Każdy uczeń, nauczyciel, a nawet duch z uwagą wpatrywał się w Albusa Dumbledore'a i czekał na jakiekolwiek słowa wytłumaczenia. Lily zauważyła, że jedynie profesor McGonagall patrzyła tępo przed siebie, co nigdy wcześniej się nie zdarzało. Odkąd Evans pamiętała, nauczycielka w każdej sytuacji stała dumnie wyprostowana, chcąc dać przykład swoim wychowankom. Dlatego teraz Lily była wręcz święcie przekonana, że stało się coś niewyobrażalnie złego.
Ponownie skupiła spojrzenie na dyrektorze. Powolnym krokiem podszedł do ambony. Ewidentnie był czymś przybity i niezwykle zamyślony, o czym wskazywało aż zanadto zmarszczone czoło. Nie uśmiechał się jak zawsze. Albus wziął głęboki oddech, przez co Lily zauważyła, że ona go wstrzymywała. Cicho wypuściła powietrze przez nos i czując, jak Jess coraz mocniej ściska jej rękę, starała się oczyścić umysł i przygotować na... No właśnie, na co?
- Moi drodzy – zaczął powoli Dumbledore, rozglądając się uważnie po sali. – Dziękuję, że się tutaj wszyscy zgromadziliście mimo tej niezwykle później pory. Niestety, nie mam dla was radosnych wieści. Dla niektórych mogą być one zbyt straszne, szczególnie dla przyjaciół. Tego wieczoru doszło w Hogwarcie do zabójstwa.
Po Wielkiej Sali przeszedł głośny szmer szeptów i cichych okrzyków. Lily spojrzała najpierw na równie zaskoczonych przyjaciół, a następnie na resztę uczniów. W pierwszej sekundzie myślała, że to kawał, ale wystarczyło spojrzeć na przygnębiony wzrok dyrektora – zdecydowanie nie żartował. Nie próbował także uspokoić podenerwowanych uczniów, choć z pewnością pragnął powiedzieć coś więcej.
Poczuła na sobie czyjeś spojrzenie. Rozejrzała się wokół, ale nie potrafiła znaleźć przyglądającej jej się osoby. Zerknęła na dół, na Jess. Dziewczynka przycisnęła rękę do ust, a Lily mogłaby przysiąc, że w jej oczach pojawiły się łzy. Szybko przytuliła ją mocniej do siebie, mając nadzieję, że bliskość drugiego człowieka pomoże jej się nieco uspokoić.
- Cisza!
Profesor McGonagall wreszcie nie wytrzymała i po paru minutach stanęła koło Dumbledore'a. Ten jednak pokręcił jedynie głową, kładąc jej rękę na ramieniu. Chciał im dać jeszcze chwilę. Uczniowie nadal szeptali, lecz rozmowy zdawały się coraz szybciej kończyć. Cała sala pogrążyła się w zupełnej ciszy dopiero, kiedy dyrektor machnął różdżką, a flagi domów i Hogwartu, znajdujące się nad stołami, zmieniły się na czarne, na kolor żałoby.
- Natalie Perks była wspaniałą uczennicą, przyjaciółką i córką – zaczął ponownie dyrektor, z uwagą wpatrując się w grupkę młodych Krukonów.
Lily usłyszała najpierw cichy krzyk, a później głośny płacz. Widziała na oko jedenastoletnią dziewczynkę, do której przytulała się druga. Szlochała ona w jej ramię, przez co aż serce zaczęło się krajać. Odwróciła wzrok, chcąc dać im więcej prywatności, co było głupie, bo prawie cała szkoła wpatrywała się w tę scenkę.
Dumbledore udawał, że nie słyszał, brnął dalej:
- Będzie nam jej brakowało, a szczególnie uśmiechu i wypełniającej ją radości. Rozumiem, że czujecie przeogromny smutek, który w ciągu najbliższych dni z pewnością nie zmaleje. Musicie jednak być silni i wierzyć, że Natalie jest teraz w ciepłym i bezpiecznym miejscu.
Lily miała wrażenie, że słowa te kierował wprost do przyjaciół Natalie. Nie myliła się, ponieważ szloch po chwili zmalał i nie odbijał się już z hukiem po wszystkich ścianach, raniąc nie tylko uszy, ale również i serca pozostałych.
- O pogrzebie poinformuję w najbliższym czasie. Oczywiście, każdy, kto będzie chciał się na niego udać, dostanie moje pozwolenie. – Albus przerwał na moment i wziął głęboki oddech. – Oby podobna sytuacja nigdy nie miała miejsca, zwiększyliśmy zaklęcia ochronne w naszej szkole. Dodatkowo do czasu złapania winnego, co będzie priorytetem przez wzgląd na pamięć Natalie, młodszych uczniów do klas będą odprowadzać albo nauczyciele, albo prefekci. Zakazuje się również wychodzenia poza mury zamku, podobnie jak odwiedzania pobliskiego miasteczka, Hogsmeade.
Z tyłu sali dobiegło buczenie, które raptownie przycichło pod wpływem srogiego spojrzenia McGonagall.
Lily całkowicie rozumiała i w pełni zgadzała się z postanowieniami dyrektora. Nadchodziły naprawdę niebezpieczne czasy, skoro komuś udało się pokonać zabezpieczenia Hogwartu, przedrzeć się do środka i zamordować niewinną dziewczynkę. Na samą myśl po plecach Lily przeszedł zimny dreszcz.
- Nie mam serca przetrzymywać was dłużej, moi drodzy. Rozumiem także, że wielu z was wolałoby teraz posiedzieć w samotności i pomyśleć, ale niestety, nie mogę się na to zgodzić. Dzisiejszą noc spędzicie tutaj, w Wielkiej Sali – mówiąc to, znów machnął różdżką. Stoły i ławy raptownie zniknęły, a na ich miejscach pojawiły się setki materacy i pościeli. – W razie, gdyby ktoś chciał skorzystać z łazienki, znajduje się ona za tymi drzwiami – wskazał ręką na wielkie drzwi w prawym rogu. Lily mogłaby przysiąc, że nigdy wcześniej ich nie widziała.
W Wielkiej Sali znów dało się usłyszeć szmery rozmów, lecz tym razem pełnych oburzenia. Niezadowoleni byli głównie Ślizgoni, a paru z nich nawet próbowało wydostać się ze środka. Na ich nieszczęście, drzwi głównie nawet nie drgnęły pod wpływem nacisku.
- Nauczyciele będą pilnować, żeby nic złego wam nie groziło. Jutro przy śniadaniu zdradzę wam więcej informacji odnośnie złapania winnego. Jeżeli ktokolwiek widział coś podejrzanego, prosiłbym, aby zgłosił się bezpośrednio do mnie. Na tę chwilę życzę wszystkim dobrej nocy, a także tego, byście wciąż doskonalili umiejętność w dobieraniu otaczających siebie osób. Pamiętajcie, że dopiero po czasie dane nam jest dokładne poznanie drugiego człowieka.
Dumbledore odszedł, jak zwykle pozostawiając mętlik w wielu głowach. Lily także była pełna konsternacji. Po zniknięciu dyrektora nie rozmawiała z nikim, nie było o czym. Posłała jedynie pokrzepiające spojrzenie Jess, której McGonagall kazała odejść do grupy jedenastolatków. W zamyśleniu położyła się na najbliższym materacu, wsłuchując w głośne rozmowy reszty, i dopiero teraz zauważyła, jak potwornie była zmęczona.
Światło zostało zgaszone jakieś pół godziny później.
Powieki wręcz same jej opadały, a mimo to Lily nadal przekręcała się z boku na bok. Wreszcie dała za wygarną i podniosła się leciutko na łokciach.
Po jednej stronie miała ścianę, zaś po drugiej spała Dorcas, a obok niej Syriusz. Lily z zaskoczeniem zauważyła, że trzymają się za ręce. Nagły uśmiech zagościł na jej twarzy. Była to jedyna szczęśliwa wiadomość dzisiejszego dnia. Już od tamtego roku wiedziała, że pomiędzy jej przyjaciółmi działo się coś znaczącego, dlatego niezwykle cieszyła się z ich szczęścia. Wreszcie pokonali strach i przyznali się do własnych uczuć.
James. Myśla ta niespodziewanie pojawiła się w głowie Lily. Powędrowała wzrokiem w stronę Pottera i z zaskoczeniem zauważyła, że nie spał. Leżał on pomiędzy Syriuszem a Anne, tępo wpatrując się w gwieździsty sufit. Coś widocznie zaprzątało jego myśli.
Lily przez chwilę zastanawiała się, czy do niego nie podejść albo przynajmniej nie pokazać, że również nie spała. Zaniechała w momencie, kiedy po policzku Anne spłynęła pojedyncza łza, a James momentalnie ją wytarł i przygarnął dziewczynę do siebie. Lily raptownie odwróciła się w stronę ściany. Nie chciała im przeszkadzać. Poza tym zdumiało ją dziwne ukłucie w okolicach serca, gdy widziała ich przytulonych do siebie. Przez chwilę sama chciała znaleźć się na miejscu Anne, w ramionach tego niesfornego Gryfona. Szybko jednak zeszła na ziemię, wytykając własną głupotę.
Ostatnio James ewidentnie stracił zainteresowanie Lily. Wreszcie, chciałaby rzec, choć słowa te jakoś nie mogły wydostać się z jej krtani. Evans po sześciu latach nareszcie doświadczyła pełni spokoju. Nie musiała ciągle mieć się na baczności i być gotową na zmierzenie z Jamesem Potterem, jego wygłupami i beznadziejnymi gadkami. Zastanawiała się, co takiego musiało się stać, że zaniechał tego dziecinnego zachowania. Może wydoroślał? A może faktycznie zdał sobie sprawę, że nic z tego nie będzie, i naprawdę postanowił dać sobie z nią spokój? Postanowił traktować ją wyłącznie jak przyjaciółkę? Gdyby wydarzyło się to pół roku wcześniej, sytuacja ta niezwykle by ją uradowała, ale teraz? Teraz czuła jedynie przygnębienie, żal i... i to głupie uczucie niedające jej ani chwili wytchnienia.
Znów podniosła się na łokciach, ale tym razem w tłumie szukała Patricka. Znalazła go pięć osób w dół i siedem na lewo. Chłopak również trzymał w ramionach swoją przyjaciółkę, Sarę, lecz tym razem nie poczuła niczego dziwnego. Właściwie ulżyło jej, widząc spokojny wyraz twarzy Smitha. Zaczęła zastanawiać się, czemu Patrick nigdy nie spróbował szczęścia z Sarą. Na pierwszy rzut oka było widać, że czuła do niego coś więcej, aniżeli tylko przyjaźń. Pasowałaby to niego. Chyba nawet bardziej niż Lily...
Czyżby Jess mogłaby mieć rację i Lily naprawdę bardziej nadawała się na dziewczynę Jamesa niż Patricka?
Zmarszczyła czoło, odrzucając od siebie te bezsensowne rozważania. Dzisiaj zostało zamordowane niewinne dziecko, a ona przejmowała się jakimiś głupimi miłostkami. Skarciła się, lecz nie potrafiła tak do końca odegnać od siebie tej ostatniej myśli. Zarumieniła się.
Zaczynam wariować, pomyślała. Jestem tak zmęczona, że własny mózg płata mi figle.
Na szczęście od dalszego wariowania wybawiło ją pojawienie się Jess. Dziewczynka podczołgała się do Evans i lekko szturchnęła ją w ramię.
- Lily? – zapytała ledwo słyszalnie. – Śpisz?
- Nie. Coś się stało, Jess?
Dziewczynka milczała, więc Lily usiadła.
- Jess?
- Czy... czy ja mogę z tobą spać? Tutaj jest tak dużo ludzi, Ślizgonów. Boję się.
- Czy Ślizgoni coś ci kiedyś zrobili?
Jess nie odpowiedziała, ale właściwie nie musiała tego robić. Wystarczyło, że opuściła głowę, patrząc na swoje dłonie, a Lily już wiedziała, że coś złego musiało ją spotkać. Gdyby tylko mogła, dorwałaby te cholerne ślizgońskie szuje! Żeby wyżywać się na dziecku?!
- Chodź. – Uśmiechnęła się delikatnie i odchyliła koc. Jess nieśmiało odwzajemniła gest, po czym szybko ułożyła się koło starszej Gryfonki. – Jeżeli kiedyś będziesz chciała porozmawiać, Jess, to wiesz, gdzie mnie znaleźć.
Dziewczynka kiwnęła leciutko głową. Zamknęła oczy, a parę minut później Lily słyszała jej miarowy oddech. Dochodziła trzecia w nocy, więc Evans także postanowiła spróbować zasnąć. Chociaż na moment.
Ostatnie, co pamiętała, nim Morfeusz otulił ją swoimi ramionami, to uczucie, że ktoś ją obserwował; ta sama osoba, co wcześniej – była tego pewna. Tym razem jednak poza chwilową niezręcznością i zawstydzeniem, czuła także bezpieczeństwo zalewające jej ciało.
* * *
Lily małymi łyczkami popijała kawę z mlekiem.
Uczniowie do tej pory musieli pozostać w Wielkiej Sali, ponieważ Dumbledore nadal nie pozwolił im wrócić do dormitoriów. Siedzieli przy stole, jedząc śniadanie, rozmawiając lub milcząc, czy - w wykonaniu niektórych - psiocząc na dyrektora.
Siedziała naprzeciwko Dorcas i Syriusza, więc w skupieniu mogła ich obserwować, nie wywołując u nich zawstydzenia. Prawie się uśmiechnęła, co starała się zamaskować, przykładając filiżankę do ust. Widocznie wczorajsza randka musiała się udać, skoro co chwila rzucali sobie urocze spojrzenia. Lily czasami miała wrażenie, jakby podczas wpatrywania się w siebie, reszta świata przestała dla nich istnieć. Nie wiedziała, czy trzymają się za ręce, ale cały czas siedzieli blisko siebie i stykali się ramionami. Ich uczucie do siebie było niemal namacalne. Evans wiedziała także, że starają się powstrzymać przed okazywaniem sobie głębszych uczuć z uwagi na obecną sytuację. Była z nich dumna. Kiedy więc Dorcas rzuciła jej zaciekawione spojrzenie, Lily bezmyślnie puściła jej oczko. Dopiero po chwili się zrehabilitowała, od razu rozglądając się po Wielkiej Sali. Zauważyła Jess siedzącą pomiędzy koleżankami ze swojego rocznika. Lily zaproponowała, żeby usiadła obok niej przy śniadaniu, ale dziewczynka przyznała, że wstydzi się jej przyjaciół. W końcu byli starsi o sześć lat, czyli prawie pół jej życia.
- Lily, podasz mi masło?
Drgnęła, po czym spojrzała na siedzącego obok Remusa. Pokiwała szybko głową i spełniła jego prośbę. Swoją drogą, dziwne, że chłopak nie znajdował się przy Lissie. Zawsze byli nierozłączni niczym papużki, ale ostatnio zdecydowanie coś złego wkradło się pomiędzy nich.
Przy następnej okazji postara się wypytać o to Roshid, bo najwyraźniej wczoraj Krukonka ją oszukała.
- Dor, jak w ogóle było na waszej randce? Co robiliście?
Lily usłyszała szept Anne, która pochyliła się ku przyjaciółce. Meadows zarumieniła się nieznacznie. Kątem oka zerknęła na Syriusza rozmawiającego z Jamesem. Prawdopodobnie chciała sprawdzić, czy chłopak nie słyszał.
- Było super, Anne – odparła ledwo słyszalnie, więc Lily musiała się przybliżyć do przyjaciółek, żeby słyszeć.
- Może więcej szczegółów?
Lily ze zdziwieniem zarejestrowała, że to ona zapytała. Dziewczyny jednocześnie na nią popatrzyły, na co jedynie wzruszyła ramionami.
- Poszliśmy do Zakazanego Lasu. – Na chwilę zamilkła. – Przepraszam, ale obiecałam, że nikomu nie powiem. To tajemnica.
- Ty sobie chyba żartujesz?
- Przykro mi. Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym o tym opowiedzieć, Anne. Szczególnie wam – westchnęła, zarzucając czarne włosy na plecy. – Musi wam wystarczyć, że było wspaniale. Jeszcze nigdy nie byłam na równie... ekscytującej randce.
- Tak – powiedziała Wisborn, przeciągając „a". – Samo zdanie: byłam na randce z Syriuszem Blackiem brzmi ekscytująco.
Lily mimowolnie zachichotała, przyciągając na siebie uwagę nie tylko dziewczyn, ale również chłopaków. Raptownie zamilkła, podobnie jak Anne i Dorcas, które rzuciły jej wymowne spojrzenia.
- Co cię tak rozbawiło, Lily? – zapytał zaintrygowany Remus.
Evans zagryzła wargę i pokręciła głową.
- Przepraszam, to było nie na miejscu – powiedziała cicho, opuszczając głowę. Włosy wpadły jej do oczu, więc założyła kosmyk za ucho. Poczuła na sobie czyjeś uważne spojrzenie, więc podniosła głowę i samą siebie zadziwiając, spojrzała prosto na Jamesa. Lily poczuła przeszywający ciało dreszcz. Przez chwilę wpatrywali się w siebie w milczeniu, dopóki Syriusz nie szturchnął przyjaciela w ramię. James powoli odwrócił głowę, znów zagłębiając się w cichej rozmowie. Na policzkach Lily poczuła gorąco.
Zanim ktokolwiek zauważył jej rumieńce, drzwi od Wielkiej Sali otworzyły się z hukiem. Do środka pewnym krokiem wszedł dyrektor, niosąc w ręku stary kapelusz. Lily zmrużyła oczy. Czy to była Tiara Przydziału?
Dumbledore stanął przed amboną, przez co w sali zaległa cisza.
- Dzień dobry, moi drodzy – zaczął donośnym, lecz spokojnym tonem. – We wstępie chciałbym wszystkim podziękować, że przychyliliście się do prośby takiego starca, i bez problemów zostaliście tu na noc.
Na chwilę zamilkł, jakby próbował dobrać słowa, co nigdy mu się nie zdarzyło.
- Nie mam dla was dobrych wiadomości. Wraz z nauczycielami i pracownikami Ministerstwa przeprowadziliśmy drobne śledztwo i okazało się, że zabójca nadal znajduje się wśród nas i... jest nim uczeń.
Po Wielkiej Sali przeszedł głośny szept, a ktoś nawet bezwiednie krzyknął. Uczniowie zaczęli z niepewnością rozglądać się po sobie. Lily popatrzyła na równie zaszokowanych przyjaciół. Czy to możliwe, żeby któreś z nich dokonało zabójstwa jedenastoletniej dziewczynki? Niemal od razu pokręciła przecząco głową, po czym bez zastanowienia złapała Remusa za rękę. Chłopak wydawał się zaskoczony, ale odwzajemnił uścisk. Lily kątem oka spojrzała na Pottera, który ze zmarszczonym czołem wpatrywał się w dyrektora.
- W związku z tym istnieje sposób na dowiedzenie prawdy – powiedział głośno i dobitnie. – Powtórny przydział.
Lily otworzyła szeroko oczy w zdumieniu. Była to ostatnia rzecz, jakiej się spodziewała. Jej przyjaciele również wyglądali na kompletnie zaszokowanych, podobnie zresztą jak wszyscy uczniowie. Dziewczyna spojrzała na Dorcas, potem Anne, Syriusza, Remusa i wreszcie na Jamesa. A jak przydzielą ją do innego domu? Jak przydzielą do innego domu któregokolwiek z jej przyjaciół? Poczuła wzbierające się w oczach łzy. Pomrugała szybko, chcąc się ich pozbyć. Była Gryfonką, na Merlina, musiała być silna!
- Co?! To chyba jakiś żart!
Ktoś z uczniów krzyknął. Po chwili dołączył drugi głos:
- Nie będę ponownie zakładał tej czapki na głowę! Wiem, w jakim domu powinienem być!
- Ja też! – Trzeci głos.
- Cisza!
Krzyk profesor McGonagall rozniósł się po całym pomieszczeniu. Kobieta machnęła różdżką, przez co przed Dumbledorem pojawił się taboret.
- Rozumiem wasze wątpliwości i obawy, ale jeżeli ktoś nadal powinien być w tym domu, w którym się znajduje, nie musi się bać. Tiara zawsze dokona odpowiedniego wyboru i przydzieli was tam, gdzie należycie. Nie można jej przechytrzyć. – Lily miała wrażenie, że ostatnie słowa dyrektora zabrzmiały niczym ostrzeżenie.
- Może zabójca się przyzna i nie trzeba będzie ponownie przydzielać? – zapytał ktoś z tyłu sali.
- Ale ty jesteś głupi! Morderca w życiu się nie przyzna!
- Cisza! Natychmiast! – krzyknęła ponownie McGonagall, a Lily widziała, że profesorka niemal załamała ręce.
- Zaczniemy od pierwszoklasistów z Hufflepuffu, następnie drugoklasiści i tak po kolei. Następnym domem będzie Ravenclaw, Gryffindor i wreszcie Slytherin. Dopiero po ponownym przydziale będziecie mogli udać się do dormitoriów. Jutrzejsze lekcje będą odwołane, aby poniektórzy mogli przystosować się do obecnej sytuacji.
Dyrektor podszedł do stołka i położył na nim Tiarę Przydziału. Rozejrzał się po uczniach, po czym odwrócił się w stronę Minerwy i kiwnął niezauważalnie głową.
- Bray, Stephan – wykrzyknęła McGonagall, a chłopiec o brązowych włosach i przestraszonym spojrzeniu wręcz podbiegł do stołka. Usiadł, a Minerwa założyła mu Tiarę na głowę. W Wielkiej Sali zapanowała cisza, a każdy wpatrywał się w zamknięte oczy jedenastolatka. Z pewnością było to dla niego trudne, podobnie jak dla reszty pierwszoklasistów. Dopiero co miesiąc temu przeżywali podobny stres, żeby Dumbledore zafundował im kolejny. Ku przerażeniu Lily, przydział zdawał się trwać o wiele dłużej, niż pamiętała. Zazwyczaj Tiara ledwo dotknęła głowy ucznia, a już wiedziała, dokąd go przydzielić. Tym razem wydawało się, jakby chciała przeczytać całą historię jego życia.
Wreszcie po dwóch, niezwykle długich minutach, Tiara wykrzyknęła:
- Hufflepuff!
Chłopiec niemal odetchnął z ulgą, po czym na trzęsących nogach powędrował z powrotem do swojego stołu.
- Byron, Cecelia. – McGonagall wywołała kolejna osobę. Tym razem była to malutka, jasnowłosa dziewczynka. W porównaniu do chłopca szła pewnym krokiem, jakby wiedząc, czego się spodziewać. Po paru minutach Tiara przydzieliła ją do Hufflepuffu, czyli tam, gdzie należała. Kolejne osoby przydzielane były w miarę szybko i nim Lily się spostrzegła, do stołka zaczęli podchodzić uczniowie z domu Ravenclaw. Jeżeli chodziło o Puchonów, tylko garstka z nich – szczególnie ci starsi – zmieniła swoje domy.
Zaczęła się trząść, kiedy nadszedł czas na Lissie. Remus widocznie drgnął, gdy McGonagall wywołała jego dziewczynę. Szła powoli i zanim Tiara znalazła się na jej głowie, rzuciła przyjaciołom lekki uśmiech. Lily zacisnęła kciuki. Była szansa, że przyjaciółka trafi do Gryffindoru. Wiele by za to dała, mimo że zdawała sobie sprawę, że Lissie zdecydowanie bardziej pasowała jako Krukonka.
- Ravenclaw! – wykrzyczała Tiara Przydziału po niecałej minucie. Na twarzy Roshid wykwitł szeroki uśmiech, wyraźnie się też rozluźniła. Remus za to westchnął przeciągle. Najwyraźniej nie tylko Lily miała nadzieję, że Lissie trafi do ich domu. Chociaż za jakieś pół godziny może okazać się, że ona i jej przyjaciele zostaną przydzieli do innego. Zadrżała na samą myśl.
Po dziesięciu minutach nadeszła kolej Patricka, więc Lily wstrzymała powietrze. Chłopak ewidentnie się stresował, więc chcąc go jakoś wesprzeć, pokazała kciuk do góry. Nie uszło to uwadze Dorcas, która złapała przyjaciółkę za rękę. Liy uśmiechnęła się z wdzięcznością, a jej wzrok szybko powędrował ku Smithowi.
- Ravenclaw!
Nie wiedzieć czemu, odetchnęła z ulgi.
W miarę kiedy zbliżała się ich kolej, czas zdawał się płynąć nieubłaganie wolno. Właściwie nie wiedziała, czy bardziej denerwowała się, że sama trafi do innego domu, czy to, że przyjaciele się rozejdą. Poza tym Tiara, kiedy Lily miała jedenaście lat, zastanawiała się nad przydzieleniem jej do Ravenclawu. Na samą myśl oblał ją zimny pot.
Wreszcie nadszedł czas na Gryffindor. Z uwagą wpatrywała się w koleżanki i kolegów, którzy po kolei siadali na taborecie. Jess trafiła do Hufflepuffu, przez co Lily aż zadrżała. Spojrzała na dziewczynkę, na twarzy której zaczęły pojawiać się łzy. Szybko jednak się otrząsnęła i pomaszerowała w kierunku swojego nowego domu. Wpatrywała się w Jess, czując ogarniający ją smutek.
- Lily, nie płacz.
Dopiero po paru sekundach zdała sobie sprawę, że po policzkach pociekły jej łzy. Spojrzała na Remusa, który wyciągnął w jej stronę paczkę chusteczek. Przyjęła jedną z wdzięcznością.
Nie mogła uwierzyć, że ta mała, biedna dziewczynka trafiła do Hufflepuffu. Przecież dopiero co zaczęła zdobywać koleżanki, o przyjaciołach nie wspominając. Do tej pory pamiętała jej radość, kiedy we wrześniu Tiara mianowała ją Gryfonką. Lily miała jedynie nadzieję, że tym razem uda jej się zdobyć bardziej wartościowe przyjaciółki, które nie będą wytykały jej palcami, jak teraz.
- Black, Syriusz.
Spojrzała na przyjaciela uśmiechającego się łobuzersko. No tak, Łapa nawet w najbardziej stresującym momencie potrafił znaleźć pozytywy. Podszedł pewnie do taboretu, a po paru minutach z powrotem siedział na swoim miejscu. James klepnął go po plecach, a Dorcas uśmiechnęła uroczo. Syriusz spoważniał dopiero, kiedy McGonagall wywołała kolejną osobę.
- Evans, Lily.
Dziewczyna westchnęła głośno, po czym wstała i szybko skierowała się ku środkowi Wielkiej Sali. Czuła na sobie spojrzenia ludzi, ale kiedy tylko usiadła na taborecie i usłyszała w głowie głos Tiary, poczuła się kompletnie odprężona.
- Znów się spotykamy, panno Evans – powiedziała Tiara. – Dokładnie pamiętam każdą osobę, którą przydzieliłam. Zastanawiałam się wtedy pomiędzy Gryffindorem a Ravenclawem. Tym razem nie mam żadnych wątpliwości, dokąd cię przydzielić, mimo że się zmieniłaś. Och, naprawdę bardzo się zmieniłaś.
Co chcesz przez to powiedzieć?, pomyślała Lily, czując odrętwienie.
- Tym razem postrzegasz nie tylko rozumem, panno Evans, ale także sercem. Gryffindor! – wykrzyknęła od razu, nie dając Lily nawet sposobności o dokładne wypytanie. Dziewczyna szybko zdjęła Tiarę i ruszyła do przyjaciół. Miała nogi jak z waty, a kiedy ponownie usiadła przy stole Gryfonów, niemal zemdlała z ulgi. Stres przyszedł dopiero, gdy McGonagall wywołała Remusa.
Z ręką na sercu mogła przyznać, że te paręnaście minut, kiedy Tiara przydzielała jej przyjaciół, były jednymi z najbardziej stresujących w jej życiu. Na szczęście Remus i Dorcas najwyraźniej niewiele się zmienili od ukończenia jedenastu lat, bo wylądowali znów w Gryffindorze.
- Pettigrew, Peter.
Lily przeniosła spojrzenie na podenerwowanego Petera. Szedł szybko, a w jego ruchach dało się wyczuć coś szczurzego. Chłopak ostatnio kompletnie się oddalił od wszystkich i nikt nie wiedział dlaczego. Pytała się Remusa i Jamesa, ale kiedy temat schodził na Pettigrew, wzruszali tylko ramionami i ją zbywali. Podsłuchała kiedyś rozmowę Jima z Syriuszem. Mówili, że próbowali z niego wyciągnąć przyczynę jego zachowania, ale podobno ich wtedy wyzywał i zakazał wtrącania w nieswoje sprawy.
- Slytherin!
Evans wybałuszyła oczy. Była całkowicie zaszokowana. Popatrzyła najpierw na Petera, a potem na Anne, która niemal się zakrztusiła.
- Co, do cholery? – zapytał Syriusz dość głośno, przyciągając na siebie uwagę innych. Pettigrew rzucił im jedynie wrogie spojrzenie, po czym powoli powędrował w stronę stołu Ślizgonów.
Lily nie miała czasu przejmować się dalej ewidentną zmianą Petera, ponieważ kolejną osobą na liście był James. Kiedy więc McGonagall go wyczytała, a ten poszedł w stronę Tiary, bezwiednie zacisnęła pięści.
- Oddychaj – szepnął jej do ucha Remus po jakiejś minucie. – Lily.
Dziewczyna mimowolnie wzięła głęboki wdech, ale nadal usilnie wpatrywała się w Pottera. Widziała dokładnie jego zmarszczone czoło, jakby siedziała metr, a nie paręnaście metrów dalej. Miała zaciśnięty żołądek, który niemal podchodził jej do gardła. Teraz już znała przyczynę własnego stresu. Nie chodziło ani o to, że ona pójdzie do innego domu, ani nawet nie chodziło o rozdzielenie przyjaciół. To James miał być tam, gdzie Lily.
Niemal wieczność trwało, nim Tiara wykrzyknęła „Gryffindor".
Evans odetchnęła głęboko i mimowolnie się uśmiechnęła. James wyglądał, jakby z jego barków zdjęto wielki ciężar. Kiedy szedł z powrotem do stołu, patrzył prosto na nią, a Lily nie potrafiła odwrócić wzroku. Nawet gdyby chciała. Te czekoladowe tęczówki przyciągały niczym magnes. Wreszcie James usiadł koło Łapy, ale kontakt wzrokowy zerwali dopiero, kiedy Syriusz klepnął go mocno w plecy. Potter syknął cicho w odpowiedzi, a Lily natychmiast popatrzyła na swoje ręce. Miała niesamowicie interesujące palce. Nie wspominając już o czerwonych rumieńcach na policzkach. Znowu.
Wisborn również została przydzielona do Gryffindoru.
Kiedy nadeszła pora Ślizgonów, Lily całkowicie się rozluźniła. Wykrzesała z siebie nawet delikatny uśmiech posłany do Meadows. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo była wyczerpana. Tym bardziej że dochodziła już godzina dwunasta. Musiała jeszcze przygotować się na wtorek na zajęcia, nie wspominając o kolejnych dniach. Chociaż w tym momencie marzyła jedynie o długim prysznicu i krótkiej drzemce...
- Lilka!
Usłyszała szept Łapy, który dodatkowo kopnął ją pod stołem w nogę.
- Hej! – warknęła cicho, mrużąc gniewnie oczy. – To bolało.
- Sorka – uśmiechnął się przepraszająco. – Chciałem ci tylko powiedzieć, że wieczorem spotykamy się u nas w dormitorium. Musimy omówić parę spraw, a szczególnie powiedzieć, co wiemy o Peterze.
Evans pokiwała powoli głową.
- Dobrze, ale – przerwała na moment – czemu mówisz tylko mi? Przecież wszyscy będą w tym uczestniczyć, nie?
Szukając odpowiedzi, popatrzyła na resztę. Dorcas i Anne od razu pokiwały głowami, James tylko machnął ręką, a Remusowi zadrgały kąciki ust w lekkim uśmiechu.
- Wszyscy słyszeli. Tylko ty byłaś jakaś nieobecna ciałem. Czyżbyś się zakochała, Lilka?
Syriusz poruszył wymownie brwiami, przez co policzki Lily znów nabrały nienaturalnie czerwonego koloru. To było zdecydowanie za dużo jak na jeden dzień.
- Jesteś głupi, Black.
Łapa nie odpowiedział na zaczepkę, bo coś skutecznie odwróciło jego uwagę. Lily powędrowała za wzrokiem przyjaciela i z zaskoczeniem zauważyła jego brata zmierzającego powolnym krokiem do Tiary Przydziału. Regulus wydawał się kompletnie skupiony i opanowany, ale dziewczyna mogłaby przysiąc, że widziała jego lekko drżące ręce. Siedział wyprostowany, a w głowie Lily przez moment pojawiła się myśl, że zazdrości mu tej dostojnej postawy, którą zapewne ćwiczył od dziecka.
Kolejne zdarzenia potoczyły się wręcz błyskawicznie. Ktoś z tyłu głośno kichnął, jednocześnie przerywając gęstą ciszę, druga osoba z zaskoczenia upuściła szklankę, która z hukiem rozbiła się o posadzkę, aż wreszcie Tiara Przydziału wrzasnęła na całą Wielką Salę:
- Gryffindor!
Od dzisiaj Regulus Black był Gryfonem.
Moim zdaniem ten rozdział to jeden wielki zwrot akcji. A co Wy o nim sądzicie? :)