Stojąc przed budynkiem S.H.I.E.L.D i oglądając się za siebie, pobiegłam wprost do samochodu, w którym czekali Scott i Wanda. Czułam się jak w jakimś filmie akcji. W dodatku Avenger's. Zwariować można.
- I jak udało się? - powiedział Scott zaraz po tym, jak wsiadłam do auta.
- Obawiam się, że nie do końca poszło zgodnie z planem. Clintowi się udało i Tony już wie, że to nasza sprawka. - odparłam. - Musimy jechać.
- A co z Kapitanem? - odparła Wanda, wyglądając przez szybę. W tym samym momencie rozległ się alarm wydobywający się z budynku.- A więc już po dyplomacji.
- Falcon mu pomoże. Musimy się stąd ulotnić. Za niedługo zrobi się tu tłoczno — powiedział Scott.
- A więc zaczęło się — odparła Wanda, po czym otwierając drzwi szkarłatnym, promieniem przeniosła kontener kierując w stronę głównego wejścia. - To ich na jakiś czas zatrzyma.
- Ale Kapitan wciąż jest w środku - powiedziałam, obserwując plac przed budynkiem.
- Coś mi się wydaje, że w tej sytuacji nie będzie miał zamiaru wyjść drzwiami. Co zresztą już tu praktykował - odparł Scott, jednocześnie próbując odpalić silnik, który odmawiał posłuszeństwa. Mimo starań i tak nic z tego nie wyszło. - Cholera - dodał, po czym wychodząc z auta w pośpiechu otworzył maskę i spoglądając na silnik, zamknął ją patrząc na nas z przerażeniem.
- Scott co jest? - powiedziała Wanda z zaniepokojeniem, który nie tylko jej się udzielił.
- Wysiadajcie. Szybko! - krzyknął, po czym nie zwlekając opuściłyśmy pojazd. Biegnąc za Scott'em — tuż za nami — rozległ się wybuch sprawiając, że wylądowaliśmy na ziemi. Podnosząc się, naszym oczom ukazał się mężczyzna wyłaniający się z gęstego dymu. Jakieś parę metrów od nas. Z każdą chwilą wydawał mi się coraz bardziej znajomy. I gdy był już dość blisko, zaniemówiłam patrząc na niego jak zamurowana.
- James? - mówiąc to spojżałam na niego, lecz ten zachowywał się jakby mnie nie znał. Nagle wycelował we mnie broń, a ja poczułam się, jakby ktoś wylał na mnie wiadro zimnej wody. Wanda widząc to szkarłatnym promieniem zabrała mu broń, gdy ja powoli zaczynałam się wycofywać. Pomimo tego i tak zmierzał w moim kierunku, wyciągając nóż. Scott ruszył na niego blokując jego cios.
- Suzan, choć ze mną. Musisz się ukryć. - odparła Wanda, łapiąc mnie za ramię. A ja zszokowana całą tą sytuacją nie mogłam zdobyć się na żadną odpowiedź. - Chodź!
Biegnąc w kierunku wejścia do budynku, Wanda nagle się zatrzymała.
- Wejdź i ukryj się. Muszę pomóc Scotowi. - odparła a ja bez zastanowienia, udałam się do środka. Biegnąc po schodach na górę, trafiłam do jednego z biur zamykając drzwi i przekręcając zamek. Podchodząc do okna zobaczyłam jak Scott, leżąc na ziemi resztkami sił próbuje blokować uderzenia Jamesa. Nagle pojawiła się Wanda i chwytając Zimowego promieniem rzuciła nim o ścianę, po czym pomagając Scott'owi wstać.Biorąc go pod ramię, starała się dotrzeć z nim do jednego ze stojących nieopodal aut. Dlaczego on nas zaatakował? Dlaczego chciał mnie zabić?! Budynek, w którym byłam musiał zostać ewakuowany zaraz po tym, jak wyszłam z biura Starka. Stał parę metrów naprzeciwko budynku Triskelionu. Dzielił je tylko duży plac. Obserwując okno od gabinetu, w którym znajdował się Kapitan i Stark, zobaczyłam jak Steve wybijając szybę tarczą patrząc w dół z wahaniem skoczył. Z przerażeniem obserwowałam to zajście. W końcu był na najwyższym pietrze i nikt nie przeżyłby tego upadku. Nagle Falcon podlatując do niego, złapał go za rękę i wylądował na placu nieopodal Wandy i Scotta. Zaraz za Kapitanem z okna wyleciał Iron Man i wylądował tuż przed nimi. Spoglądając na nich całkowicie zapomniałam o Jamesie. Patrząc na miejsce, w którym leżał, zobaczyłam, że zniknął. Nogi się pode mną ugięły, kiedy usłyszałam na korytarzu kroki. On nie jest sobą. Ktoś znów musiał namieszać mu w głowie. Ale dlaczego szuka akurat mnie? Gdy kroki robiły się coraz głośniejsze, najciszej jak tylko potrafiłam poszłam na sam koniec biura i schowałam się w jednym ze stanowisk. Słysząc huk, jaki wydały upadające drzwi, siedziałam oparta biurko starając się wyrównać oddech. Z przerażeniem wsłuchiwałam się w odgłosy kroków wydobywających się parę metrów ode mnie. Które z każdą chwilą wydawały się coraz głośniejsze. Wychylając się ze stanowiska, zobaczyłam, że nikogo nie ma. A kroki ucichły. Odwracając się w druga stronę, zobaczyłam go. Stał tuż obok wpatrując się we mnie. Na jego twarzy znajdowały się pojedyncze pasma włosów, a przez maskę widziałam tylko oczy. Tak bardzo chciałam go zobaczyć. Ale prawdziwego Jamesa. Nie potwora stworzonego przez Hydrę. Biegnąc w stronę drugich drzwi i starając się je otworzyć, zobaczyłam, że są zamknięte. Nie miałam jak wyjść. Stojąc w kącie pomieszczenia, James był coraz bliżej mnie.
- Wiem, że gdzieś tam jesteś. - mówiłam, a on niewzruszony dalej podążał w moim kierunku. - Dlaczego to robisz? To ja Suzan. Ścigała nas Hydra pamiętasz?
Będąc już krok przede mną, zatrzymał się przyglądając mi się. Odniosłam wrażenie, jakby w środku toczył walkę z samym sobą. Sięgając za pas wyciągną broń. I wycelował ją w moją stronę. Mimo całej tej sytuacji i strachu jego obecność nie przerażała mnie już tak jak wcześniej. Mimo tego, że może to być moja ostatnia chwila na tym świecie, nie żałuje. Odgłos wystrzału rozległ się po pomieszczeniu, przerywając ciszę.
Witam was :)
Jest i on ! kolejny rozdział :D Darujcie spóźnienie ale miałam problemy z komputerem :/. Na szczęście jest już wszystko ok i za niedługo będą kolejne tak wiec jeśli się spodobało i chcecie ich więcej gwiazdki będą mile widziane. Dziękuje wam za czytanie i zachęcam do dalszego śledzenia losów Jamesa. TRZYMAJCIE SIĘ *-* :))