raczej smutno – zawsze łudziłem się, że to tylko przejściowa faza, że w końcu się zmieni, znajdzie swoją drogę... - ponownie się odezwał, a ja szybo przypomniałem sobie moją rozmowę z Nicholasem, na temat tego, że jego ojciec był bardzo wierzącym człowiekiem – ale musisz wiedzieć, że to dobry człowiek, także proszę, pomóż mu odnaleźć się na nowo – nagle spojrzał mi prosto w oczy, a mnie tak to speszyło, iż nie wiedziałem co odpowiedzieć.
- Postaram się – odpowiedziałem po chwili, lekko chrząkając, a czułem się tak niekomfortowo, iż nie wiedząc co ze sobą zrobić, wziąłem pustą filiżankę, lekko się przy tym pochylając.
- Wiedziałem, że jesteś dobrym człowiekiem – pan Drake cicho się zaśmiał i złapał delikatnie za nadgarstek, aby mnie zatrzymać, na co spojrzałem na niego zdziwiony – nosisz krzyżyk – dotknął niezwykle ostrożnie naszyjnik na mojej szyi, który musiał wypaść spod mojej bluzy.
- Och, tak noszę, ale to jedynie z sentymentu – odpowiedziałem po chwili, patrząc na srebrny wisiorek w dużej dłoni mężczyzny – dostałem go od kogoś ważnego i ciężko mi się z nim rozstać, ale nie jestem wierzący – dodałem z małym uśmiechem, a mężczyzna w końcu na mnie spojrzał, niezwykle przenikliwym spojrzeniem.
- Ale byłeś – odpowiedział takim tonem, jakby stwierdzał fakty.
- To prawda, byłem – zaakcentowałem ostatnie słowo, a ten ponownie się uśmiechnął.
- Cieszę się, że w taki razie cię poznałem – powiedział niezwykle ciepłym tonem i wstał, a ja zrobiłem to samo – odprowadzisz mnie do drzwi?
- Oczywiście – odpowiedziałem szybko, chcąc sprawić jak najlepsze wrażenie od początku, do samego końca.
- Posłuchaj mnie, wiem co tu się dzieje i znam mojego syna, także tutaj jest numer mojego telefonu i jeśli kiedykolwiek będziesz chciał porozmawiać, albo potrzebowałbyś jakiegoś wsparcia, to zawsze możesz liczyć na moją pomoc – podał mi swoją wizytówkę, kiedy byliśmy już przy drzwiach wyjściowych, a ja patrząc w jego ciepłe oczy, widziałem jedynie kogoś, kto przyszedł, aby uratować mnie z tego strasznego miejsca.
- Bardzo dziękuję panie Drake, jestem niezwykle wdzięczny, ale... - zacząłem z pewnym rozdarciem, ale ten dotknął mojego ramienia, a ten dotyk był na tyle pokrzepiający, że momentalnie spojrzałem na mężczyznę.
- Nic mu nie powiem, możesz być pewny – odpowiedział mi cichym tonem – możesz mi zaufać – pokiwałem więc jedynie głową, zbyt zawstydzony, aby wydukać z siebie coś więcej niż podziękowanie.
Kiedy ten wyszedł, ściskając mi jeszcze raz rękę na pożegnanie, zażartował, żebym tym razem zamknął drzwi na klucz, a ja idąc za jego radą, zrobiłem to, żeby ponownie nie było żadnych nieproszonych gości. Wróciłem powoli do gabinetu, żeby w spokoju skończyć robotę papierkową, aby w miarę szybko to dokończyć. Było już bardzo późno, więc obawiałem się, że tym razem wróci brunet i będzie na pewno mniej miły, niż jego ojciec. Jednak kiedy kończyłem, dobiegała już trzecia w nocy, a jego wciąż nie było, więc pomyślałem sobie gorzko, że dzisiaj już na pewno nie wróci. Zastanawiałem się też, czy jutrzejszego dnia zobaczę na jego twarzy nowe siniaki, rozciętą wargę, lub inne obrażenia po kolejnej bójce.
Nie chciałem wiedzieć gdzie przebywał i co robił kiedy nie było go w pobliżu, bo wolałem chyba żyć w nieświadomości i być naiwnym, że nie robił nic złego. Jednak za każdym razem jak wracał z jakiegoś klubu, lub imprezy, z jego nosa leciała krew, a ja zastanawiałem się jak to się mogło wydarzyć. Jakim cudem mógł aż tak tracić nad sobą kontrolę, a każdego następnego dnia udawać, że nic się nie wydarzyło. Może dlatego aż tak bardzo uwielbiał mieć władzę nad innymi, bo był to jedyny obszar w jego życiu, który mógł kontrolować. Miałem jednak wrażenie, że jego zachowanie było tylko na pokaz, aby pokazać swoją wyższość nad innymi i ukryć to, kim naprawdę był. Byłem jednak nikim, żeby w jakikolwiek sposób go osądzać, bo robiłem dokładnie tak samo, co dało mi kolejne gorzkie przeświadczenie, że aż tak bardzo się od siebie nie różniliśmy.
Następnego dnia miałem przyjść dopiero po południu, prawdopodobnie dlatego, że mężczyzna musiał odespać swoje nocne imprezowanie i chociaż ja też zasnąłem dopiero nad ranem, to obudziłem się po jakiś czterech godzinach. Wstałem z okropnym bólem głowy, jeszcze większymi sińcami pod oczami i świadomością, że to wszystko było kompletnie bez sensu. Nie tylko cała ta sytuacja, ale w ogóle moje życie. Leżałem tak jeszcze przez chwilę, mając jedynie ochotę zostać w łóżku cały dzień i w nim zgnić, ale wiedziałem, że nie mogłem. Nie chciałem dać się pokonać własnym myślom, które czasami były tak paskudne i straszne, iż bałem się samego siebie. Jednakże towarzyszyły mi one od zawsze, odkąd pamiętałem i wiedziałem, że cały czas do mnie powracały, niczym jakaś nieuleczalna choroba. Musiałem sobie z tym poradzić, kolejny raz, bo nie miałem innego wyboru. Nie chciałem się przecież poddawać, nie byłem już taki.
Wstałem więc, prawie z zaciętą miną i niemalże zmusiłem się, aby funkcjonować jak normalny człowiek. Śmiać się, uśmiechać, prowadzić swobodne pogawędki, niczym jakaś zaprogramowana maszyna. W takich momentach właśnie tak się czułem – jakbym nie był człowiekiem, a jedynie jakimś bezuczuciowym robotem. Pogadałem więc z Mią i Samem, cały czas uśmiechając się jakiś błazen w cyrku, a ci niczego nie podejrzewali, że nie rozmawiali z prawdziwym mną, a jakimś żałosnym aktorem. Może nie aż tak żałosny, skoro zawsze doskonale potrafiłem każdego oczarować i stworzyć pozory kogoś, kto nawet nie istniał.
Poszedłem w końcu do gabinetu Nicholasa, a kiedy wchodziłem do pomieszczenia, nie musiałem już dłużej udawać. Już dawno zarówno ja, jak i mężczyzna przestaliśmy grać w swoim towarzystwie i udawać kogoś, kim nie byliśmy. Jak na ironię, czułem się nawet z tym dobrze, że nie musiałem dłużej wykrzywiać swoich ust w sztucznym uśmiechu, a brunet nie musiał udawać, że był czarującym i miłym człowiekiem. Chyba naprawdę byliśmy siebie warci.
- Nicholas, masz za dwa dni sesję zdjęciową do Vanity Fair – kiedy skończyłem robić porządek w garderobie, usiadłem przed laptopa i wziąłem swój notatnik, aby zobaczyć jakie wydarzenia były w nadchodzących tygodniach.
- Odwołaj ją – odpowiedział mi zachrypniętym głosem brunet, a ja uniosłem lekko brwi i spojrzałem na niego.
- Odwołałem już trzy sesje i dwa ważne wydarzenia w przeciągu dwóch tygodni – odpowiedziałem chłodnym tonem, a ten w końcu też na mnie spojrzał, jednak dłonie miał przyciśnięte do swoich skroni, jakby bolała go głowa – nie sądzisz, że za dużo wydarzeń opuściłeś ostatnimi czasy? – zapytałem uprzejmie, jednak z nutką zniecierpliwienia.
- Rób to co ci każę, dobrze? – mężczyzna uniósł nieznacznie głos, a ja zapatrzyłem się na niego przez chwilę.
- Dobrze – odpowiedziałem sztywno i już chciałem zdrętwiałymi palcami zapisać coś w notatniku, kiedy ten wstał z miejsca.
- No powiedz o co ci chodzi – powiedział, a ja spojrzałem na niego niezrozumiale – nie mogę znieść już tej twojej bezbarwnej mimiki twarzy, więc powiedz w końcu to, co tak naprawdę chcesz powiedzieć i skończmy z tą szopką – dodał twardym tonem, a we mnie w końcu coś pękło.
- Chcesz prawdy? – zapytałem cicho – a więc proszę bardzo, nie podoba mi się to wszystko, nie tylko twoje zachowanie, to jak mnie traktowałeś przez cały ten czas, ale jeśli dalej zamierzasz tak robić, to niedługo twoja kariera legnie w gruzach – powiedziałem chłodno i też wstałem, żeby być na takim samym poziomie jak brunet.
- Długo nad tym myślałeś, co? – mężczyzna zaśmiał się – myślisz, że kim jesteś, pracujesz w tej branży jedynie kilka miesięcy, a sądzisz, że wiesz o czymkolwiek? – ciągnął dalej – zajmij się tym, co ja ci mówię, bo to ja mam tutaj władzę, a ty jesteś nikim – podszedł trochę bliżej, prawdopodobnie żeby jakoś mnie zastraszyć, jednak byłem tak bardzo zmęczony tym wszystkim, że nie czułem już strachu.
- Może i w twoich oczach jestem nikim, przyzwyczaiłem się do tego i mówiąc szczerze, nie rusza mnie już to – odpowiedziałem spokojnie, na co ten zwęził na mnie oczy, prawdopodobnie zdziwiony, że śmiałem dalej z nim dyskutować – nie zmienia to jednak faktu, że rujnujesz swoje życie i karierę, na którą tak długo pracowałeś – dodałem i w końcu zobaczyłem w jego oczach jakiś dziwny błysk, jakby moje słowa w jakimś stopniu go ruszyły – w imię czego to robisz? Żeby odurzyć się tymi wszystkimi substancjami, przespać z jak największą liczbą kobiet i traktować tych swoich znajomych jak jakieś pionki, w twojej chorej grze? – zapytałem, a ten podszedł bardzo blisko, niemalże popychając mnie na ścianę i zacisnął pięść na jej chłodnej powłoce.
- Nie masz o niczym pojęcia, więc zamknij się – wysyczał do mnie, a jego oddech, pomieszany z pastą do zębów i dymem papierosowym owionął moją twarz.
- Chciałeś prawdy, więc ci ją dałem – odpowiedziałem cicho, a ten przechylił lekko głowę, a jego szczęka nieznacznie drgnęła.
- Nie wiem czy jesteś tak głupi, czy tak bardzo chcesz mnie wyprowadzić z równowagi, żebym coś ci zrobił, ale lepiej zamknij tą swoją buźkę, bo naprawdę nie ręczę za siebie – powiedział do mnie niemal delikatnym tonem, ale wiedziałem, że to tylko pozory, bo kiedy ponownie spojrzałem w jego oczy, były całkiem ciemne, więc wiedziałem, że obudziłem w nim demona.
- A więc zrób to – odpowiedziałem tym samym tonem, niemal wyzywająco, ale w jakiś pokrętny sposób chciałem, żeby brunet mi coś zrobił, bo miałbym wtedy jeszcze większe usprawiedliwienie do tego, żeby go nienawidzić i ewentualnie pogrążyć – zwyzywaj mnie, zmieszaj z błotem, co robiłeś przez cały ten czas, a nawet uderz – wyszeptałem, a ten zacisnął jeszcze mocniej pięść – nie boję się ciebie, już nie – dodałem niemal bezbarwnym tonem.
Nicholas wyglądał przez chwilę tak, jakby naprawdę miał mnie uderzyć, a kiedy zobaczyłem to charakterystyczne drgnięcie jego ciemnych źrenic, to momentalnie oprzytomniałem i zdałem sobie sprawę z tego, co w ogóle wyprawiałem. Byłem chyba na tyle zmęczony i zrezygnowany, że testowanie granic bruneta było dla mnie czymś wyzwalającym, co trochę pobudziło mnie do życia i sprawiło, że ponownie coś poczułem. Tak bardzo nie chciałem w sobie tej pustki, że wolałem zostać skrzywdzony. Wiedziałem, że nie było to dobre, a wręcz nienormalne, więc sam w końcu się przestraszyłem. Jednak tym razem nie bruneta, ale samego siebie.
- Wyjdź stąd, bo naprawdę nie chcę tego zrobić – odpowiedział mi szeptem brunet, a ja od razu to zrobiłem, nie chcąc dalej tego ciągnąć, bo wiedziałem, że sytuacja była naprawdę niebezpieczna.
Zostawiłem więc Nicholasa samego, który w dalszym ciągu stał w tym samym miejscu i wyglądał tak, jakby toczył ze sobą jakąś wewnętrzną bitwę. Starałem się nie trzasnąć drzwiami i opanować jakoś emocje, ale było ich we mnie tyle, że nie wiedziałem, czy dałbym sobie z nimi radę. Miałem już tego dość, że całe moje życie musiałem ze spuszczoną głową przyjmować zło, jakie inni ludzi mi wyrządzali i jeszcze przepraszać za to, jakie miałem później reakcje i jak się czułem. Nie chciałem tego dłużej robić, nie chciałem czuć się jak mały bezradny chłopiec, który nie miał już na nic wpływu. Jeśli stawianie granic, było dla innych bycie złym charakterem, to proszę bardzo, niech tak będzie.
Miałem ochotę coś rozwalić, wyładować swoją złość na kimś innym, albo na sobie – byleby tylko to trujące uczucie złości i niesprawiedliwości opuściło moje ciało. Wszedłem więc do pierwszej lepszej toalety na korytarzu i zamknąłem z trzaskiem drzwi na klucz. Opryskałem sobie twarz lodowatą wodą, ale nic to nie dało. Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze, ale w ogóle się nie poznałem. Miałem wrażenie jakby coś mnie opętało, bo moje oczy, nigdy nie były przecież czarne. Już sam nie wiedziałem, czy walczyłem z demonami, czy sam się jednym stałem.
Chciałem już uderzyć z całej siły w lustro, bo tak bardzo nie podobało mi się to co widziałem. Została we mnie jednak odrobina racjonalności, bo przecież nie mogłem rozbić lustra, nie miałbym jak się z tego wytłumaczyć. Podwinąłem więc rękaw swojej bluzy i zatopiłem głęboko paznokcie w swojej skórze i powtarzałem tą czynność tak długo, aż nie zobaczyłem na niej krwi. Ból doszedł do mnie jednak dopiero po chwili, a wraz z nim, osiągnąłem to czego chciałem – pozbyłem się tego wstrętnego uczucia złości.
Uczucie ulgi nie trwało jednak długo, bo zaraz po nim uderzyła we mnie jak góra lodowa myśl, co ja najlepszego zrobiłem. Spojrzałem ponownie w lustro, widząc już dawnego siebie, patrzącego przerażonym spojrzeniem. Tak bardzo powtarzałem sobie od samego początku, że nie byłem już starą wersją siebie, że byłem lepszy i udowodnię to wszystkim i samemu sobie. Jednak jak na ironię, zaczynałem być taki sam jak Nicholas, którego nienawidziłem, a wyszło na to, że to nie on był główną złą postacią w moim życiu. Zrozumiałem, że to ja byłem winowajcom tego wszystkiego, co mnie spotykało.
Usiadłem więc wyczerpany na zimnych kafelkach i wyciągnąłem telefon z tylnej kieszeni spodni i wykręciłem numer do mojego psychiatry, z którym to ciągle przesuwałem wizytę i unikałem spotkania z nim, bojąc z porażki. Jednak to nie wizyta u niego byłaby moją porażką, jak sądziłem przez długi czas, a właśnie to, co zrobiłem przed chwilą.
- Dobry wieczór Louis, czy coś się stało? – doktor odebrał prawie od razu, a jego ciepły ton głosu od razu sprawił, że miałem ochotę się rozpłakać, chociaż wiedziałem, że i tak nie potrafiłbym tego zrobić.
- Wszystko w porządku naprawdę i przepraszam, że niepokoję, ale tak długo zwlekałem wizytę, że aż głupio mi się zrobiło – zaśmiałem się sztucznie, a po drugiej stronie zastała mnie tylko cisza – chciałem się zapytać, czy miałby pan może dla mnie czas w tym tygodniu? – zapytałem niby od niechcenia, starając się brzmieć normalnie.
- Mój drogi, czekałem na ciebie cały miesiąc, mogę cię przyjąć nawet jutro – staruszek w końcu odpowiedział, a ja westchnąłem niemal z ulgą.
- Wiem, że ma pan napięty grafik, nie musi to być jutro, to nie jest nic poważnego, zapewniam – zaśmiałem się cicho, jednak patrząc z dziwną pustką na świeżą ranę na ręce, dokładnie obok podłużnej blizny, która napawała mnie wręcz obrzydzeniem, za każdym razem kiedy na nią spoglądałem.
- Pamiętaj, że to ty jesteś najważniejszy – odpowiedział mi doktor, a ja uśmiechnąłem się na to posępnie – nawet nie wiesz jak się cieszę, że zadzwoniłeś – dodał niemal pieszczotliwym tonem.
Wiedziałem, że musiałem wziąć się tylko w garść, przecież nie pierwszy raz coś takiego przeżywałem. Nie mogłem się poddać.
***** ***
Wiem, że rozdział miał być wcześniej, wybaczcie, ale w święta strasznie się rozleniwiłam i nic nie robiłam, a potem od razu musiałam iść do pracy. A więc, kto by się spodziewał, że tatuś Nicholasa okaże się taki miły, czarujący i wzbudzający zaufanie. Nie wiem co chcę z nim jeszcze zrobić, czy będzie dobrą postacią, czy nie, ale wiem na pewno, że jest niezłym manipulantem. Louis również w końcu powiedział Nicholasowi to, co leżało mu na sercu. No odważny nie powiem, ale też lekko nienormalny, aczkolwiek jego stany emocjonalne i ta ambiwalencja która w nim jest, mam nadzieję, że dobrze opisałam. Dajcie znać co sądzicie, bo ja jestem jak na razie zadowolona, ale chcę znać też wasze zdanie!
wasza, craazy_witch