Nazajutrz zgłosiło się dwóch ochotników. Pracownik Sił Zbrojnych, Igor Ławicz, ten odważny i napakowany. Drugiego ochotnika ciężko było znaleźć. Wszyscy siedzieli w kątach z podkulonymi ogonami i nie odzywali się. Wreszcie, wciąż pogrążona w żałobie, żona byłego premiera, odważyła się wyjść przez szereg. Stary uprzedził ich o długości wyprawy, a także o tym, że jak się nie uda, to dwóch kolejnych z nim pójdzie. Ale wygoda i rozpieszczenie tym ogromnym schronem stłumiło rozsądek, i zlekceważyli te słowa. Był to bardzo zły ruch...
Stary zabrał dwójkę do swojego "pomieszczenia gospodarczego" i ubrał w profesjonalny, pełny i nowoczesny stalkerski ekwipunek. Zadziwienie jakością wyposażenia, wzmożeli swoją czujność, jakby alarmowa kontrolka zapaliła się im z tyłu głowy. "Pan" zaczął tłumaczyć zasady i wręczył broń: karabiny, pistolety, parę granatów, a także noże. Wdowa była spostrzegawcza, na szczęście całego obozu rządowego. Zauważyła jeden, ale bardzo ważny szczegół.
Wymówek, żeby jeszcze choć trochę przeciągnąć czas wyjazdu jest mnóstwo. Chociażby zahaczenie, jeszcze raz, o... wychodek. Była do dobra wymówka, zwłaszcza dla tak ważnej osoby, dla której służy się, niech jej będzie jak najlepiej. Pani premierowa ukradkiem skierowała się do P.O. premiera (tego jeszcze nic nie zabiło) i prezydenta, a następnie wyszeptała:
-Nie ufajcie. Nie wrócimy. Ma krew, świeżą, na nożu.
Te słowa zdziwiły ich, a potem rozległ się donośny głos:
-Halo ! Wychodzimy !! Już !!!
Stalkerzy podreptali w kierunku wrót. Wzięli głęboki wdech, potem wydech. Komora się zamknęła, a wrota otworzyły. Od blasku słońca zmrużyli oczy i wyszli na górę.
Tymczasem korzystając z nieobecności podejrzanego "Amerykańca" w obozie zaczęto dyskutować: co dalej ?? Były też rozważania na temat słów starego: "ATRAPA tunelu rządowego" i "piekielny tunel" wydawały się bardzo niepokojące... ale czy prawdziwe ? Słowa wdowy też zaniepokoiły "górę" wyprawy. Czy stary chciał ich poprowadzić na śmierć ? A może po prostu był przygotować teren wyprawy, oczyścić z legowisk mutantów i po drodze spotkał jednego z nich. Przecież samoobrona to rzecz jak najbardziej słuszna, a także ludzka. Ciężko było cokolwiek ustalić, nie mieli bowiem nad nim kontroli, nie wiedzieli co on robi, gdzie, i jak. To on nimi rządził, a może nawet pomiatał. Nimi, osobistościami, których jedna decyzja mogła zniszczyć wszystko... i w sumie to zrobiła. Byli mu posłuszni, bo on wydawał się coś wiedzieć o tym, co mają zrobić, żeby przeżyć. Oskarżyć go też nie sposób, nie mieli dowodów, było zbyt dużo wątpliwości, więc żeby się nie narażać, nie mogli go otwarcie oskarżyć. Byli na to zbyt uzależnieni od niego. Jedynym pomysłem, który narodził się w tym popsutych przez emocje i szok mózgach, było morderstwo. Ale z czynami, trzeba było się jeszcze raz zastanowić, a najlepiej zaczekać. Do tego momentu, w którym wróci stary. Pytanie z iloma osobami...
Tymczasem na górze troje stalkerów okrążyło dom i podążało w kierunku lasu, który już nie był lasem tylko pieńkami i powalonymi drzewami. Ale to nie wyglądało na robotę bomby atomowej, tej amerykańskiej, tylko na coś zupełnie innego. I dużo starszego. Ciężki ekwipunek bardzo spowalniał wyprawę, a dodatkowe rozważania, w milczeniu, dwojga z nich, co będzie dalej, nie przyspieszały. Wśród drzew słychać było jęki potworów, którzy pewnie przed wojną już tu byli, bo jacyś... tacy dojrzali byli. O ile stary przechodził z obojętnością, taki przyzwyczajony, tak wdowie zbierało się chyba na płacz. A dumny mężczyzna tylko uginał się przy akompaniamencie wycia.
Ivan, bo tak mu było na imię, słyszał takie jęki przez całe dzieciństwo i dobrze pamiętał jak wilki porwały jego rodzeństwo, a następnie matkę. I choć później zabijał je, razem z ojcem, i przestał się bać, tak te dźwięki były jakby inne. Głośniejsze, dłuższe i bardziej przenikliwe. Bał się, mimo swojej odwagi. Nagle stary strzelił bez zapowiedzi. Rozległ się głośny jęk, a następnie trzask łamanych gałęzi. Gdy odwrócili się w tamtą stronę, grube cielsko akurat z hukiem wylądowało na twardej ziemi. Trup na miejscu. Zadziwieni byli umiejętnościami starego, jednak każda fascynacja czymś, lub kimś lepszym, budzi strach. Jeśli coś w post-apokaliptycznym świecie jest silniejsze od ciebie, to najprawdopodobniej chce cię zabić. Oni jednak tego nie wiedzieli, a Ivan, mimo podejrzeń, cieszył się. Ze starym byli bezpieczni. Lena, nadal odczuwała brak swojego męża, a także pełna podejrzeń ze względu na swoje obserwacje, spoglądała na starego z obawą. Mikhaił nie uśmiechał się, był sam w sobie skryty. Nie obchodziły go sprawy obozu. Śmiało można powiedzieć, że był bardzo niechętny do przybyszów i było to widoczne. Także to, że żył sam, na odludziu przez tyle lat. Przecież każdy normalny człowiek po tylu latach zwariowałby z łatwością, a on ? Z każdą chwilą ciszy, po każdej chwili przemyśleń obawy wzrastały. Nagle samotnik odezwał się:
- Jak wam się u mnie podoba ?
- Jest wspaniale-prędko wypalił Ivan.-Ja naprawdę pana podziwiam. A można się spytać, dokąd idziemy ?
- Nie można- burknął stary.- A tobie jak się podoba, pani ? Jakoś tak w ciszy idziesz, coś cię niepokoi ?
- Niepokoi mnie cały świat wokół. Jak my mogliśmy coś tak pięknego jak Ziemia przed katastrofą zmienić w gruz, taki jak tu ?
- Akurat to miejsce to raczej nie wasza wina. Nawet kiedy przyjechałem tutaj pierwszy raz, było tu tak samo strasznie, tak samo upiornie -zaczął Mikhaił, a w jego oczach widać było po raz pierwszy emocje: smutek i żal.- Sami nie wiedzieliśmy, co tu się działo przed 1976 rokiem.
- A co się mogło stać ? - spytała Katherina.
- Niedaleko stąd, rozgrywają się nieustanne wojny. Choć po waszych wybrykach to już się chyba skończyły.
- Ale... oni prowadzili wojny między sobą, a my między sobą. - zaczął nieśmiało Ivan.
- Tylko wasza wojna była, trochę bardziej "światowa" - uciął stary i w milczeniu szli dalej.
Ivan szedł w ciągłym niepokoju. W niepokoju przed światem wokół, ale też przed starym i celem ich podróży. Nawet nie mógł nawiązać kontaktu wzrokowego z Leną. Za każdą próbą kontaktu przeszywał go wzrok Mikhaiła. A przecież oddalić się byłoby czymś głupim. Niby mieli sprzęt, ale to inżynier tunelu znał okolice, a poza tym cała ekipa, także ta, która została w tunelu, była zdana na łaskę i niełaskę ich przewodnika. A to jego wyprawa, więc odejście mogłoby został bardzo źle odebrane.
Wreszcie dostali się na jakiś plac, który kiedyś mógł być osiedlem. Rozejrzeli się i zauważyli właz pod jedną z ścian, a raczej czymś co było ścianą. Znaczek radioaktywności na nim nie zachęcił ich zbytnio do wizyty, a mina Ivanowi i Lenie zrzedły jeszcze bardziej, kiedy stary otworzył właz, szarmancko wyciągnął rękę i wskazując na drabinkę powiedział:
-Panie przodem.
-CO ?- zakrztusił się Ivan ze złości. Nie widzisz tego znaku na klapie ? Chyba po coś tam jest.
-Po pierwsze nie krzycz na mnie, po drugie mamy pełny ekwipunek stalkerski, a po trzecie, byłem tam wiele razy; Jak widać, wciąż żyję.-ze stoickim sposobem odparł Mikhaił.
-Jak tam byłeś, to po co Ci jesteśmy ?- mniej pewnym już głosem spytał Ivan.
-Dowiecie się na końcu wyprawy.-wyjaśnił Stary. Po czym dodał:
-W sumie ten koniec to będzie nowy początek. A przynajmniej taką mam nadzieję.
Zeszli już w milczeniu. Tunel okazał się kanałem ściekowym. Po pas w nieokreślonej brei, a tuż nad głową sufit. Głową zajmowało im wiele różnych pytań, każdemu inne, ale wszystkich nurtowało pytanie: Skąd wzięły się tu te ścieki ? Wyglądały raczej na świeże. Poza tym rzeka miała prąd, więc coś musiało do niej wpływać. Wkrótce skręcili w boczną odnogę i stracili grunt pod nogami.