Sasuke zaczął działać rankiem, gdy tylko Itachi opuścił dom. Korzystając z faktu, iż przebywał tylko z matką, która - jak się okazało - faktycznie coś pichciła, odezwał się:
- Ta wasza rozmowa z nocy...
Kobieta uniosła wzrok na syna.
- To nie jest nic, czym powinieneś się przejmować, Sasuke.
- Jak sądzisz, na czym ma polegać ta misja brata? - spytał chłopak. - Niby miał ją mieć, a wczoraj przebywał z Shisuim.
- Nie mam pojęcia - odparła. - Sam mówił, że jest ściśle tajna. Czasami się tak zdarza, że nic się na to nie da poradzić i...
- Tak ściśle tajna, że nie może powiedzieć o niej nawet rodzinie? - przerwał jej Sasuke. - Nie sądzisz, że nii-san coś ukrywa? Ostatnio zachowuje się dziwnie.
- To nic takiego - zbyła go kobieta, ale w jej oczach czaił się niepokój. - Naprawdę, to nic takiego.
Nic takiego, tylko już niedługo zabije was wszystkich.
Taak, to z całą pewnością nie jest nic ważnego.
- Może i nic takiego... - zaczął chłopak - ale i tak mam złe przeczucia. Słyszałem, że niedawno pokłócił się też z Shisuim. Co, jeśli to przez to Shisui zdecydował się zabić?
Mikoto uśmiechnęła się smutno w odpowiedzi.
- Nie roztrząsaj aż tak tego, Sasuke - powiedziała, podchodząc do chłopaka i, tak samo jak w nocy, obejmując go. Jej ciepłe ramiona tak bardzo kontrastowały z lekko łamiącym się głosem, gdy wyszeptała: - Przepraszam, że musiałeś być tego świadkiem. Bałeś się, prawda? Ale teraz już niczego nie musisz się obawiać. Uwierz mi.
Nie rozluźnił się.
- Nie chodzi mi tylko o to, mamo - pokręcił głową. - Tylko o samego Itachiego. Nie widzisz tego, jak ostatnio się zachowuje? Mam złe przeczucia. Nii-san... Zmienił się. Nienawidzi naszego klanu, ja to widzę. Co, jakby postanowił się nas pozbyć?
Kobieta spojrzała na niego z zaskoczeniem, ale on już się poderwał. Przez chwilę czuł bezsensowne wyrzuty sumienia, gdy okłamał własną matkę. Ale to było dla jej dobra - jeśli Itachi zostanie zatrzymany z powodu domniemanej śmierci ich kuzyna, ograniczy to jego ruchy. A im bardziej inni będą na niego patrzeć z podejrzliwością, tym trudniej będzie mu działać.
Tylko...
Dlaczego nie mógł się pozbyć jakiegoś dziwnego uczucia, że popełnia błąd?
- Sasuke... westchnęła Mikoto. - Za bardzo o wszystkim myślisz. Nie przejmuj się tym tak bardzo.
Zacisnął usta.
- Z kim klan chce walczyć?
Kobieta zamarła.
- Słucham? - Mikoto spojrzała na niego z zaskoczeniem, ale i z ostrożnością.
- Słyszałem waszą rozmowę. Twoją i ojca. Oraz dzisiaj, z Itachim. Klan szykuje się do walki. Z kim?
Mikoto odwróciła wzrok.
- Do żadnych walk nie dojdzie - powiedziała, ale w jej głosie brakowało przekonania.
- Czyżby? - uniósł brew.
Kobieta poruszyła się niespokojnie. To było tylko potwierdzenie podejrzeń chłopaka.
A więc jednak.
- Wiem, że myślicie, że jestem dzieckiem i nie potrzeby, bym o wszystkim wiedział, ale mam już tego wszystkiego dość. Coś się dzieje i nikt nie chce mi o tym powiedzieć.
Mikoto westchnęła ciężko.
- Porozmawiam o tym z Fugaku. On zdecyduje, co i jak. Dobrze?
Spojrzał na nią z irytacją.
- Nie potrafisz zrobić tego bez jego zgody?
W jej spojrzeniu pojawił się cień. Parsknął i, nagle zirytowany, zaczął szykować się do wyjścia.
- Sasuke - głos matki zatrzymał go, gdy był już w przedpokoju, zakładając buty. - Itachi nie zdradzi naszego klanu.
- Skąd możesz być tego pewna?
Kobieta stanęła w drzwiach, uciekając wzrokiem w bok.
- Nie mogę ci powiedzieć, ale Itachi... To dziecko jest po naszej stronie. Nie zrobi nic, co by nam zaszkodziło. Uwierz mi, Sasuke.
W jej głosie zabrzmiała pewność, aż Sasuke parsknął pod nosem. Nie, nie zrobi nic złego.
Jedynie wyrżnie cały klan.
---
W cieniu wysokich gór dwie postacie były ciężkie do wypatrzenia. Gdyby ktoś nie wiedział, gdzie popatrzeć, mógłby je całkowicie przeoczyć, tak słabo rzucały się w oczy. Gdyby ktoś jednak ich wypatrywał, od razu zwróciłby na nie uwagę. Bo któż bowiem rozmawia w takim miejscu?
- Wzywał mnie pan? - rozległ się opanowany, uprzejmy głos jednej z postaci.
Jego rozmówca, obandażowany mężczyzna w słusznym wieku uderzył z siłą laską, którą trzymał w dłoni, w ziemię.
- Czas ci się kończy - odezwał się na powitanie Danzou.
Tamten, młodszy chłopak o długich, opadających mu na plecy czarnych włosach, nic na to nie odpowiedział.
- Jesteś tego świadomy?
Młodszy z nich kiwnął głową niemal niezauważalnie.
- Mimo iż Hiruzen mówi, że chciałby rozmawiać, jest jednak Hokage i gdy przyjdzie co do czego, będzie musiał podjąć drastyczne środki - głos starszego z nich był bezuczuciowy, niemal nieludzki. - Zrobi to, a twój brat będzie dorastać w nienawiści, pamiętając jak ANBU zabili mu rodzinę. A gdy jego obecność stanie się przeszkodzą, zapewnie i on zostanie zlikwidowany.
Twarz młodszego zdawała się być maską wykutą z kamienia.
- Czy to jest groźba? - spytał, wciąż spokojny, choć coś w jego oczach się zmieniło.
- Nie. - Zaprzeczył tamten. - Tylko wybór.
Milczenie zdawało się być zachętą do kontynuowania myśli.
- Teraz, gdy Shisui już zawiódł, musimy zrobić, to, co ustaliliśmy. Klan Uchiha musi zostać likwidowany. Ale ponieważ jesteś jednym z najlojalniejszych nam shinobi, Rada Konohy chce ci dać wybór. Możesz nic nie robić i w spokoju obserwować, jak twój klan zostaje okrzyknięty zdrajcami, a następnie upada, nie będąc w stanie pokonać wioski. Zostanie ostatnim lojalnym Uchihą nie byłoby takie złe, prawda? - zaczął starzec, wpatrując się w swego rozmówcę uważnie.
Przez chwilę panowała cisza, której nie przerwał ani jeden odgłos, zupełnie jakby nawet zwierzęta bały się zakłócić ten spokój.
- Ale możesz też coś zrobić - mężczyzna zdawał się niemalże uśmiechać. - Możesz przekazać wszystko, co wiesz, swojemu klanu. Możesz spróbować wraz z nimi sprzeciwić się wiosce, zdradzić tych, którym winni jesteście posłuszeństwo i umrzeć jak psy.
Starzec przemknął na sekundę swoje jedyne oko, a gdy je ponownie otworzył, widać było w nim triumf, gdyż wiedział, co wybierze chłopak stojący przed nim.
- Jest też trzecia opcja, która pozbawi nas kłopotów raz na zawsze - głos Danzou był łagodny, zachęcający. - Dzięki temu twój klan zachowa swój honor, a ofiary zostaną zminimalizowane. Wojna nie wybuchnie, wioska zostanie ocalona, a twój cenny braciszek będzie mógł się szkolić na shinobi, którym zawsze wszak pragnął zostać.
Młodszy z rozmówców zacisnął dłoń w pięść, wpatrując się z obojętną miną w twarz starca.
- Chciałbym, abyś to ty pozbył się swojego klanu oraz przyjął publicznie za to winę. Wtedy pozwolimy twojemu młodszemu bratu żyć oraz upewnimy się, aby nigdy nie dowiedział się prawdy. Będzie żył jako bohater, jedyny ocalały.
W wzroku chłopaka odbił się szok, gdy tylko usłyszał te słowa. Nie ruszył się z miejsca, gdy starzec wyminął go. Głos chłopaka zatrzymał mężczyznę, gdy ten już myślał, iż nie dostanie odpowiedzi:
- Dajcie mi czas.
Starzec zatrzymał się.
- Jak to, czas?
- Czas do następnego zebrania klanu - głos chłopaka był płaski. - Jeśli uda mi się przekonać, aby klan jako pierwszy wyciągnął rękę do wioski, cofniecie decyzję o wybiciu go. A jeśli nie... Jeśli zawiodę, sam się tym zajmę. Nie pisnę nawet słowem. Nikt się nie dowie, jakie były moje prawdziwe powody.
Mężczyzna udał, że się zastanawia.
- Tydzień - ton, którym wypowiedział to jedno słowo jasno dawał do zrozumienia, że to i tak za dużo. - Jeśli w przeciągu tygodnia klan wciąż będzie istniał, uznam cię za zdrajcę i sam wkroczę do akcji. I wierz mi, nie będę w stanie powstrzymać swoich ANBU przed oszczędzeniem co niektórych osób. Jeśli ci się uda... Cóż, to może wiele zmienić. Ale teraz jest już to prawie niemożliwe. Shisui zawiódł. Jak ty, nieposiadający Kotoamatsukami, możesz zrobić coś, przy czym on poległ? Wasz klan jasno opowiedział się, po której stoi stronie. Czas, byś i ty zdecydował.
- Moja lojalność dotyczy wioski i tylko jej - odpowiedział od razu chłopak. - Następne zebranie klanu jest za pięć dni. Jeśli mi się wtedy nie uda przemówić im do rozsądku, następnej nocy klan zniknie z powierzchni ziemi. Możecie mieć pewność.
Choć chłopak nie mógł tego zobaczyć, na twarzy mężczyzny pojawił się przebiegły uśmiech, gdy dodał:
- Nie myśl sobie, że to moja osobista decyzja. Możesz odmówić wykonania misji. Do niczego cię nie zmuszam. Decyzja zapadła za zgodą Rady Starszych Konohy i Trzeciego Hokage. Jak mi nie ufasz, możesz ich spytać. Jak mówiłem, ANBU może się tym zająć i bez twojej współpracy.
Starzec westchnął, a następnie odwrócił się z powrotem do Uchihy. Wiedział, że ten już podjął decyzję, słyszał to w jego głosie, widział to w jego oczach, ale i tak nie potrafił się powstrzymać przed dodaniem jeszcze kilku słów. Chciał, aby chłopak nie czuł do niego nienawiści. Chciał, by młodzieniec czuł, że to był jego osobisty wybór. Że miał przecież inne możliwości.
Ale tamten tylko pokręcił głową.
- Nie potrzebuję pytać - głos chłopaka był beznamiętny. - Przyjmuję misję.
Starzec przepatrzył mu się uważnie, po czym ponownie odwrócił się, tym razem już przez nikogo nie powstrzymywany.
- Zgłoś się do mnie za jakiś czas, dostaniesz zwój z misją - powiedział na sam koniec mężczyzna. - To zapewnie będzie dla ciebie zapewnie najboleśniejsza ze wszystkich misji, Itachi. Ale tylko tobie możemy ją powierzyć.
---
Itachi siedział na werandzie przed domem, wpatrując się w ciszy w ogród. Sasuke, który właśnie wrócił z Akademii i zmierzał do kuchni, by się czegoś napić, zatrzymał się. Po krótkim namyśle podszedł do brata i usiadł obok niego. Itachi nawet na niego nie spojrzał, tym bardziej też się nie odezwał. Między braćmi zapadła cisza, ta z rodzaju nieprzyjemnych, gdy nie wie się, jak zacząć dany temat.
Sasuke podążył za spojrzeniem brata. Ogród był taki sam jak zwykle, spokojny i cichy. Co takiego jednak widział w nim Itachi? Podróżnik w czasie przyjrzał się ukradkiem bratu.
- Co ci się stało w oko? - spytał ostatecznie.
Jego brat nawet nie drgnął.
- Wpadliśmy w zasadzkę z Shisuim, gdy opuszczaliśmy Konohę - powiedział, a następnie spojrzał na Sasuke i uśmiechnął się lekko. - Ale to nic takiego. Lada dzień się zagoi.
Sasuke parsknął, ale nie skomentował całej sytuacji. Ponownie zapadła cisza. Dopiero po dłuższej chwili Itachi odezwał się cicho:
- Jak nas wczoraj znalazłeś, Sasuke?
Chłopak nie był w stanie spojrzeć na brata. To był błąd, wczoraj się zdradzić. Ostatecznie znów nie był nic w stanie zrobić: ani uratować Shisuiego, ani zachować swej prawdziwej tożsamości w sekrecie.
- Dlaczego Shisui chciał się zabić? Czemu nie chciał po prostu uciec? - odparł pytaniem na pytanie, choć wątpił, by mógł zyskać na nie odpowiedź.
Po twarzy jego brata przebiegł wyraz smutku.
- Shisui... Nie mógł znieść stosunków, jakie panują w klanie - odezwał się ku jemu zaskoczeniu Itachi. Ale to nie było nic nowego. Dlaczego, jak już coś mówił, to się powtarzał?
Sasuke zacisnął usta.
- W takim razie, dlaczego ty tam byłeś?
Itachi nie odpowiedział. Gdzieś w oddali rozległ się śpiew nieznanego Sasuke ptaka. Gdzieś za ich domem słychać było odgłosy miasta: rozmowy, śmiechy, przekomarzanki. Gdzieś daleko ludzie byli szczęśliwi, nie wiedząc, co ma przynieść przyszłość.
- Ja... - zaczął jego brat, ale nie skończył. Zamiast tego westchnął i zerknął na Sasuke. Po chwili odezwał się ponownie: - Nie powinieneś się tym interesować, Sasuke. Nie powinno cię tam w ogóle być... Wybacz mi, że musiałeś być tego świadkiem. Wszystko w porządku?
- Tak - mruknął młodszy z braci. - Nic mi nie jest. Chcę tylko wiedzieć. Co się dokładnie stało? Co chciał powstrzymać Shisui?
Itachi popatrzył na niego z namysłem, po czym pokręcił głową.
- Naprawdę, nie powinieneś się tym interesować, Sasuke. Shisui miał problemy, o których nie mówił z wielu powodów. Kiedyś, jak będziesz starszy, wszystko ci wyjaśnię. Póki co najlepiej by było, gdybyś o tym wszystkim zapomniał. Im dłużej będziesz o tym myślał, tym będzie gorzej.
Kolejne obietnice bez pokrycia.
- Nie sądzisz, że mam prawo wiedzieć? - spytał ostro Sasuke. - Przed swoją misją Shisui powiedział mi, że coś przede mną ukrywacie, ale ty i rodzice jesteście przeciwni. Co to takiego?
Jego brat uśmiechnął się delikatnie.
- Nie przejmuj się tym, Sasuke. To tylko takie gadanie. Nic się nie dzieje. Naprawdę. Poza tym, jeszcze nic...
Nie dokończył. Ponownie przyjrzał się z namysłem siedzącemu obok niego Uchiha. Zacisnął dłoń w pięść, po czym zaczął:
- Sasuke, ja...
Urwał, rozmyśliwszy się z tego, co miał zamiar powiedzieć.
- Po prostu wiedz, Sasuke, że zawsze będę po twojej stronie - powiedział ostatecznie, uśmiechając się łagodnie.
Młodszy Uchiha ledwo powstrzymał się przed prychnięciem.
- Cokolwiek by się nie działo - powiedział Itachi, wpatrując się w ogród - możesz być pewny, że będę cię wspierać.
Nie to chciał usłyszeć Sasuke. Jeśli jednego był pewny, to tego, że jego brat był kłamcą. Jak więc mógłby wierzyć w takie słowa?
- Co ma się wydarzyć? - powrócił do poprzedniego tematu. - Wiem, że coś się dzieje. Nie jestem głupi.
Tamten nawet nie drgnął.
- Nigdy nie mówiłem, że jesteś głupi, Sasuke - zaśmiał się cicho Itachi.
Ponownie zapadło między nimi nieprzyjemne milczenie. Sasuke zacisnął dłoń w pięść. Miał już dość tkwienia w ciemności. To wszystko trwało stanowczo za długo.
- Nienawidzisz mnie, Sasuke? - spytał ostatecznie Itachi, nie patrząc na brata.
Młodszy Uchiha zawahał się.
Nie znał odpowiedzi na to pytanie; już nie.
Jeszcze dzień wcześniej mógłby na to od razu odpowiedzieć, ale te rozmowy, które usłyszał wieczorem i rankiem... Coś się działo, nawet, jeśli każdy chciał udawać, że było wręcz przeciwnie.
- Nawet, jeśli mnie nienawidzisz, to to w porządku - jego brat nie przejął się milczeniem swojego towarzysza. Lekko odchylił głowę do tyłu, zerkając w zachmurzone niebo. - Wiesz, Sasuke, ty i ja nie jesteśmy zwykłym rodzeństwem.
Po raz pierwszy od dłuższego czasu zerknął na brata.
- Nawet gdybym musiał stać się dla ciebie przeszkodą, którą będziesz musiał pokonać, zawsze będę tam dla ciebie.
Jego dłoń zacisnęła się jakby wbrew jego woli.
- Tak... - wyszeptał Itachi, ponownie przestając patrzeć na brata. - Nawet, jeśli miałbyś mnie znienawidzić.
Otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale ostatecznie tylko zmarszczył brwi. Sasuke spojrzał na niego z niechętną ciekawością. Wiedział, jakie słowa padną jako następne - jakie słowa musiały paść.
- Zabawne - wymamrotał pod nosem Itachi. - Mam wrażenie, że już kiedyś rozmawialiśmy na ten temat.
To jedno zdanie wystarczyło, aby Sasuke zamarł.
Itachi nie mógł, nie miał prawa pamiętać tego, że to wszystko już kiedyś się odbyło.
- Co rozumiesz przez... - zaczął Sasuke.
- Jest tu Itachi? - gdzieś niedaleko ich rozległ się czyjś głośny, męski głos, przerywając mu. I to bardzo, ale to bardzo poirytowany i pełny gniewu. - Mamy sprawę! Wychodź!
Itachi spojrzał na brata, przybierając na twarz beznamiętną maskę.
- Wybacz, Sasuke. Może innym razem - powiedział, po czym wstał spokojnie i podszedł do drzwi wejściowych. Sasuke poszedł za nim, trzymając się z tyłu.
A więc przyszli. Całą trójką.
Jest tak samo jak wcześniej.
Nawet, jeśli Shisui żyje...
Wszystko się powtarza.
Nic się nie zmieniło.