IGNITE

By wheria0

359 65 1

GRADUS 1. MEMENTO MORI DILOGY. Męczyłam się z nimi od lat, ponieważ nie byłam w stanie ich cofnąć. Zakorzenił... More

MENSA CONTENTORUM:
MONITUS:
PROLOGUS:
ROZDZIAŁ 1: CADERE
ROZDZIAŁ 2: PAENITET
ROZDZIAŁ 3: ERROR
ROZDZIAŁ 4: LACRIMAE
ROZDZIAŁ 5: DESTRUCTUM
ROZDZIAŁ 6: INITIUM
ROZDZIAŁ 7: COCCINEUM
ROZDZIAŁ 8: RUSTICA
ROZDZIAŁ 9: RELINQUENS SUMUS
ROZDZIAŁ 10: EXCEDERE
ROZDZIAŁ 11: INCOGITANTIA
ROZDZIAŁ 12: INAESTIMABILE
ROZDZIAŁ 13: VANITAS
ROZDZIAŁ 14: COMPLEVIT
ROZDZIAŁ 15: MURUS
ROZDZIAŁ 16: CALIDUM
ROZDZIAŁ 17: INTERITUS
ROZDZIAŁ 18: INTUITUM
ROZDZIAŁ 19: MY
ROZDZIAŁ 20: DOLOR
ROZDZIAŁ 21: SATIS
ROZDZIAŁ 22: PACEM
ROZDZIAŁ 23: ALIUM
ROZDZIAŁ 24: VACUUM
ROZDZIAŁ 25: AMICIS
ROZDZIAŁ 26: ARDEBAT
ROZDZIAŁ 27: VIDET
ROZDZIAŁ 28: GAUDIUM
ROZDZIAŁ 29: NULLUS
ROZDZIAŁ 30: QUAESTIONES
ROZDZIAŁ 31: POENA
ROZDZIAŁ 32: DAEMONES
ROZDZIAŁ 33: SILENTIUM
ROZDZIAŁ 34: MORTEM
ROZDZIAŁ 35: CONCIDAT
ROZDZIAŁ 36: ANGELUS
ROZDZIAŁ 37: INNOCENTIA
ROZDZIAŁ 38: GEHENNA
ROZDZIAŁ 39: REACTIONEM
ROZDZIAŁ 40: CONTRACTUS
ROZDZIAŁ 41: TENEBRIS
ROZDZIAŁ 42: RELIQUIT
ROZDZIAŁ 43: MELIUS
ROZDZIAŁ 44: TEMPORALIS
ROZDZIAŁ 45: EGO MORIOR
ROZDZIAŁ 46: TORMENTUM
ROZDZIAŁ 47: IGNIS
ROZDZIAŁ 48: FRACTI
ROZDZIAŁ 49: SKYFALL
ROZDZIAŁ 50: OBLIVISCI
ROZDZIAŁ 51: UT FIX
ROZDZIAŁ 52: PROCLIVITAS
ROZDZIAŁ 53: FUGACES
ROZDZIAŁ 54: CUPIS
ROZDZIAŁ 55: HABERE
ROZDZIAŁ 57: NON PUNGNARE
EPILOGUS:
PLAYLIST:
NOTITIA:

ROZDZIAŁ 56: FINIS

3 1 0
By wheria0

NASHTON:


Cisza była czymś, co towarzyszyło mi znaczną część mojego życia, mimo tego, że było w nim tak zatrważająco gwarno i hucznie. Teoretycznie zawsze obok mnie znajdowali się inni Dla mnie jednak ciszą nie był brak dźwięków dobiegających z otaczającego mnie społeczeństwa a ta pustka która dudniła wewnątrz mnie. Te czeluści nicości które spowijały duszę od samego jej epicentrum. Mimo tego, że dobiegały mnie rozmowy innych ja od zawsze pogrążony byłem w ciszy. Otaczali mnie ludzie, a jednak ciągle byłem sam. Pozostawiony na łut szczęścia i niepewną przychylność losu. Nikt nie przejmował się tym, co się miało ze mną stać, mimo tego, że byłem istotnym elementem ich układanki. Wiedzieli, że nie pozwolę się pokonać, bo to właśnie cisza ukształtowała we mnie najgłośniejszą odmianę mroku. Nie przeszkadzała mi ona ponieważ lubiłem to, jak wielką mocą władała.

Była wyniszczająca, a proces zniszczenia który wszczynała ciągnął się powolnie i boleśnie. Za każdym razem ciążyła bardziej, a jej moc silniej oddziaływała na moją psychikę która i tak była potwornie spaczona. Zdawałem sobie z tego sprawę, dlatego później nie pozwalałem by oblegała mnie pustka. Wiedziałem, że jeżeli dałbym się jej zniewolić już nigdy nie odnalazłbym wyjścia. Uważałem, że gdybym pozwolił pogrążyć się jej jeszcze raz, skończyłbym usidłany tytanowymi pnączami najgrubszych pędów odmętów ciemności. Ugrzązłbym tam a moja dusza została by pogrzebana wraz z umierającym coraz dosadniej prawdziwym jestestwem. Jednak to chwila w której wsiadłem do własnego samochodu sprawiła, że ostatnie iskry tlące się w czeluściach mojego skalanego złem wnętrza zniknęły zastąpione palącym i piętnującym się bólem. Pierwszy raz poczułem się tak, jakby ktoś ostrymi niczym noże pazurami oderwał mi powalający odłam duszy, niczym jej nie zastępując. Pozostała po niej dziura z której czerń wylewał się hektolitrami, pokrywając cała powierzchnie ciała i umysłu. Zalewała zmysły, niszczyła narządy oraz zatruwała duszę. Była destrukcją o którą się prosiłem.

Nie odzywałem się ani słowem, mimo iż było to najcięższym z postawionych sobie do tej pory zadań. Używałem całej silnej woli by powstrzymać się od choćby najmniejszego gestu wykonanego w jej kierunku, od najdrobniejszego szeptu wypowiedzianego do jej ucha.

Pędziłem jedną z pobocznych dróg Exmore w skąpanym ciemnością aucie, próbując nie zerkać na siedzącą obok mnie dziewczynę. Byłem zbyt przepełniony nieokiełznaną i pierwotną furią by pozwolić sobie na zainicjowanie rozmowy. Bałem się tego co mogłyby wydostać się z głębi mnie ponieważ ponownie pozwalałem potworowi zawładnąć swoim wnętrzem. Moje place okryte zaschniętą cieczą zaciskały się na skórzanej kierownicy z każdą sekundą coraz mocniej, tak, że torebki stawowe pękały niemal samoistnie. Szczęka mi drżała od siły z jaką ją zaciskałem a wszelkie mięśnie umieszczone w moim ciele napięte były do granic możliwości. Bark, który zraniony został dość głęboką, kłutą raną bolał i krwawił mocniej przy każdym gwałtowniejszym ruchu ręką, jednakże mnie ten ból zaspokajał. Pomagał mi się opanować i nie wybuchnąć z nawarstwiającej się żądzy interwencji jednakże nie sycił tego demona czekającego niczym wulkan na erupcję.

Vivien nie odezwała się od momentu w którym pojawiłem się w zasięgu jej wzroku. Nawet na mnie nie zerkała, co irytowało mnie jeszcze mocniej. Była roztrzęsiona już wcześniej, doskonale o tym wiedziałem. Jednak to widowisko jakie zapewniłem jej pozbywając się zbędnych nam pachołków sprawiło, że wybuchła prawdziwym atakiem paniki i lęku. Drżała, a jej ledwo oschnięte policzki na nowo pokryły się mokrymi słonymi łzami.

Wiedziałem, że powodem jej stanu nie był nieudany zamach na nasze życia, a sposób w jaki poradziłem sobie z zagrożeniem. Dziewczyna do tej pory nie widziała we mnie namacalnego zagrożenia, co było poważnym błędem. Moim błędem, ponieważ to ja pokazywałem jej jedynie tę dobrą stronę. Owszem, była świadkiem niejednego z moich zadań, jednak to było najbardziej inwazyjne i pozbawione empatii. Postąpiłem źle, ukazując jej siebie w wersji innej niż ta którą byłem na co dzień. Ponieważ mimo iż względnie zdawała obie sprawę z tego kim byłem i czym się zajmowałem, jednak nigdy nie byłem taki w stosunku do niej. Nie wierzyła, że potrafiłem stać się potworem ciągu sekundy, dopóki nie widziała tego na własne oczy. Postrzegała mnie jako pracownika, nie jako wykonawcę.

Owszem, na początku naszej znajomości czuła przede mną strach i było to zamierzoną reakcją, jednak nie bała się mnie w sposób jaki odczuwała to w tym momencie. Nie była na to gotowa, ale oboje wiedzieliśmy że ten moment musiał nastąpić. Straszyłem ją, przerażałem i napawałem lękiem jednakże nigdy, nawet wtem gdy w jawny sposób okazywałem jej swą agresję, nie zrobiłem jej prawdziwej krzywdy.

Nie chciałem by karmiła się błędnym obrazem mnie, chociaż jej porażający i nagły lęk przed chociażby spojrzeniem na mnie kuł mnie niczym najdłuższa igła przebijając tkanki skóry.

Miałem jednak świadomość, że jeżeli to co zostało zaplanowane miało się udać, Vivien musiała oswoić się z tym kim byłem. Musiała zaakceptować najmroczniejszą stronę mnie, mimo, że najpewniej nie zrobiłaby tego potulnie. Musiała poskromić jednakże swoją buntowniczą stronę by uchronić przed tragedią nas wszystkich. A przede wszystkim, samą siebie.

Nie zawsze byłem dla niej tym miłym Nashtonem. Tym, którego we mnie widziała i którego pragnęła widzieć. Uwielbiałem mieć władzę, zwłaszcza nad nią. Pierwotność i perwersyjność były moimi stałymi cechami, tak jak i agresywność czy brutalność. Niejednokrotnie traktowałem ją niczym najgorszą szmatę, wzbudzałem upragnioną przeze mnie ulotną nienawiść czy niechęć, czy celowo napędzałem w niej obawy oraz nadszarpywałem kruche zaufanie, którym mnie darzyła, mimo, że i tak nie powinna choćby znikomym. Lubiłem ją podduszać, bo wtedy czułem się tak, jakbym nią władał. W dłoniach miałem całe jej życie, a jeden mój ruch mógł je zakończyć. Uwielbiałem dominować ponieważ czułem wewnętrzną potrzebę zaznania władzy. Musiałem ją dzierżyć, musiałem być silniejszy. Dawałem się ponieść zwierzęcej naturze czy demonom, które wypełniały mnie od środka i czekały na moment, w którym je wypuszczę. Wtedy też się bała, tak mocno jak wtedy gdy ją stalkowałem czy nachodziłem. Jednak żaden z tamtych momentów nie dorównywał temu.

Zwłaszcza chwili w której wybiegła z BMW, niemal od razu po tym jak wcisnąłem hamulec zatrzymując się pod jej domem. Przymknąłem powieki, gdy mój umysł przestał przyjmować widok jej zanoszącego się szlochem ciała, kierującego się ku drzwiom. Nie zerknęła na mnie ani razu, a tempo z jakim szła było zatrważające. Jakby sam mój wzrok sprawić miał iż i ona zostałaby zdeprawowana i zniszczona.

Napiąłem mięśnie czując rozpościerający się w ramieniu ból, ostatni raz zerkając na jej sylwetkę znikającą za płytą. Gdy ta została z hukiem zatrzaśnięta, ściągnęłam ręczny a następnie szybko odjechałem. Miałem ochotę wpaść do jej domu z zamiarem wybicia z jej głowy tych wszystkich sprzeczności, jednak najpierw musiałem zając się ciałami oraz zranioną ręką. Nie mogłem być impulsywny gdyż tego typu czyny odbiłyby się na wszystkich. Nie odrywałem wzroku od drogi, czując jak mój umysł coraz bardziej opanowywały coraz mroczniejsze demony. Miałem ochotę podpalić cały pieprzony świat, byle ukoić ból jaki czuła, mimo tego iż miałem świadomość, że niejednokrotnie cierpieć będzie jeszcze mocniej a powodem tego będę tylko i wyłącznie ja. Nienawidziłem się za to, jednak złość i obrzydzenie jakie czułem do samego siebie sprawiało, że jeszcze żyłem. Wiedziałem, że i tak ukarać się miałem za to, że uroniła przynajmniej jedną łzę, jednak nie mogłem poradzić nic na świadomość, że wyleje jeszcze cały tabun jednakowych. Miałem przechodzić za to najgorsze męki, a jedyną osobą która mogłaby je zadać była ona i ja sam. Byłem masochistą oraz sadystą jednakże nie dlatego, że chciałem. Dlatego, że tego potrzebowałem. Pragnąłem mimo iż wiedziałem, że nie powinienem.

Zatrzymałem zniszczone od postrzałów matowe BMW pod jednym z zakładów znajdujących się na dzielnicy. Czułem odrazę za każdym razem gdy spoglądałem na ten samochód oraz budynki do których musiałem się udawać. Z trudem powstrzymywałem wybuchy furii, gdy tylko do mojej głowy przychodziły myśli o tym iż musiałem się tam pojawiać.

Z hukiem zatrzasnąłem drzwi, nie zważając na to czy ulegną zniszczeniu. Byłem wkurwiony, a siłę tego odczucia potęgował fakt, że musiałem skonfrontować się z Paxem. Nie chciałem widzieć twarzy Rykera ponieważ wiedziałem, że wtem nie potrafiłbym dłużej trzymać powściągliwości. Pośpiesznie udałem się w kierunku sporej wielkości budynku o kolorze szarości z odpadającymi od zewnątrz płatami tynku. Przekroczyłem jego próg, słysząc jak zamykające się za mną drzwi głośno odbiły się od framugi. Wszystkie zgromadzone w środku osoby z zaciekawieniem przeniosły na mnie swój wzrok, jednakże gdy rozpoznały z kim miały do czynienia, prędko opuszczały głowę. Każdy z tu obecnych zdawał sobie sprawę z tego, do czego byłem zdolny i jak bardzo pozbawiony byłem sumienia, dlatego większość nich schodził mi z drogi gdy tylko mnie widziała.

Nie napawało mnie to szczególną radością, gdyż nigdy moim celem nie było zostanie postrachem mieszkańców miasta, jednak nie mogłem nic na to poradzić. Dlatego próbowałem ukoić zszargane nerwy świadomością, że przynajmniej nikt nie zawracał mi głowy, ponieważ większość nie śmiałaby się do mnie odezwać.

Bez słowa minąłem unikający mojego wzroku zgiełk, ruszając ku interesującemu mnie pomieszczeniu. Czułem jak moje zęby machinalnie zaciskały się gdy wędrowałem korytarzem pełnym biało czarnych obrazów. Mimo wszystko, ten budynek był jedynym do którego byłem w stanie przybyć bez poczucia obezwładniającej wściekłości. Bez zawahania złapałem za klamkę nie przejmując się uprzednim pukaniem. Wparowałem do ciemnego pomieszczenia, kierując się prosto ku siedzącemu za biurkiem mężczyźnie. Czarnowłosy facet uniósł swój wzrok znad wypełnianych papierów, a gdy mnie zauważył napiął mięśnie twarzy. Gdy dostrzegłem siedzącego obok niego drugiego mężczyznę cały wcześniejszy spokój jaki udało mi się powściągnąć uleciał w sekundzie.

Wiedziałem, ze miała to być jedna z najmniej przyjemnych rozmów.

---

Opuściłem swoje mieszkanie wychodząc na chłodny wiatr pomieszany z delikatnym deszczem owiewający moje napięte policzki. Zamknąłem za sobą drzwi, wsadzając klucze do kieszeni świeżych spodni. Po cholernie ciężkiej i pełnej agresji, gróźb oraz niemoralnych zachowani konwersacji z mężczyznami wróciłem do swojego domu by się przebrać oraz odkazić świeżą ranę. Ta okazała się dość głęboka, jednakże nie na tyle bym musiał ją zaszywać. Wiedziałem, iż wystarczyć mogły jedynie bandaże ponieważ nie były to pierwsze tego typu zranienia którymi zostałem ugodzony. Wziąłem również prysznic, chcąc zmyć z siebie woń krwi oraz brud dzielnicy. Fizycznie czułem się czysty, jednak w środku ciąż pozostawałem podeptany.

Podszedłem do nowego BMW, które zostało mi wymienione w zamian za to uszkodzone od postrzału przynajmniej do czasu naprawy. Zająłem miejsce w środku, od razu uchylając okno i wyciągając z paczki jednego Davidoffa. Odpaliłem tytoniową używkę, zaciągając się jej trującym dymem z zamkniętymi oczami.

Musiałem się uspokoić, ponieważ to co miałem zamiar zrobić nabuzować mnie mogło jedynie mocniej. Nie potrzebowałem kolejnej fali wściekłości jednakże jej możliwość była nad wyraz wysoka.

Wsadziłem papierosa między zęby odpalając jednocześnie samochód. Silnik wydał charakterystyczny ryk gdy wyjeżdżałem spod niewielkiego domu. Psychicznie nastawić musiałem się na jedną z najbardziej wymagających ode mnie spokoju interwencji. Wiedziałem, że ponownie okazując swoją wybuchowość i agresję, jedynie mogłem na tym stracić. Musiałem zważać na swoje czyny a tym bardziej na słowa, jednak nie mogłem okazać również skruchy czy żalu, ponieważ było to do mnie nie podobne. Nie mogłem zmieniać swojej osobowości jedynie dlatego iż ta by tego pragnęła. Nie pęczniałem dobrem, nie kipiałem współczuciem ani ciepłem ponieważ nie potrafiłem wykrzesać z siebie owych uczuć. Przez lata skutecznie wypędzano ze mnie wszelkie oznaki słabości chodź i tak byłem wściekły ponieważ nie zrobiono tego dostatecznie dobrze. Gdyby pozbawiono mnie wszelkich emocji Vivien nigdy nie byłaby mi tak ważna i nigdy nie byłaby mi tak problematyczna. Bez niej moje życie byłoby spokojne. Owszem, byłoby nudne jednakże ja syciłem się monotonią. Nie potrafiłem jednak pościągać swojej obsesji która wynikła z chwili słabości.

Jechałem słabo oświetlonymi ulicami znienawidzonego miasta, wypalając kolejnego już papierosa z rzędu. Zastanawiające było, jak poziom nienawiści w moim życiu przewyższał skalą każde inne odczucie. Miłość była mi niemalże obca, prawie niewykrywalna. Wiedziałem, iż siostra darzyła mnie czymś na jej wzór mimo iż na nią nie zasługiwałem. Naylea powinna była nienawidzić mnie tak samo jak ja nienawidziłem naszej matki jednakże była zbyt mała by zrozumieć jakim potworem byłem. To samo tyczyło się szczęścia, którego doświadczyłem zaledwie kilkukrotnie. Smutny bywałem jedynie gdy byłem młodszy jednakże nawet i wtedy rozgoryczenie trwało zaledwie moment, teraz częściej towarzyszyło mi zamyślenie i konsternacja. Najczęściej bywałem zdenerwowany bądź zirytowany, jednak to właśnie nienawiść przepełniała moje komórki. Nienawiść oraz neutralność.

Darzyłem oraz byłem darzony nimi przez tak wiele osób i miejsc, że nie sposób było mi ich nie czuć. Były podstawami mojego życia, tak jak dla innych była nią miłość czy przyjaźń. Uważałem, że były jednymi z najbardziej stałych i nieulotnych emocji. Mimo iż często potrafiły przeobrażać się w coś względnie pozytywnego nigdy tak do końca nie opuszczały naszego wnętrza. Zawsze były tym filarem który budował wszelkie inne więzi, nawet te niechciane.

Zgasiłem niemal wypalonego peta, wyłączając przy silnik. Opuściłem wnętrze auta, czując dziwne odczucia opanowujące moje ciało. Była to dziwna myśl mówiąca, iż ta noc miała być inna niż każda poprzednia. Przeszedłem spowitym ciemnością nocy podjazdem, kierując się do drzwi prowadzących na taras. Z kieszeni skórzanej kurtki z jasnym kożuchem wyciągnąłem klucz, po czym sprawnie otworzyłem przeszklone wrota. Bezszelestnie dostałem się do wnętrza budynku, rozglądając się by wybadać obecność matki brunetki. Ciągle dziwiłem się iż dziewczyna nie połasiła się o odebranie mi klucza za pomocą którego od samego początku dostawałem się do wnętrza jej domu.

Minąłem salon, przechodząc kolejno do kuchni. Ciągle wypatrywałem czyjejś obecności, jednak nigdzie nie dostrzegałem Evelyn Morque, która z resztą nie darzyła mnie sympatią. Przeszedłem przez kuchnię, jednak nieznacznie zdziwił mnie jej stan. Była ona zdewastowana, niemal cała pokryta odłamkami szkła z rozbitych szklanek oraz talerzy. Krzesła zazwyczaj stojące przy wyspie były przewrócone, a wszelkie przedmioty na niej stojące – wywalone. Całe dom spowity był mrokiem, nigdzie nie paliły się żadne światła. Dostrzegłem również walające się gdzieniegdzie sztućce czy naczynia. Nie miałem pojęcia co miało tam miejsce jednakże wnętrze zdawało się być zupełnie zniszczone. Pospiesznie ruszyłem dalej, omijając równie zniszczoną jadalnie. Starałem się omijać rozwalone przedmioty czy skruszone wazy tak by hałasem nie wydać swej obecności w zupełnie cichym budynku. Podszedłem do schodów prowadzących na górę, po czym najciszej jak potrafiłem się po nich wdrapałem. Górnego piętra również nie rozświetlała żadna z lamp, dlatego uważać musiałem by nie wpaść na meble stojące na korytarzu. Znałem jednak rozkład przedmiotów oraz pomieszczeń jej domu niczym własną kieszeń dlatego też dotarcie pod odpowiedni pokój zajęło mi zaledwie moment.

Pewnie podszedłem do drzwi, które wiedziałem, że prowadziły do sypialni Vivien. Chwyciłem za klamkę, po czym pchnąłem drzwi przekraczając po cichu próg pokoju brunetki.

Pewien byłem iż zastanę ją śpiącą, ponieważ dochodziła właśnie 12 w nocy a w pomieszczeniu zgaszone było światło. Paliła się jedynie mała lampka stojąca na szafce przy łóżku, co sprawiało, że pomieszczenie spowite było półmrokiem. Rozejrzałem się po wnętrzu, wzrokiem omiatając szare ściany oraz meble. Stężałem, gdy nie dojrzałem śpiącej na materacu dziewczyny. Zamknąłem za sobą drzwi, starając się nie wydać przy tym żadnego dźwięku. Szybko odwróciłem głowę, omal nie łamiąc sobie karku od nagłego ruchu, gdy do moich uszu dobiegł ciszy szelest. Przez nikłe światło dostrzec mi się udało sylwetkę skrytą w kącie ściemnionego pomieszczenia. Jej plecy wsparte były o chłodną ścianę, a nogi podkulone do brody. Głowę skrytą miała w ramionach opartych o kolana, jednak doskonale wiedziałem iż była to moja Scintlla.

Napiąłem mięśnie, widząc obok niej paczkę leków na uspokojenie oraz drugą, tych nasennych. Nie zauważała mnie, albo nie chciała zauważać. Powolnie podszedłem ku niej, widząc jak cała drży od szlochu wstrząsającego jej ciałem. Nie miałem pojęcia dlaczego zachowywała się właśnie w ten sposób jednakże ten widok kul coś wewnątrz mnie. Nigdy nie czułem tak kuriozalnych rzeczy jakie ta wydobywała ze mnie z łatwością. Ta dziewczyna potrafiła wydusić ze mnie to, czego pewien byłem iż wyzbyłem się lata temu. I nawet jeżeli nie chciałem tego przyznać, jej widok mnie bolał. Bolał i tak cholernie frustrował.

Przykucnąłem przed nią, czując jak mocny zapach jej waniliowych perfum opanowywał moje nozdrza i przejmował stery nad umysłem. Potrząsnąłem głową, biorąc się momentalnie w garść. Palcami złapałem jej podbródek, unosząc do góry jej zapłakaną twarz. Gdy tylko mnie ujrzała, jej ciało stężało a oczy rozszerzyły. Szarpnęła się, a wtedy moim oczom ukazała się zdobiąca jej szyję czerwona szrama. Ciągnęła się od ucha, aż do obojczyka. Czerwona, gęsta ciecz wylewała się z niej strumieniami, brodząc kołnierz jej koszulki, dekolt oraz ręce, a także skapując na podłogę. Moim ciałem zawładnęła furia, gdy szkarłatyna rozprzestrzeniała się po jej ciele coraz bardziej. Cięcie nie było głębokie, więc nie zagrażało jej życiu, wiedziałem również iż nie pozostanie po nim szrama. Wykonane było w taki sposób by boleć i uwierać, nie niszczyć.

Mnie jednak nabuzowała sama świadomość tego, iż cierpiała fizycznie. Że został brutalnie skrzywdzona, a wykonawcą rany był kto inny niż ja sam. A nikt prócz mnie nie miał prawa doprowadzać jej do szlochu. Moja twarz skamieniała, a mięśnie zmieniły się w stal, gdy przeniosłem wzrok na jej umazaną łzami oraz krwią twarz.

- Kto to zrobił? – zapytałem cicho, a mój ciężki głos przeciął ciszę niczym pejcz. Brunetka zareagowała momentalnie. Wyrwała się z uścisku mojej dłoni, odsuwając się na bezpieczną odległość mimo iż ja usilnie starałem się ją pochwycić - Kto cię skrzywdził?

- Zostaw mnie! – krzyknęła a jej policzki ponownie zalały słone strugi łez.

Napiłem mięśnie twarzy, czując buzującą w żyłach złość. Patrzyłem na nią, a mój bezlitosny wzrok wwiercał się w jej zapłakaną i pokrytą rozwodnią krwią buzię. Nie spodziewałem się spotkać ją pokrytą krwią. Miałem ochotę wydłubać oko osobie która winna była jej zranieniu, mimo iż na pewno sam miałem na to wpływ. Reakcja dziewczyny na moją obecność mnie nie zdziwiła, jednak liczyłem, iż będzie łatwiej. Iż prościej będzie mi sprawić, iż ta na nowo mi ulegnie.

- Wyjdź stąd! – wrzeszczała skrzekliwie, miotając się po kącie pomieszczenia. Jej oczy były rozbiegane, a zduszony łkaniem głos rozprzestrzeniał się w mojej głowie niczym lawa – Wypierdalaj!

Pokręciłem głową, ponownie się do niej zbliżając. Krzyczała bym ją puścił, jednak ja zacisnąłem dłonie na jej ramionach, a następnie uniosłem ja na proste nogi. Drapała mnie i biła, chcąc uwolnić się z mojego żelaznego uścisku. Zadawała mi rany, starała się mnie skrzywdzić bym cierpiał tak dosadnie jak ona. Nie miała jednak pojęcia iż ja przeżywałem katusze od bardzo dawna. Jej twarz wykrzywiała obawa i zamienienie obrzydzenie. Mocniej zacisnąłem palce na jej skórze, na co ta jedynie zaczęła się bardziej szamotać. Wiedziałem, iż mój dotyk ją uwierał jednakże właśnie tego pragnąłem. By ją piekł i palił. By o sobie przypominał.

- Uspokój się. – rozkazałem, a mój głos nie miał w sobie krzty przyjemności czy ciepła. Cały emanowałem złością i chłodem, co ta wyczuwała niemal od razu.

- Puszczaj mnie, do cholery! – jej drżąca dłoń wystrzeliła do przodu a ja przez to iż ją trzymałem nie byłem w stanie odeprzeć ataku. Niespodziewanie spotkała się z moim policzkiem głośnym plaskiem. Głowa odleciała mi na bok na ten nieprzewidziany i zadziwiająco mocny ruch.

Zacisnąłem zęby, a moje oczy pokrył sam ogień. Czułem jak demon którego wcześniej starałem się uśpić ponownie zaczął szarżować. Na nowo zaczął drapać moje wnętrzności chcąc bym się poddał i pozwolił mu przejąć nad sobą władzę. Dziewczyna zagryzła wargę, a w reakcji na widok mojej ogarniającej się gniewem twarzy zaczęła szarpać się jeszcze mocniej i płakać w histeryczny sposób. Wykorzystała moje roztargnienie, wyrywając się z uścisku moich dłoni. Od razu uciekła na drugi koniec pomieszczenia, rozglądając się po nim jakby szukała czegoś, czym byłaby w stanie się obronić.

Nie wiedziała jednak, że nic nie było w stanie jej przede mną uchronić.

- Nie podchodź do mnie! – wyłkała słabo gdy postawiłem krok do przodu. Zatrzymałem się, chodź całe moje ciało pragnęło jedynie do niej podbiec i złapać ją w najsilniejszym uścisku na jaki było mnie stać a jednocześnie pochwycić jej krtań tak by prosiła mnie bym ją puścił.

W moich żyłach płynęła czysta furia, natomiast moja twarz pozostawała bezlitośnie zimna. Krew szumiała mi w uszach, a żądza pochłonięcia Vivien własnym mrokiem przewyższała każdą inną. Miałem ochotę złapać ją w otchłań bezkresności zła swojego świata i nie wypuszczać, dopóki nie będzie błagać mnie o to na kolanach.

Stawałem się potworem, jednak to ona sama zbudziła go ze snu.

- Zostaw mnie w spokoju i stąd idź. – żądała, jednakże ja stałem niewzruszony jej słowami w jednym miejscu. – Po prostu idź! Zostaw mnie, tak jak wszyscy i wyjdź. Na zawsze! - wyłkała po czym skuliła się w miejscu.

Gniew opanował moje ciało, sprawiając, że nad sobą nie panowałem. W kilku krokach stanąłem tuż przed nią, sprawiając, że jej źrenice rozszerzyły się w strachu. Oddech miała przyśpieszony a policzki całe mokre od nieustannie cieknących po nich łez. Otwierała usta, by się odezwać jednak ja nie dałem słowom opuścić jej gardła. Moja dłoń oplotła jej szyję, jednak nie odcinałem jej dopływu tlenu, mimo, że miałem niesłychaną ochotę by to uczynić. Jej oczy szerzej się otworzyły, a długie paznokcie zaczęły orać skórę dłoni. Nie reagowałem jednak na to nieznaczące szczypanie które jedynie bardziej podjudzało moją zajadłość.

Nie spuszczałem wzorku z jej czarnych oczu napierając na nią swoim ciałem. Czułem ją wszędzie, a ciepło bijące od jej małego ciała było powalające. Uzależniłem się, a to szkodziło mojemu zdrowiu bardziej niż papierosy. Stała się moją chorą obsesją za którą byłem w stanie oddać wszystko, włącznie z życiem. Nachyliłem twarz ku jej, gdy ta zawzięcie próbowała krzyczeć oraz miotać się w moim uścisku. Zaciśnięte gardło pozwalało jej jedynie na charczenie i wydawanie niezrozumiałych nikomu zdań. Owiałem ciepłym, głębokim oddechem jej ucho, drugą dłoń układając przy jej głowie na powierzchni chropowatej ściany.

- Nie mogę się zostawić, Scintilla. – wysyczałem przez zaciśnięte zęby z jadem namacalnie słyszalnym w głosie, muskając ustami płatek jej ucha. Krzyknęła w reakcji na to doznanie, ponownie wbijając paznokcie w mój nadgarstek tak, że krew płynęła po jego długości.

Kręciła zamaszyście głową, a jej twarz robiła się jeszcze bardziej czerwona i przepełniona agresją. Oblizałem usta tak, że mój język otarł się o skórę jej ucha. Gęsia skórka pokryła jej ciało, co sprawiło iż na mojej twarzy ukazał się obłąkany uśmiech pozbawiony radości. Byłem psycholem jednakże jedynie przy niej pokazywałem jego najprawdziwsze oblicze. To, które syciło się jej bólem, strachem oraz łzami. Jednakże jedynie tymi, których pragnąłem. A te które w tamtym momencie zdobiły jej twarz oraz ciało nie były przeze mnie pożądane ponieważ nie zostały zadane przeze mnie.

- Jeszcze raz zapytam. – powiedziałem twardym głosem, mocniej ściskając jej tchawicę. Straciła na moment dech, jednak szybko jej go przywróciłem nie ściągając palców z szyi – Kto ci to zrobił?

Napięła mięśnie, zaciskając dłonie na moich ramionach. Próbowała mnie odepchnąć, jednak ja nie ruszałem się ani o cal. Denerwowało ją to tak samo mocno jak i podniecało. Widziałem, że prócz obrzydzenia czułą również pożądanie, jednak nigdy by się do tego nie przyznała.

Mnie również robiło się gorąco na myśl o jej nagim ciele, jednak w tym momencie skupić musiałem się na czymś innym. Na tym, kogo ukarać musiałem za jej cierpienie.

- Odsuń się ode mnie. – błagała, a jej głos robił się cichszy, przepełniony bezsilnością i bezradnością. Wzmocniłem ścisk, drugą dłoń układając na jej biodrze i naciskając na nie równie mocno.

- A to niby dlaczego?

Zapytałem, ze wzrokiem utkwionym prosto w jej twarzy. Owinęła palcami moje nadgarstki, próbując je od siebie oderwać. Bezskutecznie jednak, co sprawiało, że ponownie zaczynała płakać. Mimo wszystko, jej wzrok był roziskrzony a oddech szalał od szastając nią emocji. Lubiłem jej niezdecydowanie. Jej wahania, nikłe próby odsunięcia mnie których tak naprawdę nie chciała. Podejmowała je jedynie dlatego, iż wydawały się jej słuszne. Prawda była jednak taka, iż wewnątrz siebie pragnęła tego tak dosadnie, jak nigdy przedtem.

- Bo się ciebie boje. – jej pełen bólu i jadu zarazem głos rozbrzmiał w cichym pomieszczeniu, niszcząc wszelkie granice jakich się trzymałem.

Szaleństwo ogarnęło moje ciało, gdy wcisnąłem kolano między jej uda, dociskając je do krocza. Załkała, zamykając oczy, jednakże mnie to nie obchodziło. Puściłem jej szyję, czując, że całą moją dłoń pokrywa jej świeża krew. Nie interesował mnie jednak jej ból. Nie, gdy ta w tak jawny sposób starała się wytrącić mnie z równowagi. Gdy tak namacalnie starała się mnie zniszczyć. Chciała bym jednocześnie zniszczył również ją.

Złapałem jej podbródek, unosząc jej twarz tak, że stykaliśmy się nosami. Jej oddech był nierówny i płytki, ja natomiast sapałem pełen furii.

- Otwórz oczy. – rozkazałem, a tembr mojego głosu był tak lodowaty, że każdy wzdrygnąłby się na jego brzmienie. Zaczęła drzeć, jednak ja jedynie mocniej wciskałem w nią swoja nogę.

Rozchyliła powieki, ukazując mi swoje zaczerwienione, wilgotne oczy. Jej wargi drżały, całe popękane on zagryzania. Jedna kropla słonej cieczy spłynęła po jej policzku, jednak niemal natychmiastowo ją zlizałem. Traciłem przy niej zdrowy rozsądek, a moje ciało działało samo bez udziału świadomości. Nie panowałem nad sobą, co sprawiało, że stawałem się kimś innym. Jednak jej podobała się ta mroczniejsza strona. Musiała jedynie odkryć to, że była tak samo spaczona jak i ja. Że była równie zniszczona, równie złamana. Równie pozbawiona szans na ratunek. Jedną dłonią sięgnąłem za pasek spodni ciągle wpatrując się w jej zapłakane oczy. Wyjąłem zza niego ten sam nóż, którym pozbawiłem życia mężczyzn pragnących naszej śmierci, po czym wcisnąłem go w jej drżącą dłoń. Trzęsła się, patrząc na ciężki oraz brudny przedmiot zalegający w jej dłoni. Chlipała, latając spojrzeniem między nim a mną. Nie spuszczałam bacznego i przepełnionego niewypowiedzianym i nieskrywanym złem wzroku z jej pełnej lęku twarzy. Sapała, a jej serce z hukiem obijało się o żebra. Mnie to jednak jedynie podjudzało.

Nie puszczając jej podbródka, złapałem za jej rękę dzierżącą sztylet. Był masywny i ciężki, wciąż okrywały go krople zaschniętej krwi niedoszłych oprawców. Pospiesznie zrzuciłem ze swoich ramion kurtkę przez co mój tors skryty był jedynie pod elastyczną koszulką o kolorze czerni ciasno przylegającą do mojego ciała. Zakryłem jej place swoimi, jednak to wciąż ona trzymała kukri. Powolnie przyłożyłem go do swojej szyi, układając dokładnie w miejscy aorty. Strach wykrzywiał jej twarz, gdy ja z beznamiętną miną przyciskałem grzesznie ostry przedmiot do cienkiej skóry gardła. Jej ręka się trzęsła jednak ja ją stabilizowałem. Mocniej wcisnąłem nóż, czując jak delikatnie rozcinał pierwszą tkankę. Metaliczny zapach świeżego osocza dotarł do moich nozdrzy gdy zaciskałem zęby starając się nie drgnąć. Czułem pierwszą strugę spływającą wzdłuż gardła jednakże jej ciepło wcale mi nie przeszkadzało.

- Teraz powiesz mi, kto ci to zrobił. Z każdym kolejnym słowem będziesz przesuwać ten nóż dalej, rozcinając kolejne płaty mojej skóry. A zaczniesz od szyi. Rozumiesz? – mój pozbawiony ciepła rozkaz sprawił, że ciało dziewczyny zmarło. Przestała nawet oddychać, wpatrując się we mnie jakbym był obłąkańcem.

Byłem, jednak ona również musiała poznać tę popieprzoną stronę mnie. Odsunąłem się nieznacznie, by przeciągnąć przez głowę koszulkę, żeby dać jej większe pole manewru. Odrzuciłem ubrania, ponownie przybliżając krtań do trzymanego przez nią sztyletu. Przełknęła głośno ślinę, rozpadając się pod dotykiem moich dłoni. Widziałem jak łzawo wpatrywała się w moje oczy jednakże moja twarz pozostawała kamienna. Nie pozwalałem oczom zaiskrzyć, buzi chociażby drgnąć od pełnego cynizmy uśmiechu który tak usilnie starał się ukazać. Pozostawałem lodowaty, jak gdyby ktoś wykuł moją twarz w najtwardszym marmurze.

- Nashton... - wychrypiała po cichu, jednak nie dałem jej dokończyć. Musiała zobaczyć, że byłem szaleńcem, jednak szalałem jedynie dla niej. Byłem gotowy przelać dla niej swoją krew, a ona musiała poznać to tak dosadnie, jak tylko się dało.

- Możesz zaczynać. – przerwałem jej, dociskając jej dłoń tak, by wkłuć się ostrzem w cienką skórę, jednak nie przebijając tchawicy i żyły szyjnej. Pragnąłem udowodnić jej swoją siłę, a nie umierać. Chociaż jeżeli miałem umierać, umarłbym właśnie z jej ręki – No dalej.

Ponagliłem ją, przez co spuściła wzrok na moją szyję. Wypuściła pełen przerażenia oddech, trzęsąc się z rozsadzających ją emocji. Wiedziałem, że nie czuła się komfortowo z tym, że trzymała nóż przy mojej szyi, jednak czułem potrzebę by to zrobić. Wiedziałem, że wyładowując na mnie swój ból, ukoi swojego wewnętrznego demona, nie ważne jak bardzo nie zgadzałoby się to z jej mentalnością. Ona też tego potrzebowała, jednak jeszcze tego nie rozumiała. Musiałem pokazać jej, że krew nie zawsze oznaczać musiała cierpienie.

Syknąłem, gdy jej szczupła dłoń docisnęła ostrze na tyle mocno, by przerwać kilka pierwszych warstw. Czułem ciepłą krew, ulatującą z rany wprost na jej palce oraz na moją pokrytą tatuażami pierś. Mocniej wcisnąłem kolano między jej uda, widząc jak jej oczy robiły się coraz bardziej wilgotne. Musiałem jednak zmusić ją do mówienia. Musiałem usłyszeć słowa.

- Moja matka... - zaczęła zdławionym i zachrypniętym od ciągłych szlochów głosem. Jej oczy nie opuszczały mojej szyi, a ja tego nie zmieniałem. Łatwiej było jej robić to, co jej kazałem nie patrząc mi w oczy.

Skinąłem głową, czym doprowadziłem do silniejszego nacisku sztyletu na wewnętrzne tkanki. Dziewczyna dyszała i drżała, jednak prócz przerażenia i obrzydzenia udawało mi się wyczuć również bijącą od niej desperację i podniecenie. Podobało jej się to, mimo, że jej ciało mówiło co innego. Powolnie i coraz głębiej jechała nożem w dół, rozcinając kolejne fragmenty skóry. Czułem pieczenie jednakże zaciskałem mięśnie tak mocno iż nie ośmieliłem się choćby drgnąć. Każdy ból zadany z jej ręki był dla mnie niczym najwykwintniejsza przyjemność. Była niczym błogość którą pragnąłem się karmić. Krew spływała wzdłuż gardła coraz gęstszymi strugami, wyznaczając ścieżki na torsie oraz brzuchu. Pieczenie i paląca potrzeba krzyknięcia spowodowanego rozdarciem rozprzestrzeniały się po moim ciele, jednak zgasiłem je w głębi siebie. Próbowałem sycić się odczuciem jakie mi dawała oraz zaspokoić zszargane nerwy jej bliskością.

- Co zrobiła? – zapytałem chłodno, chodź przełyk palił mnie od nieokiełzanej potrzeby wypuszczenia z siebie ryku.

Pociągnęła nosem, a wtedy ja puściłem jej nadgarstek, pozwalając by sama kierowała ostrzem. Nie opuściła dłoni, co oznaczało, że zrozumiała iż zadawanie mi bólu napawało ją satysfakcją i pomagało w okiełzaniu bestii, która czyhała w środku niej. Czułem satysfakcję gdy widziałem jak jej oczami zaczynał władać sam najgorszy szatan.

- Znowu przestała brać leki. – wyłkała, jednak jej zawistne oczy nie opuszczały powiększającej się szramy. Prowadziła sztylet między moimi obojczykami, aż do wytatuowanej klatki piersiowej. Nacisk był mocny, jednak nie robiła mi nim większej krzywdy. Wiedziałem iż rany nie miały pozostawić po sobie blizn gdyż w większości były względnie powierzchowne – Zdenerwowało ją to, że byłeś u nas w domu ii-i dała się opanować wybuchowi agresji.

Zawahała się, gdy jej dłoń doszła do miejsca uprzednio dźgniętego nożem, jednak nie trwało to długo. Przejechała ostrzem po ledwie zaschniętej ranie, na nowo ją otwierając. Zacisnąłem szczęki, wbijając w nią udo tak mocno, jak tylko mogłem. Jęknęła pod nosem, po czym zaczęła szlochać. Jej lament echem odbijał się od ścian pogrążonego w ciszy pomieszczenia jednakże nie trwał długo. Przytrzymałem dłońmi jej biodra, nieznacznie poruszając nogą tak, że otarła się o nią najczulszym miejscem. Zagryzła wargę, mocniej wciskając nóż w moją pierś. Czerwieniejące szlaczki widniały na całej prawej części mojego torsu, gdy ta nie odrywając metalu przenosiła go na lewą. Jej łzy mieszały się z moją posoką tworząc karmazynowy obraz na powierzchni mojej bladej skory przyozdobionej tatuażami.

- Wykurzyła się. Krzyczała, że jestem głupsza niż jej się wydawało i że jeśli tak bardzo proszę się o śmierć to może mi w niej pomóc. – powiedziała, a lament przysłonił jej oczy. Z każdym słowem jej palce mocniej zaciskały się na złotej rękojeści, tym samym przebijając coraz więcej warstw. Nie odzywałem się, z uwagą wpatrując w jej skupioną twarz. – Zaczęła wszystko rozwalać, a potem mną szarpać.

Łkała, a jej łzy mieszały się z krwią, wciąż sączącą się z jej rany jednakże ja nawet nie drgnąłem. Nie była głęboka, jednak szkarłatyna nie przestawała lecieć. U mnie jednak pokrywała już całą powierzchnię klatki piersiowej, przecinając oraz otaczając każdy jeden tatuaż i zahaczając o wcześniej powstałe blizny.

- Próbowałam się jej wyrwać. Nie chciałam, żeby znowu mnie zniszczyła. Ale ona tylko wpadła w furię. – z każdym jej słowem i gestem moje mięśnie napinały się jeszcze bardziej, a kolano wciskało się między jej uda z większym naciskiem. Pojękiwała cicho jednocześnie krztusząc się łzami napływającymi do wnętrza gardła – Złapała za nóż i rozcięła mi szyję. – wysyczała jadowicie, wciskając ostrze tak mocno, jak tylko potrafiła.

Zacisnąłem powieki, sycząc przez zęby i cicho przeklinając. Ciecz skapywała na podłogę, tworząc coraz to większą plamę pod nami na chłodnej posadzce. W pomieszczeniu wyczuć można było jedynie woń krwi oraz mieszających się naszych perfum. Zakrzywiony sztylet został umiejscowiony tuż koło mojego biodra, gdy jej pokryta moją krwią dłoń bezwładnie opadła w dół. Czułem rozprzestrzeniające się po moim ciele pożądanie oraz gorąco, gdy wpatrywałem się w jej umorusane moją czerwienią ciało. Ponownie złapałem za jej podbródek, a gdy jej ociekające smutkiem i złością oczy spotkały się z moimi, nie wytrzymałem.

Nachyliłem twarz ku jej, czując jej płytkie oddechy na ustach. Rozchyliła wargi, z roztargnieniem wpatrując się w moją twarz. Uśmiechnąłem się nieznacznie, sprawiając, że za ruchem mojego uda jęknęła. W pomieszczeniu panowała cisza, a słyszalne były jedynie jej głośne wydechy. Sapała, a ja razem z nią, gdy z każdym poruszeniem umiejscowiony w moim ciele nóż się przemieszczał.

- Dlaczego go zabiłeś? – zapytała a jej głos przepełniony był wręcz namacalnym żalem oraz wyrzutami. Mocniej ścisnąłem jej szczękę, nosem muskając delikatną skórę policzka. Czułem jak złość na samo wspomnienie tamtej chwili ponownie uderzała do samego epicentrum mojego umysłu.

- Bo chciał cię skrzywdzić. – odparłem ochrypłym szeptem nie przestając dotykać jej twarzy. Nie potrafiłem odrywać od niej swoich rąk jak gdyby stanowiła moje lekarstwo. Prawda była jednak taka iż to ona niszczyła mnie najbardziej. Truła, kąsała oraz pozbawiała sił, a mimo tego ja wciąż do niej lgnąłem niczym prawdziwy głupiec którym wprawdzie byłem.

Drgnęła, kręcąc delikatnie głową, jakby w niedowierzaniu. Nie była w stanie uświadomić sobie iż miałem rację jednakże wiedziałam iż musiał minąć pewien okres czasu by była w stanie to zrozumieć. Dotychczas była zbyt miękka a żeby być w stanie udźwignąć ten ciężar. Polizałem płatek jej ucha, czując jak próbowała wyrwać się z mojego uścisku. Nie chciała bym ją dotykał ponieważ nie dopuszczała do siebie myśli iż moje czyn były jedynymi z słusznych. Nie puszczałem jej, jedynie mocniej wciskając w swoje zakrwawione ciało tak by moje osocze zabarwiło całą jej skórę.

- To nie jest wytłumaczenie. – zaprzeczyła cichym głosikiem, od którego całe moje ciało pogrążało się w nieokiełznanym pragnieniu. Chciałem jej, nie ważne czy cała ociekała moją krwią oraz czy czuła do mnie niepohamowaną niechęć. – Nie możesz zabijać każdego, kto ośmieli się mnie skrzywdzić. To niemoralne, niedorzeczne. Tak bardzo złe. Nie możesz być taki zły. - kręciła głową jak gdyby usilnie starała się wyprzeć własne myśli z głowy. Widziałem, jak zaciętą walkę toczyła, jak bardzo biła się w własną racjonalnością, z potrzebą życia w zgodności z zasadami. Nie miałam jednakże pojęcia iż nasz świat nie miał żadnych reguł.

Gęsia skóra spowiła całe jej ciało podczas gdy ja nieustannie chłostałem ją swym dotykiem. Widziałem, iż ten ją palił. Palił ją jej własne myśli, domysły które wysnuła a których nie chciała się pozbyć.

Była zapatrzona w swe rację i nie chciała by jakiekolwiek inne były poprawne. Uważała je za jedynie prawe co nie było dobre. Irytowało mnie iż malowała moje czyny na najgorsze mimo iż wciąż nie widziała prawdziwej katastrofy. Znała przedsmak realnego cierpienia które mogłoby na zawsze pogrążyć ją w ciemności. W pewien specyficzny sposób podobała mi się myśl, iż ta poddana była mojej łasce. Iż to ja sprowadzić mogłem ją na samo dno. Iż to właśnie moje dłonie doprowadzić mogłyby do jej istnej zguby.

- Mogę i to zrobię. – oznajmiłem pewnie nie odrywając wzroku od jej rozwartych ust i szeroko rozchylonych w przestrachu oczu. – Zniszczę każdego, kto choćby spojrzy na ciebie nieprzychylnie. A zacznę od samego siebie.

Kończąc zdanie, gwałtownie wpiłem się w jej wysuszone wargi. Nie potrafiłem dłużej się hamować mimo iż zdawałem sobie sprawę iż przez ten gest jedynie mocniej nas zniszczę. Wiedziałem, że robiąc to w prosty sposób zgładziłem wszelkie resztki rychłej nadziei na zbawienie. Posłałem nas na pokuszenie drogą pełną bólu oraz brutalności jednakże ze świadomością iż to ona miała być moim katem. Miała być moim końcem, o który sam przecież się prosiłem.

Przez chwilę tkwiła w bezruchu, jakby zastanawiała się w jaki sposób miała zareagować. Nie chciałem by się wahała gdyż ten gest jedynie mocniej mnie podjudzał. Silniej karmił te bestię która już wystarczająco wyżerała mnie od wewnątrz. Jednak gdy tylko wplotłem palce w jej jedwabiste włosy, mruknęła po czym zaczęła powolnie poruszać ustami. Warknąłem, gdy jej szczupłe palce zaczęły jeździć po stworzonych przez nią ranach niczym po najcenniejszym dziele sztuki. Naciskała je, sprawiając mi nie tylko co ból, a jedynie większe podniecenie i pragnienie jej ciała. Osocze coraz pospieszniej wypływało spomiędzy niegłębokich nacięć obmywając mnie swą lepkością. Czułem, jak z każdą kolejną kroplą coraz bardziej gotowałem się w środku. Wysunąłem kolano, dłonie przesuwając pod jej drżące uda. Uniosłem ją, a ona sprawnie owinęła nogi wokół mojej okrytej szkarlatyną talii. Czułem uścisk w podbrzuszu gdy wbiła swoje pięty w me plecy jednakże sprawnie udawało mi się przeobrażać katuszę w rozkosz. Nie odrywałem się od jej ust coraz mocniejszym chwytem wciskając ją w ścianę. Jedną dłonią wyrwałem ze swojego biodra nóż, krzywiąc się z głębokości na jaką został bity. Osocze trysnęło brodząc nas swoją barwą oraz otumaniając żelazistym zapachem. Brunetka jedynie uśmiechnęła się w moje usta, wplatając palce w moje przydługie włosy po czym zamaszyście pociągnęła za końcówki.

Wbiłem sztylet w ścianę tuż obok jej głowy czym sprawiłem, że podskoczyła i zaczęła szamotać się w moich ramionach. Złapałem placami za materiał jej koszulki po czym szarpnąłem, rozrywając ją na kawałki. Zniszczone ubranie powędrowało w kąt, tak i moje uprzednio zrzucone ciuchy. Sapnąłem, przesuwając usta na jej rozkrwawioną szyję oraz dekolt. Nie miała na sobie stanika, co jedynie mocniej mnie nabuzowało. Żarłocznie i z żądzą pieściłem każdy fragment jej nieokrytego niczym brzucha i piersi. Ssałem, lizałem i całowałem, spotykając się z jej stłumionymi jękami. Cmoknąłem bliznę zdobiącą jej ramię, co sprawiło iż zaczęła się trząść.

- Nashton – wycharczała zajadle, opierając głowę o ścianę w którą ją wciskałem. Mruknąłem, nie odrywając ust od jedwabistej skóry jej piersi. – Potrzebuje cię. Teraz.

Popatrzyłem na jej twarz. Jej tęczówki błyszczały do błyskających w głębi nich iskier podniecenia. Policzki miała czerwone a usta napuchnięte od natarczywych pocałunków. Jej gęste włosy potargane były na boki. Wyglądała niczym istna bogini, władająca moim umysłem i sercem. Miała moją duszę w kieszeni, mimo, że nie zdawała sobie z tego sprawy.

Wpatrywałem się w nią, chcąc ten widok zapamiętać już na zawszę. Miałem ochotę wyciągnąć aparat i zrobić jej zdjęcie, byle nigdy nie przestać widzieć tego przepełnionego palącym grzechem obrazu.

Jej twarz wykrzywiało jedynie pożądanie. Skinęła mi głową, na znak, że pewna była swojej decyzji, co podziałało niczym najdoskonalszy zapalnik. Zamaszyście oderwałem ją od ściany, zabierając ze sobą nóż. Szybko przeszedłem długość pokoju, nie odrywając oczu od jej skalanej półmrokiem twarzy. Wiedziałem, że jutrzejszego dnia miała mnie nienawidzić a to co właśnie robiłem miało jedynie podsycać to uczucie. Nie mogłem jednak przestać ponieważ potrzeba zasycenia się tą prawdopodobnie ostatnią nocą była zbyt duża. Byłem egoistą, jednak nie mogłem utrzymać rąk z daleka gdy wiedziałem iż jedynie jej skóra była w stanie mnie spełnić. Jej obecność była jedyną która niszczyła mnie w przyjemny sposób. Żałowałem tego, co miało nastąpić jednak nie dawałem rady tego powstrzymać, nie ważne jak mocno bym tego chciał. Wiedziałem, że poniosę tego konsekwencję, jednak w tamtym momencie liczyła się dla mnie tylko ona. Tylko i wyłącznie ona. Moja zguba.

Ułożyłem ją na materacu łóżka, nie potrafiąc oderwać od niej rozjarzonego wzorku. Twarz miałem spiętą, jednak tak bardzo jej spragnioną jak nigdy dotąd. Oddychała szybko i nierównomiernie, a cały jej brzuch okryty był moją krwią. Podjudzało mnie to tylko bardziej i bardziej.

- Pokaz mi, jak mrok przejmuję nad tobą kontrolę. Jak uwalniasz swojego demona. – wyszeptała zmysłowo, zaciskając dłonie na prześcieradle. Ryknąłem, czując jak wszystkie moje żyły płonęły iście żywym ogniem.

Zawisłem nad nią, scałowując z niej każdą kolejną emocję. Dłońmi szarpnęła za materiał moich spodni, co spotkało się z moim uśmiechem. Odsunąłem się, szerzej rozchylając jej drżące od pożądania oraz zniecierpliwienia uda. Sapała głośno, a moje imię przewijało się między wzywaniem Boga wylewającym się spomiędzy jej warg.

- Nie masz pojęcia o czym mówisz. - ostrzegłem głosem pozbawionym wszelkich skrupułów. Dostrzegłem jak oczy dziewczyny w sekundzie się rozszerzyły a przerażenie na nowo zawitało w oćmionym umyśle jednakże było zbyt późno.

Schyliłem się, tępą stroną noża jeżdżąc po wewnętrznej stronie jej miękkiego uda. Łaskotałem ją, czując jak coraz bardziej traciła cierpliwość oraz opanowanie. Całe jej ciało drżało od zbyt dużej ilości bodźców skumulowanych z coraz to mocniej pęczniejącym strachem. Trąciłem nosem materiał jej czarnych szortów, co spotkało się z jej zduszonym jękiem roznoszącym się po pomieszczeniu. Jedną dłonią zakryłem jej usta w które niemalże od razu się wgryzła, natomiast tę z nożem przyłożyłem do materiału spodenek. Sprawnie rozciąłem odzież, co spotkało się z cichym piskiem stłumionym moją skórą. Za jednym kawałkiem materiału poleciał również ten czarnych majątek. Leżała pode mną naga, a ten widok był jedynym który mógł mnie jednocześnie rozgrzeszyć oraz sprawić iż trafiałem do najgorszych odmętów piekieł. Ale ja mogłem spłonąć, byle móc dotknąć jej jeszcze jeden raz.

Jęknęła w moją dłoń, gdy tępa strona sztyletu przejechała po najwrażliwszym miejscu jej gotowego ciała. Była mokra, co pomagało moim placom wślizgnąć się do jej gorącego wnętrza. Gryzła wewnętrzną część mojej ręki najmocniej jak mogła, podczas gdy ja poruszałem sprawnie palcami. Wrzeszczała i łkała, wijąc się pod moim ciałem. Zaciągnąłem się jej zapachem, nie odrywając oczu od jej pogrążanej w rozkoszy twarzy. Wbijała paznokcie w mój nadgarstek, przymykając powieki by po chwili na nowo je otworzyć. Smyrgnąłem ustami łechtaczkę, co sprawiło jedynie, że szamotała się znacznie mocniej.

Wyciągnąłem palce na co zareagowała żałosnym jęknięciem. Uniosłem się wyżej, układając nóż obok jej głowy. Umościłem się między rozłożonymi udami, nachylając twarz centralnie nad jej buzią. Nie ściągałem ręki z jej ust, ciągle dociskając nią jej głowę do materaca. Patrząc prosto w jej pełne blasku oczy oblizałem palce, które dotychczas tkwiły w jej wnętrzu. Jej naga klatka piersiowa unosiła się i opadała w szaleńczym tempie, a paznokcie ryły w mojej skórze coraz bardziej. Czułem jak mój naskórek osadzał się pod ich powierzchnią, jak zaczerwienione szramy wykwitały na mojej skórze jednakże w tamtej chwili zdawałem się na to nie zważać. Sprawnie zsunąłem z siebie spodnie oraz bokserki, ponownie się nad nią układając. Była na tyle zniecierpliwiona, że poruszała biodrami, ocierając się o moją miednice w szaleńczym tempie. Uśmiechnąłem się półgębkiem, po czym sprawnym ruchem wszedłem do samego końca. Odchyliła głowę do tyłu, skomląc cicho w moją dłoń.

Zacząłem się poruszać, opuszczając dłoń na jej zakrwawioną szyję. Z każdym pchnięciem rany na moim ciele otwierały się mocniej, przez co szkarłatyna na nowo wylewał się na wierzch, kapiąc na jej gładki brzuch. Zacisnąłem palce na jej szczupłej krtani, a ona wbijała paznokcie w moje barki, ramiona oraz kark.

- Nie zamykaj oczu. – rozkazałem, gdy powieki samoistnie przymykały jej się z przyjemności. Przyśpieszyłem, odcinając ją momentalnie od powietrza. – Scintilla.

Warknąłem, gdy oplotła moje biodra nogami będąc tym samym jeszcze bliżej mnie. Staliśmy się jednością, jednak świadomość tego, że było to ulotne i chwilowe uderzała we mnie z każdą chwilą coraz bardziej dosadnie. Zacisnąłem zęby, uderzając biodrami o jej biodra w pierwotnej perwersyjności którą we mnie wzbudziła. Puściłem jej szyję, na co ta od razu zaczęła charczeć i jęczeć krztusząc się haustami powietrza. Czułem się spełniony gdy patrzyłem jak w tak bezpruderyjny sposób brudziłem jej czyste ciało.

- Nashton.O Boże. – szeptała, nie spuszczając ze mnie pociemniałego wzroku.

Zacisnąłem dłoń na jej nagiej piersi, ściskając ją i macając. Narzuciłem na tyle szybkie tempo, że dziewczyna ledwie dawała radę łapać oddechy. Wpiłem się wargami w jej usta pragnąc przypieczętować jej modlitwy.

Pocałunek był pełen niewypowiedzianych uczyć i agresji. Pożądanie, tęsknota, strach i ból. To wszytko łączyło się w całość, dając słodko-gorzki efekt który uparcie wypalał mnie od środka. Ciągnąłem za jej wargi, łykając każde jej sapnięcie i warknięcie niczym afrodyzjak. Po chwili stężała, by osiągnąć nieokiełznanie silne i uderzające spełnienie. Jej ciałem wstrząsały spazmy, a moje imię wychodziło z jej ust niczym najszczersza modlitwa. Przyśpieszyłem, by po chwili dołączyć do szczytującej brunetki. Charczałem oddychając tak głośno oraz płytko jak ona. Wbiła palce w najgłębszą z ran, pozwalając mi tym gestem powrócić na ziemie. Euforia i agonia łączyły się z cierpieniem oraz żałością. Opadłem na materac obok niej, gdy tylko odzyskałem świadomość. Nie chciałem zgnieść jej swoim ciężarem, jednak nie przemyślałem tego, że padnę prosto na leżący tam nóż. Odrzuciłem go, gdy ten delikatnie wbijała się w moje ramię. Z brzdękiem upadł na podłogę, gdy ja układałem się na łóżku obok wyczerpanego ciała Vivien. Wciąż dochodziła do siebie, a jej klatka piersiowa nie mogła zaczerpnąć głębszego wdechu. Zgarnąłem ją ramieniem, jednak ta niemal od razu mi się wyrwała. Chciałem zapytać, co robiła ale ona pędem wypadła z łóżka, a następnie wślizgnęła się do łazienki.

Oniemiały wpatrywałem się w płytę za którą zniknęła, nie rozumiejąc tego co się działo. Nie sądziłem, że będzie żałować na tyle by uciec. Nie chciałem, by cierpiała za to, że postąpiła pochopnie czy zgodnie z chwilową słabością. Napiąłem mięśnie barków, mając ochotę rozwalić ścianę własną ręką. Czułem się źle, jak nigdy dotąd. Już miałem wstawać, by opuścić jej sypialnię, gdy ta wróciła, trzaskając drzwiami od łazienki. Zauważyłem, że jej szyję zdobił duży plaster. Sama niosła w dłoniach ogromne pudełko, którego nie rozpoznawałem przez panujący w pomieszczeniu półmrok. Zbliżyła się do łóżka, wciąż będąc bez ubrań.

W ustach zaschło mi gdy odłożyła na materac opasłą apteczkę, by schylić się do podłogi. Podniosłą z niej moją koszulkę, którą naprędce wciągnęła na nagie ciało. Rozparłem się na miękkim łóżku, czekając na to co wydarzyć miało się dalej. Wpatrywałem się w nią z nieukrytą ciekawością i satysfakcją.

Zerknęła na mnie z wymęczeniem na twarzy, jednak wciąż była zacięta co do wykonania postawionego sobie celu. Wdrapała się na materac, po czym usiadła na moich biodrach okrakiem. Niczym oczarowany wpatrywałem się w jej sylwetkę, ciało oraz twarz, czując jak gorąc ponownie wzbierał się w moim organizmie. Złapałem ją za biodra, by nie spadła z mojego ciała. Pochyliła się, składając czuły pocałunek na mojej szyi. Schodziła nimi coraz niżej a mnie coraz ciężej było opanować zwierzęce pragnienia. Nie spodziewałem się takowego obrotu wydarzeń jednakże nie zdolny byłem do uznania iż owy wcale mi się nie podobał. Gdy skończyła obsypywać mnie namiętnymi czułościami, całe jej usta umorusane były moją własną krwią. Poczułem nagła potrzebę zlizania ją z jej twarzy, co też pokrótce uczyniłem. Mruknęła, gdy mój ciepły język przesuwał się po jej szczęce oraz gardle, jednak szybko odepchnęła mnie na tyle silnie iż padłem na wznak.

- Jesteś poraniony. – szepnęła, jakby dopiero teraz to dostrzegła. W jej oczach widziałem iskry poczucia winy których nie chciałem dostrzegać.

- Wcale mi to nie przeszkadza. – zaprzeczyłem pewnie, co spotkało się z jej karcącym spojrzeniem. Pokręciła głową z westchnięciem, sięgając do apteczki.

Sprawnie wyciągnęła gazy, preparat dezynfekujący oraz mnóstwo plastrów oraz bandaży. Rozpoczęła opatrywania ran, a ja wpatrywałem się w nią z niedowierzaniem oraz oczarowaniem. Nie mogłem uwierzyć w to, jak bardzo musiałem ja zranić, by wreszcie dać jej upragniony spokój. Nienawidziłem się za świadomość tego, ile łez wylać miała przez samego mnie. Ile nocy nie przespać, czując rosnące obrzydzenie i odrazę. Miałem ochotę wbić sobie ten nóż prosto w serce, by udowodnić jej iż biło wyłącznie dla niej, jednak wiedziałem, że jeśli to zrobię, dziewczyna nigdy nie odnajdzie spokoju. Najpierw musiałem zrobić to, co zostało mi powierzone. Szkoda było jedynie, że potem już nigdy miała nie uwierzyć w moje intencje i uczucia.

Nawet nie zauważyłem, kiedy brunetka skończyła oczyszczać i zaklejać rany. Zbyt zaabsorbowany byłem myślą o tym, jak bardzo będę czuł się potworem po tym, co zrobię.

Odłożyła pudełko na podłogę, po czym wgramoliła się na łóżko. Ułożyła się u mojego boku, a ja odruchowo objąłem ją ramieniem. Wtuliła się we mnie, chłonąc ciepło bijące od mojego ciała. Zaciągałem się jej delikatnym zapachem, pragnąc zapamiętać go już na wieki. Chciałem wyryć go sobie w nozdrzach by ten mnie nie opuścił. By chłostał mnie każdego kolejnego dnia niczym najgorsza i najdotkliwsza z kar.

Brunetka mruknęła, po czym zgasiła lampkę nocną sprawiając, że w pomieszczeniu zapanowała zupełna ciemność. W powietrzu dało się wyczuć zbliżającą się woń cierpienia jednakże my zdawaliśmy się tkwić w błogiej nieświadomości którą usilnie sobie wpieraliśmy.

- Zostaniesz ze mną? – zapytała szepcząc z nosem wtulonym w moją pierś. Oddychałem równomiernie, a ona unosiła się razem z moją klatką piersiową, niemal całą pokrytą bandażami.

- A chcesz żebym został? – odparłem, nie chcąc by czuła się niekomfortowo przynajmniej tej nocy. Nie chciałem grać anioła gdyż nigdy nie byłem mu bliski jednakże ten przebłysk dobroci był nie do opanowania.

Przez chwilę panowała ciężka cisza przerywana jedynie jej oddechami. Mocniej wtuliła się w mój bok, oplatając mnie ramionami co posłużyło mi za odpowiedź.

- Tak. – mruknęła niemalże niesłyszalnie.

- Więc zostanę. – odparowałem natychmiastowo, na co zareagowała nieznacznym uśmiechem.

Gładziłem palcami jej ramię, słysząc jak jej oddech robił się coraz bardziej miarowy oraz spokojny. Zasypiała, wymęczona ciężkim dniem oraz jeszcze cięższym wieczorem. Nie wiedziała jednak, że następne miały być jedynie gorsze. Kolejne noce pełne łez, pełne bólu, smutku oraz krzywdy. Kolejne dni wypełnione sztucznością oraz złudną nadzieją spokoju. Przepełnione brutalnością, która stała się naszą jedyną stałą.

- Dziękuje. – szepnęła na granicy jawy i snu owiewając moją skórę ciepłym oddechem.

Nie odpowiedziałem, nie wiedząc jak miałbym zareagować. Miałem ochotę jedynie krzyczeć, błagając by nikt mi jej nie odbierał. Jednak nasz los został już zaplanowany, a ja nie byłem w stanie się mu sprzeciwić. Po raz pierwszy się poddałem.

Dlatego się nie odezwałem, a jedynie pocałowałem czubek jej głowy niemo prosząc o to, by kiedyś była w stanie mi wybaczyć.

Continue Reading

You'll Also Like

318K 15.2K 35
[Okładkę wykonała @Stokrotka_22_11] Hazel Gonzales, to utalentowana, ale zamknięta w sobie siedemnastolatka, która przenosi się do elitarnej szkoły s...
29.2K 2K 27
ZAWIERA SCENY 18+ TW: GWAŁT, PRZEMOC, PRZEDMIOTOWE TRAKTOWANIE Omegi w tej watasze są źle traktowane. Ich życie to piekło. Są bite gwałcone i traktow...
101K 2.1K 23
Noemi spokojna dziewczyna mieszkająca w Kalifornii po swoich przejściach i przeżyciach. Jej życie w końcu zaczyna się układać jednak do czasu. Do cza...
628K 25K 46
Aria jest recepcjonistką w ogromnym koncernie. Nic nieznaczącym trybikiem w korporacyjnej machinie. Na firmowej imprezie wpada w oko jednemu z pijany...