Lost hope I Zakończone I

By Madlinss

36.1K 1.2K 101

Drugi tom serii Hope. Od ostatnich wydarzeń minęły dokładnie dwa lata. W trakcie ich wszystko się zmieniło... More

Informacje o drugiej części
Dedykacja
Prolog
1. Koszmar stał się rzeczywistością
2. Wspomnienia to wszystko co mam
3. Pora ruszyć naprzód
4. Czy to dzieje się naprawdę?
5. Cały czas się myliliśmy?
6. Fioletowy puchaty zeszyt
7. Historia listu w czerwonej kopercie
9. Druga szansa?
9.5. Druga szansa?
10. Zielone przeszywające tęczówki
10.5. Zielone przeszywające tęczówki
11. Wszystkich nas oszukała
12. Pistolet na mojej dłoni
12.5. Pistolet na mojej dłoni
13. Ona uratowała mi życie
14. Płakałem razem z nią
14.5. Płakałem razem z nią
15. Trudne pytanie
16. Bo go kocham
17. Byłem z nią ten cały czas
18.Karma wraca dupku
18.5. Karma wraca dupku
19. Znajome ciepło
19.5. Znajome ciepło
20. Mętlik w głowie
21. Jeden cios
22. Wszystkie chwyty dozwolone
23. Rzeczywistość a wyobrażenia
24. Śledziłem Cię
25. Mocny prawy sierpowy
26. Wizytówka
26.5. Wizytówka
27. Wskazówka w postaci kawałka papieru
28. A co by było gdyby
28.5. A co by było gdyby
29. Nadal byliśmy tymi samymi ludźmi
30. Głębokie rany trudniej zaleczyć
30.5. Głębokie rany trudniej zaleczyć
31. Prawda bywa oczyszczająca
32. Byliśmy tylko ludźmi, dzieciakami, przyjaciółmi
32.5. Byliśmy tylko ludźmi, dzieciakami, przyjaciółmi
33. Mój dom jest tam gdzie ona
34. Niełatwe rozmowy
34.5. Niełatwe rozmowy
35. Jak za starych dobrych czasów
36. Kolacja z fatalnym skutkiem
36.5. Kolacja z fatalnym skutkiem
37. Znajomy zapach wanilii i jaśminu
37.5. Znajomy zapach wanilii i jaśminu
38. Pechowa siódemka
39. Czas ma wiele znaczeń
40. Piątek - Zamknięcie przeszłości
41. Sobota - Wkroczenie w przyszłość
42. Niedziela - Teraźniejszość
42.5. Niedziela - Teraźniejszość
Epilog

8. To miasto zdane jest na przypadki

546 23 2
By Madlinss

Madeline

Dolecieliśmy na miejsce. To było najdłuższe siedem godzin w moim życiu. Nie lubiłam latać samolotami, a już na pewno nie tak długo. Stałam na płycie na lotnisku w San Francisco. Obok mnie stał mój mąż jak zawsze w drogim i eleganckim czarnym dopasowanym garniturze. Czy on wiedział, czym sa dresy albo chociaż coś co nie jest szyte na miarę. Na nosie miał przeciwsłoneczne okulary. Wyglądał naprawdę dobrze i może gdybyśmy poznali się w normalnych okolicznościach mi również na jego widok robiłoby się słabo, jednak tak nie było, a ja nie gdybałam. Wystarczyło mi tyle, że znałam go, a sam wygląd w tym przypadku to nie wszystko. Swoim wyglądem sprawiał, że każdy chociaż na chwilę na niego spoglądał, ukradkowe spojrzenia rzucane mu przez innych doprowadzały mnie o zawroty głowy, bo przez niego i ja stawałam się w centrum zainteresowania. Nie wiem czy ignorował te spojrzenia, czy po prostu do nich przywykł, ale wydawał się znudzony i absolutnie sobie z tego niczego nie robił. Też chciałabym być tak obojętna tymczasem stałam obok niego pocąc się ze stresu, ukradkowymi spojrzeniami i śmiechami zaraz po nich. To było niezręczne.

Wszyscy mi zazdrościli, że mam tak przystojnego, ambitnego i cholernie bogatego męża. Wszyscy oceniali nasze małżeństwo przez pryzmat tego co widzą z zewnątrz, przez pryzmat drobnych gestów. Tego jak składa pocałunek na moim czole, odgarnia mi włosy które opadły delikatnie na moje oczy czy tego gdy idziemy obok siebie łączy nasze dłonie przeplatając przez nie palce. To były gesty, które sprawiały u innych w szczególności kobiet przypływ zazdrości i myśli co ona w sobie ma, że wybrał właśnie ją, a nie mnie. Przez ten cały czas słyszałam wiele określeń na swój temat. Gówniara, dziwka, pewnie leci tylko na kasę, ciekawe ile zajęło jej wskoczenie mu do łóżka i owinięcie go sobie wokół palca. Na początku bolało, ale zdałam sobie sprawę z tego, że Ci wszyscy ludzie, którzy mówią za moimi plecami wcale mnie nie znają, nie wiedzą przez co musiałam przejść i przez co przechodzę każdego dnia. Nikt nie zdawał sobie sprawy co kryję się pod tym na pozór idealnym życiem kiedy wszystkie maski zostają ściągnięte, kiedy zostajemy sami w czterech ścianach. Bo wszystko zawsze jest piękne, dobre i idealne kiedy widzimy to przez parę minut czy godzin, kiedy widzimy urywek kanału w programie telewizyjnym, fragmentu książki czy tego co wstawiamy na nasze media społecznościowe. Widzimy to co chcemy widzieć i sprawiamy, że dajemy ludziom to w co oni chcą wierzyć i nam zazdrościć. Jednak kiedy odkładamy wszystko na bok i stajemy twarzą w twarz z rzeczywistością okazuje się, że to idealne życie nie jest już tak kolorowe na jakie wyglądało przez ułamek chwili. Nic nie trwa wiecznie, miłość, życie a nawet śmierć. I nic nie było kolorowe nawet wtedy kiedy chwilami się łudziłam. Nikt nie wiedział co dzieje się za zamkniętymi drzwiami i nikt nie miał prawa nikogo oceniać.

Pogoda w Kalifornii była wyjątkowo brzydka jak na początek sierpnia. Pochmurne niebo, które chciało płakać, ale nie mogło uronić żadnej łzy. Okropny wiatr, który owiewał moje ciało wyprowadzając mnie z równowagi. Staliśmy na otwartej przestrzeni co spotęgowało zdwojoną siłę sierpniowego nawiewu znad oceanu spokojnego, co było dosyć zabawne. Bo spokojnie w tym momencie na pewno nie było.

- Na co tak właściwie czekamy? – zapytałam mojego męża, znudzona już staniem bez celu i ciągłym poprawianiem mojej krótkiej fioletowej przed kolano rozkloszowanej sukienki na ramiączkach.

Od dnia naszego ślubu i innych okropnych wydarzeń minęło trochę czasu, nasza relacja wpłynęła na umiarkowany tryb jeżeli w ogóle można ją w jakikolwiek sposób określić. Rozmawialiśmy ze sobą co było sukcesem, czasem potrafiliśmy spędzić ze sobą pół dnia nie kłócąc się, a to było osiągnięcie. Czasami chcąc nie chcąc musiałam ugryźć się w język i spróbować stworzyć z nim jakąkolwiek relacje inaczej bym zwariowała w ciągłej niepewności. Miles kiedy zauważył, że staram zaakceptować to wszystko trochę przystopował i starał się panować nad swoimi napadami wściekłości w których ja momentami absolutnie wcale mu nie pomagałam. Był mniej drażliwy i wściekły. Oczywiście nie stał się ideałem, to było raczej niemożliwe. Nie zrobisz z diabła anioła, a zła nie zamienisz w dobro. To tylko chwilowe uczucie, którym możesz się nasycić, mając nadzieję że udało Ci się dokonać tej zmiany lecz kiedy otwierasz oczy widzisz rzeczywistość, która nie jest już jak kolorowa opowieść z bajki.

Potrzebowałam pewnej stałej i on też tego potrzebował, a darcie kotów ze sobą nie miało najmniejszego sensu, musiałam być tą mądrzejszą i po prostu czasami się zamknąć. Być może zrozumiałam to zbyt późno, gdybym wcześniej doszła do takich wniosków może nie stałabym się tak zniszczona i wyprana z emocji. Nie byliśmy święci zarówno ja jak i on. Kłóciliśmy się średnio paręnaście razy w tygodniu, ale było lepiej niż na początku naszej znajomości. I to była jedyna pozytywna rzecz z tego wszystkiego. Nie wymazałam złych rzeczy z pamięci, ale starałam się z nimi żyć, tak jak przez całe swoje życie. Byłam ekspertem w zatajaniu złych uczynków.

- Na samochód, który zawiezie nas do rodziców. – ciężko westchnął. Był tak samo znudzony jak ja.

Pocieszające, że łączyła nas wspólna niedola, w grupie raźniej.

- Będziemy u nich nocować?

- Nie. – odparł oschle, ale po chwili dodał. – Muszę coś załatwić z ojcem, zjemy z nimi lunch, później pojedziemy na spotkanie z moim klientem, a..

- Po co mam jechać z Tobą na spotkanie? – przerwałam mu nie dając dokończyć.

- Gdybyś mi nie przerwała to byś się dowiedziała. – fuknął wściekły. I znowu wracał do swojej dawnej wersji. Był zmienny jak chorągiew.

- Przepraszam. – powiedziałam cicho, nie mając ochoty znowu się z nim kłócić.

- Potem pojedziemy do naszego mieszkania w Reedwood City. Nie mam czasu jeździć w te i z powrotem i odwozić Cię.

- Mogę pojechać tam sama. – dodałam nie chcąc sprawiać mu kłopotu, a po drugie nie miałam ochoty spędzać z nim aż tyle czasu a tym bardziej siedzieć na jakimś nudnym spotkaniu.

Na jednym już byłam i to nie jest nic ciekawego i godnego uwagi. Nudne papierki i nudne prawnicze gadki. Nuda totalna. Już nie wspominając o spotkaniu z jego rodzicami. Mimo, że byli dla mnie dobrzy i widzieliśmy się może z dwa razy po całym ślubie to i tak czułam się w ich towarzystwie nieswojo. O ile towarzystwo jego matki byłam w stanie znieść to ojca, nie mogłam. Jego spojrzenie za każdym razem robiło mi dziurę w ciele, było tak ciężkie i ostre. Nie czułam się wśród nich jako członek rodziny, nawet nim nie byłam i doskonale zdawaliśmy sobie sprawy. Byłam postrzegana tam jako żona z umowy.

- Nie. – powiedział stanowczo po czym postawił krok w bok stając naprzeciwko mnie. Spojrzał na mnie i pokręcił głową. – Mówiłem Ci, żebyś ubrała coś normalnego. – skarcił mnie jak małe dziecko. Miał rację mogłam ubrać coś innego. Musiał zauważyć jak ciągle próbuje zapanować nad rozwianym materiałem. Też mnie to wkurzało, ale nie przyznam mu racji i nie sprawie, że jego ego ponownie urośnie.

- Ale nie mówiłeś, że będziemy dwadzieścia minut stać na płycie na otwartej przestrzeni. – odburknęłam przewracając oczami.

- Przestań to robić. – powiedział pocierając z nerwów dłonią skronie. – I nic już więcej nie mów. – dodał.

I tak nie zamierzałam się już odzywać, na szczęście nawet nie musiałam bo chwilę później podjechał czarny mercedes.

Przyzwyczaiłam się już do tego, że wszystko co robię albo komentuje albo krytykuje, ale czasem potrafił też prawić szczere komplementy. Kiedy to robił czułam się jakbym dostawała jakąś nagrodę. Kto by się nie cieszył, kiedy dostanie się pochwałę od człowieka, który wiecznie jest wściekły i zawsze najmądrzejszy, wiec kiedy słyszałam od niego miłe słowa czułam się doceniona, a to rzadko się zdarzało. Między nami było dziewięć lat różnicy wiec patrzeliśmy na świat i życie trochę inaczej. Ja stosunkowo byłam młoda, a w głowie miałam wiele głupot, które musiały zostać po prostu wstrzymane, zaś on myślał zapewne o stabilizacji chociaż czasem zastanawiałam się czy myśli o czym innym niż własna praca. Być może ze względu na różnice wieku i nadmierne przepracowanie szybciej umrze i szybciej będę wolna. Tak wiem byłam okropna, ale nie dało się z nim spędzić ani jednego spokojnego dnia, no chyba że wyjeżdżał w podróże służbowe, wtedy mogłam robić to co chciałam, a Bibianna w szczególności mi w tym pomagała.

Zazwyczaj przylatywał tutaj sam, zastanawiałam się dlaczego koniecznie musiał zabrać mnie. Co tym razem się zmieniło, że ciągnął mnie tu ze sobą. Czułam, że coś się pod tym kryje i nie byłam pewna czy chce wiedzieć co. Może po prostu planował zostać tutaj nieco dłużej i nie mógł pokazywać się bez żony. Tak to była moja jedyna słuszna wymówka.

Nie chciałam wracać do Reedwood City, bałam się że zobaczę tu kogoś znajomego, że wszystkie wspomnienia które tak bardzo starałam się wyprzeć powrócą. To by mnie kolejny raz zniszczyło. Nie było cudownie, ale było dobrze tak jak jest. Nie chciałam niczego zmieniać, bo z moim szczęściem mogłoby być tylko gorzej. Bałam się, że powrót do Reedwood City otworzy stare rany, a ja miałam zbyt wiele nowych, które nadal się nie wyleczyły. Nie byłam na to przygotowana. W październiku miałam zacząć studia co prawda nie na wymarzonej uczelni, ale cieszyłam się, że chociaż w ogóle mogę to zrobić. Czułam, że cieszenie się z małych rzeczy nigdy nie zmieni się w moim życiu. Bo jest w nim zdecydowanie mniej dobrych rzeczy niż tych złych, których jest cała masa. Doceniałam małe rzeczy, bo to właśnie one sprawiają iż czuje że żyję.

Miles zajął miejsce kierowcy w czarnym mercedesie, a ja usiadłam obok na miejscu pasażera. Wyjechaliśmy z lotniska, a już po chwili znaleźliśmy się na ulicach w centrum San Francisco. Miałam chwile czasu na uspokojenie własnych nerwów i myśli, zanim przekroczymy ten jeden znak informujący o wjeździe do miasta do którego nigdy nie chciałam wracać. Jednak los lubi sobie ze mnie kpić.

Miasto jak miasto nie różniło się niczym od Nowego Jorku, tak samo zakorkowane ulice i tacy sami zabiegani ludzie. Wszyscy śpieszyli się na autobus, pociąg bądź po prostu do biura niedaleko. Dochodziła pora lunchu, wiec ludzie korzystali z niej dowoli. Właśnie wjechaliśmy na autostradę i podziwianie moich widoków się skończyło. Oparłam się głową o zagłówek fotela a podbródek położyłam na dłoni. Byłam lekko zmęczona czas cofnął się do tyłu o jakieś trzy godziny, a wizja przeżycia całego dnia na nogach lekko mnie przerażała. Miałam ochotę zamknąć się w pokoju wziąć gorącą kąpiel i nie musieć z nikim rozmawiać. Jednak nie było mi to dane nawet teraz, bo Miles gwałtowanie zahamował a w tył naszego wypożyczonego samochodu uderzył jakiś inny. Poczułam mocne szarpnięcie w tył i moment, w którym moja głowa delikatnie uderza w bok drzwi od przyjętej przeze mnie pozycji. Jeszcze tego brakuje, żeby zaczął na mnie wrzeszczeć, że nie siedzę poprawnie w samochodzie, lecz wyjątkowo tego nie zrobił.

- Ja pierdolę! – wrzasnął mężczyzną zatrzymując całkowicie auto. Bez słowa otworzył drzwi samochodu i po chwili z niego wysiadł kierując się do kierowcy, który wjechał w nas jak w masło.

Nie chcąc w tym uczestniczyć wyciągnęłam telefon z torebki i napisałam wiadomość do Bibi, o tym że już dolecieliśmy i żałuje, że nie mogła przylecieć tutaj ze mną. Miałabym chociaż jedno przyjazne towarzystwo. Po jakiś dwudziestu minutach siedzenia zaczęło mi się już nudzić, i postanowiłam złamać swoje postanowienie. Odpięłam pasy i wyszłam z samochodu i to było błędem.

Ruszyłam w stronę gdzie stało dwóch mężczyzn, jednym z nich był Miles, żwawo o czymś dyskutowali, nie wyglądało to raczej na miłą pogawędkę. Od mojego męża emanowała wściekłość, ale szczególnie mnie to nie dziwiło. Przywykłam. Podeszłam do niego stając dosłownie ramię w ramię z nim i zaniemówiłam i to dosłownie. Wpatrywałam się w starszego mężczyznę, który swego czasu był dla mnie jak ojciec. Jego niegdyś ciemne włosy zostały pokryte siwymi sporymi pasmami. Nawet pomimo tej całej sytuacji biło od niego ciepło i dobroć, mój mąż mógł wziąć od niego przykład.

- Madeline? – zapytał ojciec Nicholasa.

- Dzień dobry. – wydukałam lekko speszona, bo nie wiedziałam jak mam się zachować.

- Dobry boże, gdzieś ty się podziewała. Nie widziałem Cię całą wieczność. Co u Ciebie słychać? – zapytał ściskając mnie z całej siły, już nie pamiętam kiedy ktoś okazał mi tyle ciepła co ten mężczyzna w ciągu dziesięciu sekund naszego spotkania. Odsunęłam się lekko z jego objęć i wróciłam na swoje miejsce, ukradkiem zerknęłam na Miles, ten jednak stał niewzruszony, wiec uznałam że mogę z nim chwilę porozmawiać. W międzyczasie zadzwonił do niego telefon wiec oddalił się.

- Wszystko w porządku, wyprowadziłam się do Nowego Jorku i tak wyszło. A co u Pana? – zapytałam będąc naprawdę ciekawe co u niego słychać. – Widzę, że nie wychodzi pan z formy. – zaśmiałam się widząc jego dobrze zbudowaną sylwetkę.

- Trzeba jakoś dbać o swoje zdrowie, mimo pięćdziesiątki za rogiem. – zaśmiał się gwarnie, co odwzajemniłam. Miło było spotkać kogoś przyjaźnie do siebie nastawionego, ale po tej myśli wróciły do mnie suche i mroczne fakty. Spotkałam ojca mojego dawnego przyjaciela. Chwilowe szczęście zastąpiła panika.

- Czy może Pan nie mówić nikomu, że jestem w mieście? – poprosiłam błagalnie. Mężczyzna zmarszczył brew, nie do końca rozumiejąc dlaczego. Czyli nic nie wiedział. Nie wiedział, czemu wyjechałam i zapewne nie znał powodu. W sumie to było logiczne, gdyby znał prawdę zapewne nie wyściskał by mnie na środku pobocza przy szybko przemierzających odległość samochodach.

- Dlaczego? Wszyscy na pewno się ucieszą, że wróciłaś.

- Dlatego, że jeśli moja żona prosi, żeby nikomu pan nie mówił to ma Pan nikomu nie mówić. – wtrącił się do rozmowy Miles, który najwidoczniej skończył połączenie i przysłuchiwał się mojej rozmowie z Panem Mendezem.

- Żona? – zapytał zdziwiony. No to teraz wpadłam w niezłe szambo. – Gratulację Madeline, nie wiedziałem. – powiedział nie wychodząc ze swojego stanu jednak radośnie się uśmiechając.

- Dziękuje. – słabo się uśmiechnęłam lecz na tyle przyjaźnie by niczego nie zauważył.

- Rozmawiałem z serwisem, z którego wypożyczyłem samochód. Podałem im pański numer telefon i rejestracje pojazdu. Będą się z Panem kontaktować, ta stłuczka nie leży w moim interesie i nie mam czasu oczekiwać na pomoc drogową. – rzucił oschle w jego kierunku, po czym chwycił mnie za łokieć i zaczął prowadzić w stronę samochodu.

Szybko pożegnałam się z mężczyzną, a po chwili wsiadł za kierownice i odjechał z uszkodzonym zderzakiem. To mnie zaskoczyło jak szybko się zmył, zapewne mój mąż nie wywarł na nim dobrego pierwszego wrażenia. Pytanie czy na kimkolwiek wywarł nie licząc krawaciarzy w innych kancelariach czy snobistycznych klientów.

Miles pchnął mnie na zamknięte drzwi od samochodu po stronie pasażera i mierzył mnie twardym spojrzeniem. Był zły.

- Mówiłem Ci żebyś nie wysiadała. – fukał jadem w moim kierunku.

- Nie, nie mówiłeś. – odparłam, bo naprawdę nic takiego nie słyszałam. Chyba miał problemy z pamięcią ze względu na wiek. Przewróciłam oczami na te myśl, tłumiąc w sobie śmiech. Nie wiedziałam czemu tak się zachowuje.

- Do cholery! Przestań kręcić tymi oczami, bo mnie tylko wkurwiasz. – potrząsnął z całej siły moimi ramionami, na co od razu oprzytomniałam i już nie było mi do śmiechu. - Jeśli nie mówiłem, to trzeba było się domyślić, że masz nie ruszać swojego tyłka z samochodu. – warknął ostro. – Czy tobie trzeba wszystko tłumaczyć pojedynczo?

- Nie trzeba. – wymruczałam powtarzając sobie w myślach, że dam radę. Przecież zniosę każde gówno, jestem silna, nie zobaczy ani jednej mojej łzy. – Przepraszam Miles. Nie wiedziałam, że jest to surowo zakazane. Siedziałam tam tyle czasu, nudziło mi się. Nie wiedziałam, że to będzie taki wielki problem. Skąd miałam wiedzieć, że facet w który nas uderzył to ojciec Nicholasa. – powiedziałam najbardziej spokojnie jak się dało chcąc go uspokoić. Nie przemyślałam jednak dokładnie tego co powiedziałam. Jak zawsze paplałam na prawo i lewo co mi ślina na język przyniesie. I tak było tym razem.

- Nicholasa? – powtórzył imię chłopaka nad czymś się zastanawiając. Zdałam sobie właśnie sprawę z tego, że on nie wiedział iż to jego ojciec. Brawo Madeline, gratuluje inteligencji. Skinęłam głową na potwierdzenie jego pytania. – Jesteś pieprzoną idiotką, trzeba było jeszcze zaprosić go na kawę i wyśpiewać mu wszystko. – parsknął wściekły, para wychodziła mu oczami. Z całej siły zaciskał pięści w dłoniach próbując się uspokoić. Chciałam wszystko wytłumaczyć, a włożyłam tylko gwóźdź do trumny.

- Przecież nic się nie stało. To była tylko rozmowa. – dodałam spokojnie. - Nic nikomu nie powie. Potrafi dotrzymać słowa Miles. Proszę uspokój się. – wyszeptałam. Mężczyzna zamachnął się z całej siły uderzając pięścią w drzwi samochodu znajdujące się nieopodal mojej głowy. Chociaż tym razem wyżył się na samochodzie, a nie na mnie. To jakiś sukces, prawda?

- Nie potrzebuje cholernych problemów, obyś miała rację. – wyszeptał nabierając ciążącego wokół nas powietrza. - Wsiadaj do samochodu i tak jesteśmy już spóźnieni.

Skinęłam głową i wsiadłam do tego pieprzonego samochodu. Byłam wściekła na niego na siebie i na wszystkich, którzy znaleźli się nieopodal nas. Chciałam jak najszybciej skończyć ten dzień i pozwolić swoim emocjom ulecieć. Nie wiedziałam do końca czy przetrwam w Reedwood City kolejne dni. To miasto było jak trucizna, wdzierała się do organizmu przez każdą możliwą szczelinę i wyniszczała od środka.

Miles ruszył z miejsca włączając się z powrotem do ruchu. Podróż minęła nam w całkowitej ciszy praktycznie jak zawsze. To był jeden plus tego, że mężczyzna obok mnie nie był zbyt wylewny i rozmowny. Dzięki ciszy i przyjemnej cichej muzyce lecącej z radia mogłam pomyśleć nad tym czy moje życie już zawsze będzie tak wyglądało? Pełne strachu i niepewności? Pozbawione własnego zdania i decydowania o sobie? To nie byłam ja i nie chciałam taka być.

******

Hejka :)

Podobał Wam się rozdział, dajcie znać co myślicie o powrocie Mad do miasta? Macie jakieś sugestie. Jeśli rozdział Wam się podobał zachęcam do pozostawienia po sobie gwiazdki.

Buziaki i do następnego razu :*

Continue Reading

You'll Also Like

134K 5.9K 36
Było za późno, byś przeprosił. Było za późno, bym wysłuchała. Ale to zawsze byłeś ty. Nastoletnia pokusa i chęć przeżycia beztroskiej chwili powoduje...
27.8K 1K 19
„Ona pokochała go zbyt późno, żeby mógł podjąć inną decyzję." II tom trylogii Układ
118K 2.6K 28
Oboje młodzi. Oboje pewni siebie. Oboje pragną władzy. Królowa biznesu. Król mafii. Ktoś będzie musiał odpuścić. Pytanie tylko kto? #borderlesspl...
390K 3.3K 8
Nicholas Knight uchodzi za największego casanovę Filadelfii. Jest znany z częstego zmieniania partnerek, a do tego lubi wolność i brak zobowiązań. Ws...