- Masz już wszystko? - zapytał Richi.
- Nie - przeglądałem teczkę z dokumentami. - Nie mam aktu urodzenia... Cholera... Zapomniałem o najważniejszym - uderzyłem się otwartą dłonią w czoło.
- To dobrze, że lecisz do Wiednia w weekend - zaśmiał się.
- Pewnie wrócę dopiero za tydzień... - przytuliłem się do niego.
- I co w związku z tym?
- Nie będziesz za mną tęsknić? - usiadłem tak, aby widzieć jego twarz.
- Oczywiście, że będę - pogłaskał mnie po policzku. - Jak zawsze.
- Ja za tobą też - szepnąłem. - Tak bardzo, bardzo.
- Aż tak? - uśmiechnął się.
- Mhym - pokiwałem głową. Richi pochylił się w moją stronę i złączył nasze usta. Przyciągnął mnie do siebie, więc usiadłem mu na kolanach, zrzucając teczki z dokumentami, potrzebnymi do ślubu, na podłogę.
Dłonie Richiego natychmiast znalazły się pod moją koszulką. Oderwałem się od jego ust i zacząłem składać pocałunki na jego szyi, jednocześnie rozpinając jego koszulę, aby móc całować resztę jego ciała.
Rozdzwonił się telefon mojego narzeczonego. Jęknął i sięgnął po niego.
- Cholera, to z kliniki - mruknął. - Tak? - odebrał, a ja w tym czasie zrobiłem mu malinkę na obojczyku. - Tak... Dobrze. Zaraz będę - oznajmił i się rozłączył. - Dokończymy, gdy wrócę - jego dłoń opadła na mój pośladek. - Masz szczęście, że nie zrobiłeś tej malinki na szyi - pocałował mnie, a potem zszedłem z jego kolan.
- Późno wrócisz?
- Nie wiem - zapinał koszulę. - Mojego pacjenta trzeba reoperować... Nie czekaj na mnie - musnął moje usta po raz ostatni. - Kocham cię, pa.
- Ja ciebie też kocham! - krzyknąłem za nim.