Nim dotarli do posiadłości Collinwood, chłopak zdążył zasnąć, a opad śniegu zmienił się w prawdziwą śnieżycę.
Adira zaparkowała furgonetkę w garażu i wyłączyła silnik. Chłopak nadal spał, więc nie budząc go, cicho wysiadła i obeszła samochód. Otworzyła drzwi od strony nastolatka i odpięła pas, którym był przypięty do fotela.
Wyjęła go ostrożnie z furgonetki i zamknęła drzwi, popychając je biodrem.
Zaniosła chłopca do jego sypialni, nie napotykając nikogo po drodze, chyba jedynie cudem.
Odetchnęła jednak dopiero, gdy znalazła się z chłopakiem bezpieczna w pokoju.
Tak samo jak w przypadku z samochodem, zamknęła drzwi biodrem i zaniosła nastolatka na łóżko. Rozebrała go z kurtki i zdjęła mu bluzę przez głowę, następnie buty, spodnie i skarpetki.
Zostawiwszy go w samej bieliźnie i koszulce, podciągnęła go wyżej na łóżku i okryła dokładnie kołdrą. Nachyliła się nad śpiącym z troską w oczach, pogłaskała po włosach i musnęła ustami czoło czarnowłosego.
Następnie sama się rozebrała i przemieniwszy w wilka, ułożyła się an dywanie przy łóżku, pilnując Harry'ego.
Nie zmrużyła oka przez całą noc.
* * *
Obudził się, gdy ostre światło poranka padło na jego twarz, gdyż ktoś okrutnie, rozsunął zasłony. Syknął, zasłaniając oczy ręką.
- Co, cholera? - syknął ponownie, w jednym momencie uderzył w niego ogrom mdłości i okropny ból głowy. Dopadł do krawędzi łóżka i zwymiotował. Do misy, która już czekała na podłodze. Zamrugał, patrząc na to, co przed chwilą opuściło jego gardło i na miskę.
Trwało to może z sekundę, bo mdłości nie zamierzały mu odpuścić po jednym razie.
W końcu, kiedy torsje przeszły, podniósł wzrok na Adirę.
Kobieta podeszła do niego, podsunęła mu sporą, białą tabletkę i szklankę wody, bez słowa.
Połknął ją i popił wodą. Potem opadł ponownie na poduszkę, jęcząc.
- Zasłoń okno. - powiedział ochrypłym głosem, przyciskając obie dłonie do skroni.
- Nie.
Spojrzał na nią wściekłym wzrokiem. Skrzyżowała ręce na piersiach, unosząc lewą brew.
- Nie patrz tak na mnie, cabrón. (draniu) - powiedziała, sztyletując go wzrokiem. - Nadal jestem na ciebie wściekła .
- Ty? - prychnął chłopak.
- Tak, ja. Coś ty sobie w ogóle myślał? - syknęła, nieświadomie zaczynając krążyć wzdłuż kolumn łóżka, z miejsca na miejsce. Zły nawyk wilczycy.
- Nie zamierzam ci się tłumaczyć. - odparł, jak zwykle pogardliwym tonem. - Zasłoń, te cholerne okno.
- Nie. Zbliża się siódma. Lepiej idź doprowadzić się do porządku, zaraz będzie śniadanie. A potem zawiozę cię do szkoły. - powiedziała, kiwając głową w stronę łazienki, po czym ruszyła w stronę wyjścia na korytarz.
- Mam iść do szkoły w takim stanie? Pojebało cię do końca? - usiadł powoli na łóżku, patrząc na lykantropkę.
- Sam sobie jesteś winny. - powiedziała i wyszła z pokoju, nie omieszkając trzasnąć drzwiami przy tym.
Chłopak złapał się za głowę, jęcząc z bólu.
* * *
Przemyła twarz wodą i westchnęła, patrząc na swoje odbicie w lustrze, podpierając się o umywalkę.
Co się ze mną dzieje?
~ Czy to nie oczywiste? ~ usłyszała chichot swojej wilczycy. Czy raczej, wredne chichranie. ~ Dostajesz świra. Obie dostajemy świra! Zaraz zaczniemy biegać i mordować wszystko i wszystkich do o koła.
~ Zamknij się! ~ warknęła, a wilczyca znów wybuchnęła śmiechem.
Latynoska pomasowała okolice skroni. Ta przeklęta suka coś wiedziała. I najwidoczniej nie zamierza się swoją wiedzą podzielić.
Przetarła twarz ręcznikiem i wyszła z łazienki. Podeszła do szafy, by przebrać się w świeże ciuchy. Ubrała więc czarne jeansy, addidasy i białą bluzkę z czarnym napisem "Catch me".
Do tego wełniane skarpetki i czarne majtki. Nie nosiła stanika. Dlaczego?
Jeżeli musiała by nagle się przemienić byłby wielkim utrapieniem. Normalnie ubrania się rozrywają, gdy musi się w nich przemienić, ale raz miała sytuację, że cholerny biustonosz okazał się być cholernie wytrzymały. Potem w takiej sytuacji wyplątanie się z owej części bielizny nie jest łatwe, nie wspominając, że przeciwnik nie będzie czekał grzecznie, aż tego dokona. Ten ścisk utrudnia oddychanie, no i jak wygląda, wielki zły wilkołak ... w staniku. Wróg zejdzie ze śmiechu nim na serio się za niego weźmie.
Cóż, ma to szczęście, że jej piersi nie są jakieś wielkie.
Związała gumką włosy w luźny kucyk i wyszła z pokoju.
Kiedy weszła do jadalni, było już tam sześć osób, a więc wszyscy mieszkańcy, po za służbą, rzecz jasna.
Prócz jej Pana i Lady Anabelle, oraz Wonga, przy stole siedziała jeszcze dwójka wampirów.
Wysoki, potężny ciemnoskóry wampir, w ciemnym garniturze, który nazywał się King'iem.
Nie znała jego prawdziwego imienia, ale wiedziała o nim dwie rzeczy. Pierwsza, jest starszy nawet od Lady Anabelle. Druga, jest po prostu okrutny.
Drugą wampirzycą była Leya Amstrong, była mnie więcej w jej wieku, czyli miała jakieś sześćdziesiąt - siedemdziesiąt lat. Kiedy Pan Marcus kupił ją na targu niewolników sześćdziesiąt pięć lat temu, Adira miała ledwo dwadzieścia lat. Poszczuł ją wtedy wilkołakiem, któremu zapłacił, by ją pogryzł i przemienił. Nie łatwo jest się stać wilkołakiem, trzeba przeżyć atak takiego, co wcale nie jest pewne. W tedy staje się jednym z nich. Samo ugryzienie nie wystarcza, a plotka o napiciu się wody z odcisku łapy wilkołaka... Jest po prostu żenująca dla każdego , dumnego osobnika tego gatunku.
Nie słyszała też o wilkołakach, które się nimi urodziły. I, bynajmniej nie chodzi tu o płodność.
Jeżeli matką jest lykanka, pewnym jest, że dojdzie do poronienia. Gdy, co pełnię moc księżyca zmusza ich do przemiany, jest ona z byt gwałtowna, by płód miał szansę przetrwać w łonie matki. Księżyc jest bezlitosny, nie odpuści, bo ktoś z nich chciałby założyć rodzinę. Trzeba by opierać się jego mocy przez dziewięć miesięcy. Co równa się z śmiercią z wykończenia organizmu. Nawet jeśli na co dzień przemiana w wilka i na odwrót przebiega dosyć płynnie, podczas pełni to zawsze jest męczarnia. Pamięta jak się o tym dowiedziała, że nigdy nie będzie mogła mieć własnego dziecka, do tamtego czasu nawet o tym nie myślała, była pewna, że jeżeli przejdzie czas, nie będzie problemu...
Nie jedną noc przepłakała.
Ale wracając do obecnej sytuacji, ostatnią osobą przy stole był Harry, usiadł tam, gdzie wczoraj i nadal wyglądał tragicznie.
- Witam, państwa. Przepraszam za spóźnienie. - Adira pokłoniła się w kierunku jej Pana i Lady Anabelle.
- Usiądź. - rzekł po prostu wampir, po czym wrócił do rozmowy z panią dworu.
Latynoska pokłoniła się jeszcze raz i usiadła tak jak wczoraj, obok Harry'ego.
- Więc nasz piesek nadal ma przywileje, co? - King oparł się całym ciężarem o oparcie krzesła. - Gdybyś należała do mnie, co najwyżej jadłabyś z podłogi. Jeśli ładnie byś poprosiła, oczywiście. - uśmiechnął się szyderczo, gdy zajęła miejsce obok nastolatka.
Nic nie odpowiedziała na tę zaczepkę, kiedyś odpyskowała wampirowi i źle się to dla niej skończyło. Lepiej milczeć i żyć.
Natomiast Harry najwyraźniej nie zdawał sobie z tego sprawy.
- Ale nie jest twoją własnością, więc się zamknij. - warknął nastolatek.
- Coś powiedział, gówniarzu ?! - warknął King, prostując się na krześle. - Już ja cię zaraz nauczę szacunku .....
Adira już wstawała, by zasłonić chłopca, na szczęście Pan Malborn postanowił interweniować.
- Wystarczy, King. - Powiedział groźnym, lecz nadal spokojnym głosem, patrząc na niego ostrzegawczym spojrzeniem.
- Jak sobie życzysz. - King wzruszył ramionami i znów oparł się nonszalancko na oparciu krzesła i sięgnął po puchar, wypełniony świeżą krwią, stojący naprzeciw wampira.
- Ramirez, a ty siadaj. - powiedział Marcus. Lykanka zdała sobie sprawę, że wciąż stoi , więc natychmiast usiadła z powrotem.
Do końca śniadania panowała napięta atmosfera i odczuła ulgę, gdy w końcu Harry skończył jeść i mogli wyjść z jadalni.
- Idź po swoje rzeczy. Poczekam w garażu. - powiedziała do nastolatka.
- Nie trzeba. Wszystkie rzeczy mam w szafce , w szkole. - odparł chłopak, jak zwykle nie uprzejmym tonem.
- Ale kurtki nie. Ruszaj się. - ponagliła i sama poszła po swój płaszcz.