NICOLE
Przez całe południe siedziałam w swoim pokoju słuchając piosenek zespołu Muse. Może i jestem spokojna, ale rock nie jest mi obcy. Niby stare piosenki, ponieważ na przykład moja ulubiona "Time Is Running Out" jest z 2003 roku, lecz poprawiają mi nastrój, czasami nawet budzą z letargu, który często mnie dopada. Kiedy czuję potrzebę odtworzenia sobie muzyki właśnie tego zespołu, który potrafił połączyć rock alternatywny z progresywnym, muzyką poważną, funkiem i elektroniką, po prostu to robię i zazwyczaj włączam głośniki jak najgłośniej. Wiele razy już mi się za to obrywało od mamy, lecz ostatnio jakoś wyjątkowo przymykała na to oko, a może raczej zatykała sobie uszy. Jak zwał, tak zwał. Zazwyczaj wracam także do muzyki polskiej na przykład do Michała Szpaka i utworu "Jesteś bohaterem", tradycyjnego disco polo, a nawet sięgam do szwedzkich piosenek i wykonawców takich jak Måns Zelmerlöw i jego "Cara mia", "Heroes", czy "Hope & Glory". Jednak jedną z moich ulubionych jest utwór "Perdòname", który wykonuje hiszpański wokalista Camilo Blanes. Tak wiem, jestem trochę pokręcona. Niektórzy mogą nawet powiedzieć, że słucham byle czego, lecz niestety taka już jestem i nie obchodzi mnie zdanie innych.
Leżałam na łóżku gapiąc się w sufit i po raz setny odsłuchując utwór "Time Is Running Out". Zastanawiałam się, dlaczego to właśnie ja musiałam pojawić się wtedy w parku? Czemu inni przechodnie niczego nie zauważyli? przecież facet miał prawie dwa metry wysokości... Chciałam jakoś to wszystko sobie poukładać, niestety przychodziło mi to z wielkim trudem. Pierwszy raz nie potrafiłam sobie z czymś poradzić, ale kogo miałam prosić o pomoc? Przecież nie pójdę z tym do mamy. Tata także odpada, moje przyjaciółki i babcia taż... Więc kto mi pozostaje? Pewien chłopak o czarnych oczach ze złotymi plamkami. Tak, mam na myśli Maksa. Będę musiała mu najpierw podziękować, a później poprosić go o pomoc. Nie mam innego wyjścia. Chociaż, znając tego pewnego siebie dupka, znów się wszystkiego wyprze, A w najgorszym wypadku stwierdzi, że już niczego nie pamięta.
Musiałam czegokolwiek się dowiedzieć. Z cichym stęknięciem podniosłam się z łóżka. Zwlekłam się z niego i powoli zaczęłam szurać stopami po miękkim materiale. Biały, puchaty dywan delikatnie połaskotał mnie w stopy.
Nicole zachowujesz się jak małe dziecko - skarciłam się w myślach.
Jak wariatka uśmiechnęłam się sama do siebie, po czym poczłapałam do łazienki. Musiałam się jakoś ogarnąć, inaczej pomyśli, że jestem chora. Wzięłam szybki prysznic, po czym wciągnęłam na siebie pierwsze lepsze dżinsy i chabrowy top. Wysuszyłam włosy i pozostawiłam je rozpuszczone. Szczerze mówiąc nie wyglądały, aż tak tragicznie jak mi się wydawało. Teraz pozostała tylko wizyta u kogoś, kto wręcz mnie przerażał.
Kiedy już chciałam wychodzić z pokoju zatrzymało mnie pukanie w szybę. Odwróciłam się zdziwiona. Kto mógł przychodzić do mnie o tej porze? I to w dodatku przez balkon? Niepewnie podeszłam do drzwi balkonowych i zerknęłam między szczebelkami rolet. Po drugiej stronie stał Maks opierający się o balustradę. Cicho westchnęłam kiedy go zobaczyłam. Nie spodziewałam się, że odwiedzi mnie włażąc po ogromnej czereśni prosto na mój balkon. W sumie to kamień spadł mi z serca, że to nie ja będę musiała się tłumaczyć ze swojej wizyty. Szybko otworzyłam drzwi i oparłam się przedramieniem o framugę krzyżując przy tym ręce na piersi.
- Włazisz tu jak złodziej? - Zapytałam.
- Jak zwał, tak zwał - wzruszył ramionami. - Też się cieszę, że cię widzę - oznajmił przepychając się obok mnie i wchodząc do mojego pokoju.
- Po pierwsze, nie zaprosiłam cię do środka - oburzyłam się łapiąc go za rękaw czegoś, co przypominało kurtkę. - Po drugie... - Zaczęłam zagradzając mu drogę. - Po drugie, w moim pokoju nie łazi się w butach! Mam biały dywan!
Chłopak jedynie uniósł brwi, jakby był zaskoczony tym co mówię. Złapał mnie za ramiona i przesunął w prawo, aby zrobić sobie trochę miejsca. Wyminął mnie, po czym usiadł na moim łóżku.
- Chyba sobie żartujesz! - Prychnęłam, na co on znowu uniósł brew. - Moje łóżko, to moja świątynia i nikt nie ma do niego dostępu! - Warknęłam, lecz Maks tylko wzruszył ramionami.
Coś było nie tak. Maks był zbyt spokojny. I co to za strój w tak słoneczny dzień?
- Nie kłócisz się ze mną? - Zdziwiłam się.
- Nie - stwierdził.
- I co ty w ogóle masz na sobie? - Uniosłam brew. - Na dworze jest prawie dwadzieścia pięć stopni - oznajmiła wskazując palcem otwarty za moimi plecami balkon.
Brunet oparł łokcie o uda i spojrzał na mnie z zaciekawieniem. Już chciałam zadać mu kolejne pytanie, kiedy telefon zaczął wibrować w kieszeni moich dżinsów. Wyjęłam go szybko i to, co zobaczyłam na jego wyświetlaczu mnie zdziwiło:
MAKS DZWONI...
Że jak? Przecież on siedzi tutaj - pomyślałam. - A może to nie...
Spojrzałam przerażona na chłopaka, który siedział na moim łóżku. Rzeczywiście nie zachowywał się jak Maks. Nie był arogancki, pewny siebie i zaczepliwy, nie nabijał się, nie prowokował. Był obojętny na moją paplaninę...
- Kim jesteś? - Zapytałam przerażona.
- O co ci chodzi? Przecież jestem twoim przyjacielem - stwierdził.
Ostatnie słowo odbiło się echem w mojej głowie. "Przyjaciel", Maks nigdy nim nie był. Przecież za krótko się znaliśmy. Skąd on wytrzasnął to stwierdzenie?
- Kłamiesz - warknęłam. - On nigdy nie był moim przyjacielem - oznajmiłam błądząc ręką po komodzie znajdującej się przy ścianie w poszukiwaniu jakiegoś narzędzia do obrony. Brunet zaśmiał się złowieszczo, po czym jego twarz zaczęła się rozmywać. W jednej chwili postać Maksa zmieniła się w obcego mężczyznę. Teraz na moim łóżku siedział facet o ciemnych blond włosach i brązowych oczach.
Natychmiast rzuciłam się do ucieczki. Niestety nim dobiegłam do drzwi on już mi je przysłaniał swoim ciałem. Nie wiedziałam dokąd mam uciec. Chwyciłam lampkę nocną ze stolika i cisnęłam nią prosto w chłopaka. Chciałam zyskać na czasie, niestety blondyn machnął ręką i lampa wybuchła w powietrzu.
- Co to było do cholery? - Szepnęłam pod nosem.
- To magia, mieszańcu - odparł pogardliwie.
Blondyn zaczął się do mnie niebezpiecznie szybko zbliżać. Przebiegłam za stolik do kawy, aby dzieliła nas większa odległość. Chłopak uśmiechnął się złowrogo i zaczął okrążać stolik. W pewnej chwili dostrzegłam otwarte drzwi do łazienki. Postanowiłam skorzystać z nieuwagi mężczyzny i natychmiast ruszyłam w tamtym kierunku. Zdezorientowany blondyn po chwili ruszył za mną. Tym razem byłam szybsza. Dopadłam do drzwi i natychmiast zamknęłam je na klucz i zasuwkę. Przesunęłam toaletkę, aby zabarykadować wejście. Miałam nadzieję, że to wystarczy.
W pośpiechu przeszukałam szafki w nadziei, że znajdę coś pożytecznego. Tabletki przeciwbólowe, waciki, bandaże, plastry... Dezodorant! Chłopak walił w drzwi coraz mocniej. Skuliłam się za umywalką w oczekiwaniu, aż mężczyzna wparuje do łazienki. Serce biło mi w oszalałym tempie, dłonie zaczęły mi się pocić ze zdenerwowania. To nie mogło dziać się naprawdę...
- To nie dzieje się naprawdę - szeptałam pod nosem. - To się nie dzieje...
Zacisnęłam dezodorant mocniej w dłoniach. Podskoczyłam, kiedy koleś znów uderzył w drzwi. Po chwili usłyszałam jak śrubki od zawiasów zaczynają spadać na podłogę. Trzęsącymi się od zdenerwowania i strachu dłońmi odkręciłam nakrętkę mojej prowizorycznej broni.
- I tak cię dopadnę kundlico - krzyknął chłopak. - Raz... - Kopnął w drzwi z taką siłą, aż się przelękłam. - Dwa! - Kolejne uderzenie. - Trzy! - Wrzasnął, po czym drzwi wleciały do środka.
Wykonałam ruch jeszcze zanim dokładnie to przemyślałam. Wyskoczyłam zza umywalki i prysnęłam dezodorantem prosto w twarz złoczyńcy. Przynajmniej taką miałam nadzieję... Chłopak zawył i zatoczył się do tyłu. Wykorzystując moment prześlizgnęłam się obok niego i wybiegłam z łazienki. Doskoczyłam do drzwi wyjściowych z pokoju i nacisnęłam klamkę.
- Cholera, zamknięte - mruknęłam pod nosem spanikowana.
Słyszałam jak blondyn przedziera się przez rozwalone w łazience meble. Mój kark i całe plecy oblał zimny pot. Byłam przerażona.
- Zapłacisz mi za to mieszańcu! - Ryknął.
W przypływie paniki zaczęłam szarpać klamkę jak opętana. Włożyłam w to całą swoją siłę, niestety zamek nie ustępował. Po chwili poczułam jak ktoś łapie mnie za włosy. Z moich płuc wydobyło się coś podobnego do piski kiedy ten z całej siły pociągną mnie do tyłu. Chwyciłam go za przedramię i wbiłam paznokcie w jego skórę. Twarz chłopaka wykrzywiła się w grymasie po czym cisnął mną z całej siły do przodu tak, że przeleciałam przez cały pokój i uderzyłam plecami w ścianę. Straszliwy ból rozlał się po moim kręgosłupie, powietrze ugrzęzło mi w płucach, a oczy zaszły mgłą. Na pół przytomna widziałam jak rozmazana sylwetka się do mnie zbliża. Czułam na policzkach płynące z moich oczu łzy. Zamrugałam kilkakrotnie, aby oczy nabrały ostrości. Niestety ból był tak silny, że łzy znów zaczęły mi płynąć strumieniami. Chciałam krzyczeć, lecz nie mogłam. Coś zacisnęło mi się wokół szyi i już po chwili uniosłam się w górę, po czym blondyn przygwoździł mnie do ściany. Moje nogi dyndały w powietrzu. Chwyciłam go za nadgarstki w panicznie próbie uwolnienia się. Kopnęłam go w żebra, lecz chłopak nawet nie zareagował. Zacisnął dłoń jeszcze mocniej na mojej szyi i zaczął się śmiać jak obłąkany. Wrzasnęłam kiedy zimne ostrze przebiło mój prawy bok tuż pod żebrami. Mgła spowiła wszystko dookoła, chwilę później była już tylko ciemność...
WITAJCIE MOI KOCHANI CZYTELNICY!
JEDNA Z ULUBIONYCH PIOSENEK NASZEJ NICOLE.
DODAJĘ DRUGI ROZDZIAŁ W TYM TYGODNIU, PONIEWAŻ WEEKEND ZNOWU BĘDĘ MIAŁA ZABIEGANY. KOLEJNY ROZDZIAŁ JUŻ W TRAKCIE PISANIA, WIĘC NAJPÓŹNIEJ WE WTOREK MOŻECIE SIĘ GO SPODZIEWAĆ. ^^
DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKIE WYŚWIETLENIA I ZA TO, ŻE ZE MNĄ JESTEŚCIE :)
CO STANIE SIĘ Z NICOLE?
CZY KTOŚ ZDĄŻY JĄ URATOWAĆ NA CZAS?
JAKĄ DECYZJĘ PODEJMIE MAKS W SPRAWIE CHŁOPAKA Z BISTRO?
TEGO WSZYSTKIEGO DOWIECIE SIĘ JUŻ W KOLEJNYM ROZDZIALE ;)
POZDRAWIAM WAS CIEPŁO I ŻYCZĘ MIŁEJ LEKTURY ^^