Raise the Dead

By MonicHunter

99.3K 6.2K 449

Życie nigdy nie rozpieszczało Avalon Brown. Najpierw śmierć jej rodziców, gdy miała sześć lat, potem poczucie... More

Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Rozdział osiemnasty
Konkurs "Skrzydlate Słowa" - wyniki

Rozdział siedemnasty

4K 291 37
By MonicHunter

Avalon

Słyszę ciche pukanie do drzwi. Nie muszę nawet pytać kto to, bo wiem, że po drugiej stronie stoi Harper.

– Śpisz? – pyta, zaglądając przez uchylone drzwi.

– Nie.

Podnoszę się i siadam, gdy ta wchodzi do środka. Obserwuję jej płynne ruchy, gdy przemierza pokój. Wygląda jak bogini, gdy jej satynowy szlafrok rozwiewa się na boki i odsłania długie, zgrabne nogi. Czarne włosy podskakują przy każdym kroku, wyglądając przy tym idealnie. Nigdy w życiu nie podejrzewałam nawet, że będę miała tak wspaniałą przyjaciółkę. Trochę szaloną i ze zwariowanymi pomysłami, ale zawsze.

Siada na skraju łóżka i mnie obserwuje. Nauczyłam się już, że to nie wróży nic dobrego, zwłaszcza znając jej niecne plany.

– Masz.

Wyciąga przed siebie rękę, którą cały czas chowała za plecami. Trzyma w niej jakiś materiał. Biorę go od niej i rozwijam. To piękna satynowa koszulka nocna z koronkowymi wstawkami. Czuję, jak rumienię się na jej widok.

– Po co mi to? – pytam, nie będąc do końca pewna, czy chcę znać odpowiedź.

– Nie gadaj tyle, tylko zakładaj.

– Co? – piszczę.

Harper przykłada dłoń do moich ust.

– Chcesz ich obudzić?

– No właśnie, a co jeśli Corban nagle zejdzie?

Mam spore wątpliwości, czy jej plan jest aby na pewno dobrze przemyślany.

– Nie zejdzie.

Stanowczość w jej głosie sprawia, że mrużę na nią oczy.

– Skąd ta pewność? – pytam.

– Bo dosypałam mu środki nasenne do piwa.

– Zwariowałaś? – To pytanie jest na pograniczu stwierdzenia.

– Spokojnie. – Uśmiecha się radośnie. Tak, to zdecydowanie szaleństwo. – Nic mu nie będzie. To ziołowe tabletki, którymi nie można się zatruć. Poza tym Corban ma tak twardy sen, że nawet gdyby armata wystrzeliła, on i tak by się nie obudził.

– Więc po co to zrobiłaś?

Odrzucam kołdrę i spuszczam nogi na ziemię.

– Na wszelki wypadek? – Bardziej pyta niż stwierdza. Wzrusza ramionami, wstaje i chwytając moje ręce, zmusza mnie do tego samego. – Dobra, Ava, nie ociągaj się. Misja czeka.

Ta cała misja wydaje mi się coraz głupsza. Rozważam, czy na pewno chcę brać w tym udział, ale Harper już ściąga spodenki mojej piżamy.

– Ej! – Uderzam ją w dłoń. – Co robisz?

– Pomagam ci. Serio Ava, jesteś już gotowa. – Staje, wpatrując się w moje oczy, jakby chciała coś z nich wyczytać. – Od kilku dni nie rozmawiałyśmy o niczym innym. Sama mówiłaś, że chciałabyś się dowiedzieć, jak to jest być z facetem.

– Rozmawiać a wprowadzać w czyny, to dwie różne rzeczy.

Faktycznie, od paru dni Harper próbuje mnie przekonać, że nie ruszę dalej, jeśli nie spróbuję normalnego zbliżenia, które nie będzie mi się kojarzyło z bólem. I tak jak na początku nie chciałam o tym słyszeć, tak w pewnym momencie stwierdziłam, że może mieć rację. Aż dotąd.

– Harper, a co jeśli tylko się ośmieszę przed Coltonem?

– Zwariowałaś? Ślepiec by zauważył, że na ciebie leci.

Nie mam pojęcia dlaczego, ale czuję skurcz w podbrzuszu na tę informację.

– Mimo to, co jeśli nie będzie zainteresowany?

Harper parska śmiechem, a ja nie wiem, co ją tak rozbawiło.

– Colton? Każdy, ale nie on. Krowa by się przed nim wypięła i też pewnie by ją zaliczył. Nie, żeby gustował w zoofilii. Nieważne. – Macha ręką. – Chodzi mi o to, że widzę, jak na ciebie patrzy.

– Jak patrzy? – pytam, gdy ona milknie.

– Pożera cię wzrokiem. – Wzdycha i kładzie dłonie na moich ramionach. – Ava, myślisz, że to wspólne oglądanie filmów, sporadyczne wyjścia z domu, czy choćby upór, że to ty miałaś z nim jechać, to przypadek? Kręcisz go, choć pewnie szybko się do tego nie przyzna. Faceci już tak mają, jeśli o sentymentalną wylewność chodzi. Uwierz mi, że nie znajdziemy lepszego kandydata.

– Wiesz, że to zabrzmiało okropnie? – Unoszę brew. – To tak, jakbyśmy planowały go wykorzystać.

– Bronisz go! – Zabiera gwałtownie ręce i klaszcze w dłonie. – Przyznaj się – dźga mnie palcem w ramię – też ci się podoba?

Nie zastanawiałam się nad tym wcześniej. Coltonowi jestem przede wszystkim wdzięczna. To na pewno. Zrobił dla mnie więcej niż ktokolwiek od śmierci rodziców. Dał mi dach nad głową, otoczył opieką, nie osądzał. To więcej, niż mogłabym od niego oczekiwać. Czy mi się podoba? Możliwe. Tak. Nie wiem. Fizycznie jest bardzo przystojny. Psychicznie, bardzo go lubię. Jednak czy to wystarczy? Jedno czego jestem pewna to to, że uwielbiam jego towarzystwo. Nie czuję jednak tych motyli w brzuchu, o których opowiadały dziewczyny w sierocińcu. Nie mam pojęcia, jak to jest i jak je rozpoznać.

– Harper...

– Przestań pieprzyć i się rozbieraj – nakazuje stanowczym tonem. – Nie mamy wieczności przed sobą, tylko jedną noc.

– Ale że tak przy tobie?

– Chyba mi nie powiesz, że się wstydzisz? – szydzi. – Mam dokładnie to samo co ty. Dalej, dalej. – Pogania mnie.

Niepewnie chwytam za brzegi koszulki i ją zdejmuję. Słyszę głośne sapnięcie Harper, więc odrzucam materiał na łóżko i zakrywam sobie rękoma piersi. Obserwuję, jak podchodzi do walizki, leżącej pod oknem i przegląda jej zawartość.

– Zakładaj koszulkę, którą ci przyniosłam – rozkazuje, nie przerywając poszukiwań. – Cholera, nic się nie nadaje – mówi pod nosem.

– Co się nie nadaje?

Wstaje i mruży na mnie oczy.

– Całe szczęście przewidziałam taką ewentualność. – Uśmiecha się szeroko i kieruje do drzwi.

– Gdzie idziesz? – pytam.

– Zaraz wracam, a ty się ubieraj. Nie marnuj czasu.

Gdy zamykają się za nią drzwi, zauważam, że drżę. Wzdycham, gdy biorę satynową koszulkę w dłonie. Jest wyjątkowo piękna, ale zupełnie nie w moim stylu. Pieprzyć to! – krzyczę w myślach. Mam dość bycia jedynie własnym cieniem. Chcę zacząć żyć, czuć, bawić się. Chcę być Avalon, a nie wystraszoną młodą kobietą, która drży za każdym razem, gdy ma zrobić coś nowego.

Zakładam koszulkę i prostuję ją. Jest tak delikatna i przyjemna, że zauważam gęsią skórkę na ciele. Podchodzę do wysokiej szafy, na drzwiach której znajdują się dwa lustra. Otwieram szeroko oczy, gdy zauważam w niej piękną dziewczynę. Nie jest już tak chuda, jak zaraz po ucieczce z piekła. Nabrała kształtów i choć jej cera jest blada, z braku promieni słonecznych, to ten odcień idealnie pasuje do koszulki w kolorze fuksji.

Nawet nie zauważam, że Harper wróciła.

– Wyglądasz pięknie – szepcze, gdy staje za mną i przygląda się mojemu odbiciu.– Jeszcze jedno... –Unosi ręce i wyplątuje moje włosy z ciasnej gumki, a gdy opadają mi na ramiona, wsuwa w nie palce i delikatnie przeczesuje. – Teraz jest idealnie.

Uśmiecha się, zadowolona z efektu.

Wypuszczam głośno powietrze z płuc, wiedząc, co zaraz nastąpi. Obracam się w jej stronę i chcę zapytać, czy jest pewna, że to dobry pomysł, gdy wystawia dłoń i macha mi czymś przed twarzą.

– Zakładaj.

Jej chytry uśmieszek mnie alarmuje. Biorę do ręki materiał, rozkładam i zasysam powietrze, gdy orientuję się, że to nic innego jak koronkowe stringi.

– Oszalałaś?

– Chyba ty, jeśli myślałaś, że pozwolę ci tam iść w tych bawełnianych galotach. Po pierwsze – wylicza na palcach – one nie pasują do tej koszulki, po drugie nie masz się co martwić, bo są nowe, po trzecie jakby Colton zobaczył to, co masz na sobie, prawdopodobnie osiągnęłabyś odwrotny efekt do zamierzonego.

Pochyla się, unosi brzegi satyny i zaczyna dobierać się do moich majtek.

– Dobra, już dobra! – Odsuwam się od niej. – Załapałam – syczę. – Umiem się sama przebrać.

– To dobrze – mówi z satysfakcją.

Zdejmuję swoją bieliznę i zakładam majtki, które dostałam od Harper. Wiercę się, gdy czuję cienki pasek wdzierający się między pośladki.

– Jak w tym można wytrzymać? – marudzę, próbując poprawić koronkowy materiał.

– Zostaw to. Za chwilę się przyzwyczaisz. – Ogląda mnie od góry do dołu. – Boże, Ava – klaszcze w dłonie – wyglądasz zjawiskowo. – Wzdycha. – Gdyby nie to, że jednak wolę facetów, poleciałabym na ciebie.

– Dzięki. Chyba. – Wzruszam ramionami.

– Dobra, koniec tego. Pamiętasz, co masz robić?

– Nie – jęczę. – Harper, to się nie uda.

Zrezygnowana, chcę usiąść na łóżku, ale ona mi nie pozwala. Chwyta moje ramiona i nimi potrząsa.

– Przestań! Przestań myśleć i analizować. Zrób to, co ustaliłyśmy, a resztą zajmie się Colton.

Przysięgam, że jak wypychała mnie z pokoju, usłyszałam jak mruczy pod nosem „mam nadzieję". Zaparłam się, gdy docieramy do schodów.

– Nie bądź tchórzem, Avalon. Chyba nie chcesz, żebym cię zrzuciła z tych schodów, prawda?

– A podobno jesteś moją przyjaciółką – oskarżam ją, na co chichocze.

– Jestem i dlatego to robię. – Popycha mnie delikatnie. – No dalej, mała. Wiem, że tego chcesz, tylko się boisz.

– Też byś się bała – mruczę.

– Ja to bym go już dawno ujeżdżała. Nie, że Coltona. – Wypuszcza głośno powietrze. – Nieważne.

Chciałabym do tego wszystkiego podchodzić z takim luzem jak ona. Niestety jestem jednym wielkim kłębkiem nerwów. Zastanawiam się nawet, czy sama nie zrzucić się ze schodów. Biorę jednak głęboki wdech i schodzę. Obracam się, gdy nie słyszę kroków Harper. Stoi w połowie schodów i uśmiecha się radośnie.

– Powodzenia – szepcze. Unosi dłonie i zaciska kciuki.

– Dzięki – mówię cicho i kontynuuję wędrówkę.

W salonie panuje półmrok. Zapalona lampka na komodzie daje niewielkie światło, ale wystarczające, bym nie zabiła się o własne nogi. Po cichu docieram do sofy, na której leży Colton. Zauważam, że śpi i nagle nie wiem co zrobić. Przecież nie obudzę go ot tak, bo mam kaprys. Podejmuję szybką decyzję powrotu do pokoju, ale na szycie schodów zauważam Harper. Pokazuje mi palcem, żebym wróciła do salonu.

– Śpi – szepczę.

Schodzi do mnie i zerka w jego kierunku.

– I? Zrzuć coś, to się obudzi, a wtedy ładnie pochyl się, wypinając tyłek, żeby to podnieść.

– Ładnie? To znaczy?

Wywraca na mnie oczami.

– Serio, laska? – Wzdycha. – Stań do niego tyłem i pochyl się na wyprostowanych nogach. Jak zaświecisz mu tym zajebiście zgrabnym tyłkiem, Colton jest twój.

Obraca mnie i popycha.

– Masz wrócić do pokoju – ostrzegam ją, wytykając palcem.

– Jak już będę miała pewność, że nie zwiejesz.

– Przysięgam, tylko idź już.

Posyła mi całusa i wspina się na górę. Widzę, że znowu się zatrzymuje i zerka w moją stronę, więc pokazuję jej palcem, że ma sobie iść. Chichocze cicho i zmierza do swojego pokoju, ja z sercem w gardle wchodzę do salonu. Zauważam na stoliku pilot do telewizora i metalową miskę, w której mieliśmy owoce. Zastanawiam się, które z nich wybrać i ostatecznie decyduję się na miskę, która na drewnianej podłodze narobi więcej hałasu. Biorę głęboki oddech i zrzucam ją ze stolika. Słyszę poruszenie na sofie, ale nie mam odwagi spojrzeć w tamtą stronę. Pochylam się, tak jak kazała mi Harper i wtedy w salonie roznosi się huk.

Colton

Słyszę szmer dochodzący z okolicy schodów i spinam się na samą myśl o tym, co za chwilę mnie czeka. Przed rozejściem się wszystkich do pokoi przyszła Harper, żeby wtajemniczyć mnie w swój niecny plan. Oczywiście, że kazałem jej spieprzać na drzewo, bo absolutnie nie zamierzam brać w tym udziału. Moje zdanie najwyraźniej obchodzi ją tyle, co zeszłotygodniowa gazeta bulwarowa. Absolutnie nic.

Nie mam pojęcia, co jej strzeliło do łba, że w ogóle pomyślała, iż wezmę w tym udział. Nie wierzę również w ani jedno słowo zapewnień, którymi rzucała, że na ten idiotyczny pomysł wpadła Avalon. I tak jak kusząca jest myśl, o posiadaniu Avy w ramionach, tak nie zamierzam tego robić, bo Harper ma taki kaprys.

Słyszę ciche kroki, więc zamykam oczy w nadziei, że jeśli którakolwiek to jest i zobaczy mnie śpiącego, odpuści. Swój przyśpieszony puls czuję nawet w małym palcu u nogi. Wstrzymuję oddech, gdy kroki ustają przy sofie, na której leżę. Ponownie oddycham, dopiero gdy się oddalają.

Jestem więcej niż pewien, że odwiedziła mnie Ava. Gdyby to była ta intrygantka, pewnie próbowałaby mnie obudzić.

Przekręcam się na bok, pełen nadziei na zaczerpnięcie odrobiny snu, jednak staję się czujny, gdy zamiast kroków stawianych na drewnianych schodach, słyszę szepty. Nie mogę wyłapać z nich konkretnych słów, ale nie mam wątpliwości, że to te dwie diablice.

Boże spraw, by wróciły do swoich pokoi.

Nie mam pojęcia, dlaczego tak tego pragnę. Przeraża mnie myśl, co one kombinują, tak samo jak to, że jeśli Ava będzie cokolwiek próbowała, będę musiał ją odtrącić. Jeśli ma do czegoś między nami dojść, to nie dlatego, że Harper tego chce. Nie ma pieprzonej opcji.

Szepty ustają i gdy mam nadzieję, że odpuściły, słyszę ponownie kroki – jedne do salonu, drugie na szczyt schodów. Nawet nie miałem dotąd pojęcia, że w stresie aż tak wyostrzają się zmysły. Liczę na pieprzony cud, że to Harper idzie mi powiedzieć, że Ava zrezygnowała, jednak nadal udaję, że śpię.

Niepewność sprawia, że w żyłach zamiast krwi czuję adrenalinę. Jestem dziwnie pobudzony i podekscytowany, co nie powinno mieć miejsca. Chcę wziąć głęboki oddech, żeby się wyciszyć, ale wtedy mogę się zdradzić. Jestem przygotowany na każdy scenariusz, jednak gdy w pomieszczeniu rozlega się hałas, reaguję jak na autopilocie i otwieram oczy, by zorientować się w sytuacji. Obok stolika stoi Avalon i wpatruje się w coś leżącego na podłodze. Obraca głowę i zerka na mnie.

Cholera, klnę w myślach, bo wpadłem i już za późno by udawać, że śpię.

– Przepraszam – szepcze. – Nie chciałam cię obudzić.

Oddycham z ulgą na te słowa.

– Nic ci się nie stało? – pytam ze ściśniętym gardłem, gdy dostrzegam, w co jest ubrana.

Ma na sobie koszulkę nocną, ale nie taką zwykłą. Ta z trudem zakrywa jej uda i piersi. Można by powiedzieć, że mało co, kurwa, zakrywa. Harper jest już pieprzonym, chodzącym trupem.

Bez zastanowienia, wycieram kącik ust, bo jestem więcej niż pewien, że się ślinię. Ja pierdolę, tylko ślepiec by tego nie robił na jej widok.

– Nie – odpowiada z lekkim uśmiechem. Staję się czujny, bo mimo mroku, zauważam w jej spojrzeniu coś niepokojącego. – Pozbieram to i już wychodzę.

Chcę jej pomóc, więc podpieram się na łokciu, by wstać, ale dzieje się coś, czego nie przewiduję. Avalon, obrócona do mnie tyłem, pochyla się w efekcie czego, brzeg koszulki podjeżdża do góry, a ja mam idealny widok na jej nagie pośladki.

– Kurwa – jęczę, gdy z wrażenia ręka osuwa mi się z brzegu sofy, a ja zaliczam twarde lądowanie na podłodze.

Zaje-kurwa-biście!

– Col... – Nie kończy, bo gdy zauważa, w jak opłakanym stanie jestem, zaczyna się śmiać.

– Nie krępuj się, poużywaj sobie – mówię przez śmiech.

Avalon podchodzi i kuca, świecąc przede mną piersiami, które wyglądają, jakby miały ochotę wyskoczyć zza cienkiego materiału. Próbuje pomóc mi wydostać się z pościeli, której brzegi przygniotłem własnym ciałem i wyglądam jak w kokonie, ale cholera, nawet nie przychodzi mi do głowy, by podnieść dupsko, gdy mam przed sobą takie widoki.

– Mógłbyś trochę współpracować. – Chichocze.

– Słucham? – pytam, gdyż moje myśli zajęte są zupełnie czymś innym, niż skupianiem się na rozmowie.

– Prosiłam o współpracę, Colton. Podnieś tyłek!

Jej rozkaz robi ze mną coś dziwnego. Mój fiut pręży się, jakby powiedziała co najmniej „wejdź we mnie", więc absolutnie nie mam ochoty teraz na podniesienie się. To będzie jak ścieżka wstydu, gdy zauważy wybrzuszenie w moich bokserkach.

– Poradzę sobie – mówię.

Przedłużam moment wstania najdłużej, jak tylko mogę. Myślę o martwych szczeniakach, ale nawet one nie są w stanie złagodzić erekcji. Szybko przewijam w głowie różne obrzydliwe obrazy i mimowolnie moje myśli zapędzają się do podziemi Knife'a. To studzi moje podniecenie. Nie znika całkowicie, ale mogę ze spokojem się podnieść.

Avalon uważnie mnie obserwuję, gdy podnoszę kołdrę i rzucam ją na sofę.

Odpuść, kobieto. Nie musisz robić tego, co wymyśliła Harper – chcę powiedzieć, ale kładzie dłoń na moim ramieniu, a słowa grzęzną mi w gardle.

Obracam się i staję z nią twarzą w twarz. Nawet ta niewielka ilość światła, która oświetla pokój, wystarczy, by widzieć, jaka jest piękna. Jej lekko rozchylone wargi proszą, aby je całować. I, kurwa, niech mnie piekło pochłonie, jeśli właśnie na to nie mam ochoty.

– Boli cię coś? – pyta z troską.

– Nie, nic mi nie jest.

– To świetnie. – Rozpromienia się. – Bo chyba jednak coś sobie zrobiłam w nogę, jak uderzyłam w stolik.

Jej udawany grymas uświadamia mi, że to ściema.

– Siadaj. Obejrzę ją – proponuję mimo wszystko, postanawiając grać w jej grę.

– Nie! Nie trzeba. – Nagły wybuch wzmaga moją czujność. – Ale... – Zastanawia się chwilę. – Może... Może pomożesz mi dojść do pokoju?

Do pokoju? Co ona, do cholery, kombinuje?

– Może powinien to obejrzeć lekarz? – pytam.

– Co? Nie! – Muszę się mocno kontrolować, by nie wybuchnąć śmiechem. – Wystarczy, jak mi pomożesz. Do rana pewnie przejdzie.

Zastanawiam się, co ma na myśli, mówiąc, że mam jej pomóc... oż kurwa! Im szybciej ją tam zaprowadzę, tym szybciej ta farsa się skończy. Kładę jedną rękę na jej plecach, pochylam się i drugą rękę kładę pod jej kolanami. Unoszę Avę, jakby nic nie ważyła. Piszczy cicho, ale nie protestuje. Obejmuje moją szyję, jakby się bała, że ją upuszczę. Staram się nie myśleć, że prawdopodobnie w tej pozycji jej tyłek świeci golizną. Cholera! A jednak o tym myślę.

Gdybym mógł, pewnie pokonywałbym schody co trzy, żeby jak najszybciej dotrzeć do jej pokoju i wrócić do salonu, by sobie ulżyć. Ta dziewczyna nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak niewiele mi przy niej potrzeba, żeby stracić kontrolę.

Docieramy pod drzwi jej pokoju, więc stawiam ją na nogi. Absolutnie nie wygląda, jakby coś ją bolało. Za to mnie, kurwa, boli. I jeśli szybko nie zrobię czegoś z tym nabrzmiałym problemem, chyba już mi tak zostanie!

Chcę jej powiedzieć „dobranoc", ale mnie ubiega.

– Wiesz, mam do ciebie jeszcze jedną prośbę – mówi, patrząc mi w oczy.

– Jaką?

– Nie wiem jak to powiedzieć, więc najlepiej będzie, jak ci pokażę – mówi tajemniczo.

Otwiera drzwi i gestem ręki zaprasza do środka. Wiem, że będę tego żałował, ale jak cholerny masochista, wchodzę do środka, a ona podąża za mną. Gdy słyszę charakterystyczny dźwięk zamykanych drzwi, obracam się w jej stronę. Wygląda przez chwilę, jakby się nad czymś zastanawiała, aż w końcu rusza w moją stronę. Czy muszę mówić, że nawet nie utyka? Jezu, kurwa, Chryste! W co ja się pakuję?

– Avalon? – pytam ostrożnie.

Nic nie mówi. Staje przede mną i kładzie dłonie na mojej piersi. Spinam się cały, pierwszy raz w życiu marząc, by znaleźć się jak najdalej od niej. Jeśli zostanę, nie ręczę za swoje czyny.

– Colton? – Sunie dłońmi w górę, wzdłuż ramion i dociera do dłoni. Chwyta je i kładzie sobie powyżej piersi. – Chcę, żebyś mnie dotykał.

Jej wyznanie sprawia, że zasysam powietrze. Chcę zabrać ręce, jakby jej skóra mnie parzyła, ale w mojej głowie rozbrzmiewają słowa Harper, żebym nie próbował jej odtrącić, bo może zamknąć się w sobie.

– Nie rozumiem, Ava.

Rozumiem, ale liczę na to, że jednak myśli o czymś zupełnie innym niż ja.

Nie myśli.

Robi krok dzielący nasze ciała. Staje na palcach i całuje mnie. Zabieram ręce i chwytam ją w pasie. Mam w dupie to, że czuje właśnie, jak bardzo podniecony jestem. Całuję ją powoli i delikatnie. Jęk, jaki wypuszcza w moje usta, sprawia, że przestaję racjonalnie myśleć. Wędruję dłońmi wzdłuż jej talii, by zjechać nimi niżej. Zatrzymuję się na pośladkach, gdy Ava wsuwa dłonie pod mój T–shirt. Ten dotyk parzy, sprawia mi wręcz przyjemną torturę. Ściskam jej pośladki, na co piszczy.

To sprawia, że natychmiast trzeźwieję. Nie mogę jej tego zrobić.

Zabieram ręce, kładę na jej ramionach i delikatnie ją odsuwam. Widzę zdezorientowanie błądzące w jej oczach, więc ostatni raz składam pocałunek na jej ustach.

– Dobranoc, Avalon.

Odchodzę, zanim zmienię zdanie.

– Colton. – Słyszę jej szept, gdy docieram do drzwi.

Odwracam się i zamieram. Koszulka nocna leży u jej stóp, a Ava stoi naga. Mój fiut boleśnie pulsuje. Widok jej idealnego ciała sprawia, że z mózgu robi mi się papka i zapominam języka w gębie.

– Zostań ze mną – prosi.

Nie zastanawiając się wiele, podchodzę do niej, zgarniam w ramiona i całuję. Nie jest to pocałunek wygłodniałego neandertalczyka, wręcz przeciwnie. Jest powolny, pieszczotliwy, intymny... Chyba nigdy dotąd nie zdążyło mi się całować dziewczynę z taką namiętnością, niemal czcią. Jest to dla mnie tak samo nowe, jak dla Avy. Odrywam się od niej, gdy zaczyna brakować nam powietrza. Brak jej warg na moich jest niemal bolesny.

Wiem, że muszę być delikatny, jeśli chcę jej pokazać, czym jest prawdziwy seks. W przeciwnym razie możemy się nie tylko cofnąć o krok, ale zaprzepaścić wszystko, co do tej pory osiągnęliśmy.

Obracam ją do siebie tyłem. Odgarniam włosy z ramienia i składam tam delikatne pocałunki. Nigdy nie zwracałem uwagi na to, jak pachnie kobieta, ale ona... To coś zupełnie innego. Nie jest jak większość lasek, które do tej pory spotykałem i posuwałem. Z nimi skupiałem się na własnej przyjemności, teraz sam chcę ją ofiarować.

Niepewnie obejmuję dłońmi jej piersi. W sumie nie wiem, na jaką reakcję liczyłem, ale z całą pewnością nie taką, że nie ucieka ode mnie z krzykiem. Opiera plecy o moją klatkę piersiową, odchyla głowę i zamyka powieki.

– Jeśli posunę się za daleko...

– Dam ci znać – kończy, przerywając mi.

Te trzy słowa w zupełności mi wystarczą. Biorę oba sutki między palce i sprawiam, że stają się twarde. Cichy jęk opuszcza jej słodkie usteczka, gdy drżącą dłonią sunę w dół po jej idealnym brzuchu. Karcę się w myślach, bo zachowuję się jak pieprzony prawiczek. Muszę być zdecydowany, jeśli nie chcę by i ona się wahała. Zatrzymuję dłoń przy jej pępku, który kilkakrotnie okrążam opuszkiem palca, a gdy ponawiam wędrówkę na południe, instynktownie napiera tyłkiem na mojego nabrzmiałego fiuta. Chce się wycofać, ale jej nie pozwalam delikatnie, acz stanowczo kładąc dłoń na jej podbrzuszu i przytrzymując w tej pozycji.

– Nie bój się – szepczę. – To dowód na to, jak mnie podniecasz.

Przygryzam płatek jej ucha, gdy kończę mówić. Pręży się, kładąc dłonie na moich udach, delikatnie je ściskając. Mam wrażenie, że spodnie dresowe, w których położyłem się do spania, zrobiły się nieprzyjemnie ciasne. Chcę się ich natychmiast pozbyć, by poczuć jej nagą skórę, ale rezygnuję. Przyjdzie na to jeszcze czas.

Uświadamiam sobie, że zdecydowanie za dużo analizuję, co może doprowadzić do tego, że popełnię jakiś błąd, który ją zrazi. Zamykam oczy i skupiam się na dotyku.

Jej gładka skóra wręcz mnie zaprasza i kusi jak syreni śpiew. Docieram do miejsca, gdzie powinny być włoski, ale ich tam, kurwa, nie ma! Płaczę wewnętrznie i przeklinam cholerną Harper. To z całą pewnością jej, pieprzona, sprawka. Wie doskonale, że podnieca mnie, jak kobieta jest pod tym względem zadbana, a ja podczas lizania jej cipki nie muszę przedzierać się przez busz. Oczywiście całą sytuację pogarsza Avalon, która napiera na mojego fiuta i się o niego ociera, gdy pocieram palcem jej łechtaczkę. Słyszę, jak stara się stłumić jęki, więc mówię:

– Jeśli chcesz, to krzycz, Avalon. Nie tłum tego, co czujesz.

– Nie mogę – sapie, ciężko oddychając.

Wiem, o czym prawdopodobnie myśli.

– Harper i Corban śpią – zapewniam, chociaż mam nadzieję, że Harper przez jej jęki i krzyki nie zmruży dziś oka. To by była najlepsza zemsta za to, jak nas wmanewrowała w tę sytuację.

Avalon odsuwa od siebie moje dłonie. Chcę zaprotestować, ale nie mam szans, gdyż obraca się do mnie przodem, chwyta brzegi mojej koszulki i próbuje ją ze mnie ściągnąć, więc szybko jej w tym pomagam. Jestem przekonany, że na tym poprzestanie, ale gdy zabiera się za spodnie, chyba jestem w czymś w rodzaju szoku. Zsuwa je do kolan, a następnie szybko sam je skopuję i odrzucam... gdzieś. Kto by się przejmował pierdołami w takiej chwili? Ava kładzie dłonie na moim brzuchu i sunie nimi w górę. Odchylam głowę i przymykam powieki, chcąc delektować się tą pieszczotą. Przypomina to bardziej rekonesans, ale w jej przypadku mi to nie przeszkadza. Gdy dociera do bioder, jestem więcej niż pewien, że dłużej już nie wytrzymam. Chwytam ją za pośladki i unoszę. Piszczy, jednak nie protestuje. Owija nogi wokół mojego pasa. Bokserki, które nadal mam na sobie, niemal zadają mi ból, gdy fiut pulsuje, szukając spełnienia.

Podchodzę do łóżka i kładę ją na nim. Podkurcza nogi, próbując się przede mną ukryć.

– Nie rób tego – błagam. – Jesteś zbyt idealna, żeby wstydzić się własnego ciała.

Nie słucha, więc pochylam się i rozdzielam jej kolana, sam moszcząc się między jej nogami.

– Colton? – pyta z wahaniem, gdy pochylam się, chcąc poczuć jej smak.

– Nie wycofuj się, Ava. Nie teraz.

Mam nadzieję, że nie wyłapuje rozpaczy w moim głosie. Nie jestem pewien, które z nas potrzebuje tego bardziej.

Nie mówi nic więcej i nie protestuje. Zerkam raz jeszcze na jej twarz pełną obaw i przejeżdżam językiem wzdłuż jej warg sromowych. Porusza biodrami na ten kontakt. Robię to jeszcze raz i jeszcze, a gdy zaczyna się wiercić, przyciskam język z większą mocą, odnajdując wzgórek, który powinien dać jej rozkosz. Liżę go i ssę, dostając nagrodę, o jakiej nawet nie marzyłem.

– Colton...

Moje imię wypływające z jej ust jest jak narkotyk. Wpadam w trans i muszę w pewnym momencie przytrzymać jej nogi, które usilnie próbuje ze sobą złączyć. Wije się i zgarnia prześcieradło w pięści. Jest bardzo blisko orgazmu, a przynajmniej tak mi się wydaje. Nie pozwalam jej jednak dojść. Nie beze mnie. Jakiś czas temu wyłączyłem w swoim mózgu funkcję analizy, więc prostuję się i szybko pozbywam się bokserek. Avalon uważnie mnie obserwuje, po czym po chwili obraca wzrok. Jestem pewien, że przeraziłem ją, ale dostrzegam to, na co patrzy. Na szafce nocnej koło łóżka leży srebrne zawiniątko. Prezerwatywa. Nie wiem, czy mam za to dziękować Harper, Avalon, Bogu, czy krasnalom, ale z wdzięcznością ją dosięgam, rozdzieram folię i zakładam na fiuta.

Pochylam się, opierając ciężar ciała na łokciach. Jedną dłoń kładę na jej policzku i wpatruję w oczy pełne zaufania, chcąc zapamiętać to, jak doskonale wygląda, leżąc pode mną. Niezauważalnie biorę wdech, bo zdaję sobie sprawę, że będzie to dla nas najważniejszy pierwszy raz; dla niej w dosłownym tego słowa znaczeniu, dla mnie, bo to nie będzie jedynie szybki numerek, jakich dotąd doświadczałem.

– Colton – dyszy Avalon. Jej ciężki oddech zdradza jej podenerwowanie. – Chcę tego.

– Avalon... Nie chcę cię do niczego zmuszać – mówię, bo muszę mieć, pieprzoną, pewność, że nie robi tego, tylko wyłącznie z mojego powodu.

Kładzie ręce na moich ramionach, a kciukami kręci maleńkie kółka, które przyprawiają mnie o ciarki. Dopadają mnie wątpliwości. Nie jestem pewien, czy nie lepiej byłoby poczekać.

– Nie zmuszasz. Chcę to zrobić. – Patrzy mi prosto w oczy. – Z tobą – dodaje.

Czy ja myślałem właśnie o jakimś czekaniu? Pieprzyć to!

Wsuwam rękę pod jej plecy i czuję brzegi poszarpanej blizny. Nie są one dla mnie problemem. To część jej, które pokocham tak, jak resztę tego cudownego ciała. Przyciągam ją bliżej siebie, bo boję się, że zapędzę się na temat, który wszystko zniszczy.

Całuję jej obojczyk, ramię, szyję... Chcę odciągnąć uwagę od bólu, jaki za chwilę poczuje. Najwyraźniej udaje mi się to, bo kładzie dłonie na mojej twarzy i przyciąga ją do pocałunku. Nie potrzebuję specjalnego zaproszenia, by z tego skorzystać. Całuję ją najpierw łagodnie, lecz gdy wsuwa smukłe palce w moje włosy i delikatnie za nie pociąga, pocałunki stają się łapczywe. Nie czekam dłużej, czując potrzebę znalezienia się w niej. Ustawiam główkę penisa tuż przy wejściu do pochwy. Waham się przez sekundę lub dwie, ale gdy nie słyszę sprzeciwu, wsuwam powoli zaledwie główkę. Przestaję ją całować, czując nagłą zmianę. Jest pasywna, co bardzo mi się nie podoba.

– Ava? – rzucam niepewnie.

Chcę, żeby na mnie popatrzyła, ale tego nie robi. Powieki ma mocno zaciśnięte, a po policzkach płyną łzy. Bez chwili namysłu wychodzę z niej i klękam. Zgarniam jej kruche ciało w ramiona i mocno przyciskam d siebie, gdy ona rozpada się w moich ramionach.

– Przeprasza – mówię. – Tak bardzo cię przepraszam.

Kołyszę nami, by dać nam ukojenie. Chcę, żeby coś powiedziała. Pragnę wiedzieć, jakie myśli kotłują się teraz w jej głowie. Ból ściska moje serce, bo od samego początku wiedziałem, że to fatalny pomysł. Nie powinienem do tego dopuścić. Nie powinienem kierować się własnymi potrzebami.

Kładę nas na łóżku i sięgam po kołdrę, którą przykrywam nasze nagie ciała. W kółko powtarzam jej, jak bardzo mi przykro i jak błagam ją o wybaczenie. Głaszczę jej włosy, gdy czuję niewielki ruch.

– To ja przepraszam – szepcze, niemal niesłyszalnie, obejmując mnie w pasie. – Myślałam, że jestem już gotowa.

Udręka w jej głosie praktycznie mnie zabija.

– Nie, kochanie. To nie powinno zajść tak daleko.

Dopiero gdy kończę mówić, uświadamiam sobie, jak ją nazwałem. Spodziewam się jakiegoś wybuchu paniki, odtrącenia, czy całej gamy innych negatywnych reakcji, ale nic takiego się nie dzieje. Zamiast tego przysuwa się do mnie jeszcze bliżej, wtulając twarz w zagłębienie mojej szyi.
– Zostaniesz ze mną? – pyta.

– Jak długo będziesz chciała – odpowiadam.

Ściskam ją mocno i całuję w czubek głowy. Wiem, że potrzebuje chwili, żeby się pozbierać, więc nic więcej nie mówię. Przytulam ją i pocieram ramię, by wiedziała, że jestem tu dla niej. Już zawsze będę, jeśli tylko mi na to pozwoli, bo niezaprzeczalnie zakochałem się w Avalon Brown.

Continue Reading

You'll Also Like

2.5K 173 31
Spin off pierwszej części rodzina monet- Co by było gdyby... Pisane z perspektywy Liama (Shane'a) Hardy, czyli starszego bliźniaka. Ogólnie będą pers...
13.3K 1.5K 34
[Uczestnik konkursu "skrzydlate słowa"] Ambar to popularna w szkole 17-latka. Jej życie jest pozornie idealnie, wszyscy chcą być tacy jak ona. ...
115K 2.1K 33
Gdyby historia Hailie Monet i Adriena Santana zaczęła się na niefortunnej kolacji? 16-letnia Hailie zostaję postawiona przed faktem dokonanym. Czy zd...
5.4K 85 26
Hailie monet po śmierci mamy i babci przylatuje do pensylwanii do swoich braci. Zakochuje się w jednym ,ale nie ma odwagi mu tego powiedzieć. Gdy pe...