Rodzice stali, wpatrując się w swojego syna i Michaela, pozornie przyjaciela Luke'a. Liz ogarnęła się jako pierwsza. Uśmiechnęła się do męża i kiwnęła głową. Oboje wyszli, Andrew z otwartą buzią.
Luke i Michael spłonęli na twarzach. Spojrzeli po sobie przerażonym wzrokiem. Odsunęli się od siebie jak oparzeni. Mike próbował dłońmi wyprostować koszulkę, podciągnąć spodnie. Przeczesał jakoś swoje włosy, które dalej wyglądały jakby poraził je piorun. Tak samo jak Luke, miał spuchnięte usta. Przejechał po swoich wargach językiem, chcąc je zwilżyć. Luke także próbował przywrócić swój wygląd do normalności. Żadnemu z nich się nie udało, oboje wyglądali, jakby właśnie przeżyli swój pierwszy raz.
Cali spoceni i czerwoni czmychnęli na górę, do pokoju Luke'a.
*
Ella tego dnia wychodziła ze szpitala. Mike właśnie ubierał swoje trampki. Przez całe dwa dni unikał rodziców blondyna jak ognia. Teraz, gdy wychodził z jego domu, mógł odetchnąć z ulgą.
Wsiadł do autobusu. Nie było już sensu jechać do szpitala, więc skierował się od razu do domu szatynki. Dawno w nim nie gościł, bo jak nie siedział w jej szpitalnej sali, to gościł u Luke'a. Poza tym, nie ciągnęło go wracać do pokoju Elli.
Przekroczył próg domu i odwiesił bluzę na wieszak. Naokoło panowała przeraźliwa cisza. W powietrzu unosiły się drobinki kurzu, które oświetlały smugi światła wpadającego przez okno. Zielonowłosy poruszał się dość wolno i ostrożnie. Kierując się do salonu, zobaczył torby szatynki. Musiała już wrócić. Bez pośpiechu wkroczył do salonu.
Przy stole siedziała szatynka, a naprzeciwko niej Tom z Wandą. Nie rozmawiali. Ojciec Elli wpatrywał się w swoje dłonie. Miał zaciśnięte wargi, oddychał głęboko, ale niespokojnie. Unikał spojrzenia innych. Było czuć od niego skruchę. Po policzkach matki ciekły łzy. Nie wydawała żadnego dźwięku, siedziała. Czasem nerwowo oblizała usta. Natomiast Ella była niewzruszona. Według Michaela przybrała minę zimnej suki, jaką miała w zwyczaju robić, gdy wiedziała, że jest na wygranej pozycji. Założyła nogę na nogę, była wyprostowana. Zmrużyła lekko oczy, unosząc jedną brew. Uśmiechnęła się głupawo.
- Nie odpowiesz mi? – Teraz Mike zauważył, że przyjaciółka także miała łzy w oczach. Spostrzegł to, przez jej łamiący się głos. Podciągnęła nosem i dodała – Wiedziałam. Jesteś tchórzem. Zwykłym sukinsynem. Tak kurewsko cię nienawidzę. – Ostatnie zdanie wysyczała. Brzmiała bardzo jadowicie, przez co Mike wytrzeszczył oczy i drgnął niezauważalnie. Jego ciało przeszły ciarki. Przeczuwał, że coś złego się wydarzyło lub ma się wydarzyć. Nie był pewny, czy ktokolwiek go zauważył, a bał się poruszyć, czy co gorsza odezwać. Jego wątpliwości przerwała Wanda:
- Mike, słońce. – Spojrzała na niego czerwonymi oczami. Jej twarz była spuchnięta. Wyglądała źle. W tym momencie czwórka pozostałych oczu również zwróciła się w jego stronę. – Może chcesz coś do picia? Zrobię ci herbatki.
Kobieta wstała od stołu i podążyła w stronę kuchni. Mike zrozumiał, że on także miał się za nią udać. Wiedział też, że kobieta specjalnie zaproponowała mu coś, by tylko mieć możliwość oderwania się od całej sytuacji.
Michaela ominęła wcześniejsza kłótnia między Ellą, a jej ojcem. Na jego szczęście i nieszczęście. Zielonowłosy bardzo pragnął dowiedzieć się, co było powodem, dla którego szatynka chciała odebrać sobie życie. Gdyby wrócił piętnaście minut wcześniej, nie musiałby się więcej nad tym głowić. Teraz pozostało mu zastanawianie się nad słowami przyjaciółki i dlaczego powiedziała, że nienawidzi Toma. Dotąd myślał, że był on jej wzorem. Szanowała go i traktowała jak mało kogo. Miała z nim lepszy kontakt niż z mamą. Więc co się teraz porobiło. Wszystko zostało wywrócone.
- Michael... - szepnęła kobieta. Jej ręce się trzęsły, więc Michael sam zabrał się za robienie herbaty. Ona nie była w stanie. Usiadła na krzesło. – Nie wiem, jak ci to powiedzieć. Jesteś także naszym synem, ale – tu zielonooki przełknął głośno ślinę – to chyba będzie zadanie Elli. Sama musi dojść do tego, by wszystko ci wyjaśnić. Proszę, nie naciskaj na nią. Wszyscy jesteśmy rozbici. To trudna sytuacja. – Mimo jej stanu, mówiła spokojnie. Była już dojrzałą kobietą, doświadczoną w każdej dziedzinie życia. Przeszła wiele, wiele widziała. Mike cenił ją, nie zamierzał ignorować ani jednego jej słowa.
Pokiwał twierdząco głową, na znak, że zrozumiał. Postawił przed nią kubek ciepłego trunku, a sam zasiadł naprzeciwko. Z salonu znowu nie dobiegały żadne dźwięki, co przerażało chłopaka. Ciszę zagłuszało tylko prawie niesłyszalne siorbanie herbaty.
*
Jutro następny?
Trzymajcie się, xx