Zerwałem się z ziemi. Gorączkowo rozejrzałem się wokół.
-Sen?-Zapytałem sam siebie. Był już ranek. Reiss stała na straży.
-Wreszcie.-Westchnęła lekko się uśmiechając.-Pora iść.
Tego dnia męczyły mnie tym razem złe wspomnienia. Lilith mimo wszystko czasem płakała wieczorami. Nie z tęsknoty. Po prostu. Szukała celu.
-Hej.
-Hm?-Lilith zaczęła przecierać oczy.-Długo tu jesteś?
-Jakiś czas.-Oparłem się o parapet na którym siedziała.-Co jest?
-Nic.-Uśmiechnęła się.-Myślę.-Z jej gardła wyszedł cichy śmiech.
-To musi być trudne, skoro wymaga tyle wysiłku.-Zasucharzyłem.
-Tak.-Jej uśmiech się poszerzył.
-Tęsknisz za dawnym życiem?
-Daj spokój.-Parsknęła.
-No co?
-Wręcz wyczekiwałam apokalipsy. Chciałam takie życie. Jeśli ktoś Ci podpadnie, zabijasz. Jeśli jesteś silny, żyjesz. Jeśli słaby, umierasz. Nie ma już czegoś takiego jak pieniądze. Teraz są bezwartościowym kawałkiem papieru. Nie rządzą już ludźmi. Nic już nie rządzi.
-Rin? Halo!-Usłyszałem wołanie tuż przy uchu.
-Ach! Reiss? Wybacz...zamyśliłem się. Co mówiłaś?
-No właśnie widzę.-Mruknęła.-Mówiłam, że powinniśmy znaleźć grupę jeśli chcemy przetrwać. Nieźle walczysz, ale sam nie dasz rady, a ja bez moich psów praktycznie jestem bezbronna.
-Uh...znowu ludzie?
-Nic nie poradzisz...
Szliśmy przez pustkowie dłuższy czas, aż zobaczyliśmy czyjąś sylwetkę w oddali. W miarę jak się zbliżała, dostrzegałem coraz to więcej szczegółów. Brązowa, poszarpana kurtka. Brudne, czarne jeansy i luźny t-shirt z jaszczurką. Czarna czupryna, delikatne rysy twarzy.
-Aris...-Szepnąłem. Reiss nie była pewna co robić. Chwyciłem ją za nadgarstek i skręciłem w bok pędząc jak najszybciej.
-Co ty...-Powiedziała z zaskoczenia.
-Jeśli on tu jest, to reszta też.-Wtedy usłyszeliśmy strzał. Zamarliśmy i spojrzeliśmy do tyłu. Niedaleko stał Aris z bronią skierowaną w górę. Następna kulka sięgnie któreś z nas.
-Rin...Reiss...-Szepnął z utęsknieniem.-A gdzie Lilith?-Zaczął się rozglądać.-I...-Spojrzał prosto na nas.-Dlaczego uciekacie? Jestem waszym starym, dobrym towarzyszem, prawda? Bolało mnie, gdy odseparowali mnie od was. Bałem się. Nie wiedziałem co z wami będzie. Wzięli mnie od was, bo widzieli we mnie nadzieję na swojego robocika. Udawałem...dzięki temu uciekłem, wziąłem swoje rzeczy i...to.-Wyjął z plecaka podłużne zawiniątko. W miarę jak je odkrywał wiedziałem co to jest.
-Lilith...-Z mojego gardła wyszedł zachrypnięty szept.
-Tak. Wziąłem jej miecz.
-Ale...nie było go z naszymi rzeczami...ani Twoich...
-Nie wiem o co chodzi, ale były z moimi w którymś z pokoi. Ale gdzie ona jest?
-Umarła.-Powiedziała Reiss.
-Zmieniła się.-Dodałem ciszej.
Wczorem słuchaliśmy opowieści Arisa o tym, co się u niego działo i jak uciekł. Próbiwali wmówić mu, że nie jest Arisem i tak dalej.Zastanawia mnie, jakim cudem to na niego nie zadziałało...