Stałem w otoczeniu mężczyzn, którzy rozmawiali głownie o interesach jakie prowadziliśmy. Wszyscy oni byli moimi najbliższymi pracownikami, do wszystkich miałem zaufanie, chociaż mimo wszystko było ono nieco ograniczone. Już od dziecka ojciec uczył mnie, że mam ufać, ale i tak zawsze sprawdzać i patrzeć innym na ręce. Jeden z chłopaków, trzy lata młodszy ode mnie Matteo był moim rodzonym bratem i to właśnie on był moim doradcą. To właśnie z nim konsultowałem wszystkie ruchy i to właśnie on trzymał pieczę nad wszystkim co się działo.
- Szefie, właśnie w tym momencie dochodzi do przemytu sporej ilości kokainy, a do tego nasi najlepsi chemicy pracują nad wytworzeniem jak największej ilości amfetaminy i pigułek. – Jeden z kapitanów próbował przyciągnąć do siebie moją uwagę. – Wszystko co się dzieje jest bardzo wnikliwie przez nas obserwowane. Przekupiliśmy również psy.
- W porządku, nadal się tym zajmuj i gdyby coś się działo od razu mi raportuj. Nie może dojść do żadnego potknięcia. – Spojrzałem na mojego przyjaciela od dziecka, Emilio Castellano. – Mam nadzieję, że o wszystkim wiesz i również trzymasz rękę na pulsie.
- Tak, Dante. – Niewielu moich ludzi mogło zwracać się do mnie po imieniu, ale ten koleś był jedną z nich. – Mamy również pewne wątpliwości co do jednego z burdeli. Obserwujemy wszystko co się dzieje już od jakiegoś czasu. Przestał nam przynosić zyski na takim poziomie jak wcześniej. Podejrzewamy, że jeden z zajmujących się nim żołnierzy postanowił przywłaszczyć sobie dolę. Jeżeli to prawda, to sam skrócę go o głowę.
Nic nie odpowiedziałem, tylko kiwnąłem twierdząco głową. Bardzo nie lubiłem kiedy ktoś mnie okradał i robił w chuja. Za każdym razem kiedy działo się coś w tym stylu miałem ochotę takiemu delikwentowi obciąć obie ręce. Mimo wszystko niezwykle rzadko zajmowałem się takimi sprawami. Nad wszystkim pieczę trzymał głownie Emilio i jedyne co, to przychodził zdawać mi ze wszystkiego relacje. Ja zajmowałem się głowie papierologią, analizami i zatwierdzaniem planów moich ludzi.
- Chcecie ode mnie czegoś jeszcze? – Mój głos jak zawsze był chłodny i ostry. – Jeżeli nie macie mi nic ważnego do powiedzenia, to wracajcie do pracy albo do imprezowania. Ty Matteo zostań jeszcze chwile ze mną.
Wszyscy, którzy z nami stali rozeszli się bez słowa. Najwyraźniej na chwile obecną nie mieli nic co było na tyle pilne aby zawracać mi głowę, poza tym wiedzieli, że w pewnym momencie wrócimy jeszcze do rozmów na tematy związane z nielegalnymi rzeczami. Rozglądnąłem się w koło. Właśnie trwał jeden z częstych mafijnych balów. Dzieciaki biegały po dużej sali radośnie wrzeszcząc, kobiety plotkowały albo siedziały z rodzinami przy stołach, a mężczyźni jedli, pili i rozmawiali z posępnymi minami. Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej i jako, że Matteo był ode mnie nieco niższy, to spojrzałem na niego z góry. Chciałem poruszyć z nim bardzo ważną kwestię, która nurtowała mnie już od kilku dni. W pewnym momencie podeszła do nas młoda kelnerka i podała z tacy, którą niosła dwie napełnione whisky szklanki. Miałem ochotę zapalić papierosa i nieco się rozluźnić. Bycie na świeczniku i jak zawsze irytowało mnie.
- Doszły mnie słuchy, że twoja młoda kochanka jest w ciąży. Wiem, że nie masz jeszcze żony, bo wciąż czujesz się młody i niezaspokojony, ale musisz w coś z tym zrobić. Bez ślubu dziecko nie może się urodzić.
- Myślisz, że tego chciałem? Suka chciała złapać mnie na bachora. Oczywiście już powiedziałem jej, że ma go usunąć. – Obojętnie wzruszył ramionami. – Nienawidzę tych wszystkich gówniarzy. Nie musisz się martwić, załatwię to szybko.
- Słusznie, nie mam zamiaru bronić twojego dobrego imienia jak zaczną pieprzyć za plecami. – Byłem stanowczy
- Ja również chciałem poruszyć z tobą jeden, istotny temat. Mam nadzieję, że dorosłeś już do poważnych decyzji. Doradzę ci jako twój młodszy brat i twoja prawa ręka. – Matteo zaintrygował mnie swoimi słowami, bo wyczułem w nich, że ma zamiar mnie pouczać. – Powinieneś jak najszybciej wybrać sobie jedną z tych młodych i pięknych dziewczyn i wziąć z nią ślub. Potrzebujesz żony przy swoim boku, bo bez niej wyglądasz niekompletnie i niepoważnie. Doskonale wiesz, że mafia nie lubi takich rzeczy. Zaczęli gadać o tobie za plecami.
Tak właściwie to miałem już żonę, taką którą wybrał mi ojciec. Nie byliśmy długo małżeństwem, bo szybko zaszła w ciążę, a podczas porodu doszło do komplikacji w wyniku czego zmarła. Nigdy za nią nie płakałem, nie ubolewałem nad stratą jej, nie tęskniłem i nie przywiązałem się. Nasze małżeństwo było jedynie czystą kalkulacją bez jakichkolwiek uczuć i emocji. Z Silvią byliśmy dla siebie całkowicie obcymi ludźmi, ale dała mi dziecko i mimo wszystko szanowałem ją za to. Od dziewięciu lat nie miałem nikogo na stałe i nie spieszyło mi się aby to zmienić. Wolałem pieprzyć się z nic nie znaczącymi panienkami. To kręciło mnie o wiele bardziej niż myślenie o jakiejś na stałe. Miałem gdzieś to co na mnie gadali za plecami czy też to co o mnie myśleli. Cała mafia była zbiorowiskiem plotkarzy, którzy wręcz uwielbiali tematy towarzyskie. Byłem pewien, że o mnie już nie raz plotkowali, ale miałem to głęboko w poszanowaniu. Nie miałem najmniejszego zamiaru uginać się i robić tego co wymyślali. Z ukosa spojrzałem na stojącego obok mnie mężczyznę. Na ogół bardzo ceniłem sobie u mojego brata pomoc, uwagi, rozwagę czy też troskę o mnie i moją córkę. Tym razem jednak nie zamierzałem z nim dyskutować. To ja kierowałem moim życiem osobistym. Wybierałem jak miało ono wyglądać, a nie on i opinia publiczna.
- Nie potrzebuje żony, Matteo. Powinieneś wiedzieć, że mam już moją...
Nie zdążyłem dopowiedzieć nic więcej, bo nagle do moich uszu dotarł ten niezwykły śmiech, którego dźwięk jako jedyny potrafił mnie całkowicie rozproszyć. Byłem pewien, że poznałbym go nawet na samym końcu świata. Jej jasne, brązowe włosy podskakiwały za każdym razem kiedy jej stopa uderzała o podłogę. Jej ciemne brązowe oczy, które odziedziczyła po mnie wyrażały bezgraniczną radość, a usta rozciągały się w szerokim od ucha do ucha uśmiechu. Kiedy spojrzała w moją stronę, wprost w moje oczy, w środku mnie pojawiało się coś co czułem tylko w jej towarzystwie. W mojej klatce piersiowej zionęło gorąco i promieniowało do każdego zakamarka mojego ciała. Mówili, że każdy ojciec musiał się nauczyć miłości i ciepła wobec swojego dziecka i dokładnie tak było w moim przypadku. Nadal uczyłem się życia z tą małą dziewczynką i nieraz byłem zaskoczony sytuacjami jakie pomiędzy nami wywiązywały się.
Kiedy mała obiegała moje nogi dotykając ich swoją małą dłonią piszczała radośnie. Od dwóch lat była zaskakująco spontaniczna, radosna i roześmiana. Miałem ochotę uśmiechnąć się do niej w odpowiedzi, ale nie mogłem, bo w takim mafijnym towarzystwie jak przebywaliśmy nie przystawało mi. Wokół nas było stanowczo zbyt wielu bezwzględnych morderców. Ja sam również byłem takim skurwielem, który bez mrugnięcia okiem mordował innych.
Nagle moje przemyślenia przerwało dosyć mocne uderzenie w moje ciało. Początkowo wkurwiłem się, ale kiedy zobaczyłem kto tak właściwie we mnie wbiegł od razu mi przeszło. Oczywiście była to opiekunka mojej córki, Aurora. Dziewczyna goniła za małą i nie wyrobiła zakrętu. Nikt nie zwracał na nią uwagi, bo w mafii jej rodzina nie znaczyła kompletnie nic. Tak naprawdę nie potrzebowałem żony, bo miałem właśnie tę małą dziewczynkę, która potrafiła jako jedyna wywołać na mojej twarzy uśmiech. Była to moja córka Aria. Jedyne dziecko jakiego dorobiłem się przez całe moje trzydziestosiedmioletnie życie.
- Bardzo pana przepraszam, panie Valenti. Nasza Aria ma dzisiaj stanowczo za wiele energii i próbuje ją wyciszyć. Jak widać niestety z marnym skutkiem. – Aurora uśmiechnęła się do mnie spontanicznie, chociaż doskonale wiedziała jak ma się zachowywać w towarzystwie całej mafii.
Ojciec bardzo dobrze ją wyszkolił dzięki czemu zazwyczaj zachowywała się wręcz nienagannie. Niestety w takich momentach jak ten przemawiał za nią bardzo młody wiek. Kiwnąłem do niej głową kompletnie nic nie odpowiadając. Wiedziałem jak momentalnie na jej jasnych policzkach pojawiły się mocne rumieńce kiedy tylko dotarło do niej jak się wobec mnie zachowywała. W geście przeprosin lekko pochyliła głowę. Trzymając się za dłonie dziewczyny odeszły w stronę miejsca gdzie siedziały wszystkie rozwrzeszczane mafijne dzieciaki. Przez chwile bardzo uważnie spoglądałem na nie obie. Moja córka wychowywała się bez matki przez co była zamkniętym dzieckiem. Na ogół rozkwitała głównie przy mojej rodzinie i oczywiście przy swojej opiekunce. Prawdę powiedziawszy byłem bardzo zadowolony z tego, że moim dzieckiem zajmowała się akurat Aurora Bertone. Dziewczyna była zupełnie inna niż wszystkie panienki należące do mafii. Była bardzo cicha, spokojna, nieco zamknięta w sobie, stroniła od szczególnych kontaktów z innymi, a przede wszystkim z mężczyznami. Co było naprawdę zaskakujące była wręcz idealnym przykładem dla mojej córki jak powinna zachowywać się kobieta. Aria nie miała matki i jak zachowywać się w poszczególnych sytuacjach uczyła się z otoczenia, głównie od swojej ciągle obecnej przy niej opiekunki. Dodatkowo Aurora bardzo rzadko chciała dzień wolny przez co dawałem jej ekstra dodatek do pensji. Poza tym zdawała się uwielbiać pracę z moją córką. Ona była dla tej małej dziewczyny jak jakaś godna naśladowania idolka, a przynajmniej takie miałem wrażenie. Aria chciała się nawet ubierać jak jej opiekunka. Sukienki zakrywające dekolt, sięgające do kolana, buty na płaskiej podeszwie. Chciałem aby moja córka ubierała się w taki sposób i nie przyciągała do siebie żadnych chłopaków. Wiedziałem, że nie zniósłbym tego. Na szczęście miała dopiero dziewięć lat i do tych tematów było jeszcze daleko, przynajmniej taką miałem nadzieję.
Aurora natomiast miała zaledwie dwadzieścia dwa lata, a już zachowywała się jak starsza kobieta, albo jak zakonnica. Powinna była chodzić na imprezy, mieć wielu przyjaciół i chłopaka. Nie rozumiałem dlaczego była akurat taka dziwna, ale nie miałem najmniejszego zamiaru w to wszystko wnikać. Poza tym, że była moim pracownikiem nic więcej się nie liczyło.
- Stary, przejrzyj w końcu na oczy. Rozglądnij się tylko i zobacz jak wiele tutaj pięknych czyhających na ciebie panienek. Poczynając od tych mniej więcej w naszym wieku, a kończąc na tych, które dopiero co skończyły szkołę średnią. – Drwiąco zaśmiał się pod nosem. – To wszystko wcale nie jest aż takie trudne. Zdecyduj się na jakąś i ją sobie weź.
Sęk w tym, że te brednie o małżeństwie od śmierci mojej żony kompletnie mnie nie interesowały. Pieprzenie się z chętnymi panienkami, które mi się podobały wizualnie było dla mnie bardzo wygodne. Po wszystkim bez zbędnych dramatów rozstawaliśmy się i każde szło w swoją stronę. Mimo wszystko wiedziałem, że nie powinienem był być sam. Musiałem w którymś momencie wziąć sobie żonę aby godnie reprezentowała mnie na salonach. Nie czułem tego wszystkiego, nie czułem nic. Zawsze byłem chłodnym, niewzruszonym i trzymającym dystans człowiekiem. Dokładnie tak zostałem wychowany przez dziadka i ojca. Uczucia były słabością, więc się ich pozbyłem. Członkowie mafii nazywali mnie zimną bestią i całkowicie zgadzałem się z tą nazwą. Była ona do mnie wręcz idealnie dopasowana
Westchnąłem zmarnowany i wskazałem na stolik przy którym zawsze siedzieliśmy. Chciałem zająć swoje miejsce i przestać być aż tak bardzo na świeczniku. Niestety nie było mi to dane. Kiedy szedłem naprzeciw wyszedł znany mi mężczyzna.
- Panie Valenti. – Fabrizio Gatto zatrzymał mnie w połowie drogi. – Czy możemy porozmawiać?
Nic mu nie odpowiedziałem, tylko kiwnąłem twierdząco głową. W mafii było wiele rodzin, które naprawdę szanowałem. Byli to zazwyczaj oddani ludzie, który byli w stanie poświęcić dosłownie wszystko, włącznie z własnym życiem. Członkowie rodziny Gatto byli jedną z nich i miałem wrażenie, że doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Od zawsze byli przy każdym kolejnym szefie z mojej rodziny.
- Słyszałem, że zacząłeś poważnie rozglądać się za kolejną żoną. – Bardzo ciekawe, wiedział coś o czym nie wiedziałem ja sam. – Jak wiesz, moja córka Yvonne rok temu została wdową i szukamy dla niej odpowiedniego męża. To bardzo zdolna kobieta. Potrafi odpowiednio zająć się domem, ma swojego syna nie zależy jej na większej ilości potomków, potrafi zarządzać personelem i jest całkowicie posłuszna.
Bardzo dobrze kojarzyłem tę kobietę. Pomimo, że przy Fabrizio zawsze kręcili się jego synowie, to zawsze w pobliżu była jego córka. Dobrze pamiętałem jak po śmierci swojego męża prosiła aby mogła wrócić do swojego panieńskiego nazwiska. Wolała być kojarzona z o wiele silniejszą rodziną. Uważnie się rozglądnąłem, a kiedy mężczyzna to zobaczył wskazał mi dłonią swoją córkę. Kobieta widząc nasze zainteresowanie zerwała się na równe nogi i skinęła do mnie głową. Na jej średniej wielkości, pomalowane na czerwono usta wypłynął lekki uśmiech. W sumie nie była taka zła. Była naprawdę piękną dojrzałą kobietą, była doświadczoną matką, której potrzebowała moja córka, była obyta na salonach. Młoda dziewczyna po szkole musiałaby się tego wszystkiego nauczyć, co nie było takie łatwe i szybkie. Nie chciało mi się po raz kolejny wszystkie tłumaczyć. Mimo wszystko największym atutem dla mnie było to, że nie chciała mieć więcej dzieci. Co prawda musiałem jeszcze raz spróbować, bo musiałem mieć dziedzica chłopaka. Mimo wszystko nie spieszno mi było do tego. Odwróciłem wzrok i spojrzałem na stolik przy którym siedział już mój brat. Głupio się cieszył.
- W porządku, zastanowię się nad tym wszystkim. – Kiedy powiedziałem to zdanie oczy stojącego ze mną mężczyzny rozbłysły nadzieją. – Teraz idę już zjeść.
- Bardzo dziękuję panie Valenti.
Nie miałem zamiaru z nim dłużej rozmawiać, więc bez słowa ruszyłem przed siebie. Usiadłem na moim stałym miejscu i wziąłem sztućce do dłoni. Musiałem w końcu coś zjeść, bo kiszki zaczęły grać mi marsza. Mój brat wiedział, że nie lubiłem kiedy ktoś przerywał mi posiłek, więc grzecznie siedział obok mnie i czekał aż zjem. Kiedy wygodnie się rozsiadłem wziąłem do dłoni szklankę z moim ulubionym whisky. Uważnie rozglądnąłem się aż nie znalazłem mojej córki. Jej opiekunka trzymała ją na rękach i tańczyła na parkiecie w tłumie. Mała uśmiechała się od ucha do ucha i zanosiła śmiechem. Bardzo często zdarzało jej się to również w moim towarzystwie. Aurora potrafiła zdziałać co do Arii cuda.
- Muszę ci powiedzieć, że kompletnie mnie zaskoczyłeś. – Mój brat przyciągnął do siebie całą moją uwagę. – Nie spodziewałem się, że twoją kolejną żoną zostanie rozwódka. Raczej myślałem o młodej dziewczynie z ciałem jak u miss.
- Niczego jej nie brakuje. Nie będzie mnie cisnęła jeżeli chodzi o dziecko. Ma za dobrą figurę. – Obojętnie wzruszyłem ramionami. – Nie będę musiał jej wychowywać jeżeli chodzi o życie na salonach. Ona już to umie.
Czy taka była prawda? Nie chciało mi się już o nikogo starać. Gdybym miał zabierać ją na randki, dawać prezenty i starać się o jej uwagę, to wolałbym zostać wdowcem. Kobieta była mi potrzebna jedynie na wyjścia na imprezy. Jeżeli chodziło o seks mogłem nadal uprawiać go z młodymi dziewczynami. Tacy byli mężczyźni tacy jak ja. Zdradzaliśmy i to wielokrotnie, ale nie było w tym żadnych uczuć i emocji, była tylko cielesność i ciasne cipki.
Spojrzałem raz jeszcze na moją córkę. Musiałem pamiętać aby w przyszłości dopilnować żeby nie trafiła na takiego skurwiela jak ja. Byłem pewien, że jak tylko dowiem się, że jej przyszły mąż ją zdradza, to obetnę mu fiuta i włożę do gardła aby się nim udławił. Zamierzałem chronić Arię za wszelką cenę.