Poniedziałek jakby nie patrzeć jest całkiem w porządku dniem. Nie jest tym najlepszym, ale można się z nim dogadać aby nie był beznadziejny. Chyba że jest wywiadówka w ten dzień, wtedy jest klops. Nie wiem co tym razem pani nagada rodzicom, ale po ostatnim zebraniu, tata wziął mój telefon jako szlaban nie wiadomo za co, a mama kazała mi być samodzielnym i nie robiła mi jedzenia. Z a b a w a.
Dziś czekając na rodziców znowu mam pójść do Haechana. Znaczy czekając na tatę, bo mamusia będzie w pracy, no a tata poszedł na rano. Od Hae idzie najprawdopodobniej mama ale w sumie nie dopytywałem.
Zaczynając lekcje z wychowawcą na samiutkim początku tygodnia jest nawet spoko. Zazwyczaj przez pierwsze pięć minut rozmawiamy jak nam minął weekend i co u nas słychać. Wiem, że nauczyciela obchodzi to tyle co nic, ale miło, że pyta.
Jeno jeszcze nie było, kiedy wszedłem do sali, więc tym bardziej nie spodziewałem się Donghyucka. Mój ulubieniec siedział w swojej ławce z uroczym uśmiechem opowiadając jakąś historię ze swojego życia. Nie, że podsłuchuje, po prostu głośno mówi. Uznajmy. Była może połowa klasy, może mniej. Nadzwyczaj wcześnie przyszedłem. Rozpakowałem się na koreański i wypuściłem głośniej powietrze. Zaczyna się... nudno? Oby cały dzień taki nie był, bo będę wyspany jak za dwóch. Za siebie i za Chenle. Czy Chenle się wyspał? Może miał koszmary? A może poszedł zbyt późno spać? Moje maleństwo musi się wysypiać, co jeśli tego nie robi? Ciekawe czy on też tak się o mnie martwi. O mój Buddo, a co jeśli tak?
- Ty, Buraku - Jeno stał koło mnie z zniesmaczoną miną - Mógłbyś łaskawie przestać myśleć o czym myślisz i się zsunąć?
Pomrugałem parę razy aby po chwili przysunąć się bliżej ławki. Dotknąłem też swoich policzków, które paliły niemiłosiernie. Jak Delfinek na mnie działa?
Jak widać Jeno zapomniał wziąć z sobą kultury, a może zostawił ją przed wejściowymi drzwiami? Wolałem go w wersji z piątkowej nocy, jak widać zmienił oprogramowanie.
- Hej Injun! - do środka wszedł nie kto inny jak Haechan, wesoło do mnie machając.
- Cześć - uśmiechnąłem się delikatnie.
- Czemu zawsze jesteście tak głośni? Nie potraficie się spokojnie przywitać? - burknął po mojej prawej Jeno.
- A ty nie potrafisz być mniej denerwujący? Tak jak do mojej mamy? - w klasie natychmiastowo ucichło, jakby właśnie każdy słuchał nas. Nowy podniósł na mnie wzrok z grymasem na twarzy.
- Do twojej mamy? Lee rozmawiałeś z jego mamą? - spytał Kuanlin¹, a chłopak prychnął mi prosto w twarz.
- Ty chyba masz nierówno pod sufitem, kiedy niby miałem rozmawiać z twoją starą?
- Moja mama nie jest stara, nie wiem jak jest u ciebie w rodzinie - warknąłem zirytowany, z powrotem nie zwracając uwagi na chłopaka.
Brak szacunku do rodzica od razu skreśla u mnie nawet najlepszego człowieka. Moi rodzice są super, nikt nie ma prawa ich nazywać starymi. Nawet na żarty, są zbyt super na to. Jeno nie ma prawa tak mówić o mojej mamie. Kłótnia kłótnią, ale nie wplątujmy w to rodziców, okej? Tym bardziej, kiedy moją mamę niby lubi. Zakłamany cieć. Już nigdy nie dam mu mojego śniadania.
Koreański jak koreański, niektóre utwory odrobinę nudne, ale da się przeżyć. Niektóre też słucham z przyjemnością w tym samym czasie patrząc na skupionego Chenle, który jak zwykle zapisuje trudne wyrazy. Po lekcjach idzie do pani Choi, chyba że nie ma czasu wtedy pyta na dodatkowych kołach co oznaczają dane wyrazy. Nauczyciele od języków są dla niego naprawdę mili, cieszy mnie to. Zawsze mu odpowiadają z uśmiechem na twarzy i cieszą się, że uczeń jest aktywny. Zawsze mógłby spytać się mnie, ale może chce sprawić, żeby nauczyciele też mieli zajęcie?
lekcja minęła całkiem szybko i kiedy rozbrzmiał dzwonek nauczycielka zaczęła zbierać swoje rzeczy. Nie wiem po co, skoro za piętnaście minut znowu tu wróci.
- Pamiętajcie o zebraniu! - klasa wyglądała na mało zainteresowaną tą informacją, przecież to nie oni mają przyjść.
- Mama zostawiła nam Ramen na obiad i będziemy mogli do wieczora grać i oglądać dramy - Donghyuck był naprawdę szczęśliwy, że znowu do niego przychodzę.
- Ramen? Będziecie mieli Ramen? - głos Chenle spowodował ponowne zamknięcie mojej buzi i nie odpowiedzenie przyjacielowi.
- Najlepsze jakie istnieje w Korei - trudno się z nim nie zgodzić, lepszego niż jego mamy nigdzie nie znajdziecie.
- Spróbowałbym, uwielbiam Ramen! - Hae spojrzał na mnie, a ja patrzyłem błagalnie na niego. Proszę, zgódź się.
Czy Hae na pewno patrzy na mnie?
- Może ja też wpadnę? - Jeno się roześmiał, a ja wskazałem na niego palcem.
- Nie - warknąłem - Ty na pewno nie.
- A ja mogę? - delikatny głos Chenle od razu roztopił moje serduszko.
- Ty mi nie przeszkadzasz - uśmiechnąłem się delikatnie, a Jeno prychnął obrażony.
- W takim razie możesz przyjść.
Kolejny koreański był w sumie podobny do pierwszego. Trochę się ciągnie, ale przy Jeno nie da się nudzić. Chyba postanowił mi podziękować za niepozwolenie mu spróbowania najlepszego jedzenia na świecie i w wyrazach podzięki ciągle się na mnie patrzy. Ostatnio zasadniczo więcej się patrzy niż na przykład kopie. Odbija mu już do reszty? Najpierw wbija mi na chatę, przeprasza mnie za wszystko, później wyzywa moją rodzinkę, a potem się patrzy. To patrzenie na swój sposób jest irytujące, ale z drugiej strony jak skupię się na czymś innym, to o tym zapominam. Skomplikowane.
Gdyby to nie był Jeno, a Chenle zapewne nie bulwersowałbym się, a siedziałbym z policzkami czerwonymi lub nawet wiśniowymi. Ale dlaczego mój przyszły chłopak miałby zachowywać się jak ten dzban? Bo nie oszukujmy się, jest przyszłym, pierwszym, ostatnim i najważniejszym chłopakiem. Chyba. Jeśli nie będzie chciał, to... to wtedy nie będzie chłopakiem. Za bardzo się przejmuje, na pewno by chciał!
Dwa wychowania fizyczne nie brzmią dobrze, jeszcze na początku tygodnia. Ale co może pójść na ćwiczeniach przy pilnującym nas nauczycielu?
- Wyglądałeś na strasznie rozkojarzonego na lekcji - Donghuck ściągał właśnie koszulę ukazując swój nutella abs. Z tym wyjątkiem, że Baekhyun nie jest murzynem jak Dong i jest o wiele ładniejszy. Oczywiście Byun Baehyun, a nie mój przyjaciel.
- Po co się na mnie patrzyłeś? - mruknąłem, a chłopak wzruszył ramionami - Powinieneś skupić się na lekcji nie na mnie.
- Pilnuję cię.
- Chyba ja powinienem pilnować ciebie - uśmiechnąłem się delikatnie, układając swoje zmierzwione włosy od koszulki. Szybko jeszcze zarzuciłem na siebie bluzę i usiadłem na ławce.
- Głodny jestem - prychnąłem cicho na słowa Haechana.
- Ty zawsze jesteś głodny Hae - zadzwonił też dzwonek oznajmujący lekcje więc czym prędzej musieliśmy udać się na salę. Żaden nauczyciel nie lubi spóźnialskich, nawet ten najlepszy.
Pan stał na środku sali czekając na nas z piłką do kosza. Świetnie. Uwielbiam kosza. I sarkazm.
- Minhyuk¹ rozgrzej klasę, potem się dobierzcie i gracie - pokręciłem nosem zaczynając robić kółka dookoła sali. Czy ja mu wyglądam na faceta metr dziewięćdziesiąt z zamiłowaniem do pomarańczowych piłek i przepoconych mężczyzn? Sporty nie są dla mnie.
- Jeno na siódmej - szepnął biegnący obok mnie Haechan, zdradzając pozycję przeciwnika. Minimalnie przyśpieszyłem, bo nie lubię jak Nowy jest w pobliżu. Jest nieprzewidywalny.
Jeno również przyspieszył i był już prawie na równi ze mną. W momencie, kiedy chciał mnie prześcignąć, jego noga znalazła się pod moimi przez co straciłem równowagę, a przez rozpędzenie poleciałem do przodu robiąc przewrót do przodu. Głowa uderzyła w parkiet tak samo jak chwilę później mój tyłek i nogi, a z ust wyleciał cichy pisk bólu.
- Renjun nic ci nie jest?! - Donghyuck od razu znalazł się koło mnie, jednak nie na długo, bo po chwili podniósł się aby podejść do wystraszonego Jeno. - Ty naprawdę jesteś taki głupi czy udajesz?
- To był przypadek - podniósł ręce w geście obrony, nadal patrząc na mnie. Wyglądał jakby chciał mi pomóc wstać, albo to znowu moje urojenia.
- Już ci mówiłem co jest przypadkiem - chwycił go za skrawek koszuli, podnosząc drugą pięść do góry.
- Donghyuck zostaw go - Sanha¹ odciągnął mojego przyjaciela, a Jeno stanął jak wryty, nadal patrząc na mnie. Wymienialiśmy przez chwilę kontakt wzrokowy, do momentu, kiedy Jeno nie odwrócił wzroku. Wyglądał na zawstydzonego tym co zrobił, jakby znowu chciał mnie przeprosić. Ten chłopak naprawdę jest nieprzewidywalny.
- Chodź Injun na ławkę - Kuanlin chwycił mnie pod ramię i podniósł.
- Boli cię coś Renjunnie? Może chcesz iść do pielęgniarki? - Chenle szedł za nami cicho panikując.
- Jest okej - burknąłem, choć wcale okej nie było. Nie pokażę mu, że jestem miękką fujarą, a głowa boli mnie gorzej niż po nieprzespanej nocy.
Chłopcy odeszli po chwili zostawiając mnie samego z bólem. Ostatni raz rzuciłem okiem na Jeno, na którego w tej chwili najeżdżały trzy osoby w tym nauczyciel, a potem opuściłem głowę.
Lee Jeno jest głupi i niemądry, ale widać, że czasami ma uczucia. Przynajmniej ostatnio, od kiedy zachowuje się jak nie on. Nie wiem co go dopadło, może zażywa jakieś uczucia w kapsułkach, albo pije syrop na pobudzenie współczucia? Dałoby się go rozszyfrować, gdyby co chwilę nie zmieniał humoru. Moja mama raz w miesiącu ma dokładnie to samo, ale to tylko raz, a nie jak Jeno co pięć minut.
W sumie ominęła mnie najgorsza lekcja zaraz po chemii, jest jakiś plus całej tej sytuacji. Jeden, malutki na milion minusów. No i plus to takie dwa minusy. Ale zawsze coś.
Haechan, kiedy tylko trafił do kosza skakał po całym boisku i sprawdzał czy na pewno zwracam na niego uwagę. Chenle również piszczał jak oszalały, kiedy jego drużyna wygrywała. A Jeno? W sumie nadal był jakiś zmieszany, może raz był w jakiejś większej akcji. Gdyby były tu dziewczyny pewnie krzyczałyby na widok jego spoconego bicepsa i może też bym to robił gdyby mi się podobał. Jest delikatnie umięśniony, wysoki z dobrą budową ciała. Spotkać takiego to raj, ale jeśli się go pozna od razu skręci się gdzieś indziej. Wolę mojego drobnego Delfinka z cudownym charakterem niż tego łajdaka. Wygląd to nie wszystko, a to że Chenle również jest przystojny i uroczy to nie moja wina. Jest lepszym ideałem niż Jeno.
- Ale bym go najchętniej ukatrupił - Haechan był naprawdę zbulwersowany na Jeno, nawet wtedy kiedy wfy już dawno się skończyły.
- Siedziałbyś w pace - mruknąłem, patrząc na jedzącego Haechana.
- On naprawdę jest głupi, najpierw... - przerwał, ucichając.
- Co najpierw?
- Nie nic, nieważne - machnął ręką, a ja zmarszczyłem brwi - Nie jest to teraz ważne, po prostu jest głupi.
- Nie powiedziałeś mi nic nowego - przewróciłem oczami - Masz zamiar teraz jeść i potem jeszcze w domu, tak?
- Dokładnie - uśmiechnął się, aby po chwili znowu spoważnieć - Czy Jeno nie je? Nigdy nie widziałem go na stołówce.
- Ja w sumie też - mruknąłem po chwili zastanowienia. Jedynie raz widziałem go przed jadalnią, ale nie przypominam sobie o stołówce.
- W sumie nie obchodzi mnie to.
- Czy jeszcze wcześniej się nim nie interesowałeś? Nie chciałeś go poznać?
- Już nie chce - burknął - Ma nierówno pod sufitem, tyle mi wystarczy.
Matma i chemia nie należą do moich najukochańszych przedmiotów, ale to już każdy wie. Dlatego też ciągły mi się niemiłosiernie tym bardziej, kiedy głowa mi pulsuje. Już nawet nie wiem, gdzie boli mnie najbardziej. Jeno w sumie również przestał zwracać na mnie uwagę i bardziej skupił się na lekcji. Wreszcie się odwalił, chociaż na chwilę. Dzisiaj przesadził - dobrze o tym wie, dlatego wolał osunąć się w cień. Wydaje mi się, że nawet się przejął i chyba nie planował aż tak mocno mnie uderzyć. No bo co by było, gdybym dostał wstrząsu mózgu albo coś jeszcze innego? Nie chciał mieć przerąbane u nauczycieli, martwi się o swój tyłek, a nie o mnie.
- Nie zapominajcie o zadaniu domowym - nauczyciel chwycił za swoją czarną teczkę gdzie trzyma układy okresowe i wyszedł z sali.
- Nie zapomniałeś Haechan, że dzisiaj ty sprzątasz, prawda? - Sanha roześmiał się swoim rechotem. Czasem zastanawiam się czy to nadal śmiech czy już się dusi.
- Ja? Naprawdę? - Donghyuck był zaskoczony.
- Tym razem nie uciekniesz - warknęła Somyi¹ machając palcem.
- W sumie - zaczął Chenle - Ja i Renjunnie... Idziemy do Haechana i... Możemy mu pomóc.
Moje policzki zrobiły się różowawe. Dlaczego mój Delfinek wymawia moje imię tak uroczo?
- Z moich wyliczeń wychodzi, że Renjun w tym miesiącu będzie sprzątał trzeci raz - Kyeongtae¹ poprawił swoje okulary na nosie, które dzisiaj założył.
- W przyszłym miesiącu będę sprzątał raz - wzruszyłem ramionami, próbując nie krzyczeć z radości. Więcej minut z moim Crushem robi mnie szczęśliwszym.
- Skoro tak, to miłego sprzątania - Zadzwonił dzwonek, przez co wszyscy zaczęli zbierać się do wyjścia. Również się podniosłem, aby zacząć dźwigać krzesełka. Niespecjalnie uderzyłem wstającego Jeno, przez co od razu przerzuciłem na niego wzrok. Chłopak nie wybuchnął, jedynie patrzył się na mnie. Po chwilowej wymianie wzroku, Nowy wyminął mnie, aby wyjść. Jeszcze chwilę patrzyłem na niego zaskoczony, aż oprzytomniałem i wróciłem do podnoszenia. Czym szybciej uwiniemy się z salą, tym szybciej pójdziemy do Haechana.
- Pa wszystkim! Do jutra! - Chenle podskakiwał w miejscu machając do wychodzących ludzi. Kiedy już wszyscy opuścili salę, Delfinek zaczął podnosić krzesła. Widać było, że jest to dla niego nie lada zadanie, bo nie ukrywajmy - jego mięśnie są znikome. U mnie też ich nie ma, ale Chenle przy mnie to same kości. Mam ochotę zawinąć go w kocyk, aby nie zrobił sobie krzywdy, naprawdę jest drobniutki. Jak tylko skończę swój rząd, pomogę mu. Nie mogę pozwolić mu się przemęczać, moja kruszynka.
Poszło nam szybciej niż myślałem. Już wchodziliśmy do domu Donghyucka, gdzie oprócz psa nikogo nie było.
- Jeju, jaki uroczy! - Chenle nawet jeszcze nie ściągnął butów i od razu rzucił się do przytulenia futrzaka.
- To Mochi - mruknął Haechan, a Chenle spojrzał na niego z dołu.
- Kreatywnie - zaśmiał się, wstając wreszcie z podłogi.
- Ja idę do kuchni, a ty Renjun zaprowadź Chenle do salonu i zapewnij mu rozrywkę.
- Ja? - mruknąłem zdziwiony.
- Nie, ten drugi Injun - mruknął, idąc do kuchni i tym samym znikając mi z zasięgu wzroku.
Nie pewnie ruszyłem do przodu, aby wejść do salonu.
- Haechan ma bardzo ładny dom - mruknął Chenle idąc za mną.
- Dzięki! - usiadłem na kanapie, oczywiście cały spięty i wyprostowany. Chwilę później chwyciłem za pilota od telewizora, aby włączyć jakiś Arirang.
- Też masz tak ładnie w domu? A może masz jak ja? - Chenle usiadł koło mnie i zainicjował rozmowę.
- C - Co? - pisnąłem, kiedy chłopak był naprawdę blisko.
- U mnie w domu są typowe chińskie rzeczy, no wiesz - przerwał na chwilę - rybki na szczęście, kwiatki i tak dalej.
- Nie, nie mam takich rzeczy - zmarszczyłem brwi.
- A mówicie po chińsku? U mnie jest kategoryczny zakaz mówienia po koreańsku, chyba że się uczę - roześmiał się swoim delfinim śmiechem.
- W obu...
- Injun czemu nie nauczyłeś mnie chińskiego? Wiedziałbym czy mnie nie obgadujecie - Haechan wszedł do środka z wielkim garnkiem. Na dłoniach miał rękawice do gotowania, a pod pachą drewnianą deskę. Ułożył obie rzeczy na stole, a sam biegiem wrócił do kuchni aby przynieść trzy miseczki, łyżki i pałeczki.
- Rozmawialiśmy o... domach - mruknął Chenle chwytając pierwszy za pałeczki.
- To nie fair, że umiem tylko pojedyncze słowa, które i tak nic nie wnoszą - burknął Donghyuck również biorąc miseczkę. Obydwoje czym prędzej chcieli spróbować popisowego dania mamy Donga. Mi nie śpieszy się aż tak bardzo, najpierw niech poje sobie Chenle, a potem ja.
- Kiedyś cię nauczę słów jak idiota lub baran - uśmiechnąłem się w jego stronę, wreszcie chwytając za miseczkę. Chenle już dawno miał masę makaronu w buzi. Na zdrowie Delfinku!
- Naprawdę twoja mama robi... najlepsze Ramen! - mruknął pełną buzią.
- Ja nigdy nie kłamię - Haechan roześmiał się, więc również się uśmiechnąłem. Sam też zacząłem jeść, jednak mając obok siebie Chenle trudno wycelować sobie w makaron. Na szczęście chłopak bardziej zainteresowany był ostrym jedzeniem niż mną. W tej chwili to dobrze.
- It's legend!² - krzyknął, przez co wybuchnąłem śmiechem. Chłopak również się roześmiał swoim delfinim śmiechem.
Zanim się obejrzałem już zjedliśmy wszystko. Oczywiście Donghyuck zjadł najwięcej, kto by się spodziewał. Chenle również dużo zjadł i zastanawiam się gdzie on to zmieścił. Jest chudy jak patyk, to niemożliwe aby tyle w siebie wcisnął. na jego twarzy widniał uśmiech zadowolenia. Chyba naprawdę uwielbia Ramen, już wiem czym przekupię jego miłość. Przez żołądek do serca, prawda?
Siedzieliśmy na kanapie, oglądając kolejny girlsband, którego nikt nie znał. Pewnie niedawno zadebiutowały.
Telefon Chenle zawibrował, przez co chłopak od razu się zerwał aby odebrać.
- U kolegi - zaczął. Pewnie rozmawia z rodzicem - Już?... Dopiero zjedliśmy... No dobrze...
- Co on tam mówi? - szepnął Donghyuck, który również na niego patrzy.
- Ktoś każe mu już wracać do domu, ale on nie chce - odpowiedziałem również szeptem.
- Pewnie chce więcej czasu spędzić z tobą - kiedy moje policzki robiły się purpurowe, Chenle wrócił do nas zakończając rozmowę.
- Muszę się zbierać... Mama chce przed zebraniem... pojechać do sklepu ze mną - wytłumaczył. No tak, zebranie będzie dopiero za godzinę.
- Skoro musisz - Hae wzruszył ramionami wstając - Idziesz na nogach czy ktoś po ciebie przyjeżdża?
- Mama podjedzie - również wstałem, aby odprowadzić chłopaka pod drzwi.
- Fajnie, że wpadłeś - odezwałem się, próbując zebrać zdanie w spójną całość. Chenle uśmiechnął się w moim kierunku, przez co moje nogi zrobiły się jak z waty.
- Dziękuję za obiad - ukłonił się w stronę Haechana przez co ten się roześmiał.
- Uroczy dzieciak - poczochrał jeszcze jego włosy.
- Pa Haechan i Renjunnie - pomachał i otworzył drzwi aby wyjść. Od razu oparłem się o ścianę. Renjun ogarnij się, on tylko powiedział twoje imię.
- Zadowolony? Trochę przeszkadzałem wam w wspólnym obiedzie, sorki.
- Gdyby nie ty, to w ogóle by tego obiadu nie było - z powrotem usiedliśmy na wygodnej kanapie.
- Nie ma za co, nie musisz dziękować - miałem ochotę go wyprzytulać i wydziękować za wszystko, ale skoro nie chce to nie.
- Mamy jeszcze gdzieś dwie godziny - mruknąłem, rozkładając się wygodniej.
- Partyjka w Fifę? Tym razem bez żadnych zakładów - przytaknąłem.
Przy Haechanie zawsze mogę się rozluźnić. Czasem zastanawiam się czy to nie jest mój zaginiony brat, ale potem przypominam ile nas różni. On uwielbia sporty - ja nie, on mógłby jeść za pięć osób - ja czasem nawet za jedną nie mogę, słabiej się uczy - jestem najlepszy w ocenach, super głośny i zawsze w centrum uwagi - ja niekoniecznie chce się tam znajdować. Mimo to uwielbiam z nim spędzać czas i tylko przy nim mogę robić rzeczy wbrew mojej woli. Zna moje wszystkie tajemnice, a ja jego. Przyjaźń na wieki. Nawet jeśli bylibyśmy w innych szkołach, nie mam zamiaru się z nim rozstawać. Ale nie będziemy w innych, obiecaliśmy sobie pójść do tej samej. Kocham go jak brata, którego nie mam. Bycie jedynakiem to jedyne co nas łączy.
- Gdyby Jeno nie był takim kaloszem, może i mógłby z nami zjeść - mruknął Hae, przez co na niego spojrzałem.
- Co ty masz z tym Jeno? Na pewno ci się nie podoba? - zmarszczyłem brwi.
- Co? Nie - pomachał przecząco głową - Po prostu widziałem że chciał z nami zjeść.
- Od kiedy ty się o niego tak martwisz? Czy to nie ty miałeś być złym policjantem?
- Jestem! - oburzył się - Każdy ma prawo spróbować dania mojej mamy.
- Jeno nie - mruknąłem - Nadal boli mnie głowa od jego zabawy na Wfie.
- Chcesz lód? - pomachałem przecząco głową - Dzisiaj przesadził, ale czasami naprawdę nikomu nie zawadza.
- Mi zawadza swoim istnieniem - mruknąłem.
- Nie możesz chociaż trochę się do niego przekonać? - jego oczy wręcz błyszczały z nadziei.
- Wiesz przecież, że próbowałem - warknąłem zirytowany - Skoro nie interesujesz się Jeno, to może... Chenle siedzi ci w głowie?!
- Pogięło cię już do reszty Renjun. Czemu o tym w ogóle pomyślałeś? - prychnął.
- Próbujesz przekonać mnie do Jeno, aby mieć Chenle na wyłączność. Teraz wszystko robi się jasne!
- Injun opanuj się - burknął całkiem poważny - Czemu miałbym odbijać ci chłopaka? Już ostatnio mówiłem ci, że nikt mi się nie podoba! Robię to wszystko dla ciebie idioto!
- To po co zagadujesz mnie Jeno? - syknąłem już trochę zmieszany swoim wybuchem.
- Nie lubisz mieć wrogów, czyż nie? - westchnął - Nie wierzę, że w ogóle mogłeś o tym pomyśleć.
- Przepraszam, naprawdę chyba dość mocno uderzyłem w podłogę - szepnąłem.
- Przyniosę ci ten lód - wstał, aby udać się do zamrażarki.
Jak mogłem w ogóle pomyśleć o czymś takim? Haechan nigdy by mi tego nie zrobił. Wszystko robi dla mnie, a ja go osądzam o takie rzeczy. Jestem debilem, osłem, idiotą. Żeby kłócić się o chłopaka, debilizm. Nie wybaczę sobie, że osądziłem Donghyucka o coś tak głupiego. Hae nigdy nie zrobiłby mi takiego świństwa.
Te dwie godziny minęły całkiem szybko. Nie poruszaliśmy więcej tematów Jeno i Chenle - i bardzo dobrze. Tym razem Haechan wygrał, nawet jeśli pozwolił mi grać Messim.
- Injun zbieraj się - tata przez telefon brzmiał na strasznie zdenerwowanego.
- Coś się stało?
- Musimy porozmawiać, będę za mniej niż pięć minut - rozłączył się bez żadnego pożegnania.
- Uważaj, bo chyba zebranie było beznadziejne - mruknąłem, zbierając się do wyjścia.
- Ciekawe co znowu im nagadała - prychnął - Dzwoń lub pisz, chyba że znowu wezmą ci telefon.
- Ty też - uśmiechnąłem się, otwierając drzwi - Trzymaj się.
- Ty też Injun - żegnamy się, jakbyśmy nie mieli widzieć się z co najmniej tydzień, a pewnie za piętnaście minut dostanę jego zdjęcie z filtrem ze Snowa.
Rodzic jeszcze nie podjechał więc mam parę sekund na przemyślenie sytuacji. Oceny mam dobre, nic głupiego nie zrobiłem, również jakoś zanadto się nie popisywałem. Co znowu powiedziała im pani Choi?
Kiedy nadjechał znany mi samochód wsiadłem do środka. tata wyglądał całkiem poważnie, tak jakbym zabił szkolne rybki klasy trzeciej.
- Czemu nam nic nie powiedziałeś? - zaczął, a ja podniosłem jedną brew.
- O czym? - spytałem po dłuższej ciszy.
- Że Jeno ci dokucza.Twoja wychowawczyni powiedziała mi o dzisiejszej sytuacji jak i o wcześniejszych.
- To nic wielkiego - mruknąłem.
- A jakby to było coś wielkiego? Wiesz, że jesteś naszym oczkiem w głowie i chcemy abyś był najszczęśliwszy na świecie. Powinieneś mówić nam od razu o takich rzeczach.
- Naprawdę to nie jest nic poważnego - warknąłem zirytowany - Gdybym nie radził sobie z zaczepkami Jeno, to bym powiedział.
- A o dzisiejszej miałeś zamiar nam powiedzieć?
Nie odpowiedziałem.
- No właśnie Renjun - tata był na tyle poważny, że na jego czole formowała się długa zmarszczka - Takie sytuacje to nie zabawa.
- Wiem, ale naprawdę nic mi nie jest - wypuściłem głośniej powietrze - Pani Choi czasem za bardzo panikuje, naprawdę nic mi się nie stało.
- Przeprosił cię chociaż? Żałował?
- Tak tato, możemy już zakończyć ten temat?
- Poruszymy go jeszcze jak mama wróci, nie myśl, że jej nie powiem.
Po części nie chciałem bronić Jeno, jednak gdybym wsypał jego, ja również mógłbym mieć przekichane. No i zasadniczo nie okłamałem taty, bo żałował. To, że nie przeprosił, to druga część pytania. Nie wiem po co ta kobieta mówiła to mojemu rodzicowi. Rodzicom Jeno też? byli w ogóle na zebraniu? Jak oni musieli się poczuć słuchając jaki to jest okropny? Może mieć gorzej niż ja w takiej sytuacji. Czemu się w ogóle o niego zamartwiam?
Ściągając wreszcie z siebie mundurek, ujrzałem na łydce ogromnego siniaka. Nie był jeszcze super fioletowy, ale już dało się wywnioskować kształt. Na czole również coś się tworzyło, jednak na szczęście pod grzywką. Dzięki Nowy uczniu!
¹Kuanlin z Wanna One
Minhyuk - Rocky z ASTRO
Sanha z ASTRO
Somyi z DIA
Kyeongtae z 14U
² Tekst Chenle z Boy Video EP.10 (końcówka dla zainteresowanych XD)
tururururu otp mi się sypie przez Jaeno turururu brakuje mi przez to weny tururururu