Pov. Andy
Byłem już prawie na miejscu, a dalej nie wiedziałem co miałem powiedzieć Brookowi.
Coraz bardziej zaczynałem się bać, bo przecież już zaczynało mi się tutaj układać.
Nie chciałem by było jak w Londynie...
Gdy wszyscy dowiedzieli się o mojej orientacji, odwrócili się ode mnie.
Zacząłem być prześladowany bo inni nie potrafili mnie zaakceptować.
Mimo, że nikomu nie robiłem krzywdy to i tak wielu osobom przeszkadzałem choćby swoją obecnością.
Na te wszystkie wspomnienia przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz.
Dopiero teraz zaczynało do mnie docierać, że dobrze się stało.
Opuszczając Londyn zamknąłem jakiś rozdział w swoim życiu i cieszyłem się z tego powodu.
Teraz mogłem zacząć od nowa...
to znaczy... wszystko zależałi od tego jak inni będą mnie postrzegać w tym mieście.
Spojrzałem w górę.
Moim oczom ukazała się mała kawiarenka.
Dobrze wiedziałem jak do niej dojść, bo nie raz bywałem w niej z chłopakami.
I pomyśleć, że zaraz świafomie mogę to wszystko zniszczyć...
Stanąłem przed oszkolonymi drzwiami.
W środku, prawie nie było ludzi, może to dlatego, że była pora obiadowa i nikt mądry nie raczy się ciastkami w tym czasie. Chwyciłem klamkę, gotowy do wejścia.
-Dobra Fowler - mruknąłem do siebie.- Sprawdźmy czy możesz mieć tu prawdziwych przyjaciół.- mruknąłem do siebie i wszedłem do środka
W moje nozdrza momentalnie buchnął zapach mieszanki cynamonu i kawy.
Rozejrzałem się, po czym w jednym z boksów, po lewej stronie dostrzegłem Brooklyna machającego do mnie z wielkim nieodłącznym jego elementem- wielkim uśmiechem na twarzy.
Kąciki moich ust znacznie podniosły się na ten widok.
- Cześć, Andy - przywitał się, gdy już podszedłem do stolika i jak to miał w zwyczaju mocno przytulił mnie do siebie. Nie przeszkadzało mi to. Bardzo miłe uczucie.
- Hej, Brookie - odparłem, gdy już przestał mnie dusić. - Długo czekałeś?
- Nie, ale zdążyłem zamówić nam już herbatę i po kawałku ciastka.- spojrzałem na stolik i faktycznie znajdowało się tam zrealizowane już zamówienie.
- Ty to wiesz co dobre - mruknąłem z uznaniem, a blondynek uśmiechnął się na moje słowa.
- No dobrze, ale to - zaczął, wskazując na jedno z ciastek. - Jest dopiero drugi powód dlaczego się tu znajdujemy. No bracie, mów co cię trapi- powiedział i uśmiechnął się zachęcająco.
- Brook...- zawahałem się, a mój wzrok opadł na złączone dłonie.
- Spokojnie, poprostu powiedz - powiedział spokojnie.- Możesz mi zaufać - dodał.
Westchnąłem i jeszcze mocniej ścisnąłem swoje dłonie.
Niemalże na jednym tchu, opowiedziałem mu całą historię, która się dzisiaj wydarzyła.
Wysłuchał całą w skupieniu.
- Spodobał ci się ten chłopak?- spytał, na co ja spuściłem wzrok, nerwowo przeczesując grzywkę, która w jakiś dziwny sposób zaczęła mi bardzo ciążyć.
- Brooklyn - przełknąłem ślinę. - J-ja jestem gejem - dodałem drżącym głosem i spojrzałem na chłopaka.
Było mi już wszystko jedno.
Byłem przygotowany na to, że wstanie i wyjdzie, czy nawet wyzwie mnie od pedałów, ale ku mojemu zaskoczeniua nic takiego nie nastąpiło.
W jednym momencie zeszło, ze mnie całe powietrze.
- Hej, Andy! Zbladłeś. Co jest?- spytał blondynek, wyraźnie zdenerwowany, a ja spojrzałem na niego nie zrozumiale.
- Nie wyzwiesz mnie od ciot? Pedałów? Nie brzydzę cię? Jeśli nie chcesz mnie znać to- Andy ogarnij się głupku! Miałbym cię odtrącić tylko ze względu na twoją orientację?! Czyś ty zwariował do reszty?! Myślisz, że byłbym wstanie to zrobić?- wzruszyłem obojętnie ramionami czując jak przyjemne ciepło rozlewa się po moim wnętrzu.
Blondynek podszedł do mnie i mocno przytulił.
- Andy, nie wiem dokładnie co przeszedłeś w życiu, ale tutaj masz nas. I nie chcę już wiecej w ogóle słyszeć takich głupot- spojrzał na mnie. - Ja jestem bi. Tutaj nikt cię nie odtrąci.
Byłem mu bardzo wdzięczny. Przygotowałem się na najgorsze, a tu okazuje się, że spotkałem osobę, która toleruje mnie takim jaki jestem.
- Dziękuję Brooklyn - chłopak nic nie odpowiedział tylko przytulił mnie mocniej do siebie.- Słyszałeś?- spytał po chwili odklejając się ode mnie.
- Nie - obejrzałem się.- Co dokładnie?- naprawdę nic nie usłyszałem.
-Ta szarlotka to mnie już chyba woła.- powiedział chłopak, zagryzając wargę, spoglądając kątem oka na nasz stolik.
Nie wytrzymałem i parsknąłem głośnym śmiechiem.
- A ty zawsze głodny! - powiedziałem nie przestając się śmiać.
O jakiejś 16 postanowiliśmy się już zbierać, bo i tak przegadaliśmy całe trzy godziny, głownie nabijając się i śmiejąc do rozpuku.
Wyszliśmy z kawiarni.
- Cześć Brook. Fajnie było.
- To co? Do następnego, ale wtedy z chłopakami - mrugnął do mnie porozumiewawczo.
- Jasne - uśmiechnąłem się.
Chłopak na pożegnanie przytulił mnie i złożył na moiam policzku soczystego całusa.
- Pa, Andy - pomachał mi i odszedł, bo mieszkaliśmy zupełnie innych miejscach.
Sam po chwili ruszyłem w kierunku swojego domu.
Już się tak nie denerwowałem, bo z tego co mówił Brook o przyjaciół tutaj nie musiałem się martwić.
Włożyłem słuchawki do uszu i włączyłem jakąś playlistę.
Przyspieszyłem trochę, bo jedyne czego na ten moment chciałem to walnąć się na łóżko i pójść spać.
Mimo iż nic dzisiaj nie robiłem to dużo się wydarzyło, byłem cholernie zmęczony.