Basta//mxm//✎

By awenaqueen

11.2K 1.8K 1.4K

„Pogoń za odnalezieniem siebie w tak ogromnym świecie przyniosła mu tylko cierpienie i oddech niebezpieczeńst... More

(Słowem wstępu)
I: A mogli mi dać jakiegoś szeregowca
II: Jeszcze się taki nie urodził
III: Wykryłem guza
IV: Życie mnie ukarało w młodym wieku
V: Podoba mi się
VI: Z którejś mogę do niej nie wrócić
VII: Myślałeś o egzorcyzmie?
VIII: Nienawidził mnie dogłębnie
IX: Nie wyjadę bez pożegnania
X: Chciałbym, żeby to była równowaga
XI: Niesubtelny sposób na spytanie o pożycie
XII: Każ mi spierdalać
XIII: Wróciłem, choć mi to odradzałeś.
XIV: Było minęło. Czyżby?
XV: Czyli zostanę kurą domową?
XVI: Z przyjacielem się nie całujecie na biurku
XVII: Nigdzie się nie wybieram
XVIII: To nie twoja wina, Bennett
XIX: Jackson nie lubi seksu gejowskiego
XX: Zasługujesz na własną osobę do kochania
XXI: Nawet zimny ogień wciąż był ogniem
XXII: Jestem twoim facetem?
XXIII: To nie tylko seks
XXV: Sądzisz, że jestem złą matką
XXVI: Bóg nie przemawia do żadnego z nas
XXVII: Dla ciebie Lorenzo, staruchu
XXVIII: Historia kołem się toczy
XXIX: Zawsze chodziło o niego
XXX: Pretekst do życia
XXXI: Co ja jestem, złota rybka?
XXXII: Włamano się
XXXIII: Może kiedyś, ale nie teraz
XXXIV: Wprowadzasz się do mnie
XXXV: Nie planujemy chrzcić łóżka
XXXVI: Nadużywasz uciszania mnie
XXXVII: Rok dziewiąty
XXXVIII: Stary już do niczego nie jest potrzebny
XXXIX: Teraz ty mnie potrzebujesz
XL: Kocham cię
XLI: Mam cię przesłuchać?

XXIV: Zaradny chłopak

234 43 20
By awenaqueen

|Kurt – teraźniejszość|

Obudził mnie mój telefon, który wydawał z siebie irytujące dźwięki. Od jasności w pokoju bolały mnie oczy, więc nawet ich porządnie rozewrzeć nie mogłem. Nieco po omacku szukałem urządzenia na szafce, a gdy udało mi się je sięgnąć, odebrałem bez sprawdzania.

– Halo? – odezwałem się zachrypłem po nocy głosem.

Ramię Sebastiana mocniej zacisnęło się w moim pasie, co nieco wywołało na ustach uśmiech.

– Dlaczego ty o ósmej rano śpisz w niedziele? – spytał zdziwiony Jackson. – Jesteś rannym ptaszkiem przecież.

– Aha. Raz człowiek pospać nie może.

– Nie jesteś człowiekiem. Jesteś robotem bez uczuć – ocenił, na co wywróciłem nieco oczami. – Dzwonię spytać, czy gadałeś z Sebą o tym spotkaniu?

– Teraz nagle ci zależy na spotkaniu Sebastiana? – zaśmiałem się. Chłopak obok mnie poprawił głowę na poduszce, a kątem oka dostrzegłem, że nie ma zamkniętych oczu. – Myślałem, że jesteś na to neutralny.

– Bo jestem – stwierdził. Musiał mieć dobry humor, skoro się ze mną droczył. – W robocie mi wolnego z dnia na dzień nie dadzą. Już muszę łatwić zmiany w grafiku.

– Miałem dopiero dziś Sebastiana na to namawiać.

– Namawiać? Czyli niechętny.

– Ty mnie za słówka nie łap – nakazałem, co go rozbawiło. – Możesz mi zdradzić, co o ósmej rano sprawiło, że masz taki humor, żeby mnie drażnić?

– Awans. Zapomniałem się pochwalić?

– Serio? – spoważniałem.

– No. Będzie parę stówek więcej w wypłacie. Może pierdolnę sobie wczasy pod gruszą czy coś.

– Jackson, brałeś leki?

Zapadło długie milczenie. Zrozumiałem, że Jack musiał być po solidnej dawce leków antydepresyjnych, które działały na niego dwojako. Czasem sam żartował, że czuje się po nich jak po dobrym koksie, ale nigdy jakoś nie brałem tych słów zbyt poważnie. Mało rzeczy obecnie go uszczęśliwiało i stąd moje obawy odnośnie do jego stabilności psychicznej. Po leki sięgał regularnie, chociaż zmieniał je częściej, niżby wypadało. Jedne nie skutkowały wcale, inne z przesadną mocą. Wpływ pewnie na to też miało dawkowanie, którego nikt u niego nie pilnował. Rodzina miała go gdzieś – on ją bardziej – a Sage wiodła własny prym. Ciężko upilnować dorosłego faceta.

– Co to zmienia, Kurcik? – odbił. – Mam dobry humor, dostałem awans i pytam, czy się spotkamy, a ty mi tu wylatujesz z umoralnianiem. Możemy wrócić do momentu, w którym odpowiadasz na zadane pytanie?

Sebastian słyszał słowa Jacksona, skoro leżał dosłownie na moim ramieniu, a w pokoju nie grały inne dźwięki prócz tych wychodzących z telefonu. Toteż jego zaciśnięcie palców na moim biodrze wyraźnie mnie ostrzegało przed możliwymi konsekwencjami tej rozmowy. Zaraz uniósł swoją dłoń w sugestywnym geście przekazania mu komórki. Zrobiłem to. Nie podnosił głowy z ramienia, gdy przykładał do ucha aparat.

– Jackson, gratuluję awansu.

– O kurwa. Co ty robisz u Kurta, którego obudziłem, o ósmej rano? – spytał, żeby zaraz się roześmiać. – Dobra tam, nieważne. Dzięki. Mordo, gdzieś ty był?

– Pytanie, gdzie mnie nie było? – zaśmiał się.

– W innych okolicznościach powiedziałbym, że w dupie Kurta, aaale obaj znamy obecne okoliczności, więc nie rzucę tym, bo nie chcę wiedzieć. – Niekontrolowanie strzeliłem sobie dłonią w czoło, żeby nie zacząć się krzywić na stan, w jakim Jack się znajdował. Sebastian jednak zdawał się niewzruszony. Wręcz przeciwnie, bawiło go to. – Podobno chciałbyś się z elitą spotkać?

– Padła taka propozycja, to prawda – przyznał, wodząc nosem po mojej szyi. Przeszły mnie przyjemne ciarki. – Podobno zgodzisz się, gdy ja pierwszy się zgodzę.

– Czyli zgadzamy się obaj, ta?

– Na to wygląda.

– Zajebiście. Patrzyłem w grafik i nie uwierzycie. Da radę na przyszły weekend? Jules ma wtedy zmianę, więc się zamienimy, bo wisi mi przysługę.

– Reszcie musi pasować – powiedziałem głośniej.

– Luke jest przecież biurokratą, wychodzi z wami na piwo regularnie. Declan ma własne biznesy. Jasper... Jaspera trza po prostu uprzedzić, żeby też przestał się na pięć minut jebać z tymi dziadami.

– Jednym dziadem. Jest zaręczony – podkreśliłem, co niego zaskoczyło Sebastiana. No tak, za dużo mu o jego byłym celowo nie wspominałem.

– To jeszcze łatwiej. Żadnego problemu nie widzę. Tu idzie o mnie i Sebę.

– Spoko. Zapisz w kalendarzu – odpowiedział mu.

– Dobra. Luz. Panowie, rozłączam się, a wy wracajcie tam do tego, co robią dorośli ludzie w łóżku o ósmej rano. Kocham was, mordy.

Sebastian odstawił komórkę od ucha, gdy Jackson rozłączył się bez czekania na nasze pożegnanie. Odłożył ją na materac obok mnie, gdy powracał do obejmowania mnie w pasie. Poprawił się na moim ramieniu tak, że niemal leżał z nosem na mojej szyi. Mimo naszej bliskości i otoczki ciepła nie potrafiłem przestać myśleć o Jacksonie. Naprawdę chciałem wierzyć, że ta euforia zejdzie z niego w przeciągu godzin i powróci do swojej normalności, choć nazywał ją smętem. Nie widział w niej kolorów ani się nią nie cieszył. Sebastian twierdził, że może ta jego forma stabilności mu wewnątrz pasuje i wcale nie chce zmian. Byłem hipokrytą, że samemu w czymś takim tkwiłem, a od Jacksona oczekiwałem ozdrowienia. Jednak czy serio to coś złego? Pragnąłem, aby mój przyjaciel, który już raz targnął się na swoje życie, odnalazł szczęście i powód do wstawania z łóżka.

– Głośno myślisz, wiesz? – mruknął. Uniosłem kąciki ust, głaszcząc go po ręce na moim ciele.

– Już nie zasnę, wybacz.

– Mam się odsunąć?

Od razu się poruszył, jakby za tym pytaniem szła natychmiastowa realizacja, ale powstrzymałem go, przyciskając do siebie z powrotem. Zaśmiał się cicho, ale posłusznie wrócił na miejsce.

– Serio pasuje ci spotkanie za tydzień? Zorganizujesz sobie wolne?

– Jakoś dam radę. Sherry i tak pojedzie ze mną i najwyżej zostawię ją u wuja. Na pewno nie bierz mnie pod uwagę w piciu. Muszę wrócić do niej na noc.

– Trochę słabo, że tej nocy nie wróciłeś – skrzywiłem się z poczuciem winy.

– Nie musiałem. Howard na pewno został z nimi, skoro mała nie dzwoniła. Pewnie naściemniał, że jestem na randce i jak chce nowego ojca, to musi siedzieć cicho.

Parsknąłem śmiechem, wyobrażając sobie tę scenę. Z rozmów, które podsłuchałem z Howardem, pasowało mi do niego takie zagranie. Zdążyłem poznać Sherry na tyle, że i w jej chęć zeswatania ojca byłem skory uwierzyć. Zakładając, że Sebastian naprawdę od śmierci jej biologicznego ojca z nikim na poważnie się nie układał, to mogło to rzutować na całą rodzinę. Gdyby nie ingerencja dziecka, pewnie nadal zapierałby się przed powrotem do nas. Zasługiwała ode mnie na kosz słodyczy. Lub książek. Zależało, co dziecko w jej wieku bardziej preferowało, a to wcale nie taka oczywista sprawa z nią.

Wygramoliliśmy się z łóżka parędziesiąt minut później, gdzie ja poszedłem do łazienki nieco się ogarnąć do stawienia czoła niedzieli, a Sebastian został w sypialni na poranną pogawędkę z córką przez telefon. Trochę prywatności dobrze im zrobi, uznałem. Mimo iż w nocy obaj wzięliśmy szybki prysznic – osobno, ludzie – to i tak po przebudzeniu niezbyt miałem ochotę tylko przebrać się w świeże ubrania i tak chodzić przez cały dzień. Musiałem chociaż trochę się opłukać. Mania czystości opuściła mnie lata temu, jednak chyba po prostu należałem do czyściochów, którzy nie szczędzili wody na mycie się. Tylko włosy pozostawiłem suche na parę dni, nie chcąc szkodzić skórze głowy – zbyt wiele nasłuchałem się porad włosomaniaków i mi to zostało.

W kuchni przygotowałem kawę dla siebie i Sebastiana, podczas gdy teraz to on korzystał z łazienki. Dziwnie było mi słyszeć szum wody o tej wczesnej porze, ale mogłem do tego przywyknąć. Takiego życia z kimś i dzielenia przestrzeni. Tylko Neo się to nie podobało, bo siedział na kuchennym blacie z łapkami zwiniętymi pod ciałko i patrzył na mnie z na wpół przymkniętymi powiekami. Słyszałem niemal te jego oskarżające myśli, jak śmiałem spać z w łóżku z kimś innym niż on. W końcu skapitulowałem i wziąłem go na ręce, przy czym uraczył mnie miauknięciem godnym litości. Obraził się jak nic. Gorzej niż jakbym go do transportera zamknął.

Przyciskałem więc kota do szyi, piersi, głaszcząc go i uspokajając słowami, że nadal jest najważniejszym facetem w moim życiu i ma nie czuć zagrożenia. Chyba mi nie uwierzył, sądząc po uderzającym mnie w brzuch ogonie. Dodatkowo go tylko denerwowałem.

Sebastian do nas dołączył idealnie w momencie, gdy stawiałem na blacie parujący kubek kawy. Uśmiechnął się nieznacznie na jego widok, gdy opierał się o blat przedramionami. Patrzył na kota, którego nadal trzymałem kochająco przy ciele.

– Jesteś pewien, że nie obmyśla planu mordu? – Wskazał na niego palcem.

– Tylko może cię podrapać, bez przesady – zapewniłem. – Neo jest królewskim kotem po mamusi.

– A kto jest jego mamusią?

– Wolisz nie wiedzieć – odparłem wymijająco.

Pamiętałem opowieści Asha, który nie mógł przestać wspominać swojej kotki, która zdążyła odejść do lepszego świata. Dzięki temu wiedziałem, że przepadała wręcz za uwagą, ciszą i własnym niekonwencjonalnym miejscem do spania na jakimś meblu. Ash mimo częstego zmieniania lokali zapewniał kotce posłanie na regałach, półkach czy szafkach. Wszystko byle wysoko od ziemi.

Sebastian ubrał swoje rzeczy z wczoraj, ale tym razem koszulę miał podwiniętą do łokci, a jego tatuaże niemal kuły w oczy. Na prawym nadgarstku miał bowiem stary tatuaż, który pamiętam doskonale. Zrobił mu go Declan i była to pierwsza dziara, jaką wykonywał. Wyszła mu nieco koślawo względem jego obecnych dzieł, ale zdecydowanie miała w sobie tę charakterność chłopaka. „Brother" miało symbolizować ich braterstwo bez konieczności wspólnej matki. Biologicznie byli tylko kuzynami, ale prywatnie dla siebie braćmi. Wiecznie razem, wiecznie rozumiejący się w tym świecie pełnym dorosłych.

Jednak na drugim nadgarstku widniał znacznie nowszy tatuaż. Także nadgryziony zębem czasu i zmian skórnych, ale niemal bliźniaczy do tego pierwszego. Tutaj Sebastian pozwolił sobie wypisać tuszem imiona Hugo i Mona. Znaczek nieskończoności był jak silny obuch w łeb. Skoro Sebastian pozwolił sobie na wypisanie tych imion na wieki, musieli znaczyć dla niego jeszcze więcej, niż początkowo zakładałem. Za tymi dwoma słowami kryła się głęboka historia, którą naprawdę chciałem poznać. Kim byli, że aż tak zawładnęli jego światem? Wychowywał ich dziecko. To musiało wiele znaczyć.

Spostrzegł, w co się tak intensywnie wpatruję i zaraz potarł tatuaż, jakby go palił. Odniosłem nawet wrażenie, że miał ochotę go zakryć rękawem, ale się powstrzymał.

– Jeden z szalonych pomysłów – stwierdził, chociaż o nic nie spytałem. – Mieli takie same, tylko imiona się zmieniały.

Skinąłem głową, nie chcąc z niego więcej od rana wyciskać.

Declan był dla niego całym światem, jedyną osobą, którą kochał bez obaw i którego miłość nie przytłaczała. Tatuaż oznaczał wiele. Fakt, że powstał bliźniaczy z powodu innych ludzi... sam nie wiem, jak zareagowałby na to Declan, ale przypuszczam, że miałby niezłe pole do plucia jadem.

– Nie powiem mu – rzuciłem niespodziewanie. Sebastian zmarszczył brwi, gdy spoglądał mi pytająco w oczy. Skinąłem na nowszy tatuaż. – To coś, co sam musisz mu kiedyś powiedzieć, bo obaj wiemy, jakie zniszczenia by zasiało bez uprzedzenia.

– Niezbyt interesuje mnie jego akceptacja tatuaży. Robię na swoim ciele, jakie mi się zamarzą.

– Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi – powiedziałem poważniej, wypuszczając kota na blat obok nas. Strzepnął się i od razu umościł w pozycji „na baranka", jak lubiłem ją nazywać. – Declan poczuje się zdradzony, że porzuciłeś go dla kogoś nowego i jeszcze udostępniłeś jego miejsce. Doskonale wiesz, że nie wciśniesz mi kitu o nieinteresowaniu się nim. Szczerość, Bastian.

Patrzył mi w oczy tak długo i z takim niemal chłodem, że byłem pewien o swojej przesadzie. Wtrąciłem się w jego relacje za bardzo, nie będąc ze wszystkim na bieżąco. Jednak on musiał zrozumieć, że nie dam się oszukać. Nie po tym, jak pytał mnie o picie Declana. Jak doskonale zdawał sobie sprawę, że przejąłem jego obowiązki pilnowania go. Dawniej byliśmy przyjaciółmi od ciszy i schronienia. Teraz musieliśmy być też od szczerości i prawdy.

Westchnął ciężko, zanim upił pierwszy łyk kawy. Ja także po swoją sięgnąłem, nie spuszczając go z oczu.

– Wiem, że zjebałem – przyznał w końcu, bawiąc się palcami. – Wiem, że ma prawo być na mnie wściekły. Jednak nie jesteśmy już dziećmi, żeby nie potrafić usiąść i pogadać. Przeprosić się i opowiedzieć o tym, co nas ominęło. Dopóki on się nie uspokoi, Kurt, nie mam zamiaru być jego workiem treningowym – stwierdził, a gdy znów spojrzał mi w oczy, poczułem strach od tego namacalnego wręcz chłodu. – Mam Sherry i nie pozwalam sobie na słabość, bo nie mam zamiaru jej martwić. Moja praca jest dostatecznie dla niej stresująca. Mogę dać mu w pysk, jeśli to go ostudzi, ale nie pozwolę dać w pysk sobie. Niech więc werbalnie sobie poużywa, ja mam czas. Poczekam, aż się znudzi lub zmęczy.

Postawa, której się u niego nie spodziewałem. Jego argumenty do mnie trafiały. Miały sens. Jednak postawa, cała otoczka determinacji i złości, która kryła się za opanowaniem, budowały tak odpychającą aurę, że miałem ochotę zmienić temat w trybie ekspresowym. Nie zdawało mi się wtedy w moim pokoju. Sebastian poprzez swoją pracę nabył nutkę niebezpieczeństwa, jakby jedno źle uformowane zdanie mogło go rozjuszyć, a ciebie zabić. Wszystko w nim krzyczało w takiej chwili, że jest niebezpieczny. Dawniej takiej cechy w asortymencie nie posiadał. Pyskował do homofobicznego ojca, ale nigdy nie wkładał w słowa tyle ostrzeżenia, które wyraźnie trafiało do odbiorcy.

Spałem z tym facetem. Oddał mi się tej nocy. Potrafił niekontrolowanie się roześmiać pełną piersią. Wyglądać na beztroskiego i zrelaksowanego.

Wychodziło na to, że potrafił być też groźny. Ciekawiło mnie tylko, kiedy nabył tę cechę?

Odważnie wyciągnąłem dłoń i opierając się o dzielący nas blat, położyłem swoją na jego. Spuścił wzrok tylko na chwilę, ale gdy znów spojrzał mi w oczy, mgła zniknęła. Powrócił spokój i opanowanie. Czy to demony przeszłości i walczy z nimi poprzez masywną zbroję?

Zacisnął na moich palcach swoje, a gdy posłałem mu uśmiech, odpowiedział na niego. Cicha rozmowa.

Podczas picia kawy nie rozmawialiśmy zbyt wiele, a Neo między nami niczym strażnik przysypiający na warcie wiernie trwał. Dopiero gdy wybiła dziesiąta, Sebastian musiał się zbierać. Rozumiałem go. W domu czekała na niego córka, która pewnie mimo wszystko nie nawykła do bycia tak długo bez ojca. Wierzyłem, że Howard potrafił się nią dobrze zaopiekować zwłaszcza jako policjant, jednak to osoba z zewnątrz i nigdy dziewczynce nie zastąpi Sebastiana. Dostałem w ciągu doby tyle uwagi, że nie mogłem narzekać.

– Chyba, że chcesz jechać ze mną? – spytał, odwracając się do mnie w korytarzu. Nie kryłem zaskoczenia na tę propozycję. – Odwiózłbym cię potem.

– Próbujesz mnie zachęcić?

– Aż tak to widać? – zażartował.

– W sumie mógłbym, ale mam czas do trzeciej, bo potem muszę przygotować wszystko na jutro. Praca w wydawnictwie nie kończy się w chwili wyjścia z niego. Zwłaszcza gdy nieplanowanie zrobiono z ciebie prawą rękę.

– Zaradny chłopak – sarknął.

– Basta.

Wyszczerzył się niewinnie. Wsunąłem na stopy lekkie buty, nie planując nigdzie chodzić, sięgnąłem po sweterek z wieszaka i praktycznie byłem gotowy. Sebastian książkę dla Sherry trzymał w dłoniach razem z kluczykiem do auta, więc gdy byłem bliżej drzwi, upewniłem się, że mam w kieszeni spodni telefon i sięgnąłem po klucze od domu z haczyka. Neo zostawiałem z zapasem wody i śniadaniem, które tylko w połowie zjadł, bo jako że został zwolniony z pełnienia służby, mógł się umościć na mojej poduszce w sypialni i spać do południa.

Sebastian kazał mi chwilę zaczekać przed wejściem do auta. Sam obchodził je chyba dwukrotnie, sprawdzając koła, a nawet otworzył maskę. Pomyślałem, że orientuje się, czy jego auto jest gotowe do drogi. Wielu kierowców dbało o auta jak o własne dzieci, więc nawet mnie to nie dziwiło. O motocykl Sebastian bardzo, ale to bardzo dbał.

– Swoją drogą, gdzie masz motocykl? – zaciekawiłem się, zaplatając ramiona na białym swetrze, który ubrałem. Uniósł wzrok, gdy zatrzaskiwał maskę i dał znać ręką, że można wsiadać.

Dopiero gdy zasiedliśmy w fotelach, a on coś jeszcze sprawdzał, odpowiedział:

– Sprzedałem. – Niemal uznałem, że się przesłyszałem. – Potrzebowałem bardziej uniwersalny pojazd, skoro miałem małe dziecko. Zwieźć do lekarza czy szkoły nie mogłem przecież jednośladem.

Upewniony, że wszystko z autem w porządku, zapiął pas chwilę po mnie.

– Nie brakuje ci go?

Wzruszył ramieniem, odpalając ciche auto i rozpoczynając nasza podróż do jego mieszkania.

– Czasem. Mam jednak dość adrenaliny w pracy, więc jakoś to sobie wynagradzam. Kiedyś... może kiedyś znów do niego wrócę. Na razie staram się o tym nie myśleć.

Dziwne to. Motocykl był jak dodatkowa kończyna dla niego. Sposób na szybkie przemieszczanie się. Jak mówiłeś Sebastian Bennett, to widziałeś go w parze z czarną maszyną. Zrobiło mi się przykro, że tylko z powodu bycia odpowiedzialnym musiał zrezygnować z posiadania motocykla. Życie postawiło go pod ścianą.

Resztę drogi pokonaliśmy w całkowitej ciszy. Nie włączył nawet radia – co mi nie przeszkadzało – aby jakoś ją przerwać. Lubił ciszę, ja także. Odpowiadało nam to. Bez przymusu szukania tematów do rozmów. Obserwowałem tętniący życiem Londyn od strony pasażera, przypominając sobie, dlaczego w ogóle wybrałem to miasto. Nawet jeśli nie mieszkałem w centrum, to przebywanie w nim pobudzało chęci do życia. Drogie auta, spacerujący ludzie, zgiełk. Nawet w niedzielny ranek każdy gdzieś zmierzał. Jako kierowca zazwyczaj skupiam się na pojazdach wokół mnie i pasach, a nie na tym, że ktoś spożywa lunch przed lokalem. Że grupka nastolatków zajmuje większa część chodnika, niż wypada. Że na bilbordach właśnie puszczają zwiastun nowego megahitu kinowego. Czy powinienem kiedyś zaproponować Sebastianowi i Sherry kino?

Niespodziewanie moje podziwianie się zakończyło, gdy Sebastian wjeżdżał na podziemny parking jednego z wieżowców w centrum Londynu. Nie kryłem szoku, że stać go na lokal w takim miejscu, a już niekoniecznie na posiadanie w garażu jednośladu. Co prawda wieżowiec sam w sobie nie był jednym z tych topowych, ale wciąż to był pieprzony wieżowiec. Wiem, ile ja musiałem zapłacić za mieszkanie, a nie mieściło się ono w takiej lokalizacji.

Wysiedliśmy z pojazdu i ruszyliśmy do windy. Jeśli Sebastian dostrzegł moją fascynację i zadumę, to nie dawał tego po sobie poznać. Miał tak samo twarz bez wyrazu, jak podczas jazdy. Pewnie sam o czymś myślał i nie zwracał uwagi na otoczenie.

Winda zabrała nas na siódme piętro – co obniżało wartość mieszkania. Podszedł do swoich drzwi i odblokował zamki. Przepuścił mnie w progu, posyłając taki uśmiech, jakby to miało być wyzwanie. Paszcza lwa.

Wszedłem więc i pierwsze co usłyszałem to stukot pazurów. Psich. Zza rogu wyłonił się – jak mamę kocham – tak wielki wilczur, jakby mieszali go z niedźwiedziem. Dopadł do nas, merdając ogonem i nawet zaszczekał radośnie dwa razy.

– V, siad – rozkazał Sebastian, a pies klapnął od razu zadkiem, sapiąc ciężko. Nie przeszkadzało mu to jednak w zamiataniu podłogi ogonem. – Łapa.

Zaskomlił, ale posłusznie wystawił łapę, którą pochwyciłem. Miałem wrażenie, że ucieszył się jeszcze bardziej z tego faktu i polizał mnie po twarzy. Sebastian parsknął śmiechem.

– Już widzę ten wkurw Neo.

– Śmiejesz się, a mnie mój własny kot do domu nie wpuści – odparłem, wstając i przecierając twarz rękawem swetra.

Zrobiliśmy parę kroków w głąb mieszkania i okazało się, że za wspomnianym rogiem krył się salon z kuchnią. Na kanapie w bardzo wygodnej pozycji leżał – jak mniemałem – Howard. Z nogą na oparciu, kocem tylko na połowie ciała, ale za to w pełni ubrany. Ramię trzymał na czole, a czujnymi oczami badał nasze osoby.

– Nie za wygodnie ci, alkoholiku? – powiedział Sebastian takim tonem, jakby serio był zły. Howard nic sobie jednak z tego tonu nie robił.

– Od kiedy ty sprowadzasz gachów do mieszkania, Bennett? Bez obrazy – powiedział do mnie, uśmiechnąłem się do niego w akcie nieprzejmowania się.

– Od teraz. Wstawaj, cieciu.

– Zastanów się, czy przebywanie z tym człowiekiem wpłynie na ciebie dobrze – ostrzegł mnie, a w międzyczasie dźwigał się do siadu. Odrzucił koc na oparcie kanapy.

– Świetnie, wypierzesz mi go.

– Sam se wypierz. Nie dość, że zajmuję się twoim dzieckiem, to jeszcze z mordą na mnie.

– Kto wyrzucił mnie z mojego domu? – spytał, biorąc się pod boki. Howard wyszczerzy się szeroko niczym rekin. Zabawnie się to obserwowało z boku.

– Oj no. Byłem pewien, że jak sobie spuścisz z krzyża, to będziesz bardziej do życia. Jak widać, idiotyzm zostaje pomimo to. – Wstał na równe nogi i podszedł do mnie z wystawioną ręką. Sebastian nas obserwował niesłychanie czujnie. – Howard Wilton. Żaden ze mnie przyjaciel tego gbura.

– Kurt Woodward. Żaden ze mnie gach tego gbura.

Ponownie się uśmiechnął, gdy uścisnęliśmy sobie dłonie. Nie przewidziało mi się to wywrócenie oczami przez Sebastiana.

– Mam nadzieję, że się nie obrazisz. Sebcio nauczył mnie zgryźliwości i nie idzie z nim już inaczej gadać. Nie mam nic przeciwko wam czy gejom ogólnie, ale pożartować sobie lubię. Aha i żaden ze mnie alkoholik, jestem czysty.

– Nie powiedziałbym – mruknął Bastian, więc Howard się odwrócił. – Koc śmierdzi twoim odorem, wypierz go, Wilton.

Rzucił w jego stronę wspomnianym kocem, a Howard nie krył irytacji dziecięcym zachowaniem partnera. Musiałem przyznać, że forma ich relacji była niecodzienna. Te docinania rodem z piaskownicy, ta niby prawdziwa niechęć do siebie. Wszystko to było ich wystudiowaną grą, w którą grali od lat i czuli się w niej jak ryby w wodzie. Ich przepychanki słowne nie musiały mieć sensu, po prostu istniały dla rozluźnienia. Ich własna forma rozmowy. Tak jak my mieliśmy naszą.

– Wujek!

Odwróciłem się w bok, żeby z korytarza mogła wpaść na mnie z impetem Sherry. Objęła mnie w pasie, a ja bez wahania uścisk oddałem. Gdy się odsunęła, nie zrobiła tego całkowicie. Wciąż była blisko tylko zadarła wysoko głowę, a jej dziecięca radość i przyjacielskość po raz kolejny mnie urzekła. Wyglądała promiennie. Miała na sobie fioletową bluzę sięgającą jej do połowy ud, biało czarne legginsy. Włosy ktoś pomógł jej ładnie upiąć na czubku głowy w kitkę. Na szyi nosiła choker.

– Posiedzisz z nami?

– Pewnie. Nie ufałem, że tata dostarczy ci książkę.

– Też bym mu nie ufał – oznajmił Howard. Sebastian na niego łypnął, a Sherry się roześmiała.

– Dziadek, tata więcej cię tu nie wpuści – ostrzegła go.

– Jaka byłaby szkoda – wyolbrzymił celowo, sadowiąc się na kanapie. – Niemal czuję też żal.

– Czujesz, to własny odór. Już ci mówiłem.

Podszedł do nas i wreszcie wyszedł z roli złego gliny. Mała zmieniła obiekt obejmowania, a Sebastian mimo jej wieku i wzrostu dźwignął ją w górę. Ze sprawnością oplotła go kończynami, żeby ułatwić mu trzymanie siebie i przytuliła się do jego szyi.

– Dobrze spałaś? – spytał opiekuńczo, a mi topniało serce, gdy szedł z nią w stronę kuchni.

– Yup – zapewniła, spoglądając na mnie. – Wcale nie czytałam do późna – rzuciła, puszczając mi konspiracyjne oko.

Nie mogłem się nie zaśmiać, gdy szedłem za nimi.

– Ta, no. Mów mi tak jeszcze to więcej nie zostajesz beze mnie.

– Oj tam, tata, przeżywasz bez sensu – pożaliła się, odsuwając, aby spojrzeć mu w twarz. – Czytałam mega fajne fantasy. Takie wiesz ze smokami. Taka dziewczyna nieco starsza ode mnie przemieniała się w smoka! Przecież nie mogłam iść spać, gdy była akcja. Weekend jest.

– Kota nie ma i mysz harcuje – zażartowałem. Sebastian posłał mi takie spojrzenie, jakbym go zdradził.

– Przecież nie zabraniam ci czytać, ale trzeba spać o normalnej porze i ty dobrze o tym wiesz – powiedział do niej. Cmoknęła go w policzek, na co uniósł brew.

– Wybaczyłeś już?

– Tak.

– Hehe – zachichotała słodko.

To było jasne, że Sebastian droczy się z córką, chcąc wyjść przy ludziach na surowego i z zasadami. Prawda była jednak taka, że nagiąłby każdą własną zasadę dla niej, bo chciał widzieć jej radość. Dowodził temu ten malutki uśmiech dumy na jego ustach, gdy słuchał dalszej opowieści o tej książce, która tak pochłonęła Sherry do nocy. Wpoił jej podstawowe wartości i to było widać. Szanowała go, wierzyła, że znajdzie u niego pocieszenie w gorszej chwili. Radowała na jego widok, a nie mijała z nim bez uczuć. Opowiadała fabułę książki, wiedząc, że on naprawdę słucha, a nie udaje, że to robi. Mógłbym ich w ten sposób oglądać godzinami, bo to był najlepszy widok. Pewnie nic nie zapamiętałbym z samej rozmowy, ale z tego, jakie gesty wykonywali, już mógłbym esej napisać.

Oto świat, którego miałem szansę stać się częścią. Musiałem mu tylko sprostać.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Kurt stawia pierwsze kroki na terenie Sebastiana, co chyba nie może być jaśniejszym sygnałem powagi ich relacji. Jednak prawdziwy problem wciąż stanowi Declan. Ach, te temperamenty Bennettów!

W międzyczasie zapraszam was do zapoznania się z zapowiedzią nowej historii na moim profilu! "Piracki książę"  to coś, do czego przygotowań było więcej, niż moje życie ma sensu xD Odnalazłam w tym więcej powołania, niż przy około pięciu pomysłach, które do tej pory roboczo powstały w mojej głowie. Myślałam nad czymś zwykłym, a czymś fantasy. A skoro Baza i Basta były zwykłe, to uznałam, że warto w tych piratów iść, skoro odczuwam aż takie powołanie. I też zachwalacie te moje budowanie napięcia i charakterystykę postaci, tak więc Piracki książę oferuje wam aż szóstkę różnych charakterów. Jeśli ktoś zna "Szóstkę wron" to może znaleźć w Piratach coś dla siebie!

Zostawcie po sobie ślad chociaż w postaci ⭐, a jeśli macie ochotę to i skomentujcie!

Continue Reading

You'll Also Like

4.1M 198K 38
***EDITED AND REVISED VERSION IS AVAILABLE ON AMAZON IN PAPERBACK AND KINDLE*** "You wrote my name wrong" "You said it's Rider" "It's Ryder with a Y"...
267K 6.8K 28
( COMPLETED ) OBSESSION. Micah, a nerd, weak and fragile. He lost his parents 2 years ago in a car crash and now is living with his older brother. He...
91.7M 2.9M 134
He was so close, his breath hit my lips. His eyes darted from my eyes to my lips. I stared intently, awaiting his next move. His lips fell near my ea...
62.6M 3K 6
Brielle Newman A 21-year-old girl who was struggling to make life comfortable for herself and her niece, Delilah. Her sister left the baby the minute...