Gdy Nikolai i Sigma wrócili, już mnie nie było. Napisałem Sigmie, że jadę do domu, bo mama coś ode mnie chce, niestety oczywiście kłamiąc. Musiałem skłamać, by jakoś się stamtąd wyrwać. Wiedziałem, że Dazai się na mnie obraził, więc zostawanie tam zakończyłoby się tylko jedną wielką katastrofą. Resztę wieczoru spędziłem na rozmowie z Gabrielem. Miałem takie szczęście, że był wolny i nie miał niczego do nauki. Pogadaliśmy o mojej sprzeczce z Dazaiem jak i o wielu innych rzeczach. Właściwie, odkąd zacząłem rok szkolny, rozmawiałem z nim tylko parę razy, a pisaliśmy tak może raz na dwa tygodnie. On zajęty był studiami, a ja jednocześnie musiałem się uczyć, spędzałem mnóstwo czasu z przyjaciółmi i jeszcze dużo grałem na gitarze.
Jako, że następnego dnia przypadała niedziela, rozmawialiśmy z Gabrielem do późnych godzin nocnych. Rano, przy śniadaniu zastanawiałem się nad kilkoma rzeczami. Dokładniej.. czy może jednak powinienem Dazaiowi o tym wszystkim powiedzieć? Faktycznie obiektywnie niezbyt dobrze wygląda to, że ja w tej relacji jestem tak zdystansowany. Problem leży w tym, że jak bardzo bym nie chciał, nie wiem czy dałbym sobie radę. Gdy przypominałem sobie, co działo się przez tamte miesiące, a szczególnie ostatni tydzień tego piekła, życzyłem sobie utraty pamięci.
Tak, kochałem go, ale nie chciałem już o nim pamiętać. On też nie chciał.
— Mamo? — spytałem, spoglądając na nią znad talerza. Siedzieliśmy już od dłuższej chwili przy stole w ciszy, więc widocznie nieco się zdziwiła, gdy zacząłem mówić ni stąd, ni zowąd. — Myślisz, że kiedy mój przyjaciel mi mówi o wszystkim to ja też powinienem mu mówić? — zapytałem, po czym wziąłem do ust łyżeczkę z jogurtem z truskawkami.
— Masz na myśli.. Dazaia, który opowiedział ci o swojej przeszłości.. tak? — gdy kiwnąłem głową, kontynuowała. — A on teraz czuje się dziwnie z tym, że jesteś zdystansowany i oczekuje, byś opowiedział mu o sobie? — znów kiwnąłem głową.
— Nacisnął na to tak, że się zdenerwowałem i.. nie wiem, czy można to tak nazwać, ale pokłóciliśmy się. — westchnąłem cicho. — Powiedziałem coś, co chyba go lekko zraniło.. — zatrzymałem się na chwilę, by złożyć sobie w głowie następne zdanie i wziąć do ust kolejną łyżeczkę jogurtu. — Nazwałem go hipokrytą, po czym kazałem mu się zamknąć.
Na moje słowa moja mama westchnęła dość głośno. Już przed jej odpowiedzią wiedziałem, że spieprzyłem. I to cholernie bardzo.
— Tamte słowa z pewnością go choć odrobinę zabolały. Jestem pewna, że Dazai też ma za sobą jakieś cięższe przeżycia. Może nie identyczne co ty, ale widocznie na tyle ciężkie, że też potrzebował czasu, by przygotować się na opowiedzenie ci o nich. Nazywanie go hipokrytą, bo pragnie nagle, byś się przed nim otworzył, nie dając ci chwili czasu, jest jak najbardziej trafne. Jednak.. mogło zaboleć. — przerwała na chwilę, by napić się kawy. — Twój przyjaciel zapewne postrzega całą sytuację inaczej niż ty. Jesteś osobą, która jest w stanie postawić się na miejscu innych ludzi albo po prostu wyjść na bok i spojrzeć na całość jak ktoś, kto po prostu usłyszał o sytuacji i nie stoi po żadnej stronie. On nie musi mieć takiej umiejętności i widzieć to tylko swoimi oczami. Chuuya.. pomyśl, jak to u niego wygląda? On dał radę otworzyć się przed tobą, dał ci klucz do całego swojego życia, a ty? Zjawiłeś się tutaj znikąd i nagle zostaliście przyjaciółmi. Dazai w rzeczywistości wie tylko o tobie to, co dzieje się z tobą tutaj, w Japonii. Jesteś dla niego jak książka bez początku, historia, którą ktoś zaczął od środka. — zatrzymała się, by wziąć swój talerz i zanieść go do zlewu. Gdy już to zrobiła, wróciła do stołu i kontynuowała picie kawy. — Nie mówię tego, by sprawić, że zaraz do niego pobiegniesz i wyspowiadasz mu się ze wszystkiego, tylko dlatego, żebyś ujrzał jego stronę. Dobrze wiem, że mógłbyś sam sobie to wyobrazić. Chodzi mi w tym wszystkim o to, że Osamu ma prawo czuć się źle z tym, że niczego o tobie nie wie. Myślę, że gdybyś mu opowiedział o twoim życiu z Francji, oczywiście kiedy będziesz na to gotowy to byście doszli do porozumienia. Wierzę, że Dazai jest dobrym człowiekiem, i zrozumie twoją historię. Pamiętaj, że to, co się działo, było winą tylko tych złych ludzi, nie twoją. Z resztą.. rozmawialiśmy o tym już wiele razy.
Kiwnąłem głową i uśmiechnąłem się lekko. Moja mama zawsze ratuje mi życie. Wstałem i podszedłem do niej, po czym po prostu ją przytuliłem. Nawet nie jestem w stanie opisać, jak bardzo kocham moją mamę. Nigdy się na niej nie zawiodłem, była w stanie pomóc mi nawet, gdy leżałem głęboko na dnie. Gdy nie widziałem w życiu już nic, co mogło mnie tu trzymać, mama mnie zatrzymywała. Sama nie poddawała się nawet w najtrudniejszych momentach, była zawsze wytrwała i zdecydowana, czym mi imponowała. Dawny ja, jeszcze zanim stałem się zupełnie kimś innym, niż wcześniej, byłem jej prawie stuprocentowo wierną kopią. Dawny ja nie bał się praktycznie niczego. Zawsze dążył do celu, nie poddając się, ale jednocześnie nie idąc po trupach do celu, bo to wcale nie jest dobry sposób. Mimo mojej pewności i odwagi byłem osobą, która nie potrafiła zranić drugiego człowieka umyślnie. Nigdy nawet nie pomyślałem o tym, by kogoś uderzyć, czy zwyzywać. Co niby byłoby w tym fajnego? Że nakopałem jakiemuś dzieciakowi? Czy może, że doprowadziłem dziewczynę do płaczu? Nie. Takie zachowanie to tylko udowadnianie, jak zepsutym człowiekiem bez godności się jest. Moja mama też taka jest. I jestem z siebie dumny, że chociaż przez część życia pokazywałem odziedziczony po niej charakter. Teraz dalej czuję, że mam to gdzieś w sobie, tylko, że się schowało. Wydarzenia przeszłości doprowadziły mnie do tego, że na wierzch mojej osoby wyszło coś zupełnie innego, niż wcześniej. Jednak dalej miałem to w sobie. Dlatego zdarzało się, że zdenerwowany, bez zawahania rzucałem jakiś tekst.. niekoniecznie w pełni miły i przyjazny..