Spakowałem już cały sprzęt, nie zapominając o niczym. Wszystko, co miałem, było potrzebne. Czekałem aż przyjdzie, byśmy mogli wreszcie zjeść i wracać.
Jadłem tutaj dużo, nie wiadomo kiedy znowu będę miał okazję. Czułem się dzięki temu dobrze, pełny energii i wypoczęty. Moja skóra nabrała blasku, a cienie pod oczami zniknęły. Wyglądałem jak zdrowy trzydziestolatek, którym już zawsze będę, dopóki życie mi się nie znudzi.
Czas zatrzymał się tamtego pamiętnego dnia, gdy testowałem kolejną próbkę i okazała się strzałem w dziesiątkę. Już następnego dnia czułem różnicę, gdy mój żołądek zaciskał się z głodu bardziej niż zwykle.
Kolejnego dnia świętowałem z Ecin mój sukces, bo Matras musiał wyjechać. Wiem, że jemu też się udało, trochę szybciej niż mnie. Zyskałem wtedy praktycznie wieczne życie, lecz straciłem najbliższą mi osobę. Przez to wieczność wydaje się pusta i pozbawiona sensu.
Pukanie do drzwi, wyrwało mnie z tych wspomnień.
- To ja - powiedziała.
Otworzyłem drzwi i wpuściłem ją do środka.
Dużo tego było, część spakuje i zjem po drodze, nim dotrzemy do kolejnego miasta.
- Wyspałaś się? - spojrzałem na jej szyję, rana była prawie niewidoczna.
Trzymałem palcami naleśnik, drąc go na kawałki, maczając w konfiturze i wkładając do ust. Bardzo słodka i kwaskowata, ale lubiłem wszystko, no może prawie. Ostre rzeczy paliły mój żołądek i trochę później bolał, a gorzkie, kojarzyły się z lekami. Lubiłem więc słone, słodkie i kwaśne.
Spojrzałem na nią, przestając żuć.
- Co znowu? - roześmiała się dźwięcznie, co było szczere i miłe.
Wytarłem brzegiem dłoni usta, zgarniając większość. Nie wiem o co tyle szumu, poważnie.
- To tylko jedzenie, umyję się później - wzruszyłem ramionami.
- W domu też tak jadłeś? - uśmiechała się dalej.
- Nie wiem, nie pamiętam już domu. Matka oddała mnie mentorowi, gdy miałem 6 lat - po chwili dodałem - Nie każdy miał normalny dom, jak Matras. Może dlatego ma najwięcej ogłady, miał dobry wzorzec.
- Nigdy nie mówił o sobie, właściwie to rozmawialiśmy tylko o nauce i pracy. Nie chciałam naruszać jego prywatności, a sam nie był zbyt wylewny.
- Jego ojciec był złotnikiem, dlatego potrafi robić biżuterię - obserwowałem ją - Robił ją tylko dla osób, na których mu zależy. Ty masz jej sporo.
- Nic między nami nie ma - powiedziała od razu, wyglądając nieswojo.
- Nie moja sprawa - odparłem lekko - Mówię jak było.
- Jestem jego uczennicą, ma po prostu sentyment.
- Na pewno - odwróciłem wzrok.
Nie ja powinienem wyprowadzać ją z błędu, skoro sam jej nie powiedział, ja tego nie zrobię.
- Ostatnim razem gdy u niego byłam, kazał mi sprzątać stajnię.
- A czego się spodziewałaś? - uniosłem brwi - Zbieranie pająków i pozyskiwanie ich jadu jest bardziej pracochłonne, nie sądzisz? Dostałaś go dużo, jak za taką przyslugę.
Resztę zjedliśmy w ciszy. Zrobiliśmy po drodze jedną przerwę, by chwilę odpocząć i zjeść resztę jedzenia. Wieczorem znaleźliśmy w mieście, szukając noclegu. Wszędzie pokoje były zajęte, udało nam się dostać dwójkę i to po drugiej stronie miasta.
- Arya? - spojrzała na wysokiego uzdrowiciela, który też był siódemką. Pewnie bym go poznał, gdyby miał odsłoniętą twarz - Mistrzu - skinąl mi z szacunkiem. Kiwnąłem lekko głową.
- Twój mentor też tu jest? - zapytała wesoło.
- Tak, może wpadniecie do nas, zapraszamy... - przerwałem mu, byłem już zmęczony.
- Idę spać, masz klucz? - przytaknęła.
- Przynieść ci coś? - spojrzała mi w oczy.
- Nie trzeba, rano zjem - po czym udałem się do pokoju.
Nie za bardzo lubiłem spotkania towarzyskie. Musiałbym uważać, by ktoś nie zbliżył się za bardzo i nie ściągnąłbym płaszcza przy obcych. To samo w sobie byłoby dziwne i wprowadzało napiętą atmosferę.
Lubię czuć się anonimowo, daje mi to poczucie normalności. Trochę to skomplikowane bo i tak nie korzystam z atutów anonimowości. Nigdy nie odważyłbym się wyjść z domu bez obszernego płaszcza, wiec wszyscy i tak wiedzą, że jestem uzdrowicielem.
Z drugiej strony, nie mam żadnych możliwości, by odprężyć się towarzysko, pośmiać się z czyichś żartów, opowiadać głupie historie i razem się napić. To tylko przypomina mi o tym jak wiele straciłem i nie wiem czy będę w stanie to odzyskać.
Tego właśnie nie chciałem, podłego nastroju...
Korzystając z okazji, że jej nie ma, najpierw się wykąpałem. Ciepła woda po całym dniu w siodle, rozluźnia ciało. Wypiłem jeszcze miksturę regenerującą i położyłem się na łóżku.
***
Obudziły mnie jakieś hałasy przy drzwiach i kobiecy chichot. Nie wiem ile czasu minęło, ale pewnie sporo. Byłem jeszcze zamroczony miksturą.
- Zawsze mi się podobałaś, ale twój mentor był przerażający - zaśmiała się, rozbawiona.
- Wydaje ci się, jest zabawny - odparła wesoło.
- Jego wzrok potrafił zabić, naprawdę - znowu się roześmiała, nie mogąc się opanować.
Coś niewyraźnie i znowu chichot, następnie cisza i szept. Westchnąłem zirytowany, ile to jeszcze będzie trwało?
- Jeśli chcecie się pieprzyć, to gdzie indziej! - krzyknąłem.
Zrobiło się zupełnie cicho, a następnie słychać było kroki. Poszli.
Kilka razu trafiała kluczem do zamka, czyli jednak nie poszła. Zakluczyła je z takim samym trudem, jakby otwór się przesuwał, nie chcąc by włożyła klucz do zamka.
Wyraźnie czułem woń alkoholu, musiała sporo wypić. Ściągnęła płaszcz, zataczając się na drzwi. Nie mogłem tego znieść, wstałem zobaczyć w jakim jest stanie i czy nie potrzebuje pomocy. I tak nie zasnę, gdy będzie hałasować. Szybciej się z tym uporamy, to szybciej pójdziemy spać.
Patrzyłem na zarumienioną twarz, błyszczące oczy i głupawy uśmiech. Doskonale znałem ten stan.
- Nie musiałeś tego mówić, tylko rozmawialiśmy - wybełkotała powoli.
- Mogliście zabawiać się pod ich drzwiami - zauważyłem.
- Jego mentor nie spał, to byłby brak szacunku - jej oczy błyszczały od upojenia.
- A ja kim jestem? - zapytałem poddenerwowany, na co zmarszczyła brwi.
- Co masz na myśli? - wyglądała na zagubioną.
Nie zrozumiała mojego pytania.
- Kim dla ciebie jestem? - powtórzyłem.
- Naprawdę tylko rozmawialiśmy... - dukała, odwracając wzrok.
- Dlaczego nie potrafisz odpowiedzieć na to pytanie? - podszedłem bliżej.
- Nie wiem... - zamrugała szybko.
- Pomogę ci - zacząłem rozpinać jej koszulę.
Dzień wcześniej mogła zginąć, ma prawo się odstresować. Wciąż jest bardzo młoda, takie sytuacje będą częściej się zdarzać. Dokończyłem ją rozbierać i została w samym materiale, który osłaniał jej piersi. Chwyciłem jeszcze jej kark i przysunąłem się znacznie bliżej, by zobaczyć co z jej raną. Było bardzo ciemno, więc niewiele było widać. Dotykałem delikatnie palcami po niej, by poczuć fakturę skóry. Prawie całkowicie się wygoiła, świetnie.
Chciałem się odsunąć, ale jej usta niespodziewanie dotknęły moich, muskając je bardzo delikatnie. Zaskoczyło mnie to i stałem chwilę w bezruchu, całkowicie sparaliżowany. Następnie, zupełnie wbrew sobie, odruchowo nimi poruszyłem.
Czułem smak alkoholu, też go lubiłem, więc przechyliłem głowę i przejechałem językiem po jej ustach. Mógłbym powiedzieć z niezwykłą dokładnością co piła, musiała się często oblizywać.
Wysunęła swój język i też mnie polizała, na co złapałem jej wargi w pełni. Zdążyłem pocałować ją kilka razy, pracując ustami, ale gdy położyła swoje dłonie nad moimi biodrami, to momentalnie mnie oprzytomniło. Odsunąłem się kilka kroków, przerywając kontakt między nami.
Przełknąłem ciężko, oddychając szybciej.
- Jestem twoim mentorem.
- Co? - znów nie zrozumiała.
- To była poprawna odpowiedź. Idź spać - powiedziałem swoim nauczycielskim tonem.
Nie sprzeciwiała się i położyła plecami do mnie, więc nie musiałem na nią patrzeć. Też się położyłem, ale nie byłem senny. Myślałem o tym co przed chwilą się wydarzyło i zastanawiało mnie dlaczego jestem twardy. Stałem o krok od niej i było ciemno, więc nie widziała tego. Nie wiem nawet dlaczego to zrobiłem. Sam nie potrafiłem odpowiedzieć na to pytanie.
Nie spałem aż do rana i wyszedłem zanim wstało słońce. Zostawiłem jej na stoliku fiolkę z zielonym płynem na żołądek i ból głowy. Przed nami długa droga, musi być w dobrej formie. Wróciłem kilka godzin później, niosąc tacę jedzenia. Powinna już ogarnąć się do tego czasu.
Zapukałem i zawołałem ją, drzwi po chwili się otworzyły. Położyłem tacę na stole i rozebrałem się. Przeczesałem dłonią włosy, siadając wreszcie i zabierając się za jedzenie. Patrzyła na mnie bez słowa i sama zaczęła jeść.
Cisza chyba ją męczyła bo po chwili zagaiła.
- Gdzie byłeś?
- W sierocińcu - spojrzałem w jej oczy - Zawsze je odwiedzam - pokiwała głową.
- Nie chcesz pogadać o tym? - zapytała z napięciem.
- O sierocińcu? - uniosłem brew, na co przewróciła oczami.
- Wiesz co mam na myśli.
- A jest o czym? - zapytałem lekko - Byłaś pijana i tyle, ja też bywam. Jesteśmy dorośli.
- Ja tak, ale dlaczego ty to zrobiłeś? - zapytała próbując zrozumieć.
- Nie wiem - powiedziałem szczerze - To więcej się nie wydarzy.
- Jesteś nadzwyczaj pewny swoich słów... - odwróciła wzrok, na co westchnąłem zmęczony.
- Ja nawet nie lubię seksu, nigdy go nie lubiłem. Nie mam powodu żeby to robić - wolałem postawić sprawę jasno, niech myśli co chce.
- To... - umilkła, szukając odpowiednich słów.
- Dziwne? - uśmiechnąłem się kpiąco, bo chyba inaczej nie można tego nazwać.
- Nietypowe, ale pasuje do ciebie. Zawsze wychodzisz poza schemat - rzekła neutralnie, nie wyglądając na zaskoczoną.
Roześmiałem się szczerze, nie spodziewając się tego. Chyba nigdy nie słyszałem czegoś podobnego, można to nawet nazwać komplementem. Wprawiło mnie to w dobry nastrój i poczułem się lekko. Stres mnie opuścił, chociaż na chwilę.
- Jak się czujesz? - zastanawiałem się czy wypiła fiolkę.
- Dobrze, dzięki za wspomagacz. Było kiepsko jak wstałam - pokiwałem głową ze zrozumieniem.
- Zaraz będziemy się zbierać.