Creepypasta - One Shot

By Mepeho

3.5K 74 44

Krótkie/Długie One Shoty z: ♥The Puppeteer ♥Jason The Toy Maker ♥Laughing Jack ♥Ticci Toby ♥Jeff Th... More

The Puppeteer
Jason the ToyMaker
Laughing Jack
Jeff The Killer
Everything [+18] (cz. 1)

Ticci Toby

315 10 9
By Mepeho

Był piękny i upalny dzień.. Lało.

Kilka godzin temu dowiedziałam się, że mam raka. Dla rodziny była to wielka tragedia, chcieli nawet trzymać mnie w szpitalu, ale odmówiłam leczenia. Po co one, skoro i tak umierasz tylko dłużej, faszerują Cię tabletkami i dają nadzieję, że jednak przeżyjesz. Idiotyzm. Ale to co teraz robię, jest chyba bardziej idiotyczne. Idę wzdłuż lasu z grubą liną na ramieniu i cicho podgwizduje. Wymknęłam się z domu, aby oszczędzić rodzicom bólu, gdy patrzą jak się męczę. Po krótkiej chwili skręcam w wydeptaną ścieżkę i dobrze znaną mi drogą idę do mojego drzewka. Gdy byłam młodsza często wybierałam się na samotne przechadzki wgłąb lasu, aż w końcu znalazłam możliwe, że najmniejsze drzewko w lesie, które było zarazem jedne z grubszych. Wyglądało dość śmiesznie, ale poczułam z nim jakąś więź. Może to dlatego, że też byłam takim wyrzutkiem społeczeństwa? 

Stanęłam przed drzewem i głośno westchnęłam. Wspięłam się na jedną gałąź i przymocowałam do niej linę. Ostatni raz rozejrzałam się po okolicy i.. 

-Ładne widoki, prawda? 

Z zaskoczenia cicho pisnęłam i o mało nie spadłam z grubej gałęzi. Spojrzałam w stronę tajemniczego dźwięku i ujrzałam wpatrującego się we mnie chłopaka. Chyba to był chłopak. Ciężko stwierdzić, ponieważ jego twarz zakrywała maska i duże gogle, ale był niski i miał trochę dłuższe włosy.

-Myślałam, że jestem tutaj sama.. - bąknęłam cicho pod nosem, ale tajemnicza osoba doskonale mnie usłyszała, bo po chwili zaśmiała się. 

-Żebyś bez problemu się powiesiła, hm? Byłem akurat w okolicy, a z racji, iż mało osób tutaj chodzi, zaintrygowałaś mnie, zwłaszcza niosąc tą linę. 

-I co, teraz zamierzasz zanudzić mnie gadką jakie to życie jest piękne i namawiać, żebym się nie zabijała? - prychnęłam i jeszcze raz pociągnęłam za linkę, aby sprawdzić czy jest stabilna.

-Nawet nie mam zamiaru, z chęcią sobie popatrzę jak se dyndasz. Zawsze ciekawiło mnie jak to wygląda. Podobno ból jest gorszy od tego, jak by ktoś przecinał Ci gardło tępym nożem. Wiesz, dusisz się, w dodatku ta lina pewnie jest szorstka, co przysporzy Cię o jeszcze większy ból.. 

-Jesteś chory - niegrzecznie mu przerwałam, gdyż przerażała mnie myśl o takim bólu. Szczerze, gdy myślałam o powieszeniu się, nie brałam pod uwagę bólu ani innych konsekwencji. Po prostu wieszasz się i pyk, i już cię nie ma.

-No trochę tak, mam zespół touretta. Przydatne gdy chcesz się bić, ale ogólnie nie polecam.

-Zespół touretta? Co to? 

-No wrodzone zaburzenie neurologiczne charakteryzujące się przede wszystkim występowaniem licznych tików ruchowych i werbalnych. Ogólnie schorzenia mózgu i jak już mówiłem, przydatne gdy cię biją, ponieważ nie czuje bólu. -mówił spokojnym głosem, jak by był na popołudniowej herbatce. 

-Nie czujesz bólu? Czyli jak bym Cię teraz uderzyła to nic byś nie poczuł? - zdziwiłam się i niepewnie spojrzałam na linę znajdującą się w moich dłoniach. Już nie byłam taka pewna co do tego samobójstwa. Skoro on potrafił żyć z chorobą to ja chyba też, prawda?

-Nope, nic a nic. Pewnie zostałby siniak czy coś, ale takich mam akurat dużo - wzruszył ramionami. - To jak, zabijasz się? Bo w sumie nie chce mi się tutaj czekać. 

Przygryzłam delikatnie wnętrze policzka, patrząc raz na linę a raz na chłopaka, który dziwnie tupał nogą. 

-Ugh, nienawidzę Cię - sapnęłam i zaczęłam odwiązywać grubą i mocną pętlę. 

-Och, już nie jesteś samobójczynią? Pozbawiłaś mnie możliwe najlepszej rozrywki w tym dniu - westchnął - dobra, mówi się trudno, kiedy indziej znajdę sobie idiotę, który będzie chciał się zabić. Dasz radę zejść sama? 

-Tsa.. - mruknęłam i odwiązałam ostatni supeł, przez co lina swobodnie opadła na ziemię. Powoli zaczęłam odwracać się na gałęzi, by złapać się pieńka, ale źle ustawiłam nogę i w ostatniej sekundzie chwyciłam się gałęzi tak, że wisiałam "na leniwca". 

-O Jezu.. - próbowałam się podciągnąć, ale w tym samym czasie nogi ześlizgnęły mi się całkowicie. Czułam, że ręce też powoli puszczają. Poczułam w oczach cisnące się łzy a niemy krzyk wydobył się z mojego gardła. 

-Nie denerwuj się i po prostu się puść, złapię Cię, dobrze? - usłyszałam chłopaka. Próbował mnie uspokoić, ale za nic mu się to nie udawało. 

-Nie.. - Bałam się puścić. Wiedziałam, że spadnę i nic mnie już nie ratowało. 

-Przecież przed chwilą sama chciałaś popełnić samobójstwo, chciałaś jednak skoczyć, a teraz się boisz? Jestem dokładnie pod tobą, więc po prostu rozluźnij się i puść. I tak niedługo spadniesz sama ale w większym strachu, nie uważasz? 

Zamknęłam oczy. Chłopak miał rację, wystarczy, że policzę do trzech i się puszczę. Tak. Raz... O Jezu, tak bardzo nie chcę umierać.. Dwa.. Gdy umrę, to zabiję tego człowieka, za to, że mnie nie złapał.. Trzy.. Lecę..

Puściłam się. Miałam wciąż zamknięte oczy a wiatr rozwiewał moje włosy. Spadałam coraz dłużej a lęk nasilał się z sekundy na sekundę. 

Po chwili poczułam lekki bój w okolicach barków i kolan a także przyjemne ciepło. Otworzyłam powoli oczy i przez żółte szkiełka dostrzegłam wpatrujące się we mnie oczy. Poczułam się dziwnie słabo. Nie chciałam odpływać, chciałam mu podziękować, ale żadne dźwięki nie wydobyły się z moich ust. Obraz zaczął mi się rozmazywać a dziwne czarne plamki latały mi przed oczami. Później nie czułam nawet lekkiego bólu w barkach i kolanach. 

~~*~~*~~ 

Słyszałam różne niezidentyfikowane dźwięki. Szum w uszach skutecznie zagłuszał wszystkie inne dźwięki a także moje myśli. Leżało mi się tak dobrze. Czułam się jak po ciężkim dniu w pracy i w końcu mogła się położyć i zamknąć swoje przemęczone powieki. 

Po chwili poczułam lekkie szarpanie w ramię. Z trudem otworzyłam oczy i ujrzałam niewyraźną sylwetkę jakiejś kobiety. Zamrugałam kilka razy przyzwyczajając się do światła, aż w końcu ujrzałam moją mamę. 

-Kochanie, wstawaj, przyjechali goście aby Cię odwiedzić - powiedziała spokojnie i wyszła z mojego pokoju. Mruknęłam coś pod nosem i przetarłam oczy. Nie wiedziałam czemu, ale strasznie bolała mnie głowa. Odgarnęłam kołdrę i usiadłam, stawiając bose stopy na drewnianych panelach. Odgarnęłam włosy z czoła i spojrzałam na szafkę nocną. Na zegarku, czarnymi cyframi pokazywała się godzina, a dokładniej 10:38. 

Gdy miałam wstawać, coś jeszcze na szafce przykuło moją uwagę, a mianowicie biała, zgięta karteczka, która na pewno nie należała do mnie. Sięgnęłam po nią i ujrzałam liścik napisany pięknym pismem. 

Mój drogi samobójczy Goferku

Nawet nie wyobrażasz sobie, jaka jesteś ciężka. Ledwo uniosłem Cię do domu, myślałaś kiedyś o diecie? Przyjdę dzisiaj w nocy, może tym razem pogadamy normalnie, chyba, że będziesz chciała skakać z okna a ja ponownie w tej niewygodnej pozycji będę Cię ratował. Serio, wisisz mi masaż

Twój rycerz w żółtych goglach. 

PS. Żartowałem, jesteś lekka. Nawet nie czułem, że Cię niosę. Mam nadzieję, że lubisz gofry, bo wyjątkowo mam zamiar je dzisiaj przynieść.

Po przeczytaniu tajemniczego liściku wspomnienia z ostatniego wieczoru zaczęły przewijać mi się przed oczami. Złapałam się za głowę na myśl, jakim idiotą byłam, próbując odebrać sobie życie. 

Zgniotłam kartkę i schowałam ją do szufladki, po czym wzięłam ubrania i szybko poszłam do łazienki w miarę się ogarnąć. 

~~*~~*~~

Cały dzień dłużył mi się niemiłosiernie. Goście przyjechali na pół dnia a ja, jako dobra siostrzenica i bratanica, grzecznie siedziałam w salonie i słuchałam ich rozmów, odzywając się, gdy ktoś zadał mi bezpośrednie pytanie. W dodatku ból głowy nie malał, a żadne tabletki nie pomagały. 

Po wyjeździe rodzinki mogłam w końcu wrócić do swojego pokoju i zasnąć, mając nadzieję, że przynajmniej ból minie. 

Miałam bardzo dziwny sen.. Siedziałam sobie wygodnie na ławce przed moim domem i patrzyłam na mojego brata, który jeździł na jednorożcu pomiędzy pomarańczowymi pachołkami. Po chwili przede mną przebiegł biały kotek z.. parówką w tyłku? Oczywiście wszystko w tym śnie nie okazało się dziwne, nawet fioletowy Yeti, który na bicyklu podjechał do mojej ławki i wrzeszcząc moje imię.

-Mepeho.. Ej, Peho, wstawaj! Peehoo... 

Szybko otworzyłam oczy, wpatrując się w ciemność przede mną i ogarniając jaki miałam powalony sen. Po chwili poczułam czyjąś rękę na ramieniu, więc odwróciłam głowę i ujrzałam "mojego rycerza w żółtych goglach". 

-No hej - powiedziałam, jak by nie było nic dziwnego, że nieznajomy facet siedzi mi w pokoju. Nic mnie już nie zdziwi. Widziałam kota z parówką w dupie - Widziałam wszystko. 

-Mam goferki - potrząsnął reklamówką i wgramolił się na moje łóżko, niechcący stając na mojej nodze, co wywołało cichy syk z mojej buzi.

-Przepraszam - zachichotał i usiadł po turecku obok mnie, wyciągając gofra, którego mi podał. Podciągnęłam się do siadu i przyjęłam gofra. 


Miesiąc później

Od tamtego wieczora widywaliśmy się z Tobym - bo tak miał na imię mój nowy przyjaciel - praktycznie codziennie. Dowiedziałam się, że chłopak jest mordercą. Przez dwa dni nie odzywałam się do niego, ale przez ciągłe błagania i wysłuchanie jego historii, można powiedzieć, że mu wybaczyłam. Mimo, że nie pochwalałam zabijania, musiałam jakoś przetrawić te jego hobby

Często jeździłam także po lekarzach. Mimo, iż jadłam więcej dzięki Toby'emu, znacznie straciłam na wadze i musiałam obciąć swoje włosy. Za każdym razem gdy się czesałam, wychodziło mi strasznie dużo włosów. Codziennie męczył mnie także ostry kaszel (kaszlałam krwią) i ogólne osłabienie. Często czułam duszności i mimo braku apetytu, Toby wpychał mi przynajmniej jednego gofra dziennie. 

Wiedziałam, że się martwi, a z każdym dniem cierpiał coraz bardziej. Lepiej wcale nie było z moimi rodzicami. Mama popadła w depresje i zawsze w nocy słyszałam jak płacze. Ojciec starał się jej pomagać, ale za wiele zdziałać nie mógł. Bolało mnie to, że sprawiam im przykrość. Oczywiście czasami przed snem, wtulona w pierś Toby'ego, myślałam, że gdyby wtedy mój rycerz mnie nie złapał, oszczędziłabym bólu i jemu i moim rodzicom. 

I właśnie tak samo myślałam w tej chwili. Przytulona do chłopaka, wsłuchiwałam się w jego spokojny oddech. Zaczęłam kręcić palcem kółka na jego brzuchu, próbując powstrzymać łzy, które bezczelnie chciały spłynąć mi po policzkach.

-O czym myślisz? - usłyszałam cichy głosik, ale przez chwilę nie odpowiadałam. Nie, że nie chciałam, po prostu nie miałam siły. 

-Gdybyś.. - odchrząknęłam - Gdybyś wtedy nie przychodził pod drzewo wszystko było by dobrze. Rodzice już dawno by się pogodzili z moją śmiercią a ja już dawno latałabym sobie z aniołkami.

-Nie mów tak - podniósł się i palcami chwycił mój podbródek. Miał zaciśnięte usta i pewnie był wkurzony, ale widząc moje załzawione oczy, szybko się uspokoił. - Nie wolno Ci tak myśleć, rozumiesz? Gdyby nie ty, już dawno bym zwariował, zabijał z jeszcze większą pasją, ale dzięki Tobie już nie chce. Jedyne o czym marzę to leżenie u twoim boku. U boku dziewczyny, którą kocham, rozumiesz? Za każdym razem, gdy pomyślę o tamtym dniu, dziękuje Bogu, że akurat tamtędy przechodziłem. I za każdym razem boli mnie myśl o twojej chorobie, ale mimo to chce być przy Tobie. Cieszyć się z każdego dnia, w którym się budzisz i mieć nadzieję, że obudzisz o jutro. Chcę, leżąc przy Tobie głaskać Twoje plecy i nawet na siłę wciskać Ci te przeklęte gofry, wiedząc, że utrzymują Cię w minimalnym stopniu przy życiu. To jest ciągła walka, a ja, będąc Twoim rycerzem będę walczyć do ostatecznego dnia. Kocham Cię, Mepeho.. - wyszeptał końcówkę i wciąż patrząc w moje oczy, lekko dotknął ustami moje wargi. Mimo krótkiego pocałunku, przelano w nim całą miłość i smutek, jaki mogli odczuwać. 

Gdy oderwał się od moich ust, delikatnie starł z moich policzków łzy. Nawet nie czułam, gdy spływały, zauroczona słowami chłopaka.

-Ja Ciebie też kocham, Toby - wychrypiałam i wtuliłam się w jego pierś. 

~~*~~*~~

Żadne z nich nie wiedziało, że to był pierwszy i ostatni ich pocałunek. Następnego ranka Peho spała z lekkim uśmiechem na ustach, a Toby, wiedząc, że jego miłość się nie obudzi, zapłakał żałośnie i złożywszy na jej czole ostatni pocałunek, wyszedł przez okno a wieść po nim zaginęła.

Continue Reading

You'll Also Like

234K 13.4K 110
"Great news! Wei WuXian has died!" "Wait- WHAT?!" "But I'm still here." The juniors (Lan Sizhui, Lan Jingyi, Jin Ling, and Ouyang Zizhen) accidentall...
2.1M 59.4K 97
On the twelfth hour of October 1st, 1989, 43 women gave birth. It was unusual as none of them had been pregnant since the first day they started. Sir...
401K 7.2K 99
THE PICTURE OF YOU - a Rafe Cameron story - ••••• ••••• ••••• ••••• When Rafe Cameron fell wildly in love with Myra Maybank, two worlds collided, a p...
1.6M 29K 63
What if Aaron Warner's sunshine daughter fell for Kenji Kishimoto's grumpy son? - This fanfic takes place almost 20 years after Believe me. Aaron and...