Po powrocie do domu weszłam do kuchni i sięgnęłam po kieliszek wina. Potrzebowałam chwili, żeby uspokoić nerwy. Z kieliszkiem w dłoni poszłam do salonu, gdzie Blue już na mnie czekał. Siadł ze mną na kanapie, wtulając się w moje uda. Głaskałam go po futrze, popijając wino i rozmyślając o słowach Isabelli. Było to coś zupełnie niespodziewanego. Postanowiłam przejrzeć gabinet Marcela, może znajdę tam jakieś dokumenty, które pozwolą mi zrozumieć, o co jej chodziło.
Weszłam do gabinetu i zaczęłam przeglądać szuflady biurka. Niestety, nic tam nie znalazłam. Siedząc zrezygnowana na fotelu, zauważyłam ostatnią szufladę na dole, zamkniętą na klucz. Wyciągnęłam wsuwkę z włosów, próbując otworzyć ją, ale klucz okazał się oporny. Po chwili z trudem udało mi się go otworzyć.
W szufladzie znalazłam kilka teczek. Otworzyłam jedną z nich i zobaczyłam wszystkie informacje o sobie - data i miejsce urodzenia, oceny ze szkoły, informacje o moich znajomych... To było przerażające. Ale najbardziej szokujące było to, że był tam także stos umów, w tym jedna pomiędzy Marcelem a moim ojcem. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Dlaczego mój ojciec zgodził się na coś takiego?
Nie mogłam dłużej znieść tej sytuacji. Odkładając teczkę na swoje miejsce, opuściłam gabinet zdecydowanym krokiem. Emocje wstrząsnęły mną, a serce biło mi jak szalone. Gdy dotarłam na górę, rozpoczęłam pakowanie moich rzeczy. Nie mogłam tu zostać ani chwili dłużej. To był już koniec.
Z trudem zebrałam swoje rzeczy, starając się skupić na każdym ruchu, aby nie dać upustu panującym we mnie emocjom. Po chwili usłyszałam stukot kroków i w drzwiach do sypialni stanął Marcel. Zamarłam na jego widok.
"Dokąd się wybierasz?" zapytał, opierając się o framugę drzwi.
"Wyprowadzam się." odpowiedziałam, stając przed nim zdecydowanie.
"Doprawdy? Dlaczego?" zapytał, wyraźnie rozbawiony moim zachowaniem.
"Wiem o umowie." powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy, czując, jak napinają mi się mięśnie w twarzy.
W jego oczach widziałam, jak rozbawienie szybko ustępowało miejsca zaskoczeniu i złości. Jego szczęka zaciskała się, a spojrzenie stało się lodowate.
"Skąd?" zapytał chłodno, ale jego ton wskazywał, że wie, o co mi chodzi.
Wzruszyłam ramionami, choć w środku kipiałam z wściekłości. "To nie jest ważne," odrzekłam, unosząc kącik ust. "Ważniejsze jest to, że spisałeś z moim ojcem jakąś durną umowę dotyczącą małżeństwa ze mną. To chore," dodałam, czując, jak gniew rośnie we mnie.
"Umowa została zerwana przez twego ojca, który opowiedział mi o twoim związku z tym idiotą i problemach, które miałaś przez niego. Poprosił mnie o pomoc i zerwanie umowy, ponieważ bał się o ciebie. Wkurwiłem się, ale pomogłem mu i ożeniłem się z Isabellą. To wszystko. Nie ja spisałem tę umowę, tylko mój ojciec, gdy jeszcze wszystkim rządził. Nie miałem wiele do powiedzenia na ten temat," wyjaśnił spokojnie, zbliżając się do mnie. Położył dłoń na moim policzku, patrząc mi głęboko w oczy.
Przegryzłam wargę nerwowo, starając się opanować gwałtowne bicie serca. "Jak mam teraz wierzyć w cokolwiek, co do mnie mówisz? Okłamałeś mnie. I od kiedy mnie śledzisz?" zapytałam, czując, jak drżą mi ręce.
Marcel zmarszczył brwi, reagując na moje słowa. Gdy zrozumiał, że musiałam grzebać w jego gabinecie, jego wyraz twarzy staje się surowszy. "Nigdy więcej nie wchodź do mojego gabinetu, gdy mnie tam nie ma. Rozumiesz?" warknął, zaciskając palce na moim podbródku. "Dostaję o tobie informacje od naszego pierwszego spotkania. Musiałem cię bliżej poznać, gdy zrozumiałem, że to ty," dodał, patrząc mi głęboko w oczy.
"Co z dzieckiem?" zapytałam, próbując złapać oddech.
"To prawda," odpowiedział, spokojnym tonem. "Jeszcze jakieś pytania?" Dodał puszczając mnie.
Kręcąc przecząco głową, unikałam jego wzroku podchodząc do jednej z walizek, zaczynając pakować swoje rzeczy.
"Lepiej rozpakuj te walizki, bo i tak stąd nie wyjdziesz," rzucił wściekły, trzaskając drzwiami za sobą, gdy wychodził.
Nie zamierzam się na to godzić. Pakuję ostatnie rzeczy, trzymając walizki w obu rękach, gdy wychodzę ze sypialni. Schodzę po schodach, kierując się w stronę wyjścia, ale w drzwiach staje Marcel.
"Powiedziałem coś," mówi, jego ton głosu jest surowy.
"Dla mnie to koniec, i nic tego nie zmieni," odpowiadam, zaciskając dłonie na uchwytach walizek.
Podchodzi bliżej i zaciska dłoń na mojej twarzy, wściekle szepcząc, "Jesteś moją żoną, a twoje miejsce jest przy mnie. Na zawsze."
Moje serce wali jak oszalałe. Patrzę na niego ze strachem, gdy podnosi mnie, kładąc na swoim ramieniu i prowadząc do sypialni. Szarpie się, próbując się uwolnić, gdy nagle czuję uderzenie w pośladek. Krzyczę ze zdziwienia, gdy otwiera drzwi i rzuca mnie na łóżko.
"Dobranoc," mówi, odchodząc z pokoju i zostawiając mnie oszołomioną. Wstrząśnięta i przerażona, leżę na łóżku, nie wiedząc, co mam teraz zrobić. Pomimo desperackich prób, nie mogę oderwać się od myśli o tym, co właśnie się stało.
Wściekła i zdezorientowana, postanawiam na razie odpuścić i przemyśleć dokładniej plan ucieczki. Potrzebuję chwili, żeby uspokoić nerwy i zebrać myśli. Wchodzę do łazienki, gdzie gorąca woda prysznica ma złagodzić napięcie. Ale nawet w tej chwili trudno mi oderwać się od myśli o tym, co się właśnie wydarzyło.
Po wyjściu z prysznica, zdejmuję resztki makijażu i ubieram wygodną piżamę. Kładę się na łóżku, zastanawiając się nad wszystkim, co się wydarzyło. Moje myśli krążą wokół problemów, jakie mam teraz przed sobą, a emocje wciąż szaleją we mnie.
Decyduję, że jutro opuszczę to miejsce.
Poranek zaskoczył mnie widokiem zasypanego śniegiem ogrodu przez okno. Patrząc na tę zimową idyllę, poczułam się urzeczona. Zima w końcu nadeszła, co zawsze sprawiało mi ogromną radość, zwłaszcza w okresie zbliżających się świąt.
Po chwili zachwytu ruszyłam do łazienki, by przygotować się do pracy. Postanowiłam, że dziś zachowam się jak zwykle, więc makijażem i ułożeniem włosów zajęłam się dokładnie. Wybrałam luźne, ale eleganckie spodnie oraz botki na niższym obcasie, które sprawiały, że czułam się wygodnie, a zarazem stylowo. Na górę założyłam szary, ciepły golf, którym można było się otulić w chłodny poranek.
Gotowa, zeszłam na dół, zauważywszy Anthony'ego w kuchni. Chociaż miałam wrażenie, że serce chce mi wyskoczyć z piersi, próbowałam zachować spokój. Ruszyłam w kierunku drzwi, gdy jego głos mnie zatrzymał.
"Nie napijesz się kawy?" zapytał grzecznie.
Obróciłam się, starając się zachować pozory opanowania. "Wypiję w pracy," odpowiedziałam, uśmiechając się nerwowo.
W tym momencie do kuchni wszedł Marcel.
"Nie idziesz do pracy. Od dziś pracujesz z domu," oznajmił zimnym tonem. Jego słowa sprawiły, że przystanęłam, czując, jak wewnętrzne napięcie rośnie.
Unoszę brew, czując, jak nerwy trzęsą mi się w ciele. "Skąd ten pomysł? Nie zamierzam całymi dniami siedzieć w domu," mówię nerwowo, starając się zachować pozory spokoju.
"Dopóki z twojej uroczej główki nie zniknie pomysł o ucieczce, nie ruszysz się stąd," odpowiada, zbliżając się do mnie.
"Nie możesz mnie tu zamknąć," wściekłość wzbierała we mnie z każdym jego słowem.
"Mogę i to robię," oznajmia, wkładając dłonie do kieszeni.
Nie mogłam w to uwierzyć. Obracam się i chwytam za klamkę, kiedy nagle jego ręce obejmują mnie ramionami, unosząc do góry. Prowadzi mnie do sypialni, a ja szarpię się z nim, kiedy rzuca mnie na łóżku i obezwładnia.
Jedną ręką ściska moje dłonie, a drugą sięga do kieszeni spodni i wyciąga swój krawat. Marszczę brwi, gdy zaczyna wiązać moje dłonie, mocno je ściskając, by w końcu przywiązać je do ramy łóżka. Odsuwa się, skanując mnie wzrokiem, a ja wściekłością bulgotam wewnątrz.
"Odwiąż mnie. Nie możesz mnie tak przetrzymywać!" krzyczę.
Jego obojętność na moje słowa sprawia, że czuję się jeszcze bardziej bezsilna. Łapie za koniec mojego golfu i podciąga go wyżej, układając na moich oczach. Macham głową, próbując cokolwiek zobaczyć, ale nic nie widzę.
"Puść mnie!" krzyczę, czując, jak przesuwa się po łóżku, kładąc dłonie na zapięciu moich spodni. Próbuję się wyrywać, ale słyszę tylko jego śmiech. Układa dłoń między moimi nogami i muska mnie palcem, kręcąc kółka. Mój oddech przyspiesza, czując, jak moje ciało reaguje na jego dotyk. Próbuję zacisnąć uda, ale jego chwyt jest zbyt mocny.
Przyspiesza swoje ruchy, gdy słyszy ciche pojękiwanie z moich ust, a potem nagle przestaje, zostawiając mnie bez spełnienia. "Na resztę musisz zasłużyć," szepcze, odwiązując moje dłonie. Gdy wreszcie czuję się wolna, zdejmuję golf z mojej głowy.
Patrzę na niego, gdy stoi przy łóżku z bezczelnym uśmiechem na ustach. "Cieszy mnie, że nadal tak na ciebie działam," mówi, po czym wychodzi z sypialni. Przełykam ślinę, leżąc na łóżku, próbując zebrać swoje myśli. Wstaję, poprawiam nerwowo włosy, biorę głęboki oddech i schodzę na dół.
Przygotowuję sobie kawę, zachowując się, jakby wcześniejsza sytuacja nie miała miejsca. Czuję na sobie wzrok męża, który siedzi przy wyspie z kawą, a obok niego brat, również wpatruje się w moją sylwetkę. Gdy kubek jest pełny, siadam przy wyspie, gdzie leży gotowe śniadanie, popijając napój i wpatrując się w talerz.
"Wpadnie dziś do nas Lizzie na kolację," mówi Anthony, próbując przerwać panującą ciszę.
Podnoszę na niego wzrok i kiwam głową. "Przygotuję coś," odpowiadam, zadowolona, że zajmę czymś umysł.
"Nie musisz. Poproszę gosposię, by coś przygotowała," mówi Marcel, starając się brzmieć spokojnie, choć widzę, że jego spojrzenie jest surowe. Spoglądam na Marcela, próbując ukoić emocje wywołane wspomnieniem z sypialni. Przełykam ślinę, starać się skupić na teraźniejszości.
"Chętnie się tym zajmę," odpowiadam, starając się zachować zimną krew, mimo że w moim wnętrzu wciąż tli się gniew.
Marcel jedynie kiwa głową i zatapia się w czytaniu wiadomości na telefonie. Postanawiam skupić się na śniadaniu, choć z trudem. Moje emocje wywołane wydarzeniem z rana sprawiają, że z trudem przełykam każdy kęs. Kiedy już nie mogę dłużej znieść tej sytuacji, wstaję, biorę kubek kawy. "Idę popracować," mówię, starając się zachować spokój, choć wewnątrz buzuje we mnie gorący strumień gniewu.
Wychodzę pospiesznie z pomieszczenia i kieruję się do biblioteki, gdzie znajduje się moje biurko. Siadam na krześle, odpalam komputer i przystępuję do czytania zaległych maili. Starannie skupiam się na pracy, starając się zepchnąć na dalszy plan te wszystkie burzliwe emocje.
Gdy mija mi czas do godziny siedemnastej, zmęczona wyłączam komputer i porządkuję biurko. Wychodzę z pomieszczenia i kieruję się do kuchni. Nalewam sobie kieliszek wina, a potem zaglądam do lodówki, zastanawiając się, co mogę przygotować na kolację.
Postanawiam zrobić pieczonego łososia marynowanego w ziołach oraz kolorowe pieczone warzywa. Zabieram się do pracy, włączając ulubioną muzykę i popijając wino. Jest to chwila, kiedy próbuję zapomnieć o wszystkich problemach, a gotowanie daje mi chwilę ulgi i radości.
Gdy jedzenie już dłuższy czas jest w piekarniku, do kuchni wchodzi Lizzie.
"Hej, pięknie pachnie," mówi z uśmiechem stając w progu.
"Hej, mam nadzieję, że będzie smakować," odpowiadam, również z uśmiechem, popijając wino. Widząc jej entuzjazm, czuję się trochę lepiej.
"Napijesz się wina?" pytam, nachylając butelkę w jej kierunku.
Lizzie kiwa głową, więc wyciągam jej kieliszek i nalewam wino, ciesząc się jej obecnością.
"Gdzie chcesz usiąść? W jadalni czy tutaj?" pytam, kierując wzrok na stół, na którym czeka zastawa.
"Może tutaj, będzie luźniej," sugeruje, wskazując na stół w kuchni.
"Rozmawiałaś z Marcelem na ten temat?" Dopytuje, wiedząc, że wiem, o co jej chodzi.
Kiwam głową, nie mając ochoty na tę rozmowę. Dolewam nam więc więcej wina, próbując zmienić temat. Spoglądam na zegarek, zauważając, że jedzenie już gotowe. Wyjmuję je ostrożnie z piekarnika i nakładam na większe talerze.
Zabieram talerze i odkładam na stół siadając przy stole, gdy dołączają mężczyźni.
"Pięknie pachnie," mówi z uśmiechem Anthony, nakładając sobie jedzenie. Uśmiecham się w jego stronę, a Marcel otwiera kolejną butelkę i napełnia nasze kieliszki.
Nakładam sobie porcję i skupiam się na posiłku, jednak moje myśli krążą gdzie indziej.
"Wróciłeś na stałe?" pyta Lizzie w stronę Anthony'ego. Spoglądam na niego, zainteresowana jego odpowiedzią.
"Możliwe," odpowiada po chwili, skupiając się znowu na jedzeniu.
"To świetnie, tęskniłam za tobą," mówi radośnie Lizzie. Mężczyzna posyła Lizzie uśmiech, nie wydając ani słowa, kontynuując swój posiłek.
"Może wybierzemy się w czwórkę do Silver? Lily ostatnio się tam bardzo podobało," wypala nagle Lizzie, a Marcel prawie wypluwa wino z ust. Odstawia głośno kieliszek i patrzy wściekle na siostrę.
"Zabrałaś ją do Silver? Zwariowałaś?" krzyczy, patrząc na nią z irytacją. Słucham uważnie ich rozmowy, obserwując ich twarze. Dlaczego mój mąż tak reaguje na wspomnienie o moim pobycie w tym klubie?
"Nie widzę w tym nic dziwnego," mówi Lizzie, wzruszając ramionami.
"Jak ci się podobało?" pytanie to kieruje do mnie zachwycony Anthony, przesuwając brwiami w moją stronę.
Marszczę brwi. "Interesujące miejsce," odpowiadam. Anthony roześmiał się na moje słowa, ale to nie zmieniło napiętej atmosfery przy stole. Widać było, że Marcel był zaniepokojony moim pobytem w klubie.
"Nigdy więcej nie pojawisz się w tym klubie bez mojej obecności obok," powiedział chłodno, patrząc na mnie zdecydowanym wzrokiem, po czym wrócił do jedzenia.
Resztę kolacji spędziliśmy w milczeniu. Każdy z nas skupił się na własnych myślach, a atmosfera w pokoju była naprężona. Po zakończeniu posiłku odkładałam najedzone sztućce, biorąc ostatni łyk wina. Wycierając usta serwetką, spojrzałam na resztę.
"Ja już pójdę do domu. Dziękuję za kolację," oznajmiła Lizzie, wstając z krzesła.
"Odwiozę cię," zaproponował Anthony, również wstając i podążając za siostrą. Ich odejście pozostawiło mnie z Marcellem w napiętej ciszy.
Gdy drzwi się zamknęły za nimi, spojrzałam na męża. "Czy mógłbyś mi wytłumaczyć, dlaczego tak reagujesz na mój pobyt w Silver?" zapytałam, starając się zachować spokój, chociaż wewnątrz we mnie wściekał się wir emocji.