Jeszcze zdążę cię odnaleźć (P...

By Dorian_Frank

747 137 0

Drugi tom cyklu "Poza nawiasem". Łukasz, siostrzeniec Tomasza z pierwszej części, to nastolatek, który dopie... More

PROLOG
CZĘŚĆ I - Rozdział I
CZĘŚĆ I - Rozdział II
CZĘŚĆ I - Rozdział III
CZĘŚĆ I - Rozdział IV
CZĘŚĆ I - Rozdział VI
CZĘŚĆ I - Rozdział VII
CZĘŚĆ I - Rozdział VIII
CZĘŚĆ I - Rozdział IX
CZĘŚĆ I - Rozdział X
CZĘŚĆ I - Rozdział XI
CZĘŚĆ I - Rozdział XII
CZĘŚĆ I - Rozdział XIII
CZĘŚĆ I - Rozdział XIV
CZĘŚĆ II - Rozdział I
CZĘŚĆ II - Rozdział II
CZĘŚĆ II - Rozdział III
CZĘŚĆ II - Rozdział IV
CZĘŚĆ II - Rozdział V
CZĘŚĆ II - Rozdział VI
CZĘŚĆ II - Rozdział VII
CZĘŚĆ II - Rozdział VIII
CZĘŚĆ II - Rozdział IX
CZĘŚĆ II - Rozdział X
CZĘŚĆ II - Rozdział XI
CZĘŚĆ II - Rozdział XII
CZĘŚĆ II - Rozdział XIII
CZĘŚĆ III - Rozdział I
CZĘŚĆ III - Rozdział II
CZĘŚĆ III - Rozdział III
CZĘŚĆ III - Rozdział IV
CZĘŚĆ III - Rozdział V
CZĘŚĆ III - Rozdział VI
CZĘŚĆ III - Rozdział VII
CZĘŚĆ III - Rozdział VIII
CZĘŚĆ III - Rozdział IX
CZĘŚĆ III - Rozdział X
CZĘŚĆ III - Rozdział XI
CZĘŚĆ III - Rozdział XII
CZĘŚĆ III - Rozdział XIII
CZĘŚĆ III - Rozdział XIV
CZĘŚĆ III - Rozdział XV
CZĘŚĆ III - Rozdział XVI
CZĘŚĆ III - Rozdział XVII
CZĘŚĆ III - Rozdział XVIII
CZĘŚĆ III - Rozdział XIX
CZĘŚĆ III - Rozdział XX
EPILOG

CZĘŚĆ I - Rozdział V

16 2 0
By Dorian_Frank

Wtedy jeszcze bardzo rzadko przeklinałem. To nie był jeszcze ten czas. A jeśli już mi się zdarzyło, bardzo się pilnowałem, żeby przypadkiem nie usłyszał tego ktoś dorosły. Pomijam, że i tata, i dziadek klęli przy mnie ile się dało, jednak gdyby coś takiego wyszło z moich ust, z mety zarobiłbym w dziób. Ale w tym momencie chciałem rzucać kurwami na prawo i lewo, najlepiej na głos, mocno i siarczyście. No bo jak inaczej miałem sobie poradzić z tym, co właśnie zaszło? Kurwa, ja przecież przed chwilą zwaliłem sobie konia myśląc o chłopaku! I to takim, który był za ścianą. Nawet go w tym momencie nie widziałem... Wystarczyła sama świadomość, że stoi nagi tuż za drzwiami!

Od dłuższego czasu w łazience panowała cisza, więc domyśliłem się, że Michała już tam nie ma. Ale chociaż coraz bardziej chciało mi się sikać, nie miałem odwagi tam wejść. Nie chciałem żeby mnie teraz zobaczył. Zupełnie jakbym miał wypisane na czole „pedał", albo „zboczeniec". Oczywiście niczego takiego tam nie było, a Michał – i ktokolwiek inny – nie mógł wiedzieć, co właśnie dzieje się w mojej głowie. Byłem tego świadomy, a jednocześnie dławiło mnie znacznie większe poczucie winy niż przy jakiejkolwiek wcześniejszej masturbacji. Mimo że z Bogiem i Kościołem miałem teraz tylko tyle wspólnego, ile wymagało nie denerwowanie mamy (przecież w końcu byłem tutaj, a nie na pielgrzymce!), lata uczęszczania na religię i wszystko to, co słyszałem w domu i szkole na temat homosiów, zrobiły swoje. Nie potrafiłem tak łatwo pozbyć się z głowy wizji ciężkiego, śmiertelnego grzechu, ani pogardy i nienawiści, z jaką moi najbliżsi odnosili się do osób o innej orientacji seksualnej niż ta jedyna właściwa (przynajmniej według katolików).

Musiałem się uspokoić, zwłaszcza że lada moment ciocia mogła mnie zawołać na dół. Nie mogłem przecież pokazać się tam w takim stanie, z wypiekami na twarzy i zaczerwienionymi od płaczu oczami. Od razu by zapytała, co mi jest. Może nawet by pomyślała, że jestem chory, a to już był tylko krok od telefonu do rodziców. I to w pierwszych godzinach mojego pobytu tutaj! Z drugiej strony... może to by było najlepsze rozwiązanie? Wyjechać stąd, wrócić do domu... Nieważne, że mama byłaby wściekła i cały jej pomysł pielgrzymki poszedłby w diabły. Może byłoby to lepsze niż przebywanie w tym domu, pod jednym dachem z... NIM. Mama na pewno wzbiłaby się na wyżyny kreatywności, starając się uprzykrzyć mi życie w najbliższych tygodniach, może nawet i do końca wakacji, a to wybiłoby mi z głowy myślenie o bzdurnych sprawach, które zdecydowanie nie powinny pojawiać się w mojej głowie.

Problem w tym, że tak naprawdę wcale tego nie chciałem. To były tylko takie głupie myśli, nic więcej. Za nic nie chciałem wracać do domu. No i powiedzmy sobie szczerze – czy cokolwiek, co wymyśliłaby mama, mogłoby zablokować roztrząsanie moich nowych, niespodziewanych problemów? Mogło być nawet gorzej, bo zostawiony sam na sam z własnymi myślami mógłbym zawędrować w rejony, w które nie miałem prawa się zapuszczać. Tyle że ja już tam właśnie byłem...


Żeby choć na chwilę odwrócić uwagę od niedawnej sytuacji, zacząłem się wreszcie rozpakowywać. T-shirty, majtki, spodenki, kąpielówki, piżama, sandały... Wszystko lądowało na łóżku. Bardzo żałowałem, że nie miałem tutaj żadnego komputera, ale nie było takiej możliwości. W domu korzystałem ze stacjonarnego, a laptopa jeszcze wtedy nie mieliśmy. Z kolei w tym domu, jak powiedziała ciocia, jedynie Michał posiadał komputer, co rzecz jasna z automatu uwalało zakaz mamy zabraniający mi korzystania z tego urządzenia więcej niż dwie godziny dziennie. Niby gdzie miałbym siedzieć? U mojego kuzyna? Nie, takiej opcji zdecydowanie nie było. A szkoda, bo generalnie bardzo by mi się teraz przydał Internet. Może tam znalazłbym odpowiedzi na pytania, które właśnie mnie dręczyły. Oczywiście mogłem się połączyć z Internetem przez komórkę, ale do tego potrzebowałbym wspomnianego przez ciocię hasła do wi-fi, bo moja taryfa nie nadawała się do odbierania danych komórkowych (ojciec zadbał o to kupując mi telefon). A to – jak pamiętałem – było w posiadaniu Michała... Czyli musiałbym do niego pójść i zapytać. W ten sposób błędne koło się zamykało. Tak więc na razie zdecydowanie nie było takiej opcji. Może później, przy kolacji...

Cóż, musiałem uzbroić się w cierpliwość i poczekać. Oczywiście nie mogłem zadzwonić lub napisać do żadnego z kolegów! Coś takiego równałoby się podpisaniu na siebie wyroku śmierci. Nie było innej rady – musiałem w jakiś sposób poradzić sobie z tym wszystkim sam.


Gdy wreszcie zwlokłem się na dół, była już prawie dziewiętnasta. W salonie nikogo nie zastałem, ale słyszałem ciocię, która krzątała się po kuchni. Akurat w momencie, gdy wchodziłem do salonu, wyjrzała na zewnątrz i mnie zobaczyła.

– No! Już myślałam, że zasnąłeś – rzuciła z uśmiechem. – Chodź do kuchni, naleję ci koktajlu. Za chwilę będzie kolacja.

Nie wiedziałem, czy wyglądam już na tyle dobrze, by zbliżać się do niej, ale nie miałem wyjścia. Gdybym się sprzeciwił, zaczęłyby się pytania, a tego musiałem teraz za wszelką cenę unikać. Poszedłem więc do kuchni i usiadłem przy znajdującym się tam stole. Ciocia od razu postawiła przede mną wielki kubek koktajlu. Chyba jednak nic nie zauważyła.

– To z truskawek, które hoduje nasz sąsiad – powiedziała, wracając do przygotowywania kolacji. – To taki starszy jegomość, który od śmierci żony mieszka sam. Często przynosi nam różne rzeczy, bo nie jest w stanie tego zjeść, wyrzucić szkoda, a na handel nie ma już ani siły, ani ochoty. Za to Michał czasami mu pomaga, jeśli wymaga tego sytuacja.

Było to dla mnie trochę niespotykane i nawet ciekawe. W mieście, również tak niewielkim, jak Małe Łany, za wszystko trzeba było płacić. W sklepach można było znaleźć każdą rzecz, jakiej akurat się potrzebowało, a jeśli przeciekał kran, przepaliły się bezpieczniki, albo trzeba było wykafelkować łazienkę, po prostu wzywało się fachowca. No chyba, że potrafiło się coś takiego zrobić samemu. Ojciec czasami próbował i zdarzało się, że skutek był opłakany, aczkolwiek często faktycznie coś mu się tam udawało, przynajmniej na jakiś czas. Rzecz jasna, najlepiej mu szło z samochodami, dlatego miał własny warsztat samochodowy, który nawet dobrze prosperował. Ja natomiast miałem dwie lewe ręce do jakichkolwiek spraw związanych z majsterkowaniem i zazwyczaj, kiedy tata wzywał mnie do pomocy, kończyło się awanturą (z jego strony) i nieraz płaczem (z mojej strony). Nie zliczę, ile razy usłyszałem w takich wypadkach, że do niczego się nie nadaję i że „nie zachowuję się jak chłop". Kiedyś bardzo się tym przejmowałem, ale po jakimś czasie zwyczajnie zaczęło mi to walić. Na szczęście zawsze dość dobrze się uczyłem, więc czasami mama brała mnie w obronę i odsyłała do lekcji. I zdecydowanie wolałem to niż tyczeć z ojcem pod autem lub zlewem, słuchając narzekań i bluzgów oraz wiedząc, że i tak prędzej czy później trzeba będzie zadzwonić po fachowca.

Jednak tutaj, na wsi, wyglądało to chyba trochę inaczej. Tak, jak kiedyś, przed wieloma laty – o czym wiedziałem z książek. Tu pewnie też za wiele rzeczy się płaciło, ale istniało również coś takiego, jak wymiana lub po prostu sąsiedzka pomoc. I wydawało mi się to uczciwe oraz po prostu fajne, choć nie wiem, czy sam chciałbym tak żyć. Koszyk truskawek za narąbanie drewna lub zrzucenie węgla do piwnicy? Dla takiego Michała może i spoko, ale dla mnie – niekoniecznie. Poza tym, już jadąc tutaj, zauważyłem, że domy są rozrzucone na dużej przestrzeni, a pomiędzy nimi ciągnęły się łąki i pola. Oznaczało to, że wszędzie jest daleko. O ile dobrze zapamiętałem z jakichś rozmów między rodzicami, w miejscowości był tylko jeden sklep, a żeby dojść do niego z domu cioci, trzeba było iść prawie pół godziny, zwłaszcza że ciocia mieszkała już właściwie poza wsią. W Małych Łanach miałem pod nosem Żabkę, Kauflanda i Biedronkę – wszystkie w odległości maksymalnie dziesięciu minut z buta, tak więc przeniesienie się tutaj na małą część wakacji to spoko, ale na stałe... Cóż, nie bardzo i nie dla mnie.

Nie oznaczało to rzecz jasna, że tęsknię za tą moją pipidówą. Wręcz przeciwnie! Najchętniej w ogóle bym się stamtąd wyniósł, najlepiej jednak do jakiegoś dużego miasta. O, na przykład do Krakowa, albo do Wrocławia. A może nawet do samej Warszawy? Czemu nie? Pociągiem można było się tam dostać w kilka godzin, a stolica dawała przecież nieograniczone możliwości. Kłopot w tym, że nadal byłem jeszcze gówniarzem, a zanim dorosnę i skończę liceum, minie ładnych parę lat. O ile starzy w ogóle będą chcieli wypuścić mnie z domu... Coś mi mówiło, że mama będzie oczekiwała, że zostanę na miejscu i będę im pomagał. Że zrobię dokładnie tak samo, jak oni, a nie jak jej brat, wujek Tomek, który postanowił mieć własne życie i zaraz po szkole przeprowadził się do Katowic (no co za niewdzięcznik!). Cóż, jeśli tak właśnie uważała, to bardzo się zdziwi. Tyle że na razie mogłem tylko o tym wszystkim pomarzyć.

– Na kolację będą dzisiaj jajka na bekonie. To znowu od innej sąsiadki, więc naturalne, wiejskie. W mieście takich nie dostaniesz – rzuciła ciocia, stawiając na piecu dużą patelnię.

– A wujka Stefana nie ma? – zapytałem, głównie po to, żeby się wreszcie odezwać i odsunąć od siebie jakiekolwiek podejrzenia.

– Będzie w poniedziałek lub wtorek – odparła ciocia. – Pojechał do swojej siostry do Wrocławia, bo ona ma tam jakiś problem z mieszkaniem. Stefan zajmował się kiedyś nieruchomościami i teraz zaoferował pomoc. Przynajmniej nie siedzi nam nad głowami i nie narzeka.

Zaśmiałem się, bo chociaż ciocia sama teraz narzekała, powiedziała to lekkim tonem. Chyba dobrze jej się układało ze Stefanem. To, że ja nigdy nie miałem z nim wspólnych tematów, nie oznaczało, że jest jakiś nie tego. Może po prostu zbyt słabo się znaliśmy.

– W porządku, jajka są prawie gotowe – powiedziała nagle ciocia. – Bądź tak dobry i skocz do góry po Michała. Pewnie siedzi ze słuchawkami i gra w jakieś durne gry z kolegami, więc nawet nie usłyszy jeśli go zawołam z dołu.

Zamarłem, a humor, który powoli zaczynałem odzyskiwać, zniknął jak po odcięciu nożem. Miałem TAM pójść? Do NIEGO? Miałem z nim rozmawiać?... No tak, tego właśnie oczekiwała ode mnie ciocia. A ja przecież nie mogłem się sprzeciwić, bo jak bym to wytłumaczył? Sorry, ciociu, nie pójdę, bo mi staje na widok twojego synalka? No bez jaj... Poza tym musiałem tu przecież wytrzymać cały tydzień. Nie było opcji, żeby udało się to bez gadania z moim kuzynem, choćby to miało być tylko codzienne „cześć".

Teraz jednak zadanie wydawało się cholernie trudne. Momentalnie obleciał mnie strach, co było zupełnie irracjonalne, jednak nic nie mogłem na to poradzić. Ale nie miałem wyjścia. Ciocia poprosiła mnie o coś i musiałem to wykonać, a czym dłużej tkwiłem w miejscu, tym większe było ryzyko, że ona to zauważy. W końcu zmusiłem się żeby wstać i powlokłem się do salonu, a potem na schody. Nogi miałem ciężkie jak z ołowiu, w dodatku schody nagle zaczęły przeraźliwie i złowieszczo skrzypieć (robiły tak już wcześniej, czy dopiero teraz?), a każdy krok był udręką. Jednak wiedziałem, że muszę to zrobić.

Wreszcie stanąłem pod drzwiami prowadzącymi do pokoju Michała. Nic przez nie nie słyszałem, więc nie byłem nawet pewny, czy jest w środku. Może wyszedł i nie poinformował o tym cioci? Albo powiedział, a ona po prostu zapomniała, że go nie ma? Miałem nadzieję, że tak właśnie jest. Tylko co dalej? Po prostu wejść? Nie, na pewno nie. Bez względu na to, czy Michał jest w środku, czy nie, na pewno nie byłby zadowolony, że ktoś obcy ładuje mu się ot tak do pokoju. Mnie też to zawsze denerwowało, zwłaszcza że rodzice nie uznawali czegoś takiego, jak pukanie i bez ostrzeżenia wpieprzali się do mojego pokoju jak do siebie. Cóż, technicznie rzecz biorąc, byli u siebie, ale za nic nie potrafili zrozumieć, że mają dorastającego syna, który przecież potrzebuje trochę prywatności. Szczególnie dla mamy było to chyba jakąś abstrakcją. „Nie masz tam niczego, czego bym już nie widziała" – rzuciła nie tak dawno temu, kiedy zupełnie bez ostrzeżenia wpakowała mi się do łazienki, a ja – przestraszony i zdenerwowany – w panice próbowałem zasłonić się ręcznikiem. Wyraźnie uznała tę sytuację za zabawną, a żeby mnie jeszcze bardziej dobić, dodała: „Podcierałam ci tyłek, młody człowieku, więc nie wydziwiaj". Czy można bardziej zawstydzić nastolatka? Nawet jeśli miała rację, było to wtedy zupełnie nie na miejscu i przez kilka dni byłem na nią za to zły. Rzecz jasna, nic sobie z tego nie robiła. „Mieszkasz pod moim dachem, więc mam prawo... bla, bla, bla". Znałem tę mantrę na pamięć.

Ale to była inna sytuacja. Teraz to ja miałem wpieprzyć się komuś do pokoju i to po tym, co wydarzyło się kilka godzin temu. No ale trudno, nie mogłem tu przecież stać jak jakiś kołek, zwłaszcza że jedzenie stygło. Wziąłem więc kilka głębokich oddechów i wreszcie zapukałem. Nic się jednak nie stało. Nadal nic nie słyszałem i mimo że ponowiłem pukanie, drzwi pozostawały zamknięte. W tej sytuacji pozostało mi już tylko jedno. Zacisnąłem zęby i... nacisnąłem klamkę.


Ostatnia aktualizacja: 2.11.2024

Continue Reading

You'll Also Like

1.1K 126 26
Miłość ma więcej niż jedno oblicze. Ja poznałem najokrutniejsze z nich. Lecz czy żałuję? Odpowiedź jest prosta. Nie. Nigdy nie żałowałem. Wszystko c...
AM 4:56 By wika

General Fiction

7.9K 1.4K 15
[zakończone] ❝Wpadłem, bo pomyślałem, że możesz czuć się trochę samotnie❞. Zamknięta w dwóch tygodniach historia, widziana oczami dwudziestoczterolat...
731 100 39
Alex jest młodym mężczyzną któremu los nie szczędził bólu... Lecz gdy na swojej drodze znajduje okazję by odbić się od dna podejmuje rękawice i walcz...
8.5K 822 63
Niall myli numer i zamiast do kuzyna pisze do nieznajomego Tym nieznajomym okazuje się nie kto inny niż Liam Payne Czy chłopcy pokonają przeszkody i...