...(Anastazja, rano)...
Budzik w telefonie zadzwonił mi o godzinie wpół do dziewiątej. Szybkim ruchem ręki wyłączyłam to coś i niechętnie zwlokłam się z łóżka. Podeszłam do szafy i zabrałam stamtąd outfit na dzisiejszy dzień. A dokładniej mówiąc szary sweterek i podziurawione jeansy.
Zabrałam to do łazienki i zabrałam się za poranne czynności. Kiedy skończyłam wszystko, przebrałam się i związałam włosy w kitek. No więc teraz czas na to przeklęte sprzątanie. Udałam się na dół po ścierkę do wycierania kurzu i zaczęłam sprzątać. Ogarnięcie całego domu zajęło mi około godzinę, a samo odkurzanie prawie dwie, więc czasu zostało mi niewiele. Więc zgarnęłam szybko torbę oraz kurtkę i wybiegłam z domu ówcześnie informując mamę gdzie jadę. Biegiem ruszyłam w stronę domu Mai, a kiedy dotarłam na miejsce zdyszana zadzwoniłam dzwonkiem i czekałam aż mi otworzą. Po paru minutach uśmiechnięta blondynka jak gdyby nigdy nic otworzyła mi ze spokojem drzwi.
- Co się szczerzysz? Autobus nam zaraz odjedzie! Chodź! - zawołałam i chwyciłam ją za ramię.
- Ej, wyluzuj. - zaśmiała się Maja i zatrzymała mnie. - Nie jedziemy autobusem.
- A niby czym? - burknęłam poprawiając sobie kosmyk włosów opadający na moją twarz.
- Hejka Nastuś! - zza drzwi wyszedł uśmiechnięty od ucha do ucha Charlie.
Na moment serce mi stanęło. Zmierzyłam go dokładnie wzrokiem aby upewnić się, że to na pewno on.
- H-hej? Co ty tu robisz? - zapytałam się spoglądając niepewnie w jego stronę.
- Spędzam czas ze swoją dziewczyną. - powiedział i objął blondynkę w talii. - No wiesz, tulimy się i całujemy, jak te wszystkie parki.
- I wkurzamy się nawzajem. - dodała Maja i odsunęła się od chłopaka zerkając na mnie. - Charlie nas zawiezie i też zrobi sobie zakupy.
- Uhm, sądzisz, że to bezpieczne? - zapytałam po polsku, aby blondyn nie pomyślał, że podważam jego umiejętności prowadzenia auta.
- Jasne, czemu nie? - spytała lekko zdziwiona.
- No bo... tu obowiązuje ruch prawostronny... - wytłumaczyłam co miałam na myśli, a Maja machnęła ręką.
- Przestańcie gadać po polsku. - westchnął blondyn. - Ja wiem, że mnie obgadujecie...
- Poradzi sobie, nie ma wyjścia. - szepnęła, a potem uśmiechnęła się promiennie do swojego chłopaka. - No to jedziemy.
Charlie i Maja usiedli się z przodu w białym Audi, które wypożyczył chłopak na czas pobytu w Polsce. Usiadłam się na tylnym siedzeniu, bo nie miałam wyjścia. Blondyn odpalił samochód i wyjechał spod domu, trzymając się prawej strony jezdni.
- Dawno się nie widzieliśmy, co nie Nasta? - odezwał się po chwili ciszy.
- Mhm. - mruknęłam w odpowiedzi.
Nic nie wspomina o Leo i zachowuje się tak jakby nic się nie stało. A to dobrze.
- Co porabiałaś przez ten czas? Miałaś jakieś przygody? A może operacje plastyczne? - zapytał z ironicznym uśmieszkiem, a ja przewróciłam oczami.
- Skup się na drodze, nie na gadaniu. - odpowiedziałam chłodno, a Charls wzruszył ramionami.
- Spokojnie, ja tylko żartuje. - powiedział w swojej obronie, a ja oparłam się o szybę samochodu i oglądałam widoki za oknem. - Coś straciłaś poczucie humoru, ciekawe czemu...
Parsknęłam krótkim, cynicznym śmiechem.
- Sądzę, że nie muszę ci nic tłumaczyć. - burknęłam patrząc w lusterko, gdzie było widać jego oczy.
Charlie zwrócił wzrok z powrotem na drogę. Zapanowała głucha cisza, w której walczyłam ze swoimi własnymi myślami.
Spytać się o niego, czy nie?
Otworzyłam usta, ale nie wydobyło się z nich żadne słowo, więc natychmiast je zamknęłam. Zacisnęłam pięści, kładąc je na nogach i przygryzłam wargę.
Będę silna. Nie chcę aby potem mu powiedział, że wariuję i nie mogę bez niego żyć, bo z całą pewnością o wszyściutkim co powiem i zrobię dowie się ten debil.
- Co chcecie kupić rodzinie na święta? - zapytał, kompletnie zmieniając temat, za co byłam mu dozgonnie wdzięczna.
- Ja mamie kupię jakąś ładną bluzkę, tacie koszule, bratu perfumy, a siostrze biżuterię. - wymieniła po kolei na palcach Maja.
- A ja... - zaczęłam się zastanawiać, mama zasługuje na swoją własną wyspę, a jedyne na co mnie stać to jakaś marna bluzka czy też wisiorek. - Pewnie jakiś naszyjnik dla mamy, dla taty sweter, a bratu kupię... W sumie to nie mam pojęcia.
- Coś wykombinujemy. - stwierdziła blondynka.
- Ja bym radził kupić dla niego, na przykład... hmm... jakąś bluzę? - zaproponował nasz "kierowca" wjeżdżając do miasta.
- Zobaczy się.
Po kilku minutach, nawigowany przez Maję Charlie, dojechał do galerii. Jakimś cudem udało mu się zaparkować dość blisko wejścia, więc nie było na co narzekać. Tuż obok galerii ustawiona była gigantyczna, bogato ustrojona choinka ze świecidełkami.
Ugh, już niedługo, te święta zupełnie stracą cały czar przez takie przedwczesne jaranie się.
Weszliśmy do środka, gdzie również wisiały lampki, bombki, gwiazdki i jakieś inne świąteczne, kolorowe pierdołki.
- Gdzie idziemy najpierw? - zapytałam, a Maja chwyciła mnie za rękę i pociągła do stoiska z kosmetykami.
- A może mamie kupię jakieś kosmetyki, bardziej się jej przydadzą, bo ubrań ma mnóstwo. - stwierdziła i zaczęła podziwiać każdą rzecz wyłożoną na stoisku.
- Mogłem się tego spodziewać po dziewczynach. - burknął zirytowany Charls i objął blondynkę od tyłu opierając na jej głowie podbródek.
Zerknęłam na nich obydwu i poczułam się strasznie nieswojo. Wyglądali razem ogromnie uroczo, jak taka typowa para, a ja stałam z boku jak sierota, która nie ma pojęcia co ze sobą zrobić.
W końcu Maja wybrała jakąś pomadkę i lakier do paznokci, a Charlie ucieszył się, że nie musi tutaj dłużej stać. Razem chodziliśmy po sklepach i kupowaliśmy różne pierdoły. W wyborze bluzy do brata pomocny okazał się Charlie, który wybrał jakąś jasnoszarą z czarnym napisem po angielsku "everything is a blur" na plecach. Kosztowało mnie to prawie sto złotych, więc mam szczerą nadzieję, że spodoba się bratu. Sweter, który kupiłam dla taty cały był oczywiście w charakterystyczne romby, które mój tata wprost uwielbiał. Maja miała już kupione wszystko, prócz biżuterii dla siostry. Mi także został tylko naszyjnik dla mamy, a więc udaliśmy się do Apart. Ja wybrałam srebrny naszyjnik z serduszkiem, a Maja złotą bransoletkę ze znakiem nieskończoności.
- Po tych świętach będę spłukana... - stwierdziłam wychodząc ze sklepu obładowana torbami.
Niestety, nie miałam swojego własnego służącego od noszenia toreb jak Maja. Charlie okazał się w tej roli wprost doskonały, ale zaczęło mu już brakować rąk.
- Czuję się jak osioł... - westchnął ledwo za nami nadążając.
- Przez to, że jesteś głupi, czy obładowany? - zapytałam uśmiechając się w jego stronę.
Blondynka zachichotała, a Charlie posłał mi mordercze spojrzenie. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i nie zauważyłam, że ktoś przede mną szedł. Niczego nie spodziewająca się ja wleciała w czarnowłosego chłopaka w okularach, któremu wypadły frytki z McDonalda na podłogę.
- Uważaj jak... - warknął w moją stronę, ale urwał kiedy przyjrzał się mi uważniej, jego twarz zrobiła się łagodniejsza.
- Przepraszam, nie chciałam. - burknęłam i podniosłam z ziemi swoją torbę z zakupami, która wylądowała na podłodze.
- Jak masz na imię? - uśmiechnął się w moją stronę i pomógł pozbierać rzeczy, które wyleciały mi z torby.
- Anastazja. - odpowiedziałam chłodno i wyrwałam mu z ręki bluzę, tą którą kupiłam dla brata.
Niezbyt chciałam nawiązywać jakieś nowe znajomość, zwłaszcza z przedstawicielami płci przeciwnej.
- Przepiękne imię. - stwierdził wpatrując się w moje oczy, na co prychnęłam pod nosem.
- Dzięki, dostałam je na urodziny. - powiedziałam ironicznie i wyprostowałam się z dumnie uniesioną głową.
Maja parsknęła śmiechem, a Charlie wpatrywał się w nas podejrzliwym spojrzeniem, gdyż nie miał pojęcia o czym rozmawiamy. Wyminęłam czarnowłosego, ale ten zatrzymał mnie chwytając moje ramię.
- Tu masz mój numer. - wyszczerzył się i wrzucił mi do kieszeni jakąś zawiniętą karteczkę.
A weź spierdalaj...
- Przestań flirtować! - zawołała blondynka uśmiechając się pod nosem, kiedy odsunęłam się od owego chłopaka.
- Zamknij się, wcale nie flirtowałam. - fuknęłam po angielsku, a Charls wzruszył ramionami uśmiechając się przebiegle.
- Weź przestań, bo jeszcze Leo się zrobi zaz... - uciął chłopak, a jego twarz trochę zmieniła wyraz i natychmiast dodał. - Znaczy... Już nie ważne...
Chyba się trochę zapomniał...
- Patrzy się na ciebie. - szepnęła mi na ucho przyjaciółka, więc dyskretnie odwróciłam się i omal nie wlazłam w kosz.
- Raczej na jej dupę. - dodał Charls i lekko zasłonił mnie torbą odwracając się do czarnowłosego chłopaka. - Zaraz się cofnę i mu przypierdolę z lewego sierpowego...
- Wyluzuj, to tylko jakiś chłopak. - stwierdziłam, ponieważ zachowanie blondyna było trochę podejrzane.
- Taa, chcesz powtórkę z rozrywki, jak z Ashtonem? Nie? Więc lepiej idź. - mruknął do mnie, a ja posłałam mu pytające spojrzenie trochę przyśpieszając kroku.
Albo się po prostu o mnie martwi, albo też ma to związek z Leondre. Chociaż w sumie, obydwa stwierdzenia mogą być prawidłowe.
- Nie wszyscy chłopcy to gwałciciele... No chyba, że ja o czymś nie wiem. - powiedziałam w jego stronę, ale on nic na to nie odpowiedział.
Wyglądał na złego, a rzadko go widuję w takiej postaci. Zwykle na jego twarzy gości ironiczny uśmieszek oraz wyraźnie podkreślające jego urodę dołeczki. Teraz miał kamienny wyraz twarzy i trochę chłodne spojrzenie.
- Charlie? - szepnęła Maja wpatrując się w blondyna z troską. - Coś jest nie tak?
- Nie, nic ważnego. - odpowiedział, a więc dziewczyna przestała go męczyć.
Wyszliśmy z galerii, a na dworze było już zupełnie ciemno, mimo, że była dopiero godzina piąta. Razem weszliśmy do auta ówcześnie pakując wszyściutkie zakupy do bagażnika. Charls ruszył spod parkingu i według wskazówek Mai dojechał pod McDonald, który stał niedaleko galerii.
- Dlaczego nie macie McDonalda w galerii? - zapytał chłopak parkując na odpowiednim miejscu.
- Nie wiem, prawdopodobnie dlatego, że jeden jest tuż obok i nie widzą sensu w budowie następnego. - wytłumaczyła blondynka i wszyscy wysiedliśmy z samochodu.
Nasza trójca weszła do fast food'owej restauracji. Natychmiast pokierowaliśmy się do lady i zaczęliśmy dyskutować co kupić.
- Ja chcę cheeseburgera i paczkę średnich frytek, a do popicia coca-colę! - poinformowała Maja Charliego, który miał wszystko zamówić.
- A ty? - zapytał się spoglądając na mnie z uniesioną brwią.
- Zwykłe, duże frytki i paczka kręconych frytek z sosem śmiatanowym i do tego colę o smaku limonki. - wymieniłam na jednym tchu, a Charls jęknął cicho.
- Wiesz ile będziemy musieli czekać za tymi kręconymi frytkami? - burknął niezadowolony, a ja wzruszyłam ramionami.
- Chcę kręcone frytki i koniec. - mruknęłam chłodno, a Charlie westchnął i nic więcej nie odpowiedział.
- Dobra, idźcie zająć miejsce, a ja spróbuję się dogadać z tym gościem za ladą.
Przytaknęłyśmy głowami i wyruszyłyśmy w poszukiwaniu wolnego miejsca dla co najmniej trzech osób. W końcu nam się udało i usiadłyśmy się na kanapach przy oknie. Charls chyba się dogadał bo czekał już z numerkiem przy ekranie wyświetlającym gotowe zamówienia. Faktycznie, trochę długo musiał czekać przez to moje zamówienie, ale nie czułam się winna. Minęło może dziesięć, czy piętnaście minut i wreszcie przyszedł z dwoma, czerwonymi i wypełnionymi po brzegi tacami. Natychmiast zgarnęłam co swoje i oddałam mu kasę za jedzenie. Zabrał ją bez słowa i wszyscy zabraliśmy się za swoje jedzenie.
- Podwójny McRoyal i dziewięć sztuk nuggetsów? - zapytała się zszokowana Maja spoglądając na chłopaka, który delektował się swoim zamówieniem.
- No wiem, nie jestem akurat głodny. - westchnął Charlie i wziął łyka coli.
- Jakim cudem ty jesteś chudszy ode mnie? - zapytałam kończąc swoją porcję dużych frytek.
- Bo chłopaki mają lepszą przemianę materii. - wyjaśnił i mrugnął do mnie jednym okiem.
Zamilkliśmy, a ja skończyłam jeść kręcone frytki. Blondyn zerknął w moją stronę.
- A ja nie rozumiem jakim cudem ty potrafisz jeść tak szybko. - mruknął Charls, gdy dopijałam resztki coca-coli.
- Lata praktyki. - odpowiedziałam.
- Jak kiedyś jadłam z nią pizzę i nakładałam sobie sos na swój kawałek, zapytałam się czy też chce trochę sosu, a gdy na nią spojrzałam okazało się, że zjadła już dwa kawałki. - zaśmiała się pod nosem Maja, a Charlie spojrzał na mnie zaskoczony.
Skończyliśmy temat jedzenia i żartowaliśmy na różne tematy. Dawno się tak nie śmiałam jak tego dnia. W końcu kiedy wybiła godzina siódma stwierdziliśmy, że trzeba się już zbierać. Wyrzuciliśmy śmieci i odłożyliśmy tackę na swoje miejsce. Wpakowaliśmy się do samochodu i wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Charls włączył radio, akurat leciała piosenka Eda Sheerana "Perfect". Podgłośnił jak najbardziej się dało i razem z Mają śpiewali to najgłośniej jak potrafili. Ja siedziałam na tylnym siedzeniu i uśmiechałam się delikatnie patrząc w ich stronę myśląc nad dzisiejszym dniem.
Wszystko było idealne, prócz jednego, małego szczegółu.
Nie było z nami Leo.
Bawiłam się świetnie, ale z nim byłoby jeszcze pięknej i zabawniej. Miałabym przynajmniej do kogo buzię otworzyć, gdy Charls i Maja zaczęliby się miziać, czy coś. No, ale niestety jego już nie ma i nie sądzę, że kiedykolwiek do mnie wróci. Istnieje możliwość, że już się odkochał i mnie nawet nie pamięta. Może znalazł sobie jakąś dziewczynę i wcale za mną nie tęskni. On może mieć każdą, zupełnie każdą, a ja nikogo.
A może jednak...
Wyciągnęłam ze swojej kieszeni zawiniętą kartkę z napisanym numerem telefonu od tamtego chłopaka.
Z jednej strony tego chcę, ale z drugiej coś mnie powstrzymuje... Może to ostrożność? Albo nieznane mi do tej pory prawdziwe uczucia?
Potrząsnęłam głową i zamknęłam swoje powieki.
Nie, to nie może być to.
Zacisnęłam zęby i schowałam z powrotem kartkę do kieszeni, aby później do niej zerknąć.
...(Leondre)...
Otworzyłem powieki równo o godzinie dziewiątej. Nadal obolały zwlekłem się z łóżka i wlazłem do łazienki niczym duch. Niewyspany wziąłem krótki prysznic i uszykowałem się na dzisiejszy dzień, który miałem znowu spędzić z Madison i Hailey.
Pewnie przez całą noc siedziały u którejś w pokoju i obgadywały mnie.
Wyszedłem z łazienki i zgarnąłem ubrania z walizki, które nałożyłem na siebie w żółwim tempie. Ślimaczyłem się, bo tak bardzo nie chciałem widzieć się z Hailey po tym co zrobiłem, że z wielką chęcią cały dzień zostałbym w pokoju. Problem jednak tkwił w tym, że byłem niesamowicie głodny, a wczoraj poszedłem do łóżka bez kolacji. A więc, otworzyłem niechętnie drzwi i wyszedłem na korytarz kierując się w stronę schodów prowadzących na parter. Kiedy znalazłem się na dole, zauważyłem jak wszyscy siedzą przy stole i jedzą śniadanie.
- Dzień dobry... - przywitałem się i za wszelką cenę starałem się unikać kontaktu wzrokowego z Hailey.
- Dzień dobry. - odpowiedzieli mi wszyscy.
Rozejrzałem się wokół za wolnym miejscem, ale jedyne jakie zostało było tuż obok Hailey i Madison.
O nie, nie...
- No chodź, co się tak patrzysz? - powiedziała w moją stronę Hailey i poklepała krzesło obok siebie.
Niechętnie usadowiłem się na nim i nałożyłem sobie na talerz wegańskiego gofra. Zabrałem się za jedzenie, a Hailey przysunęła się do mnie najbliżej jak się dało. Jej udo stykało się ze mną, a jej noga delikatnie ocierała się o moją. Zaczerwieniony na twarzy starałem się ją ignorować i kontynuowałem posiłek.
Dziewczyna chyba była zła, że nie poświęcam jej swojej uwagi, więc dyskretnie wsunęła rękę pod stół i zaczęła trącać palcami moje krocze. Piłem wtedy herbatę, dość gorącą herbatę. Przez jej zaloty wylałem ją na swoje spodnie i jej rękę. Hailey pisnęła chwytając się za dłoń. Wstała od stołu i poleciała do kuchni, gdzie opłukała rękę zimną wodą. Na szczęście jej ręka zasłoniła mnie i tylko trochę herbaty poleciało na moje nogi.
Wszyscy zerkali na zmianę w moją i jej stronę. Chyba nie mieli bladego pojęcia co się właśnie wydarzyło. Tilly zmarszczyła czoło i spojrzała na mnie podejrzliwym wzrokiem. Jej oczy mówiły same za siebie - "ja już sobie z tobą pogadam".
Ona wszystkiego się domyśli...
Kiedy zażenowana Hailey wróciła na miejsce, aby zjeść resztę swojego śniadania, na szczęście nie próbowała już zwrócić na siebie mojej uwagi, więc nie było już żadnych, tego typu wypadków.
Po śniadaniu Tilly zaciągnęła mnie na piętro do swojego pokoju. Czułem, że będzie się o wszystko pytać i to raczej nie będzie zbyt przyjemne.
- Co zaszło między tobą, a Hailey? - zapytała natychmiast, gdy zamknęła drzwi od pokoju.
- Nic takiego. - skłamałem, a Matilda pokręciła głową.
Z pewnością, z nią nie będzie łatwo.
- Jak jeszcze raz będziesz udawać głupiego to ci przywalę. - warknęła i stanęła przede mną. - A więc, jeszcze raz... Co zaszło między tobą, a Hailey?
- Nic! - syknąłem, przez co dziewczyna uderzyła mnie w prawy policzek. - Ałć, Matilda!
- Powiedz szczerze! - rozkazała mi, gdy masowałem swój obolały policzek.
- Nie będę się tobie z niczego spowiadał!
- A więc jednak coś się stało! - powiedziała i dźgnęła mnie palcem wskazującym w pierś. - Leondre... Dobrze wiesz, że ja nikomu nie powiem.
- A-ale ja... - zarumieniony odwróciłem wzrok.
- ...się wstydzę? - dokończyła za mnie, a ja pokiwałem głową. - Dobra, nie naciskam... Ale chyba wiem co się stało... Czy to to, o czym myślę?
- A skąd mam wiedzieć o czym ty myślisz kobieto?! - mruknąłem zirytowany.
- Uprawiałeś z nią seks?! - zapytała prosto z mostu przez co trochę mnie zatkało.
- Może... - powiedziałem, prawie szeptem.
- Wiedziałam... Hailey była w siódmym niebie wczoraj na kolacji i żywo szeptała coś na ucho Madison. Później poszły razem do swoich pokoi i gadały ze sobą prawie całą noc... - na moment przerwała i spojrzała na mnie pełnym troski wzrokiem. - Czy ty coś do niej czujesz?
- Nie... - odpowiedziałem wpatrując się w podłogę.
- Leo... Tak nie można, nie rozumiesz? Nie mówię już o tym, że masz aby siedemnaście lat, ale tu chodzi o miłość. Uprawiając z kimś seks musisz czuć coś do drugiej osoby, nie może to być tylko i wyłącznie kwestia pożądania i chwilowego kaprysu... Pomyślałeś o tym, co może czuć Hailey? Może niepotrzebnie robisz jej nadzieję na związek. A gdy jej powiesz, że nic do niej nie czujesz, to myślisz, że co? Nie będzie cierpieć? Mylisz się. To może być nie wiadomo jaka dziwka, która daje się każdemu chłopakowi, ale wszyscy bez wyjątków, nawet taka dziewczyna, mamy uczucia.
- Tilly, j-ja wiem, ale... - nie wiedziałem co odpowiedzieć, więc usiadłem się na jej łóżku.
- Tu chodzi o Anę, prawda? - moja siostra uśmiechnęła się krzywo stojąc tuż przede mną. - Chcesz o niej zapomnieć i myślałeś, że to ci pomoże?
Byłem zaskoczony, że Matilda zna mnie aż tak dobrze i dokładnie wie co czuję.
- Aż tak widać?
- Nie... Ale jak ktoś cię zna i umie czytać z twoich oczu i gestów, to bez problemu to zauważy. - stwierdziła dziewczyna, a moje oczy napełniły się łzami.
- Matilda, ja tęsknię... - w końcu to powiedziałem.
Myślałem, że powie coś w stylu "A nie mówiłam" czy "Miałam rację", ale ona tylko podeszła bliżej i mnie przytuliła. Pozwoliłem moim łzom płynąć i odwzajemniłem ten gest. Tego mi tak bardzo brakowało.
- Spokojnie... Skoro tak bardzo tęsknisz, to napisz do niej. - poradziła mi siostra.
- A-ale m-minęło już m-mnóstwo czasu, nie s-sądzę, że jeszcze chce m-mnie znać. - powiedziałem krztusząc się swoimi łzami.
- Jeśli tego chcesz, to to zrób. Lepiej żałować, że coś się zrobiło, niż żałować, że czegoś się nie zrobiło. - stwierdziła Matilda gładząc mnie po głowie. - Dasz radę...
- Ale kiedy j-już zaczniemy pisać, to t-to uczucie, ten b-ból, znowu wróci. Ona mnie r-rani, strasznie rani, ale nadal chcę w to b-brnąć. - zacisnąłem ręce na plecach Tilly, która nie przestawała mnie przytulać.
- To się nazywa miłość, nadal nie rozumiesz? Miłość polega na bólu, ale także i na szczęściu. Anastazja daje ci i to i to, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Musisz stać się silniejszy i zrozumieć to uczucie. - odsunąłem się od siostry i wytarłem swoje łzy, a Tilly udawała, że ich nie widzi.
Nic nie odpowiedziałem, tylko patrzyłem przed siebie pustym spojrzeniem.
Mówiła zupełnie jak Charlie...
- Dziękuję. - szepnąłem i wyszedłem z jej pokoju udając się do siebie.
Wziąłem do swojej ręki telefon i wybrałem numer do Charlsa. Odebrał dopiero po dłuższej chwili.
- Znowu kogoś przeleciałeś, że dzwonisz? - zapytał chłodno.
- Zamknij się... Jak na zakupach? - spytałem bawiąc się sznurkiem od bluzy.
- A doskonale! - powiedział wesoło. - Wróciliśmy z godzinę temu i Nasta zostanie na noc!
- Oh...
Znowu miałem ochotę się rozpłakać...
- Szkoda, że ciebie nie ma. Jako piżamę ma za dużą czarną bluzę i zakolanówki. Z pewnością by ci się spodobał jej wygląd... - powiedział odrobinę ciszej, a mi zabiło mocniej serce.
- Błagam, zrób jej zdjęcie. Chcę zobaczyć ją jeszcze raz. - poprosiłem błagalnym tonem.
- No nie wiem... W końcu nie chcesz jej dłużej znać i to byłoby nie w porządku... - stwierdził blondyn.
- Charlieee! - jęknąłem, a on zaśmiał się złowieszczo pod nosem. - Ty nie masz tam za dobrze? Spędzasz czas z dwoma dziewczynami sam na sam...
- Ty też, ale Maja i Nasta to przynajmniej nie są dziwki i ja ich nie gwałcę... - prychnął.
- Ja też nikogo nie gwałcę. - warknąłem przez telefon.
- Taa... - mruknął, po czym dodał. - Niedługo będę musiał lecieć, bo robią nam kolację w kuchni i myślą, że się kąpię...
- CHARLIE! - usłyszałem głośny krzyk gdzieś w tle. - NATYCHMIAST ZŁAŹ NA DÓŁ I POMÓŻ NAM W ROBIENIU KOLACJI!
Przez moment zamarłem, to na pewno był głos Anastazji. Nie mogłem pomylić jej z nikim innym.
- Ojć, sam słyszałeś, muszę lecieć. - zaśmiał się nerwowo.
- Czekaj!
- Taak, nie martw się, wyślę ci jej zdjęcia... - westchnął zrezygnowanym tonem. - Chociaż boję się, po co ci one są.
- Dobrze wiesz, że chce ją po prostu zobaczyć... - mruknąłem zdenerwowany pod nosem, a mój przyjaciel zaśmiał się.
- Tak, tak, ja wiem. - odpowiedział i rozłączył się.
___
3559 słów
Hm, rozdział taki sobie, ale za to dość długi...
No, ale mam nadzieję, że się podoba.
A no i zapomniałam wspomnieć, że jak czytałam co sądzicie co się wydarzy w następnej części to zastanawiałam się czy Wy przypadkiem byście nie napisali lepszej drugiej części ode mnie. xD
Mieliście mnóstwo wspaniałych pomysłów.
Piszcie co sądzicie w komentarzach <3
Pozdrawiam,
~xXNatalie