*Sylwia*
Postanowiłam zrobić sobie herbaty. Może to mi pomoże. Zeszłam na dół i zapaliłam światło w kuchni. Szczerze mówiąc nie lubię ciemności, a teraz cały dom rozprzestrzeniał się nocą. Przechodziły mnie dreszcze. Lekko pisnęłam. Dlaczego? W kuchni zobaczyłam Artura. Płaczącego z sińcami pod oczami, wyrzutem sumienia i ewidentnym żalem do samego siebie.
-Naprawdę?-szepnęłam.
-Dlaczego aż tak mnie obwiniasz?-zapytał słabo.
-A co święty jesteś? Po części cię obwiniam. Po prostu mam do ciebie ogromny żal-wydusiłam.
-Wiem że...-przerwałam mu.
-Nie, ty nic nie wiesz-wtrąciłam.
-Właśnie wiem.
-Jesteś tego pewny?-łzy napływały mi do oczu-Czemu jej to zrobiłeś?-słona ciecz zaczęła wypływać.
-Sam nie wiem...-znów mu przerwałam.
-Maja była dla ciebie zabawką? Nigdy nie baw się się uczuciami, bo to nie ty będziesz cierpieć.
-A ona będzie?-zadał głupie pytanie.
-Chyba nie myślisz, że będę ją oszukiwać.
-Nie o to mi chodzi. Po prostu ja ją kocham...-przerwałam.
-Tak ją kochasz, że byle dziewczyna ci tę miłość z głowy wybiła-powiedziałam ironicznie.
-Zdałem sobie sprawę, że moje serce należy do Majki-powiedział.
-Kiedy? Wczoraj. Wiesz co, nie mam ochoty na rozmowy-podeszłam do czajnika i zaparzyłam wodę na herbatę.
-Sylwia-szepnął.
-Milcz-podniosłam ton.
Z gorącym napojem poszłam do pokoju i położyłam się ponownie w łóżku. Pijąc herbatę wspominałam moje niedawne zapoznanie z Mają, wszystkie chwile z nią spędzone, a teraz leży w szpitalu. Pozwoliłam słonym, powolnym i intensywnym łzom lecieć po moich policzkach.
~~~~~~~~~~~~~~~~~
Już niedługo tysiąc !!