Następnego dnia już wiedziałam że będę rozmawiać z Vincentem od samego dowiedzenia się zaczęłam się stresować bo nie wiedziałam czy powiedzieć prawdę czy nie. Siedziałam na łóżku wpatrując się prosto przed siebie a przede mną chodził w kółko wkurzony Tony.
- Po chuja on chce z tobą gadać. - zaczął po dłuższej chwili.
- To twój starszy brat, a Anja to jego narzeczona powinien znać prawdę.
- Hailie słyszysz co ty teraz mówisz? Jeśli on sie dowie prawdy to ja, ty i ona będziemy mieć przejebane. Ty możesz przeżyć bo jesteś moją narzeczoną ale ja mogę umrzeć tej debil może mnie zabić!
- Nie mów tak. Nikt ci nic nie zrobi.
- Nie znasz go.
Nie wiem o co chodziło mu z tym zabiciem tak jak by chciał mnie ostrzec. Ale ja i tak zrobię po swojemu nie chce wyjść na głupią.
- Słuchaj Tony, ty jak robiłeś z Anja dziecko to kazałeś jej nic nie mówić, żebym ja się nie dowiedziała a mi kazujesz nic nie mówisz głupka ze mną grasz?
- Hailie kurwa ja nie żartuję.
- Żartujesz! Anja nosi w brzuchu twoje dziecko debilu weź się ogarnij!
Powiedziałam to dosyć ostro i za głośno wkurzyłam się.
- Zamknij sie nie tak głośno przecież on cię usłyszy, nawet jeśli stoi tutaj teraz za drzwiami.
- Mam to w dupie a za drzwiami napewno nikogo nie ma.
Ruszyłam do drzwi łapiąc za klamkę a następnie otwierając je i przekręcając głowę do niego oraz odsuwając się żeby zrobić miejsce.
- Widzisz tutaj kogoś.
Jego oczy sie wystrzerzyły i od razu wiedziałam ze ktoś stoi tam.
- O kurwa.
Szybko przewróciłam wzrok na drugą stronę.
Zamurowało mnie.
No to mamy przejebane.
- V- Vincent?
Przełknęłam ślinę.
- Co to ma do cholery znaczyć? - powiedział lodowato.
- Czy ty jesteś chory?! - zaczął z grubej rury. - Żeby z dwoma dziewczynami sypiać? Z tym z jest tam moja narzeczona? - mówił podchodząc do niego bliżej.
- Sama tego szmata chciała, nie moja wina że się opiła.
- Milcz! - O to sie pokłóciliście wczoraj? Hailie?
Zamilkłam jeszcze głębiej. No to jestem w dupie.
- Mówię coś!
- Daj jej kurwa spokój nie musi wszystkiego mówić!
- Zamknij sie!
Dostał z liścia. Bo po pokoju rozległ się chlast. Zareagowałam gdy ten złapał sie za policzek.
- Co Ty robisz! On ma racje! Nikomu nie muszę mówić.
Już miałam do niego podejść ale złapał mnie za ramię.
- Puść to boli!
- Nie puszczę dopóki mi nie powiesz!
- Ała! Boli!
Zatrysnęły mi łzy z oczu Tony miał rację zjebałam wszystko.
- Puść ją kurwa! Nie widzisz że to ją boli.
Szybko się zerwał i szarpnął go. Widziałam jak leci mu krew z nosa musiał mocno oberwać.
- Zostaw ją, nie puszczę jej dopóki nie powie mi.
- Puść ją w tej chwili, ona kurwa jest moja nie twoja nie masz jej prawa ruszać.
- Ty za to nie miałeś prawa ruszać Anji!
- Puść ją! - pociągnął mnie mocno za ramię.
- Nie puszczę!
Rozpłakałam sie jeszcze bardziej strasznie mnie bolało jak obaj ciągnęli mnie za ramiona.
- Hailie proszę cię nie płacz, wszystko będzie dobrze.
- Nie będzie dobrze to moja wina.
- Nie mów tak, wina jest tylko tej szmaty.
- Lepiej uważaj co mówisz.
- Puść ją kurwa nie widzisz że ją boli? Nie masz do niej ani trochę szacunku?
- Tak jak ty nie miałeś do mojej.
Oddychaj Hailie oddychaj wymyśl coś.
- Daj mi ją kurwa. - Teraz to już naprawdę był wkurwiony. Szarpnął jeden mocny raz. Poczułam ostry ból w ramieniu. Ale wiem że byłam już w jego ramionach.
Przytuliłam sie mocno, twarz schowałam w jego klatce piersiowej nie mogłam przestać płakać wszystko mnie bolało najgorzej właśnie te pieprzone ramiona.
- Nie płacz już spokojnie.
Mocno mnie objął a jedną ręką głaskał moje włosy.
- Boli.. - nadal mówiłam rozpaczliwym głosem czując pustkę w środku nadal narzekałam na siebie to moja wina.
- Wiem skarbie zaraz przestanie zobaczysz.
Moje oddechy zaczęły robić coraz cięższe i cięższe.
- Wyjdź stąd już kurwa nie chcę cię znać, nie mogłem mieć gorszego brata od ciebie.
- Lepiej pilnuj siebie i jej, bo następnym razem nie przejdzie wam tak łatwo, trzymajcie sie na baczności.
- Ja ci kurwa dam spierdalaj stąd.
- Pamiętaj że to dalej mój dom.
- Wiedz, ze ja też mam swój dom i zaraz ta nasza pierdolona rodzinka się rozpadnie.
- Może w dalekiej przyszłości jest tak jak było i żyjemy w zgodzie.
- Mam nadzieję że tak nie jest.
- Gdyby nie ona nasza rodzina była by taka jaka była wcześniej, a ta dziewczyna tylko zepsuła całą rodzinę powinienem ją teraz za drzwi wywalić ale robię to tylko dla ciebie bo dbam o twoją miłość i wiem że ją kochasz. Ale to co zrobiłeś z moją narzeczoną to przesada powinieneś się ogarnąć.
Hailie bardzo miło było cię poznać, ale nie pasujesz do tej rodziny, Tony zasługuje na lepszą narzeczoną od ciebie.
Te słowa mnie zabolały.
- Idź stąd za nim wyjdę z siebie i Cię uderzę.
- Widać że wziąłeś jej stronę niż naszą.
- Spierdalaj.
Ściskał mnie mocno do siebie.
- Do zobaczenia na obiedzie.
Pierdol sie.
Wyszedł z pokoju i trzasnął drzwiami.
- Mocniej sie nie dało?!
Znowu buchnęłam płaczem na same słowa które weszły mi do głowy.
- Nie płacz Hailie już przestań.
- Spieprzyłam wszystko rozumiesz?! Spieprzyłam!
- Nic nie spieprzyłaś. On jest głupi i tyle. Rozumiesz?
- Czy ty wiesz co on do mnie powiedział?
- Wiem, ale wiedz że nikim cię nie zastąpię nikim!
- Przeze mnie dostałeś od niego.
- To nic poboli i przestanie. Ale już nie płacz proszę cię kocham cię, i jest mi ciebie żal że musisz tak cierpieć jak bym mógł zrobił bym wszystko żebyś była szczęśliwa.
- Ja już nie wiem co do ciebie czuje.
Jego mocny ucisk robił sie coraz lekki i jak dla mnie nie przyjemny wiedziałam że źle powiedziałam.
Oderwał sie i złapał mnie za policzki.
- Hailie co to ma do chuja znaczyć? To wszystko jego wina nie moja, co ja ci takiego zrobiłem że to akurat ja jestem winny.
- Nie powiedziałam tak! Poprostu coraz mniej coś do ciebie czuje.
- A ja dalej cię kocham taką jaką jesteś, i
będę. Nie możesz tak nagle ze mnie zrezygnować!
- I nie zrezygnuje! Bo nie jestem wstanie pokochać kogoś innego niż ty. Dla mnie tylko ty jesteś ważny ale twoja rodzina mnie nie akceptuje.
- I mam to w dupie, ale za to ja cię szanuje i będę cię wspierał.
Pociągnął moje policzki bliżej swoich.
- Zabieram cię dzisiaj na randkę bądź gotowa na 18.
- Dzisiaj?
- Tak zaczniemy nowe życie.
- Spróbujmy.
I pocałował mnie w usta.
- Która godzina?
- Ledwo po dwunastej.
- Chcesz się położyć i przespać?
- A będziesz ze mną?
- Będę.
- To tak, za dużo wrażeń jak na jeden dzień.
- Jesteś poprostu zmęczona.
Położyliśmy sie, a ja w niego sie mocno wtuliłam.
- Nie ma się już czym przejmować wszystko jest w porządku Hailie masz mnie to jest najważniejsze.
- Dlatego wiem że ty i twoi młodsi bracia są fajniejsi.
- Bardzo mi miło.
Zaśmialiśmy sie.
- Dobrze że sie nie pomalowałaś.
- Jestem z siebie dumna ale wiedziałam że łzy będą wylane.
Wziął jedno pasemko i zaczął nim kręcić.
- Będziemy najlepszą rodziną.
- Masz jakiś pomysł gdzie będziemy mieszkać? Znaczy nie chcę cię stąd wyganiać..
- Dawno planowałem sie wyprowadzić, i jak na ten czas planuje dla nas wyjazd do Hiszpanii.
Popatrzyłam się na niego z wrażenia aż siadłam.
- Poważnie!? Hiszpania?
- Tak Hiszpania.
Też siadł obok mnie.
- Serio nie kłamiesz?
- Nie kłamie, na serio Hiszpania albo Włochy. Wiesz jak będzie fajnie? Tylko ja i ty, no i oczywiście nasze dziecko.
Uśmiechnęłam się.
- Nie mogę się doczekać!!
- Postaram się jak najszybciej to załatwić.
- Nie spiesz się, zaczekamy.
- Hailie ja tutaj długo nie wytrzymam, jak dalej ma tak być to ślub poprostu zrobimy że nie będziemy tutaj brać.
- Nie chcesz brać ślubu w Stanach?
- Nie, znaczy może by się udało jeszcze ale lepiej zrobimy tak że wyjedziemy do mojej rodziny na Kanary. Poznasz przy okazji mojego tatę.
- Super, nigdy nie byłam na Kanarach.
- Widzisz? Miejsce już mamy z głowy jeszcze tylko parę spraw i będzie git.
Pocałował mnie w usta, ale akurat to nie był krótki pocałunek tylko trochę dłuższy.
Sam przerwał pocałunek i położył się.
Ja za nim.
Wtuliłam się bo miałam tego wszystkiego dość jak na jeden dzień wrażenia..? Było ich za dużo. Bałam się ostatecznie że jeśli jesteśmy już po, to teraz może być coś gorszego.