Tajemnica

By KasiaAS

142K 8.3K 1.1K

Moje życie może wydawać się okrutne a ja głupia. Sama pcham się w niebezpieczeństwa bo tak podpowiada mi inst... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
To nie rozdział - to nominacja ;)

Rozdział 6

4.7K 283 26
By KasiaAS

Wróciłam do domu nad ranem. Siedziałam w lesie kilka godzin w kompletnym szoku. Po tym jak udało mi się opanować po przemianie w jak się okazało pięknego jasnego orła sawannowego... zwariowałam od nowa. Nie jestem nawet pewna jak to się stało, że z powrotem stałam się człowiekiem, ale jestem pewna, że sobie tego nie wymyśliłam. Nie wiem, czemu jestem po prostu... Oh no nie mogło mi się to przyśnić! Kurwa jakie to było fajne!

Co prawda latanie mi nie wyszło. Tak. Próbowałam. Jednak tylko chwile bo znów na cos wpadłam i się przemieniłam. A potem po prostu w szoku siedziałam do rana na zimnej, mokrej ziemi. Będę chora. Super.

Po powrocie poszłam spać i dopiero teraz wstałam. Jest godzina 13:46. Dziwne, że nie spałam dłużej. Serio. Byłam wykończona jak tu wlazłam. Rodzinka się do mnie nie odzywa, nie wiem czy tata w ogóle wie. Ale to w sumie mi na rękę.

Podniosłam się z łóżka i skoczyłam pod prysznic. Byłam dziwnie radosna jak na to wszystko co się działo wokół mnie. Po umyciu się ubrałam krótkie dżinsowe spodenki i bluzkę z krótkim rękawkiem w białym kolorze z napisem ,, Wildworld ''. Akurat wtedy kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Wzruszyłam ramionami nie przejmując się kto to. Tylko z początku, bo krzyk mojej mamy z dołu dał mi do zrozumienia kto to mógł być.

Z drugiej strony... Rin dał mi do zrozumienia, że to nie o mnie im chodzi. Po co więc mam się w to mieszać? A niech się sami męczą.

Postanowiłam zająć się czymś ciekawszym. Musiałam to sprawdzić bo przez całą noc o tym myślałam... no dobra tej nocy myślałam tylko o tym jak to się stało, że jestem cztery razy mniejsza, mam pióra i skrzydła zamiast rąk. Już nie wspominając o dziobie. Jednak chciałabym to powtórzyć. Naprawdę. Jakbym wiedziała jak to bym... O rzesz kurwa mać!!! A co jeśli to Rinor mi to zrobił!? CO ZA SKURWIEL!

Wystrzeliłam z pokoju jak oparzona lecąc schodami na dół i do salonu gdzie z rodzicami kłóciła się pani Kasia. Rin stał z boku, a kiedy mnie zobaczył chyba lekko się uśmiechnął. Oj ja ci pokarze. Czy wierzyłam w czary? Oj tak. W stu procentach po tym co przeżyłam. Niech teraz on poczuje moje czary.

- Myślisz że to było śmieszne?!

Wszyscy zwrócili się w moją stronę, a chłopak jakby bardziej się uśmiechnął. A więc jednak!

- Przestraszyłam się! Mogłeś ostrzec czy coś!

Przez chwile widziałam zakłopotanie w jego oczach. Ale ignorując to po prostu wzięłam wazon ze stołu i wylałam na zaskoczonego Rina. Dupek.

- Wsadź sobie gdzieś te swoje czary, ja się w to nie bawię. I oddaj mi mój naszyjnik!

- O co ci chodzi?!

Nie wytrzymałam, no po prostu facet mnie wkurza. Więc wyszłam. Tak. Po prostu wyszłam. Z salonu powędrowałam prosto do swojego pokoju. A tam rzuciłam się na łóżko oddychając głęboko.

Jak mógł zamienić mnie w ptaka?! Ygh...! Matko! A mi się to podobało...

Walnęłam z całej siły w ścianę i zaczęłam machać rękami jak wlezie. Byłam kurwa zła. Zła do czasu aż nie zapiekły mnie oczy i nie zatrzymałam się by odpocząć. Za moją ręką powędrowała jasna biała poświata... dokładnie taka jak wczoraj za ręką Rinora... Machnęłam w druga stronę i tam również pojawiła się linia. Nadymałam się jak żaba zatrzymując powietrze w płucach. Po trzech sekundach dziwne linie zniknęły ale ja nie wypuszczałam powietrza. Czułam... przerażenie i zaciekawienie.

Dopiero po kilkudziesięciu sekundach zorientowałam się, że musze oddychać i oddając powietrze z płuc opadłam z powrotem na łóżko. To było co najmniej dziwne...

+++++

Pani Kasia i Rinor już poleźli, ale o dziwo chyba udało im się dogadać z rodzicami. Szok. Myślałam, że z nimi nie da się dogadać. Zniknęli, a ja siedzę uziemiona u siebie. Nie tylko dlatego, że oblałam wodą gościa i ponoć coś mu ukradłam, ale tez dlatego, że na dworze jest tak strasznie duszno. Moje domysły się sprawdziły i kiedy wyjdę bez naszyjnika od księżyca na dwór to robi mi się duszno, ciężko, nie mogę normalnie myśleć. Wkurzające. Musiałam to sobie wszystko przemyśleć, ale i tak nie jestem tego wszystkiego pewna.

Słyszałam jak Pani Kasia opowiadała o wiedźmach. Ale ja nie jestem jak Rin. Blizny mam na prawej dłoni, nie na lewej jak Rinor i jego kumple, niedobrze mi w dzień, nie w nocy, gadam z księżycem i... i moje źrenice zmieniły kształt. Co prawda według Rinora, naszego speca od czarowania... dureń i tyle... to i on i ci jego koledzy z bliznami też mają inne źrenice. Ponoć w kształcie sześciokąta foremnego. Ale kto by dał mi to sprawdzić nie?

Byłam pewna, że z tego co mówili byłam do nich podobna, jednocześnie całkiem inna. Po prostu muszę się dowiedzieć czym jestem i już. Ale nie od nich. Muszę to albo odkryć sama, albo... buu... no nie wiem, może zapytam tych kumpli Rina. Kto wie, może z nimi lepiej się dogadam...

- Dorotka! Rose! Kolacja!

Super. Akurat nie mam ochoty widzieć mojej rodzinki. Zeszłam jednak na dół i nie wiedząc czemu bez słowa usiadłam do stołu. Od razu zdałam sobie sprawę z dziwnego zapachu rozchodzącego się po salonie i tego mętnego uczucia w powietrzu... dziwne. Ostatnio wszystko jest dziwne.

- Rose wież już?

Zerknęłam na radosną Dorotę siadającą naprzeciw mnie i zapominając o dziwnym zapachu. Wciąż na nią patrząc pokręciłam głową przecząco.

- Jestem wiedźmą.

Nic mnie to nie obchodziło. Nie czekaj... czyli jednak?

- A czy przypadkiem wczoraj nie uważałaś tego za coś nie możliwego? Za coś co nie istnieje i ponoć jest jakimś moim żartem?

Mama weszła i podając wszystkim jedzenie sama się dosiadła lekko uśmiechając się do męża.

- Nie jestem pewna czy to wszystko to prawda, ale to co widziałam...

Tata pokiwał głową na co Dorota się ożywiła.

- Jeszcze dwa tygodnie do moich urodzin i będę umiała tak jak Rin rzucać zaklęcia.

Biorąc gryza kanapki z pasztetem rzuciłam siostrze ciekawe spojrzenie. Zaśmiała się na co mi ode chciało się jeść.

- Wiesz zastanawiało mnie to czemu mi się przytrafia cos tak fajnego...

Wykręciłam oczami i kontynuowałam jedzenie. Nic co mówi mnie nie obchodzi... tak udało mi się zjeść całą kanapkę. Potem wstałam i przerywając jej westchnęłam.

- Dziękuję za kolację, była pyszna. Siostrzyczko... skąd oni wiedzą że jesteś wiedźmą?

Prychnęła.

- To oczywiste. Nasza babcia nią była i przeszło na mnie. Na starszą i silniejszą wnuczkę.

Pokiwałam głową.

- Mamo, tato... mogę jutro nie iść do szkoły? Kiepsko się czuję, a to wszystko co się wydarzyło...

- Nie ma takiej opcji. Nie będziemy się tłumaczyć z tego, że wagarujesz.

Natychmiast uderzyła we mnie dziwna fala frustracji.

- A jak Dorota chce sobie iść do galerii zamiast na matematykę to się kurwa zgadzacie?

- Nie tym tonem.

Moja matka po prostu mnie nie cierpi. Tylko czemu? Sprawdzałam. Nie jestem adoptowana, nie pokrzyżowałam jej planów, bo kurwa ich nie miała oprócz tego by mieć dwójkę dzieci. Dwie dziewczynki co się dobrze uczą i są grzeczne. Ups... może tu tkwi problem.

- Źle się czuję. Nie mogę iść jutro na lekcję... proszę.

Starałam się spokojnie bo kolejny szlaban mi nie na rękę. Tym razem zwróciłam się do ojca, który z westchnięciem zaprzeczył.

- Zgadzam się z twoją matką. Nie wyglądasz źle, a nawet bym stwierdził przeciwnie. Dorota ma dobre oceny w szkole ty masz zaległości i problemy. Bez żadnego ''ale'' idziesz jutro do szkoły.

Nie sprzeczając się bardziej po prostu wróciłam do siebie. Bez naszyjnika nie dam rady... po prostu nie dam. Rodziców nie przekonam, muszę coś wymyślić.

+++++

Następny dzień rozpoczął się w cudowny sposób. Rodzice wołali mnie na dół, a ja nie szłam. Znowu wołali, a ja znowu nie szłam. Raz ojciec wszedł by na mnie nawrzeszczeć, ale ja zamknęłam się w łazience i nie dał rady się tam dostać, a z racji tego, że nie miał czasu bo się spieszył po prostu odpuścił i razem z matką pojechali do pracy zostawiając mnie samą i rzucając mi na odchodne, że dom ma być wysprzątany i zrobiony obiad jak wrócą bo inaczej kolejny szlaban.

Czułam się naprawdę głupio robiąc to wszystko. To znaczy sprzeciwianie się rodzicom i w ogóle... rzadko tak robię, no nie w taki sposób.

Złapałam za kolejny talerz i zaczęłam go myć niebieskim zmywakiem.

Głowiłam się wczoraj po kolacji czemu tak nagle wszyscy uwierzyli w te wiedźmy i w ogóle. Przecież to nie dorzeczne! Kurde jednego dnia zaprzeczają, drugiego są zachwyceni... i ten durny zapach... wkurza mnie. Choć wyszorowałam cały dom nie mogę się go pozbyć.

Umyty talerz włożyłam do zmywarki i odetchnęłam ciesząc się, że to już koniec. Zajęło mi to wszystko co najmniej trzy godziny. A jeszcze obiad...

Szybko podeszłam do stojącej w kącie lodówki i zerknęłam by wymyślić co na obiad. Nic tam konkretnego nie było... muszę chyba polecieć po zakupy i dopiero wtedy...

- Kurwa mać! Słońce!

Nie ma mowy ja po żadne zakupy nie idę! Czy ja jestem pieprzonym wampirem?!



***



Sześć rozdziałów i wciąż coraz to nowe pytania i coraz bardziej wkurzona bohaterka. Zobaczmy jak się to dalej potoczy już niedługo.

Dziękuję i pozdrawiam KasiaAS. <3 

Continue Reading

You'll Also Like

1.4M 46.6K 95
Wrócił, jednak go nie znali. Jego imię, pochodzenie, przeszłość. Nic nie było o nim wiadome. Więc, dlaczego siał postrach wśród mieszkańców? Vivienne...
5.3M 14.8K 4
Młoda, niewinna i zawsze poukładana Hailie Monet w przykrych okolicznościach dowiaduje się o tym, że ma aż pięciu starszych, obrzydliwie bogatych, wł...
21.6K 1.3K 54
No tak ogólnie to witam wszystkim w tym gównie! ❤️ Jeżeli zauważycie jakieś błędy ortograficzne czy cuś to bardzo przepraszam ❤️
959 88 9
Uwaga! Występują krwawe, brutalne sceny, morderstwa, tortury, nieco przekleństw oraz choroby psychiczne, więc jeśli jesteś wrażliwa/wrażliwy na tego...