Leżę w swojej komnacie z zamkniętymi oczami. Nie oddycham, nie ruszam się, tylko istnieję gdzieś w podświadomości rozmywając swoją duszę z duszą Askali. Mogę być martwa będąc żywym niestworzeniem i wciąż mnie to intryguje. Leżę w bezruchu od kilku godzin i nie wiedzę żadnych powodów aby się podnieść z letargu. Wtedy w mojej głowie znika nawet czerń i nie wiem czy zasnęłam czy jeszcze jestem na powierzchni. Wiem tylko że nie mogę się poruszyć, Akali także to czuje, wiem, bo jest poruszona nagłym światłem, które dochodzi z naszego wnętrza. Widzę kawałki opadających drobin niczym pył na cale podziemne istnienie. Widzę jak komnata diabła płonie mocniej niż zwykle, widzę walające się po całym pomieszczeniu kawałki gruzu i ociekających czarną krwią ciał. Widzę że białe drobiny to śnieg spowijający całe piekło. Gdybym mogła myśleć pomyślałabym, że w piekle nie pada śnieg, to atmosferyczne zjawisko przeznaczone dla ziemi. Ale jeśli pada tutaj śnieg.. to może oznaczać jedynie fakt, że sklepienie ponad nami zostało uszkodzone, że wpadły do nas wszystkie dusze, że coś się wydarzyło. Moimi własnymi oczami, ale ciałem, które nie należy do mnie, poruszam się ociężale powłócząc nogami, omijając stosy ciał i gruzu zawalonej sali.. Nie mam pojęcia co przedstawia ta scena, nie wiem jak pojawiła się w mojej głowie, wiem tylko, że moje dłonie nie są moimi dłońmi, wiem że są pokryte łuską, smocza, gadzią, a nogi całe w futrze.. Przez chwile musiałam zastanowić się dwa razy czemu właściwie tutaj jestem i choć wciąż nie miałam pojęcia, jednego jestem pewna..
~To oczy Marcusa- wymknęła się Askali w mojej głowie niemal jednocześnie ze mną. Ona tez oglądała wszystko co działo się na naszych jego oczach i także nie pojmowała. Wyczuwałam jej wszechobecne zaciekawienie, a ja nie mogłam się powstrzymać aby próbować rozglądać się wkoło. Niestety nie mogłam poruszyć postacią do wnętrza której zostałam wrzucona. Marcus poruszał się powoli, z rany na jego torsie ciekła smuga czerwonej krwi, ludzkiej krwi. Żadem z demonów uśmierconych w tej sali nie krwawił na czerwono. Szedł w kierunku mahoniowych drzwi prowadzących na korytarz, a gdy je minął, naszym oczom ukazało się jeszcze więcej krwawych zwłok, rozczłonkowanych bawolich głów, kończyn walających się pod nogami. Diabeł charczał i zataczał się co chwilę, na moment podparł się dłonią o kamienny filar i wziął głęboki wdech.
Obie z Askali milczałyśmy, wciąż niepewne skąd wizja pochodzi, niepewne tego co ma oznaczać. Diabeł gwałtownie podniósł głowę gdy usłyszał stukot kamiennej podłogi. Zza rogu korytarza rozległ się cichy syk, a z każdym stuknięciem obcasa stawał się coraz bardziej natarczywy, groźny, słychać w nim było żądzę krwi... to był mój głos. Tylko ja wężowo potrafiłam syczeć, tylko ja byłam kusicielem. Instynktownie spróbowałam wyrwać się z wizji, chciałam ją przerwać, ale coś mocno trzymało mnie na miejscu, kazało patrzeć, jak moja własna postać zbliża się powolnym niedbałym krokiem do Marcusa. Widziałam swoją pocięta szatę, ciemny materiał wisiał na mnie jak stare łachmany, miejscami ukazując całkowicie nagie ciało. Oczy od pary pałały nienawiścią, głos niczym grzmot uprzedzał błyski oczu śmierci. Obnażone kły ociekały czarną jak sadza krwią, a długopalczaste dłonie umoczone były w karmazynie. Ludzkiej krwi.. krwi Marcusa. Z każdym krokiem Diabeł usiłował cofnąć się, lecz gdy usłyszał zamykające się za nim drzwi, poczułam, że wydaje z siebie cichy jęk.
Krok po kroku Askali-ja zbliżała się do Króla Piekieł, z każdym krokiem z jej krtani wydobywały się dźwięki budzące grozę, z każdym krokiem widziałam jak jej oczy błyszczą coraz intensywniej, czystym szaleństwem, czymś na podobieństwo obsesji. Ostatnim co zobaczyłyśmy był gładki i precyzyjny zamach Askali... odcinający głowę Marcusa i powodujący, że potoczyła się kawałek w stronę drzwi i zamarła w bezruchu rozlewając jarzębinową wręcz krew dookoła nas, zachlapując nią moją własną twarz i wydając głuchy łoskot upadając.
-Jasna cholera!- krzyczę wynurzając się spod peleryny paraliżu, który ogarnął mnie i Askali- Jasna pieprzona cholera!
Oddycham zbyt płytko, szybkimi urywanymi oddechami, a serce, choć martwe, słyszę teraz nawet w wyczulonych na dźwięki uszach. Słyszę, że nieomal dostaję demonicznego zawału po tym co właśnie zobaczyłyśmy.
Askali się nie odzywa, ja chowam głowę między kolana i próbuje nie wracać do wyrazu twarzy Marcusa, do obrazu jego nietoperzowych skrzydeł opadających wraz z nim na kamienne posadzki. Do widoku czerwonej ludzkiej krwi, tak odróżniającej ich od demonicznej.
~Zabiłyśmy Diabła.- szepcze w moim wnętrzu Askali.- Nie można zabić samego Diabła...
Co to znaczy? Jak mogłabym go zabić, jest najpotężniejszy w całym podziemnym świecie.
~Nie wiem... ale nikomu nie mówmy o tej wizji, czuję, że jedyne co mogłoby nas wtedy spotkać, to utrata głowy. Czyż to nie brzmi paradoksalnie?
Przestań. Jasna cholera ja chciałam być Chaaronem, a nie próbować zabić Diabła.
~Nie sądzę by było to możliwe...
A jeśli?